07-01-2010, 20:07
Stworzyłem to maleństwo na wykładzie z anatomii niestety nie jest to, tak jak sie niektórzy spodziewali, thriller medyczny, w sumie to nie wiem co to jest inspiracją była dla mnie... A z resztą, sami się domyślicie możliwe, że tekst ten jest beznadziejny, sam nie wiem co o nim mysleć.
Jak nazwiemy miejsce, gdzie jest absolutnie ciemno? Gdzie nie dociera żaden promyk światła, pojedynczy foton nie jest w stanie się przecisnąć? Ano nazwiemy je ziemią. Głęboko pod jej warstwami, powoli, rozpychając przed sobą małe grudki, niestrudzenie parł w górę. On. Kto by pomyślał? Myślał. Przecież to się w głowie nie mieści! Nie mógł pojąć. To nie może być prawdą, muszę śnić. Musiałem się upić i śnią mi się głupoty! Zarzucał sobie. Ale zaraz, przecież nie mogłem się upić! Nawet nie mogłem zasnąć, bo dopiero co prowadziłem samochód! Nie dowierzał...
- Tak. Tak, yhym, myym. Wiem, wiem, też tak myślę. Tak, zrobiłem już zakupy kochanie. Nie, nie było. Dobrze, już jadę do domu. Tak, jestem na autostradzie. Papa, też Cię kocham, całuski. No, papa. Ja też tęsknię. Paapaaa! – krzyknął w słuchawkę i zamknął klapkę telefonu. – Ja nie rozumiem, czy ona nie potrafi zakończyć normalnie rozmowy zwykłym papa, albo cześć? Czy zawsze musi przeciągać? Ech… - westchnął. Schował telefon do kieszeni, przekręcił maksymalnie pokrętło od dźwięku w odtwarzaczu i z powrotem spojrzał na drogę. Akurat w porę, by zauważyć kratę chłodnicy ciężarówki. Zadziwiające, ile szczegółów udało mu się dostrzec. Na środku kraty znajdował się znaczek Man. Tuż nad symbolem zaklinowany wróbel, zrezygnowany, spoglądał na niego z wyrzutem. Kilku blaszek brakowało. Mężczyzna otworzył usta, by wyartykułować stare, polskie powiedzenie. – O kurwa. - Tylko tyle zdążył powiedzieć. Właściwie, tylko poruszył ustami. Dwie sterty metalu zderzyły się ze sobą z wielką siłą, niczym zapaśnicy sumo. Wygrał ten większy. Nic tu nie dała piątka w testach NCAP, poduszki powietrzne, kurtyny, system blokujący pasy, ani wszystkie zabezpieczenia, modyfikacje i ułatwienia, przez które samochód kosztował sto dwadzieścia tysięcy złotych, i które okazały się niewystarczające. Na szczęście właściciel samochodu umarł zbyt szybko, by przeżyć ten zawód.
Ale ta ziemia… Jest taka rzeczywista. Czuję ją całym ciałem! Czuł i to bardzo. A właśnie. Moje ciało, coś z nim nie tak. Sam fakt, że jestem pod ziemią nie świadczy o niczym dobrym, a już tym bardziej to, że zamiast iść pełznę! Krzyknął, a raczej pomyślał, że krzyczy. Boże, jak tu gorąco. Chciał przetrzeć czoło, ale okazało się, że nic takiego się nie stało. Spróbował raz jeszcze. Efekt ten sam co poprzednio. Zaczął panikować. Przyspieszył, chcąc się wydostać. Nagle poczuł świeże powietrze. O dziwo nie w płucach, lecz całym sobą. Nie chciał się nad tym zastanawiać. Ten sen go przerastał. Bo to jest sen, prawda? Zapytał. Ja tylko śnię, jak dotrę na górę to się obudzę. Wmawiał sobie z nadzieją. Poczuł, że otaczająca go ziemia napiera z mniejszą siłą. Już niedaleko, jeszcze kilka chwil i będzie po wszystkim. Rozentuzjazmowany brnął przez ziemię coraz szybciej. Przebił się. Koniec. Wypełzł na powierzchnię, rozejrzał się dookoła i … Nic nie zobaczył. Można to było przewidzieć. W końcu był dżdżownicą. A one nie mają oczu. A więc to prawda. Pomyślał. To wszystko prawda. Cholera, mogłem trafić coś lepszego! Wyrzucił z siebie ze złością. Orła, albo rekina. No nawet wróbel byłby lepszy niż to! Dopiero teraz, gdy wszystko stało się jasne, gdy przyszła pora na trzeźwe myślenie, przez zwoje nerwowe przecisnęła się jedna myśl, która cierpliwie czekała na swoją kolej. Jedno słowo, które zawierało w sobie sens jego dotychczasowego istnienia.
