20-01-2011, 15:35
Okrywam umysł. Odsłaniam twarz. Ciepły deszcz spływa po mej skórze pieszcząc ją niczym wyborny kochanek. Ukrywam drżenie mego ciała w pościeli rozkoszy. Zagryzam wargi. Zamykam oczy. Dłońmi wyobraźni uwieczniam burzę namiętności. Owiewa mnie twa woń. Rozpala ciekawski dotyk.
Mruczysz niczym kot. Uśmiecham się. Spoglądasz na mnie tym swoim nieprzeniknionym wzrokiem. Oczami pytasz czy coś się stało. Przechylam głowę. Sięgam ustami po twą twarz. Pocałunkiem odpowiadam: „nic”. Melodyjnym szeptem pieszczę twoje ucho: „Uwielbiam jak tak mruczysz.” Erotyczną ciszę przerywasz dźwięcznym śmiechem. Przeszywa mnie dreszcz. Nikt, tak jak ty, nie potrafi wniknąć we mnie z taką stanowczą propagandą męskich zmysłów. Tajemnicza siła unosi mnie lekko nad łożem mieniącym się blaskiem gwieździstej nocy.
Językiem wędrujesz między okrągłymi piersiami. Ręce wędrują tuż za nim. Mój oddech drży pod wpływem wilgotnego dotyku. Pamiętam, że lubisz ten „spacer”. „Uwielbiam ten słony smak twojej skóry i jak uwodzi mnie słodkim zapachem dojrzałego owocu.” Wspomnienie tych słów zawsze wzbudza jeden z wielu uśmiechów na mej twarzy. Niczym żmija oplatam twoje nogi. Zaczynając od pośladków a kończąc przy kostkach. „Blokujesz moje ruchy”, odpowiadasz żartobliwie. „I co z tego?”, pytam niby niewinnie. „Przylgnij do mnie choć na chwilę. Rano i tak wyjdziesz. A ja będę karmić się wspomnieniem tej nocy. Wyciśnijmy z niej wszystkie soki. Niech odda to co niesłusznie nam jest należne.” Spoglądasz mi w twarz. Dopiero teraz widzę jak kocie są twe oczy. Uśmiechasz się nagle, odganiając powagę. „Słońce ty moje. Mówisz tak, jakbym miał już nigdy nie wrócić.” Opuszkami palców gładzę twój policzek. Oblizuję spierzchnięte wargi. „Jesteś jak pełnia księżyca. Tak piękny i zmysłowy. Mogę na ciebie spoglądać bez końca i dłońmi dotykać twych kształtów zawieszonych w galaktyce ludzkiej egzystencji. Ale ty jak noc przychodzisz znikąd. Porywasz mnie by nad ranem zostawić wyrwaną z objęć żądzy twego ciała. Tak. Wiem, że nasze dusze nie są splatane ze sobą na tyle by łączyć nasze członki w jedno na wieki. I mimo tego, że pragnę cię do granic wytrzymałości to ty jedyne co możesz mi dać jest ciemnością naszych pragnień.” Wciągnęłam powietrze by wreszcie zamilknąć. Nie powinnam pozwalać wypływać moim uczuciom tak mocno. Milczysz. Odgarniasz z czoła jeden z moich pukli włosów by wtopić swe palce w faliste morze ciemnego brązu. Unosisz moją głowę i wpijasz usta we mnie. Kolejny płomień goreje między naszymi nieokiełznanymi powłokami. Twój oddech uderza mi do głowy. Zostań ze mną na zawsze, skamle me wnętrze. Nie wymówię tego na głos bo wiem, że tak nie będzie. Tylko ta noc. Tylko ten blask iskier rozsypanych na pościeli jest dla mnie. Są moje. Tylko teraz. Tylko dziś. A przez resztę letargu jaki mi został karmić się będę okrutnym wspomnieniem tej słodkiej chwili. Tak, wiem. To kilka godzin. Tyle trwa przecież noc. Dla mnie jednak to chwilka, minuta, sekunda, pół albo i ćwiartka. Bo czym że jest ta noc wobec całego istnienia.
