Via Appia - Forum

Pełna wersja: In Articulo Mortis
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
[Obrazek: inarticulomortis.png]
WSTĘP

Kolejny wybuch zatrząsł mostkiem okrętu gwiezdnego „Konspirator”, omal nie zwalając mnie z nóg. Od upadku uchroniła mnie tylko rura doprowadzająca płyn chłodniczy do procesora głównego, za którą złapałem. Za ogromną szybą, na tle nieprzeniknionej czerni upstrzonej milionami gwiazd, dało się jeszcze widzieć garstkę pilotów ze Złotego Szwadronu, którzy zaciekle próbowali pozbyć się wrogich myśliwców. Cholerni wojskowi – już od kilku dni prowadzili zmasowany atak na moją jednostkę i po kilku dobach ostrzału udało im się przedrzeć do środka. Jeśli miałem się jakoś uratować, to musiałem jak najszybciej wziąć dupę w troki. Wprowadziłem kilka poleceń do konsoli, na co komputer odpowiedział krótkim piskiem, wydobywającym się z głośników. Szybko zgrałem z pamięci systemu pokładowego dane dotyczące nowej jednostki bojowej – 'Madness RiV' – mecha zdolnego do samodzielnego zniszczenia całego miasta, nad którym pracowałem przez ostanie kilka miesięcy. Miałem zamiar go użyć w ostatecznym starciu, które miało rozegrać się już wkrótce. Lecz teraz musiałem się śpieszyć – tylko ja, jako jedyny z całej załogi przetrwałem tę rzeź, a żołnierze, którzy tu wpadli, opuścili jednostkę w celu dołączenia do toczącej się bitwy, pozostawiając na pokładzie jedynie swojego kapitana, który nie zamierzał się poddać, dopóki mnie nie znajdzie.[/p]
Był już blisko – czułem wyraźnie jego zapach i ogarniającą furię.
Transfer zakończył się powodzeniem. Wyciągnąłem pamięć z terminala i ruszyłem w stronę wyjścia. Drzwi otworzyły się z sykiem, towarzyszącym wypuszczeniu powietrza z zamków pneumatycznych. W tym samym momencie dwie kule odbiły się od framugi, kilka centymetrów od mojej głowy, wykrzesując jasnopomarańczowe iskierki. Odruchowo zgiąłem nogi w kolanach i przeturlałem się po podłodze na korytarz, po czym efektownie wróciłem do pionu i puściłem się biegiem w stronę katapult. Uciekając przeskakiwałem nad leżącymi na ziemi ciałami i porzuconą bronią. Ściany były splamione krwią, oraz osmalone od zdetonowanych wcześniej ładunków. Nie miałem jednak okazji aby podziwiać widoki, gdyż musiałem zgubić prześladowcę, który nie przestawał strzelać w moim kierunku. Uchyliłem się nad uszkodzonym, zwisającym na wysokości głowy kawałkiem sufitu i skręciłem w prawo, ominąwszy drzwi, które wyrwane z zawiasów i pogięte, leżały oparte o ścianę. Nadal biegnąc, przewróciłem stojące w przejściu butle z azotem, które zablokowały przejście, przewracając się i podtrzymując się jedna na drugiej. Tymczasowo, gdyż młodzieniec biegnący za mną postanowił je staranować, co okazało się skutecznym sposobem przebicia przez barierę. Wprawdzie przewrócił się pod wpływem energii kinetycznej, ale wstanie na nogi nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Nie zamierzałem jednak się zatrzymywać. Skręciłem w kolejny korytarz i wciąż pędziłem przed siebie, mając nadzieję, że uda mi się zwiać.[/p]
Już kilka metrów dzieliło mnie od zamka otwierającego śluzę, gdy nagle usłyszałem strzał i poczułem przeszywający ból w udzie, który powalił mnie na ziemię. Podparłem się rękoma i odwróciłem w stronę atakującego. Przede mną stał dobrze mi znany, wysoki brunet o złocistych oczach. Okrywający go schludny mundur z wieloma odznaczeniami, był dowodem wysokiej rangi zajmowanej przezeń w siłach wojskowych. W ręku pewnie trzymał karabin, którym we mnie celował. Jego twarz oddawała najgłębszy gniew i cierpienie.[/p]
– Więc, kapitanie Higashiyama, udało ci się mnie w końcu pochwycić. A teraz bądź grzecznym chłopcem i po raz kolejny wpisz w raporcie, że umknąłem w przebiegły sposób – powiedziałem z charakterystycznym, ironicznym tonem.[/p]
– Nie, tym razem to koniec – odrzekł ze spokojem. Wyglądało na to, że wydarzenie z Honshou tak nim wstrząsnęło, że wyrzucił do śmietnika swoje pacyfistyczne ideały i naprawdę zamierzał mnie zabić.[/p]
– Więc z zimną krwią zamordujesz swego brata, który jedyne, czym zawinił, to walka o wolność? – Głos zaczął mi drżeć.[/p]
– Zamknij pysk! – Młodzieniec zdecydowanie zaczął tracić nad sobą panowanie. – Mam w dupie ten twój bunt przeciw władzy, morderstwo króla i innego typu kurewstwo, ale dlaczego akurat Kinuko... Dlaczego zabiłeś naszą ukochaną siostrę? Jak mogłeś, Ryuunosuke?![/p]
Zapadła niezręczna cisza.[/p]
Po pierwsze, fajny tytuł ; )

