16-02-2011, 22:33
No to jazda, kolejne opowiadanie, tym razem trochę fantasy w innym klimacie.
Btw. Drazdy to wymyślone w mojej głupiej głowie ptaki ;p wiec nie mylić proszę z drozdami
Miłego czytania
We Mgle
"Nie pamiętasz już o smokach i rycerzach
Ja zapomnieć nie zamierzam..."
Fokus - "Powtarzam się"
- Brałbyś to dziewkę w obroty, prawda Get'Hath?-
Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, patrząc na lezącą obok związaną dziewczynę,
oczy przepełnione łzami i drgawki strachu przeszywające ciało napełniały go nieziemskim podnieceniem,
związana i bezbronna, takie lubił najbardziej.
- Spokojnie człowieku, nie strasz naszego aniołka bo tu jeszcze zejdzie, a nie chce pieprzyć trupa, za zimny.-
Mężczyzna obok wyszczerzył zęby.
- Co prawda to prawda Meth, nie martw się słonko, jutro będzie po wszystkim.-
Poklepał ją po udzie, poczym zajął się sączeniem piwa z drewnianego kufla, myśląc nad czymś intensywnie.
Zajęło to parę minut nim podniósł się z ziemi unosząc naczynie.
- Kompani! Za Królową! Za naszą ojczyznę! Za Neathira! -
Pięciu rycerzy wstało podnosząc kufle, ubrani w czarne zbroje doskonale maskowali sie w gwieździstej nocy,
tylko blask gasnącego ogniska zdradzał ich obecność odbijając swoje promienie w łuskach pancerzy.
- I niech to będzie udana kampania, wkrótce zostaniemy wynagrodzeni poza granice naszej wyobraźni.-
Wiwat pozostałych przeciął ciszę, a czarne drazdy uciekły z pobliskich drzew, pokrakując cicho.
Coś się działo.
Chwilę później silny wiatr zawiał, spowijając ognisko, zlewając otoczenie z ciemnością nocy.
-Szlag! Tylko tego nam brakowało, to po zabawie.- zatrzymał się szukając wzrokiem pozostałych
- chyba ze któremuś z was chce się ruszyć dupę do lasu nazbierać trochę drewna na opał.-
Cisza ogarnęła obozowisko, każdy próbował dostrzec swojego kompana i odgadnąć jego myśli,
tylko jeden z nich stał dumnie wypinając pierś.
- Wyznawcy Neathira, rycerze ciemności, duchy strachu, tak się nazywacie,
a boicie się iść po drewno lezące parę metrów dalej.-
Zaśmiał się wypinając pierś jeszcze bardziej.
- Nie przekraczaj granicy młody, skoro jesteś taki mądry to idź sam, pokaż jak powinie zachować sie prawdziwy The'arczyk.
Reszta przytaknęła cicho, powoli przyzwyczajając oczy do mroku.
- Pojdę, sam chętnie zobaczę co ta dziewka potrafi.-
Odwrócił się na piecie ruszając w ciemność. Reszta patrzyła na ciemny kształt oddalający sie powoli w stronę lasu.
Polana znajdowała się na małym pagórku, blisko pól Eath, dalej na wschód rozciągały sie Góry Niebieskie.
Skąd ta nazwa? Niektórzy powiadają ze ich szczyty sięgają nieba, jednak mało kto odważył się to sprawdzić, a ci którzy wyruszali,
nie wracali w jednym kawałku, lub kompletnie otępiali, niezdolni wybełkotać ani słowa.
Od zachodniej strony, pagórek stał samotnie, odsłonięty przez wielką dolinę odgradzająca tą część ziemi od królestwa Theardenu.
Patrząc na północ widać było spowite mgłą lasy, i ruiny starych państw,
tamta część świata, rzadko odwiedzana, zamieszkała przez Elfy,
Krasnoludy i inne stworzenia w które większość ludzi juz od dawna nie wierzyła, została odgrodzona przez krąg magów i nazwana Lemarą, znacząc po prostu "śmierć".
Jednak chłopak wolnym krokiem udał się na południe, mały lasek leżący za pagórkiem oddzielał pobliską wioskę od dzikich krain,
dzień drogi dalej rozpoczynały sie pola uprawne oraz wielkie łąki, podlegające pod królestwo Arean.
Właśnie ono było celem kampanii rozpoczętej wiele lat temu przez samozwańczą królową Namarę.
