Via Appia - Forum

Pełna wersja: Bajki
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
BAJKI

Deszcz za oknem siekał równo i tak już zmoknięty świat. Usiadłem na łóżku i delikatnie, z nabożeństwem niemal, wyciągnąłem z teczki dużą książkę z brązową okładką. Złoty napis z fantazyjnie poskręcanych literek informował, że mam przed sobą „Księgę bajek”. Może to dziwnie brzmi, że trzydziestoletni facet czyta bajki, ale jeszcze bardziej dziwią się znajomi, kiedy dowiadują się, że nigdy nie słyszałem o Czerwonym Kapturku i Kapciuszku (czy jak on się tam nazywał). Cóż, dzieciństwo spędziłem jako prawie – analfabeta, i dopiero ciocia nawróciła mnie z tej drogi. Ale mogło być gorzej. Gdybym jak inni chodził do szkoły, zapewne za sprawą lektur wszelkie książki omijałbym szerokim łukiem. A tak czytałem, co chciałem i tylko dzięki temu jestem teraz pisarzem. No, ale do roboty! Czas nadrobić zaległości z dzieciństwa! Otworzyłem książkę i…
Spomiędzy kartek wyskoczyła mała wróżka rodem z Disneya i złożyła dworski ukłon w powietrzu przed moją twarzą. Zapewne spadłbym razem z krzesłem, gdybym na krześle siedział. Ale siedziałem na łóżku, a ten mebel raczej trudno wywrócić. Bardzo łatwo natomiast odchylić się na nim do tyłu i rąbnąć głową w ścianę, czego nie omieszkałem uczynić. Niestety, gdy usiadłem z powrotem masując tył głowy, wróżka nadal wisiała w tym samym miejscu z założonymi rękami i miną bardzo niewróżkowatą. Przypominała raczej szefa wydawnictwa, kiedy nie napisałem książki na umówiony czas. Zamknąłem oczy na dziesięć sekund i delikatnie uchyliłem powieki. Wciąż tam była. Namolna fatamorgana. Wyciągnąłem rękę i dotknąłem materiału jej sukienki. Prawdziwy. Pomachałem dłonią nad jej głową. Żadnych nitek nie było, chociaż i tak nie wiem, w jaki sposób ktoś mógłby sterować taką wróżką przez sufit.
- Normalny ty jesteś? – Zapytała wróżka cienkim głosikiem.
- No chyba nie, skoro widzę pyskate wróżki wyskakujące z książek. – Zauważyłem. Fatamorgana prychnęła pogardliwie i zrobiła obrażoną minę.
- Myślisz, że my ci wybaczymy, jak nas łaskawie odwiedzisz po dwudziestu latach? – Zawołała tonem nauczycielki, która właśnie przyłapała ucznia na ściąganiu.
- Kto? – Spytałem zdezorientowany.
- Jak to kto? My, bajki. Nie raczyłeś nas czytać w dzieciństwie i myślisz, że teraz będziesz mógł to tak łatwo naprawić?
- Zawsze myślałem, że moje sumienie jest rodzaju męskiego.
- Widzę, że nie traktujesz tego z należytą powagą. – Zrozumiała wreszcie wróżka. – Ale przekonasz się! Jeszcze pożałujesz swojego zachowania!
Chwyciła mój palec w swoją malutką rączkę, zanurkowała w stronę książki i wsiąkła w zadrukowane strony, pociągając za sobą moją rękę. Ciągnięty magiczną siłą zniknąłem w białym papierze.

