Via Appia - Forum

Pełna wersja: Czarna Woda
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
No cóż, nowe opowiadanie, w realiach mojego wspaniałego, autorskiego multiversum. Typowa fantastyka nienaukowo-rycersko-magiczne, z małym zboczeniem w kierunku postapokaliptycznym.
Uwaga - początkowe polowanie na komara itd. odbywa się na postoju pozamkowym... trochę kiepsko to opisałem, sorry.
______________________________________

Oficer kichnął głośno. Nie pasował mu tutejszy klimat. Czarna Woda nigdy nie była miejscem przyjemnym, nawet przed Kataklizmem. A teraz, wraz z piętnastoma żołnierzami, znajdował się w samym jej środku.
Znowu kichnął i zaklnął głośno. Muszę mieć na coś alergie, pomyślał. Wtedy poczuł ukłucie na plecach, pod zbroją. Usiłując sięgnąć tam i zabić komara, zaczął tańczyć jakiś wariacki taniec. Po chwili poddał się i pozwolił owadowi na picie jego krwi. Gdy przebrzydły krwiopijca skończył posiłek i wyleciał, żołnierz trzepnął go ręką. Komar zmienił się w krwawą plamę.
Wkurzony solidnie porucznik z armii Pięciu Królestw, rozejrzał się po namiocie. Jako dowódcy całej tej durnej wyprawy, przysługiwał mu porządny egzemplarz, duży na tyle, by zmieścił tam się sensownej grubości materac i malutkie krzesełko. Można też było chodzić w nim w pozycji wyprostowanej. Niegdyś, byłby to namiot absolutnie prymitywny i nienadający się dla oficera. Po Katakliźmie był szczytem luksusu.
Opadł ciężko na krzesło, które zapadło się nieco pod jego ciężarem. Zaklnął ponownie – te bagnch już się utopiło. Paru innych wyciągnięto na czas, ale błoto, którego z powodu braku wody niea pożerały wszystko. Co rano musieli wyciągać z niego kawałki namiotów i, co smutne, ludzi. Dwó można było zmyć, po wyschnięciu utworzyło na nich skorupę, której nie udało się do końca usunąć. Śmierdzieli i drapali się. Jeden paznokciami zamiast błota przerył skórę i zmarł dwa dni później na jakieś bagienne choróbsko.
Porucznik westchnął ciężko. Pięc Królestw chciało tędy przerzucić milion ludzi. Nie potrafił sobie tego wyobrazić – było pewne, że większość z nich umrze po drodze. Utopieni, zabici przez gorączkę, albo pożarci przez tutejszą faunę – i florę, która też bywała agresywna. Inną sprawą był absolutny brak innych możliwości. Milion ocalałych kotłował się w Dolinie Szarych Drzew, niegdyś wyznaczającej północną granicę Techeronu. Na wschód – nienadające się do życia pustkowie, przed końcem świata znane jako Pięć Królestw. Północ – góry nie do przejścia. Południe – pole bitwy między Potworami, wyłażącymi z ruin Techeronu i niedobitkami armii wspomnianego miasta. Niedobitkami stale wyrzynanymi i przekształcanymi na swoje podobieństwo przez monstra, złapanymi w pułapkę między bestiami i Doliną Szarych Drzew – i milionem głodujących i nienawidzących ich ludzi. Nie mieli szans, ale zarazem byli jedyną nadzieją żałosnych resztek Pięciu Królestw. Ich desperacki opór powstrzymywał Potwory i dawał milionowi ludzi szansę na ucieczkę na zachód, na Czarną Wodę, a potem na południe, na wyspę Teliel, spustoszoną, ale nadającą się do życia. A oni mieli znaleźć bezpieczną drogę.
