Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ku pokrzepieniu kobiecych serc - czyli traktat dziwoląg.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Uprzedzając zbędne komentarze. Nie jestem ani zagorzałym męskim szowinistom, ani mizoginem, ani tym bardziej zboczeńcem. Tekst pisałem z pewnej okazji i dla pewnej osoby, stwierdzając później, czemuż by go nie opublikować po zredagowaniu. Miłej lekturyWink Przepraszam ze ewentualne błędu interpunkcyjne. Nie znalazłem wystarczająco czasu, żeby się nim porządnie zająć (czyt. zrobić porządnej korekty).

Ku pokrzepieniu kobiecych serc - czyli traktat dziwoląg

Ach! Ileż jest piękności, do których szczytne pragnienie pociąga nasze rozmarzone serca! Ileż drgań duszy powodowanych na myśl samą o niedoścignionych ideałach czekających odkrycia! Ileż samych jeno wyobrażeń, stadnie walących się na strudzoną codzienną brzydotą głowę! Czy kiedyś będzie nam dane zasmakować choćby skrawka tych nieodkrytych dotąd lądów, mlekiem i miodem płynących? Czy będzie nam dane odkrycie lądów, skrzętnie zamglonych przed wzrokiem każdego, nawet najbardziej marzycielskiego z marzycielskich, którego myśli, wzbite ponad wszelkie najokropniejsze aberracje tego świata, mkną w niebańskich przestworzach? Niestety – nigdy. Połacie idealnych form na zawsze są przed nami zamknięte.

Skądinąd zmagający się z codzienną wędrówką poszukiwacz ideałów, zaaferowany mnóstwem enigmatycznych tropów, mających prowadzić jakoby do przystani wiecznej szczęśliwości, zdaje się nie dostrzegać piękna obecnego w otaczającym go świecie. Pogrążony w bezustannej gonitwie za nieosiągalnym, próbujący zdobyć szczyt wszelkiego piękna, nie zauważa rzeczy, może trywialnej, ale jakże szlachetnej!

Niewiele jest prawdziwych cudów natury, niepotrzebujących delikatnej ludzkiej dłoni. Niewiele jest naturalnych obiektów, dopracowanych z zegarmistrzowską precyzją, cieszących oko przy każdym nań spojrzeniu! A jednak - i niedoskonała natura uraczyła nas, maluczkich, naturalnym pięknem, działającym jak balsam na zranioną złem świata psyche. O czym mówię niepoprawny marzycielu, bujający w obłokach idealisto? Rzecz jasna – o kobiecym tyłku, miarowo falującym z każdym ich subtelnym poruszaniem! Prawdziwej Mekce wśród bezdusznej pustyni dziennych zmartwień! Tyłku przyciągającym rzesze spragnionych pielgrzymów i kojącym ich troski samym tylko drżeniem!

Przepadnij idealisto szukający doskonałego tyłka, nieistniejącego Piękna, którego nigdy w swym żywocie nie ujrzysz! Bo prawda jest taka, że idealne krągłości, o których napisano tysiące słów, nie istnieją i nigdy istnieć nie będą. Nigdy też nie zastąpią tych realnych, materialnych, które mimo wielu krzywdzących wzorów, są piękne wszystkie same w sobie! Piszmy więc pieśni, śpiewajmy hymny, twórzmy wiersze na rzecz tych cudnych niedoskonałości, tak ponętnych i delikatnych w swej naturze, którymi możemy się cieszyć i które możemy w całej swej okazałości podziwiać! Zamykajmy usta tym, co napomykają o ideałach, zamykajmy usta kobietom, których wrażliwsza od naszej dusza, rwie się do doskonałości! Ba, która sama jest doskonałością! Nie ma idealnego Piękna. Pięknem jest to, co same w sobie, dane przez naturę, jak słodki owoc rozpływający się po podniebieniu. Kochajmy to, co mamy, tak szybko odchodzi do mniej wybrednego...

Mężczyźni kochają kobiece tyłki, szczególnie te uwypuklone wedle miary i uniwersalnego kroju. Przede wszystkim te ponętne i jakoby mówiące do nich: jestem twój. Interesujące jest to, że kobiety nie rozumieją słów dochodzących z ich, jakże interesującego, kuperka. Słowa pochodzące z ich tyłu, są jak szept najsłodszych słów wlanych przez kobietę w roziskrzoną wyjątkowością chwili duszę mężczyzny. Niezwykła jest także sama relacja wiążąca tę zestrojoną siłą chwili parę – relacja intymna, pełna błogiego uwielbienia, jak pogrążeni we wspólnym uniesieniu kochankowie. Wrzuceni w wir ekstremalnych doświadczeń estetycznych, z którymi dotąd nie mieli do czynienia, mężczyźni poczynają przywiązywać się do krągłości, zsynchronizowanych z ich wewnętrznymi pragnieniami i marzeniami. Warto zauważyć ponadto pewien fakt, mianowicie znacznie posunięty rozstrój efemerycznej świadomości u mężczyzn kontemplujących pociągający ich obiekt.

