28-01-2011, 16:38
WSTĘP
Kolejny wybuch zatrząsł mostkiem okrętu gwiezdnego „Konspirator”, omal nie zwalając mnie z nóg. Od upadku uchroniła mnie tylko rura doprowadzająca płyn chłodniczy do procesora głównego, za którą złapałem. Za ogromną szybą, na tle nieprzeniknionej czerni upstrzonej milionami gwiazd, dało się jeszcze widzieć garstkę pilotów ze Złotego Szwadronu, którzy zaciekle próbowali pozbyć się wrogich myśliwców. Cholerni wojskowi – już od kilku dni prowadzili zmasowany atak na moją jednostkę i po kilku dobach ostrzału udało im się przedrzeć do środka. Jeśli miałem się jakoś uratować, to musiałem jak najszybciej wziąć dupę w troki. Wprowadziłem kilka poleceń do konsoli, na co komputer odpowiedział krótkim piskiem, wydobywającym się z głośników. Szybko zgrałem z pamięci systemu pokładowego dane dotyczące nowej jednostki bojowej – 'Madness RiV' – mecha zdolnego do samodzielnego zniszczenia całego miasta, nad którym pracowałem przez ostanie kilka miesięcy. Miałem zamiar go użyć w ostatecznym starciu, które miało rozegrać się już wkrótce. Lecz teraz musiałem się śpieszyć – tylko ja, jako jedyny z całej załogi przetrwałem tę rzeź, a żołnierze, którzy tu wpadli, opuścili jednostkę w celu dołączenia do toczącej się bitwy, pozostawiając na pokładzie jedynie swojego kapitana, który nie zamierzał się poddać, dopóki mnie nie znajdzie.[/p]
Był już blisko – czułem wyraźnie jego zapach i ogarniającą furię.
Transfer zakończył się powodzeniem. Wyciągnąłem pamięć z terminala i ruszyłem w stronę wyjścia. Drzwi otworzyły się z sykiem, towarzyszącym wypuszczeniu powietrza z zamków pneumatycznych. W tym samym momencie dwie kule odbiły się od framugi, kilka centymetrów od mojej głowy, wykrzesując jasnopomarańczowe iskierki. Odruchowo zgiąłem nogi w kolanach i przeturlałem się po podłodze na korytarz, po czym efektownie wróciłem do pionu i puściłem się biegiem w stronę katapult. Uciekając przeskakiwałem nad leżącymi na ziemi ciałami i porzuconą bronią. Ściany były splamione krwią, oraz osmalone od zdetonowanych wcześniej ładunków. Nie miałem jednak okazji aby podziwiać widoki, gdyż musiałem zgubić prześladowcę, który nie przestawał strzelać w moim kierunku. Uchyliłem się nad uszkodzonym, zwisającym na wysokości głowy kawałkiem sufitu i skręciłem w prawo, ominąwszy drzwi, które wyrwane z zawiasów i pogięte, leżały oparte o ścianę. Nadal biegnąc, przewróciłem stojące w przejściu butle z azotem, które zablokowały przejście, przewracając się i podtrzymując się jedna na drugiej. Tymczasowo, gdyż młodzieniec biegnący za mną postanowił je staranować, co okazało się skutecznym sposobem przebicia przez barierę. Wprawdzie przewrócił się pod wpływem energii kinetycznej, ale wstanie na nogi nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Nie zamierzałem jednak się zatrzymywać. Skręciłem w kolejny korytarz i wciąż pędziłem przed siebie, mając nadzieję, że uda mi się zwiać.[/p]
Już kilka metrów dzieliło mnie od zamka otwierającego śluzę, gdy nagle usłyszałem strzał i poczułem przeszywający ból w udzie, który powalił mnie na ziemię. Podparłem się rękoma i odwróciłem w stronę atakującego. Przede mną stał dobrze mi znany, wysoki brunet o złocistych oczach. Okrywający go schludny mundur z wieloma odznaczeniami, był dowodem wysokiej rangi zajmowanej przezeń w siłach wojskowych. W ręku pewnie trzymał karabin, którym we mnie celował. Jego twarz oddawała najgłębszy gniew i cierpienie.[/p]
– Więc, kapitanie Higashiyama, udało ci się mnie w końcu pochwycić. A teraz bądź grzecznym chłopcem i po raz kolejny wpisz w raporcie, że umknąłem w przebiegły sposób – powiedziałem z charakterystycznym, ironicznym tonem.[/p]
– Nie, tym razem to koniec – odrzekł ze spokojem. Wyglądało na to, że wydarzenie z Honshou tak nim wstrząsnęło, że wyrzucił do śmietnika swoje pacyfistyczne ideały i naprawdę zamierzał mnie zabić.[/p]
– Więc z zimną krwią zamordujesz swego brata, który jedyne, czym zawinił, to walka o wolność? – Głos zaczął mi drżeć.[/p]
– Zamknij pysk! – Młodzieniec zdecydowanie zaczął tracić nad sobą panowanie. – Mam w dupie ten twój bunt przeciw władzy, morderstwo króla i innego typu kurewstwo, ale dlaczego akurat Kinuko... Dlaczego zabiłeś naszą ukochaną siostrę? Jak mogłeś, Ryuunosuke?![/p]
Zapadła niezręczna cisza.[/p]
Był już blisko – czułem wyraźnie jego zapach i ogarniającą furię.
