Via Appia - Forum

Pełna wersja: Hatzes
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Witaj Archu, wziąłem się za twój kolejny tekst. S-F w klasycznym wydaniu, więc wgryzam się z rozkoszą. Zacznę może od języka. Wiesz, Autorze, mam czasami problemy ze zrozumieniem twoich zdań. Rzeczy proste ujmujesz w fantazyjne słowa, rzeczy brzydkie próbujesz opisać ładnie, a to nie zawsze dobrze wychodzi. Bo po co pisać "Starszy jegomość ujął się w boki, potem obiął brzuch. Z jego ust poczęły wydobywać się dźwięki, jakby zdartej płyty, która lata świetności ma za sobą. Ten kurz, który ją przybrudził zdawał sie i w ustach mężczyzny szarzeć, bieleć, topnieć niczym ultradziwna materia, płynna plazma wszechorbitalna. Ujawnił sięc zawartość swego wnętrza w pełnym spazmów i podrygiwań odruchu, który taniec łasiczki, lub niezdarne ruchy dziecka przypominał..."... skoro można "Mężczyzna zwymiotował nagle w asyście charknięć i jęków". I nagle potem proste zdanie: Oblali mnie jakimś kurewsko zimnym płynem. Harmonia znika jak materia w czarnej dziurze. Postaraj się skupić może na tym, aby przeczytawszy kilka razy tekst wyczuć czy zdania ze soba współgrają, bo tekst ma coś w rodzaju lini melodycznej. Jak coś ci w inm nie gra to znaczy że pojawia się fałsz.

Starałem się otworzyć oczy. Naprawdę. Nie sądziłem, że kiedykolwiek okaże się to takie trudne. Poruszyłem drżącymi dłońmi i powolnym ruchem nakryłem nimi twarz. I wtedy, dopiero naciskając mocno opuszkami na policzki, poczułem zaschniętą skorupę Lunara. Syrop, który miał zasklepić moje rany, stał się podobną do szronu pokrywą przywierającą do skóry. <-- ten akapit jest jakiś dziwny. Zobacz, poszarpane zdania. Jedno nawet od I się zaczyna. To "naprawdę" można wywalić. Następne zdanie oddaje co chciałeś przekazać. Może tak: "Drżącymi dłońmi nakryłem twarz i dopiero wtedy poczułem Lunara, maść regeneracyjną, która zmieniła się na mojej skórze w zaschniętą, przypominajacą szron skorupę.

"Zdrapywałem go z siebie w jakimś chorym spazmie przerażenia. Nie miałem pojęcia, czy robiłem sobie krzywdę – gówno mnie to obchodziło.  " znów to samo. Chory spazm przerażenia. Spazm to coś pojedyńczego, drgnięcie. To zdanie jest kulawe.

"Wszystko podporządkowałem jednemu celowi – zobaczyć to, co mnie otacza. W końcu mogłem rozchylić powieki. Zaczerpnąłem głęboko powietrza i zrobiłem to." <-- kolejna niepotrzebna komplikacja: "Przyświecał mi tylko jeden cel, otworzyć wreszcie oczy i zobaczyć co mnie otacza, gdzie jestem i czy ktoś przy mnie jest." Albo "Opanował mnie jakiś irracjonalny lęk, chciałem jak najszybciej otworzyć oczy, a nie mogłem". To propozycje.

Przejąłem kontrolę nad swoim ciałem wbrew świadomości, wbrew wszechobecnemu uczuciu zagrożenia. Jednak wciąż bałem się, najprawdziwszym strachem, tak realnym, że nie potrafiłem do końca zepchnąć go w głąb siebie. <-- ok ok naprawdę wiem że koleś się bał. Przejął kontrolę ale nie potrafi zepchnąć w siebie, masło maślane. Wcześniej nie miał kontroli nad ciałem? Ktoś nim sterował? Takie masakryczne wbijanie czytelnikowi jaki to straszny ten strach robi się męczące.