Teraz jednak skupiając się na prostym zadaniu jakim było znalezienie czegokolwiek na opał, młodzieniec powoli
zagłębiał się w cień drzew.
Drgawki na ciele wywołane fascynacją strachem i ciemnością ożywiły go jeszcze bardziej.
Już od dziecka bawił się ludzkimi emocjami, biorąc młodsze rodzeństwo na wieczorne spacery, śmiejąc się do łez
gdy słysząc przyspieszone bicie serca odmawiał powrotu do domu.
Nic więc dziwnego że zaciągnął się do Armii Namary, to nie fortuna czy sława jakie na niego czekały cieszyły go najbardziej,
to strach i zniszczenie, wywołane przez falę rycerzy w czarnych zbrojach napawała go dumą.
Od dawna nie wyobrażał sobie życia bez krwi na rękach i miecza u boku.
Jednak teraz, idąc między stuletnimi dębami czuł niepokój, wytężając słuch by usłyszeć choćby pohukiwanie sowy, zdał
sobie sprawę że nie powinno go tu być, zakłócił spokój istoty mieszkającej w tym miejscu.
To coś było złe, jednak nie było to zło takie jak znał dotąd, czuł je otaczające go z każdej strony, nakłaniając zdrowy rozsądek
do szybkiego opuszczenia zagajnika.
Z każdej strony coś świdrowało go wzrokiem, wbijając spojrzenia głęboko pod skórę.
Jednak czysta zaciętość zmuszała go by szedł dalej, nie chciał skompromitować się przed resztą oddziału,
to on był strachem wcielonym, to jego imię wypowiadane przez mieszczan oblewało ich zimnym potem.
Nigdy nie wybaczył by sobie kpin reszty kompanów, a ich smiech raził by go bardziej niż zimny sztylet wbity pod żebro.
-Więc brniesz dalej, mimo lęku w twojej głowie, czyżby strach przed śmiercią był niczym w porównaniu do
kompromitacji jaką zastaniesz obarczony?-
Głos dobiegł ze wszystkich stron, echo tylko potęgowało mistyczność tej chwili.
- Aż tak wielkie są twoje ambicje?-
Oblany zimnym potem pływał wewnątrz łuskowej zbroi, a sparaliżowane ciało odmawiało posłuszeństwa stojąc jak posąg.
- Kim jesteś, ty ukrywający się w cieniu! Pokaż się w imię Neathira!-
Tylko te słowa przeszły mu przez gardło, gdy przekrwiony oczy szukały źródła dźwięku.
Większość ludzi boi się nieznanego, w obliczu strachu i niebezpieczeństwa którego nie znają
chcą dowiedzieć się czym jest by ocenić swoje szanse na przeżycie, jednak jak wszystko, tak i poznanie ma swoją cenę,
czasami niektóre rzeczy nie są przeznaczone dla ludzkiego oka, i najlepiej gdy pozostaną w cieniu.
-Ahh, wiec butny do końca, zobaczmy więc jak szybko można cię złamać.-
Dźwięk cięciwy przeszył ciszę, gdy trwające całe wieki ułamki sekund zbliżały strzałę do swojego celu.
Jednak to nie grot, a dźwięk tępego uderzenia o pień drzewa wbił się w świadomość młodego rycerza.
- Chybiłeś.- Proste stwierdzenie, i zimna kalkulacja szans, uwolniły chłopaka z więzów przerażenia które paraliżowało jego ciało.
-Gdzieś musiał być? Ty który nie chcesz pokazać twarzy, by nie trafić w człowieka stojącego bez ruchu.-
Znowu był sobą, bezczelny i odważny, gotowy do walki, by przynieść głowę człowieka który chciał go zabić i nabić ją na pal przy obozowisku.
-Chybiłem?, nie sadzę chłopcze, musisz się jeszcze wiele nauczyć gdy pod wodzą waszej królowej chcecie walczyć z tutejszymi ludźmi.-
W spokojnym głosie niebyło ani momentu zawahania. Ciężka rzeczywistość znowu spadła na The'arczyka gdy ten szybkich ruchem głowy oglądał swoje ciało.
Była tam, ciężka czarna strzała, z zielonym pióropuszem sterczała prosto z jego prawego boku. Wyglądając tak nierealnie, cały
świat zakręcił sie wokoło.
- Jak, to możliwe? Jak mogłeś wypuścić dwie strzały jednocześnie, zmieniając całkowicie ich tor ruchu...to nierealne.-
Nie usłyszał odpowiedzi.