ROSZPUNKA

Stałem po kostki w bujnej, zielonej trawie, pośrodku zdziczałego do granic możliwości ogrodu. Właściwie to, że był tu kiedyś ogród, można było poznać tylko po naznaczonych kępkami trawy ścieżkach z białych, kruszejących kamieni. Poza tym, wszystko wokół przypominało zwykłą, dziką łąkę: kępki polnych kwiatów, jakieś rośliny, kolczaste krzewy, krzaczki borówek, kilka małych drzewek albo może przerośniętych krzaków. Nad tym wszystkim górowała wysoka, chyląca się ku upadkowi, mocno podniszczona wieża. Tu i ówdzie w jej ścianach czerniały spore ubytki. Bluszcz i mchy skrzętnie wykorzystywały szpary w pokruszonych cegłach. Spiczasty dach z czerwonych (niegdyś) dachówek zapadł się do środka. Jedno jedyne okno chwiało się na przerdzewiałym zawiasie, wykonując serię nieprzyjemnych pisków. Z okiennego otworu spływała fala blond włosów.
- To niemożliwe. – Szepnąłem, bo z wrażenia ledwo mogłem wydobyć głos. – Prawa fizyki… - Zamilkłem. Nie miałem siły wymieniać tych wszystkich praw, które nie pozwalały na przenoszenie się w taki sposób do takich miejsc.
- Nieuku! – Skarciła mnie wróżka. – Nie wiesz, że wróżki stoją ponad każdym prawem? Nawet prawem fizyki. – Chwilę patrzyła na mnie groźnie, a gdy to nie odniosło oczekiwanego skutku, dodała. – Na co czekasz? Idź tam.
Posłusznie podszedłem do wieży, wymijając włosy. Do ściany przypięta była pożółkła ze starości kartka. Z trudem odczytałem ozdobne, gotyckie litery: „Wieża Roszpunki. Instrukcja obsługi: 1. Zawołać <Roszpunko, spuść swe złote włosy> 2. Poczekać, aż włosy spadną. 3. Wspiąć się po włosach na górę. W razie awarii skontaktuj się z…” W tym momencie wróżka chwyciła kartkę i rozerwała ją na strzępy, kipiąc gniewem.
- Ach, ci dorośli! Instrukcji obsługi mu się zachciewa! – Mamrotała pod nosem. – Może jeszcze sobie ruchome schody wymyśli!
Wzruszyłem ramionami i znów przyjrzałem się włosom. Uznałem, że skoro już tu są, to dwa pierwsze punkty mogę sobie darować. Pozostał trzeci. Chwyciłem garść włosów z zamiarem wspięcia na górę, ale najwidoczniej nie były mocno przytwierdzone. Powoli, nie spiesząc się, opadły na ziemię. Podrapałem się po głowie, zdezorientowany. Obszedłem wieżę dookoła aż znalazłem odpowiednio dużą dziurę na odpowiedniej wysokości. Wślizgnąłem się do środka. Stałem teraz na schodach, pokrytych grubą warstwą kurzu. Wróżka oczywiście wleciała za mną. Nie wiedziałem, czego bardziej nienawidzę: jej wkurzającej namolności, czy samotności w tak dziwnym miejscu. Postanowiłem nie rozstrzygać tej sprawy. Ruszyłem po stopniach w górę. Po chwili dotarłem do jedynego w tej wieży, pozbawionego drzwi pokoju. Na środku okrągłego pomieszczenia stało potężne łóżko z baldachimem. Podszedłem bliżej. Wśród jedwabnych poduszek leżał szkielet ubrany w podniszczoną, niegdyś czerwoną sukienkę. Od jego czaszki zaczynały się włosy, wychodzące potem przez okno.
- O rany! – Krzyknąłem i odskoczyłem do tyłu.
- Tylko na tyle cię stać? – Odezwała się wróżka, upewniając mnie, że jednak wolałbym samotność. – Ona tu czeka na ciebie latami, a ty się odsuwasz z obrzydzenia?
- Zaraz, zaraz… Jak to „na mnie czeka”?
- Czekała na księcia, którym miałeś być ty, ale nie chciało ci się czytać. To jest świat bajki. Czekał na ciebie przez wiele lat. Ty dorosłeś, a on się zestarzał. Już go nie wskrzesisz.
Przełknąłem ślinę. Dopiero teraz zacząłem rozumieć tę sytuację.
- Dobrze, już wiem, o co chodzi. – Powiedziałem do wróżki błagalnym głosem. – Żałuję tego, ale nie mogę cofnąć czasu i tego zmienić. Pozwól mi wrócić…
Wróżka uśmiechnęła się złośliwie.
- Owszem, nie zmienisz tego, ale musisz za to odpokutować. Jeden trup nie wystarczy, by zamazać winy.
Chwyciła mnie za palec i pociągnęła ku ścianie. Skuliłem się, oczekując zderzenia, ale nawet nie poczułem momentu wnikania w cegły.