To umysł słał mi sygnał ostrzegawczy. 
Uważaj – szeptał.
Tylko, kurwa, powiedz mi jeszcze na co. <-- tego nie rozumiem Autorze, od kiedy to prowadzimy dialog wewnętrzny z przeczuciami?
Czepiam sie strasznie, ale na tym to polega, bo pomaga spojrzeć na swój tekst z nieco innej perspektywy. Nie robię tego celem rozpoczynania jakiejś polemiki.
Przeczucie jest też zazwyczaj rozmytym, pojawiającym się nadle lękiem, tknięciem, niepokojem, ciekawością etc. Reagujemy na nie dość szybko, nawet gdybyśmy chcieli z nim polemizować nie byłoby na to czasu.

 Polecenie potwierdzone, panie Charubin – zadudnił nagle głośnik, który pojawił się nad czytnikiem kodu genetycznego. <-- głośnik sie pojawił? Na pewno go ie było i nagle sie pojawił? I skąd ten czytnik kodu genetycznego? Włącznik nim był? Poza tym dlaczego tam światło nie włącza się automatycznie skoro mają na pokładzie zaawansowaną sztuczną ionteligencję? Tongue To ostatnie pytanie to żart. Hehe... pośmialismy się, idzmy dalej. Wink

To ona pociągnęła mnie do komory, stosując kriomanipulację, do zasklepienia wszelkich ran. I przy okazji przypomniała mi jak się nazywam. <-- jeden przecinek za dużo. Drugie zdaie trzeba przebudować.

Światło przez chwilę mrygając, zaraz zaczęło świecić na całego. <-- "Jażeniówki zamrugały i rozświetliły pomieszczenie nienaturalnie białym światłem? Wink"

Światło przez chwilę mrygając, zaraz zaczęło świecić na całego. Zlustrowałem pomieszczenie i momentalnie zacisnąłem mocno szczęki. Raz jeszcze sięgnąłem do oczu i palcem przejechałem po gładkiej skórze przysłaniającej gałkę. Rozchyliłem powieki i cofnąłem się, nie rozumiejąc. <-- i znów, jakiej skórze?? Co on plecie? Nie lepiej: "Przetarłem oczy w niedowierzeniu."

"- Załoga numer jeden obudziła się trzysta trzydzieści cztery tysiące siedemset dwanaście godzin temu.
- Ile? – wypaliłem.
Nie mogłem się skupić, by to przeliczyć. Sybilla milczała jak zaczarowana." <-- czy SI nie udzieliłaby odpowiedzi na pytanie? A gdy kolo przeliczył SI powiedziała sobie: Potwierdzam. Hehe Wink

 Załoga numer dwa. – Milczenie. – Załoga numer dwa. – mruknąłem znowu. – Stan załogi numer dwa! – Przypieprzyłem w głośnik. – Czy załoga numer dwa ŻYJE?! <-- przeredaguj to, ten fragment dialogu nie może być tak zapisany. I czemu Si nie odpowiadała np budzącym grozę: "Indeks niedostępny", albo "brak danych", albo "Brak dostępu" Wink

Coś zatrzeszczało i równolegle po ścianie zaczęły przesuwać się czytniki, bijące w siebie wiązką laserową.
- Wykrywanie ludzkiej inteligencji – powiadomił mnie układ syntetyczny.
Wcale mnie to nie ucieszyło. Sybilla skanując statek w poszukiwaniu wybudzonych dawała mi jasno i wyraźnie do zrozumienia, że coś tu naprawdę było nie tak. <-- bardzo fajny motyw, ale przesuwające się czytniki? Zaraz wyobraziłem sobie biegające czytniki kas w sklepach Wink

Gdy ruszyłem w stronę wrót, przypominających powieki jakiegoś gada, te otworzyły się z mlaśnięciem.  <-- mlaśnięcie pasuje mi do statku obcych nie ludzkiej jednostki. Grodzie nie otwierają się z mlaśnięciem. Nie otwierają... hehe znaczy na filmach i w grach sie nie otwierają z mlaśnięciem.

opiero po chwili odważyłem się postawić krok za grodzią. Skrzywiłem się, zupełnie niepotrzebnie, oczekując dudnienia czy trzasków. Podłoga jednak nie zareagowała na moje kroki. <-- em, o co tutaj chodzi? O to, że nie było słychać kroków? To może napisz to? Wink Znów przecudaczony opis.

