Via Appia - Forum

Pełna wersja: Zakazane owoce: coś się kończy, coś się zaczyna
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Uwaga! Jeżeli jesteś osobą nietolerancyjną, bądź taką, którą drażnią wulgaryzmy w tekście - lepiej tego ie czytaj. Reszcie życzę przyjemnej lektury Smile

„Prawdziwa miłość otwiera ramiona, a
zamyka oczy.”
Antoine de Saint-Exupéry

Już od dawna królowała noc, wyszywająca złote gwiazdy na granatowoczarnej wstędze nieba, częściowo zasłoniętej przez wzbijające się ku górze wieżowce, które lata świetności miały już za sobą – w chwili obecnej sprawiały nieco upiorne wrażenie ze swymi powybijanymi w klatkach schodowych szybami oraz pokrytymi graffiti ścianami. Popękane płyty chodnikowe wraz z w większości przypadków niedziałającymi latarniami tylko umacniały negatywne odczucia.
Szybkie kroki właściciela czarnych glanów wydawały się, w ziejącej teraz pustką okolicy, głośnie niczym pochód stada słoni. Rytmiczny brzęk niewielkich krzyżyków, zawieszonych na przyczepionym do paska łańcuchu, zdawał się być teraz w stanie zagłuszyć ogromny dzwon kościelny.
Kilka krótszych atramentowoczarnych pasemek, nie sięgających ramion jak reszta włosów, zasłoniło bladoskóre oblicze. Chłopak odgarnął niepokorne kosmyki, rzucając jednocześnie krótkie spojrzenie przez ramię. W błękitnych oczach krył się niepokój, jako że ich właściciela od dłuższego czasu dręczyły jakieś bliżej nieokreślone, złe przeczucia.
Z pewną obawą skierował się do brudnego, źle oświetlonego tunelu. (Osiedlowi chuligani nie oszczędzili nawet owego niedawno odremontowanego przejścia. )
Niestety, intuicja chłopaka okazała się w tym przypadku niezawodna, albowiem z bocznego wyjścia, kierującego na przystanek tramwajowy, wyłoniło się paru osobników. Nawet w panującym półmroku widać było, iż posiadacze ogolonych głów, w niektórych przypadkach zakrytych kapturami bądź czapkami „bejsbolówkami”, oraz luźnych bluz nie mieli przyjaznych zamiarów.
„Gorzej już nie mogłem trafić...” – atramentowowłosy zrobił pół kroku w tył, zaciskając dłonie na trzymanym przy piersi zeszycie. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że ucieczka jest niemożliwa, gdyż przy wejściu do tunelu stanęło trzech chłopaków, ubranych podobnie do tych, którzy przyszli od strony przystanku.
– Elo, Gabriel. Sylwia chciała, żeby wyjebać ci w tę bladą mordę. – Jeden z nich, wyglądający na regularnie bywającego w siłowni stałego konsumenta sterydów, zrobił krok w kierunku niebieskookiego.
„Sylwia... – myśli nazwanego po imieniu chłopaka przez chwilę biegły innym torem –...Tak... W sumie można było się spodziewać po niej czegoś podobnego...” – do dziś nie był w stanie uwierzyć, że zauroczył się w tak pustej osobie, idealnie pasującej do stojącej przed nim grupy. Co więcej, dziewczyna była niemalże jego idealnym przeciwieństwem. A przecież tyle razy słyszał, że dwie tak różne osoby nigdy nie byłyby razem szczęśliwe...
– Jej duma otrzymała aż taki dotkliwy cios, kiedy po raz pierwszy to ktoś rzucił ją, a nie, jak zwykle, ona opuściła tego kogoś?... Co, Matex, teraz jest twoim... – kształtne usta wykrzywiły się jakby ich właściciel miał w nich cytrynę –... lachonem? (Wprost nie trawił tego określenia. Nie rozumiał jak ktoś, kto choć trochę szanuje dziewczynę, może ją określać tym mianem.)
Rozmówca, widocznie już zirytowany, złapał go za czarny, zapinany na suwak sweter. W przeciwieństwie do luźnej bluzy napastnika, Gabrielowe odzienie dosyć mocno przylegało do ciała, toteż atramentowowłosy odczuł bolesne uszczypnięcie w okolicach klatki piersiowej.
Obecny chłopak Sylwii splunął byłemu w twarz, co zostało skwitowane przez pozostałych drwiącym śmiechem.
– Nabijasz się ze mnie, jebany brudzie?!
Błękitne oczy spojrzały nań hardo. Wydawało się nieco groteskowe, gdyż osaczony, pomimo podobnego wzrostu, posiadał wyraźnie drobniejszą budowę ciała. W dodatku przewaga liczebna nie była bynajmniej po jego stronie.
– Gocie, jeśli łaska... W sumie co za różnica, jeżeli i tak macie zamiar mnie skatować?
Odważne słowa zostały okupione brutalnym pchnięciem na beton. Gabriel próbował za pomocą ręki zamortyzować upadek, jednakże, za sprawą twardego podłoża, nie udało się mu uniknąć bólu. Zeszyt upadł niedaleko posiadacza, ukazując swoją zawartość.
Chłopak Sylwii spojrzał z pogardliwym uśmiechem na stronice, po czym przeniósł wzrok na atramentowowłosego.
– Heh, mój lachon miał rację! Bazgrzesz jakieś pierdolone rysuneczki. – Podszedł do brulionu, mając zamiar go kopnąć, lecz owy zamysł nie doszedł do skutku. Kiedy dresiarz wziął solidny zamach, got pociągnął odzianą w adidasa nogę, toteż zgodnie z prawem grawitacji, Matex wylądował na ziemi.
Zadziałało to na jego towarzyszy jak płachta na byka. W akompaniamencie przekleństw zaczęli kopać i okładać Gabriela pięściami.
Wprawdzie got próbował się bronić – opierając się plecami o ścianę uderzał pięścią lub kantem dłoni, kopał, drapał oraz wbijał paznokcie – jednakże przewaga atakujących była zbyt duża. Płynny szkarłat szybko począł zdobić jasną skórę oraz czarne ubranie najwymyślniejszymi wzorami.
Niedługo pod wpływem ilości przyjętych ciosów, chłopak, ciężko dysząc, upadł na kolana, trzymając się jedną ręką za brzuch. Fakt ten został natychmiast wykorzystany przez napastników.
Posypały się kolejne razy. Matex i jego kumple kopali już gdzie popadnie.
Na polecenie obecnego chłopaka Sylwii, jeden z jego kompanów brutalnie szarpnął za pozlepiane krwią włosy, przez co ich posiadacz zmuszony był unieść oblicze do góry.
„Niech to wszystko wreszcie dobiegnie końca...”
– Tłusty bonus za rozjebanie mi ręki tymi czarnymi szponami, pier...
Błękitne oczy nie zdołały zobaczyć nić więcej prócz wymierzającego cios Matexa, uszy nie dosłyszały niezbyt pięknej końcówki zdania, dłonie nie podołały próbie zablokowania ciosu...

