Via Appia - Forum

Pełna wersja: Kroniki Karadii : Pakunek
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Zaczynam zupełnie nowy etap swojej twórczości.... Więcej opisów i - mam nadzieję - lepsza jakośc Tongue Jak zwykle (ostatnio) zaczynamy od fragmentu sztuki literackiej ze świata Karadii... I proszę nie zwracac uwagi na błędy wymienione w temacie " Co nowego", bodajże w Horrorach.



Popielni

Mimo wielomiesięcznego śledztwa, nie udało się wyjaśnić przyczyny tragicznej śmierci
Carronda Elldrigara, lorda prowincji Galane. Wraz z oddziałem eskortującej go gwardii
zaginął w dolinie Popielnego Wichru. Ciała lorda nie odnaleziono. Udało się znaleźć wyłącznie
resztki powozu i trupy dwóch spośród dwudziestu strażników. Zbadały je kapłanki Eluvei.
Zgodnie z wynikami, jeden z nich zginął na skutek ataku nieznanego stworzenia. Świadczy o
tym rozszarpane, najprawdopodobniej pazurami, gadło. Ciało było częściowo pożarte. Drugi strażnik, zginął
najprawdopodobniej od ciosu miecza. Co ciekawe, badający go później mag odkrył pewne
ślady, wskazujące na to, że ktoś rzucił na niego zaklęcie – z całą pewnością nekromantyczne.
Albo został więc wskrzeszony przez nekromantę, albo rzucono na niego zaklęcie kontroli
umysłu – jest to tym bardziej prawdopodobne, gdyż rana cięta, spowodowana była zębatym
mieczem oburęcznym, wykonanym ze stali bardzo dobrej jakości. Opis ten pasuje do
ceremonialnego miecza, jaki miał przy sobie lord Carrond Elldrigar.
Obawiam się jednak, że nie zdołamy posunąć śledztwa
do przodu. Wnioskuje o zamknięcie go.



Raport Acraka Eldiera, Kruka badającego okoliczności
śmierci lorda Carronda Elldrigara. Wkrótce potem,
otrzymał on polecenie zamknięcia śledztwa. Zgodnie
z zapiskami znalezionymi później w opuszczonym
obozie grupy poszukiwawczej, tuż przed odejściem wpadli oni na jakiś trop.
Mieli iść do Nathalionu, lecz nigdy tam nie dotarli.
Ciał nie znaleziono. Dziesięć lat, przejeżdzający
przez dolinę Kruk, znalazł u kupca w jednej z wiosek,
nóż z symbolem Bractwa, najprawdopodobniej należący
do Eldiera. Pokryty był zaschniętą krwią - fragment ostrza
był rozpuszczony, jakby potraktowano go mocnym kwasem.



