Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ostrze sfer
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Poniżej prezentuję, jedno z moich opowiadań. Sporo tam błędów, więc będę wdzięczny za konstruktywną krytykę.

PROLOG

Chłopiec przemierzał zarośniętą, leśną ścieżkę taszcząc za sobą owinięte bandażami ostrze. Noc była ciemna, a na domiar złego z zarośli dobiegały niepokojące odgłosy, które wyobraźnia dziecka kojarzyła z dzikimi bestiami i okrutnymi rabusiami. Powstrzymując się przed zerknięciem na boki, przyspieszył kroku. W tej chwili chciał tylko jak najszybciej wydostać się z tego lasu. Jednak głód połączony z ciężarem miecza, skutecznie mu to utrudniał.
Czując, że bez chwili odpoczynku daleko nie zajdzie, zatrzymał się i usiadł na środku dróżki. Sapiąc ciężko, próbował zebrać dość sił na dalszy marsz. Do końca życia miał pamiętać tą rozpacz i samotność, która towarzyszyła mu, wtedy w tym ponurym miejscu.
Nawet własny umysł, wydawał się w tych chwilach wrogiem. Rekonstruował w mroku, najgorsze sceny z życia. Śmierć matki, napady szału ojca i jego broczące krwią ofiary. Cała ta przeszłość zdawała się, wtedy powracać w teraźniejszości.
Chłopiec wyciągnął przed siebie drżące ręce, w których zaczął gromadzić energię z ciała. Mama z pewnością zganiłaby go za taki sposób użycia magii. Teraz, jednak nie był w stanie skoncentrować się na tyle, aby pobrać moc z otoczenia, a niczego nie pragnął, tak jak odrobiny światła. Po krótkiej chwili między dłońmi, narodził się płomyk światła, który oświetlił zmęczoną twarz młodzika. Uśmiechnął się blado, wpatrując się, jak urzeczony w tą cudną jasność.
Wtem nieszczęśnik poczuł gwałtowny przypływ mocy. Niestabilne zaklęcie eksplodowało zalewając okolicę, oślepiającym blaskiem.
Krzyk chłopca, zagłuszyły wrzaski przebudzonego ptactwa, które porwało się w powietrze, byle jak najdalej od nieznanego zjawiska.
Młokos, tymczasem przecierał gorączkowo, łzawiące oczy. Minęło kilka minut, zanim odzyskał ostrość widzenia. Skierował wzrok na miecz ojca. Nie czuł już strachu, tylko złość, wręcz nienawiść, której obiektem był ten przeklęty kawałek metalu.
Upadł na kolana i zaczął rozkopywać wilgotną ziemię, nie zważając przy tym na raniące dłonie kamienie. Upłynęło sporo czasu, zanim dysząc ciężko powstał nad szerokim wgłębieniem, do którego cisnął ostrze. Zakopał je, po czym ruszył dalej, byle dalej od tego miejsca, w którym pochował zgubę swej rodziny.