Jednak, znał ten symbol, przecież on sam setki razy posyłał takie strzały w plecy uciekających wieśniaków.
Zachwiał się, nie rozumiejąc co się właśnie stało.
- To, to, to...- jąkał sie nie mogąc złapać oddechu. Nie był przygotowany na taki przebieg akcji, zabił go ktoś kto wcześniej
zakradł się do obozowiska, kradnąc jego ekwipunek. Niezauważony przez nikogo. Tacy ludzie istnieli tylko w starych legendach.
Po chwili jednak głos wyrwał go z szaleńczej pogoni za myślami umierającego człowieka.
- Może iluzja?- Powiedział Get'Hath, stojąc metr dalej opierając się o drzewo.
To stało się zbyt szybko, na jego oczach strzała rozbłysła czerwonym blaskiem, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu zastawiając
ciało idealnie gładkie.
Tak samo stało się z tą utkwioną w pniu drzewa, oraz całą tajemniczą atmosferą jaka towarzyszyła mu przy wejściu do zagajnika.
Odwrócił się powoli, w stronę starszego wojownika, dalej nie wierząc w to co się właśnie stało.
- Jesteś martwy, NA NEATHIRA!, jesteś już trupem!-
Już po chwili z mieczem w ręku biegł przed siebie opanowany szałem.
- Spokojnie młody, nie każ mi zrobić ci krzywdy, następna strzała może już być prawdziwa.-
Wyciągnął rękę, a niewidzialne więzy oplotły ciało napastnika unosząc je lekko do góry. Niezdolny do żadnego ruchu, miał chwilę
by ochłonąć.
- Dlaczego?- Standardowe pytanie, w takiej sytuacji, nie ważne, człowiek, elf czy krasnolud, a może całkowicie inna istota, w obliczu takiej sytuacji każdy zada to samo pytanie. "Dlaczego?"
-Taka tradycja, sprawdzenie jak zachowasz sie w obliczu zagrożenia życia.-
Chłopakiem targały emocje, jakaś część jego mózgu dalej nie wierzyła w realizm tej chwili.
-Mogę cie pocieszyć tylko tym ze mimo ze juz dawno byłbyś trupem, to jednak zachowałeś się jak prawdziwy wojownik,
a teraz bierzmy to drewno i wracajmy.-
Powiedział to tak jakby komentował pogodę, stoicki spokój denerwował chłopaka jeszcze bardziej.
-Jeszcze jedno Hath jesteś ustabilizowany? Dlaczego tego nie wiedziałem?-
-Standardowa procedura młody, każdy oddział musi mieć jednego siewce w szeregu, tak na wszelki wypadek.-
-Siewce!? Nie macie nic lepszego do roboty niż sprawdzanie lojalności swoich kompanów podczas wojny?-
-Lojalność to najważniejsza cecha, to ona daje nam zgranie w szeregach i pozwala wychodzić zwycięsko nawet gdy jesteśmy
w obliczu wroga który liczebnie nas przeważa!.-
Zapadła długa cisza, bez słowa pozbierali suche konary i skierowali sie z powrotem w stronę ogniska.
-Jest za cicho, jesteś pewny ze idziemy w dobrą stronę?-
-Jestem siewcą, więc tak, jestem pewny, albo reszta robi sobie jaja, albo coś się stało, zostaw drewno, trzeba to sprawdzić.-
Bezszelestnie miecz znalazł sie w ręce chłopaka, teraz gdy jego kompan zdradził swoją prawdziwa tożsamość, bez krępowania
zamiast miecza jego ręce otoczyła magia, sprawiając ze powietrze w około załamywało się od gorąca.
-Methard! Psie! Jeśli to jakiś żart to sam będziesz biegł po drewno!.-
Brak odzewu, w takiej ciszy słyszeli nawet szelest spadającego liścia.
-Coś tu jest nie tak, nie słyszę nawet tej młodej kurwy, jesteś siewcą ale nie wyczuwasz magii, w takim razie mamy doczynienia z czymś namacalnym.
-Spokojnie, nie popadajmy w panikę, trochę nas nie było, może posnęli zalani w trupa.-
Kula ognia rozbłysła w reku czarownika, odsłaniając widok przez który treść żołądka wróciła prostu do ust chłopaka.
Groteskowo powykrzywiane twarze, patrzyły na nich pustymi oczodołami, sine ciała związane tak by zatrzymać dopływ krwi do
jakiegokolwiek organu klęczały naszpikowane strzałami.