***
„ Wszędzie ciemno... To tak wygląda koniec?... Hmm... Zawsze wyobrażałem to sobie inaczej... Jako jakąś bezkresną światłość pełną innych ludzi, którzy odeszli z tego ziemskiego padołu, rojącą się od wszechobecnych aniołów... A tu panuje pustka... Au!... Czuję się rozczarowany... Miałem nadzieję, że chociaż nie będę już odczuwał bólu...”
– Jak się czujesz?
„Jakiś głos z oddali... Jednak przebywa tutaj ktoś za wyjątkiem mnie... Może zaprowadzi mnie do jakiegoś lepszego miejsca... Anioł?!”
– Muszę cię zawieść. Niestety nim nie jestem. – Przepełniona ciepłem odpowiedź dochodziła już z bardzo bliska, stała się wyraźniejsza. Gabriel wywnioskował, iż głos należał do jakiegoś chłopaka.
Gabriel uniósł dziwnie teraz ciężkie powieki.
Ujrzał pochylającego się nad nim pszenicznowłosego pielęgniarza, który zdawał się być mniej więcej w jego wieku. W przeciwieństwie do długich włosów gota, pasma obserwowanego sięgały najwyżej do połowy karku. Ciemnozielone oczy patrzyły z mieszaniną dobrotliwości oraz troski. Rysy twarzy były dosyć ostre, jednakże kryły w sobie pewną delikatność. Wargi chłopaka układały się w lekki, jakby niepewny uśmiech.
Nagle do jego serca zakradły się irracjonalne obawy, iż to wszystko nie dzieje się naprawdę. Jeszcze nie do końca był w stanie uwierzyć w swoje tajemnicze ocalenie. W głowie kotłowała się masa pytań bez odpowiedzi. Bał się odejścia napełniającej go otuchą postaci, która wydawała się dziwnie znajoma...*
Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w niewielkim pomieszczeniu. Wszystko, łącznie z drewnianym krzesłem, prostą, wykonaną z metalu szafeczką, stojącą się obok równie skromnego, zajmowanego przez niego łóżka było w niemalże oślepiająco białym kolorze. Obecna przy nim osoba, a także samo miejsce nasuwało pewne przypuszczenia...
– Już w porządku. Jesteś w szpitalu. – Pielęgniarz delikatnie, z pewną dozą nieśmiałości pogładził go po atramentowych pasmach, tuż powyżej ogromnego opatrunku na czole. Zaczął mówić coś o środkach przeciwbólowych.
Łagodny dotyk, połączony z ciepłym, przesyconym troską głosem, działał kojąco – spowalniał dziki bieg chaotycznych myśli oraz niszczył dręczące niepokoje.
Got na powrót utkwił swe spojrzenie w obecnym. Chciał mu zadać tyle pytań...
Zielone oczy zdały się w tej chwili przejrzeć rozmówcę niemalże na wylot, albowiem ich posiadacz raptem zaczął szybko wyjaśniać zdecydowaną większość niejasnych Gabrielowi kwestii, które nie zdążyły zostać wypowiedziane.
– Jesteś u nas już tydzień. Wcześniej leżałeś na oddziale intensywnej terapii. Wczoraj przenieśli cię tutaj, bo twój stan podobno jest stabilny. Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, myślałem, że już po tobie. Cały byłeś we krwi. Gdybym przechodził kilka sekund później, pewnie byłoby już za późno...– Zamknął na chwilę oczy, widocznie zaprzątnięty jakąś myślą. – ...Ukryłem się za drzewem rosnącym przed wejściem do tunelu i zadzwoniłem na policję i pogotowie. Kiedy usłyszeli dźwięk syren, uciekli. Próbowałem cię potem doprowadzić do w miarę normalnego stanu. Czym im tak podpadłeś?
– To trochę skomplikowane... – słowa, ulatujące z niegdyś kształtnych, a obecne pokrytych grubymi strupami ust, były okupione większym niż zwykle trudem.
Rozmówca odwrócił posmutniały wzrok.
– Rozumiem. To zbyt osobiste?
– Nie do końca...Chodziło mi głównie o to, iż nie czuję się w tej chwili zbytnio na siłach...– Spróbował poprawić się na poduszce, jednak nie do końca to wyszło. Syknął z bólu.