Szybko zorientowali się, że w tym miejscu nie ma ścieżek, wystarczająco stabilnych by puścić nią ten ludzki strumień. Ci idący po pierwszym tysiącu, musieliby nią płynąć, co biorąc pod uwagę agresywność wodnej fauny i flory byłoby samobójstwem. Porucznik pięciokrotnie informował o tym coraz bardziej spanikowane dowództwo, za pośrednictwem lekko zbzikowanego czarownika, dołączonego do jego drużyny, zanim to do nich dotarło. Plany się zmieniły. Po znalezieniu drogi, do Czarnej Wody mieli wkroczyć żołnierze i budowniczy, Ci pierwsi mieli pilnować tych drugich, a drudzy – zbudować przeprawę. Porucznika to rozśmieszało – kładka długa na dwieście kilometrów ! Surowiec już zbierano, w Dolinie Szarych Drzew prawie już nie było drzew, od których wzięła ona swą nazwę. Generał Edvar Tervak, jeden z nielicznych ocalałych po Katakliźmie oficerów wysokiego szczebla, znany z wisielczego poczucia humoru, skomentował to słowami : "Przynajmniej będziemy mieli czym walczyć". Była to bolesna prawda – na Potwory tłuczenie deskami i pałkami działało w równym stopniu, co cięcie ich mieczami. "Skuteczny" opór wojsk Techeronu polegał głównie na wciąganiu małych grupek tych potwornych istot w pułapki, najczęściej dziury w ziemi wypełnione kwasem. Mało wydajne i niebezpieczne : z początkowych stu tysięcy żołnierzy, trzy lata walk przetrwało niecałe dwa i pół tysiąca. Ich opór się kończył – zanim zginą ostatni, oni muszą być w Telial.
Z dwustu kilometrów zostało im niecałe dwadzieścia. W normalnym terenie spacerek, w Czarnej Wodzie droga przez męke. Napędzała ich już tylko myśl o kąpieli w morzu i świeżym jedzeniu (na bagnach prawie wszystko było trujące).
Poprzednią noc spędzili w zamku. Porucznik nie miał pojęcia, jak ktoś zdołał go tu zbudować. Nie mógł nikogo o to spytać, bo warownia była pusta i mocno podtopiona. Lochy były już całkowicie zalane, a na parterze woda sięgała do kolan. Jeszcze parędziesiąt lat i cała forteca zniknie w Czarnej Wodzie. Wnętrze było całkowicie splądrowane, nawet mebli nie było – pewnie uchodzący z niej właściciele zabrali wszystko, co się dało. Na szczęście, piętra były suche i można się było porządne wyspać.
Jeden z żołnierzy zaproponował umycie "zbłoconych" w wodzie w głównej sali. Porucznik odmówił – w wodzie na tych przeklętych bagnach pełno było mikroskopijnych żyjątek. Może byliby czyści, ale umarli by przez pasożyty. Krótkotrwały pobyt dało się przeżyć, ale mycie z pewnością doprowadziłoby do zarażenia. Żołnierze przyznali mu rację i porzucili pomysł.
Rano zabrali swoje rzeczy i wyruszyli. Zanim opuścili zamek, przybili nad wejściem tabliczkę z napisem POSTÓJ i strzałką oznaczającą kierunek dalszego marszu. Były to instrukcje zarówno dla budowniczych, jak i dla uchodźców. Ruszyli zgodnie z jej wskazaniem i zagłębili się w bagno. Parę godzin później miał miejsce wypadek. Jeden ze "zbłoconych" wrzasnął nagle i wpadł twarzą w wodę. Zanim ktoś zdołał go wyciągnąć, coś wciągnęło go głębiej. Przez chwilę kotłowało się tam potężnie. Gdy już się uspokoiło, na powierzchnię wypłynęła oderwana na wysokości łokcia ręka.
Zostało ich szesnastu.
Wkrótce po wypadku, zaczęło się ściemniać. Noc w Czarnej Wodzie zapada błyskawicznie, zatrzymali się więc na pierwszej "wyspie" wyglądającej na dostatecznie stabilną, by dało się tam rozbić obóz. Porucznik wyznaczył warty i położył się spać. W środku nocy obudził się jednak. Spróbował zasnąć ponownie, jednak bez specjalnych sukcesów. W końcu zaprzestał starań, usiadł na krześle i zaczął myśleć. Wspominać. Walczyć z komarami. Kichać.
