29-01-2011, 02:34
Ostrzegam, że są wulgaryzmy i jest to moj pierwszy długi tekst, wcześniej poezją bardziej się zajmowałem.
„A było tak pieknie”
Zwykła szmata. Pieprzona kurwa. Zostałam wykiwana. Jak mogłam do tego dopuścić? Jestem zbyt łatwowierna. Miałam ochotę go zabić, a potem siebie, skończyć z tym całym pierdolonym światem. Zabić wszystkich moich toksycznych kochanków, ale ja tylko leżałam dalej i patrzyłam w sufit, tego gównianego hotelu. Chciałam być kimś, a skończyło się upadkiem na samo dno. Nigdy nie spodziewałam się, że oszukując wszystkich dookoła, walcząc o swoje, przegram z kretesem.
Jestem Kathreen. Nigdy nie było lekko. Ciągłe problemy w rodzinie, poniżanie, bezustanny stres mi towarzyszył, przed każdym powrotem do domu. Kilka razy sięgałam po ostateczność. Tak łatwo mi przychodziło przecięcie żył. To uczucie gdy leżę w wannie pełnej ciepłej wody, jeden ruch i nagle czas zaczyna zwalniać, sekunda staje się coraz dłuższa, minuta staje się wiecznością. Lecz zawsze musieli mnie ocalić. Psycholog? Wydaje mi się, że po tylu wizytach sama mogłabym nim zostać, po tym jak mnie rodzice wysyłali do niego. Mówili – opętana, a ja po prostu sobie nie radziłam z ich ciągłymi kłótniami i wyżywaniem się na mnie. Czym sobie zasłużyłam? Moja wina, że się nie zabezpieczyli? Nie ma sensu teraz o tym myśleć, no, ale bywało lepiej i gorzej. Czasem nawet wydawało mi się, że jest idealnie, ale to była tylko chwila, gdy ojciec wracał do domu po tygodniu chlania i był miły dla matki, a ona z udawaną radością przyjmowała to wszystko.
Młodość minęła mi dosyć ciężko jak na zwykła nastolatkę. Na szczęście mimo wielu załamań jakoś przetrwałam i jestem, kim jestem. Mianowicie wypadałoby teraz streścić moje życie. Młodość w skrócie już znacie. Teraz zaczyna się najlepsze, czas studiowania. Jako, że nie pochodziłam ze zbyt bogatej rodziny, a nawet, jeśli wydaje mi się, że rodzicie i tak by mi żałowali na życie, więc trzeba było zacząć żyć na własną rękę i uwolnić się od tej znienawidzonej przeszłości. Przez kilka lat nawet nie odzywałam się do nich. Postanowiłam wyjechać z mojego miasta, uwolnić się od tego wszystkiego. Na początku nie było łatwo, ale z czasem, z tygodnia na tydzień wszystko jak by stawało się łatwiejsze. Na początku pracowałam w barze dla ludzi poniżej zera. Czasem zdarzały się wyjątki, że zjawił się ktoś miły, ale niestety była to rzadkość. Zwykle wszyscy rozpijali się do upadłego, a ja biedna musiałam przechodzić te katusze. Na szczęście sama puszczałam muzykę i mogłam, chociaż przez chwilę rozkoszować się moim ukochanym kawałkiem, lecz każdą tą chwilę psuł jakiś nawalony w trupa szmaciarz proszący o kolejne piwo. Przynajmniej były z tego jakieś pieniądze wystarczające na opłacenie mieszkania, szkoły i na jakieś podstawowe rzeczy. Nigdy nie marzyłam o takim życiu, ale ciągle trwałam w tym gównie z myślą, że po studiach się coś zmieni.
Szkoła nie byłą jakąś elitarną uczelnią, ale nie było tam łatwo, a patrząc na to, że ledwo po zajęciach w podskokach do pracy do wieczora, więc łatwo się domyśleć, że szybko skończyłam na dopalaczach pomagających w przeżyciu doby z kilkoma godzinami snu, lecz zdarzało mi się być po dwa dni na nogach. Ludzie w szkole wydawali się tacy szarzy, karzy zapatrzony w siebie, nie mogłam z nikim złapać kontaktu. Każdy traktował mnie jak „inną”, ale na szczęście znalazła się jedna duszyczka podobna do mnie, był nim Dean. Wysoki, szczupły blondyn. Grzywka ciągle wpadała mu w oczy, a jego niebieskie oczy ciągle mnie hipnotyzowały. Nie miałam nigdy okazji trafić na tak zabójcze spojrzenie. Zarazem jego charakter intrygował i ciekawił, wydawało mi się, że jest tym „kimś”. I tak jak moja podświadomość mnie ostrzegała, był zwykłym frajerem, który chciał mnie zaliczyć. Co najgorsze w tym wszystkim udało mu się to. Był to mój pierwszy raz, ale mimo tych wszystkich strasznych rzeczy, co wyczytałam w Internecie nie było tak źle. Może moja miłość zaburzyła funkcjonowanie receptorów bólu i nie czułam tego rozrywania mnie od środka, lecz po chwili zaczęło być przyjemnie. Cudowna chwila i do dziś wspominam ją z uśmiechem na twarzy. Chociaż jego niekoniecznie. Po wszystkim przez dwa tygodnie się nie odzywał, aż w końcu zobaczyłam go z jakąś suką. Wtuleni w siebie, jakbym nawet nigdy nie istniała, a gdy mnie tylko zobaczył, zjechał mnie wzrokiem, aż coś we mnie zapłonęło, chciałam ich zabić. Tak! Zabić na oczach całej szkoły. Kupiłam butelkę dobrej whiskey i zamknęłam się u siebie w pokoju. Puściłam moją ukochaną piosenkę, a łzy same płynęły gęstym strumieniem. Powiedziałam sobie, że to był pierwszy i ostatni raz, gdy zostałam wykorzystana, teraz role się odwrócą.
