Via Appia - Forum

Pełna wersja: Błazen
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Nie jestem do końca pewien, czy to najodpowiedniejszy dział, no ale.





Cholerne, cholernie kręte ścieżki! Co za neurocymbał je tak pokręcił, hę? Jakby nie mogła być prosta droga, idziesz sobie i oglądasz. Nie, bo po co. Nie można ułatwiać ludziom życia. Muszą się poskręcać tak z kilka razy, o z tamtą, z tą, siamtą, o i jeszcze z owamtą ze cztery razy. Czy proszę o tak wiele? Zwykła prosta trasa wzdłuż wszystkich wystaw. Dajcie mi cegłę. No dajcie coś do rzucenia, a zaraz rozwalę to szkło. Dobra, spokojnie. Tłok jak to w piątkowe wieczory w centrum miasta, albo na otwarciu galerii z MediaMarktem, czy czymś takim. Idziemy, dziarski chód, łokcie szeroko i pracujemy nimi. Jakoś przez tą ciżbę trzeba się przebić. Cofam się i cofam w nieskończoność przez ten labirynt szklanych korytarzy. Do diaska! Znów wróciłem się za daleko! W lewo czy w prawo? Hmm… O jest! Nareszcie znalazłem, to musi być ta wystawa. Podszedłem do szkła, odgradzającego dwa światy. Tak… to jest to czego szukałem. Oglądałem przemijające sceny uśmiechając się do siebie. Powoli opadłem na kolana, sunąc dłonią po zimnym szkle, bijąc w nie pięścią drugiej. Patrzyłem urzeczony, nie mogąc oderwać wzroku. Bijąc pięśćmi szybę, próbowałem dostać się na drugą stronę. Znów wszystko to na nic. Po raz kolejny wstałem, otrzepałem kurz z kolan i zawróciłem, snując się jak duch z pochyloną głową krętymi ścieżkami. Nagle rzeczywistość wokół mnie rozwiała się jak domek z kart. Zniknęły szyby, tłok, ścieżki i wszystko co tu znałem, zastąpione przez dziwny krajobraz. Najdziwniejszy jaki widziałem. Niebo przypominające to w czasie zachodzącego słońca, tylko owego słońca brak, a kolory jakby żywsze, jaskrawsze.
- Zjawił się!
- Jest tu!
Usłyszałem za sobą głosy, odwróciłem się. Stałem otoczony postaciami w kolorowych strojach, wszystkie twarze wykrzywione były przez szerokie uśmiechy, niektóre wystawiały języki, inne szczerząc się, dumnie ukazywały różnego stanu uzębienie. Ogrodzony przez gromadę błaznów, śmiejących się, żartujących, kpiących, czułem się nieswojo, a zarazem dziwnie na miejscu. Nagle znikąd wybuchły dookoła ogniska, największe tuż za mną. Błazny rozpoczęły chorobliwy taniec wokół mnie podskakując, popychając i szturchając się nawzajem, padając plackiem na ziemi, niektóre robiły salta, inne fikołki. Nagle zorientowałem się, że jestem przywiązany do słupa w samym centrum błazeńskiej zabawy. Dziwnie podrygując, mijali mnie jeden za drugim tańcząc w okręgu, którego centrum byłem. Podskakiwali nieskładnie wymachując rękoma i nogami, a dzwoneczki na ich błazeńskich czapkach dzwoniły wtrącając swoje nuty do kakofonii śmiechu i błazenady. Niektórzy podchodzili, wpatrywali się we mnie, stroili miny, przedrzeźniali, szydzili.
- Co się tu dzieje? – wykrzyknąłem z całych sił, z nadzieją na przekrzyczenie gwaru zabawy.
- Pyta, co się dzieje! – zarechotał jeden z nich. Reszta wybuchła nową falą gromkiego śmiechu.
- Nie wiesz co tu robisz? – spytał inny, szczerząc swe żółte zęby tuż pod moim nosem, po czym się oddalił tańcząc.
- Wiesz co tu robisz – dodał następny.
Mijając mnie, podchodzili przybliżając swe uradowane twarze do mnie. Kpili, szydzili, żartowali i wybuchali co chwilę gromkim śmiechem.
- Czego chcesz?
- O czym marzysz?
- Co osiągnąłeś?
- Czego ci brak?
- Za czym tęsknisz? Czego pożądasz?