ROZDZIAŁ I

Minęło blisko osiem lat, gdy jego stopa ponownie stanęła w owym lesie.
Nie był to już wystraszony chłopiec, lecz posiadający muskularne ramiona, wysoki, czarnowłosy młodzieniec. Niezwykłe ciemnozielone oczy, odziedziczone po elfim dziadku, stanowiły dość ciekawe połączenie z szeroką szczęką i długim nosem.
Davin, bo tak miał ów młodzian na imię, miał na sobie brązowe skórzane spodnie, takąż kamizelkę oraz długie buty o mocnych podeszwach. Strój może niezbyt wykwinty, ale doskonały na długie podróże.
Chłopak poprawił, przewieszony przez ramię worek i rozejrzał się wokół. Wprost nie mógł uwierzyć, że świat z jego koszmarów w świetle dnia mógł prezentować się tak odmiennie.
Poskręcane demony, były dorodnymi dębami i bukami a upiorne szepty, szelestem liści i śpiewem ptaków. Tylko narastający z każdym krokiem szum w głowie, burzył urok tego miejsca. Czuł go, był blisko, coraz bliżej. Młodzieniec ukląkł przy kępie bujnej trawy, rosnącej na poboczu ścieżki. Niezwykłe, że przez te wszystkie lata pozostał nieodkryty, zupełnie jakby czekał na jego powrót.
Cofnął się pamięcią do chwil, kiedy zakopał tu przeklęte ostrze. Błądził po lesie aż do świtu, a kiedy wreszcie udało mu się z niego wydostać, ujrzał miasto otoczone wysokim murem. Co to była za radość! Wreszcie wejdzie wśród ludzi naje się i odpocznie.
O mały włos jego nadzieje nie spełniły, by się jednak. Strażnicy, bowiem z dużą podejrzliwością przyglądali się brudnemu i odzianemu w szmaty chłopaczkowi. Na szczęście koło bramy przechodził, wtedy kapłan Araela, prowadzący w mieście przyczółek dla sierot. Davin uśmiechnął się na to wspomnienie ,które zadecydowało o jego życiu.
Tyle lat spędzonych w towarzystwie innych biednych dzieci, z którymi los obszedł się okrutnie, pozbawiając ich rodziców. Tyle godzin nauki i modłów do świetlistego pana. Tyle bezsennych nocy, zapełnionych rozmyślaniami o przeszłości i przyszłości.
Davin podrapał się po krótkim zaroście, wspominając minione dni, po czym zaczął rozkopywać ziemię.
Gdy pod wpływem swego nowego opiekuna, podjął decyzję o zostaniu paladynem i udaniu się do wspaniałej Sygii, gdzie miał odebrać stosowne szkolenia. Wiedział już, że zboczy tutaj, gdzie pochował swe dziedzictwo. Niech boscy kapłani, zniszczą te narzędzie demonów aby żaden inny, śmiertelnik nie wszedł w jego władanie.
Palce natknęły się na coś twardego. Wstrzymał oddech, dźwigając z ziemi miecz.
Pod wpływem nagłego impulsu, wydobył je z brudnych bandaży, w które było zawinięte.
Wspaniały półtoraręczny miecz o szerokim ostrzu. Głownię zdobił sporej wielkości diament. Rękojeść stworzono z czarnego, matowego, metalu a we srebrzystą klingę wtopione były linie przezroczystego kryształu, nadające broni skądinąd bardzo oryginalny wygląd.
Małe dzieło sztuki o piekielnym wnętrzu.
— Co tam masz?— Davin wzdrygnął się, gdy w jego głowie zadźwięczał dziecięcy głos. Upuścił miecz i cofnął się kilka kroków, rozglądając się wokół niepewnie.
— Jej! Ale pobladłeś.
Przestraszony chłopak chwycił się za głowę. Głosy, które rozbrzmiewają wewnątrz to zły znak. Czyżby został opętany?
Wtem z zarośli wyłoniła się niska postać, ukryta pod granatowym płaszczem.
—Masz zabawną minę, taką zdziwioną — powiedziała tym razem swoimi ustami. Davin rzucił się do przodu, porywając z ziemi broń.
— Odejdź demonie!— wykrzyczał, kierując czubek klingi ku istocie. Ta wydała z siebie ciche westchnięcie.
— Jeju! Kolejny fanatyk — rzekła, zrzucając z głowy kaptur. Dziecięca, blada twarzyczka, duże bursztynowe oczy i sięgające ramion błękitne włosy.
Davin uniósł broń nieco wyżej. Czyżby to Chaaran? Pomniejszy demon, przyjmujący postać dziecka aby uśpić czujność swych ofiar po to, aby zabić je trucizną sączącą się ze skórzastego ogona?
Na twarzy dziewczynki pojawił się wyraz oburzenia. Zrzuciła z siebie płaszcz i odwróciła się.
— I co widzisz tu jakiś ogon, fanatyku?
— Skąd wiesz o czym myślałem? Pożerasz moje myśli?!— wykrzyknął Davin, czując coraz większe przerażenie.
