Via Appia - Forum

Pełna wersja: Marzyciel
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
dokoła lasy
nade mną niebo
a dachy chałup
jak deski

leżę na trawie
spoglądam w niebo
w świat odwrócony
niebieski

szukam tam siebie
w bladych błękitach
w chmurzystych puchach
w lustrzanym słońcu

cicho zasypiam
szybko się budzę
deszczem schłostany
w końcu
tak sobie. Ani dobrze, ani źle. Prosta, sielska historyjka. Trochę za mało. Poczekam na inne wiersze.



Pisz i komentuj.



Pozdrawiam.
A mnie się podobał ten sielski klimat. Przeniosłem się na chwilę pod te obłoki, pomiędzy chaty i w słońce. Prostota przekazu tutaj akurat wyszła na dobre! Rytm też jest, można się płynnie prześlizgnąć po strofkach.
To nie musi być taki sielankowy klimat Panowie, jak się wydaje na początku.
Nie wiadomo co zobaczył podmiot w tych chmurach.

"w świat odwrócony
niebieski"

Te parę słów jakby odwraca wszystko. Nawet jeśli są tutaj tylko, bo ładnie wyglądają, to jednak u mnie budzą niepokój. Podmiot szuka siebie, więc nie czuje się dobrze nawet w tym sielankowym miejscu, dręczy go pytanie, "kim jestem?". Błękity są blade a słonce przejrzyste. Coś tu nie gra. Obraz przez to jest nieco fantastyczny. Nawet jeśli są to metafory, to po namalowaniu dosłownie tych słów w głowie, widzę nadciągający deszcz. Dla niego pytanie jest tak ważne, że tylko deszcz mógł go obudzić.
Oczywiście to tylko moja, marna interpretacja.

Pozdrawiam Tajm
Świetnie uchwyciłeś sens. Smile Nie chciałem już zaznaczać po wypowiedziach dwóch poprzednich komentujących, że wiersz nie jest sielanką, bo było mi trochę głupio odwalać całą robotę interpretacji za czytelnika. Skoro jednak już rozszyfrowałeś ogólne przesłanie, to myślę, że nie stanie się nic złego jak opowiem trochę o tym co miałem na myśli pisząc ten wiersz (co nie jest w żaden sposób wiążące, bo każdy ma prawo do swojej interpretacji).

W moim zamiarze główną wskazówką pomagającą czytelnikowi przy rozszyfrowywaniu niesielankowości tekstu miało być słowo "schłostany". Pasowałoby tam i "skropiony" i "zmoczony" i wiele innych. Tymczasem "schłostany" kojarzy się bardziej z karą, nieprzyjemnością.

Podmiot liryczny, jak słusznie zauważył Tajm, ma problem z określeniem samego siebie. Dla niego patrzenie w niebo, obserwowanie świata w jego najbardziej nierealnej części (niebo od czasów prehistorycznych kojarzone było z miejscem przeznaczonym dla bogów, niedostępnym dla człowieka, z kolei słońce było w większości pierwszych religii, np. egipskiej, głównym bogiem) jest poszukiwaniem odpowiedzi na odwieczne pytanie - kim jest człowiek, i czy jest on czymś więcej niż materia z której jest zbudowany? Czy istnieje w ogóle coś poza materią? Podmiot liryczny zdaje się odpowiadać, że tak, jest więc idealistą.

Z kolei materialne niebo szykuje mu przykrą niespodziankę. Kiedy marzyciel zapada w sen, gromadzi ono w chmurach spory zapas H2O i karze, chłosta nim nieszczęśnika. Symbolizuje to naturę, która tyle już razy obaliła idealistyczne metafizyczne teorie, na czele z kartezjańską. Nawet podstawy potężnego Kościoła Katolickiego zachwiały się w wyniku tego procesu, liczne dogmaty takie jak Niepokalane Poczęcie, Wniebowstąpienie (razem z ciałem), lub nawet rozmnożenie chleba i ryb wydają się być po prostu sprzeczne z nauką.

Ktoś mógłby wywnioskować z mojego wywodu, że jestem przeciwnikiem idealizmu i ten wiersz miał w zamiarze udowodnienie, jacy to idealiści są głupi. Jest jednak wręcz przeciwnie. Dużo bliżej mi do idealizmu, niż do materializmu. Właśnie dlatego czuję się jak taki właśnie marzyciel - czuję, że jestem czymś więcej niż materia, ale szukam dowodu na to w złych, utartych przez stereotypy kulturowe, miejscach takich jak na przykład niebo. Jezus wzniósł się do nieba, ponieważ wtedy lokalizowano tam koniec naszego świata i początek "królestwa mojego Ojca". Gdyby pisano Biblię z perspektywy dzisiejszej nauki, to musiałby polecieć przynajmniej do granicy wszechświata, co biorąc pod uwagę niezwykłe właściwości jego ciała (przenikanie przez drzwi) może nawet byłoby możliwe. Smile

Z drugiej strony wszystkie teorie dualistyczne są dla mnie mało przekonujące, gdyż człowiek jest w ogromnej części tylko swoim DNA, swoimi wspomnieniami (zapisanymi w mózgu), swoimi pragnieniami (zapisanymi tamże) oraz tym co postrzega (za pośrednictwem mózgu). Ten mały ułamek, którego natury nauka nie jest w stanie określić, a który nazwałbym "świadomością" jest zbyt małą cząstką, żeby opuścić ciało po śmierci i egzystować jako odrębny byt, zwany duszą. Człowiek jest w ogromnej części swoim ciałem - nie da się tego zaprzeczyć. Stąd też, można zrozumieć nacisk, jaki Kościół Katolicki kładzie na to, że po śmierci człowiek nadal posiada ciało.

Jedyna nadzieja jest w tym, że może czas wcale nie jest wymiarem który płynie raz i nigdy więcej. Może podobnie jak szerokość i długość działa w dwie strony? Może rozgałęzia się w momentach naszych wyborów? A może jest ich wiele obok siebie, jak strun w fortepianie? Może tutaj kryje się zagadka wieczności? Niestety nic o tym nie wiemy. I myślę, że nie będziemy wiedzieć. Chociaż to ostatnie akurat zależy od tego, jak rozumieć czas przyszły w ponad czterowymiarowej przestrzeni. Smile

Swoje zagubienie w tych wszystkich teoriach i swoją frustrację tym, że natura raz po raz zdaje się udowadniać ludziom, że należą do niej w pełni i że po śmierci nic nie ma, wyraziłem w tym wierszu. Tajm, jeszcze raz dzięki za interpretację Wink