Studia minęły dość szybko zważając na to, że nie miałam prawie chwili dla siebie. Wielka ceremonia rozdania dyplomów. Każdy z rodzicami świętują chwilę skończenia swojej edukacji, a ja sama. Nawet nie miał kto mi pogratulować. Mimo wszystko byłam niezmiernie dumna z siebie, że udało mi się skończyć tą pieprzoną szkołę. Niestety dobijało mnie pytanie, co dalej? Niby mam ten dyplom, niby nieograniczone możliwości przed sobą, ale gdzie? Jak? Co? Te pytania nie dawały mi spać przez dwie noce. W końcu zdecydowałam się rzucić pracę w tym nędznym barze i zacząć żyć jak to na kobietę przystało. Długo się nie zastanawiając wyruszyłam w dżunglę miasta. Po kilku dniach tułaczki po różnych firmach w końcu udało mi się dostać na stanowisko sekretarki jakiejś grubej ryby w firmie produkującej babskie buty. Praca niby bez przyszłości, ale okazja poznania kogoś „ważniejszego”, przekonała mnie. Szef nazywał się Bill, a moja praca polegała na odbieraniu telefonów, przynoszeniu mu kawy, czy spełniania jego zachcianek gastronomicznych. Do pewnego momentu. We wtorek znajoma zaprosiła mnie na wieczór panieński. Trochę za dużo wypiłam i obudziłam się nie w swoim mieszkaniu z nieznajomym człowiekiem, na szczęście udało mi się uniknąć porannego „dzień dobry kochanie” i w porę się ubrałam i biegiem do pracy, prawie spóźniona, trzy dzielnice dalej. Na szczęście taksówka jak by na mnie czekała i siedziałam w moim biurku minutę przed przyjściem Billa. Zmęczona i skacowana zostałam poproszona oczywiście o kawę. Zrobiłam jak zwykle jego ulubioną kawę i idę mu zanieść. Tu się stała największa tragedia. Gdy mu ją stawiałam na biurko, niedopięty but dał mi się we znaki i się zachwiałam wylewając na niego kawę. Nie odezwał się przez chwilę, ta chwila wydała mi się trwać w nieskończoność, bo mimo wszystko polubiłam tą pracę. Lecz po chwili kazał mi zamknąć drzwi, nie opierając się wykonałam rozkaz. Dreszcze mnie przeleciały. Spojrzałam na niego on palcem pokazuje żeby się zbliżyć. Podchodzę do niego, a ten nagle odwraca mnie do siebie tyłem nawet nie zdążyłam zareagować, a ten podwinął mi spódnicę i chyba z całej siły uderzył mnie w dupę. Zapiszczałam i sama nie wiedziałam co mam zrobić. Uderzyłam go w twarz, on chwycił mnie z całej siły za ręce i zaczął mnie obmacywać. Powiedział, że jestem stracona w tym mieście, jeśli cokolwiek pisnę. Nawet nie wiedziałam, kiedy we mnie wszedł, zaczął mnie pieprzyć jak chyba nikt nigdy. Jak starałam się wyrywać bił mnie, za każdym razem coraz mocniej. Najgorsze jest w tym to, że spodobało mi się to. Nawet pod koniec prawie doszłam do „tej” chwili, lecz skurwiel spuścił się zbyt szybko. Całe szczęście, że biorę pigułki, właśnie na wypadek takich niespodziewanych akcji. Po wszystkim wybiegłam od niego zapłakana, a zarazem szczęśliwa. Nim dojechałam do swojego mieszkania przez głowę przeleciały mi chyba wszystkie myśli, jakie tylko istnieją. Na miejscu zrobiłam sobie drinka i przez łzy śmiałam się, nie wiem czy ze swojej zrytej psychiki czy z tej całej sytuacji, aczkolwiek to było ponad moje siły na dzisiejsze popołudnie, po prostu zasnęłam z drinkiem w ręce. Obudził mnie syrena straży pożarnej przejeżdżająca pod moimi oknami. Przez chwilę myślałam, że to wszystko sen. Zmieniłam zdanie jak przemywałam twarz i spojrzałam w lustro i zobaczyłam tego siniaka na policzku. To wszystko jest jakieś chore – pomyślałam, za chwilę zaprzeczyłam i stwierdziłam, że to jednak ja jestem chora. Coś we mnie zawrzało, kolejny drink, wzięłam nożyczki w ręce złapałam moje rudawe włosy i zaczęłam ciąć bez opamiętania. Myślałam – jesteś kurwą to cierp. Jednak w porę się opamiętałam i przestałam. Podparłam się ściany i płakałam. Dawno już mi tak łzy nie ciekły. W końcu spojrzałam znowu w lustro i o dziwo spodobała mi się moja nowa niezbyt równa i szalona fryzura. Przez chwilę przestałam o tej głupiej sytuacji myśleć i zajęłam się doprowadzaniem siebie do normalnego stanu, szybki prysznic, makijaż i czas odreagować cały dzisiejszy stres w jakimś klubie. Ubrałam najbardziej wyzywające ciuchy jakie miałam i uderzyłam w miasto. Dotarłam w końcu do mojego ulubionego klubu. Tam dość szybko poznałam frajera, na którym chciałam odreagować dzisiejszy dziwny dzień. Był bardzo miły, elokwentny, o dziwo czytany, bo temat zboczył z beznadziejnej gadki na literaturę i okazało się, że mamy podobne gusty, albo tylko mi przytakiwał, nie wiem, bo byłam zbyt pijana by wszystko ogarnąć. Zaciągnęłam go do damskiego kibla, tam zrobiliśmy co trzeba, śliczny chłopak, lecz w tych sprawach niezbyt obeznany. Prawie wszystko musiałam za niego robić. Co nie zmienia faktu, że był bardzo miły. Na koniec odwiózł mnie do domu, auto też miał nienajgorsze, lecz na pytanie czy się spotkamy odparłam – śnisz. I tak jak wcześniej wspomniałam, misja wykorzystywanie facetów jest kontynuowana do dziś. O dziwo szybko zasnęłam przy mojej bezsenności. Cierpię na nią odkąd pierwszy raz przeżyłam „tą chwilę w wannie”. Ponoć niektórzy mówią, że bezsenność to choroba ludzi uzależnionych od myśli. Może mają rację, ale nigdy głębiej się nad tym nie zastanawiałam.