Cytat:Kolejny wybuch zatrząsł mostkiem okrętu gwiezdnego „Konspirator”, omal nie sprowadzając mnie do poziomu podłogi.
Wiadomo, o co chodzi, ale bardziej czytelnie i ładnie byłoby np. ''(...) zwalając mnie z nóg'' czy ''powalając na podłogę''

Cytat:Za ogromnym oknem, na tle nieprzeniknionej czerni upstrzonej milionami gwiazd, dało się jeszcze widzieć garstkę pilotów ze Złotego Szwadronu, którzy zaciekle próbowali pozbyć się wrogich myśliwców.
''Szyba'' trochę bardziej pasuje.

Cytat: Szybko zgrałem z pamięci systemu pokładowego dane dotyczące nowej jednostki bojowej – 'Madness RiV' – mecha zdolnego do samodzielnego zniszczenia całego miasta, nad którym pracowałem przez ostanie kilka miesięcy.
Dość typowa ta nazwa.

Cytat:Miałem zamiar go użyć w ostatecznym starciu, które miało rozegrać się już wkrótce. Lecz teraz musiałem się śpieszyć – tylko ja, jako jedyny z całej załogi przetrwałem tę rzeź
To też żywcem wyjęte z jakiejś space opery.

Cytat:Był już blisko – czułem wyraźnie jego zapach i ogarniającą furię.
Czuł czyjąś furię? Mógłby czuć, jak furia ogrania jego, ale nie kogoś. Przejaw tej furii mógłby najwyżej zobaczyć, gdyby kapitan osobiście demolował mu statek. Póki co, czynią to tylko jego ludzie.

Cytat:. Odruchowo zgiąłem nogi w kolanach i przeturlałem się po podłodze na korytarz, po czym efektownie wróciłem do pionu i puściłem się biegiem w stronę katapult.
Jaki skromny ten bohaterTongue

Cytat:Wprawdzie przewrócił się pod wpływem energii kinetycznej, ale wstanie na nogi nie zajęło mu zbyt wiele czasu.
Ten fragment za to jak nic z książki do fizyki. U mnie przynajmniej, zamiast zwiększyć napięcie, spowodował jedynie uśmiech.

Cytat:– Więc, kapitanie Higashiyama, udało ci się mnie w końcu pochwycić. A teraz bądź grzecznym chłopcem i po raz kolejny wpisz w raporcie, że umknąłem w przebiegły sposób – powiedziałem z charakterystycznym, ironicznym tonem.
– Nie, tym razem to koniec – odrzekł ze spokojem. Wyglądało na to, że wydarzenie z Honshou tak nim wstrząsnęło, że wyrzucił do śmietnika swoje pacyfistyczne ideały i naprawdę zamierzał mnie zabić.
– Więc z zimną krwią zamordujesz swego brata, który jedyne, czym zawinił, to walka o wolność? – Głos zaczął mi drżeć.
– Zamknij pysk! – Młodzieniec zdecydowanie zaczął tracić nad sobą panowanie. – Mam w dupie ten twój bunt przeciw władzy, morderstwo króla i innego typu kurewstwo, ale dlaczego akurat Kinuko... Dlaczego zabiłeś naszą ukochaną siostrę? Jak mogłeś, Ryuunosuke?!
Zapadła niezręczna cisza.
Apoteoza sztuczności. Wybacz, ale bohater wiedział, z kim ma do czynienia - znał nazwisko, oraz pokrewieństwo, po co mu było to podkreślać? Dramatyzmu to nie dodało. Jasne, czytelnik musiał poznać wreszcie personalia postaci i intrygę, ale podanie tego w taki sposób jest wyjątkowo nieręczne i drętwe. Ten fragment wzbudził we mnie tylko skojarzenia z telenowelami.