Transfer zakończył się powodzeniem. Wyciągnąłem pamięć z terminala i ruszyłem w stronę wyjścia. Drzwi otworzyły się z sykiem, towarzyszącym wypuszczeniu powietrza z zamków pneumatycznych. W tym samym momencie dwie kule odbiły się od framugi, kilka centymetrów od mojej głowy, wykrzesując jasnopomarańczowe iskierki. Odruchowo zgiąłem nogi w kolanach i przeturlałem się po podłodze na korytarz, po czym efektownie wróciłem do pionu i puściłem się biegiem w stronę katapult. Uciekając przeskakiwałem nad leżącymi na ziemi ciałami i porzuconą bronią. Ściany były splamione krwią, oraz osmalone od zdetonowanych wcześniej ładunków. Nie miałem jednak okazji aby podziwiać widoki, gdyż musiałem zgubić prześladowcę, który nie przestawał strzelać w moim kierunku. Uchyliłem się nad uszkodzonym, zwisającym na wysokości głowy kawałkiem sufitu i skręciłem w prawo, ominąwszy drzwi, które wyrwane z zawiasów i pogięte, leżały oparte o ścianę. Nadal biegnąc, przewróciłem stojące w przejściu butle z azotem, które zablokowały przejście, przewracając się i podtrzymując się jedna na drugiej. Tymczasowo, gdyż młodzieniec biegnący za mną postanowił je staranować, co okazało się skutecznym sposobem przebicia przez barierę. Wprawdzie przewrócił się pod wpływem energii kinetycznej, ale wstanie na nogi nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Nie zamierzałem jednak się zatrzymywać. Skręciłem w kolejny korytarz i wciąż pędziłem przed siebie, mając nadzieję, że uda mi się zwiać.[/p]
Już kilka metrów dzieliło mnie od zamka otwierającego śluzę, gdy nagle usłyszałem strzał i poczułem przeszywający ból w udzie, który powalił mnie na ziemię. Podparłem się rękoma i odwróciłem w stronę atakującego. Przede mną stał dobrze mi znany, wysoki brunet o złocistych oczach. Okrywający go schludny mundur z wieloma odznaczeniami, był dowodem wysokiej rangi zajmowanej przezeń w siłach wojskowych. W ręku pewnie trzymał karabin, którym we mnie celował. Jego twarz oddawała najgłębszy gniew i cierpienie.[/p]
– Więc, kapitanie Higashiyama, udało ci się mnie w końcu pochwycić. A teraz bądź grzecznym chłopcem i po raz kolejny wpisz w raporcie, że umknąłem w przebiegły sposób – powiedziałem z charakterystycznym, ironicznym tonem.[/p]
– Nie, tym razem to koniec – odrzekł ze spokojem. Wyglądało na to, że wydarzenie z Honshou tak nim wstrząsnęło, że wyrzucił do śmietnika swoje pacyfistyczne ideały i naprawdę zamierzał mnie zabić.[/p]
– Więc z zimną krwią zamordujesz swego brata, który jedyne, czym zawinił, to walka o wolność? – Głos zaczął mi drżeć.[/p]
– Zamknij pysk! – Młodzieniec zdecydowanie zaczął tracić nad sobą panowanie. – Mam w dupie ten twój bunt przeciw władzy, morderstwo króla i innego typu kurewstwo, ale dlaczego akurat Kinuko... Dlaczego zabiłeś naszą ukochaną siostrę? Jak mogłeś, Ryuunosuke?![/p]
Zapadła niezręczna cisza.[/p]