Sylwia!
- Tak. Tak, yhym, myym. Wiem, wiem, też tak myślę. Tak, zrobiłem już zakupy kochanie. Nie, nie było. Dobrze, już jadę do domu. Tak, jestem na autostradzie. Papa, też Cię kocham, całuski. No, papa. Ja też tęsknię. Paapaaa! – krzyknął w słuchawkę i zamknął klapkę telefonu. – Ja nie rozumiem, czy ona nie potrafi zakończyć normalnie rozmowy zwykłym papa, albo cześć? Czy zawsze musi przeciągać? Ech… - westchnął. Schował telefon do kieszeni, przekręcił maksymalnie pokrętło od dźwięku w odtwarzaczu i z powrotem spojrzał na drogę. Akurat w porę, by zauważyć kratę chłodnicy ciężarówki. Zadziwiające, ile szczegółów udało mu się dostrzec. Na środku kraty znajdował się znaczek Man. Tuż nad symbolem zaklinowany wróbel, zrezygnowany, spoglądał na niego z wyrzutem. Kilku blaszek brakowało. Mężczyzna otworzył usta, by wyartykułować stare, polskie powiedzenie. – O kurwa. - Tylko tyle zdążył powiedzieć. Właściwie, tylko poruszył ustami. Dwie sterty metalu zderzyły się ze sobą z wielką siłą, niczym zapaśnicy sumo. Wygrał ten większy. Nic tu nie dała piątka w testach NCAP, poduszki powietrzne, kurtyny, system blokujący pasy, ani wszystkie zabezpieczenia, modyfikacje i ułatwienia, przez które samochód kosztował sto dwadzieścia tysięcy złotych, i które okazały się niewystarczające. Na szczęście właściciel samochodu umarł zbyt szybko, by przeżyć ten zawód.
Ale ta ziemia… Jest taka rzeczywista. Czuję ją całym ciałem! Czuł i to bardzo. A właśnie. Moje ciało, coś z nim nie tak. Sam fakt, że jestem pod ziemią nie świadczy o niczym dobrym, a już tym bardziej to, że zamiast iść pełznę! Krzyknął, a raczej pomyślał, że krzyczy. Boże, jak tu gorąco. Chciał przetrzeć czoło, ale okazało się, że nic takiego się nie stało. Spróbował raz jeszcze. Efekt ten sam co poprzednio. Zaczął panikować. Przyspieszył, chcąc się wydostać. Nagle poczuł świeże powietrze. O dziwo nie w płucach, lecz całym sobą. Nie chciał się nad tym zastanawiać. Ten sen go przerastał. Bo to jest sen, prawda? Zapytał. Ja tylko śnię, jak dotrę na górę to się obudzę. Wmawiał sobie z nadzieją. Poczuł, że otaczająca go ziemia napiera z mniejszą siłą. Już niedaleko, jeszcze kilka chwil i będzie po wszystkim. Rozentuzjazmowany brnął przez ziemię coraz szybciej. Przebił się. Koniec. Wypełzł na powierzchnię, rozejrzał się dookoła i … Nic nie zobaczył. Można to było przewidzieć. W końcu był dżdżownicą. A one nie mają oczu. A więc to prawda. Pomyślał. To wszystko prawda. Cholera, mogłem trafić coś lepszego! Wyrzucił z siebie ze złością. Orła, albo rekina. No nawet wróbel byłby lepszy niż to! Dopiero teraz, gdy wszystko stało się jasne, gdy przyszła pora na trzeźwe myślenie, przez zwoje nerwowe przecisnęła się jedna myśl, która cierpliwie czekała na swoją kolej. Jedno słowo, które zawierało w sobie sens jego dotychczasowego istnienia.
Sylwia!