„Mam przerwać?” Pytasz nagle. „Jesteś jakaś nieobecna.” Rozluźniam nogi. Uwalniam go z uścisku. „Daj mi to co jesteś w stanie dać. Napręż ciało. Wejdź głębiej. Chcę krzyczeć z rozkoszy. Wbić paznokcie w twoje plecy. Spraw bym poczuła wybuch Wezuwiusza w moim łonie. Wiem, ze to możesz zrobić. Pozwól, że zabiorę tę rozkosz ze sobą. Chcę spiąć swe wiotkie mięśnie. Poczuć przeszywającą siłę erekcji naszych jednostek. Daj mi to, a o nic więcej nie poproszę.” Moje życzenie traktujesz jak rozkaz. Przytrzymujesz mnie w biodrach i dosięgasz gór mego wnętrza. Czuję twoje zdecydowane i rytmiczne ruchy, które z każdą chwilą napełniają moje wnętrze dziką ekstazą. Wzdycham głośno by po chwili wejść w rytmiczny krzyk. Nie mam już władzy nad sobą. Nie ważne. Liczy się tylko to co zawładnęło teraz nami. Wybuch przeszywa nas oboje. Opadają emocje choć namiętność zostaje.
„Teraz masz część mnie dla siebie w sobie.” Mruczysz z niegrzecznym akcentem. „Wiem.” Odpowiadam na głos wtulając się w twoją spoconą, muskularną pierś. W sercu czuje radosny łomot. Zostaniesz tam na dłużej niż chwilę, a potem ta część ciebie będzie zawsze tylko moja.
Zasypiamy. Rano wstaniesz. Wymkniesz się jak kot. Cicho. Bezszelestnie. Przed wyjściem zostawisz na mojej szyi wilgotny pocałunek. Zawsze tak robisz. Jak byś zostawiał pretekst by wrócić. Ale tego ranka mojej poduszki nie zwilżą łzy tęsknoty. Odejdziesz. Jak zwykle. Teraz to nie ważne. Otworzę oczy. Poczuję jak ciepłe słońce zalewa me nagie, ostudzone ciało. Pogładzę miękki brzuch. Ciebie w całości mieć nie będę. Za to ten skrawek połączony z moim da mi szczęście większe niż puste dni przepełnione wspomnieniem tej nocy. Nie powiem ci, że cię kocham. Choć to prawda. Moją czarę uczuć oddam w darze tej cząsteczce, którą tak ochoczo mi oddałeś. W zamian da mi to czego ty sam nie potrafisz…
Mruczysz niczym kot. Uśmiecham się. Spoglądasz na mnie tym swoim nieprzeniknionym wzrokiem. Oczami pytasz czy coś się stało. Przechylam głowę. Sięgam ustami po twą twarz. Pocałunkiem odpowiadam: „nic”. Melodyjnym szeptem pieszczę twoje ucho: „Uwielbiam jak tak mruczysz.” Erotyczną ciszę przerywasz dźwięcznym śmiechem. Przeszywa mnie dreszcz. Nikt, tak jak ty, nie potrafi wniknąć we mnie z taką stanowczą propagandą męskich zmysłów. Tajemnicza siła unosi mnie lekko nad łożem mieniącym się blaskiem gwieździstej nocy.