Kobiety tymczasem, nie w pełni zdające sobie sprawę z nadzwyczaj przyciągającego uwagę mężczyzny elementu ich figury, słowem tytułowego „tyłka”, stosunkowo często pozwalają sobie na wyrażanie opinii odnośnie ich własnego, zniewalającego uposażenia. Wydaje im się niemal zawsze, że jest ono nie takie, jakie być powinno – innymi słowy: obecny kształt ich nie zadowala. Nie do końca sprawnie rozumujący mężczyzna, będący w danej chwili pogrążonym w głębokim zharmonizowaniu myśli z ich zewnętrznym, realnym odbiciem, nie potrafi uwierzyć ilości komentarzy płynących z ust kobiety niczym rwący strumień, komentarzy zupełnie pozbawionych rzeczywistego ugruntowania. Bo – jak słusznie zauważa się w wielu przypadkach – ów „duży tyłek”, który zdaje się być zupełnie nienaturalnym i nietrafionym darem natury, w istocie okazuje się istnym cudem tejże natury, kobiecą Wierzą Eiffla pośród bezliku mniej okazałych konstrukcyjnie i foremnie zespołów dwóch kopułowatych wzniesień. Mimo iż mężczyźni ślą liczne zapewnienia próbujące wnieść ponowne, niezachwiane przekonanie w świadomość kobiety, o jej idealnie dopasowanych względem reszty ciała elementach, wzajem poruszających się miarowo w górę i w dół i muskających delikatnie podrażnioną wyobraźnię mężczyzny – to typowa kobieta i tak przekonana jest o nieistniejących nieregularnościach wymagających natychmiastowej korekty (przez specjalnie dozowaną dietę). Wzajemna walka między stronnictwem pociąganych i pociągających, a więc między mężczyznami, którzy w tym wypadku wydają się być prymitywami (ach jakże często tak bywa!) mogącymi zadowolić się – w opinii kobiety – „byle czym”, a kobietami, wiecznie przekonanymi, i próbującymi przekonać resztę świata o tym, że ich tyłek jest gruby (często posuwają się do określeń typu: wylewający, opadający, tłusty, reszty nie przytoczę, są zbyt wulgarne) – zdaje się być czymś nie posiadającym rozwiązania. Trwała, trwa i trwać będzie. Kto w tym konflikcie ma rację? W tej dychotomii między dobrą (męską) i złą (kobiecą) stroną mocy? Nie mnie odpowiadać na to pytanie, aczkolwiek chcę zauważyć, że pogrążając się w trawiącym mnie od wewnątrz ogniu zniewolenia, zapominam o tej różnicy zdań, o zbędnych (w rzeczy samej, zadam nawet pytanie: po co?) komentarzach o niepełnosprawności tego co pełnosprawne. Wszakże wtedy, lecąc na wyżynami pełnymi brzydkich słów o grubościach, wylewnościach, oddalam się w urokliwy za-światek, pełen niewysłowionych wrażeń, które pojąć może tylko mężczyzna. Toć sam jestem mężczyzną. Gdzie tam kobietom pchać się do tego, co męskie - a więc do własnych tyłków. Tym akcentem wywód kończy, niepoprawny męski szowinista...

Diogenes (w oryginale moje nazwisko i imięWink)
Wciągnęło mnie, więc błędów za bardzo nie szukałam, nie rzuciły się też specjalnie w oczy żadne. I zwrot "pisać o d.pie Maryni" nabrał nowego znaczenia Smile
Cytat:Gdzie tam kobietom pchać się do tego, co męskie - a więc do własnych tyłków.
ha ha! Świetne Smile
Heh. Pamiętam, jak o ten tekst pokłóciłem się z jednym doktorantem z UŚ. Przyjmując pewną konwencję, uprzedmiotowiłem kobietę, zarazem zwracając na pewien ciekawy problem - problem kompleksów związanych z własnym wyglądem. Ciekawie było to pisać, stylizując całość na traktat filozoficzny rodem ze Starożytnej Grecji. Ale oczywiście szanowny pan doktorant z filologii polskiej, feminista z przekonania, oburzył się, pokazując tym samym, że jego wyczucie ironii stoi na niskim poziomie. A szkoda - ja wolałbym się pośmiać niż naburmuszać.

Błędów nie ma raczej. Teksty publicystyczne piszę z większą uwagą i sam stawiam duży nacisk na poprawność gramatyczną, stylistyczną i interpunkcyjną. Poza tym przeszedł przez korektęWink

Dziękuję za komentarz, miło że zajrzałaśWink

Pozdrawiam,
Diogenes.
heh pośmiałam się. No coś w tym jest. Końcówka boskaSmile