Teraz wrażenia ogólne...wrzuciłeś to do S-F, nijak tego nie mogę potraktować jako parodii space opery, choć niektóre fragmenty wręcz na to wskazują.
Tło nie istnieje, jest statek, ale opisany tak niedbale, że za scenografię musiała mi służyć Normandia z ME2. Wszystko to bardziej przypomina streszczenie odcinka anime, nie wstęp do większego opowiadania.
Nie żebym coś miał do mangi/anime, FMA uwielbiam, ale jak na dobre opowiadanie - za mało opisów, szczegółów, sztuczne dialogi...
Poza tym, to już któreś opowiadanie S-F, gdzie na samym początku jakiś statek zostaje zniszczony, jak nie całkowicie, to częściowo.
Jakbyś tak zaczął od Honshou, skoro wydarzenie tamże było tak wstrząsające - fabuła wyjaśniona lepiej, niż po prostu wciśnięta w dialog, a i może...nawet na pewno ciekawiej.
(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]Wiadomo, o co chodzi, ale bardziej czytelnie i ładnie byłoby np. ''(...) zwalając mnie z nóg'' czy ''powalając na podłogę''.
Wiem, ale to sprowadzenie do poziomu podłogi, jest akurat zamierzone ^^

(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]''Szyba'' trochę bardziej pasuje.
True.

(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]Dość typowa ta nazwa.
Jakby żywcem wyrwana z Code Geass'a. Big Grin

(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]To też żywcem wyjęte z jakiejś space opery.
Nie wiem. Możliwe. Osobiście takowych nie czytam.

(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]Czuł czyjąś furię?
Owszem, wychwytywanie uczuć bliskiej ci osoby. Nienaturalne, ale taki miałem akurat zamysł.

(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]Jaki skromny ten bohaterTongue
Omm...

(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]Ten fragment za to jak nic z książki do fizyki. U mnie przynajmniej, zamiast zwiększyć napięcie, spowodował jedynie uśmiech.
Mi też zgrzyta, ale jakoś nie wymyśliłem nic, co by ładnie to zastąpiło.

(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]Apoteoza sztuczności. Wybacz, ale bohater wiedział, z kim ma do czynienia - znał nazwisko, oraz pokrewieństwo, po co mu było to podkreślać? Dramatyzmu to nie dodało. Jasne, czytelnik musiał poznać wreszcie personalia postaci i intrygę, ale podanie tego w taki sposób jest wyjątkowo nieręczne i drętwe. Ten fragment wzbudził we mnie tylko skojarzenia z telenowelami.
Like I care... A tak na serio, to ja własnie tak bym ten dialog poprowadził, więc po prostu nie mogę zrozumieć widzianej tu przez innych sztuczności.

(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]Teraz wrażenia ogólne...wrzuciłeś to do S-F, nijak tego nie mogę potraktować jako parodii space opery, choć niektóre fragmenty wręcz na to wskazują.
Tło nie istnieje, jest statek, ale opisany tak niedbale, że za scenografię musiała mi służyć Normandia z ME2. Wszystko to bardziej przypomina streszczenie odcinka anime, nie wstęp do większego opowiadania.
Nie żebym coś miał do mangi/anime, FMA uwielbiam, ale jak na dobre opowiadanie - za mało opisów, szczegółów, sztuczne dialogi...
Poza tym, to już któreś opowiadanie S-F, gdzie na samym początku jakiś statek zostaje zniszczony, jak nie całkowicie, to częściowo.
Dobra, teraz po kolei:
Space Opera — brak odpowiedzi.[/p]
Brak Opisów — Zawsze opisy otoczenia były moim problemem, nad którym wciąż pracuję, a mimo to co niektórzy zarzucają mi, że opisy są zbyt długie. Osobiście nie zgadzam się z opinią zbyt długich opisów, ale po prostu intryguje mnie taka różnica poglądów pomiędzy czytelnikami.[/p]
Statek Kosmiczny — Jedyne SF, jakie czytywałem to Star Wars, a tam wiadomo jak się sprawy mają, ale pewnie wiele SF zaczyna się tym motywem. Z mojej strony mogę powiedzieć jedynie — trudno, nie planuję tego zmienić w bliskiej przyszłości ^^[/p]


