Via Appia - Forum

Pełna wersja: Początek Końca
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tekst wysłany na inkowy konkurs literacki, myślę że teraz mogę go tu zamieścićSmile

Inkwizytor Pablo Piazzini przeczytał jeszcze raz list, który dostał jednej z wielu „życzliwych” owieczek, czujących się w obowiązku pomóc inkwizycji w ich świętej misji.
„Zło i bezbożność szerzą się w mieście. Pomocy! Błagam!” ten rozpaczliwy apel wyzierał z kawałka papieru.
Szkoda, że brakowało podpisu, albo choćby wskazówki, kto wzywał pomoc. Choć w sumie tutaj w Czarnodołach każdy wydawał się jej potrzebować.
Grzech, wszędzie grzech. Piazzini najchętniej ułożyłby pod miastem jeden wielki stos i puścił je z dymem przy monotonnych modlitwach o dusze nieszczęśników, oraz w cieniu Krzyża.
Niestety Ojciec Święty krzywo patrzył na nadgorliwych inkwizytorów. Pech…
Poza tym, coraz głośniej szeptano o tym, że inkwizycja, to nic innego jak banda fanatycznych rzeźników, których samych należałoby spalić na stosie, a popioły rozrzucić na cztery wiatry. Samo takie myślenie było niedopuszczalną zbrodnią przeciw Świętej Misji. Przerwać ich Misję, to czyste szaleństwo!
To chyba był początek końca. Końca polowań na wiedźmy, czarowników i sługi Szatana. Koniec walki ze złem. I jednoczesny koniec, pozbawionych błogosławionej ochrony Inkwizycji, wszystkich ludzkich dusz.
Inkwizytor zebrał się w sobie. Nawet, jeśli to byłby początek końca, to dopóki on może działać, to stosy będą płonąć! Katownie przesiąkną krzykami bezbożników, choćby miał ozdobić szubienicami każde drzewo, palić całe rodziny, wypełnić trupami mury miast po brzegi, będzie tępił zło do samego końca!!!
Amen.
Pora działać.
Wychylił się ze swojego pokoju w obskurnym śmietniku, jaki nazywano tu „najlepszym zajazdem w mieście” i przywołał jednego z podległych mu braci, młodego Huberta. Chłopak był bystry i pojętny, a także dyskretny, co było niezwykle cenne.
- Od kogo dostałeś ten list? – spytał patrząc mu prosto w oczy. Był to zaledwie młodzik, nie pojmujący chyba nawet wagi swoich zadań, ale któż taki nie był…
- Ja… od kobiety Panie. Taka zwyczajna była, ruda pamiętam – wyjąkał Hubert próbując wytrzymać palący wzrok inkwizytora. – Mam o nią wypytać?
- Nie trzeba – Piazzini poklepał chłopaka po ramieniu.- Idź zjedz coś i pomódl się. Sam się tym zajmę.
Chłopak skłonił się i odszedł.
Inkwizytor przez chwilę stał w drzwiach rozmyślając, następnie zszedł na parter, gdzie podszedł do bezzębnego właściciela zajazdu, który obmacywał dziewkę kuchenną. Grzech, nieczysta żądza. Do tego całkowity brak gustu, bo dziewka nie była urodziwa.
Mimo iż na dole było tłumno, ludzie rozstępowali się ze strachem przed Piazzinim. Wiedzieli, kim był oraz znali ponurą sławę, która go otaczała.
Gdy tak przechodził między ciżbą, zapadła kompletna cisza. Jak w kościele. Albo w grobie.
- W czym mogie służyć jaśnie panie? – zapytał właściciel kłaniając się w pas i świecąc plackiem łysiny na czubku głowy, niby tonsurą. Jego wzrok zdradzał, że był zdenerwowany. Dobrze, niech się boi. Tylko niech tak nie zionie czosnkiem.