KRÓLEWNA ŚNIEŻKA

Pod stopami miałem morze zeschłych liści, a nad głową gąszcz nagich gałęzi. Las, który mnie otaczał, można było najłatwiej opisać jednym przymiotnikiem – martwy. Drzewa były uschnięte, spróchniałe, podziurawione przez korniki, wygięte w dziwnych pozycjach. Po chwili wyjaśniło się, dlaczego wróżka mnie tu zabrała. Na grubym konarze wisiał wisielec w ciemnozielonym mundurze.
- To myśliwy. – Wyjaśniło moje małe biuro podróży.
- Też zginął przeze mnie?
- Nie, on wyjątkowo nie. Widzę, że nie znasz bajki o Królewnie Śnieżce. Trudno, opowiem ci ją. To bardzo smutna historia. – Dyskretnie starła łzę z oka. – No więc, dawno temu żyli sobie w zamku za lasem król i królowa. Królowa urodziła córeczkę. Nadała jej imię Śnieżka i zmarła. Król ożenił się ponownie, ale bardzo tęsknił za pierwszą żoną. Nie mógł bez niej żyć. Pewnej nocy podciął sobie żyły. Śnieżka dorastała i okazało się, że jest bardzo piękna. Macocha z zazdrości postanowiła ją zabić. Wynajęła do tego myśliwego. Oczywiście, najpierw spiła go dostatecznie mocno, bo na trzeźwo nie odważyłby się podnieść ręki na królewską córkę. Nie przyszło jej tylko na myśl, że pijany człowiek ma pewne trudności z trafieniem do celu. Myśliwy oczywiście spudłował, a przerażona Śnieżka błąkała się po lesie, aż trafiła do domku siedmiu krasnoludków. Myśliwy bardzo żałował tego, że skazał królewnę na tułaczkę po lesie. Powiesił się więc na drzewie. Macocha jednak nie dała za wygraną. Podesłała Śnieżce zatrute jabłko. Królewna zrobiła z owocu szarlotkę, którą zjadła razem z krasnoludkami. Wszyscy zginęli na miejscu. Podstęp królowej został wykryty, za co skazano ją na śmierć przez ścięcie głowy.
- Nie wiedziałem, że bajki są takie brutalne. – Powiedziałem po dłuższej chwili kontemplowania zasłyszanej historii.
- Bo zwykle nie są. W oryginalnej wersji, takiej dla pięciolatków, wszystko dobrze się kończy.
- Zapewne przyjeżdża książę, który akurat ma przy sobie osiem porcji leczniczego ziela?
- No, mniej więcej….
Westchnąłem teatralnie i szybkim krokiem ruszyłem przed siebie.
- Hej! Dokąd tak ci się spieszy? – Zawołała za mną.
- Do chatki krasnoludków. – Wyjaśniłem, odwracając się. Jak przewidywałem, na twarzy wróżki pojawił się wyraz zdumienia. Pospieszyłem więc z wytłumaczeniem. – Skoro moja pokuta polega na obejrzeniu dostatecznej ilości trupów, to czemu nie miałbym odwalić ośmiu naraz? Przypuszczam, że katakumb tu nie macie? – Rzuciłem beztroskim tonem. Na szczęście, nie grzeszyła wybitną inteligencją i nie załapała, że ja tylko udaję chętnego do oglądania zmarłych.
- Twoje zadanie nie polega na obejrzeniu trupów! Twoje zadanie polega na zrozumieniu i pożałowaniu winy! – Wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Ale widzę, że te metody na ciebie nie działają. Będę musiała zapewnić ci coś mocniejszego.
- Dobrze. – Uśmiechnąłem się zdecydowanie za szeroko. – Ale nie więcej niż pół litra, bo mam słabą głowę.
- Zamknij się wreszcie! – Wrzasnęła wróżka, aż echo poszło po lesie. Wbijając paznokcie w mój palec, pociągnęła mnie za sobą. Znikliśmy w jednym z drzew, zupełnie nie przeszkadzając stołującym tam kornikom.