Po pewnym czasie postanowił przejść i skontrolować warty. Jak się okazało, nie miał im nic do zarzucenia – wartownicy chociaż wyczerpani, nie dawali się pokonać chęci spania. Wkrótce zresztą mieli ich zmienić inni żołnierze. Zdecydował się wrócić do swojego namiotu i spróbować zasnąć raz jeszcze. W pewnym momencie, gdy akurat przechodził skrajem wyspy "coś" zobaczył.
To "coś" maszerowało w głębi bagien, ledwie widoczne w nocnych ciemnościach, po "trasie" równoległej do tej, którą oni wybrali. Było wysokie i straszliwie chude. Kończyny miało nienaturalnie cienkie i długie. Głowę wydłużoną, szarą i z dwoma świecącymi lekko na czerwono oczami.
Stwór nie zauważył obozu, ani przerażonego porucznika i zniknął w głębi bagien.
Oficer był blady jak ściana. To nie był zwykły potwór. To był Potwór, jeden z tych które wyłażą z przeklętego Techeronu, od czasu Kataklizmu !
Natychmiast odwrócił się i zaczął budzić spiących żołnierzy, oraz zwoływać wartowników. Wszyscy zebrali się w jednym miejscu, a wtedy porucznik powiedział im, co widział. Byli przerażeni. Obecność potwora tak daleko od Techeronu oznaczała, że linia obrony niedobitków armii tego miasta mogła paść. Oficer natychmiast nakazał skontaktowanie się z dowództwem armii.
Drużynowy czarownik przez parę minut mamrotał coś monotonnie, po czym wyszeptał, że można mówić. Komunikacja wyglądała tak : porucznik mówił, czarownik słuchał i przekazywał swojemu koledze o fachu, który towarzyszył dowództwu. I odwrotnie.
Wieści przeraziły generałów Pięciu Królestw. Szybko jednak doszli do wniosku, że gdyby linia obrony oddziałów Techeronu rzeczywiście padła, to już by nie żyli. Potwór musiał przedostać się przez nią i błąkąć bez celu po pustkowiach, aż trafił na nich. Rodziło to jednak pewne zagrożenie. Te monstra w jakiś sposób "przekształcały" swe ofiary na swoje podobieństwo. Gdyby spotkało to żołnierzy, powstałe Potwory wystarczyłyby do uczynienia pomysły ucieczki na Teliel niewykonalnym.
Generałowie kazali kontynuować wyprawę i... uważać. Ta istota, jeśli naprawdę ich nie zauważyła, mogła już być daleko. Mogła.
Porucznik powiedział, że zrozumiał rozkazy. Czarownik zerwał połączenie. Dopiero wtedy dowódca tej wariackiej wyprawy zaklnął głośno. Głupota zwierzchników momentami go przerażała. Po cholerę mu przypominali o uważaniu na siebie ? Po tym, co zobaczył, on i jego żołnierze przejdą najbliższe pare kilometrów z dłońmi na rękojeściach mieczy !
Świtało już, zatem nie czekali dłużej w obozie. Złożyli namioty i ruszyli dalej.
Wyruszyli w szyku, wypracowanym w trakcie długotrwałej wędrówki po bagnach. Przodem maszerowali dwaj myśliwi z Rozlewisk, którzy do armii Pięciu Królestw zaciągnęli się po Katakliźmie który zniszczył ich domy. Byli cholernie przydatni, bo umieli znajdować drogę nawet w takim piekle na ziemi, jak Czarna Woda. Wiedzieli jak się poruszać na bagnach. Na końcu szli dwaj żołnierze, którzy też zaciągnęli się po Katakliźmie. Wcześniej byli leśniczymi, albo kłusownikami – porucznikowi nie udało się tego dowiedzieć na pewno, bo co