— Dostałabym chyba niestrawności!— rzuciła obdarzając chłopaka spojrzeniem pełnym politowania.— Sądziłam, że tutaj w Cesarstwie mieszkają rozsądni i światli ludzie, ale widzę, że znajdę tu tylko stado zakręconych wieśniaków, bojących się własnego cienia. Przyjmij do wiadomości drągalu ,że nie wszystko ładniejsze od was musi być od razu demonami, żywymi trupami czy innym bydłem. No już, opuść to żelastwo, nie musisz udawać takiego groźnego.
Całkiem skołowany Davin stał w bezruchu. Wpatrując się w nieznajomą, na twarzy ,której zagościł teraz wyraz uprzejmego oczekiwania.
— Skoro nie jesteś demonem to kim?— wykrztusił po dłuższej chwili.
— No wreszcie jakieś rozsądne słowa wyleciały z twoich ust!— Ucieszyła się a na jej obliczu zagościł uśmiech na widok, którego Davin poczuł dziwne swędzenie w okolicach karku.
— Więc tak, jestem Vilidianką o czym naturalnie możesz nie wiedzieć, jako że moja rasa pochodzi z innej sfery. Znam twoje myśli, bo jesteśmy psionikami, znaczy potrafimy odczytywać myśli innych i takie tam. Hmm co, by tu jeszcze… A tak nie mam żadnych złych zamiarów, więc nie musisz się bać, że cię okradnę, zabiję czy też przerobię na gulasz, co podobno jest całkiem popularne w niektórych ludzkich krajach.
No dalej, naprawdę mógłbyś już odłożyć ten miecz. Nie wstyd ci tak straszyć, niewinne dziecko?
Skołowany Davin, wpatrywał się w nieznajomą, próbując dostrzec jakiekolwiek odznaki spaczenia. Wyglądała całkiem niezwykle, ale, gdy teraz stała tak przed, nim ubrana tylko w sięgającą kolan, błękitną sukienkę, wydawała się taka niewinna. Może był to tylko doskonały kamuflaż? Intuicja jednak, podpowiadała mu, że nie ma czego się bać, a ta jeszcze nigdy go nie zawiodła. Postanowił jej zaufać.
— Przepraszam, to dla tego, że mnie zaskoczyłaś panienko...
— Lily, mów mi Lily. Co prawda moje pełne imię brzmi Liviliralla, ale wy ludzie zawsze je przekręcacie, czego zresztą bardzo nie lubię.
— Cóż, ja nazywam się Davin. Hmm, a więc Lily, gdzie są twoi rodzice? Zgubiłaś się?
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
— Kto ich tam wie? Chociaż faktycznie trochę zabłądziłam uciekając przed tymi bandytami.
— Bandytami?
— No, tak. Wśród nich był jeden ten, jak wy na nich mówicie? Na tych oszołomów co czczą demony?
— Heretyk?!
— O właśnie tak, miałam to na końcu języka. Uciekałam aż trafiłam na ciebie. Wiesz, taki silny młodzieniec z mieczem przyszły paladyn, pomyślałam ,że mi pomożesz. Ach i mam nadzieję, że nie masz mi za złe ,że zajrzałam ci do umysłu, wiesz musiałam się…
— Zaraz, zaraz.— Przerwał jej Davin.— Jeśli ścigają cię wyznawcy otchłani, musimy szybko wydostać się z lasu.
— Oho, gdybyś nie był taki narwany, to może byśmy zdążyli. Widzisz ich oślizgłe umysłu są tuż, tuż.
Ledwo co skończyła mówić a z oddali zaczęły dobiegać odgłosy pospiesznych kroków i nawoływań.
Spacja po przecinku, nie przed. Za dużo przecinków w nieodpowiednich miejscach, to utrudnia zrozumienie, o co chodzi.
Cytat:lecz posiadający muskularne ramiona, wysoki, czarnowłosy młodzieniec.
>> "muskularny...", chyba że faktycznie tylko ramiona miał muskularne Smile.
Cytat:Wspaniałe półtora ręczne ostrze o szerokim ostrzu.
?
Cytat:Klingę stworzono z czarnego, matowego, metalu a we srebrzystą klingę wtopione były linie przezroczystego kryształu, nadające broni skądinąd bardzo oryginalny wygląd.
to była czarna i matowa czy srebrzysta z kryształowymi żyłkami?
Cytat:Wpatrując się w nieznajomą na twarzy ,której zagościł teraz wyraz uprzejmego oczekiwania.
w sensie, że była nieznajoma na twarzy, ale resztę to już znał? Sorry, ale inaczej nie idzie tego zrozumieć. A wszystko przez źle postawiony przecinek.
Po pierwsze, koniecznie musisz usiąść nad interpunkcją - błędów było za dużo, by nawet zaczynać je wymieniać. Momentami kiepski moim zdaniem dobór słów, jednak z czasem po prostu to wyćwiczysz. Poza tym podoba mi się, chociaż za mało tego tekstu jest, żebym mogła ocenić, na ile. Ciekawa jestem, co będzie dalej, liczę, że będzie ciąg dalszy? Smile
Dziękuje za komentarz Smile