Przeszedłem więc nieco dalej, opierając się plecami o ścianę, wciąż bacznie obserwując budzący lęk zwrot korytarza, jakieś dwadzieścia metrów dalej. <-- że co? Aha chodzi o te uszkodzenia tam w tym zakręcie? No to napisz to! Wink Nie zakręt sam w sobie budził lęk, a uszkodzenia, które były niewiadomego pochodzenia.

Przymknąłem oczy i sięgnąłem do czytnika przy grodzi, nad którą świeciła się tylko lewa część wizjera z numerem dwa. Ową połowę wyznaczało zygzakowate pęknięcie. <-- czyli że poprostu zerknął tam do komory numer dwa...

Nim jeszcze rozchyliłem powieki odurzył mnie fetor, który wentylacja pchnęła mi prosto w twarz. Gdy błysnęło światło lamp przy kokonach, jęknąłem cicho. <-- znaczy że poprzez grodz wentylacja wypchnęła mu fetor w twarz gdy zaglądał do komory numer 2...

Na podłodze leżał napuchnięty trup. Dopiero po paru głębszych oddechach i trwożnym wpatrywaniu się w korytarz, stąpając delikatnie obszedłem zwłoki.  <-- no i mnie masz, zwątpliłem. Trup leży na korytarzu? Więc kolo był ślepy i miał zatkany nos podchodząc do grodzi prowadzącej do komory numer dwa. Inny pomysł, kolo wszedł do komory i tam leżał trup... i o jakie kokony chodzi? Kokon to coś normalnego – czyt. Komora stazy, albo kriostazy dla załogi czy alien? Wracając do paradoksu swądu trupa. Gdzie te zwłoki są? A jeśli w komorze dlaczego nie napisałeś że się w niej znaleźliśmy. Zostawiłeś czytelnika przy grodzi, zaglądającego do komory numer dwa z naszym bohaterem.

Szybkim ruchem zerknąłem na pozostałe kokony – były całe. <-- a wiec jednak jesteśmy w komorze numer dwa. Straszny skrót myślowy Autorze.

Skorupa lunara teraz stała się gąbczasta, całkiem niepodobna w dotyku do skóry. A przecież przed chwilą tarłem weń palcami próbując skupić się i podzielić liczby. <-- przeredaguj to zdanie bo nie bardzo wiadomo o co chodzi.

I znów zaatakował mnie strach, wbijający się w mózg ławicą iskier.  <-- strach nie bardzo objawia się wizualnie, dlaczego więc odwołujesz sie przy jego opisie do wrażeń wzrokowych. Naprawdę ciężko czytelnikowi to poczuć. Strach obiawia się bardziej gastrycznie, dodatkowo pocą się ręce, rodzi się niepokój ale to czujesz w żołądku ewentualnie w okolicach serca. Nie twórz takich opisów bo może i są poetyckie, ale wywalasz czytelnika z klimatu z prędkością skoku FTL Wink

"Dotknąłem delikatnych zgrubień na brzuchu. Przemogłem się i przelotnie obejrzałem własne ciało. Zacisnąłem mocno zęby. Skupiłem się tylko na tym, że nikt mnie nie odział." <-- Archu, co pan astronauta jest szlachcianką na dworze króla Jakuba? Nikt mnie nie odział, oj aj, uj. Moje paluszki i pupcia. Wink

"Charczała, gdy przytulałem ją do siebie. Zaniosłem ją do komory w jedynce – tej która mnie przywróciła do życia. Wsadziłem doń szybkim ruchem i odsunąłem się nieznacznie." <-- czyli porwał kolo wszystkie te żyły ścięgna i inne gówna którymi osoby w kokonach są przytwierdzone (swoją drogą co za nieludzka, nieekonomiczna i mało wydajna technologia przechowywania ludzi) zaniósł z powrotem tam gdzie się wybudził i wrzucił do jakiegoś automatu. Wszystkiego musze się Archu domyślić, bo tego nie opisałeś.