Całe szczęście, że był weekend i miałam wolne w robocie. Miałam całe dwa dni by wymyślić jak by się odpłacić temu skurwielowi z pracy. Jedna myśl pobijała drugą, ale skończyło się na tym by się nie mścić, a wykorzystać tą sytuację. Cały ten czas spędziłam w swoim ukochanym fotelu z lampką wina i czytając nową książkę mojego ukochanego autora. I w końcu nastał ten dzień – poniedziałek. Ubrana byłam seksownie, lecz z umiarem. Jak zwykle taksówka podwiozła mnie do pracy. Specjalnie spóźniłam się kwadrans. Winda zawiozła mnie na czterdzieste piętro. Wchodzę do biura szefa. Już chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam – „cześć kochanie”. Nie wiedział co powiedzieć. Podeszłam do niego, podwinęłam spódnice, oparłam mu się kolanem o jego „sprzęt”. Z resztą niezbyt obfity i mówię, teraz przejdziemy na moje warunki szefuniu. Trzeba w końcu się wydostać z tej pracy i iść dalej, bo szczerze tylko się cofałam. Gość się zaśmiał, ale szybko go zgasiłam paroma ripostami wymyślonymi na poczekaniu, przy okazji parę słodkich kłamstw. Po prostu nie miał szans w tym starciu. Zgodził się współpracować. Po kilku dniach byłam na kierowniczym stanowisku. A on musiał szukać nowej szmaty do maltretowania i całe szczęście, ze tak załatwiłam sprawę, bo wątpię by się na tym skończyło jak bym była szarą myszką. No, ale co dalej? Więcej kasy, mniej pracy. Niby blisko moich wcześniejszych marzeń, lecz jednak nie czuję całkowitego spełnienia, czegoś brak. Przez chwilę przeleciała mi przez głowę myśl by się w końcu ustatkować, ale szybko wybiła ją myśl, że to bez sensu. Więcej z tym problemów niż korzyści. Mijały tygodnie, nic większego się nie działo, no mimo małego awansu, który zbytnio nie wpłynął na nic, jedynie miałam więcej pracowników do upilnowania i więcej papierkowej roboty. Niestety któregoś dnia nastąpił moment kulminacyjny, w którym moje życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Z pozoru zwykłe spotkanie w firmie, z kilkoma dystrybutorami, którzy rozprowadzają nasze buty dalej. Lecz jedna osoba strasznie utkwiła mi w pamięci. Był to niejaki John. Ubrany był w szyty na miarę garnitur, do tego idealna fryzura i figura, z twarzy też nienajgorszy. Każdy się go słuchał. Z początku nie wiedziałam kim jest, ale koleżanka mnie poinformowała, że to największy eksporter obuwia w całym kraju, a że zauważyłam, że ciągle spoglądał mi między ramiona. Po spotkaniu, zagadałam do niego, z początku wydał się lekko zaniepokojony sytuacją, chyba domyślał, że wiem gdzie się ciągle gapił, ale po chwili rozmowa pięknie rozkwitła i już byliśmy umówieni. Czwartek, w sumie lubię czwartki. Powiedział, że przyjedzie po mnie o ósmej. Zrobiłam się ba bóstwo, a w głowie coraz większy mętlik. Podjeżdża, minutę przed czasem, przez uchyloną zasłonę widzę jego Ferrari. Widać, że nie próżnuje. Po chwili dzwonek, otwieram, a ten z pięknym bukietem kwiatów. Przywitałam go pocałunkiem w policzek, wstawiłam kwiaty do wazonu i poszliśmy do jego auta. Właściwie to pierwszy raz czułam pod sukienką skórę z Ferrari, w sumie niczym się nie różni od skóry z Forda w dotyku. Dojechaliśmy na miejsce. Wspaniała restauracja nad brzegiem rzeki. Obsługa, muzyka, po prostu coś cudownego. Facet miał gust, ale tu o niego nie chodziło, a raczej o układy z nim. Wieczór minął wyśmienicie. Dawno się tak nie ubawiłam. Troszkę przesadziliśmy z winem i wylądowałam u niego. Szczerze przyznam, że to był najlepszy kochanek na jakiego trafiłam, po prostu cuda wyprawiał w łóżku. Nigdy wcześniej nie doszłam cztery razy. Przez chwilę pomyślałam, że to ten jedyny, ale dobrze pamiętałam o moim postanowieniu sprzed paru lat. Nasze spotkania przez jakiś czas wyglądały podobnie, podobało mi się to, ale trzeba było w końcu piąć się wyżej a nie tkwić w tej robocie, bo już jakiś czas temu znudziło mi się to. Któregoś dnia zabrał mnie na spotkanie z jego dobrym przyjacielem i jego kobietą. Facet to istne przeciwieństwo Johna. Był rockmanem, totalnie wyluzowany koleś, nie przypuszczałam, że dwoje zupełnie różnych ludzi może się tak przyjaźnić. Nie było źle, ale John zaczął mnie nudzić, z nim wszystko było zaplanowane, a ja nigdy nie lubiłam mieć ustalonego grafika, spontaniczność to moje drugie ja, a Derick, ten rockman wydał się właśnie taką osobą. Jakoś wyszło, że spotkaliśmy się jak wracałam z pracy. Miałam ochotę na spacer, a pogoda mi dopisywała, okazało się, że on miał podobnie. Umówiliśmy się na imprezę u niego w willi. Brzmi ciekawie, na pewno skorzystam, a do piątku parę dni, a już dziś nie mogę się doczekać.