Fakt, przecinki to moja odwieczna zmora, postaram się nad tym popracować.
Co do pozostałych błędów, to powstały one przez moją nieuwagę, przy sprawdzaniu tekstu.
Nad ciągiem dalszym pracuję i myślę, że kolejne rozdziały pojawią się w niedalekiej przyszłości.
(03-02-2011, 17:35)Septimus napisał(a): [ -> ]Fakt, przecinki to moja odwieczna zmora, postaram się nad tym popracować.

Zapraszam tutaj: http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=221

Witaj. Umawiamy się tak, że czerwone przecinki należy usunąć, a zielone postawić. Ok? Smile

  • Prolog


Cytat:Chłopiec przemierzał zarośniętą, leśną ścieżkę (,)taszcząc za sobą owinięte bandażami ostrze.
Cytat:Do końca życia miał pamiętać rozpacz i samotność, która towarzyszyła mu, wtedy w tym ponurym miejscu.
Pamiętaj: piszemy w narzędniku, w bierniku.

Cytat:Rekonstruował w mroku, najgorsze sceny z życia.
Cytat:Cała ta przeszłość zdawała się, wtedy powracać w teraźniejszości.

Cytat:Teraz, jednak nie był w stanie skoncentrować się na tyle, aby pobrać moc z otoczenia, a niczego nie pragnął, tak (,)jak odrobiny światła.
Cytat:Uśmiechnął się blado, wpatrując się, jak urzeczony w cudną jasność.
Już to wyjaśniałem Tongue

Cytat:Niestabilne zaklęcie eksplodowało(,) zalewając okolicę, oślepiającym blaskiem.
Cytat:Krzyk chłopca, zagłuszyły wrzaski przebudzonego ptactwa, które porwało się w powietrze, byle jak najdalej od nieznanego zjawiska.
Cytat:Młokos, tymczasem przecierał gorączkowo, łzawiące oczy.
Cytat:Minęło kilka minut, zanim odzyskał ostrość widzenia.


  • Rozdział I


Cytat:Davin, bo tak miał ów młodzian na imię, miał na sobie brązowe skórzane spodnie, takąż kamizelkę oraz długie buty o mocnych podeszwach.
Powtórzenie.

Cytat:Strój może niezbyt wykwinty, ale doskonały na długie podróże.
WykwintNy. Literówka.

Cytat:Chłopak poprawił, przewieszony przez ramię worek i rozejrzał się wokół.
Cytat:Poskręcane demony, były dorodnymi dębami i bukami(,) a upiorne szepty, szelestem liści i śpiewem ptaków.
Cytat:Młodzieniec ukląkł przy kępie bujnej trawy, rosnącej na poboczu ścieżki.
Staraj się unikać tej formy. Co prawda jest ona poprawna, ale z nią to trzeba ostrożnie, ponieważ może dodawać komiczności.

Cytat:Wreszcie wejdzie wśród ludzi naje się i odpocznie.
Ałć! Paskudne zdanie. Postaraj się przeredagować.

Cytat:O mały włos jego nadzieje nie spełniły, by się jednak.
Ałć po raz drugi! I to też przeredaguj. Big Grin

Cytat:Strażnicy, bowiem z dużą podejrzliwością przyglądali się brudnemu i odzianemu w szmaty chłopaczkowi.

Cytat:Na szczęście koło bramy przechodził, wtedy kapłan Araela, prowadzący w mieście przyczółek dla sierot. Davin uśmiechnął się na to wspomnienie(Tutaj nie stawiasz spacji) ,które zadecydowało o jego życiu.
Cytat:Gdy pod wpływem swego nowego opiekuna, podjął decyzję o zostaniu paladynem i udaniu się do wspaniałej Sygii, gdzie miał odebrać stosowne szkolenia.
W tym zdaniu coś nie gra. Przeczytaj sobie na głos.

Cytat:Niech boscy kapłani, zniszczą te narzędzie demonów(,) aby żaden inny, śmiertelnik nie wszedł w jego władanie.
Cytat:Pod wpływem nagłego impulsu, wydobył je z brudnych bandaży, w które było zawinięte.
Cytat:Nie wstyd ci tak straszyć, niewinne dziecko?
Cytat:Skołowany Davin, wpatrywał się w nieznajomą, próbując dostrzec jakiekolwiek odznaki spaczenia.
Cytat:Wyglądała całkiem niezwykle, ale, gdy teraz stała tak przed, nim (,)ubrana tylko w sięgającą kolan, błękitną sukienkę, wydawała się taka niewinna.
Cytat:Intuicja jednak, podpowiadała mu, że nie ma czego się bać, a ta jeszcze nigdy go nie zawiodła.
Cytat:— Przepraszam, to dla tego, że mnie zaskoczyłaś panienko...
Dlatego...
Cytat:— Kto ich tam wie? Chociaż faktycznie trochę zabłądziłam (,)uciekając przed tymi bandytami.