chwila zmieniali wersję... Radzili sobie w tym terenie, ale nie tak dobrze, jak bagienni myśliwi. Środkiem szedł dowódca, czarownik i dziesięciu żołnierzy. Zbieranina z wszystkich Królestw, w większości zmobilizowane chłopstwo i mieszczaństwo. Wyjątkiem był dowódca, rodzinnie powiązany z kilkoma pomniejszymi rodami szlacheckimi i czarnoksiężnik – magików tradycyjnie nie zaliczano ani do chłopstwa, ani do mieszczaństwo, ani tym bardziej do rycerstwa lub duchowieństwa. Członkowie tej grupy nie radzili sobie w Czarnej Wodzie – w tej kwestii słuchali myśliwych. Dźwigali sprzęt i zapasy, rozbijali i strzegli obozowiska, zajmowali się też rozkładaniem co kawałek tabliczek z instrukcjami dla budowniczych i uchodźców.
Byli już na skraju Czarnej Wody. To było widać – z każdą godziną ziemia była coraz stabilniejsza, roślinność bagienna rzadsza, a woda – bardziej przezroczysta. To dodawało im skrzydeł. Koło południa porucznik uznał, że Potwór musi już być daleko, można zatem nieco złagodzić środki ostrożności. W efekcie, gdy zdecydowali się rozbić obóz, oficer oceniał, że przeszli mniej więcej dziesięć kilometrów. Połowę pozostałego dystansu ! W obozie panował radosny nastrój. Jutro, najdalej pojutrze, mieli się kąpać w morzu ! Porucznik skontaktował się z dowództwem. Generałowie również się ucieszyli, tym bardziej, że w Dolinie Szarych Drzew i w okolicach Techeronu sytuacja nie była dobra. Uchodźcy głodowali. Potwory atakowały zaciekle – ostatniej nocy przeprowadziły zmasowane uderzenie i znalazły kilkanaście kryjówek, używanych przez żołnierzy armii Przeklętego Miasta. Ataki odparto, głównie dzięki pułapkom jakich pełno było w tych bazach, ale obrońcy ponieśli horendalne straty – obserwujące ich oddziały zwiadowcze Pięciu Królestw oceniały, że zginęło od trzydziestu do pięcdziesięciu procent żołnierzy Techeronu. Czas się kończył, zatem generałowie nakazali rozpoczęcie budowy przeprawy.
Czarownik przerwał połączenie. Porucznik pożegnał go i ruszył do swojego namiotu. Przechodził akurat skrajem obozu, gdy nagle jego noga nie znalazła ziemi. Zaskoczony, stracił równowagę i łupnął ciężko o ziemię. Gdy wstał i rozejrzał się, szybko stało się jasne w co wdepnął. W olbrzymi ślad stopy czegoś, co przypadkowo trafiło swoją nogą w miekki fragment terenu i nieco się zapadło.
Potwór był w obozowisku.
Ruszył biegiem w głąb obozu i krzyczał. Obudzili się śpiący żołnierze. Wartownicy ruszyli w kierunku źródła dźwięków. Gdy wszyscy się zebrali, porucznik odetchnął – nikogo nie brakowało.
Wyjaśnił im, co zobaczył. Przestraszyli się. Bagienni myśliwi poprosili, by pokazał im te ślady. Zgodził się i poprowadził ich tam. Gdy dotarli, nagle okazało się, że nie są sami. Potwór pojawił się za ich plecami. Rozszarpał dwóch żołnierzy, zanim reszta zorientowała się, że ktoś ich atakuje. Jeszcze jeden zginął, nim dobył broni. Pozostali rzucili się na istotę. Nie mieli szans. Rany zadane Potworowi leczyły się natychmiastowo. Żołnierze ginęli, rozrywani na kawałki. Mag po parunastu sekundach mamrotania cisnął w bestię kulą ognia, jednak bez wyraźnego efektu. Wkrótce, żył już tylko porucznik, czarownik i myśliwi z bagien, którzy przezornie trzymali się poza zasięgiem bestii. Potwór stał nad brzegiem wyspy, otoczony zmasakrowanymi ciałami. W jego ciele tkwiło wiele mieczy i strzał. Nie zwracał na nie uwagi. Obserwował ludzi i cicho syczał.