JAŚ I MAŁGOSIA

Znów wylądowałem w lesie. Ale tym razem był to żywy, wiosenny, zielony las. Stałem na wysypanej żwirkiem ścieżce, a drogowskaz obok informował, że do chatki z piernika zostało pół kilometra. Bez słowa ruszyłem we wskazanym kierunku, zastanawiając się, co takiego strasznego może być w piernikowej chatce. Nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Chociaż… te przygody nie koniecznie musiały mieć jakikolwiek sens. Wszystkie wątpliwości zostały rozwiane, gdy zza zakrętu wyłonił się mały domek.
Ściany rzeczywiście miał z piernika. Ze starego piernika, pokrytego zieloną pleśnią. Białe, tłuste robaki wielkości myszy konsumowały właśnie resztki czekoladowego płotu. To z czego zbudowany był dach, już dawno zamieniło się w kompost. Z tego faktu skrzętnie korzystała kępka jasnożółtych grzybków i wielka huba. Nad ogromnymi lizakami rosnącymi w ogródku latały chmary żarłocznych much.
- Ja pierniczę. – Streściłem krótko wszystko, co przyszło mi do głowy od momentu ujrzenia chatki. Chwilę później wszystko, co przyszło mi do gardła, zwymiotowałem w najbliższe krzaki.
- Piernik ma długą trwałość. – Podsumowała wróżka, zatykając nos. – Ale nie aż tak…
Spojrzała na mnie wymownie. Tak wymownie, że od razu cofnąłem się o kilka kroków.
- Nie wejdę do środka. – Zastrzegłem szybko. – Za nic w świecie.
- Musisz tam wejść. – Jej stanowczy głos zabawnie kontrastował z ręką trzymającą nos. Ale mi nie było teraz do śmiechu.
– Jeśli nie wejdziesz, to już nigdy nie wrócisz do domu. – Groziła.
Przełknąłem ślinę. Powoli, ostrożnie podszedłem do płotu i z obrzydzeniem uchyliłem czekoladową furtkę. Biały robal spojrzał na mnie zdziwiony, wzruszył czułkami i powrócił do przerwanego posiłku.
- No idź. – Wróżka pchnęła mnie od tyłu. „Ciekawe skąd w takim małym ciałku tyle siły” – zastanawiałem się, zapierając się nogami o grunt. Mimo to, wróżka wygrywała. Chwilę później moje protesty utonęły w zbiorowym brzęczeniu tysięcy much, a po kolejnej – stałem już przed drzwiami, które wyjątkowo były drewniane. Może dlatego, żeby nic ich nie zjadło? Zebrałem resztki odwagi, zacisnąłem zęby i otworzyłem drzwi.
W środku chatka była równie obrzydliwa jak na zewnątrz. Nie było podłogi, tylko trawa i trochę grzybów. W rogu rosła mała choinka, przystrojona zgniłymi jabłkami. Komuś chyba nie chciało się ściągać świątecznych dekoracji. Na środku stał stół, na którym królował wielki, surowy, zapleśniały stek, adorowany przez setki much. W wazie z zupą beztrosko pluskała się szara ropucha. Na mój widok schowała się pod wodę i tylko łypała na mnie pozostawionymi na powierzchni oczami. Za stołem siedziała staruszka o niesamowicie pomarszczonej twarzy.
- A zapukać to nie łaska?! – Zaskrzeczała. Wyjaśnienie, że nie pukałem, bo spodziewałem się zastać trupa, wydawało mi się bardziej nietaktowne, niż milczenie. Milczałem więc. Staruszka włożyła okulary, rozmiarem przypominające gogle narciarskie i przyjrzała mi się uważnie. Jej głos nagle nabrał słodyczy.
- Witaj, Jasiu! – Wyszczerzyła się w bezzębnym uśmiechu. (Ciekawe, czemu nie sepleniła?) Doświadczenie, zdobyte w poprzednich bajkach podpowiadało mi, że tłumaczenie, iż nazywam się Marek, jest całkowicie bezcelowe.
- A gdzie Małgosia? – Dopytywała się staruszka.
- Nie uratował jej. – Wyjaśniła wróżka. – Żadnej nie uratował.
- A czy ja przypadkiem nie miałem ratować Roszpunki? – Zdziwiłem się.
- W bajkach wcielasz się w tego bohatera, który występuje w aktualnej opowieści. – Wytłumaczyła wróżka.
- No trudno. – Staruszka zmierzyła mnie wzrokiem. – Jest tak duży, że obejdzie się bez Małgosi.
Dopiero teraz zauważyłem wmurowany w ścianę, wielki kominek. Staruszka podeszła do niego i starannie wyplewiła jego wnętrze. Rozejrzała się po pokoju.
- Hmmm… właśnie skończyło mi się drewno. – Westchnęła. – No trudno, dzisiaj ci się upiecze. Albo nie! Zaczekaj tu chwilkę, a ja skoczę do lasu po chrust.
Jak powiedziała, tak zrobiła.
- Czy ona chce… - Przełknąłem ślinę. – Mnie upiec?
Wróżka skinęła głowa.
- Znikajmy stąd. – Jęknąłem. Chwyciłem wróżkę za jej chude ramionko i zaciągnąłem wprost na ścianę chatki. Staruszka pewnie bardzo się rozczarowała, kiedy zastała swój dom pusty.