"- Uruchomić komorę numer jeden. Autoryzuję! "<-- co było autoryzacją? Jego głos, czy jakiś kod który podał do czytnika? Nic nie ma.

"jednak jedyna osoba, która je miała, gryzła polery przy wejściu do komory numer dwa." <-- a nie komory numer trzy?

"Stan nerwowego wyczekiwania trwał pięćdziesiąt sześć godzin – liczyłem je przy pomocy klepsydry, którą znalazłem w szafce podpisanej moim nazwiskiem. Gdy odwracałem ten arabski wynalazek po raz dwieście dwudziesty czwarty, zaświergotały aparaty z basenu kriogenicznego." <-- zadziwia mnie ten człowiek. I ten statek. Nigdzie nie ma datownika zegara niczego? Nie miał w szafce zegarka na rękę tylko klepsydrę? Nie miał komputera podręcznego? Nie miał konsolety, pejdżera, transportera teleportacyjnego, grupki świetlików układających się na szkiełku w datę i godzinę? Klepsydrę Archu? Ja rozumiem, pamiątka, zabytek, ot tak coś czym można zaszpanować, ale odwracać klepsydrę dwieście razy siedząc i w zasadzie nic nie robiąc?

"Ale nie – szepnęła świadomość uświadamiając mi z kim mam do czynienia.
Przysiadłem na przytaszczonej z magazynku dowódców skrzyni z amunicją, obserwując ruchy Marii. Starała się nie zwracać na mnie uwagi, ale zauważyłem delikatne drgnienie ramion i chwilę zawahania nad panelem jednego z modułów. W tym ukrywanym strachu i dekoncentrującym stresie dostrzegałem jakieś powiązania między mną, a nią.  " <-- że co? O czym tutaj piszesz Archu? Prosze o tłumaczenie. I ten przerzut akcji. W zasadzie go brak. Nagle pojawia się w ręku człowieka spluwa i skrzynia amunicji która mierzy we wchodzącą babkę do kokpitu ktora nie ma pojecia gdzie jest i stara się ignorować kolesia ze spluwą... masakra jakaś.

"Westchnąłem. Pal licho tę pseudoandroidkę. Przecież cała ta krypa stanowiła wybuchową mieszankę! To skupisko kilkudziesięciu drastycznie różniących się od siebie charakterków, podzielonych na grupy stanowiące pojedyncze zmiany, aż śmierdziało nacjonalistycznym..." <-- dobra rada, Archu, zastanó się co chcesz przekazać w tym akapicie i przepisz go jeszcze raz. Bo czyta się to bardzo ciężko i nie bardzo wiadomo o co chodzi. Może jakieś niezbyt długie wprowadzenie w sytuacje polityczną przed odlotem?

"Sybilla po rozmowie z samą sobą stwierdziła, że jako zespół mogliśmy robić co chcemy. Czyli w praktyce – otworzyć oczy. Aby to zrozumieć trzeba dodać do siebie pobudkę na pustym statku, oderwanie od setek żył i tętnic, śmierć kapitana i tajemnicze wybrzuszenie we wrotach pod trójką i nagle tak prozaiczne pragnienie staje się logiczne. " <-- kolejny opis z kosmosu. O czym tu mowa, hę?

"nawet ja, krzywiąc usta w charakterystycznym półuśmiechu." <-- wiesz jak ktoś opowiada o osbie to raczej nie mówi o tym jak wygląda gdy coś robi. To takei troszke nienaturalne i zbędne.

Opanowała nas gorączka wiedzy. Chłonęliśmy informacje o świecie za jednolitą osłoną szyb z wydajnością starych, dobrych PC-tów. Prace trwały cały dzień, z małymi przerwami na posiłki.  <-- znaczy że szybko czy wolno? Kto chłonął? Statek i jego czujniki czy załoga zbierająca i analizująca dane. Nietrafne porównanie, wprowadza zamęt. Pomyśl nad lepszym.