Mężczyźni popatrzyli po sobie szukając wyjaśnienia.
-Drazdy. Cichy szept Get'Hatha skierowany był bardziej do siebie samego niż do swojego towarzysza.
Jak mogliśmy tego nie zauważyć, drazdy pojawiają się tylko wtedy gdy są pewne wieczornego posiłku.-
-Zamknij sie na chwile siewco, słyszysz to co ja?-
Ta cała mądrość maga irytowała bezimiennego chłopaka jeszcze bardziej.
Jednak teraz naprawdę coś słyszał.
Cichy dźwięk biegł powolnie zza drzew miękko wpadający do uszu.
-Lala li li la, zabawa wciąż trwa, la la li li ę, nie odwracajcie się.-
-Co tu się kurwa dzieje siewco? Mam nadzieje ze to nie następny głupi test, bo jeśli tak to choćbym miał zdechnąć to skrócę cię o głowę.-
Get uśmiechnął się smutno.
-Daj boże żeby to był następny test, Methard to weteran, walczył w wielu wojnach, on tak łatwo nie dał by się zabić.-
Powoli przekręcił głowę, nim ciało zdążyło nadążyć za obrotem, na twarz młodego wojownika padła kropla krwi,
za nią następna, a potem ciało czarnoksiężnika zwaliło się z głuchym uderzeniem na ziemię ze strzałą w skroni.
-...La la li li ę, nie odwracajcie się.-
Cichy śpiew powoli przepłynął po polanie.
Zrobił jedyne co wydawało mu się słuszne w tej sytuacji, uciekał, nie walczył, nie był juz waleczny, to nie on był myśliwym jak zawsze,
teraz był ofiarą, i to ofiarą z minimalną szansą na przeżycie.
-Cholera! Obok mnie bez problemu zabili prawdziwego siewce, jak mam z tym walczyć!?"
Usprawiedliwiał się biegnąc na złamanie karku, w kierunku którego sam nieznał,
ale biegł ile sił w nogach, jak najdalej.
Pierwszy świst strzały usłyszał po jakiś stu metrach, przeleciała mu nad głową rozwiewając czarne włosy.
Szczęście? Czy zamierzone chybienie?
Druga strzała trafiła go pod kolano, upadł, twarz uderzyła o twarde kamienie a delikatne wargi pękły zalewając usta ciepła krwią.
"Mimo kompletnego zamroczenia, człowiek walczący o życie jest zdolny do każdego poświęcenia,
znałem raz pewnego mnicha który by ratować swoje życie odciął sobie nogę, zardzewiałym tasakiem.
Umarł trzy dni po tym zajściu, ale fakt jest faktem."
Tak powtarzał jeden z weteranów gdy on był jeszcze młodzikiem w koszarach.
Czołgał sie, plując krwią, dusząc się piaskiem, ale czołgał się.
Kroki zabębniły o kamienie gościńca, chłód stali przeszył go od pleców do samego serca,
krew zapulsowała w organizmie powoli napływając do ust. Ostatkiem sił przewrócił się na plecy,
by spojrzeć w oczy młodego czarnowłosego chłopaka. Nie miał więcej niż szesnaście lat.
Patrzył w puste oczy, bez emocji i wyrazu, które bez cienia zawahanie pchnęły ostrze po raz drugi w jego pierś.
Drgnął gwałtownie, jednak nie puścił miecza.
-Za Neathira skurwielu.." wyszeptał ostatkiem sił, powoli zamykając oczy.
Chłopak odwrócił się na pięcie nie zdradzając jakikolwiek emocji,
podszedł do dziewczyny, łkała dalej, suknia na lewym udzie była rozdarta i zachlapana krwią.
-Jestem Crits powiedział chłopak wyciągając rękę, a Ty musisz iść zemną,
przykro mi ale taka jest cena twojego życia.
Pomógł jej wstać, chwyciwszy pod ramię poczuł ciepło jej ciała, jednak nie poruszyło go to wygolę.
Obojętne mu było kto jest jego nowym towarzyszem, ważne że zadanie zostało wykonane a rada będzie zadowolona.
Powoli zagłębili się w ciemność.
-Drazdy zajmą się ciałami, a ziemia nie oprze się świeżej krwi, do jutra pozostaną tylko strzały i czarne
zbroje wyglądające jak porzucone, hmm.. "za Neathira skurwielu"-
Wspomniał ostatnie słowa tamtego chłopaka.
-Umierajcie za swojego boga, ja wole za coś innego.-
Uśmiechnął się do siebie.