  • Podsumowanie tekstu


Interpunkcja, interpunkcja i jeszcze raz interpunkcja. Ćwicz ją, bo opowiadanie jest naprawdę dobre. Warto było przeczytać choćby dla tej dziewczynki. Super Ci wyszła. Takie postacie najbardziej lubię. Ubolewam jednak nad zachowaniem tego bohatera, co w młodości zakopał miecz. Jego dialogi są oschłe i sztuczne, nie poczułem go tak bardzo, jak tę dziewczynkę. Tekst ma bardzo duży potencjał, ale przez interpunkcje wszystko traci. Chłopie! Ja Cię zmuszę żebyś usiadł nad tymi przecinkami! Wink Pisz krótkie scenki, które pomogą Ci wyrobić styl. Czytaj dużo!
Na koniec - mam nadzieję, że poprawisz interpunkcję i zajmiesz się dalszym ciągiem. Tongue


Pozdrawiam, InFlames.
Miło przeczytać kawałek dobrej prozy. Przyznam się że tą błękitnowłosą rezolutna panienkę polubiłem od pierwszego zdania. Nie wiedzieć czemu skojarzyła mi się z taką sympatyczna postacią z anime "Erementar Gerat" czy jakoś tak podobnie. A jak coś mi się kojarzy to już jest dobrze. Umieszczenie we wstępie tego fragmentu z zakopywaniem miecza było naprawdę trafionym zabiegiem. Otwierało wiele pytań, nie udzielając żadnych odpowiedzi. Może jedynie nie musiałeś tak bardzo się śpieszyć z tymi wyjaśnieniami że bohater wychowywał się w sierocińcu itd.. To można było odkryć przy okazji dalej w tekście.. No wiesz jakaś rozmowa albo coś w ten deseń.. Za to znów scenka z telepatką naprawdę miodzio. Zabawna i z pazurem. Oby takich scenek było znacznie więcej.
Co do interpunkcji.. No cóż to dość powszechna przypadłość. Ja też przecinki stawiam że tak powiem balistycznie, znaczy, jak trafię. Mam jednak świadomość że trzeba tego pilnować. Taki mały skurczybyk potrafi zmienić bowiem sens zdania. A jak wyłapać gdzie przecinek być powinien a gdzie nie? Oprócz żelaznych reguł gramatycznych, niepewne zdania warto przeczytać na głos, wtedy z reguły samo wychodzi.
Opowiadanie warte ze wszech miar kontynuacji. Powiem więcej Ciekaw jestem jakie przygody dla tej pary przygotowałeś. Chętnie poczytam gdyż zdają się być bardzo sympatyczni.
Pozdrawiam serdecznie

Długo mnie nie było, trzeba nadrobić zaległości. Kosy w dłoń! Niech zaczną się żniwa!!!!


(03-02-2011, 16:32)Septimus napisał(a): [ -> ]Teraz, jednak nie był w stanie skoncentrować się na tyle, aby pobrać moc z otoczenia, a niczego nie pragnął, tak jak odrobiny światła. Wydaje mi się, że nie powinno być przecinka po jednak. Po krótkiej chwili między dłońmi, Po dłońmi nie powinno być przecinka, brzmi to, jakby krótka chwila zaszła między dłońmiBig Grin
Krzyk chłopca, Tu również nie powinno być przecinka. zagłuszyły wrzaski przebudzonego ptactwa, które porwało Bardziej pasuje poderwało. się w powietrze, byle jak najdalej od nieznanego zjawiska.
Młokos, Damn man! Jak to zdanie wygląda?? Żaden z przecinków nie powinien się tu znaleźć. tymczasem przecierał gorączkowo, łzawiące oczy. Minęło kilka minut, Znowu to samo. zanim odzyskał ostrość widzenia. Skierował wzrok na miecz ojca. Nie czuł już strachu, W końcu prawidłowo zastosowane przecinkiSmile tylko złość, wręcz nienawiść, której obiektem był ten przeklęty kawałek metalu.
Zakopał je, po czym ruszył dalej, Pierwsze dalej bym pominął i zrobił tak: po czym ruszył, byle dalej od tego miejsca. byle dalej od tego miejsca, w którym pochował zgubę swej rodziny.

ROZDZIAŁ I

Tylko narastający z każdym krokiem szum w głowie, Niepotrzebny przecinek. burzył urok tego miejsca. Czuł go, był blisko, coraz bliżej. Młodzieniec ukląkł przy kępie bujnej trawy, Hmm... Ten chyba też. rosnącej na poboczu ścieżki.
Cofnął się pamięcią do chwil, kiedy zakopał tu przeklęte ostrze. Co A może Cóż? to była za radość!
O mały włos jego nadzieje nie spełniły, by się jednak To zdanie ma niepoprawną składnię.. Na szczęście koło bramy przechodził, wtedy Wyciąłbym zupełnie przecinek i wtedy. kapłan Araela, prowadzący w mieście przyczółek dla sierot. Gdy pod wpływem swego nowego opiekuna, podjął decyzję o zostaniu paladynem i udaniu się do wspaniałej Sygii, gdzie miał odebrać stosowne szkolenia. Wiedział już, że zboczy tutaj, gdzie pochował swe dziedzictwo. Zrobiłbym z tego jedno zdanie. Niech boscy kapłani, Niepotrzebny przecinek. zniszczą te narzędzie demonów Tu by się przydał przecinek. aby żaden inny, A tu nie. śmiertelnik nie wszedł w jego władanie.
Palce natknęły się na coś twardego. Wstrzymał oddech, I tu też. dźwigając z ziemi miecz.
Pod wpływem nagłego impulsu, I tu... wydobył je z brudnych bandaży, w które było zawinięte. Wpatrując się w nieznajomą, Po tym przecinku napisałbym "na której twarzy. na twarzy ,której zagościł teraz wyraz uprzejmego oczekiwania.
A tak Przecinek. nie mam żadnych złych zamiarów, więc nie musisz się bać, że cię okradnę, zabiję Przecinek. czy też przerobię na gulasz, co podobno jest całkiem popularne w niektórych ludzkich krajach.
No dalej, naprawdę mógłbyś już odłożyć ten miecz. Nie wstyd ci tak straszyć, Tu nie. niewinne dziecko?
Skołowany Davin, I tu też. wpatrywał się w nieznajomą, próbując dostrzec jakiekolwiek odznaki spaczenia. Wyglądała całkiem niezwykle, ale, gdy teraz stała tak przed, I tu też. nim ubrana tylko w sięgającą kolan, błękitną sukienkę, wydawała się taka niewinna. Może był to tylko doskonały kamuflaż? Intuicja jednak, I tu. podpowiadała mu, że nie ma czego się bać, a ta jeszcze nigdy go nie zawiodła.
— Heretyk?!
— O właśnie tak, miałam to na końcu języka. Uciekałam aż trafiłam na ciebie. Wiesz, taki silny młodzieniec z mieczem Przecinek. przyszły paladyn, pomyślałam ,że mi pomożesz.

