Via Appia - Forum

Pełna wersja: Kotoćpacz
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Kotoćpacz

Marek siedział na niedużej, czerwonej pufie otoczony kłębami dymu z własnych papierosów i gapił się na zgrabny, wypięty tyłek Eweliny. Gdyby nie stare, nieco brudne dżinsy opinające pośladki dziewczyny, byłaby to najprawdopodobniej najpiękniejsza dupa na świecie. Dziewczyna majstrowała coś przy dziwnej maszynce leżącej na podłodze.
- Może ruszysz swoją słodką dupcię i mi pomożesz, skurwysynu? - Rzuciła w stronę Marka nie odwracając nawet głowy.
Miała piękny, melodyjny głos, długie blond włosy sięgające jej do połowy pleców gdy stała, oraz ogromne, piwne oczy. Chodziły słuchy, że mangacy wzorują się na jej oczach. Była młoda, niedawno skończyła 25 wiosen, lecz życie w tej kamienicy nieco ją postarzało.
- To nie ja to zepsułem – odpowiedział Marek odpalając kolejnego papierosa.
- Zasraniec.
Maszyna którą naprawiała Ewelina była dość małą, czar- ną skrzynką, większości ludzi sięgałaby mniej więcej do kolan. Miała jeden wielki otwór, oraz dwa malutkie.
- Kurwa, ty to naprawiasz czy się z tym dymasz?
- Myślisz, że to tak łatwo? Powinieneś się cieszyć, że ja to zbudowałam, wy pewnie nawet nie wiedzielibyście co się zjebało.
- Gdybyś jej nie wypłaciła kopa to nie byłoby teraz tego cyrku.
- Wiesz, czyja to wina? Twoja skurwysynu! Chciałeś mnie wydymać na 100 różnych sposobów, tak mówiłeś!
Ewelina ciągle nie odwróciła się w stronę Marka.
- Oj, przecież wiesz, że sobie żartowałem.
- Nie wydaje mi się, byłeś napalony jak cholera, nawet mi cycki wymacałeś, musiałam się w końcu wkurwić, nie?
- Ale musiałaś pociągnąć maszynce z buta?
- Miałam rozładować wkurwienie na tobie?
Nastała dłuższa chwila ciszy.
- Dobra, powinno działać – Ewelina klasnęła w dłonie.
- No, nareszcie. Teraz zostało nam czekać na Jurasa.
Dziewczyna w końcu odwróciła się do niego twarzą, ale nie patrzyła mu w oczy, miała rozbiegany wzrok.
Ciszę w pokoju zakłócały tylko odgłosy zza okna, dostar- czane przez wiatr razem ze świeżym powietrzem. Twarz dziewczyny była delikatna a mała blizna na poliku tylko dodawała jej uroku. W takich chwilach po głowie latają setki myśli, ale żadna nie chce wylecieć z ust. Siedzieli więc w milczeniu, on na pufie, ona na podłodze, aż wreszcie usłyszeli zgrzyt zamka w drzwiach.
- Naprawione? - W pokoju zahuczał gruby bas.
- Spokojnie, wszystko działa – powiedział Marek. - Masz koty?
- Mam tylko jednego, skurwysyny gdzieś się pochowały.
- Jeden wystarczy, najwyżej potem poszukamy innych.
Do pokoju wszedł barczysty, ciemnowłosy mężczyzna z workiem w ręku. W starym worze coś desperacko próbowało wydostać się na zewnątrz, prychając co chwila i głośno miaucząc, lecz silna ręka Jurasa pewnie ściskała worek.
- Dawaj go tu – Marek wstał i podszedł do maszyny.
Po chwili przy urządzeniu stała już cała trójka.
- Dobra, zaczynamy.
Juras przysunął worek do największego otworu w ma- szynce, a Marek pod mniejsze podłożył niewielki talerzyk.
W chwili gdy wór został nieco poluzowany, z środka wyskoczył kot, dla którego jedyną drogą ucieczki był otwór prowadzący do wnętrza maszynki. Nie minęła nawet sekunda, gdy z jej wnętrza zaczęły dochodzić piski kocura, warkot trybików oraz buczenie silnika. Po chwili wszystko ucichło i na talerzyku wylądowały trzy niebieskie pigułki.
- Nareszcie – powiedział Marek zaciągając się papierosem. - Weź tam Ewelina wodę i szklanki z kuchni przynieś.
Dziewczyna bez słowa skierowała się w stronę niewielkiego pomieszczenia które w tym domu robiło za kuchnię.
- Naprawdę chciałem ją ostatnio wydymać na 100 różnych sposobów? - Zapytał Marek gdy dziewczyna zniknęła za progiem kuchni.
- No.
- Wiesz, że bym tego nie zrobił.
- Wiem.
Po chwili dziewczyna wróciła niosąc butelkę wody mineralnej i nieco brudne szklanki.
- No to wasze zdrowie – zahuczał Juras, po czym łyknął tabletkę i zapił potężnym łykiem wody opróżniając prawie całą szklankę.
Pozostała dwójka zrobiła to samo.
- Cholera, nienawidzę tego smaku. Mam wrażenie, że połykam ciepłe gówno – powiedział krzywiąc się Marek.
- Skąd wiesz jak smakuje gówno, a do tego ciepłe? Jadłeś? - Zapytał Juras.
- Nie, ale jadłem zimną pizzę z tuńczykiem która też ma smak sraki.
- Nigdy nie jadłem pizzy z tuńczykiem, dobra jest?
- Zimna jebie gównem, ciepła szczochami. Nie polecam.
Przez następne 15 minut cała trójka milczała. Marek usiadł na pufie, Juras rozłożył się na starej sofie, a Ewelina znów usadowiła się na brudnej podłodze.