(28-01-2011, 20:18)Shaedd napisał(a): [ -> ]Jakbyś tak zaczął od Honshou, skoro wydarzenie tamże było tak wstrząsające - fabuła wyjaśniona lepiej, niż po prostu wciśnięta w dialog, a i może...nawet na pewno ciekawiej.
Honshou będzie wyjaśnione dopiero kilka rozdziałów później, bo już od następnego fragmentu cała historia jest retrospekcją, aby pod koniec, powrócić do wydarzeń ze wstępu. Nie chciałem tego wyjawiać, ale zbyt wiele osób, które to czytały, się czepiało Big Grin

A, no i dzięki za konstruktywną opinię. Za każdym razem uczymy się czegoś nowego.
Sztuczność - po prostu bardzo rzadko zwracam się do znajomych po imieniu w trakcie rozmowy, bezosobowo po prostu gadamy. Znam ich imiona i nie widzę potrzeby ich używania. Dlatego też, skoro to na dodatek bracia, to tak w moim odczuciu wypadło.
Space Opera - sam też raczej nie czytam - no, chociaż mogę do tego zaliczyć Hyperiona i Endymiona Simmonsa. Jest rozmach, epickość, co jakiś czas ograny motyw, ale ogólnie czyta się przyjemnie. Po prostu przejawiam wyjątkową awersję do takich sytuacji - jedyny, który przeżył, do tego wszelcy Wybrańcy, ratowanie świata...w tym wypadku tylko to pierwsze.
To tyle, poczekam na kolejną część - liczę na interesującą historię i dobrze wykreowany, klimatyczny (wszech)światSmile
Drogi Autorze, problemem twojego tekstu nie są zbyt długie opisy, lecz opisy przeładowane zbędnymi szczegółami. Ociekają nadmiarem jak kromka chleba, na którą ktoś wylał cały słoik miodu. Każde zdanie zamiast skłaniać wyobraźnie do pracy zmusza moja mózgownice do rejestrowania miliona szczegółów. Przykład: "Uchyliłem się nad uszkodzonym, zwisającym na wysokości głowy kawałkiem sufitu i skręciłem w prawo, ominąwszy drzwi, które wyrwane z zawiasów i pogięte, leżały oparte o ścianę." O co biega? Otóż, gdy czytam takie zdanie, mam wszystko podane brutalnie na tacy. To jak widzieć całkiem nagą dziewczynę, niby fajnie. Gdybym przeczytał 'skręciłem w wyrwany wybuchem właz", sam bym sobie wyobraził pogięty kawał metalu, może gdzieś tryskający iskrami, osmalone ściany, trochę porwanych przewodów, może jakieś części wystające ze ściany. To jak zobaczyć dziewczynę w uroczej bieliźnie. Niby to samo, ale jakie pole dla wyobraźni.

I jeszcze jedno. Widziałeś kiedyś butle z azotem? Nie wiem jakie to były butle, ale żeby staranować jakiekolwiek wielkości butle z jakimkolwiek gazem, trzeba by chyba mieć nogi tytana. I co za idiota wpada na nie, skoro może je przeskoczyć? Pomijając fakt - skąd butle z potencjalnie niebezpiecznym gazem niezabezpieczone w korytarzu statku kosmicznego. Ale może tam po prostu były.

Zrezygnuj z takiej ilości szczegółów, skup opisy dookoła akcji. Gdy coś dzieje się szybko, stosuj zdania proste. To pomaga.

Nie zgodzę się. Takie szczegóły rozwijają świat, tło akcji - mnie nie odebrały wolności w kreowaniu własnego statku - opis przesadzony byłby, gdybyśmy dostali wymiary drzwi, kolor, i tego typu rzeczy. To był dobry opis - wyraża wizję autora, a nie odbiera wolności czytelnikowi. Znaczy, mnie nie odebrał. Nie można popaść w minimalizm.
Chociaż to bardziej subiektywna kwestia, niektórzy uważają zwięzły, prosty pozbawiony wszelkich ozdobników styl Hemingwaya za idealny. Ja jednak wolę szczegóły.
Podobnie z prostymi zdaniami - wtedy największa nawet strzelanina zamienia się w sprawozdanie typu ''Jack strzelił, trafił Johna w brzuch''. Bardziej szczegółowe opisy, ze świszczącymi nad głowami kulami, zdemolowanym pomieszczeniem, krwią i ranami odmalowują obraz nieomalże baletu z bronią palną.