- O co wam chodzi?! – wykrzyknąłem, a moja desperacja wywołała kolejną falę radości.
- O co nam chodzi?
- Wiesz – wysyczał jeden, opluwając mi twarz, po czym padł na ziemię, trzymając się za brzuch i wijąc się ze śmiechu.
- Jesteś jednym z nas! Jesteś błaznem – odparł kolejny.
- Puść to wszystko, zostaw to co zostało – powiedział następny, machając mi dłonią przed oczyma, a uczepione jego bufiastego mankietu dzwoneczki, hałasowały ostro – i uwolnij się z okowów, aby uwięzić się w nich na nowo. – Strzelił mnie palcem w nos i odszedł podskakując i śmiejąc się do rozpuku.
Obserwowałem i słuchałem nic nie rozumiejąc.
- Nie pamiętaj!
- Nie zapomnij!
- Nie łudź się!
- Nie powrócisz!
- Nie zaznasz!
- Nigdy!
- Zawsze!
- Błaźnie!
Dwóch kolorowych błaznów wyszło z kręgu i podeszło do mnie. Jeden w kraciastym stroju koloru lawendy, błękitu, i fioletu. Drugi w różowe, czerwone, żółte i pomarańczowe pasy. W niepojęty sposób zerwali ze mnie ubranie, by po chwili, równie absurdalnie, przebrać mnie w strój błazna. Kilku kolejnych postawiło przede mną sporych rozmiarów lustro. Widziałem swe odbicie. Bufiasto wykończone rękawy i nogawki, przyozdobione nieregularnymi zawijasami różnej kolorystyki. Był tam błękit, czerwień, żółć, czerń, zieleń, a na głowie błazeńska czapka – z zawieszonymi na trzech rogach dzwoneczkami - wymieszana kolorami i dodatkową szarością. Przyglądałem się sobie uważnie, myśląc jak kuriozalnie wyglądam. Nagle odbicie w lustrze odchyliło się do tyłu, złapało się dłonią za czoło, a drugą ręką wskazało na mnie i ryknęło śmiechem. Moje własne odbicie naśmiewało się ze mnie bez opamiętania. Puścili lustro, które stłukło się na miliony kawałeczków i powrócili do tańczącego kręgu; wymachującego kończynami, chichoczącego bez opamiętania.
- Brzemię mu! – zawołał jeden z nich.
- Brzemię jako błazen!
- Tak, błazen, błazen.
- Brzemię? Jakie brzemię? – spytałem. Wciąż nie mogąc ogarnąć co się właściwie dzieje.
- On nie wie jakie brzemię! – Wybuchnęli kolejną falą śmiechu.
- Nie wie!
- Nie wie!
- Brzemię!
- Tak! Brzemię!
- Brzemię błazna!
- Ogień! Tak!
- Obejrzyj się do tyłu!
- Palić żywym ogniem będzie! Tak!
- Ciepło, gorąc!
- Uwolniony z łańcuchów!
- Zakuty na powrót w kajdanach!
- Więźniem! Błaznem!
- Jesteś błaznem! Jesteś jednym z nas – orzekł błazen, trącając dzwoneczki na mojej czapce, które brzęknęły „dzyń, dzyń”.
Powieki mnie zapiekły, przymknąłem je i po chwili na powrót otworzyłem. Kalejdoskop kolorów uderzył, ranił me nowe oczy. Nowe spojrzenie, nowy błazeński wzrok. I wówczas zauważyłem, choć wciąż nic nie rozumiałem. Śmiali się, radowali, żartowali, kpili i szydzili, tańczyli dziko podskakując, wymachując rękoma na wszelkie strony, stawiając stopy w poprzek, kopiąc się nawzajem. Każdy różny w swym szczególe, a jednak identyczni w nich. A do pleców przytroczone krzyże, słupy, belki, ołowiane kule oraz inne najprzeróżniejsze, ciężkie przedmioty. Rechotali, trącali się nawzajem, wykrzywiali twarze nosząc swe ciężary na plecach. Jester. Joker. Klaun. Błazen. Wesołek. Doradca Królów. Nadworny Prześmiewca. Dołączyłem do tego zaszczytnego grona potępionych dusz. Z moich ust wydobył się cichy chichot, który narastał przemieniając się w śmiech. Rechotałem i zaczynałem rozumieć. W końcu ryknąłem z całych sił, śmiejąc się do rozpuku i wszystko już pojąłem. W tym momencie przemieniłem się w błazna.
Przepraszam, ale nie mogę powstrzymać śmiechu Big Grin Te narzekania na początku są takie sympatyczne!