Prolog
Dziedziniec zamku pełen był ludzi. Kilkunastu ubranych w kolczugi i metalowe
napierśniki, zaciekle dźgało i siekało ciężkimi halabardami słomiane manekiny. Kilku innych,
mających na sobie kiepskiej jakości skórzane zbroje, wyglądające jakby korzystało już z nich
kilka poprzednich pokoleń, walczyło ze sobą. Używali do tego pałek i drewnianych tarcz, wykonanych ze zbitych desek. Z boku ich wysiłkom przyglądał się znudzonym wzrokiem ich trener.
Co chwilę nad panujący na dziedzińcu harmider wynosił się głośny krzyk, którym sędziwy
weteran oceniał postępy swoich uczniów – zazwyczaj przeważały w nich słowa uważane
powszechnie za wulgarne. Od czasu do czasu, gdy argumenty słowne nie wystarczały, któryś
z wyjątkowo niesfornych rekrutów obrywał po głowie pałką. Z drugiej strony grupa rycerzy
z różnych zakonów zawzięcie o czymś dyskutowała. Wyglądało na to, że dwóch z nich o coś
się kłóci – a pozostali komentują ich awanturę. Kawałek dalej grupa pijanych żołnierzy obserwowała kilka Eluvejanek,
zajętych modlitwą w niewielkiej kapliczce.
Od czasu któryś z nich wykrzykiwał w ich kierunku jakąś nieprzyzwoitą
propozycje. Kapłanki zbywały ich pełnym wyniosłości milczeniem. Żołnierze nie próbowali
przejśc od słów do czynów – doskonale wiedzieli o tym, że dyskutujący ze sobą rycerze cały czas
ukradkiem ich obserwują, gotowi w razie potrzeby przyjśc Eluvejankom z pomocą. Nieco
dalej paru łuczników dziurawiło ruchome cele. Krótko mówiąc – typowy zamkowy dziedziniec,
w samym środku normalnego, nudnego dnia. To samo myślał obserwujący całą sytuację z okna
swojej kwatery komendant twiedzy.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem, jak ty możesz tu wytrzymac. - Siedzący na drewnianym krześle
w rogu pomieszczenia mężczyzna w czarnej szacie z kapturem, zaplamionej mocno błotem,
wyprostował się i oparł plecami o ścianę.
- Nie mogłeś ściągnąc płaszcza ? Zabrudzisz mi podłogę. Ten dywan na który ścieka to
obrzydlistwo, kosztował mnie więcej niż zarabiam przez pół cholernego roku. - Stojący
przy oknie dośc bogato ubrany mężczyzna przerwał obserwowane dziedzińca i odwrócił się w
kierunku swojego gościa.
- Nie, niestety nie mogłem – odparł podróżnik. Jego twarz zdradzałą skrajne zmęczenie i
znudzenie, przemieszane z irytacją. - Nie wiem czy wiesz, ale miałem lepsze rzeczy do roboty, niż
przyjeżdżanie tutaj aż z Prandilu, unikanie maruderów i patroli i wysłuchiwanie rozkazów od
jakiegoś prowincjonalnego szlachetki. – Jego głos ociekał wręcz jadem. - Czy to dla ciebie
zrozumiałe ?
Komendant twierdzy zesztywniał. Gdyby odezwał się do niego w ten sposób ktokolwiek inny,
wydarłby się i wezwał swoją ochronę. Z nim wolał jednak nie ryzykowac. Pokiwał więc lekko
głową.
- Więc- zaczął bardzo powoli – jakie są szczegóły planu ?
Podróżnik zgromił go wzrokiem. Szlachcic widząc to wyraźnie się skrzywił.
Jest słaby, pomyślał przybysz, jeśli wpadnie w ręce Kruków, to błyskawicznie go złamią.
Jeśli przechwycimy ładunek, trzeba będzie zabic o jedną osobę więcej.
- Ty masz tylko przechwycic to, co przewozi ten wóz. - Zmrużył lekko oczy, wpatrując się
intensywnie w swojego rozmówcę. - Mam nadzieję, że tego nie zawalisz.
Widząc, że szlachcic stara się uniknąc spojrzenia mu w oczy, westchnął cicho.
- Pamiętaj, ładunek będzie jechał Traktem Etaińskim. Do miejsca, które pokazywałem ci na tamtej
mapie, powinni dotrzec za dwa dni. Eskortowac go będzie pięciu Kruczych Rycerzy. Muszą
zginąc. Wszyscy dodatkowi ludzie, kimkolwiekby oni nie byli, również. Paczka, a dokładnie
mała skrzynia, ma trafic do mnie. Niech twoi ludzie nie ważą się jej otwierac.
Szlachcic pokiwał lekko głową. Widząc to przybysz wstał i skierował się do wyjścia.
Gdy chwycił za klamkę, niespodziewanie odwrócił się. Twarz wykrzywiał mu grymas
przypominający uśmiech.
- Od tego bardzo wiele zależy. I oby Barach zwyciężył.
Śmiertelnie przerażony szlachcic nie odpowiedział. Gdy jego gośc opuścił pomieszczenie, osunął
się ciężko na fotel.