Pielęgniarz pospieszył z pomocą.
– Spokojnie, Gabriel...
Nazwany po imieniu drgnął. Nie słyszał już reszty słów pszenicznowłosego. Myśli ponownie zaczęły zrywać się do obłąkańczego biegu.
– Policja już tu była? Ustalili moją tożsamość?... Widuję cię czasem na osiedlu... Znasz moje imię, lecz twoje jest dla mnie zagadką...
Rozmówca, z malującym się na policzkach zmieszaniem, zmierzwił jasne pasma.
– Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić. Daniel. – Posłał kolejny przepełniony ciepłem uśmiech. – Z imieniem i nazwiskiem funkcjonariuszom poszło łatwo, bo miałeś przy sobie portfel z dokumentami. Nie jesteś zły za moje małe przeszukanie? – na krótką chwilę jego wargi ułożyły się niepewny uśmiech. – Twoi rodzice byli już ze dwa razy...
– Oni... przyjechali...? – spośród błękitu poczęło wyzierać bezbrzeżne zdumienie.
– No tak. W końcu to rodzice, nie? Chyba nie ma, co się dziwić? – Daniel zaśmiał się nerwowo, ponownie przeczesując dłonią swe włosy.
Got odwrócił wzrok.
– Odległość była jednym z powodów, dla których uczę się oraz wynajmuję mieszkanie w tym mieście... z daleka od nich... – Nie miał w zwyczaju zwierzania się niemalże nieznanej osobie, lecz w nowo poznanym było coś, co skłaniało do podobnych wynurzeń. Bez żadnych obaw, iż zostanie się potraktowanym bez należytej uwagi czy wyśmianym lub zbytym byle czym. – ...Jestem kompletnym przeciwieństwem mojego brata... Robię w rodzinie za czarną owcę... Nawet tak wyglądam... – poranione wargi uformowały się w mało przyjemny, cyniczny uśmieszek.
Nagle Gabrielowi zdało się, że usłyszał ulatujący z ust rozmówcy cichy szept.
– Słucham? – Obdarzył pielęgniarza pytającym spojrzeniem.
Rozmówca szybkim ruchem odwrócił się w stronę metalowej szafki.
– Mówiłem tylko, że zabrałem z tunelu twój szkicownik – wskazał na leżący na meblu zeszyt. – Rysunki są w całości. Te parę wierszy pod nimi też. Naprawdę masz talent.
– Dzięki. – Do błękitu napłynęło nieco ciepła. – Przekonaj jeszcze o tym moją rodzinę... – widząc wyzierające spośród zieleni zapytanie, kontynuował:
– Wciąż mi mówili, abym przestał bazgrać i zajął się jakimś pożytecznym zajęciem... – Odwrócił posmutniałe oblicze. – ...Czują się rozczarowani, że studiuję rysunek na ASP.
– Mówiłeś im jak ci na tym zależy?
Po Gabrielowej twarzy przebiegł pełen goryczy grymas.
– Już parę razy usiłowałem im to wytłumaczyć... Bezskutecznie... Według nich, powinienem kontynuować rodzinną tradycję... czyli zgłębiać prawo jak wszyscy z mojej familii...
– A! To może dlatego siedzieli przy tobie tak krótko! – Ton, jakim owe zdanie zostało wypowiedziane, kojarzył się z odkrywcą rzeczy niezwykle ważnej dla ludzkiej egzystencji. – Słyszałem, jak mówili coś o rozwiązywaniu twojej sprawy. Jeżeli są prawnikami, chyba właśnie oni się nią zajmują. Złożyłem już zeznania, niedługo będzie twoja ko... – Daniel przerwał, słysząc przybliżający się dźwięk kroków. Zbliżył dłoń do swojej twarzy, na którą padł cień jakiegoś niepokoju. – Dobra, muszę lecieć. Poranny obchód czeka. No i trzeba powiedzieć, że jesteś już przytomny. Powinienem zrobić to od razu, więc jakby co, nie wydaj mnie, ok? – Mrugnął porozumiewawczo.
– Daniel!
Wołany zatrzymał się na progu, zerkając pytająco przez ramię.
– Przyjdziesz jeszcze?
– Pewnie. – Posłał Gabrielowi przepełniony ciepłem uśmiech. – Wpadnę, gdy tylko będzie okazja. Trzymaj się.