ALICJA W KRAINIE CZARÓW

Tym razem opuściliśmy łono natury. Przed nami rozciągało się miasto złożone z tysięcy krytych strzechą domków i jednego, białego zamku. Za nami był wysoki mur ozdobiony drutem kolczastym i wielką, stalową bramą.
- O nie! – Przeraziła się wróżka. – Nie mogłeś wylądować po drugiej stronie muru?
- A co za różnica?
- Spójrz tam, to się dowiesz. – Wskazała ręką na wielką tablicę na słupku. Z tej tablicy uśmiechała się czarnowłosa dziewczyna w złotej koronie. Napis obok głosił: „Witajcie w Krainie Czarów! Cieszę się, że wpadliście, ale z przykrością muszę poinformować, że już stąd nie wyjdziecie, bo mamy akurat stan wojny. Królowa Alicja”
- Ma rację. Wpadliśmy. – Wróżka wyłamywała sobie palce ze zdenerwowania.
- Wygląda na postać pozytywną. – Przyjrzałem się portretowi Alicji.
- Kiedyś nią była. Obaliła królową i tak dalej… A potem sama przejęła władzę i robi dokładnie to, co jej poprzedniczka. No, ale skoro już tu jesteśmy, to lepiej szybko do niej pójdźmy i się przedstawmy, bo inaczej uzna, że się ukrywamy.
Ruszyliśmy drogą, która wiodła idealnie prosto do pałacowej bramy. Niskie domki ustępowały powoli tym piętrowym, a te z kolei wieżowcom. Ilość pięter, a nawet obecność balkonów, nie przeszkadzała budowniczym kryć wszystkich budynków strzechą. Jedynie pałac wyłamał się z tego porządku.
- Coś nie widać tej wojny. – Zauważyłem.
- To taka cicha wojna. Rebelianci, czyli zwolennicy Alladyna, próbują podburzyć lud przeciw królowej, bo jest ich za mało na samodzielny atak.
- A ty, za kim jesteś?
- Cicho! – Syknęła wróżka, zniżając głos do szeptu. – Oficjalnie jestem za Alicją, a prywatnie – za Alladynem. Jak wszyscy.
Nagle zauważyłem kątem oka jakiś rudy kształt na dachu dwupiętrowego domu. Kiedy tam spojrzałem, już go nie było.
- To Znikający Kot. – Wróżka najwyraźniej też to dostrzegła. – Ulubiony szpieg królowej. Ma licencję na szpiegowanie. Na parę innych rzeczy też.
- Na przykład?
- Na przykład na zabieranie jednej butelki z każdej dostawy mleka, albo dostawanie darmowego posiłku od każdego mieszkańca.
- Nieźle się orientujesz, jak na kogoś spoza miasta. – Mój gniew na wróżkę już minął. Głównie dlatego, że to nie ona mnie teraz prześladowała.
- Często bywam w stolicy.
- Stolicy?
- Kraina Czarów to stolica Krainy Bajek. Ziemie, na których wcześniej byliśmy, też należą do królowej Alicji.
Stanęliśmy przed bramą. Po obu jej stronach czuwali strażnicy w białych strojach. Jeden miał na tym stroju wymalowanego pika, a na hełmie szóstkę. Drugi był ozdobiony treflem i dziesiątką. Leniwie wyciągnęli przed siebie halabardy, zagradzając nam przejście.
- Kim jesteście? – Zapytał ten z treflem, tonem wyraźnie wskazującym, że nie obchodzi go odpowiedź.
- Jestem Dobrą Wróżką, a to jest Człowiek z Zewnątrz. – Przedstawiła nas wróżka.
- Człowiek z Zewnątrz? – Zdziwiłem się szeptem.
- Człowiek z Zewnątrz? – Zdumieli się gwardziści i od razu stanęli jakoś tak bardziej prosto.
- Chodźcie za mną. – Powiedział pik i poprowadził nas po bardzo długich schodach do wrót pałacu. Poprawił hełm i pchnął drzwi.
Sala była ogromna. Zamiast podłogi miała idealnie równy trawnik z mnóstwem żółtych tulipanów. Tylko wąski pas prowadzący do wielkiego, marmurowego tronu pozostał wolny. Na tronie siedziała królowa Alicja z pokerową twarzą.
- Karcista szósty pik melduje, że przybył Człowiek z Zewnątrz z wróżką. – Skłonił się strażnik.
- Karcista? – Zdziwiłem się.
- Karciany gwardzista. – Wyjaśniła wróżka.
- Już znam te nowiny. – Powiedziała królowa do strażnika. Z poręczy tronu wyszczerzył do nas zęby duży, rudy kot, po czym zniknął. Karcista odszedł, a królowa zwróciła się do mnie.
- Spóźniłeś się o dwadzieścia pięć lat.
- On właśnie odbywa za to karę. – Wyjaśniła zdenerwowana wróżka. – Zaczęliśmy od prowincji, żeby potem nie trzeba się było wracać.
- A czemu ja nic o tym nie wiem?
- Naprawdę? – Głos wróżki drżał. – Z wieży Roszpunki wysłałam gołębia z wiadomością. Powinien już dawno tu dotrzeć.
- Pewnie ten bezczelny Alladyn przechwycił wiadomość. – Mruknęła Alicja. Potem spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. W normalnym świecie uśmiech oznacza zazwyczaj życzliwość, radość, przyjacielskie zamiary. Natomiast każdy uśmiech, jaki zobaczyłem od momentu wejścia do bajki zawierał w sobie żądzę mordu. Tym razem też tak było.
- Skoro już raczyłeś złożyć mi wizytę, to możesz odbyć karę tutaj. – Królowa znów przybrała swoją sterylną, oczyszczoną z emocji minę. Zrobiła krótką pauzę, po czym wrzasnęła. – Ściąć mu głowę!
W sali nagle zjawiło się kilku karcistów.
- Nie, nie! – Przeraziła się wróżka. – On musi przeżyć, żeby… żeby…
- Żeby ostrzec dzieci przed popełnieniem tego samego błędu. – Podpowiedziałem, ignorując fakt, że nie mam dzieci. Adrenalina robi swoje.
- Właśnie, właśnie. – Przytaknęła wróżka.
Pokerowa twarz Alicji zamieniła się nagle w twarz kogoś, kto w tego pokera właśnie przegrywa.
- Skoro nie mogę ściąć mu głowy… - Zastanowiła się. - … to może chociaż ręce?
- Moja córeczka jest głuchoniema. – Skłamałem szybko. – Bez rąk nie będę mógł się z nią porozumieć.
- Nogi? – Niemal błagała nas królowa.
- A jak on wtedy dojdzie do celu? – Oburzyła się wróżka.
- Ach, te dzieci! Potrafią skomplikować najprostszą sprawę. – Wściekła się Alicja. – Już wiem! Zetnę o głowę wszystkie dzieci!
Wróżka zemdlała w powietrzu i spadła na trawę.
- Zawsze wszystkim ścinasz głowy? – Zapytałem przerażony wizją tej rzezi niewiniątek. Królowa przyjrzała mi się podejrzliwie.
- Nie myśl sobie, że jestem taka sama, jak poprzednia królowa. Ona ścinała głowy za to, że róże były w złym kolorze.
- A ty zabijasz wszystkie dzieci za to, że jakieś dziecko spoza twojego świata nie pozwoliło ci ściąć komuś głowy. – Pokręciłem głową z dezaprobatą. – Nie myślę, że jesteś taka, jak poprzednia królowa. Myślę, że jesteś gorsza.
- Dosyć tego!!! – Krzyk Alicji zwalił z nóg stojących najbliżej karcistów. – Mam gdzieś biedne dzieci z innego świata! Zetnę ci głowę, choćby miało się na mnie zwalić całe stado wróżek! – Wstała z tronu, oddychając szybko. Dopiero teraz wyglądała na naprawdę szczęśliwą. – Zabierzcie go na Plac Egzekucyjny. Ja pojadę karetą.
Radosnym, niemal tanecznym krokiem wybiegła z komnaty. Cóż, ludzie bywają różni. Karciści ustawili się wokół mnie i poprowadzili do wyjścia. Dobra Wróżka nadal leżała w trawie, zapomniana przez wszystkich. Bohaterzy drugoplanowi zawsze mają przekichane.

