Via Appia - Forum

Pełna wersja: Leśniczy ( opowiadanie)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
„Leśniczy”
Śnieg mienił się blaskiem promieni słonecznych niczym miliony kryształów ułożonych na podłodze obok siebie. Drzewa pokryte śnieżnobiałym puchem wyglądają jak świeżo ulepione ogromne bałwanki, w których znajdują się iskrzące żarówki. Spadające gwiazdki unoszą się lekko w powietrzu, a pod wpływem ciepła ciała znikają jak marzenie. Biały puch zdradza obecność zwierząt, szukających pożywienia dla siebie i swojej rodziny. W oddali słychać chrupanie, jakby ktoś stąpał wzdłuż alei z krystalicznego szkła.
Zza drzew wyłoniła się postać wysokiego mężczyzny. Niósł na plecach pokaźny worek. Jego twarz naznaczona była cierpieniem. Oliwkowa czapka z daszkiem przykrywała bujną czuprynę ciemnych włosów. Gruba kurtka, również w kolorze oliwki, okrywała go szczelnie, zapięta pod szyję. Jasne oczy przyjaźnie spoglądały na siedzącego obok małego kundelka.
Kim był ten mężczyzna? To Adam Mierzwa, leśniczy. To człowiek, który ma wielkie serce, skrywające bolesną tajemnicę.
Kiedyś, przed laty, gdy był jeszcze młody, zmarła mu żona. To ona znalazła bezbronnego psiaka w rzece, a teraz żyje w lepszym świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia.
Kundel dostał imię Funcik. Tylko on został leśniczemu. Stał się jego wiernym przyjacielem.
Dni mijały im szybko, wypełnione ciężką pracą i bezgraniczną przyjaźnią. Gdzie Adam się ruszył, tam za nim szedł pies. Wybierali się wspólnie na długie spacery po lesie. Pies, zawsze czujny, wszystko potrafił wywęszyć. Leśniczy zawsze go wtedy chwalił i był dumny, że ma tak mądrego psa.
Mężczyzna podniósł się z westchnieniem, zarzucił worek na plecy i ruszył w las, do leśniczówki, w której mieszkał. Był to domek bardzo ubogi, ale pięknie wykonany. Murowana konstrukcja otoczona była płotem. Na tyłach stała drewniana buda dla Funcika.
Kiedyś ludzie zjeżdżali się tu, było gwarno i wesoło. Teraz Adam mieszkał sam (nie licząc kundelka) w środku tętniącego życiem lasu. Czasem tylko sprowadzał do niej jakieś ranne zwierzę, czy zagubionego wędrowca.
Wraz z Funcikiem leśniczy wszedł do bardzo dobrze mu znanego wnętrza leśnego domu. Rzucił worek na stół i usiadł na kanapie. Spojrzał na zdjęcie Eryki, swojej żony. Łza spłynęła mu po policzku. Dlaczego musiała odejść w tak młodym wieku? Tego nie wiedział. Był przekonany, że tak musiało być, że tak chciał Bóg. Wmawiał sobie, że jej świeczka się wypaliła, nadszedł jej czas. Ale dlaczego tak wcześnie?! Chwilami nawet obwiniał się za śmierć ukochanej, co było czystym absurdem. Eryka zmarła w skutek zarazy, nie miał na to wpływu. Wciąż to sobie powtarzał.
A jednak czasem dręczyła go myśl, że gdyby wtedy nie wyjechał, Eryka by żyła. Zabrałby ją do lekarza, zadbałby o odpowiednią opiekę, by doszła do zdrowia.
Odstawił fotografię na miejsce i wyjął z worka kosz owoców. Wsypał je na miskę, a chrust, który również spoczywał w worku, wrzucił do pieca. Będzie przynajmniej ciepło. I będzie można się ogrzać lub coś ugotować.
I tak też zrobił. Zagotował wodę na herbatę, a do tego odgrzał zupę z puszki. Jak dobrze mieć znajomego sklepikarza, który zawsze coś dla ciebie ma.
Ów sklepikarz, pan Mikosz, co miesiąc przyjeżdżał do leśniczówki z zapasem żywności dla Adama. Mówił wtedy:
– Tu masz jadła na miesiąc cały, byś do miasta nie musiał spieszyć. Gdy ten czas minie, znów przybędę z zapasami.