***
Daniel dotrzymał obietnicy: kiedy tylko mógł, towarzyszył powoli wracającemu do sił Gabrielowi. Czekał nawet tuż za drzwiami, kiedy przyszli policjanci w celu zebrania zeznań poszkodowanego. Sylwetka pielęgniarza pojawiała się także przy wejściu do jednoosobowej salki numer siedem, gdy u rekonwalescenta przebywali znajomi. Daniel (z reguły spieszący do któregoś z pomieszczeń z pilnym zadaniem) posyłał wtedy nieśmiały acz przepełniony ciepłem uśmiech w stronę Gabriela. Niezależnie od tego, czy pszenicznowłosy został zauważone przez gota, czy też nie.
Akurat teraz miał chwilę wolnego czasu, toteż przystanął niedaleko drzwi tak, aby ani Gabriel ani jego goście niczego nie zauważyli, po czym zaczął uważnie się przyglądać atramentowowłosemu.
Danielowi zawsze brakowało śmiałości, by wejść do salki, kiedy ktoś z zewnątrz składał wizytę jego obecnemu obiektowi obserwacji. Wiadomo: obecność osób trzecich całkowicie zmienia atmosferę; prawie nigdy nie uzyska się takiego intymnego, zbliżającego ludzi nastroju, jak podczas przebywania z kimś sam na sam. Ponadto obawiał się posądzenia o zbytnią nachalność, co zdecydowanie nie należałoby do rzeczy przyjemnych.
Patrząc na delikatnie uśmiechającego się chłopaka, całkowicie pochłoniętego konwersacją z jakąś dziewczyną odzianą w poszarpane dżinsy i kraciastą koszulę, pielęgniarzowi po raz kolejny przeszło przez głowę, że jego osoba oraz właśnie obserwowany got to dwa całkiem odmienne światy.
Obawy, iż po opuszczeniu szpitala przez atramentowowłosego ich kontakt się urwie, znowu poczęły kłaść cień smutku na Danielowym sercu. Przecież z własnego doświadczenia wiedział jak to jest: ludzie są, obiecują, a potem odchodzą i już więcej się nie odzywają. Chyba, że po raz kolejny trafią do szpitala. Jednakże nigdy nikomu tego nie życzył. A zwłaszcza Gabrielowi.