- Czy nie widziałeś może, dobry człowieku, niewiasty rudej, wchodzącej na górę do pokoi mieszkalnych dziś? Tak niedawno.
- Rudej? – rozdziawił szeroko gębę myśląc. Piazzini lekko usunął się z zasięgu intensywniejszego zionięcia.- No nie wim, jaśnie panie, nie widziałem żadnej takowej.
- Nie widziałeś… znaczy, że każdy może tu wejść na górę i na przykład kraść po pokojach? Mordercy też nie zauważysz?
- Nie! – rudy zaczął się obficie pocić na twarzy. – My pilnujim!
Zaczął się trząść się jak osika. Piazzini dobrze się bawił obserwując narastające przerażenie rozmówcy.
- Zostawcie go, panie. Ja dziewkę widziałem – młody mężczyzna wysunął się z tłumu. – Janko jestem, wykidajło i to ja pilnuję, kto wchodzi, i gdzie tutaj.
- Wiesz, co to za jedna?
- Tak panie, znam ją… dość dobrze.
Goście zajazdu widząc, że napięcie opadło wrócili do przerwanych rozmów i znów izba wypełniła się donośnym gwarem.
- Chodźcie do mojego stołu panie, to odpowiem na wasze pytania.
- Coś chętnie pomagasz inkwizycji – zauważył inkwizytor, gdy usiedli.
- Wina panie? Nie? Cóż, ja pilnuję tego przybytku, więc muszę tez mieć baczenie na to, kto, gdzie wchodzi. A tak, to zarobku bym nie dostał jakbyście zrugali właściciela. No i wam, jako inkwizycji, lepiej po dobroci powiedzieć.
- Dobrze prawisz, lepiej po dobroci – Piazzini uśmiechnął się paskudnie. – To, co mi powiesz o dziewce?
Janko wzruszył ramionami.
- Marta na nią mówią. Zwykła dziwka panie, choć ma dobre serce. Ale ostatnio skarżyła się, że jacyś dziwni ludzie zbierają się w kryptach na cmentarzu. Ona tam mieszka obok, to i widok ma dobry. Sama zaczęła się bać, bo ponoć ktoś przekradał się koło jej drzwi i okien, a i grozić zaczęli. Pewnie zorientowali się, że ich podgląda.
- Ona pisać umie?
- Umie, i czytać… głowę ma jak uczony.
Inkwizytor zamyślił się. Możliwe, że zbierała tam się jakaś sekta, by oddawać cześć diabłu. Co za ironia, że poświęcona ziemia, jaką jest cmentarz, wabi zło, jak ścierwo muchy.
Wątpił, by dziwka kłamała. Inkwizycja surowo karała tych, co fałszywe świadectwa składają i ludzie doskonale o tym wiedzieli.
- Wiesz, gdzie to jest dokładnie?
- Co?
- Gówno! Gdzie mieszka dziewka.
- Wiem, panie.
- Zaprowadzisz tam mnie i moich ludzi. Im szybciej uderzymy w zło, tym lepiej. Dziś w nocy. Będę czekał na zewnątrz zajazdu o zmierzchu.
- Dobrze panie.
- Zatem do wieczora!
Kończąc rozmowę Piazzini wstał od stołu i ruszył na górę do pokoi. Trzeba zmobilizować ludzi.
Nie mógł się tylko pozbyć wrażenia, że już gdzieś widział tego wykidajłę.
Nieważne, wygląda na to, że to miasto również na własne oczy ujrzy piękno i grozę świętych płomieni.
Gdy zaczęło zmierzchać na zewnątrz zebrała się grupa ludzi – inkwizytor, jego młody pomocnik i grupa siepaczy przydzielona im do pomocy przez władze miasta. Nie czekali długo, Janko pojawił się szybko.
- Jesteśmy gotowi – powiedział cicho Piazzini uprzedzając zbędne powitanie. – Ruszajmy.