Tak mówił za każdym razem. A miał wyjątkowo kwiecisty styl wypowiadania się. On jedyny zapuszczał się w las, by spotkać się z leśniczym. Zawsze miał dla niego dobre słowo.
Pewnego dnia, gdy sklepikarz jak co miesiąc pojawił się w leśniczówce, zastał Adama bardzo chorego.
– Oh, Adamie, mój biedaku. Wezwać medyka?
– Nie trzeba mi lekarza. Samo przejdzie.
Adam nawet nie wiedział, w jaki był błędzie. Nie wiedział, że jego dni już się kończą. Pan Mikosz postawił na swoim i po godzinie wrócił z lekarzem. Doktor Pietrucha, bardzo ceniony, zbadał chorego i postawił diagnozę, która zabrzmiała jak wyrok dla prostego człowieka, jakim był powszechnie lubiany leśniczy.
– Niestety, drogi panie Adamie, ale mam dla pana złą wiadomość. Jest pan bardzo, ale to bardzo poważnie chory. Nieuleczalnie.
– Co? Jak to?
– Tak, panie Adamie. Bardzo mi przykro, ale w obliczu pańskiej dolegliwości dzisiejsza medycyna jest bezsilna. A jak to się stało, że pan zachorował?
– Przeprawiałem się przez rzekę. Brzeg się załamał i wpadłem do lodowatej wody. Cudem się wydostałem i doczołgałem do domu. Wtedy mój wierny Funcik zniknął.
– Przybiegł po mnie, mimo, że i tak miałem się do ciebie wybrać
– Doprawdy panie Mikosz? – dziwił się sklepikarz – Niemożliwe. Funcik był również u mnie, ale zignorowałem go. Dopiero zdałem sobie sprawę z tego, że źle zrobiłem, gdy pan Florian po mnie przybiegł. Czy pański pies, panie leśniczy, wył po nocach?
– Ostatnio zaczął. Czy to zła wróżba?
Na to pytanie odpowiedział sklepikarz:
– Tak. Oznacza to, że wkrótce przyjdzie po szanownego leśniczego śmierć niechybna.
Po tych słowach obaj panowie wyszli. Sklepikarz zostawił rzecz jasna zapas jedzenia. Ale czy to się Adamowi przyda? Szczerze w to wątpił.
Pies nadal wył co noc. Biednego, poczciwego leśniczego trawiła gorączka. Zlany potem cierpiał męki piekielne. A wycie nie ostawało. Za dnia zaś przychodzili lekarz Pietrucha i pan Florian.
Następnego dnia, gdy lekarz, tym razem bez sklepikarza, bo ten miał za dużo pracy w sklepie, znów przyszedł sprawdzić co z chorym, zastał go martwego. Spokój malował się twarzy leśniczego. Oczy pozostawały bez wyrazu.
Pies wiernie leżał przy łóżku skomląc cicho.
Lekarz zabrał ciało do miasta, by uzgodnić datę pogrzebu i by pielęgnować zwyczaj trzech dni czuwania przy zmarłym.
Ciało leśniczego przeniesiono do kaplicy, a pogrzeb miał odbyć się trzy dni od daty śmierci. I tak też się stało. Pogrzeb pana Adama Mierzwy zgromadził całą parafię i nie tylko. Drewniany kościół wypchany był po brzegi wiernymi, który przyszli uczcić pamięć tego prawego człowieka o gołębim sercu.
Po pogrzebie, gdy zgromadzenie się rozeszło, Funcik przybiegł na cmentarz. Położył się przy grobie swojego pana, skomląc. Chciał w ten psi sposób wyrazić swój smutek i przywiązanie.
Ludzie, idąc do sklepu mijali cmentarz. Widzieli też wiernego psa, który był już tam od wielu dni. Czuwał przy grobie swojego przyjaciela. Pomimo nawoływań i częstowania smakołykami (a od dłuższego czasu nic nie jadł ani nie pił) nie opuścił posterunku. W końcu głowa Funcika opadła, oczy zgasły. Teraz mógł być na zawsze ze swoim właścicielem. Pochowano go obok grobu leśniczego.
Ilekroć ktoś odwiedzał ten grób, wiedział jaka między człowiekiem i psem nawiązała się przyjaźń, złączona nierozerwalną nicią wiecznego oddania.
Witaj.