***
Got został pożegnany przez Lidkę – często nazywaną przez niego Siostrą – dopiero wtedy, gdy ostatnie promienie słoneczne znikały za szarymi budynkami.
Choć zdawał sobie sprawę z konieczności chociażby pobieżnego przeczytania notatek przyniesionych przez dzisiejszego gościa, w tym momencie nie czuł się zbytnio na siłach. Uznał, że wprawdzie uczyni to jeszcze tego samego dnia, lecz za jakieś dwa, trzy kwadranse.
„W tym miejscu posiadam znacznie więcej czasu niż zwykle... ” – Na obliczu, wciąż noszącym widoczne ślady spotkania z Mateksem i jego bandą, zagościł pełen cynizmu uśmiech.
Sięgnął niezagipsowaną ręką po czarnego I-poda (leżącego na antologii opowiadań autorstwa Edgara Allana Poe), po czym wybrał pierwszą z brzegu playlistę. Z słuchawek popłynęły tajemniczo niepokojące nuty utworu z (nieznanego szerszej publiczności) gatunku dark wave. Skierował spojrzenie w stronę okna, z niejaką przykrością zdając sobie sprawę, iż Daniel zawita nie wcześniej niż jutro rano.
Patrzył na odchodzącą jasność coraz bardziej nieobecnym wzrokiem. Najrozmaitsze myśli oraz wspomnienia przepływały przez jego umysł swobodnie na kształt niczym niepowstrzymywanego strumienia.
Nagle rozległ się jeden z tych przepełnionych melancholią, gitarowych utworów, który miał honor zajmować pamięć urządzenia już w czasach licealnych. Sprawił on, że Gabriel skupił się na pewnym wydarzeniu z przeszłości...
***
Głośne rozmowy, śmiechy, krzyki. Obecność osób, z których większością kontakt urwał się bezpowrotnie. W pomieszczeniu panowała atmosfera beztroskiej zabawy, dodatkowo podsycanej przez alkohol i inne używki, a także grającą w tle muzykę.
Po wypiciu paru piw oraz kilkukrotnym zaciągnięciu się papierosem i to niekoniecznie wykonanym z tytoniu, Gabriel zaczął odnosić wrażenie, że wszystko dookoła stawało się coraz bardziej odległe. Zupełnie jakby należało do jakiegoś innego świata. Owe wrażenie potęgowało się z każdym łykiem powietrza przemieszanego z papierosowym (a także w pewnej mierze „trawkowym”) dymem. Mimo, iż jakaś cząstka gota coraz usilniej domagała się wyjścia na świeże powietrze, coś przykuwało chłopaka do miejsca na podłodze; jakaś nieokreślona siła nakazywała pozostanie w kilkunastoosobowym kręgu, w którego środku obracała się pusta butelka z ciemnozielonego szkła. Gabriel przeczuwał, bliżej nieokreślone nadejście czegoś ważnego...
Już od pewnego momentu nie zwracał uwagi na osoby wskazane przez znajdujący się w centrum okręgu przedmiot. Błękitne oczy od dłuższego czasu były wbite wyłącznie w butelkę. Im dłużej się w nią wpatrywał, tym silniej nasuwało mu się irracjonalne skojarzenie ze swoistego rodzaju istotą o nadludzkiej mocy. Potęga ta miała być tak ogromna, iż wystarczył jeden kaprys jej posiadaczki, by zmienić bieg czyjejś egzystencji.
Niespodzianie ciemnozielony przedmiot wskazał na niego. Drgnął. Usłyszał przeplecione radosnymi okrzykami śmiechy, a także parę zazdrosnych i rozczarowanych westchnień ( „Czemu nie wypadło na niego, kiedy ja kręciłam?”). Odnosił jednak wrażenie jakby wszystko to było za niewidzialną kurtyną, pochłaniającą część decybeli.
Obok butelki pojawiła się dłoń obleczona w delikatną, nienaturalnie jasną skórę. Patrząc na nią miało się wrażenie jakby ktoś pokrył ją grubą warstwą białego pudru. Właściciel ręki – Michał, przez bliższych znajomych zwany (oficjalnie od nazwiska) Białym – ponaglał gota, mówiąc, że gdyby nie miał ochoty grać, przecież nie siedziałby z nimi w kółku.
Gabriel oderwał wzrok od szklanego przedmiotu, po czym spojrzał prosto w czerwone oczy albinosa. Powoli przysunął się do ich właściciela. Na myśl o wypełnieniu wyznaczonego mu zadania, nie odczuwał żadnych wewnętrznych oporów. Już czasem zdarzało się, że w jego głowie (zwłaszcza po zakończeniu niemalże trzyletniego związku z Patrycją) snuły się fantazje dotyczące miłosnych igraszek z osobą tej samej płci, najczęściej z Michałem.