-Wole za coś innego.-
Btw. Drazdy to wymyślone w mojej głupiej głowie ptaki ;p wiec nie mylić proszę z drozdami
Miłego czytania
We Mgle
"Nie pamiętasz już o smokach i rycerzach
Ja zapomnieć nie zamierzam..."
Fokus - "Powtarzam się"
- Brałbyś to dziewkę w obroty, prawda Get'Hath?-
Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, patrząc na lezącą obok związaną dziewczynę,
oczy przepełnione łzami i drgawki strachu przeszywające ciało napełniały go nieziemskim podnieceniem,
związana i bezbronna, takie lubił najbardziej.
- Spokojnie człowieku, nie strasz naszego aniołka bo tu jeszcze zejdzie, a nie chce pieprzyć trupa, za zimny.-
Mężczyzna obok wyszczerzył zęby.
- Co prawda to prawda Meth, nie martw się słonko, jutro będzie po wszystkim.-
Poklepał ją po udzie, poczym zajął się sączeniem piwa z drewnianego kufla, myśląc nad czymś intensywnie.
Zajęło to parę minut nim podniósł się z ziemi unosząc naczynie.
- Kompani! Za Królową! Za naszą ojczyznę! Za Neathira! -
Pięciu rycerzy wstało podnosząc kufle, ubrani w czarne zbroje doskonale maskowali sie w gwieździstej nocy,
tylko blask gasnącego ogniska zdradzał ich obecność odbijając swoje promienie w łuskach pancerzy.
- I niech to będzie udana kampania, wkrótce zostaniemy wynagrodzeni poza granice naszej wyobraźni.-
Wiwat pozostałych przeciął ciszę, a czarne drazdy uciekły z pobliskich drzew, pokrakując cicho.
Coś się działo.
Chwilę później silny wiatr zawiał, spowijając ognisko, zlewając otoczenie z ciemnością nocy.
-Szlag! Tylko tego nam brakowało, to po zabawie.- zatrzymał się szukając wzrokiem pozostałych
- chyba ze któremuś z was chce się ruszyć dupę do lasu nazbierać trochę drewna na opał.-
Cisza ogarnęła obozowisko, każdy próbował dostrzec swojego kompana i odgadnąć jego myśli,
tylko jeden z nich stał dumnie wypinając pierś.
- Wyznawcy Neathira, rycerze ciemności, duchy strachu, tak się nazywacie,
a boicie się iść po drewno lezące parę metrów dalej.-
Zaśmiał się wypinając pierś jeszcze bardziej.
- Nie przekraczaj granicy młody, skoro jesteś taki mądry to idź sam, pokaż jak powinie zachować sie prawdziwy The'arczyk.
Reszta przytaknęła cicho, powoli przyzwyczajając oczy do mroku.
- Pojdę, sam chętnie zobaczę co ta dziewka potrafi.-
Odwrócił się na piecie ruszając w ciemność. Reszta patrzyła na ciemny kształt oddalający sie powoli w stronę lasu.
Polana znajdowała się na małym pagórku, blisko pól Eath, dalej na wschód rozciągały sie Góry Niebieskie.
Skąd ta nazwa? Niektórzy powiadają ze ich szczyty sięgają nieba, jednak mało kto odważył się to sprawdzić, a ci którzy wyruszali,
nie wracali w jednym kawałku, lub kompletnie otępiali, niezdolni wybełkotać ani słowa.
Od zachodniej strony, pagórek stał samotnie, odsłonięty przez wielką dolinę odgradzająca tą część ziemi od królestwa Theardenu.
Patrząc na północ widać było spowite mgłą lasy, i ruiny starych państw,
tamta część świata, rzadko odwiedzana, zamieszkała przez Elfy,
Krasnoludy i inne stworzenia w które większość ludzi juz od dawna nie wierzyła, została odgrodzona przez krąg magów i nazwana Lemarą, znacząc po prostu "śmierć".
Jednak chłopak wolnym krokiem udał się na południe, mały lasek leżący za pagórkiem oddzielał pobliską wioskę od dzikich krain,
dzień drogi dalej rozpoczynały sie pola uprawne oraz wielkie łąki, podlegające pod królestwo Arean.
Właśnie ono było celem kampanii rozpoczętej wiele lat temu przez samozwańczą królową Namarę.
Teraz jednak skupiając się na prostym zadaniu jakim było znalezienie czegokolwiek na opał, młodzieniec powoli
zagłębiał się w cień drzew.