Życie pozagrobowe

[...] O tym o się z nami dzieje po śmierci, powstało wiele mitów, podań, legend i historii.
Najbardziej popularna jest wersja kapłanów Iolara - jest ona zarazem poparta pewnymi
dowodami. Wyjaśnia ona również pochodzenie istot, nazywanych potocznie demonami.
Zgodnię z nią, każdy po śmierci trafia do miejsca, zwanego Zaświatami. Najczęściej
przedstawia się je, jako setki unoszących się w przestrzeni wysp. Każda z nich należy do
jakiejś istoty, która żyła, żyje, bądź będzie żyła w naszym świecie. Jej wygląd i wystrój
zmienia się zależnie od czynów właściciela. Gdy prowadzi życie pełne występków - zmienia się
w miejsce wiecznej katorgi, bólu i cierpienia. Gdy zachowuje się odwrotnie - tzn. ratuje życie
innym, nie popełnia przestępstw, daje jałmużnę biednym itd. to jego pośmiertny świat będzie
miejscem, w którym spełnią się jego marzenia - miejscem wiecznej szczęśliwości.
Ten świat odwiedzamy również we śnie - ale tutaj nie trafiamy do wyspy przeznaczonej
dla nas, ale podróżujemy w przestrzeni. Jeśli trafimy na świat należący do kogoś złego -
będziemy mieli koszmary. Jeśli do kogoś dobrego - wtedy mamy sny o radosnych rzeczach itd.
Zgodnie z doktryną kapłańską, demony to właśnie złe duchy, które uciekają z Zaświatów
do naszego świata. Mutacje według teologów powodowane są złem i zepsuciem tych dusz.
Według mnie zaś, powodem jest inny rodzaj magicznej energii w tamtym świecie. Gdy
demony przedzierają się do naszego świata, opętują najbliższą istotę. Jednak jej ciało
przystosowane jest do egzystowania w miejscu, w którym istnieje inny rodzaj energii. Kontakt
z czymś spoza tego świata, sprawia że ciała odmienia się. Wymyśliłem pewien magiczny rytuał,
który powinien pozwolić mi przedostać się do Zaświatów i udowodnić tą tezę. Obawiam się
jednak, że przedostanę się tam nie tylko duchowo (czyli jak np. we śnie), ale i fizycznie.
Jeśli więc trafię do świata należącego do kogoś złego... Na wszelki wypadek wysyłam ci ten list.
Gdyby coś mi się stało, ujawnij to. Życz mi szczęścia.
Fragmentu listu maga Liniana do jego siostry, z dnia 3:10:9:5.
3:10:9:6 znaleziono go martwego w jego pokoju, w siedzibie gildii
magów. Jego ciało nosło znamiona rozlicznych mutacji.
Kapłanka Eluvei badająca ciało, określiła jako przyczynę śmierci
ciężkie poparzenia ciała. Oprócz tego kości nóg i stóp były złamane
w wielu miejscach, jakby upadł z dużej wysokości. Jeden z magów,
odkrył również magiczne ślady po zaklęciu samobójczym -
prawdopodobnie został on opętany (na co wskazują mutację), ale
zdołał popełnić samobójstwo.