W tej chwili wszystko dookoła przestało istnieć. Za wyjątkiem Białego.
Got leciutko, jeszcze z resztkami niedowierzania, pogładził go po policzku (tak jasnym, że nawet jego własny zdawał się być przy nim śniady). Przymrużając oczy, dotknął wargami jasnoróżowych ust.
Nie odnotował jakiegokolwiek sprzeciwu za strony Michała; co więcej, poczuł na skórze opuszki białych palców. Delikatnie sunęły one po Gabrielowym czole, lekkim, jakby pieszczotliwym gestem odgarniając czarną kurtynę włosów.
Coraz bardziej spalany przez wewnętrzny ogień, zachęcony postawą albinosa – pogłębił pocałunek. Począł wdzierać się coraz głębiej, z czułością przygarniając przy tym Białego do siebie. Jedną z dłoni zanurzył w miękkich, jasnych włosach, druga mimowolnie zaczęła posuwać się na dół, po plecach Michała.
Nagle Biały odepchnął go od siebie, mówiąc przy tym: „Dobra, starczy tego, bo nas jeszcze za pedałów wezmą! ”.
Błękitne oczy, szeroko otwarte z bezbrzeżnego zdumienia, utkwiły w Michale, który, o dziwo!, bynajmniej nie zdawał się być Michałem sprzed chwili. Gabriel ze zdumieniem odkrył, że pomiędzy rysami twarzy Białego oraz Daniela istnieje jakieś podobieństwo, zdające się uwidaczniać z każdą chwilą.
W pewnym momencie got sam już do końca nie wiedział, kto znajduje się obok niego – Michał czy pielęgniarz.
Raptem Gabriel zdał sobie sprawę z tego, że niewidzialna bariera, pomiędzy nim a resztą bawiących się osób, staje się coraz większa. Robiła się tak ogromna, że poczynała spychać go prosto w źle oświetlony fragment pomieszczenia, który z każdą chwilą coraz bardziej upodabniał się do tunelu.
Chciał stąd odejść, lecz jakaś tajemna, zła siła przykuwała go do miejsca. Ziarenko niepokoju, już od pewnego czasu kiełkujące w jego sercu, wypuściło kolejne pędy.
Jakiś złowrogi głos w jego głowie począł syczeć, że zaraz pojawi się Matex i jego banda, a pasmo bólu zacznie się od nowa...
Niespodziewanie poczuł na swym ramieniu ciepłą dłoń. Zaskoczony, zwrócił spojrzenie w stronę jej posiadacza. Patrzył prosto w pogodną, przepełnioną dobrocią zieleń Danielowych oczu.
Wszystko dookoła ponownie przestało istnieć. Po Białym nie pozostał już nawet najlichszy ślad. Teraz był tylko pszenicznowłosy pielęgniarz. Jego ręce, delikatnie przygarniające go do siebie, niosły spokój. Ciemnoróżowe wargi powoli poczęły zbliżać się z niemą obietnicą przyjemności.
Owy błogi nastrój trwał zaledwie chwilę, albowiem sylwetka Daniela zaczęła stawać się coraz mniej wyraźna, zdawała się rozpływać w powietrzu. Gabriel, czując powracające zimne fale strachu, starał się zatrzymać pielęgniarza, jednak próby te zakończyły się niepowodzeniem. Znowu przebywał w brudnym, źle oświetlonym tunelu.
Tajemniczy głos znowu zaczął syczeć złowieszczo, że Matex wraz ze swoją bandą czekają w pobliżu na stosowny moment... który właśnie nadszedł...
Nagle got poczuł promieniujący od ręki ból. Spiesznie łapiąc oddechy, otworzył oczy.
Leżał w jednoosobowej salce, którą najwyraźniej od dłuższego czasu spowijała ciemność nocy. Źródłem bólu okazała się być jedna ze stalowych rurek, będąca elementem łóżka.
Rozglądnął się wokół, jakby chcąc się upewnić, iż na pewno przebywa w szpitalu. Wyłączył wciąż grającego I-poda.
Leżąc pośród ciszy, zakłócanej od czasu do czasu przez jakiś głośniejszy element szpitalnego życia, powtarzał sobie w kółko (na kształt buddyjskiej mantry), że to był tylko głupi sen. Częściowo zniekształcone wspomnienia połączone z jakimiś idiotycznymi fantazjami nie do spełnienia. Jednakże, mimo owych zapewnień, w jego sercu nie mógł zapanować spokój.
C.D.N...