Przejdźmy od razu do sedna.
Opowiadanie napisane jest całkiem dobrze, ale jeszcze musisz potrenować, by wyrobić swój styl. Na chwilę obecną tekst jest napisany prosto, a dialogi są bardzo sztuczne. Końcówka jest przewidywalna, co sprawia, że czytelnik nudzi się opowiadaniem. Napotkałem się na literówkę, brakowało przecinka tu i tam. Myślę, że teraz najważniejsze jest dla Ciebie wyrobienie stylu. To przejście z ładnego, prostego pisania do ciekawszego.
Pisz krótkie sceny. To pozwoli wyrobić się Twojemu stylowi. Nie powiązane ze sobą, krótkie sceny. Czytaj dużo.
Podsumowując, całkiem mi się podobało, lecz tylko przeczytałem, a nic nie pozostało mi w pamięci. Owszem, przyjaźń psa i człowieka, ale czy to nie jest zbyt banalne? Tongue

Pozdrawiam ciepło, InF
Azzza]Śnieg mienił się blaskiem promieni słonecznych niczym miliony kryształów ułożonych na podłodze obok siebie. Drzewa pokryte śnieżnobiałym puchem wyglądają jak świeżo ulepione ogromne bałwanki, w których znajdują się iskrzące żarówki. Spadające gwiazdki unoszą się lekko w powietrzu, a pod wpływem ciepła ciała znikają jak marzenie. Biały puch zdradza obecność zwierząt, szukających pożywienia dla siebie i swojej rodziny. W oddali słychać chrupanie, jakby ktoś stąpał wzdłuż alei z krystalicznego szkła.[/quote]
Niekonsekwencja czasu.

[quote=Azza] Zza drzew wyłoniła się postać wysokiego mężczyzny. Niósł na plecach pokaźny worek. Jego twarz naznaczona była cierpieniem. Oliwkowa czapka z daszkiem przykrywała bujną czuprynę ciemnych włosów. Gruba kurtka, również w kolorze oliwki, okrywała go szczelnie, zapięta pod szyję. Jasne oczy przyjaźnie spoglądały na siedzącego obok małego kundelka. [/quote]
Bardzo piękna, acz jak dla mnie jałowa wyliczanka.

[quote=Azza] Kim był ten mężczyzna? To Adam Mierzwa, leśniczy. To człowiek, który ma wielkie serce, skrywające bolesną tajemnicę. [/quote]
Ten, to, to - piękny przykład klasycznego powtórzenia... A nie jest to jedyna rzecz, która mi nie pasuje.

[quote=Azza] Kiedyś, przed laty, gdy był jeszcze młody, zmarła mu żona. To ona znalazła bezbronnego psiaka w rzece, a teraz żyje w lepszym świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia. [/quote]
1. Zmarła mu żona' - bardzo niezgrabny zwrot.
2. Drugie zdanie mało słów dużo treści, tak samo niezgrabnie ujętej, jak w zdaniu wcześniejszym.

[quote=Azza napisał(a):
Kundel dostał imię Funcik. Tylko on został leśniczemu. Stał się jego wiernym przyjacielem.
Te zdania mogłabyś spokojnie połączyć. Małe może i jest piękne, ale nie w tym przypadku.

Cytat: Gdzie Adam się ruszył, tam za nim szedł pies.
Wiesz o co mi chodzi, czy nie?

Cytat:Wybierali się wspólnie na długie spacery po lesie.
Mhy, ciekawe co jeszcze mógł robić leśniczy... w lesie...


Cytat:Pies, zawsze czujny, wszystko potrafił wywęszyć.
Imho, potrafił wywęszyć wszystko.



Cytat: A jednak czasem dręczyła go myśl, że gdyby wtedy nie wyjechał, Eryka by żyła. Zabrałby ją do lekarza, zadbałby o odpowiednią opiekę, by doszła do zdrowia.
Dojść to może facet podczas seksu i nie tylko... Poprawny zwrot to "wrócić do zdrowia".

Cytat: Odstawił fotografię na miejsce i wyjął z worka kosz owoców. Wsypał je na miskę, a chrust, który również spoczywał w worku, wrzucił do pieca.
Wysypał DO miski, a jeśli chcesz napisać na to: stół, podłogę czy inną płaską powierzchnię.