Nagle w mieszkaniu rozległ się pełen przejęcia głos dziewczyny.
- O Boże, zajebaliśmy kota!
- No – powiedział leniwie Marek wpatrując się w jeden punkt na suficie. - Ten sierściuch jest już martwym skurwysynem.
Juras milczał gapiąc się otępiałym wzrokiem w sufit.
- Jesteśmy mordercami, pierdolonymi bestiami – powiedziała cicho dziewczyna.
- Jakoś nie myślałaś o tym gdy mordowaliśmy wcześniejsze koty – odezwał się Marek. - Nie wspominasz o tym nawet gdy zgniatasz karaluchy w naszej łazience. Uwielbiam patrzeć jak je miażdżysz...
- Przestań – przerwała mu Ewelina. - Gdybym wymyśliła maszynę która z ciebie robi dragi, to inaczej byś śpiewał.
- Założę się, że jedna tabletka z mojego trupa byłaby dla was złotym strzałem – chłopak roześmiał się głośno.
Dziewczyna nie otworzyła nawet swoich słodkich ust aby mu odpowiedzieć.
Kolejne godziny minęły im na bezsensownych rozmowach, podziwianiu wytworów własnego mózgu oraz piciu wody, ponieważ po kocich tabletkach strasznie suszyło. Wreszcie wykończeni rozmowami o sensie życia i światach astralnych, zasnęli, Marek i Ewelina na podłodze, Juras rozjebany na sofie. Około północy dziewczyna obudziła się nagle, po czym zaczęła coś grzebać w maszynie. Gdy skończyła, zegar w centrum miasta wybijał godzinę drugą.
Nad ranem pierwszy zerwał się Juras, była mniej więcej ósma. Podrapał się po jajach i ruszył nieco chwiejnym krokiem w stronę kuchni. W lodówce znalazł trochę ugotowanego oraz zimnego już ryżu, ogórka i dwa plasterki szynki. Skonsumowanie tego zestawu zajęło mu nie więcej jak minutę. Chwilę po tym jak jedzenie wylądowało w jego żołądku, z podłogi podniosła się Ewelina. Potoczyła mętnym wzrokiem po pokoju, aż w końcu zauważyła maszynkę. Wstała bez słowa i poszła do kuchni.
- Cześć – powiedziała nie patrząc nawet w stronę Jurasa.
- Mhm – odparł chłopak który był akurat pochłonięty jedzeniem niedokończonego jabłka które znalazł na stole.
Dziewczyna wyciągnęła z szuflady największy nóż jaki znajdował się w mieszkaniu, przejrzała się w nim, po czym ruszyła z powrotem do pokoju.
Gdy znalazła się znów w małym pomieszczeniu które nazywano pokojem, stanęła na chwilę, spojrzała na sufit, następnie na maszynkę, po czym podeszła na palcach do śpiącego jeszcze Marka. Stała przy nim chwilę, a następnie kopnęła go z całej siły w udo. Chłopak jęknął z bólu.
- Wstawaj skurwysynu – powiedziała.
Po chwili patrzyli sobie w oczy, on w jej piękne i wielkie, ona w jego małe, zamroczone i brzydkie.
- Mamy nowego kota – pierwsza odezwała się dziewczyna chowając nóż za plecami.
- Gdzie, nie widzę.
- Tutaj – Ewelina szybkim ruchem przejechała nożem po gardle chłopaka. Marek nie zdążył wydać nawet najmniejszego pisku, gdy z jego szyi pociekła szkarłatna i ciepła krew. Martwe ciało upadło wprost pod nogi dziewczyny. Ewelina odczekała chwilę aż posoka przestała wypływać z Marka, po czym zajęła się odcinaniem jego głowy. Szło jej strasznie powoli, w końcu nóż kuchenny to nie gilotyna.
W tym czasie Juras wypijał piwo które znalazł w szafce, co prawda było cholernie ciepłe, ale po wypiciu na dwa łyki nie bardzo dało się wyczuć jego okropny smak. Po dokładnym zbadaniu lodówki, w żołądku Jurasa wylądowały jeszcze resztki starej kiełbasy oraz odrobina pasztetu.
Ewelina w końcu uporała się z Markiem i siadła swoim pięknym siedzeniem na podłodze, patrząc się wprost w martwe oczy chłopaka. Teraz wydawały jej się być przepełnione mądrością, wręcz boską wiedzą, jakby ten skurwiel nagle odkrył sens życia. Zabawne, zwłaszcza, że jego ścierwo zaczynało już blednąć.
Dziewczyna wzięła odciętą głowę i wrzuciła ją do maszynki. Zafurkotało, zgrzytnęło, ale po chwili na podłodze wylądowało 7 tabletek.
- Przynajmniej nic nie piszczało – powiedziała do nich.
Przeczytałam kawałek z początku i... odrzuciło mnie. Bo?
Bo wulgarne.
Mocno wulgarne, aż do przesady. Rozumiem ze miało to służyć budowaniu odpowiedniej atmosfery, ale ich jest po prostu za dużo.
Tematyka i pomysł niezwykle orginalny i ciekawy, nieźle napisane.
Współczuje tylko tym biednym kotom (nie lubie jak się zwierzęta zabija).
Jedyne moje "ale":
"długie blond włosy sięgające jej do połowy pleców gdy stała" - wydaje mi się, że to "gdy stała" jest zbędne.
Dobrze mi się czytało, wczułam się w klimat. Pomysł bardzo dobry. Bardzo dobrze napisane. Nie mam się do czego przyczepić.
Wink)