Tak, w końcu piątek. Już dawno nie miałam okazji się wybawić. Przyjechałam na wcześniej podany mi adres. Najlepsza dzielnica w mieście. Oczywiście typowa rockowa impreza. Z resztą takie uwielbiam, totalny spontan. Wchodzę do środka, dość skąpo ubrana. W końcu mogłam coś luźniejszego na siebie wrzucić, a nie ciągle te eleganckie kiecki, rzygam już tym. Rozejrzałam się chwilę i Derick przybiegł mnie przywitać, zaprosił do pokoju dla „Vip-ów”. Pokój wielkości mojego mieszkania, gdzieniegdzie przeszła dziewczyna w toples. Nie przejmując się idę za nim. Siadamy w wygodnych, czarnych skórzanych kanapach. Zaczęło się coś, co uwielbiam. Drinki, trochę trawki i dalej drinki. Nawet barmana zamówił na ten wieczór, to miał kto mi robić mojego ulubionego – sex on the Beach. Imprezka trwała, nagle mój rockman zaczął się przystawiać. Niezbyt się opierałam, jako że John mi się znudził. Poszliśmy do pokoju. Rozmawialiśmy przez jakiś czas jeszcze, aż nie mogłam się oprzeć i się na niego rzuciłam, dawno nie miałam na nikogo takiej ochoty, chciałam, żeby mnie wziął od tyłu. Nie wiem czy ten barman dodawał coś do tych drinków, ale byłam tak mokra i napalona, że nie mogłam się oprzeć pokusie. Stękałam bez opamiętania, nagle przerwał. Podszedł do stolika nocnego i wyciągnął biały proszek, mówi, że po tym będzie przyjemniej. Domyśliłam się, że to kokaina. Szybko zrobił kreskę, wciągnęłam, po chwili totalny odlot. Zrobił działkę na moich piersiach, po czym wchłonął wszystko tak szybko, że nawet nie zdążyłam mrugnąć. Przez tą przerwę byłam już tak napalona, że sama zaczęłam się sobą zabawiać. Pamiętam tylko, że palce wędrowały coraz to głębiej i głębiej, w końcu zszedł na dół, doszłam w parę chwil, a on mówi, że dopiero się rozkręca. Jak narkotyk zaczął działać pełną parą, to go po prostu zajechałam na śmierć, miałam tak potężną ochotę pieprzyć się z nim do rana, że nie mogę nawet tego opisać. Nie wiem czy to ta kokaina tak na mnie zadziałała, czy ta monotonia z Johnem. Tak czy owak było cudnie. O poranku równie zajebista powtórka. Zostałam u niego całą sobotę. Nie dość, że umie pieprzyć, to jeszcze można z nim porozmawiać. Powiedziałam mu, jakie mam plany, by nie skończyć, jako jakiś pieprzony urzędas z dużej firmy, tylko żyć i bawić się, a przy okazji wysoko stać na tym zasranym świecie. Postanowił mi pomóc. Zaoferował mi, że zapozna z bardzo ważną osobą w dziedzinie mody. Gdy podał mi nazwisko coś mi to mówiło, aczkolwiek nie mogłam sobie przypomnieć co. Z zaciekawieniem przyjęłam propozycję. Kontynuując dalej naszą erotyczną przygodę, która zakończyła się w momencie, gdy z wizytą przyszła jego ex. Zniesmaczona tym wszystkim olałam go, bo także wiem z opowieści, że stara miłość nie rdzewieje, a że nie mam zwyczaju walczyć o faceta, kontynuowałam, swoją bezsensowną egzystencję. Przynajmniej frajer załatwił mi parę dobrych orgazmów i polecił mnie swojemu kolesiowi.
Przyszedł czas na wspinaczkę. Chciałam zdobyć najwyższy szczyt. A Adam okazał się być dobrą podpórką do tego. Oczywiście na spotkanie przyjechał pięknym Audi, dobrze ubrany uczesany facet, trochę brzuch mu odstaje, ale przecież nie przyjechałam się tu z nim pieprzyć, tylko załapać jakąś dobrą pracę. Niestety skończyło się jednak na tym, po co tu nie przyjechałam. Pieprzony kraj, pieprzeni ludzie, pieprzony grubas, niczego tu nie załatwisz miłym słowem, czy uśmiechem, wszędzie musi pomagać dupa. Jakoś to przetrwałam. Oferował mi nieskończone możliwości. Wszystko zapowiadało się cudownie do pewnego momentu. Któregoś razu po gównianym seksie zasypiał, ja leżałam patrząc w sufit hotelu znalazłam jego telefon leżący na ziemi. Kobieca ciekawość zmusiła mnie do poszperania w nim. Wiadomości typu „jak w jutro nie zjawisz się w pracy, wypadasz na zbity ryj”, „proszę zwrócić samochód do przyszłego czwartku”, czy „witam, w poniedziałek przyjadę autem do pana warsztatu”. Poczułam się jak…
____
tekst edytowany po radach Kali, za które serdecznie dziękuję.
Proszę, po przeczytaniu ostatniego zdania jeszcze raz przeczytać pierwszą krótką część tekstu.
Słuchajcie jestem nowy, poproszę o konkretne opinie (o ile komuś się będzie chciało to przeczytać). Poproszę o wytknięcie mi błędów, bo to moja pierwsza taka praca, po prostu dziś mnie naszła taka wena że musiałem Pozdrawiam.