A dalej wybacz juz mi się nie chce poprawiać i sugerować. Jak na początku styl jest znośny, tak pod koniec przeradza się w istną farsę, przynajmniej dla mnie.
Temat - oklepany, wybacz, przyjaźń między zwierzęciem, a człowiekiem jest bardzo popularnym motywem. Dodatkowo Twój tekst kojarzy mi się silnie z jakąś bajką, niestety w tym momencie nie jestem w stanie przypomnieć sobie jaką.
Jestem całkowicie na nie.

Kali

"Śnieg mienił się blaskiem promieni słonecznych niczym miliony kryształów ułożonych na podłodze obok siebie. Drzewa pokryte śnieżnobiałym puchem wyglądały jak z bajki. Spadające gwiazdki unosiły się lekko w powietrzu, wirując w tańcu,, a pod wpływem ciepła ciała znikały jak marzenie."

Zgadnij skąd to jest cytat, droga autorko? Tak, to z twojego tekstu zamieszczonego w dziale fantasy.

"Śnieg mienił się blaskiem promieni słonecznych niczym miliony kryształów ułożonych na podłodze obok siebie. Drzewa pokryte śnieżnobiałym puchem wyglądają jak świeżo ulepione ogromne bałwanki, w których znajdują się iskrzące żarówki. Spadające gwiazdki unoszą się lekko w powietrzu, a pod wpływem ciepła ciała znikają jak marzenie."

A to cytat z tego tekstu. Naprawdę nie potrafisz droga Autorko opisać śnieżnego krajobrazu w inny sposób? Musisz kopiować opis z innego swojego tekstu? Nie czytam dalej z tego właśnie powodu.

Mam nadzieję, że moja pisanina na coś ci się przyda. Pozdrawiam!
Cytat:Kim był ten mężczyzna? To Adam Mierzwa, leśniczy. To człowiek, który ma wielkie serce, skrywające bolesną tajemnicę.
- jak już pisałam wcześniej - zdanie to wydaje mi się śmieszne i spokojnie by go tu być nie musiało.

Cytat:Mężczyzna podniósł się z westchnieniem, zarzucił worek na plecy i ruszył w las, do leśniczówki, w której mieszkał.
Ponownie 'ponownie' - w las do leśniczówki, gdzie samo 'do leśniczówki' by starczyło.

Cytat:– Tu masz jadła na miesiąc cały, byś do miasta nie musiał spieszyć. Gdy ten czas minie, znów przybędę z zapasami.
Chyba wszystko jednak będzie tu 'ponownie' - wciąż obstaję przy śmiesznej stylistyce zamierzchłych czasów, zaiste.

To może ja po prostu skopiuję:

Cytat:A jak to się stało, że pan zachorował?
jak Adam ma odpowiedzieć, skoro jeszcze nie poznał diagnozy? Przecież każdą chorobą można zarazić się inaczej. Dlatego wcześniej MUSI być powiedziane co to za choroba, aby wtedy dopiero Adam mógł widzieć, jak się usprawiedliwiać.

Cytat:– Przybiegł po mnie, mimo, że i tak miałem się do ciebie wybrać
brak kropki na końcu.

Tyle ode mnie tego, co wtedy ominęłaś - specjalnie, czy też nie, ale wciąż razi.
Dziękuję wszystkim za wytknięte błędy. tego mi trzeba! Gdy znajdę trochę czasu, poprawię Smile
Tak jak już powiedzieli przedmówcy, proste i przewidywalne. Widać że jesteś początkująca Smile. Nie będę wytykać błędów technicznych, bo to już uczyniono, powiem tylko że wydaje mi się że piszesz bardzo bezpośrednio. Uwierz czasem w inteligencje czytelnika i uczyń kilka niedomówień, na przykład.
Ale jednak żeby mieć trochę wyczucia w niedomówieniach to trzeba też trochę czytać. Nie mówię że od razu jakieś opasłe księgi, ale chociażby cudze opowiadania, tak żeby zorientować się co ci pasuje, co byś chciała "zaczerpnąć" może do swojego stylu, a czego chciałabyś się wystrzegać.
Pozdrawiam i życzę powodzenia
Kasandra