Za jego plecami coś wciągnęło jedno z ciał w wodę.
W tym momencie porucznik podjął decyzje. Ruszył do przodu, minął cofających się ze strachem w oczach myśliwych i rzucił się na Potwora. Ten mógł go spokojnie poszatkować na kawałki, ale poprostu nie zdążył, bo nie spodziewał się ataku. Udało mu się tylko machnąć łapą i rozszarpać oficerowi brzuch. Potem razem wpadli do wody. Przez paręnaście minut potężnie się tam kotłowało. Potem się uspokoiło.
****
Myśliwi pobiegli przodem i rzucili się w fale oceanu. Cieszyli się jak dzieci. Czarownik stał spokojnie. Miał coś do zrobienia.
Spojrzał na horyzont. Majaczyło się tam Teliel. Niegdyś był to półwysep, oficjalnie niepodległy, ale nieoficjalnie słuchający we wszystkim władców Techeronu. Trzęsienia ziemi towarzyszące Kataklizmowi rozłupały go na dwie części i zabiły tych, którzy tam mieszkali. Wieści o tym dostarczyła załoga samotnego statku, który uciekł stamtąd i dobił do wybrzeży Narmy, jednego z państw, które stworzyły obecne Pięć Królestw, zanim tamte obszary przestały nadawać się do życia, a ludzie uciekli na zachód. Dotarli do celu. Nareszcie.
Zaczął mamrotać słowa zaklęcia. Czas poinformować dowództwo, że oni i milion ocalałych po Katakliźmie, właśnie znaleźli nowy dom.
KONIEC
CDNPNN - Ciąg Dalszy Na Pewno Nie Nastąpi
Tekst czyta się przyjemnie i jak dla mnie ciekawie się zapowiada.
Niestety pojawiają się literówki, nawet więcej niż kilka. Ciężko było mi zrozumieć początek tekstu właśnie prze te literówki, niemniej jednak czekam na kolejne części.
Co kolejne ? CO KOLEJNE !? To jest skończone ! xd
Dobra, wiem, że zakończenie jest takie... dwuznaczne... bo może być i zakończeniem i niezakończeniem... ale to akurat to pierwsze. Kontynuować nie będe, bo mam inne projekty itd.
Dla pewności dodam na końcu opka słowo KONIEC. Dzięki za komenta :d
Cześć.
co mi zazgrzytało najgłośniej:
(06-03-2011, 21:10)Mirrond napisał(a): [ -> ]na Potwory tłuczenie deskami i pałkami działało w równym stopniu, co cięcie ich mieczami.
deskami i może lepiej kołkami, bo chyba nie marnowaliby tych resztek drzew na pałki?
(06-03-2011, 21:10)Mirrond napisał(a): [ -> ]Głowę wydłużoną, szarą i z dwoma świecącymi lekko na czerwono oczami.
świecące na czerwono oczy już same w sobie są wystarczająco dziwne, po co to stopniować?
(06-03-2011, 21:10)Mirrond napisał(a): [ -> ]To nie był zwykły potwór. To był Potwór
to mi się podoba - krótko, a jak wymownie
(06-03-2011, 21:10)Mirrond napisał(a): [ -> ]W olbrzymi ślad stopy czegoś, co przypadkowo trafiło swoją nogą w miekki fragment terenu i nieco się zapadło.
biorąc pod uwagę fakt, że rzecz dzieje się na terenie mocno podmokłym, a "coś" jest olbrzymie, trafienie nogą w miękki fragment raczej trudno zaliczyć do przypadku, a "lekkie" zapadnięcie się w ogóle do rzeczy możliwej
(06-03-2011, 21:10)Mirrond napisał(a): [ -> ]Ten mógł go spokojnie poszatkować na kawałki,
szatkowanie sugeruje użycie jakiegoś w miarę precyzyjnego, ostrego narzędzia, względnie naturalnych pazurów, ale i tak gryzie się to z dziką naturą Twojego Potwora, zresztą sam dalej piszesz o szarpaniu