Uff, ale się namachałem. Trzeba tu wyciąć, dosłownie, całą masę przecinków, a kilka wstawić. Masz spory problem z tymi małymi chochlikami. Poczytaj jakieś poradniki, poćwicz, bo zła interpunkcja strasznie przeszkadza w odbiorze tekstu. A przechodząc do tekstu samego w sobie, to nie jest on zły, całkiem ładne słownictwo, miejscami użyłbym innych wyrazów lub sformułowań, ale to ja. Pomysł niespecjalnie nowatorski, ale całkiem niezły, może się to przerodzić w bardzo ciekawy i miły kawałek fantasySmile Ortów chyba nie było, były? Ale te przecinki to miażdżą niestety, a powinna miażdżyć fabuła.

Tyle mojego gadania, nie zrażaj się i próbuj dalej. Dużo czytaj i dużo pisz.

Pozdrawiam, Met.
Dziękuje za wszystkie komentarze!
Wreszcie po długiej walce z leniem, zamieszczam kolejny rozdział mojego opowiadania.
Tym razem zwracałem większą uwagę na przecinki, chociaż kilka, kilkadziesiąt bądź więcej, błędów się znajdzie.
Niemniej zapraszam na kolejną część mojego dziełka, w której sporo się dzieje.


ROZDZIAŁ III

Ledwo zdążył chwycić Lily za rękę, gdy z zarośli wyłoniły się cztery postacie. Trzech rosłych i brudnych mężczyzn, uzbrojonych w krótkie ostrza i heretyk w czarnej szacie o twarzy oszpeconej przez bluźniercze tatuaże.
Bandyci zatrzymali się kilka metrów przed Davinem. Nie spuszczając wzroku z przeklętego miecza zaczęli miotać pod nosami przekleństwa, najwyraźniej nie spodziewali się zastać jakichkolwiek przeszkód. Natomiast czciciel demonów stał spokojnie za swoimi kompanami. Przyglądał się przez moment chłopakowi, po czym uniósł do góry ręce na znak pokoju.
– Nie ma potrzeby unosić broni młodzieńcze. Oddaj w moje ręce tą istotę, która kuli się za twoimi plecami a obej…
– Kto tu się niby kuli!? Ty szpetny łysolu – wykrzyczała Lily, zza pleców Davina.
Jeden z bandziorów zaśmiał się ochryple i postąpił krok do przodu.
– Dwie ofiary lepsze niż jedna.
– Nie zbliżać się!– ryknął Davin.– Wasi plugawi panowie nie tkną mnie ani tego dziecka! Wracajcie do otchłani, bo inaczej przeoram was tym oto mieczem!
Davin starał się aby jego głos brzmiał jak najgroźniej, trudno było mu jednak powstrzymać drżenie rąk. Jeśli się nie wycofają, będzie musiał posłużyć się przeklętą bronią. Wątpił aby demon przegapił taką wyśmienitą okazję na przejęcie jego duszy.
– Ładna przemowa, ale chyba ich nie zniechęciłeś – mruknęła Lily. Miała rację. Bandyci postąpili kolejny krok na przód a wyraźnie znudzony heretyk machnął ręką.
– Słusznie, dwie dusze bardziej zadowolą naszego pana niż jedna – rzekł, dając znak swoim kompanom, którzy z krzykiem ruszyli naprzód.
Nie miał wyboru. Miej mnie w opiece świetlisty.
– Lily! Schowaj się gdzieś– krzyknął, po czym starł się z przeciwnikami.
Trzech przeciw jednemu.
Davin sparował dwa ataki, ostatni jednak zostawił piekącą szramę na ramieniu. Chłopak syknął z bólu i uskoczył w tył. Rękojeść miecza zdawała się pulsować w jego dłoniach, miał coraz mniej czasu. Uniknął pchnięcia wymierzonego w żebra i zaatakował wykorzystując większy zasięg broni. Jeden z napastników padł, otrzymawszy cios w brzuch. Jego towarzysze ustąpili do tyłu, ich początkowa pewność siebie błyskawicznie malała.
Teraz mam szansę, pomyślał i ruszył do przodu, wyprowadzając celne cięcie w zbrojne ramię bandyty. Ten zawył, wypuszczając broń z ręki. Trzeci oponent rzucił się desperacko w stronę Davina. Jego miecz przejechał po boku chłopaka, który odpowiedział potężnym uderzeniem w klatkę piersiową. W powietrze wzleciała fontanna krwi, kolejny mężczyzna padł na ziemię. Davin z trudem łapał powietrze. Tak niewiele czasu mu zostało, mroczna siła coraz bardziej nacierała na jego umysł.
Spojrzał na ostatniego z bandziorów, który kulił się teraz przed swoim panem.
– Wygląda na to, że cię nie doceniłem chłopcze – rzekł heretyk odtrącając rannego bandytę.Zrzucił szatę i wydobył ukryty pod nią długi miecz.– Ale to nawet lepiej, cenimy sobie silne dusze.– Z obnażonymi zębami ruszył na chwiejącego się chłopaka. Ich ostrza zderzyły się w powietrzu. Młodzianowi wystarczyło zaledwie kilka sekund aby pojąć, że nowy przeciwnik jest znacznie sprawniejszym szermierzem niż jego podwładni. Pulsowanie w głowie narastało, a miecz ciążył coraz bardziej. Zepchnięty do defensywy z coraz większym trudem blokował kolejne ataki.
Nie, nie powstrzyma tego dłużej, nie da rady. Oby zostało mu wybaczone.
W tym samym momencie, kiedy Heretyk przebił się przez obronę Davina i zagłębił ostrze w jego piersi, chłopak poczuł falę energii przepływającą z miecza do ciała. Nie może tak zginąć, musi przeżyć!
Nagą dłoń chwycił klingę przeciwnika i z krzykiem wyrwał ją ze swoich wnętrzności.
– Jak ty...– Zaskoczony Heretyk cofnął się kilka kroków.
Davin nie zwracał na niego uwagi. Cóż, za cudowne uczucie, kiedy moc krąży po twoim ciele napełniając je siłą. Znużenie i ból znikają, a umysł staje się jasny i wolny od zbędnych myśli.
Teraz może walczyć.
Bez chwili wahania, ruszył na czciciela demonów. Teraz to on był silniejszy, zniszczy, porąbie te plugastwo!
Zderzeniu stali, towarzyszył wściekły ryk Davina, który zaatakował z furią, nie dając przeciwnikowi jakichkolwiek szans na odpowiedź. Heretyk nie był wstanie przeciwstawić się takiemu natarciu. Przerażony z coraz większym trudem parował kolejne cięcia, aż w końcu demoniczne ostrze przecięło jego tors, oddzielając je od reszty ciała.
Davin zawył z radości, kiedy truchło padło na ziemię. Moc w jego ciele pulsowała coraz szybciej, zdawało się ,że jeszcze chwila i je rozsadzi. Było to jednak coś wspaniałego, czysta euforia. Młodzian skierował ostrze w dół i zaczął dźgać zwłoki.
Wzrok mętniał coraz bardziej, serce waliło coraz mocniej. Prędzej, prędzej! Nie może przestać, musi zmieść te ścierwo, do ostatniej kości.
Wtem, umysł Davina zalała znienacka fala niemocy. Chłopak zachwiał się próbując utrzymać gasnącą świadomość, po czym bezwiednie runął na spotkanie z ziemią.