* Lęk oraz zakłócony odbiór rzeczywistości mogą być jednymi z typowych objawów wstrząsu mózgu, podobnie jak: nieadekwatne zachowania emocjonalne, dezorientacja, złe samopoczucie, problemy z koncentracją, luki w pamięci czy jej zaburzenia.
Wybacz, nie wpatrywałem się najuważniej jak to możliwe, więc ominąłem pewnie wiele błędów. W imię zasady "lepsze to niż nic" wytknę ci kilka z nich.
"W błękitnych oczach krył się [niepokój], jako że ich właściciela od dłuższego czasu dręczyły jakieś bliżej nieokreślone, [niepokojące] przeczucia." - Traktuję to jako powtórzenie.
"Błękitne oczy spojrzały nań hardo, co wydawało się nieco groteskowe, gdyż osaczony, pomimo podobnego wzrostu, posiadał wyraźnie drobniejszą budowę ciała; w dodatku przewaga liczebna nie była bynajmniej po jego stronie." - Strasznie długie to zdanie.
"[-_]„Wszędzie ciemno...[_]To tak wygląda koniec?...[_]Hmm...[_]Zawsze wyobrażałem to sobie inaczej...[_]Jako jakąś bezkresną światłość pełną innych ludzi, którzy odeszli z tego ziemskiego padołu, rojącą się od wszechobecnych aniołów...[_]A tu panuje pustka...[_]Au!...[_]Czuję się rozczarowany...[_]Miałem nadzieję, że chociaż nie będę już odczuwał bólu...[_]”
–[_]Jak się czujesz?" - Po znakach interpunkcyjnych zazwyczaj stawiamy spację(odnoszę się nie tylko do tego zdania).
"Gabriel wywnioskował, iż głos należał do jakiegoś chłopaka[.] " - Kropka, przeoczenie.
"Zielone oczy zdały się w tej chwili przejrzeć rozmówcę na niemalże wylot" - Zielone oczy zdały się w tej chwili przejrzeć rozmówcę [niemalże na] wylot.
"–[_]...Jestem kompletnym przeciwieństwem mojego brata...[_]Robię w rodzinie z[a] czarną owcę...[_]Nawet tak wyglądam..." - Literówka.
"Ton, jakim ów zdanie zostało wypowiedziane," - Owe zdanie.
Zbyt często użyte określenia "właściciel" i "posiadacz". Szczególnie na początku. Moim zdaniem wiele twoich zdań brzmiałoby lepiej gdyby je pociąć na mniejsze.
Ogólnie - nie podobało mi się. Zdaje mi się, że już to wszystko gdzieś widziałem. Nie pobudzasz mojej ciekawości.
Styl - słabo(moja opinia, nikt nie musi się zgadzać).
Słownictwo - całkiem nieźle, bez rewelacji.
Słowem podsumowania - Dalszy ciąg przeczytam tylko gdy będzie mi się bardzo nudzić, lub będę miał ochotę na wypatrywanie błędów.
Ps. Ikonka tęczy pasuje tu idealnie.