Wykidajło skłonił się lekko, i poprowadził ich krętymi uliczkami.
Gdy tylko zeszli z głównej ulicy, przemykając zaułkami względny porządek i spokój ustąpił wszechobecnemu brudowi i rozkładowi. Pełno tu było kalekich żebraków wyciągających dłoń po datek, lub po prostu czekających na śmierć. Chude, zagłodzone dzieci z przestrachem patrzyły na zbrojną watahę przemykającą w cieniu brudnych kamienic, w których kryły się dziwki, lubieżnie oblizując usta i zachęcając potencjalnych klientów na chwilę rozkoszy.
Piazzini zwrócił uwagę na jedno z dzieci. Był to chłopczyk, dziesięcioletni chyba. Ubrany w podartą koszulę, obwisłe spodnie wpatrywał się prosto w niego jednym okiem, a twarz miał jak z kamienia. Tam gdzie powinno być drugie ziała pustka okolona straszną blizną. Cóż, piętno zła dotyka nawet i dzieci…
Po chwili dotarli na miejsce. Janko wskazał im chylący się drewniany dom. Inkwizytor załomotał drzwi. Otworzyła im staruszka, wyglądająca niewiele lepiej od swojego domu.
- Czego?
- Inkwizycja – Piazzini poświecił jej w oczy zdobionym krzyżykiem. – Marty szukamy.
- Na górze jest, panie! – starowina cofnęła się z przestrachem wpuszczając inkwizytora.
- Janko, Hubert, za mną – zarządził. Wykidajło i młody pomocnik ruszyli za Piazzinim.
Ten zdziwił się lekko, gdy już miał załomotać w drzwi do pokoju na piętrze, a otworzyła mu je piękna kobieta o anielskiej twarzy okolonej włosami koloru czerwieni jesiennych liści. Była wyraźnie przestraszona.
- Wejdźcie panie. Czekałam na was i słyszałam jak wchodziliście na dole.
Inkwizytor bez słowa wcisnął jej w dłoń kawałek pergaminu z zapisaną prośbą.
- Ty to napisałaś?
- Ja.
- Gdzie Cię nauczyli?
- W zakonie, mniszki uczyły nas kiedyś, ale potem klasztor najechali zbóje i wszystkich wymordowali. Niewiele z nas ocalało.
- Jaki zakon? Kto był przeoryszą?
- Sióstr Miłosierdzia, a przeoryszą… matka Łucja.
Piazzini zacisnął usta. Wyglądało na to, że dziewka nie kłamie. Był niedaleko klasztor tych sióstr, niegdyś spalony i doszczętnie zrabowany. Oj, żałowali później zbóje… jak się ich kołem połamało, skórę zdarło czy zęby kruszyło gorącymi obcęgami to żałowali.
Szkoda tylko, że z obiecującej służki bożej upadła tak nisko…
- Mój panie – zaczęła nieśmiało . – Ja to napisałam, bo się boję.
- Czego się boisz?
- Widzicie panie? Tam cmentarz jest. Nocami do jednej z krypt ludzie się zbierają. Jak przyuważyli, że ich podpatruję to zaczęli na życie moje dybać. Pod oknami teraz kręcą się podejrzani ludzie, śledzą mnie, a na drzwiach domu plugawy znak nabazgrali. Babki na dole możecie się zapytać to powie. Boję się o życie swoje, ale i o duszę, że w ofierze mnie diabłu złożą – jej oczy zaszkliły się w świetle świec. – Błagam pomóżcie mi!
Załamana usiadła na zydlu.
- Kiedy się zbierają?
- Co noc ostatnio. Dzisiaj też powinni.
- Świetnie. Janko, zostaniesz tu z tą kobietą. Tuszę, że na wszelki wypadek umiesz się bronić.
- A wy, panie? – spytał wykidajło.
Z długich rękawów habitu bezszelestnie wsunęły się w dłoń inkwizytora dwa noże.