(Kota mi nie żal bo skoro jem świnki i małe krówki to co to za różnica czy to kot czy pies ;p Chociaż nigdy nie próbowałam Wink)
Bardzo ciekawy pomysłSmile zakonczenie, aczkolwiek z jednym zgrzytem, świetne. Opowiadanie wulgarne i brutalne, ale dzięki temu ma niesamowity klimatSmile

"była dość małą, czar- ną skrzynką,","największego otworu w ma- szynce" te myślniki są celowe? Bo jeśli nie, to nie powino ich być.

A teraz zgrzyt. Od poderznięcia gardła nie umiera się w pięć sekund. A juz napewno nie w milczeniu. Takie rzeczy to tylko na filmach. W rzeczywistości mija kilka minut zanim następuje utrata przytomności w wyniku niedotlenienia mózgu. W tym czasie ofiara krztusi się własną krwią, rzęzi i charcze.
Faktycznie, jest trochę wulgarne bo takie miało być Big Grin
Myślników nie zauważyłem, bo kopiowałem z Worda i tak wyszło.
A co do podrzynania gardła to niestety, nie miałem przyjemności widzieć na żywo Big Grin
Chcesz znać moje zdanie? Na pewno nie znaczę tyle co Kot albo Janko, nie mam tak dużej wiedzy warsztatowej jak Triss czy Danek, ale większość się jako tako z moimi komentarzami liczy, więc zobaczymy.
Primo: koty. Co ludzie mają do kotów? Nie mam pojęcia. Ale jak czytam kolejny tekst o zabijanych kotach, to nie tylko mnie mdli, ale też czuję się znudzony, bo naprawdę jest tego za dużo. Może dla odmiany tekst o ślimakach? O mordowanych biedronkach? Gwałconych osłach? Co wy do cholery macie z tymi kotami?!
Secundo: wulgaryzmy. Mnie nie odrzuciły, patrz moje opowiadanie "Śnieżka". Jednak... Było ich stanowczo za dużo. I rozumiem, żeby występowały w samych dialogach, ale że jeszcze narrator? Nu nu nu. Nie tędy droga, dzięki temu miałem wrażenie, że nie tylko bohaterowie to debile, ale też, bez urazy, autor nim jest.
Tertio: fabuła. Nie spodobała mi się. O co w tym chodzi? O bezduszności? O dragach? O zabijaniu dla dragów? Czy o tym, że najwyraźniej wszyscy ci bohaterowie nie byli na tyle uzależnieni od dragów, co chorzy psychicznie. Nie wiem i nie zamierzam się domyślać. Nic specjalnego w tej historyjce nie było. Żadnej, powiedzmy, życiowej prawdy, żadnego pouczenia, żadnej nauki, ani nawet żadnego wniosku. A nie lubię prac, które nie niosą ze sobą wniosków. Może to za dużo Sapkowskiego, Piekary, Dukaja i reszty świetnych polskich pisarzy, ale niestety tak jest. Opowiadanie mi się nie spodobało i tyle.
Co do warsztatu to nie było źle. Nie zauważyłem nic ponadto, co wymieniono już wcześniej. A myślników nie stawiaj, bo forum i ogólnie rzecz biorąc, komputer, przenoszą tekst automatycznie, więc bez obaw, nikt ci tu kawałka tekstu nie utnie ;p