ALLADYN

Po drugiej stronie pałacu rozciągała się mało reprezentacyjna część miasta. Po wieżowcach nie było już śladu. Małe domki, podobne do tych sprzed muru, wyglądały na jakieś bardziej obskurne i zaniedbane. Karciści rozglądali się czujnie dookoła. Przyśpieszyli kroku.
Nagle rozległ się dźwięk przypominający furkot tysięcy skrzydeł, albo łopot uderzanych wiatrem prześcieradeł. Strażnicy rozbiegli się na wszystkie strony. Tylko ja stałem jak wryty pośrodku ulicy. W moją stronę leciała na kolorowych dywanach armia uzbrojonych w szable ludzi. Zniżyli lot. Jeden z nich chwycił mnie za rękę i wciągnął na swój dywan. Ktoś zawiązał mi oczy materiałem. Teraz czułem tylko podmuch wiatru na twarzy. Kurczowo zaciskałem dłonie na tkaninie dywanu.
Lot wreszcie się skończył. Zwrócono mi możliwość widzenia i wprowadzono do jednego z domków, niczym nie różniącego się od tych, które widziałem wcześniej. Naprawdę nie wiem, jak ci ludzie się nie gubią. Chatka zawierała tylko jedną izbę, całkiem pozbawioną mebli. Na dużej poduszce siedział po turecku człowiek z turbanem na głowie.
- Jestem Alladyn. – Przedstawił się, wskazując mi drugą poduszkę. – A ty jesteś Człowiekiem z Zewnątrz, tak?
- Tak. – Przytaknąłem niepewnie. – Skąd o mnie wiesz?
- Jin mi powiedział. – Alladyn wyciągnął z kieszeni małą lampkę oliwną i pogłaskał ją pieszczotliwie.
- A po co mnie tu sprowadziłeś?
- Chcę, abyś mnie poparł w zwalczaniu królowej. Zapewne już wiesz, jaka jest okropna.
- A co zamierzasz zrobić, jak już przejmiesz tron?
- Jak to co? – Posiadacz turbanu był wyraźnie zdziwiony tym pytaniem. – Najpierw zetnę głowy wszystkim sługom Alicji.
- A mówią, że to rzeczywistość jest okrutna. – Mruknąłem, po czym zwróciłem się głośniej do Alladyna. – Jak popełnisz te same błędy, co twoi poprzednicy, to zaraz znajdzie się kolejny chętny do tronu. Musisz coś zmienić w swojej polityce.
- Masz rację. – Alladyn zastanowił się. – Już wiem! Zamiast ścinać głowy, mogę ich powiesić.
Uderzyłem się w czoło otwartą dłonią.
- Dlaczego chcesz robić to, co Alicja, skoro uważasz to za złe?
Alladyn wzruszył ramionami.
- Bajka musi trwać.
Wstałem, porządnie już zdenerwowany.
- Nie będę popierał ani Alicji, ani ciebie. Nie mam zamiaru mieszać się w te wasze głupie, bezsensowne wojny.
Wybiegłem z domku.
- Łapać go! – Krzyknął za mną Alladyn. Jego ludzie ruszyli w pościg. Skręcałem w losowo wybrane ulice, a oni nawet nie wpadli na to, by użyć dywanów. Nagle wszyscy zatrzymaliśmy się. Na środku drogi stał dwumetrowy, włochaty potwór o wilczym pysku i błyszczących czerwono oczach. Warknął groźnie, odsłaniając żółtawe kły. Ludzie Alladyna zwiali w mgnieniu oka. Ja też bym najchętniej uciekł, ale nie byłem w stanie się ruszyć. Potwór, którego przydzieliłem w myślach do rodziny wilkołaków, podszedł do mnie i położył mi łapę na ramieniu.
- Witaj, przyjacielu. – Powiedział niskim, chrapliwym głosem.