Drgawki na ciele wywołane fascynacją strachem i ciemnością ożywiły go jeszcze bardziej.
Już od dziecka bawił się ludzkimi emocjami, biorąc młodsze rodzeństwo na wieczorne spacery, śmiejąc się do łez
gdy słysząc przyspieszone bicie serca odmawiał powrotu do domu.
Nic więc dziwnego że zaciągnął się do Armii Namary, to nie fortuna czy sława jakie na niego czekały cieszyły go najbardziej,
to strach i zniszczenie, wywołane przez falę rycerzy w czarnych zbrojach napawała go dumą.
Od dawna nie wyobrażał sobie życia bez krwi na rękach i miecza u boku.
Jednak teraz, idąc między stuletnimi dębami czuł niepokój, wytężając słuch by usłyszeć choćby pohukiwanie sowy, zdał
sobie sprawę że nie powinno go tu być, zakłócił spokój istoty mieszkającej w tym miejscu.
To coś było złe, jednak nie było to zło takie jak znał dotąd, czuł je otaczające go z każdej strony, nakłaniając zdrowy rozsądek
do szybkiego opuszczenia zagajnika.
Z każdej strony coś świdrowało go wzrokiem, wbijając spojrzenia głęboko pod skórę.
Jednak czysta zaciętość zmuszała go by szedł dalej, nie chciał skompromitować się przed resztą oddziału,
to on był strachem wcielonym, to jego imię wypowiadane przez mieszczan oblewało ich zimnym potem.
Nigdy nie wybaczył by sobie kpin reszty kompanów, a ich smiech raził by go bardziej niż zimny sztylet wbity pod żebro.
-Więc brniesz dalej, mimo lęku w twojej głowie, czyżby strach przed śmiercią był niczym w porównaniu do
kompromitacji jaką zastaniesz obarczony?-
Głos dobiegł ze wszystkich stron, echo tylko potęgowało mistyczność tej chwili.
- Aż tak wielkie są twoje ambicje?-
Oblany zimnym potem pływał wewnątrz łuskowej zbroi, a sparaliżowane ciało odmawiało posłuszeństwa stojąc jak posąg.
- Kim jesteś, ty ukrywający się w cieniu! Pokaż się w imię Neathira!-
Tylko te słowa przeszły mu przez gardło, gdy przekrwiony oczy szukały źródła dźwięku.
Większość ludzi boi się nieznanego, w obliczu strachu i niebezpieczeństwa którego nie znają
chcą dowiedzieć się czym jest by ocenić swoje szanse na przeżycie, jednak jak wszystko, tak i poznanie ma swoją cenę,
czasami niektóre rzeczy nie są przeznaczone dla ludzkiego oka, i najlepiej gdy pozostaną w cieniu.
-Ahh, wiec butny do końca, zobaczmy więc jak szybko można cię złamać.-
Dźwięk cięciwy przeszył ciszę, gdy trwające całe wieki ułamki sekund zbliżały strzałę do swojego celu.
Jednak to nie grot, a dźwięk tępego uderzenia o pień drzewa wbił się w świadomość młodego rycerza.
- Chybiłeś.- Proste stwierdzenie, i zimna kalkulacja szans, uwolniły chłopaka z więzów przerażenia które paraliżowało jego ciało.
-Gdzieś musiał być? Ty który nie chcesz pokazać twarzy, by nie trafić w człowieka stojącego bez ruchu.-
Znowu był sobą, bezczelny i odważny, gotowy do walki, by przynieść głowę człowieka który chciał go zabić i nabić ją na pal przy obozowisku.
-Chybiłem?, nie sadzę chłopcze, musisz się jeszcze wiele nauczyć gdy pod wodzą waszej królowej chcecie walczyć z tutejszymi ludźmi.-
W spokojnym głosie niebyło ani momentu zawahania. Ciężka rzeczywistość znowu spadła na The'arczyka gdy ten szybkich ruchem głowy oglądał swoje ciało.
Była tam, ciężka czarna strzała, z zielonym pióropuszem sterczała prosto z jego prawego boku. Wyglądając tak nierealnie, cały
świat zakręcił sie wokoło.
- Jak, to możliwe? Jak mogłeś wypuścić dwie strzały jednocześnie, zmieniając całkowicie ich tor ruchu...to nierealne.-
Nie usłyszał odpowiedzi.
Jednak, znał ten symbol, przecież on sam setki razy posyłał takie strzały w plecy uciekających wieśniaków.