„A było tak pieknie”
Zwykła szmata. Pieprzona kurwa. Zostałam wykiwana. Jak mogłam do tego dopuścić? Jestem zbyt łatwowierna. Miałam ochotę go zabić, a potem siebie, skończyć z tym całym pierdolonym światem. Zabić wszystkich moich toksycznych kochanków, ale ja tylko leżałam dalej i patrzyłam w sufit, tego gównianego hotelu. Chciałam być kimś, a skończyło się upadkiem na samo dno. Nigdy nie spodziewałam się, że oszukując wszystkich dookoła, walcząc o swoje, przegram z kretesem.
Jestem Kathreen. Nigdy nie było lekko. Ciągłe problemy w rodzinie, poniżanie, bezustanny stres mi towarzyszył, przed każdym powrotem do domu. Kilka razy sięgałam po ostateczność. Tak łatwo mi przychodziło przecięcie żył. To uczucie gdy leżę w wannie pełnej ciepłej wody, jeden ruch i nagle czas zaczyna zwalniać, sekunda staje się coraz dłuższa, minuta staje się wiecznością. Lecz zawsze musieli mnie ocalić. Psycholog? Wydaje mi się, że po tylu wizytach sama mogłabym nim zostać, po tym jak mnie rodzice wysyłali do niego. Mówili – opętana, a ja po prostu sobie nie radziłam z ich ciągłymi kłótniami i wyżywaniem się na mnie. Czym sobie zasłużyłam? Moja wina, że się nie zabezpieczyli? Nie ma sensu teraz o tym myśleć, no, ale bywało lepiej i gorzej. Czasem nawet wydawało mi się, że jest idealnie, ale to była tylko chwila, gdy ojciec wracał do domu po tygodniu chlania i był miły dla matki, a ona z udawaną radością przyjmowała to wszystko.
Młodość minęła mi dosyć ciężko jak na zwykła nastolatkę. Na szczęście mimo wielu załamań jakoś przetrwałam i jestem, kim jestem. Mianowicie wypadałoby teraz streścić moje życie. Młodość w skrócie już znacie. Teraz zaczyna się najlepsze, czas studiowania. Jako, że nie pochodziłam ze zbyt bogatej rodziny, a nawet, jeśli wydaje mi się, że rodzicie i tak by mi żałowali na życie, więc trzeba było zacząć żyć na własną rękę i uwolnić się od tej znienawidzonej przeszłości. Przez kilka lat nawet nie odzywałam się do nich. Postanowiłam wyjechać z mojego miasta, uwolnić się od tego wszystkiego. Na początku nie było łatwo, ale z czasem, z tygodnia na tydzień wszystko jak by stawało się łatwiejsze. Na początku pracowałam w barze dla ludzi poniżej zera. Czasem zdarzały się wyjątki, że zjawił się ktoś miły, ale niestety była to rzadkość. Zwykle wszyscy rozpijali się do upadłego, a ja biedna musiałam przechodzić te katusze. Na szczęście sama puszczałam muzykę i mogłam, chociaż przez chwilę rozkoszować się moim ukochanym kawałkiem, lecz każdą tą chwilę psuł jakiś nawalony w trupa szmaciarz proszący o kolejne piwo. Przynajmniej były z tego jakieś pieniądze wystarczające na opłacenie mieszkania, szkoły i na jakieś podstawowe rzeczy. Nigdy nie marzyłam o takim życiu, ale ciągle trwałam w tym gównie z myślą, że po studiach się coś zmieni.
Szkoła nie byłą jakąś elitarną uczelnią, ale nie było tam łatwo, a patrząc na to, że ledwo po zajęciach w podskokach do pracy do wieczora, więc łatwo się domyśleć, że szybko skończyłam na dopalaczach pomagających w przeżyciu doby z kilkoma godzinami snu, lecz zdarzało mi się być po dwa dni na nogach. Ludzie w szkole wydawali się tacy szarzy, karzy zapatrzony w siebie, nie mogłam z nikim złapać kontaktu. Każdy traktował mnie jak „inną”, ale na szczęście znalazła się jedna duszyczka podobna do mnie, był nim Dean. Wysoki, szczupły blondyn. Grzywka ciągle wpadała mu w oczy, a jego niebieskie oczy ciągle mnie hipnotyzowały. Nie miałam nigdy okazji trafić na tak zabójcze spojrzenie. Zarazem jego charakter intrygował i ciekawił, wydawało mi się, że jest tym „kimś”. I tak jak moja podświadomość mnie ostrzegała, był zwykłym frajerem, który chciał mnie zaliczyć. Co najgorsze w tym wszystkim udało mu się to. Był to mój pierwszy raz, ale mimo tych wszystkich strasznych rzeczy, co wyczytałam w Internecie nie było tak źle. Może moja miłość zaburzyła funkcjonowanie receptorów bólu i nie czułam tego rozrywania mnie od środka, lecz po chwili zaczęło być przyjemnie. Cudowna chwila i do dziś wspominam ją z uśmiechem na twarzy. Chociaż jego niekoniecznie. Po wszystkim przez dwa tygodnie się nie odzywał, aż w końcu zobaczyłam go z jakąś suką. Wtuleni w siebie, jakbym nawet nigdy nie istniała, a gdy mnie tylko zobaczył, zjechał mnie wzrokiem, aż coś we mnie zapłonęło, chciałam ich zabić. Tak! Zabić na oczach całej szkoły. Kupiłam butelkę dobrej whiskey i zamknęłam się u siebie w pokoju. Puściłam moją ukochaną piosenkę, a łzy same płynęły gęstym strumieniem. Powiedziałam sobie, że to był pierwszy i ostatni raz, gdy zostałam wykorzystana, teraz role się odwrócą.