A ogólnie, jeśli przymknąć oko (a raczej wytężyć wzrok i zabrać się do solidnej deszyfracji) na niedbalstwo warsztatowe, literówki, pourywane wyrazy i w kilku miejscach chyba nawet całe zdania, to jest to całkiem przyjemny, wciągający kawałek płynnej (no pun intendedBig Grin), rzeczowej i do żołnierskiej tematyki jak ulał pasującej prozy. Ładnie wychodzą ci opisy wojennych działań i strategii, fajnie podkreślony jest rozdźwięk między poglądami na nie tych, co rozkazy wydają i tych, co je muszą wykonać, gorzej jest, kiedy zaczynasz opisywać konkretne, "bliskie" wydarzenia, jak np. atak Potwora. Reportażowy, suchy styl kiepsko buduje napięcie, a akcja dzieje się tak szybko, że czytelnik zdąży może jeszcze załapać, co się stało, ale poczuć jakieś emocje już raczej nie. W każdym razie, ja nie zdążyłam.

Mirku. Przeczytałem, a raczej odszyfrowałem. Jak zwykle u Ciebie dzieje się tu bardzo wiele. Jeśli zaś o Twoje pisanie chodzi widzę pewną poprawę. Masz tu przebłyski całkiem niezłego pisarstwa, lecz niestety ogólnie mówiąc nadal gubi Cię zdaniowy chaos i ogólny bałagan. Przede wszystkim zaś brak pełnego procesu "obróbki" opowiadania. Wygląda to mniej więcej tak jakbyś wstawiał surowy jeszcze tekst przed pierwszą autokorektą.
Temat jest niezły. Powiedziałbym standardowy dla Fantasy. Do samej akcji czy układu fabuły nie mam zastrzeżeń. Popracować Ci trzeba nad warstwa techniczną Twojego pisania.
Pozdrawiam serdecznie.
Cytat:Wkurzony solidnie porucznik z armii Pięciu Królestw, rozejrzał się po namiocie.
a po co ten przecinek?