Mam nadzieję, że moje uwagi będą pomocne. Pozdrawiam.
Hmm... nazbierało się ich trochę... Dzięki wielkie za korektę. Nie wszystko musi się wszystkim podobać.
Tekst jest już poprawiony.
Pozdrawiam
Cytat:Już od dawna królowała noc, wyszywająca złote gwiazdy na granatowoczarnej wstędze nieba, częściowo zasłoniętej przez wzbijające się ku górze wieżowce, które lata świetności miały już za sobą – w chwili obecnej sprawiały nieco upiorne wrażenie ze swymi powybijanymi w klatkach schodowych szybami oraz pokrytymi graffiti ścianami.

Bardzo długie zdanie. Według mnie możesz pomyśleć w jaki sposób rozdzielić to na dwa.

Cytat:Popękane płyty chodnikowe wraz z w większości przypadków niedziałającymi latarniami tylko umacniały negatywne odczucia.

Coś w tym zdaniu jest nie tak.

Cytat:Szybkie kroki właściciela czarnych glanów wydawały się, w ziejącej teraz pustką okolicy, głośnie niczym pochód stada słoni.

Głośne.

Cytat:Kilka krótszych atramentowoczarnych pasemek, nie sięgających ramion jak reszta włosów, zasłoniło bladoskóre oblicze.
Atramentowo-czarnych.

Cytat:„Gorzej już nie mogłem trafić...” – atramentowowłosy zrobił pół kroku w tył, zaciskając dłonie na trzymanym przy piersi zeszycie.
Myśli bohatera nie można zapisywać z myślnikiem. Cudzysłów jak najbardziej, ale myślnik odpada, ponieważ jest zaklepany przez dialogi. Moja propozycja:
"Gorzej już nie mogłem trafić", pomyśłał atramentowłosy. Zrobiwszy pół kroku w tył, zacisnął dłonie na trzymanym przy iersi zeszycie.

Cytat:„Sylwia... – myśli nazwanego po imieniu chłopaka przez chwilę biegły innym torem –...Tak... W sumie można było się spodziewać po niej czegoś podobnego...” – do dziś nie był w stanie uwierzyć, że zauroczył się w tak pustej osobie, idealnie pasującej do stojącej przed nim grupy.
j.w

Cytat:Na obliczu, wciąż noszącym widoczne ślady spotkania z Mateksem i jego bandą, zagościł pełen cynizmu uśmiech.
Wcześniej było napisane "Matex"




Oklepany temat według mnie. Jest chłopak, który różni się od pozostałych, oczywiście pisze albo rysuje, klepią go ludzie, od których się odróżnia. Najczęściej "dresy".
Dialogi są bardzo sztuczne, zalecam przejrzenie tekstu pod kątem interpunkcji. Nie wytknałem Ci wszystkich błędów, ale te, które najbardziej mnie ukuły. Smile
Wątek z mizianiem się facetów bardzo mnie zniechęcił do tego tekstu. Mnie nie przekonałaś ani pomysłem, ani warsztatem.
Budujesz bardzo długie zdania. Nie widzę jeszcze u Ciebie stylu.
Musisz dużo czytać. Czytaj wszystko, co Ci wpadnie do rąk. Pisz krótkie zdania, bo mogą poprawić Ci warsztat, wyrobić styl.


Pozdrawiam, InF