Zachwiał się, nie rozumiejąc co się właśnie stało.
- To, to, to...- jąkał sie nie mogąc złapać oddechu. Nie był przygotowany na taki przebieg akcji, zabił go ktoś kto wcześniej
zakradł się do obozowiska, kradnąc jego ekwipunek. Niezauważony przez nikogo. Tacy ludzie istnieli tylko w starych legendach.
Po chwili jednak głos wyrwał go z szaleńczej pogoni za myślami umierającego człowieka.
- Może iluzja?- Powiedział Get'Hath, stojąc metr dalej opierając się o drzewo.
To stało się zbyt szybko, na jego oczach strzała rozbłysła czerwonym blaskiem, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu zastawiając
ciało idealnie gładkie.
Tak samo stało się z tą utkwioną w pniu drzewa, oraz całą tajemniczą atmosferą jaka towarzyszyła mu przy wejściu do zagajnika.
Odwrócił się powoli, w stronę starszego wojownika, dalej nie wierząc w to co się właśnie stało.
- Jesteś martwy, NA NEATHIRA!, jesteś już trupem!-
Już po chwili z mieczem w ręku biegł przed siebie opanowany szałem.
- Spokojnie młody, nie każ mi zrobić ci krzywdy, następna strzała może już być prawdziwa.-
Wyciągnął rękę, a niewidzialne więzy oplotły ciało napastnika unosząc je lekko do góry. Niezdolny do żadnego ruchu, miał chwilę
by ochłonąć.
- Dlaczego?- Standardowe pytanie, w takiej sytuacji, nie ważne, człowiek, elf czy krasnolud, a może całkowicie inna istota, w obliczu takiej sytuacji każdy zada to samo pytanie. "Dlaczego?"
-Taka tradycja, sprawdzenie jak zachowasz sie w obliczu zagrożenia życia.-
Chłopakiem targały emocje, jakaś część jego mózgu dalej nie wierzyła w realizm tej chwili.
-Mogę cie pocieszyć tylko tym ze mimo ze juz dawno byłbyś trupem, to jednak zachowałeś się jak prawdziwy wojownik,
a teraz bierzmy to drewno i wracajmy.-
Powiedział to tak jakby komentował pogodę, stoicki spokój denerwował chłopaka jeszcze bardziej.
-Jeszcze jedno Hath jesteś ustabilizowany? Dlaczego tego nie wiedziałem?-
-Standardowa procedura młody, każdy oddział musi mieć jednego siewce w szeregu, tak na wszelki wypadek.-
-Siewce!? Nie macie nic lepszego do roboty niż sprawdzanie lojalności swoich kompanów podczas wojny?-
-Lojalność to najważniejsza cecha, to ona daje nam zgranie w szeregach i pozwala wychodzić zwycięsko nawet gdy jesteśmy
w obliczu wroga który liczebnie nas przeważa!.-
Zapadła długa cisza, bez słowa pozbierali suche konary i skierowali sie z powrotem w stronę ogniska.
-Jest za cicho, jesteś pewny ze idziemy w dobrą stronę?-
-Jestem siewcą, więc tak, jestem pewny, albo reszta robi sobie jaja, albo coś się stało, zostaw drewno, trzeba to sprawdzić.-
Bezszelestnie miecz znalazł sie w ręce chłopaka, teraz gdy jego kompan zdradził swoją prawdziwa tożsamość, bez krępowania
zamiast miecza jego ręce otoczyła magia, sprawiając ze powietrze w około załamywało się od gorąca.
-Methard! Psie! Jeśli to jakiś żart to sam będziesz biegł po drewno!.-
Brak odzewu, w takiej ciszy słyszeli nawet szelest spadającego liścia.
-Coś tu jest nie tak, nie słyszę nawet tej młodej kurwy, jesteś siewcą ale nie wyczuwasz magii, w takim razie mamy doczynienia z czymś namacalnym.
-Spokojnie, nie popadajmy w panikę, trochę nas nie było, może posnęli zalani w trupa.-
Kula ognia rozbłysła w reku czarownika, odsłaniając widok przez który treść żołądka wróciła prostu do ust chłopaka.
Groteskowo powykrzywiane twarze, patrzyły na nich pustymi oczodołami, sine ciała związane tak by zatrzymać dopływ krwi do
jakiegokolwiek organu klęczały naszpikowane strzałami.
Mężczyźni popatrzyli po sobie szukając wyjaśnienia.