- Ja umiem.
Jak się okazało, dziwka nie kłamała. Starucha potwierdziła, że jakiś znak ktoś na drzwiach wymalował i kręcą się dziwni jacyś wokół domu.
Zaczaili się między posępnymi kryptami czekając na ofiary. Około północy rzeczywiście zaczęli się schodzić sekciarze. Pojedynczo lub parami, wchodzili do jednego z grobowców. Nie mieli pochodni, a ubrani byli w opończe z kapturami, by ich nie rozpoznano.
Gdy wyglądało na to, że ostatni z nich wszedł, łowcy ruszyli. Bezszelestnie obezwładnili kilku wartowników i zanurzyli się w głąb mrocznej krypty, gdzie jak się okazało, były schody prowadzące w głąb katakumb.
Grupa podążała mrocznymi korytarzami wiedziona monotonnymi głosami dobiegającymi z głębi.
Dotarli w końcu do ogromnej krypty, gdzie kłębił się tłum zakapturzonych. Stali oni wokół wielkiego stosu najwyraźniej na coś czekając. W powietrzu czuć było napięcie.
W nikłym świetle pochodni wyglądało na to, że to stos kości. Czyżby plugawili ludzkie szczątki?
Piazzini zobaczył, jak jego ludzie, wedle podanych im wcześniej instrukcji, rozstawiają się wokół ścian, by osaczyć heretyków.
Jak najmniej ofiar. Im więcej zabiliby teraz, tym mniej dostąpiłoby łaski zbawienia i wyznania swoich win, co było niedopuszczalne.
Inkwizytor już szykował się do dania sygnału ataku.
I wtedy spadł cios, a jego pochłonęła ciemność.
Gdy się ocknął stwierdził, że nie może się ruszyć. Przywiązali go mocno do słupa stojącego wśród stosu. Nie były to ludzkie kości, a drewno. Niedobrze…
Otaczał go tłum zakapturzonych postaci, podniecenie wśród nich było niemal namacalne.
Błysnęło światło pochodni oświetlające czyjąś twarz. Janko?
- Obudził się. Oczy ma otwarte i strzela nimi na prawo i lewo!
Inkwizytor spróbował coś powiedzieć, ale słowa z trudem wychodziły mu z gardła.
- C..chooo…
- Co się dzieje? – dobiegł go głos. Z grupy wychynęła się kolejna postać – jego pomocnik, Hubert. – Dziś dokona się sąd boży, wielebny ojcze. Twój sąd.
Nie ruszysz się, związałem cię mocno. Tak jak sam mnie wiązać uczyłeś, diable. – twarz młodzieńca nabrała złowrogiego wyrazu.
- Nadszedł czas! – jego głos odbił się echem po ścianach krypty. – Dziś skażemy cię za morderstwa, tortury, gwałty i wszelkie inne zbrodnie, jakich się dopuściłeś!
Nie jesteś tu przypadkiem. Zebraliśmy w tym mieście wszystkich tych, których życie zniszczyłeś. Zebraliśmy się tu, by cię osądzić i skazać.
-B… bred… nie – charknął Piazzini.
- Ależ skąd! – Hubert nachylił się tak, że inkwizytor zaglądnął w jego oczy, oczy pełne pustki. – Choćby Janko, pamiętasz go?
- Nie pamięta – pokręcił głową Janko. – Takich jak ja miał wielu pewnie. Tak samo jak wielu na stos posłał, jak moją brzemienną żonę – jego głos zadrżał. – By się przyznała do winy, dziecię jej z brzucha wyciągnąłeś!!!
Janko splunął w twarz nieruchomego więźnia.
- Albo Jacques, okaleczony chłopiec, jakiego dziś minąłeś w zaułkach. Przecież to ty mu wyłupiłeś oko, za to że w burdelu cię przypadkiem zobaczył.