POWRÓT DO DOMU

- Przyjacielu? – Wyjąkałem zdumiony.
- Nie znasz mnie, ale ja znam ciebie. Dzięki tobie jestem taki potężny. Stawiałeś mi te wszystkie babcie, świnki i Czerwone Kapturki jak na talerzu. Bez ochrony. Wszystko zawdzięczam tobie. Jestem Wilk.
- Marek. – Uśmiechnąłem się blado, podając rękę potworowi. Dobrze wiedziałem, że wilk symbolizuje w bajkach dorosłość. A raczej te cechy, przed którymi przestrzega się małe dzieci, a które tak się przydają w dorosłym życiu: chciwość, pogoń za pieniędzmi, kłamstwa, manipulacje, troska o własny interes… Długo by można wymieniać. Mimo tej wiedzy, dużo bardziej odpowiadała mi obecność kogoś, kto nie obwiniał mnie o wszystko. Dobrze mieć za towarzysza czarny charakter – przy nim nawet najgorsze przewinienia wydają się błahe.
- Wilku, wiesz może, jak mógłbym wrócić do mojego świata? – Zapytałem nagle.
- Oczywiście, że wiem. Ale przejście jest dosyć daleko.
- Trudno. I tak musiałbym tam pójść z wróżką.
- Są miejsca, do których wróżki nie mają wstępu. Ona poprowadziłaby cię inną drogą. Łatwiejszą.
- Przejście dla VIP-ów. – Uśmiechnąłem się. – Ruszajmy.
Szliśmy długo. Bardzo długo. Miasto płynnie przeszło w łąkę, a ta z kolei we wrzosowisko, które następnie weszło w las. Dotarliśmy do niewielkiego, leśnego bagna i zatrzymaliśmy się na jego błotnistym brzegu.
- Co mam zrobić? – Zapytałem.
- Wejść do środka.
- Przecież to pewna śmierć!
- O to chodzi. Człowiek nie może być na raz w dwóch światach, dlatego w jednym musi umrzeć, aby wrócić do drugiego.
- Więc tam, w moim świecie, jestem martwy?
Wilk potarł nos w zamyśleniu. Zapewne zastanawiał się, jak mi to wyjaśnić.
- Kiedy w twoim świecie ktoś umiera, to przechodzi do innego świata. Nie widać tego, bo przechodzi tylko dusza. Dla ciała tamten świat jest zamknięty. Do tego świata, świata wyobraźni, może przejść tylko umysł. Twoje ciało leży sobie spokojnie, pogrążone w głębokim śnie.
Pokiwałem głową. Zacisnąłem powieki i wkroczyłem do bagna. Błotna ściana zamknęła się nade mną.


Otworzyłem oczy. Znów byłem w swojej sypialni. Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Cały byłem zdrętwiały, zapewne na skutek niewygodnej pozycji. Na podłodze leżała Księga Bajek. Zamknięta. Podniosłem ją ostrożnie. Przez chwilę korciło mnie, żeby ją otworzyć i sprawdzić, czy znów nie wyleci wróżka. Powstrzymałem się. Dla pewności związałem ją sznurkiem.
Bibliotekarz przywitał mnie ciepłym uśmiechem, który z pewnością nie wyrażał chęci mordu. Przyjął książkę i położył ją na biurku.
- A właściwie to po co ten sznurek? – Zapytał, szukając nożyczek w szufladzie.
- Żeby strony się przypadkiem nie pogięły.
- Ech… Szkoda, że wszyscy nie dbają o książki tak jak pan…
Świat jest jednak dziwny. Gdybym powiedział prawdę, bibliotekarz uznałby mnie za wariata, albo niemądrego dowcipnisia. Natomiast kiedy skłamałem, uważa mnie za porządną, dbającą o cudze rzeczy osobę, kogoś godnego zaufania. (To taki morał na koniec: niedydaktyczny i bardzo niebajkowy, bo bajek mam już dość.) Kiedy sprawa sznurka została rozwiązana, a raczej rozcięta, bibliotekarz spojrzał na mnie, głęboko się nad czymś zastanawiając.
- Wypożyczył pan tę książkę dopiero wczoraj. – Przypomniał sobie. – Już ją pan oddaje?
- Siostrzenica jednak nie mogła przyjechać. – Skłamałem ponownie.
- Szkoda, wielka szkoda. To bardzo piękna książka. – Bibliotekarz otworzył Księgę Bajek. Drgnąłem, ledwo powstrzymując chęć schowania się pod biurko. Wróżka oczywiście nie wyleciała. Na szczęście bibliotekarz niczego nie zauważył.
- Zawsze uważałem, że bajki mają w sobie coś więcej, niż się z pozoru wydaje. – Powiedział.
- Tak, tak. – Przytaknąłem w zamyśleniu. – Święte słowa.