-Drazdy. Cichy szept Get'Hatha skierowany był bardziej do siebie samego niż do swojego towarzysza.
Jak mogliśmy tego nie zauważyć, drazdy pojawiają się tylko wtedy gdy są pewne wieczornego posiłku.-
-Zamknij sie na chwile siewco, słyszysz to co ja?-
Ta cała mądrość maga irytowała bezimiennego chłopaka jeszcze bardziej.
Jednak teraz naprawdę coś słyszał.
Cichy dźwięk biegł powolnie zza drzew miękko wpadający do uszu.
-Lala li li la, zabawa wciąż trwa, la la li li ę, nie odwracajcie się.-
-Co tu się kurwa dzieje siewco? Mam nadzieje ze to nie następny głupi test, bo jeśli tak to choćbym miał zdechnąć to skrócę cię o głowę.-
Get uśmiechnął się smutno.
-Daj boże żeby to był następny test, Methard to weteran, walczył w wielu wojnach, on tak łatwo nie dał by się zabić.-
Powoli przekręcił głowę, nim ciało zdążyło nadążyć za obrotem, na twarz młodego wojownika padła kropla krwi,
za nią następna, a potem ciało czarnoksiężnika zwaliło się z głuchym uderzeniem na ziemię ze strzałą w skroni.
-...La la li li ę, nie odwracajcie się.-
Cichy śpiew powoli przepłynął po polanie.
Zrobił jedyne co wydawało mu się słuszne w tej sytuacji, uciekał, nie walczył, nie był juz waleczny, to nie on był myśliwym jak zawsze,
teraz był ofiarą, i to ofiarą z minimalną szansą na przeżycie.
-Cholera! Obok mnie bez problemu zabili prawdziwego siewce, jak mam z tym walczyć!?"
Usprawiedliwiał się biegnąc na złamanie karku, w kierunku którego sam nieznał,
ale biegł ile sił w nogach, jak najdalej.
Pierwszy świst strzały usłyszał po jakiś stu metrach, przeleciała mu nad głową rozwiewając czarne włosy.
Szczęście? Czy zamierzone chybienie?
Druga strzała trafiła go pod kolano, upadł, twarz uderzyła o twarde kamienie a delikatne wargi pękły zalewając usta ciepła krwią.
"Mimo kompletnego zamroczenia, człowiek walczący o życie jest zdolny do każdego poświęcenia,
znałem raz pewnego mnicha który by ratować swoje życie odciął sobie nogę, zardzewiałym tasakiem.
Umarł trzy dni po tym zajściu, ale fakt jest faktem."
Tak powtarzał jeden z weteranów gdy on był jeszcze młodzikiem w koszarach.
Czołgał sie, plując krwią, dusząc się piaskiem, ale czołgał się.
Kroki zabębniły o kamienie gościńca, chłód stali przeszył go od pleców do samego serca,
krew zapulsowała w organizmie powoli napływając do ust. Ostatkiem sił przewrócił się na plecy,
by spojrzeć w oczy młodego czarnowłosego chłopaka. Nie miał więcej niż szesnaście lat.
Patrzył w puste oczy, bez emocji i wyrazu, które bez cienia zawahanie pchnęły ostrze po raz drugi w jego pierś.
Drgnął gwałtownie, jednak nie puścił miecza.
-Za Neathira skurwielu.." wyszeptał ostatkiem sił, powoli zamykając oczy.
Chłopak odwrócił się na pięcie nie zdradzając jakikolwiek emocji,
podszedł do dziewczyny, łkała dalej, suknia na lewym udzie była rozdarta i zachlapana krwią.
-Jestem Crits powiedział chłopak wyciągając rękę, a Ty musisz iść zemną,
przykro mi ale taka jest cena twojego życia.
Pomógł jej wstać, chwyciwszy pod ramię poczuł ciepło jej ciała, jednak nie poruszyło go to wygolę.
Obojętne mu było kto jest jego nowym towarzyszem, ważne że zadanie zostało wykonane a rada będzie zadowolona.
Powoli zagłębili się w ciemność.
-Drazdy zajmą się ciałami, a ziemia nie oprze się świeżej krwi, do jutra pozostaną tylko strzały i czarne
zbroje wyglądające jak porzucone, hmm.. "za Neathira skurwielu"-
Wspomniał ostatnie słowa tamtego chłopaka.
-Umierajcie za swojego boga, ja wole za coś innego.-
Uśmiechnął się do siebie.
-Wole za coś innego.-