Tekst wydaje mi się nawet pomimo pewnych usterek technicznych (powtórzenia w pierwszym akapicie) miły w odbiorze - to definitywnie przez ten początek.
No no, jestem pod wrażeniem. Jak dla mnie to bardzo dobry tekst. Na początku można się uśmiechnąć ze zrozumieniem, , kto nie zna nieprzebytego tłoku centrum miasta w czasie jakiejś imprezy czy coś. W pewnym momencie byłam przerażona. Skojarzyło mi się z jednej strony w "Alicją w Krainie Czarów" a z drugiej z "Wilkiem stepowym". Naprawdę dobrze określona wizja.
A więc tak:

Cytat:Tłok jak to w piątkowe wieczory w centrum miasta, albo na otwarciu galerii z MediaMarktem, czy czymś takim.
Przed ‘albo’ i przed ‘czy’ nie powinno być w tym przypadku przecinaków…

Cytat:Jakoś przez tą ciżbę trzeba się przebić.
Ojapierniczę! No błagam Cię. TĘ! A było takie fajne początkowe wrażenie Confused

Cytat:Do diaska!
A niech to motyla noga Rolleyes

Cytat:Oglądałem przemijające sceny uśmiechając się do siebie.
Przed ‘uśmiechając’ przecinak.

Cytat:Powoli opadłem na kolana, sunąc dłonią po zimnym szkle, bijąc w nie pięścią drugiej.
Łojezusku, ja rozumiem, że chciałeś uniknąć powtórzenia itede, ale z tą drugą, to wyszło naprawdę komicznie. Może głową walił, jesteś pewny, bo ja nie Wink

Cytat:jak duch z pochyloną głową krętymi ścieżkami.
To teraz powiedz mi, kto miał te kręte ścieżki – duch czy głowa?

Cytat:Nagle rzeczywistość wokół mnie rozwiała się jak domek z kart.
Zasadniczo nie jestem pewien, czy domek z kart może się rozwiać. Trochę to naciągne…

Cytat:Zniknęły szyby, tłok, ścieżki i wszystko co tu znałem, zastąpione przez dziwny krajobraz.
Przed ‘co’. I w ogóle dziwne to zdanie. Zupełnie tak, jakby najpierw było zastąpione, a potem dopiero znikało, jeśli wiesz, co mam na myśli Wink

Cytat:wszystkie twarze wykrzywione były przez szerokie uśmiechy
Dlaczego wykrzywione, skoro się uśmiechały? Twarz może wykrzywiać grymas, wtedy jest – powiedzmy – skwaszona. Z uśmiechem to już nie działa, imho…

Cytat:Ogrodzony przez gromadę błaznów, śmiejących się, żartujących, kpiących, czułem się nieswojo, a zarazem dziwnie na miejscu.
O, o, o, tym mnie kupiłeś. W pełni. W całości. Powiem Tobie – tylko nie rozpowiadaj nikomu – też tak mam Big Grin

Cytat:którego centrum byłem.
A teraz, mistrzu Joda, powiedz mi, dlaczego dziwny tak szyk masz tu?

Cytat:Podskakiwali nieskładnie wymachując rękoma i nogami
Przed ‘wymachując’.

Cytat:a dzwoneczki na ich błazeńskich czapkach dzwoniły wtrącając swoje nuty do kakofonii śmiechu i błazenady
Nie żartuj, dzwoneczki dzwonią. Szok. No i przed ‘wtrącając’.

Cytat: wykrzyknąłem z całych sił, z nadzieją na przekrzyczenie gwaru zabawy.
Smutne powtórzenie.

Cytat:- Nie wiesz co tu robisz? – spytał inny, szczerząc swe żółte zęby tuż pod moim nosem, po czym się oddalił tańcząc.
Przed ‘co’ i po ‘oddalił’.

Cytat:Mijając mnie, podchodzili przybliżając swe uradowane twarze do mnie.
Mnie, mnie, mnie… im dalej, tym więcej takich błahych powtórzeń. A szkoda…

Cytat:Kpili, szydzili, żartowali i wybuchali co chwilę gromkim śmiechem.
No tak, to już znamy. Czyżby matrix szwankował? Cool

Cytat:- Puść to wszystko, zostaw to co zostało – powiedział następny, machając mi dłonią przed oczyma, a uczepione jego bufiastego mankietu dzwoneczki, hałasowały ostro
Słówko ‘ostro’ wybitnie tu nie pasuje i wychodzi ze ‘stylizacji’, imho rzecz jasna.

Cytat:obserwowałem i słuchałem nic nie rozumiejąc.
Przed ‘nic’.

Tak generalnie, to stary masz w tym tekście mnóstwo zbędnych zaimków. Nie chciało mi się tego wypisywać, ale sporo to nawet pod powtórzenia podpada, no ale chyba powinieneś to na spokojnie ogarnąć, bo słowem władasz całkiem zgrabnie Wink

A tak poza tym, podobało mi się! Jest trochę błędów, ale to głównie pierdoły. Czasami mam też wrażenie, że jest tego wszystkiego za dużo. Zwyczajny chaos, nad którym nawet Ty nie panujesz. Tu wymachy, tam srałty, siam fikołki itepe i tak w kółko. Wydaje mi się też, że im dalej, tym szybciej chciałeś skończyć, w efekcie spieszyłeś się coraz bardziej i końcówka nie dotrzymuje kroku świetnemu – bądź, co bądź – początkowi. Ale jest spoko! Fajny klimat, zgrabnie napisane i dobry pomysł. Tekst ewidentnie na plus Smile
Kwestii technicznej nie będę się czepiać,bo jestem zmęczony i nawet mi się nie chcę Tongue Erazmus zrobił to zresztą za mnie : )

Co do samego tekstu,to jest bardzo dobry. Jutro postaram się bardziej skomentować,teraz idę spać Tongue

4,5/5

Pozdrawiam
X