Studia minęły dość szybko zważając na to, że nie miałam prawie chwili dla siebie. Wielka ceremonia rozdania dyplomów. Każdy z rodzicami świętują chwilę skończenia swojej edukacji, a ja sama. Nawet nie miał kto mi pogratulować. Mimo wszystko byłam niezmiernie dumna z siebie, że udało mi się skończyć tą pieprzoną szkołę. Niestety dobijało mnie pytanie, co dalej? Niby mam ten dyplom, niby nieograniczone możliwości przed sobą, ale gdzie? Jak? Co? Te pytania nie dawały mi spać przez dwie noce. W końcu zdecydowałam się rzucić pracę w tym nędznym barze i zacząć żyć jak to na kobietę przystało. Długo się nie zastanawiając wyruszyłam w dżunglę miasta. Po kilku dniach tułaczki po różnych firmach w końcu udało mi się dostać na stanowisko sekretarki jakiejś grubej ryby w firmie produkującej babskie buty. Praca niby bez przyszłości, ale okazja poznania kogoś „ważniejszego”, przekonała mnie. Szef nazywał się Bill, a moja praca polegała na odbieraniu telefonów, przynoszeniu mu kawy, czy spełniania jego zachcianek gastronomicznych. Do pewnego momentu. We wtorek znajoma zaprosiła mnie na wieczór panieński. Trochę za dużo wypiłam i obudziłam się nie w swoim mieszkaniu z nieznajomym człowiekiem, na szczęście udało mi się uniknąć porannego „dzień dobry kochanie” i w porę się ubrałam i biegiem do pracy, prawie spóźniona, trzy dzielnice dalej. Na szczęście taksówka jak by na mnie czekała i siedziałam w moim biurku minutę przed przyjściem Billa. Zmęczona i skacowana zostałam poproszona oczywiście o kawę. Zrobiłam jak zwykle jego ulubioną kawę i idę mu zanieść. Tu się stała największa tragedia. Gdy mu ją stawiałam na biurko, niedopięty but dał mi się we znaki i się zachwiałam wylewając na niego kawę. Nie odezwał się przez chwilę, ta chwila wydała mi się trwać w nieskończoność, bo mimo wszystko polubiłam tą pracę. Lecz po chwili kazał mi zamknąć drzwi, nie opierając się wykonałam rozkaz. Dreszcze mnie przeleciały. Spojrzałam na niego on palcem pokazuje żeby się zbliżyć. Podchodzę do niego, a ten nagle odwraca mnie do siebie tyłem nawet nie zdążyłam zareagować, a ten podwinął mi spódnicę i chyba z całej siły uderzył mnie w dupę. Zapiszczałam i sama nie wiedziałam co mam zrobić. Uderzyłam go w twarz, on chwycił mnie z całej siły za ręce i zaczął mnie obmacywać. Powiedział, że jestem stracona w tym mieście, jeśli cokolwiek pisnę. Nawet nie wiedziałam, kiedy we mnie wszedł, zaczął mnie pieprzyć jak chyba nikt nigdy. Jak starałam się wyrywać bił mnie, za każdym razem coraz mocniej. Najgorsze jest w tym to, że spodobało mi się to. Nawet pod koniec prawie doszłam do „tej” chwili, lecz skurwiel spuścił się zbyt szybko. Całe szczęście, że biorę pigułki, właśnie na wypadek takich niespodziewanych akcji. Po wszystkim wybiegłam od niego zapłakana, a zarazem szczęśliwa. Nim dojechałam do swojego mieszkania przez głowę przeleciały mi chyba wszystkie myśli, jakie tylko istnieją. Na miejscu zrobiłam sobie drinka i przez łzy śmiałam się, nie wiem czy ze swojej zrytej psychiki czy z tej całej sytuacji, aczkolwiek to było ponad moje siły na dzisiejsze popołudnie, po prostu zasnęłam z drinkiem w ręce. Obudził mnie syrena straży pożarnej przejeżdżająca pod moimi oknami. Przez chwilę myślałam, że to wszystko sen. Zmieniłam zdanie jak przemywałam twarz i spojrzałam w lustro i zobaczyłam tego siniaka na policzku. To wszystko jest jakieś chore – pomyślałam, za chwilę zaprzeczyłam i stwierdziłam, że to jednak ja jestem chora. Coś we mnie zawrzało, kolejny drink, wzięłam nożyczki w ręce złapałam moje rudawe włosy i zaczęłam ciąć bez opamiętania. Myślałam – jesteś kurwą to cierp. Jednak w porę się opamiętałam i przestałam. Podparłam się ściany i płakałam. Dawno już mi tak łzy nie ciekły. W końcu spojrzałam znowu w lustro i o dziwo spodobała mi się moja nowa niezbyt równa i szalona fryzura. Przez chwilę przestałam o tej głupiej sytuacji myśleć i zajęłam się doprowadzaniem siebie do normalnego stanu, szybki prysznic, makijaż i czas odreagować cały dzisiejszy stres w jakimś klubie. Ubrałam najbardziej wyzywające ciuchy jakie miałam i uderzyłam w miasto. Dotarłam w końcu do mojego ulubionego klubu. Tam dość szybko poznałam frajera, na którym chciałam odreagować dzisiejszy dziwny dzień. Był bardzo miły, elokwentny, o dziwo czytany, bo temat zboczył z beznadziejnej gadki na literaturę i okazało się, że mamy podobne gusty, albo tylko mi przytakiwał, nie wiem, bo byłam zbyt pijana by wszystko ogarnąć. Zaciągnęłam go do damskiego kibla, tam zrobiliśmy co trzeba, śliczny chłopak, lecz w tych sprawach niezbyt obeznany. Prawie wszystko musiałam za niego robić. Co nie zmienia faktu, że był bardzo miły. Na koniec odwiózł mnie do domu, auto też miał nienajgorsze, lecz na pytanie czy się spotkamy odparłam – śnisz. I tak jak wcześniej wspomniałam, misja wykorzystywanie facetów jest kontynuowana do dziś. O dziwo szybko zasnęłam przy mojej bezsenności. Cierpię na nią odkąd pierwszy raz przeżyłam „tą chwilę w wannie”. Ponoć niektórzy mówią, że bezsenność to choroba ludzi uzależnionych od myśli. Może mają rację, ale nigdy głębiej się nad tym nie zastanawiałam.