PS: Nie bardzo wiedziałam, do jakiego działu przyporządkować to opowiadanie, więc dodałam tutaj. Jeśli jest źle - z góry przepraszam.
Tekst przeniosłem do działu Obyczajowe/Psychologiczne.

  • Roszpunka


Cytat:Jedno jedyne okno chwiało się na przerdzewiałym zawiasie (,)wykonując serię nieprzyjemnych pisków.
Cytat:Z okiennego otworu spływała w dół fala blond włosów
Według mnie jest tutaj pleonazm. A może spływać do góry? Czyli wyrzuciłbym w dół

Cytat:Chwyciłem garść włosów, z zamiarem wspięcia na górę, ale najwidoczniej nie były mocno przytwierdzone
.
Wydaje mi się, że pierwszy przecinek jest niepotrzebny.

  • Królewna Śnieżka


Cytat:No więc, dawno temu żyli sobie z zamku za lasem król i królowa.
W zamku... Literówka.

  • Alicja w krainie czarów


Cytat:- Spójrz tam, to się dowiesz. – Wskazała ręką wielką tablicę na słupku.
"ręką NA wielką" Literówka

  • Alladyn


Cytat:- Jin mi powiedział. – Alladyn wyciągnął z kiszeni małą lampkę oliwną i pogłaskał ją pieszczotliwie.
Literówka.

  • Podsumowanie tekstu

Gratuluję. Tylko tyle mogę powiedzieć. Gratuluję Ci świetnie napisanego tekstu. Pomysł genialny, wykonanie, do którego nie można się przyczepić. Oczywiście, mam swoje perełki:

Cytat:- Twoje zadanie nie polega na obejrzeniu trupów! Twoje zadanie polega na zrozumieniu i pożałowaniu winy! – Wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Ale widzę, że te metody na ciebie nie działają. Będę musiała zapewnić ci coś mocniejszego.
- Dobrze. – Uśmiechnąłem się zdecydowanie za szeroko. – Ale nie więcej niż pół litra, bo mam słabą głowę.

oraz

Cytat:Wyjaśnienie, że nie pukałem, bo spodziewałem się zastać trupa, wydawało mi się bardziej nietaktowne, niż milczenie.

Te fragmenty są super! Jeszcze raz gratuluję! Tongue

Pozdrawiam, InFlames
Dzięki Big Grin
Niesamowite... Czyta się bardzo przyjemnie, tekst jest wciągający, super napisany, przynajmniej według mnie.
Co do błędów, ja czytam treść, nie błędy więc ich ci nie wymienię, poza tym InFlames już chyba wszystko podał. Wydaje mi się jedynie, że w momentach typu:
Cytat:- Normalny ty jesteś? – Zapytała wróżka cienkim głosikiem.
słowa odnoszące się do wypowiedzi danej postaci (zapytała, powiedział itp.) powinno się pisać z małej litery Smile
To tyle z mojej strony. Opowiadanie jest piękne, na prawdę. Pisz dalej bo z przyjemnością przeczytam inne twoje prace Smile
Innych moich prac na razie jeszcze nie ma, dopiero się piszą. No chyba, że znajdę jakieś stare teksty, które nadają się do publicznego pokazywania.
Gratuluję autorowi tekstu miesiąca! Smile
Genialne! Genialne!
Czytałam z zaciekawieniem i uśmiechem na twarzy. Cudownie opisane. Niezła psychologia postaci i w ogóle miodzio.
PS. Z taką wyobraźnią to ty cuda dziewczyno zdziałasz !
Bajki, które przedstawiłeś dobrze znałem z dzieciństwa, więc ochoczo przeczytałem epizody. Z tej strony jeszcze nie poznałem takie historie, ale to dobrze, są niebanalne, pokrętne, z nutką wysublimowanego czarnego humoru. Może pora się czegoś nauczyć od bajek? Bajek, których dorośli nie zawsze biorą na serio.