Rozdział 1

Rozdział I : Przechwycenie
Gorący wiatr niósł ze sobą ogromne ilości popiołu. Przyczepiał się do wszystkiego i z
podziwu godnym uporem próbował wciskac się im do oczy i ust. Przez wypaloną słońcem i
wyjałowioną popiołem pustynię przedzierała się grupa jeźdzców. Na napierśnikach mieli
wymalowane symbole Kruczego Zakonu. Pomiędzy pięcioma rycerzami jechał wóz.
Prowadził go woźnica w specjalnym ubraniu, nieprzepuszczającym popiołu i umożliwiającym
oddychanie. Obok niego w podobnym ubraniu siedział drugi człowiek. Jego ubiór miał na sobie
charakterystyczne symbole, wskazujące na to, że to mag ognia.
- MAGU – przekrzykując ogłuszające wycie wiatru, jeden z rycerzy odezwał się do maga – burza
przybiera na sile. Musimy się gdzieś skryc i przeczekac.
- Kawałek dalej – odkrzyknął czarodziej - znajduje się jedno z wybudowanych wzdłuż traktu
schronień. Ale musimy się pośpieszyc. Słońce wkrótce schowa się za horyzontem, a po zmroku
burze przybierają zazwyczaj na sile.
Ledwo dotarli. Konie nawdychały się popiołu, przez co stały jedną nogą w grobie. Ludzie nie
wyglądali lepiej. Schronienie, przypominało dwie odwrócone górą do dołu miski, do połowy
zagrzebane w ziemi. Do jednej z nich wprowadzili konie. Znaleźli tam całkiem sporo
owsa. Gdy rumaki zajęły się jedzeniem, przeszli krótkim tunelem do drugiej “miski”. Podzielona
ona była na trzy pomieszczenia – sypialnie, skład z zapasami i jeszcze jeden pokój, z dużym
stołem i kilkoma krzesłami. Częśc z nich, wyczerpana walką z żywiołem od razu poszła spac.
W głównym pomieszczeni pozostał jedynie mag, jeden z rycerzy i ich dowódca. Ten pierwszy
zaskoczył pozostałych, wyjmując z kieszeni płaszcza podniszczoną talię kart. Usiedli wokół
stołu i zaczęli grac.
- Wyglądasz na zmartwionego... - Dowódca odezwał się do maga. Ten wbił wzrok w karty i
- po chwili – odpowiedział.
- Ta...ak. - przeciągał trochę słowa – wyglądał na bardzo zmęczonego. Jakby nie miał siły mówic.
- Więc, może powiesz mi, co się stało ? - teraz i rycerz, zajęty wcześniej tasowaniem kart, zaczął
się przysłuchiwac rozmowie.
- Ta burza... nie jest normalna. Ktoś magicznie zwiększa jej moc. Nie wiem co to za mag – ale
jeśli potrafi coś takiego... to jest naprawdę potężny.
- I bardzo nas nie lubi – dopowiedział dowódca – czemu więc, czekałeś aż tak długo, by mi o tym
powiedziec ?
- Ta burza... była magiczna. Powstrzymywanie jej, od zabicia nas wszystkich, mnie wyczerpało.
I...coś strasznie przytępia mi umysł... nie mogę jasno myślec...auaaa... - Mag nagle osunął się
na ziemię, tracąc przytomnośc. Dwaj jego towarzysze natychmiast do niego podbiegli i pomogli
mu się podniesc.
- Zanieś go do sypialni. - Rycerz w odpowiedzi pokiwał głową, po czym wprawnym chwytem
zarzucił bezwładne ciało maga na plecy. Zaraz potem ruszył w kierunku drzwi do sypialni.
Dowódca z jękiem usiadł na krześle. Z wieloletniego doświadczenia, wiedział, że gdy magowie
mdleją, to szykuje się coś bardzo niedobrego.

******************

- Nie podoba mi się to. - Głos żołnierza przebijał się przez wyjący wiatr. - Nie mam pojęcia,
czemu ta burza szaleje wszędzie, poza miejscem gdzie my jesteśmy. I – to mówiąc wskazał
na prowadzącego ich komendanta twierdzy – chyba nie sądziłeś, że uwierzę w to, że Kruczy
Rycerze mogą służyc Barachowi.
- Jesteś tylko zwykłym żołnierzem – szlachcic usiłował odpowiednią pozycją i wyrazem twarzy,
okazac swoją wyższą pozycję. Był jednak cały oblepiony pyłem i brudem. Przez co wyszło,
delikatnie mówiąc, żałośnie. - Więc zacznij mnie lepiej słuchac.
- Może i jestem “tylko” zwykłym żołnierzem, ale głupi nie jestem i swoje wiem – oświadczył
poważnym głosem wojownik. - Każda osoba, nawet szlachcic, jeśli współpracuje z Barachem,
traci wszystkie przywileje i jest uznana za zdrajcę. I z tego powodu należy ją zabic. Wbijali
nam to do łba na szkoleniu. Hej, ludzie – mówiąc to, odwrócił się do reszty żołnierzy – zostawmy
ich i wracajmy.
Szlachcic, nie wiedząc co powiedziec, wybałuszył oczy. Przez co wyglądał na jeszcze głupszego.
Stojący obok niego człowiek w podróżnej szacie westchnął cicho. Dobrze robił, decydując
się na pilnowanie tego durnia. Nie potrafił nawet utrzymac swoich podkomendnych w ryzach.
Jakby, powiedział w myślach, utrzymywanie i wzmacnianie tej burzy, że już o próbach
wykończenia ich maga na odległośc nie było dośc trudne.
Podszedł powoli do awanturującego się żołnierza, starając się zachowac przyjazny wyraz twarzy.
- Spokojnie. Wszystko ci wyja...
Ostrzegł go charakterystyczny ruch ręki wojownika. Odruchowo ugiął kolana, dzięki czemu
lecący w jego kierunku nóż minął go o włos. Żołnierz błyskawicznie sięgnął po kolejną broń.
Nie zdążył. Podróżnik dwoma susami pokonał dzielacą ich odległośc. Wyjętym mieczem ciął
szeroko, celując w szyję. Wojownik odgiął głowę do tyłu, unikając jej odcięcia – ale czubek
miecza rozerwał mu gardło. Strumień krwi obryzgał podróżnika. Martwy żołnierz osunął się
na ziemię.
Jego towarzysze obserwowali to, całkowicie zaskoczeni. Kilku mimowolnie sięgnęło po broń.
- Nawet o tym nie myślcie – powiedział powoli podróżnik. - Skoro wyszkolony Kruk nie
zdołał mnie nawet zranic, wy też nie zdołacie. Macie dwie możliwości. Możecie mnie
zaatakowac, a wtedy skończycie jak on. – Mówiąc to, czubkiem miecza wskazał martwego
zabójcę. Wokół niego szybko rosła plama krwi. - Albo możecie współpracowac.
I umrzec później, dodał w myślach.