Całe szczęście, że był weekend i miałam wolne w robocie. Miałam całe dwa dni by wymyślić jak by się odpłacić temu skurwielowi z pracy. Jedna myśl pobijała drugą, ale skończyło się na tym by się nie mścić, a wykorzystać tą sytuację. Cały ten czas spędziłam w swoim ukochanym fotelu z lampką wina i czytając nową książkę mojego ukochanego autora. I w końcu nastał ten dzień – poniedziałek. Ubrana byłam seksownie, lecz z umiarem. Jak zwykle taksówka podwiozła mnie do pracy. Specjalnie spóźniłam się kwadrans. Winda zawiozła mnie na czterdzieste piętro. Wchodzę do biura szefa. Już chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam – „cześć kochanie”. Nie wiedział co powiedzieć. Podeszłam do niego, podwinęłam spódnice, oparłam mu się kolanem o jego „sprzęt”. Z resztą niezbyt obfity i mówię, teraz przejdziemy na moje warunki szefuniu. Trzeba w końcu się wydostać z tej pracy i iść dalej, bo szczerze tylko się cofałam. Gość się zaśmiał, ale szybko go zgasiłam paroma ripostami wymyślonymi na poczekaniu, przy okazji parę słodkich kłamstw. Po prostu nie miał szans w tym starciu. Zgodził się współpracować. Po kilku dniach byłam na kierowniczym stanowisku. A on musiał szukać nowej szmaty do maltretowania i całe szczęście, ze tak załatwiłam sprawę, bo wątpię by się na tym skończyło jak bym była szarą myszką. No, ale co dalej? Więcej kasy, mniej pracy. Niby blisko moich wcześniejszych marzeń, lecz jednak nie czuję całkowitego spełnienia, czegoś brak. Przez chwilę przeleciała mi przez głowę myśl by się w końcu ustatkować, ale szybko wybiła ją myśl, że to bez sensu. Więcej z tym problemów niż korzyści. Mijały tygodnie, nic większego się nie działo, no mimo małego awansu, który zbytnio nie wpłynął na nic, jedynie miałam więcej pracowników do upilnowania i więcej papierkowej roboty. Niestety któregoś dnia nastąpił moment kulminacyjny, w którym moje życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Z pozoru zwykłe spotkanie w firmie, z kilkoma dystrybutorami, którzy rozprowadzają nasze buty dalej. Lecz jedna osoba strasznie utkwiła mi w pamięci. Był to niejaki John. Ubrany był w szyty na miarę garnitur, do tego idealna fryzura i figura, z twarzy też nienajgorszy. Każdy się go słuchał. Z początku nie wiedziałam kim jest, ale koleżanka mnie poinformowała, że to największy eksporter obuwia w całym kraju, a że zauważyłam, że ciągle spoglądał mi między ramiona. Po spotkaniu, zagadałam do niego, z początku wydał się lekko zaniepokojony sytuacją, chyba domyślał, że wiem gdzie się ciągle gapił, ale po chwili rozmowa pięknie rozkwitła i już byliśmy umówieni. Czwartek, w sumie lubię czwartki. Powiedział, że przyjedzie po mnie o ósmej. Zrobiłam się ba bóstwo, a w głowie coraz większy mętlik. Podjeżdża, minutę przed czasem, przez uchyloną zasłonę widzę jego Ferrari. Widać, że nie próżnuje. Po chwili dzwonek, otwieram, a ten z pięknym bukietem kwiatów. Przywitałam go pocałunkiem w policzek, wstawiłam kwiaty do wazonu i poszliśmy do jego auta. Właściwie to pierwszy raz czułam pod sukienką skórę z Ferrari, w sumie niczym się nie różni od skóry z Forda w dotyku. Dojechaliśmy na miejsce. Wspaniała restauracja nad brzegiem rzeki. Obsługa, muzyka, po prostu coś cudownego. Facet miał gust, ale tu o niego nie chodziło, a raczej o układy z nim. Wieczór minął wyśmienicie. Dawno się tak nie ubawiłam. Troszkę przesadziliśmy z winem i wylądowałam u niego. Szczerze przyznam, że to był najlepszy kochanek na jakiego trafiłam, po prostu cuda wyprawiał w łóżku. Nigdy wcześniej nie doszłam cztery razy. Przez chwilę pomyślałam, że to ten jedyny, ale dobrze pamiętałam o moim postanowieniu sprzed paru lat. Nasze spotkania przez jakiś czas wyglądały podobnie, podobało mi się to, ale trzeba było w końcu piąć się wyżej a nie tkwić w tej robocie, bo już jakiś czas temu znudziło mi się to. Któregoś dnia zabrał mnie na spotkanie z jego dobrym przyjacielem i jego kobietą. Facet to istne przeciwieństwo Johna. Był rockmanem, totalnie wyluzowany koleś, nie przypuszczałam, że dwoje zupełnie różnych ludzi może się tak przyjaźnić. Nie było źle, ale John zaczął mnie nudzić, z nim wszystko było zaplanowane, a ja nigdy nie lubiłam mieć ustalonego grafika, spontaniczność to moje drugie ja, a Derick, ten rockman wydał się właśnie taką osobą. Jakoś wyszło, że spotkaliśmy się jak wracałam z pracy. Miałam ochotę na spacer, a pogoda mi dopisywała, okazało się, że on miał podobnie. Umówiliśmy się na imprezę u niego w willi. Brzmi ciekawie, na pewno skorzystam, a do piątku parę dni, a już dziś nie mogę się doczekać.