Językiem wędrujesz między okrągłymi piersiami. Ręce wędrują tuż za nim. Mój oddech drży pod wpływem wilgotnego dotyku. Pamiętam, że lubisz ten „spacer”. „Uwielbiam ten słony smak twojej skóry i jak uwodzi mnie słodkim zapachem dojrzałego owocu.” Wspomnienie tych słów zawsze wzbudza jeden z wielu uśmiechów na mej twarzy. Niczym żmija oplatam twoje nogi. Zaczynając od pośladków a kończąc przy kostkach. „Blokujesz moje ruchy”, odpowiadasz żartobliwie. „I co z tego?”, pytam niby niewinnie. „Przylgnij do mnie choć na chwilę. Rano i tak wyjdziesz. A ja będę karmić się wspomnieniem tej nocy. Wyciśnijmy z niej wszystkie soki. Niech odda to co niesłusznie nam jest należne.” Spoglądasz mi w twarz. Dopiero teraz widzę jak kocie są twe oczy. Uśmiechasz się nagle, odganiając powagę. „Słońce ty moje. Mówisz tak, jakbym miał już nigdy nie wrócić.” Opuszkami palców gładzę twój policzek. Oblizuję spierzchnięte wargi. „Jesteś jak pełnia księżyca. Tak piękny i zmysłowy. Mogę na ciebie spoglądać bez końca i dłońmi dotykać twych kształtów zawieszonych w galaktyce ludzkiej egzystencji. Ale ty jak noc przychodzisz znikąd. Porywasz mnie by nad ranem zostawić wyrwaną z objęć żądzy twego ciała. Tak. Wiem, że nasze dusze nie są splatane ze sobą na tyle by łączyć nasze członki w jedno na wieki. I mimo tego, że pragnę cię do granic wytrzymałości to ty jedyne co możesz mi dać jest ciemnością naszych pragnień.” Wciągnęłam powietrze by wreszcie zamilknąć. Nie powinnam pozwalać wypływać moim uczuciom tak mocno. Milczysz. Odgarniasz z czoła jeden z moich pukli włosów by wtopić swe palce w faliste morze ciemnego brązu. Unosisz moją głowę i wpijasz usta we mnie. Kolejny płomień goreje między naszymi nieokiełznanymi powłokami. Twój oddech uderza mi do głowy. Zostań ze mną na zawsze, skamle me wnętrze. Nie wymówię tego na głos bo wiem, że tak nie będzie. Tylko ta noc. Tylko ten blask iskier rozsypanych na pościeli jest dla mnie. Są moje. Tylko teraz. Tylko dziś. A przez resztę letargu jaki mi został karmić się będę okrutnym wspomnieniem tej słodkiej chwili. Tak, wiem. To kilka godzin. Tyle trwa przecież noc. Dla mnie jednak to chwilka, minuta, sekunda, pół albo i ćwiartka. Bo czym że jest ta noc wobec całego istnienia.
„Mam przerwać?” Pytasz nagle. „Jesteś jakaś nieobecna.” Rozluźniam nogi. Uwalniam go z uścisku. „Daj mi to co jesteś w stanie dać. Napręż ciało. Wejdź głębiej. Chcę krzyczeć z rozkoszy. Wbić paznokcie w twoje plecy. Spraw bym poczuła wybuch Wezuwiusza w moim łonie. Wiem, ze to możesz zrobić. Pozwól, że zabiorę tę rozkosz ze sobą. Chcę spiąć swe wiotkie mięśnie. Poczuć przeszywającą siłę erekcji naszych jednostek. Daj mi to, a o nic więcej nie poproszę.” Moje życzenie traktujesz jak rozkaz. Przytrzymujesz mnie w biodrach i dosięgasz gór mego wnętrza. Czuję twoje zdecydowane i rytmiczne ruchy, które z każdą chwilą napełniają moje wnętrze dziką ekstazą. Wzdycham głośno by po chwili wejść w rytmiczny krzyk. Nie mam już władzy nad sobą. Nie ważne. Liczy się tylko to co zawładnęło teraz nami. Wybuch przeszywa nas oboje. Opadają emocje choć namiętność zostaje.
„Teraz masz część mnie dla siebie w sobie.” Mruczysz z niegrzecznym akcentem. „Wiem.” Odpowiadam na głos wtulając się w twoją spoconą, muskularną pierś. W sercu czuje radosny łomot. Zostaniesz tam na dłużej niż chwilę, a potem ta część ciebie będzie zawsze tylko moja.
Zasypiamy. Rano wstaniesz. Wymkniesz się jak kot. Cicho. Bezszelestnie. Przed wyjściem zostawisz na mojej szyi wilgotny pocałunek. Zawsze tak robisz. Jak byś zostawiał pretekst by wrócić. Ale tego ranka mojej poduszki nie zwilżą łzy tęsknoty. Odejdziesz. Jak zwykle. Teraz to nie ważne. Otworzę oczy. Poczuję jak ciepłe słońce zalewa me nagie, ostudzone ciało. Pogładzę miękki brzuch. Ciebie w całości mieć nie będę. Za to ten skrawek połączony z moim da mi szczęście większe niż puste dni przepełnione wspomnieniem tej nocy. Nie powiem ci, że cię kocham. Choć to prawda. Moją czarę uczuć oddam w darze tej cząsteczce, którą tak ochoczo mi oddałeś. W zamian da mi to czego ty sam nie potrafisz…