*********************
- Co z nim ? - odezwał się dowódca rycerzy do jednego ze swoich podwładnych, wychodzącego
z sypialni. Wojownik pokręcił głową.
- Jest coraz gorzej. Nie przeżyje nocy.
Dowódca westchnął cicho. Przeszedł szkolenie w wykrywaniu magii i wiedział, że na zewnątrz
czai się coś bardzo złego.
- Dragrinie.. - zwrócił się do jednego ze swoich rycerzy. Ten spojrzał w jego kierunku. - trzeba
wdrożyc plan B. Weź ładunek i postaraj się dotrzec do Nathalionu. A my... - głos uwiązł mu w
gardle.
- Rozumiem. - Dragrin pokiwał lekko głową, po czym pobiegł w kierunku wejścia do tunelu
wiodącego do sali dla koni.
Dowódca głęboko się zamyślił.
No, gratulacje. Po pierwsze, znacznie poprawiłeś dialogi i wreszcie przywiązujesz uwagę do opisów. Teraz mogłem się wczuć w klimat opowiadania. Oby tak dalej. Fabuły na razie zbyt wiele nie zdradziłeś, to i ja też za wiele o niej nie powiem, bo tak naprawdę nie ma co. Aczkolwiek, może będzie z tego coś ciekawego Smile
A poniżej masz to, co zdołałem wyłapać (nie biorąc pod uwagę błędów, o które prosiłeś, żeby ich nie wytykać).

Cytat:Świadczy o
tym rozszarpane (najprawdopodobniej pazurami) gardło. Ciało nosiło również ślady
wielu uszkodzeń pośmiertnych (było częściowo pożarte).
Po co te nawiasy? Musisz się tego odzwyczaić, bo czyta się to jak jakiś wykład, zamiast raport. Oba zdania powinny wyglądać tak: "Świadczy o tym rozszarpane, prawdopodobnie pazurami, gardło. Ciało było również częściowo pożarte." Mniej więcej tak.

Cytat:Kawałek dalej grupa pijanych żołnierzy (już po
służbie oczywiście)
Po co ta wzmianka w nawiasie? Obyłoby się bez niej, a tak tylko klimat psuje.

Oprócz tego było kilka literówek, ale komentowałem tekst nie na bieżąco, lecz po przeczytaniu i umknęły mi jakoś te miejsca. W każdym razie wystarczy, że sam przeczytasz tekst to wszystko wyłapiesz Big Grin
Błędy poprawione Tongue
Najpierw błędy, które znalazłem:

"Wraz z oddziałem eskortującej go gwardii, zaginął w dolinie Popielnego Wichru" i "Drugi strażnik, zginął najprawdopodobniej od ciosu miecza." i badający go później mag, odkrył pewne ślady - bez przecinka.