Tak, w końcu piątek. Już dawno nie miałam okazji się wybawić. Przyjechałam na wcześniej podany mi adres. Najlepsza dzielnica w mieście. Oczywiście typowa rockowa impreza. Z resztą takie uwielbiam, totalny spontan. Wchodzę do środka, dość skąpo ubrana. W końcu mogłam coś luźniejszego na siebie wrzucić, a nie ciągle te eleganckie kiecki, rzygam już tym. Rozejrzałam się chwilę i Derick przybiegł mnie przywitać, zaprosił do pokoju dla „Vip-ów”. Pokój wielkości mojego mieszkania, gdzieniegdzie przeszła dziewczyna w toples. Nie przejmując się idę za nim. Siadamy w wygodnych, czarnych skórzanych kanapach. Zaczęło się coś, co uwielbiam. Drinki, trochę trawki i dalej drinki. Nawet barmana zamówił na ten wieczór, to miał kto mi robić mojego ulubionego – sex on the Beach. Imprezka trwała, nagle mój rockman zaczął się przystawiać. Niezbyt się opierałam, jako że John mi się znudził. Poszliśmy do pokoju. Rozmawialiśmy przez jakiś czas jeszcze, aż nie mogłam się oprzeć i się na niego rzuciłam, dawno nie miałam na nikogo takiej ochoty, chciałam, żeby mnie wziął od tyłu. Nie wiem czy ten barman dodawał coś do tych drinków, ale byłam tak mokra i napalona, że nie mogłam się oprzeć pokusie. Stękałam bez opamiętania, nagle przerwał. Podszedł do stolika nocnego i wyciągnął biały proszek, mówi, że po tym będzie przyjemniej. Domyśliłam się, że to kokaina. Szybko zrobił kreskę, wciągnęłam, po chwili totalny odlot. Zrobił działkę na moich piersiach, po czym wchłonął wszystko tak szybko, że nawet nie zdążyłam mrugnąć. Przez tą przerwę byłam już tak napalona, że sama zaczęłam się sobą zabawiać. Pamiętam tylko, że palce wędrowały coraz to głębiej i głębiej, w końcu zszedł na dół, doszłam w parę chwil, a on mówi, że dopiero się rozkręca. Jak narkotyk zaczął działać pełną parą, to go po prostu zajechałam na śmierć, miałam tak potężną ochotę pieprzyć się z nim do rana, że nie mogę nawet tego opisać. Nie wiem czy to ta kokaina tak na mnie zadziałała, czy ta monotonia z Johnem. Tak czy owak było cudnie. O poranku równie zajebista powtórka. Zostałam u niego całą sobotę. Nie dość, że umie pieprzyć, to jeszcze można z nim porozmawiać. Powiedziałam mu, jakie mam plany, by nie skończyć, jako jakiś pieprzony urzędas z dużej firmy, tylko żyć i bawić się, a przy okazji wysoko stać na tym zasranym świecie. Postanowił mi pomóc. Zaoferował mi, że zapozna z bardzo ważną osobą w dziedzinie mody. Gdy podał mi nazwisko coś mi to mówiło, aczkolwiek nie mogłam sobie przypomnieć co. Z zaciekawieniem przyjęłam propozycję. Kontynuując dalej naszą erotyczną przygodę, która zakończyła się w momencie, gdy z wizytą przyszła jego ex. Zniesmaczona tym wszystkim olałam go, bo także wiem z opowieści, że stara miłość nie rdzewieje, a że nie mam zwyczaju walczyć o faceta, kontynuowałam, swoją bezsensowną egzystencję. Przynajmniej frajer załatwił mi parę dobrych orgazmów i polecił mnie swojemu kolesiowi.
Przyszedł czas na wspinaczkę. Chciałam zdobyć najwyższy szczyt. A Adam okazał się być dobrą podpórką do tego. Oczywiście na spotkanie przyjechał pięknym Audi, dobrze ubrany uczesany facet, trochę brzuch mu odstaje, ale przecież nie przyjechałam się tu z nim pieprzyć, tylko załapać jakąś dobrą pracę. Niestety skończyło się jednak na tym, po co tu nie przyjechałam. Pieprzony kraj, pieprzeni ludzie, pieprzony grubas, niczego tu nie załatwisz miłym słowem, czy uśmiechem, wszędzie musi pomagać dupa. Jakoś to przetrwałam. Oferował mi nieskończone możliwości. Wszystko zapowiadało się cudownie do pewnego momentu. Któregoś razu po gównianym seksie zasypiał, ja leżałam patrząc w sufit hotelu znalazłam jego telefon leżący na ziemi. Kobieca ciekawość zmusiła mnie do poszperania w nim. Wiadomości typu „jak w jutro nie zjawisz się w pracy, wypadasz na zbity ryj”, „proszę zwrócić samochód do przyszłego czwartku”, czy „witam, w poniedziałek przyjadę autem do pana warsztatu”. Poczułam się jak…
____
tekst edytowany po radach Kali, za które serdecznie dziękuję.
Proszę, po przeczytaniu ostatniego zdania jeszcze raz przeczytać pierwszą krótką część tekstu.
Słuchajcie jestem nowy, poproszę o konkretne opinie (o ile komuś się będzie chciało to przeczytać). Poproszę o wytknięcie mi błędów, bo to moja pierwsza taka praca, po prostu dziś mnie naszła taka wena że musiałem Pozdrawiam.