Cytat: Opadł ciężko na krzesło, które zapadło się nieco pod jego ciężarem
malutkie krzesełko wyobraziłem sobie, jako jakiś taborecik, a zapaść się można w fotel czy tam fotel się może zapaść, bo krzesło niby jak?

Cytat: Zaklnął ponownie – te bagnch już się utopiło.
co???

Cytat:  Paru innych wyciągnięto na czas, ale błoto, którego z powodu braku wody niea pożerały wszystko. 
bagno musi mieć wodę, żeby się w nim zapaść, bez wody wyschnie i nie będzie bagnem

Cytat:  Co rano musieli wyciągać z niego kawałki namiotów i, co smutne, ludzi. 
kawałki ludzi?Big Grin

Cytat: Dwó można było zmyć, po wyschnięciu utworzyło na nich skorupę, której nie udało się do końca usunąć.
co z tym zdaniem jest, poza literówką? Jakieś nie teges i w ogóle sprawdzałeś ten tekst, literówek masa

Cytat: Porucznik westchnął ciężko.
pierwsze cztery akapity zaczynają się niemal identycznie :O

Cytat: Pięc Królestw chciało tędy przerzucić milion ludzi
KOLEJNA LITERÓWKA!

Cytat: Utopieni, zabici przez gorączkę, albo pożarci przez tutejszą
przed albo nie stawiamy przecinka

Cytat: Inną sprawą był absolutny brak innych możliwości.
powtarzasz inny

Cytat: pole bitwy między Potworami, wyłażącymi z ruin Techeronu i niedobitkami armii 
zbędny przecinek, Potwory, oryginalna nazwa Big Grin

Cytat: Niedobitkami stale wyrzynanymi i przekształcanymi na swoje podobieństwo przez monstra, złapanymi w pułapkę między bestiami i Doliną Szarych Drzew – i milionem głodujących i nienawidzących ich ludzi.
szyk toś tu chyba pominął całkiem, przeredagować, bo mózg boli od układania tego zdania w zrozumiałą całość

Cytat:  A oni mieli znaleźć bezpieczną drogę. 
jacy oni? Żołnierze, uciekinierzy?

Cytat: Porucznik pięciokrotnie informował o tym coraz bardziej spanikowane dowództwo, za pośrednictwem lekko zbzikowanego czarownika, dołączonego do jego drużyny, zanim to do nich dotarło.
też szyk leży, dowództwo spanikowało za pośrednictem zbzikowanego czarodzieja? Całe do przeróbki

Cytat: Plany się zmieniły. Po znalezieniu drogi, do Czarnej Wody mieli wkroczyć żołnierze i budowniczy, Ci pierwsi mieli pilnować tych drugich, a drudzy – zbudować przeprawę.
jakie plany? Zdawało mi się, że od początku mieli znaleźć drogę, ale były same bagna :O a teraz plany zmieniły się na takie same, a uwaga o żółnierzach i budowniczych zacna, no szczerze myślałem, że żółnierze karabinami będą kopać Smile

Cytat: Porucznika to rozśmieszało – kładka długa na dwieście kilometrów ! 
a co to za spacja?

Cytat: Surowiec już zbierano, w Dolinie Szarych Drzew prawie już nie było drzew, od których wzięła ona swą nazwę.
kolejna odkrywcza uwaga, no przecież nie wzięła nazwy od kamieni, która swoją drogą by były lepszym budulcem Big Grin

Cytat: Napędzała ich już tylko myśl o kąpieli w morzu i świeżym jedzeniu (na bagnach prawie wszystko było trujące).
o świeżym jedzeniu, to na bagnach jedli to nieświeże-trujące? I się dziwili, że przegrywają, jak sami się zabijali Big Grin

Cytat: wartownicy[,] chociaż wyczerpani, nie dawali się pokonać chęci spania. 


Cytat: To "coś" maszerowało w głębi bagien, ledwie widoczne w nocnych ciemnościach, po "trasie" równoległej do tej, którą oni wybrali.
spoko, w nocy widzi coś pod wodą i to dość wyraźnie a w dzień tylko coś wciągnęło żołnierza, nie wiadomo co. A w ogóle bagna w moim mniemaniu są słabo klarowne i zobaczyć coś w nich, to raczej spory problem

Cytat: z przeklętego Techeronu, od czasu Kataklizmu ! 
znowu spacja zbędna!

Cytat: budzić spiących żołnierzy, oraz zwoływać wartowników. 
nie dajemy przecinków przed oraz

Nie chce mi się dalej błędów wyszukiwać.

Cytat:takim piekle na ziemi, jak Czarna Woda.

mało trafnie, piekło o bagnach i wodzie Big Grin

Średnio mi się podobał ten tekst. Zdania średnio budowane, czasem jak z podstawówki, a czasem tak zawile, że z trzy razy zdążyły zgubić podmiot. Trochę powtórzeń, literówek, błędów interpunkcyjnych i logicznych. Ogólnie jest kiepsko. Opisy są suche, walka emocjonująca jak flaki z olejem, dialogi znikome, ale sztuczne.


3/10
Przeczytanie "Czarnej Wody" sprawiło mi pewną radość. Podoba mi się sposób w jaki prowadzona jest narracja. Spokój płynący np. z opisu wypływającej urwanej ręki jest wspaniały. Fabuła jest konsekwentnie realizowana. Żałuję, że postać generała to tylko szkic, z tego szkieletu mogłaby powstać świetna literacka kreacja. Więc dla mnie na razie powyższa miniatura to tylko tekst, nie literatura.