Świadomość Davina dryfowała na granicy jawy i snu. Wyczerpane ciało zdawało się być sparaliżowane a wszelkie bodźce dochodzące z zewnątrz, zniekształcone i stłumione. Będąc w takim stanie chłopak z pewnością ponownie zasnąłby, gdyby nie uporczywe odgłosy dochodzące z pobliża.
Owe dźwięki podziałały na młodzieńca niczym kubeł zimnej wody. Niemoc powoli opuszczała członki a myśli stawały się coraz jaśniejsze.
Uniósł ciężkie powieki i zorientował się, że patrzy na błękitne niebo usiane strzępkami chmur.
Kto tak głośno mlaska? Oparł się na łokciach i spojrzał w bok.
Pod drzewem siedziała Lily i w najlepsze pałaszowała zapasy młodzieńca. A czyniła to tak głośno, że mogłaby obudzić i umarłego. –O, oprzytomniałeś wreszcie?!– rzekła pomiędzy kolejnymi kęsami suszonego mięsa.– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że się poczęstowałam?
Chłopak pokręcił wolno głową. Pomału powracały do niego wspomnienia. Walczył z heretykiem, był ranny, a potem jego miecz… Miecz! Gdzie jest miecz?! Porwał się na równe nogi i z przerażeniem ujrzał przeklęte ostrze, leżące tuż obok Lily. Skoczył naprzód, porwał broń z ziemi i rzucił je jak najdalej w krzaki.
–Nic ci nie jest?! Demon cię nie skrzywdził?!– rzucił do dziewczynki, która przyglądała się jego poczynaniom z otwartymi ustami.
–Jaki demon? Tamci byli zwykłymi ludźmi. Dobrze się czujesz? Cały się trzęsiesz.
Davin poczuł ukłucie bólu w klatce piersiowej. Usiadł w obawie, że nie zdoła utrzymać się na nogach.
Lily przypatrywała mu się badawczo, po czym uśmiechnęła się wesoło.
–No tak, widzę, że nie jesteś zbyt wprawny w używaniu tego swojego żelastwa. Lepiej uważać, bo taka dawka energii może rozsadzić ci ciało, nie wspominając o niezbyt dobrym wpływie na głowę. A właśnie! Nie podziękowałam ci jeszcze za pozbycie się tych natrętów. Naprawdę aż strach pomyśleć co te śmierdziele, by ze mną zrobiły, gdyby dostali mnie w swoje brudne łapska. Davin wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami.
–Co? Czyli wiesz o bestii?
–O jakiej bestii?
–Tej uwięzionej w mieczu.
–Hmm? Przecież w tym twoim zabijaku nic nie ma.
–Jak to nie ma? Musiałaś widzieć, jak to… mnie opętało.– Davin zaczynał się coraz bardziej denerwować. Co knuje te dziwne stworzenie? Czyżby popełnił błąd, że jej zaufał.
Lily pokręciła z konsternacją głową, jakby miała przed sobą wyjątkowo ciężko myślącą personę.
–No tak, czego mogłam się spodziewać po fanatyku z tego śmiesznego kraju – powiedziała bardziej do siebie niż do niego, po czym spojrzała chłopakowi prosto w oczy a na jej twarzyczce zagościł wyraz pełnej determinacji.– Słuchaj no uważnie panie paladynie, bo zamierzam nieco nawiercić tą twoją twardą czaszkę. A więc! Gdy ty sobie próżnowałeś, ja bardzo dokładnie przyjrzałam się twojemu patykowi i stwierdziłam, że to zwyczajny miecz wyposażony w koncentrator energii. Co oznaczaaa, że wzmacnia ciało tego, kto go dzierży. Znaczy się jesteś szybszy, silniejszy a twoje rany błyskawicznie się zasklepiają. Oczywiście, jeśli przedobrzysz pojawiają się efekty uboczne, takie jak skrajne wyczerpanie po zbytnim doładowaniu oraz niszczące oddziaływanie na psychikę petenta, co jest zwłaszcza widoczne w przypadku ludzi, tych brodatych karzełków i innych niezbyt zrównoważonych ras. No i co teraz już wszystko jasne?
Davin milczał. Nie mógł uwierzyć jej słowom. Ten miecz, przyczyna szaleństwa jego ojca, nie jest przeklęty?
To nierealne, zwłaszcza, że on sam doświadczył jego mocy. Ta furia jaka ogarnęła jego umysł. Tylko moce piekielne byłyby wstanie ją wywołać.
Sięgnął za pokrwawioną koszulę i wymacał miejsce, w którym broń heretyka wbiła się w jego ciało. Poczuł gładką choć bardzo ciepłą skórę. Czyżby diabeł nie chciał aby jego narzędzie, uległo zniszczeniu?
Wtem coś trzepnęło go w głowę. Zaskoczony spojrzał na Lily, która zagniewana stała nad nim.
–Demony, strzygi i upiory! Jestem tu dopiero tydzień, a już zdążyłam się przekonać, że wszyscy myślicie tylko o nich! Jeden demon spiłował mi ulubione krzesło, drugi nasikał do mleka, a trzeci zgwałcił moją najdorodniejszą kozę! Słowo daję takich zabobonów nigdy nie widziałam. Można by pomyśleć, że żyjecie w otchłani!
Oszołomiony Davin wpatrywał się w ten nagły wybuch, gdy nagle zrozumiał jego źródło.
–Zaraz, znowu czytasz mi w myślach– rzekł urażony jej śmiałością.
–Owszem, ale robię to tylko i wyłącznie dla twego dobra. Czas abyś przestał trzymać się głupich przesądów. Czy ten twój miecz, kiedykolwiek do ciebie szeptał, kusił cię bądź groził? Czy czułeś pulsującą w nich świadomość próbującą przejąć nad tobą kontrolę. Nie? Właśnie, bo tak działa demoniczna broń a twoja nią nie jest. Jest wiele rodzajów magii i nie wszystkie muszą być od razu złe.
Spojrzała wyczekująco na Davina, do którego wreszcie zaczęły dochodzić jej słowa.
–Więc, nadużywanie mocy w nim zawartej, może doprowadzić człowieka do szaleństwa?– zapytał starając się wszystko sobie poukładać.
–Owszem.
Chłopak przypomniał sobie chwile, gdy jego ojciec stawał naprzeciw rozszalałym wieśniakom mających go za potwora. Czyżby on sam zgotował sobie tą zgubę?
Spojrzał na Lily i po długiej chwili milczenie przemówił.
–Ja… chyba ci wierzę.
Dziewczynka klasnęła, a na jej twarzy momentalnie wykwitł uśmiech pełen samozadowolenia.
–Wreszcie! A więc jest jeszcze dla ciebie jakaś nadzieja. Świetnie, bo ciężko byłoby podróżować z zatwardziałym fanatykiem a tak przy odrobinie pracy może wyjść z ciebie całkiem fajny chłopak.
Jej słowa poważnie zaniepokoiły Davina.
–Chcesz mi towarzyszyć? Powinniśmy raczej odnaleźć twoich rodziców. Sama widzisz ,że tu nie jest bezpiecznie dla takich dzieci jak ty.
–Hmm? A ty znów tym samym? Cóż, wyjaśnijmy coś sobie– powiedziała, po czym usiadła na ziemi ze skrzyżowanymi nogami.– Akurat w moim przypadku wygląd może być bardzo mylący. Uwierzysz, że mam trzydzieści dwa lata? Heh, możesz mieć z tym trudności w końcu w tym wieku ludzkie kobiety są już grube, prawie bezzębne i mają z pół tuzina wrzeszczących bachorów uczepionych spódnicy.