"jest to tym bardziej prawdopodobne, gdyż rana cięta" - wydaje mi się, że powinno być 'że' zamiast 'gdyż'

"Wkrótce potem, otrzymał polecenie zamknięcia śledztwa." tutaj brakuje jednak podmiotu, nawet jeśli miałoby być powtórzenie. I bez przecinka.

"Zgodnie z zapiskami znalezionymi później w opuszczonym obozie, tuż przed odejściem wpadli na jakiś trop. Mieli iść do Nathalionu, lecz nigdy tam nie dotarli. Ciał nie znaleziono." Kto oni? Nagle pojawia się liczba mnoga? Nie rozumiem...

"zaciekle dźgało ciężkimi halabardami" - imho albo ciężkie halabardy, albo zaciekłe dźganie Smile

"dźgało ciężkimi halabardami w słomiane manekiny" - bez 'w' , dźga się coś, a nie w coś.

Nie podoba mi się, jak opisujesz przedmioty (2 razy mi się nie spodobało, znaczySmile ) np:"wykonanym ze stali bardzo dobrej jakości.", "Kilku innych,
mających na sobie kiepskiej jakości skórzane zbroje" - dla mnie brzmi to trochę, jak loot z gry RPG Smile Albo po prostu za dużo nagrałem się w Diablo Smile

"walczyło ze sobą przy pomocy drewnianych tarcze, ze zbitych
gwoździami desek i pałek." tu też coś namieszane. Tarcz, nie tarcze. I zły szyk, teraz to wygląda, jakby tarcze były zbite z desek i pałek Big Grin. Poza tym tarczą się raczej broni a nie walczy. Może po prostu "Walczyli ze sobą. Uzbrojeni byli w pałki i tarcze..." jakoś tak?

"obserwowała kilka Eluvejanek, zajętych modlitwą w niewielkiej kapliczce
ku czci Eluvei" pewnie gdybym czytał KK to bym się domyślił, że właśnie o tą kapliczkę chodzi. Niepotrzebne imho. Kapliczce i kropka Smile

"Kawałek dalej" - A może "Nieco dalej"? Kawałek tak jakoś... bleh. A, i kawałek dalej jest powtórzenie Big Grin

"kosztowało mnie więcej niż zarabiam" - kosztował

"łądunek" - a

"gośc" - ć

Fragment krótki, więc ciężko cokolwiek powiedzieć. Jest intryga, która zapowiada się ciekawie. Podejrzewam, że jeśli ktoś zna inne KK i orientuje się bardziej w Twoim świecie, jest jeszcze bardziej zaciekawiony niż ja. A jestem Smile
No to teraz Gorzki będzie się czepiał. Najpierw miodek Smile zauważyłem znaczną poprawę w porównaniu z tym co prezentowałeś w tych dwu opowiadaniach sf. Nadal masz ciut makabryczną wyobraźnię, ale widać taki Twój urok. Dialogi poprawnie opisane. Opisy trafne. Sama fabuła wciągająca. Teraz będzie dziegieć. Mirrond, człecze kochany.. powiedz ty mi, czy Ty w ogóle czytujesz to co napiszesz? Błędy stylistyczne zdarzają ci się nagminnie, a o powróżeniach nie wspomnę choćby :
dpowiednią pozycją i wyrazem twarzy, okazac swoją wyższą pozycję. - nie za dużo tych pozycji?
A i tekst miejscami wydaje się taki chropowaty, zatracający szkolnym wypracowaniem. np fragment z listem maga do siostry. Wiesz zdradzę ci taką małą tajemnicę.. Ja po napisaniu opowiadania, a zawsze piszę je w całości przed opublikowaniem (uważam że publikowanie w odcinkach jest ryzykowne, a poza tym zwykle piszę sceny w innej kolejności niż potem są w finalnym produkcie) odkładam na jakiś czas, powiedzmy na tydzień. Dopiero potem czytam toto uważnie i wprowadzam korekty. Następnie czyta to kumpel (lub nadobna kumpela) zgłaszając uwagi. Dopiero po takich zabiegach ryzykuję publikację. Dlatego może i Ty znajdź sobie jakiegoś recenzenta Smile pozdrawiam