- I ja – oczy Huberta zalśniły złowrogo w świetle pochodni. – Ja, który umyśliłem by ich tu wszystkich zebrać, który podobny pomysł podsunąłem innym, by pozostałych bożych katów, też wyłapać. Ja, który wstąpiłem w szeregi fanatyków, by cię dopaść. A wiesz, za co? Za wymordowanie mojej rodziny, przyjaciół i całej wsi, za to, że sąsiedni wieśniacy z zawiści podrzucili nam posąg pogańskiego bożka.
Pamiętam to wszystko, Twą radość, gdy paliłeś ich żywcem, gdy wieszałeś na drzewach, czy gdy cichcem zgwałciłeś mi siostrę. Pamiętam. Twoje chore modlitwy o ich dusze, gdy wili się w cierpieniu.
I wielu jeszcze tu jest, którzy krzywdy doznali od ciebie, dlatego dziś – głos Huberta teraz grzmiał, gdy odwrócił się, by przemówić do zebranych. – dziś, jesteśmy tu, by osądzić i wydać wyrok! Znacie zbrodnie inkwizytora Pabla Piazziniego! Jaki wyrok dla niego chcecie?!
- Śmierć! – padło.
- Czy tego chcecie?!
- ŚMIERĆ!!! – wydawało się, że od tego przepełnionego gniewem i nienawiścią krzyku zatrzęsła się ziemia. Przerażony Piazzini zamknął oczy.
- Dobrze więc! – krzyknął Hubert ujmując w dłoń podaną pochodnię. – Inkwizytorze Pablo Piazzini, niniejszym skazuję cię na śmierć w umiłowanym przez ciebie, oczyszczającym ogniu. Ogniu, który strawi twoje ciało i wypali twą czarną duszę! Śmierć! Ale nie zginiesz od razu, tylko stopniowo trawiony przez niego będziesz!
Położył pochodnię przy nogach Piazziniego, a płomień buchnął jasno w górę. Inkwizytor szarpał się, by uciec, gdy bezlitosne ogniste języki obejmowały go, jednak więzy były mocne.
W świetle ognia widział nieruchome, pełne pogardy i nienawiści twarze zebranych, którzy odkryli swoje oblicza – Marta, Janko, Hubert, przydzieleni do pomocy siepacze, Jacques, nawet właściciel zajazdu…
- Niech to będzie początkiem końca! Początkiem końca szalonej, krwawej inkwizycji! – dobiegł go krzyk Huberta.
- Amen – powiedział inkwizytor, zanim płomień objął jego głowę.
Opowiadanie Twoje widzę po rzaz drugi, bo widziałem je już podczas konkursu. Opowiadanie poległo bo składa się tak jakby z dwu części Początku aż do rozmowy inkwizytora z wykidajłą, oraz pozostałej reszty. Ta druga część jest bardzo dobra. Pomysł, dramaturgia itd stoją na naprawdę dobrym poziomie. Akcja w krypcie przypomina wprawdzie lekko przygody Mordimera Mederina, przynajmniej jeśli chodzi o fragment o ustawianiu ludzi i duszach które przed śmiercią powinny wyznać grzechy by doznać oczyszczenia. Ale ten fragment jest dobry.
Niestety początek opowiadania jest mówiąc bez owijania w bawełnę po prostu nudny. Nie zapowiada nic ciekawego. Powiem szczerze, że gdyby nie obowiązek po pierwszych trzech czterech zdaniach odpuściłbym sobie czytanie i nie dotarł do tego co w tym opowiadaniu jest świetne.
Brakuje temu utworowi niechybnie czegoś co wciągnie czytelnika od razu w akcję, co zaciekawi i da powód do czytania.
Jeśli chodzi zaś o kwestie techniczne, to jest dobrze. Błędów znaczących nie zauważyłem.
Po drugiej części wnoszę że pisać umiesz interesująco.
Pozdrawiam serdecznie.