Oniemiały chłopak słuchał jej słów. Ma tyle lat? Przecież, jeśli to prawda to jest prawie dwa razy starsza od niego a wygląda jakby było wprost odwrotnie. Normalnie pewno by jej nie uwierzył, ale wydarzenia dnia dzisiejszego zmuszały go aby nieco inaczej spoglądać na otaczający świat.
–Rozumiem, czyli Vilidianie przez cały swoje życie wyglądają jak dzieci – stwierdził.
–No coś ty!– żachnęła się Lily, pozbawiając Davina satysfakcji płynącej z rozwiązania zagadki.– I niby według ciebie do końca życia, będę płaskim karzełkiem? O nie moje drogie maleństwo. W przeciwieństwie do was, nasze ciała rozwijają się tak szybko, jak my sami sobie tego życzymy. Dlatego będę tak wyglądać, póki mi się to nie znudzi.
Chłopak westchnął i pokręcił z niedowierzaniem głową.
–Doprawdy ten dzień jest szalony. Wolałbym się obudzić z tego snu albo chociaż obmyć się z krwi i brudu, a potem zjeść porządny obiad.
Na wzmiankę o jedzeniu oczy Lily pojaśniały.
–Właśnie! Powoli warto by zacząć myśleć o obiedzie.
–Przecież dopiero co jadłaś – powiedział Davin i sięgnął po swój worek. Jęknął, gdy zajrzał do jego wnętrza.
–Zjadłaś cały mój prowiant! A miał mi wystarczyć jeszcze na dwa dni.
–Dwa dni? Nic dziwnego, że jesteś taki chuderlawy. A teraz poważnie, jest tu w pobliży jakaś porządna knajpa? Bo tym twoim podwieczorkiem wcale się nie najadłam.
Na twarzy Davina wykwitł blady uśmiech. Sam nie wiedział czemu, ale dziwne zachowanie tej istotki potrafiło go rozbawić nawet w takiej chwili.
–Musisz uzbroić się w cierpliwość. O ile mnie pamięć nie myli ten las rozciąga się na północ jeszcze parę dobrych mil, a nie mam zamiaru cofać się do miasta, z którego przyszedłem.
–Ooo w takim razie lepiej nie marnować czasu.
Młodzieniec skinął głową, po czym rozejrzał się po zaroślach.
Przed wyruszeniem musiał zrobić jeszcze jedno. Wszedł w krzaki aby po kilku chwilach wrócić z mieczem, którego lękał się przez całe życie. Trochę się dziwił łatwości z jaką zmienił się jego stosunek do tej broni. Może to przez tą Vilidiankę? Same jej słowa wydawały się pomagać w odkryciu i zrozumieniu prawdy.
Wzrok chłopaka powędrował wzdłuż ścieżki, gdzie leżały ciała dwóch bandytów i poszarpane ścierwo heretyka. Wzdrygnął się na wspomnienie dzikiej radości, którą odczuwał masakrując truchło czciciela demonów. To nie bestia w ostrzu do tego doprowadziła, tylko ta drzemiące we nim. Davin poczuł ukłucie w bok, spojrzał na Lily, która uśmiechała się tajemniczo.
–Wiesz muszę ci powiedzieć, że pierwszy raz oglądałam walkę ludzi i stwierdzam, że to bardzo ekscytujące.
–Przemoc jest zła. Zamiast ranić siebie nawzajem, ludzie powinni kierować swą stal przeciw stworom, których dusze przeżarte są niegodziwością– powiedział z naganą w głosie.
–Jej ty naprawdę mówisz jak paladyn! Osobiście sądzę, że są oni raczej dość nudni. Tylko wygłaszają te swoje kwieciste przemowy o sprawiedliwości i porządku a sami chodzą w przebraniu do burdelów żeby ich jeszcze nikt nie rozpoznał.
–Nie wiem, kto ci tych głupot naopowiadał– mruknął Davin, chowając miecz do specjalnie przygotowanej pochwy ozdobionej świętymi symbolami.
Wyglądało na to, że ona jak i kilka amuletów ochronnych wiszących na szyi chłopaka, na razie się nie przydadzą.
–Dobrze lepiej się pospieszmy.Jeśli dobrze pamiętam jeden z bandytów przeżył. Będzie niewesoło, jeśli sprowadzi swych przyjaciół – powiedział ganiąc się za to, że zajęty mieczem nie pomyślał o tym wcześniej.
–O to bym się nie martwiła, uciekał aż się kurzyło. Ej! Zaraz a dokąd ty idziesz.
Davin, który zdążył już zrobić kilka kroków spojrzał na Lily pytająco.
–Wiesz jak się zmęczyłam przedzierając przez te chaszcze? O tu, popatrz jakie mam zadrapane dłonie i kolana o stopach nie wspominając. Macie tu strasznie twarde szyszki!
–Trzeba było założyć buty– stwierdził z mieszaniną rozbawienia i irytacji.
Zaczął podejrzewać dziewczynkę o kłamstwo w sprawie swego wieku, która swoim zachowaniem przypominała raczej dziesięciolatkę. Chociaż może taki po prostu charakter tej rasy?
–Buty, buty! Wiesz jakie one są niewygodne? Zresztą do kogo ja mówię. Wy ludzie, dźwigacie tony skór, futer i innych pozostałościach po biednych zwierzątkach. Mam tu na myśli zwłaszcza wasze kobiety. Widziałam jedną szlachciankę w takiej obfitej sukni z kilkoma chustami na głowie. Rozumiem, gdyby była stara, bo wy ogólnie brzydko się starzejecie i niezbyt miło się wtedy na was patrzy. Tyle, że ona była całkiem młoda, a sądząc po sposobie jej chodu musiała mieć na sobie również ciężki gorset i wełniane gacie. Ha! Nic dziwnego, że z was takie drewniaki skoro tak okrutnie krępujecie swoje ciała. Mi w zupełności wystarczy moja sukienka i płaszcz. Są lekkie, przewiewne i miłe w dotyku a w dodatku łatwo je uprać.
Chłopak przysługiwał się jej wywodowi w milczeniu.
Ciekawe czy będzie tak krzywo patrzeć na futra, gdy nadejdzie zima, zastanawiał się chłopak.
Lily spojrzała na niego krzywo.
–Słyszałam to.
–Znowu zaglądasz do moich myśli? Nie powinnaś tego robić bez pozwolenia– rzekł Davin, który pomału zaczął tracić cierpliwość.
Bardzo nie podobało mu się, że ktoś bez zagląda do jego umysłu. Zupełnie jakby do jego domu wpraszali się nieznajomi z ulicy.
Niebieskowłosa musiała wyczuć jego wzburzenie, bo jej twarz natychmiast przybrała wyraz skruchy.
–Przepraszam. Wiem, że to niegrzeczne, ale my komunikujemy się ze sobą prawie wyłącznie telepatycznie i trudno mi się odzwyczaić. Zresztą nie gniewałbyś się tak gdybyś wiedział jakie to ludzie mają zabawne myśli. Heh pamiętam jak w umyśle pewnego wieśniaka znalazłam aaa, chociaż nie, tego nie powinna mówić. W każdym razie obiecuję, że nie będę grzebać ci w myślach, słowo! A teraz bądź tak miły i pochyl się. Chyba nie chcesz, żebym do końca zniszczyła sobie kostki?
Chłopak pokiwał z rezygnacją głową, gdy zrozumiał o co jej chodzi.
Ukląkł pozwalając Lily wdrapać się na plecy. Objęła mocno jego szyje i wykrzyczała wprost do ucha.
–To naprzód! W drogę mój wierny giermku! A i mam nadzieję, że stawiasz lekkie kroki, bo mam zamiar uciąć sobie małą drzemkę.
Ten dzień jest stanowczo zbyt długi, pomyślał Davin i ruszył przed siebie.