Obserwowałem ją z niespotykanym obiektywizmem. Analizowałem, łączyłem, stwarzałem sieć wniosków i podejrzeń, czyniąc to nawet podświadomie. Co ciekawe, ani przez moment nie starałem się przeanalizować samego siebie – choć podświadomość słała mi sygnały, że to wszystko na pokaz, by uśpić sumienie, zatrzasnąć strach gdzieś w okowach monotonnej roboty. I trudno mi było się z tym nie zgodzić. Chyba naprawdę pracowałem jak bezrozumna maszyna, wyzzuta z empatii, z tego co człowiecze. Na piedestale stawiałem obiektywizm i misję.
W końcu jednak pokonała mnie ciekawość. Nim się zorientowałem już stałem przy Fredzie. <-- opis niejasny. CO mu szeptała podswiadomość, dlaczego zagłuszał sumienie, o co podejrzewał ludzi, co robił na pokaz i na pokaz dla kogo? Opis nie ma kurcze sensu... Archu, co ty brałeś pisząc to opowiadanie?

Zauważyłem kilka ciekawostek, ale nie zwracałem uwagi na choćby częste drżenie lewej części ciała mego malinowookiego przyjaciela. Akurat w tym wypadku znałem przyczynę. Ale podobne zaburzenia zauważyłem także u Tati i Lisy. U siebie zresztą też. Z każdą minutą nabierałem pewności, że lewe dłonie płatają nam figle. Chciałem o tym powiedzieć, ale hipotezy odnośnie skutków wegetacji przewidywały takie rzeczy, więc nie było żadnego sensu gadać o objawach, powikłaniach czy syndromach. Wszystko przecież miało wrócić do normy. <-- nie zwracał na to uwagi a opowiedział o tym cały akapit. Czyli możę jednak zwrócił uwagę? Logika.

Prychnęła, co chyba miało oznaczać rozbawienie, i usadowiła się przy okrągłym stole, jakieś sto dziesięć stopni ode mnie. Wtedy zobaczyłem co chciała zjeść. <-- dlaczego stopni? Czemu nie parseków kurcze... pisz normalnie. Nie udziwniaj. Archu to jest klucz. Pisać o rzeczach skomplikowanych językiem strawialnym, nie tracąc przy tym harmonii i estetyki. Widziałeś możę cykl filmów o Ani z Zielonego Wzgórza? W trzeciej chyba części Ania strasznie obraziła się na Gilberta, bo skrytykował jej tekst jako nazbyt podniosły, wypchany masą dziwnych wyrazów. Stwierdził że ludzie czegoś takiego nie chcą czytać, bo w ten sposób nikt nie mówi. Zacytował dialog z tekstu Ani: "Czy zechcesz podarować mi swą podwiązkę o najpiękniejsza z pięknych." i parsknął delikatnym śmiechem. Dlaczego o tym mówię? Bo tutaj jest tak samo.

To na razie tyle. Powiem tak, Autorze. Tekst ten pisałeś chyba dużo dawniej niż Chat z Archaniołem. Bo powiem że jest poprowadzony zdecydowanie gorzej. Opisy sa kosmiczne, często gubisz logikę. Narrator bredzi dość często. Gramatyka dużo słabsza, a niektóre akapity wymagają nie tyle korekty a napisania na nowo. Temat interesujący, kojarzy mi się z czymś, aczkolwiek jeszcze nie wiem z czym. Elementy technologiczne są ale mało wyraźne, jakbyś bał się używać istniejących już pojęć. Podsumowując po przeczytaniu tego rozdziału: masz sporo pracy.

I jeszcze jedno. Nikogo jak dotąd nie zainteresowała przyczyna awarii? Przyczyna uszkodzeń w korytarzu, nienaturalne wybrzuszenia na grodzi numer trzy? Czy wrzuciłeś to tylko dla picu, żeby zrobić klimacik jak w Half Lajfie.

Pozdrowienia, mam nadzieję, że moja pisanina na coś ci się przyda. W wolnej chwili wezmę się za rozdział drugi.
Ała!
Chris, nie masz roboty w domu?!

Obejrzę, zobaczę, przejrzę, naturalnie, tylko dajcie mi zdać maturę Big Grin

Pozdrawiam, spotkamy się tu jeszcze Smile

PS: między chatem a hatzesem jest rok różnicy. Hatzes jest starszy.
Stron: 1 2