Via Appia - Forum

Pełna wersja: Mroczna nauka
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Mroczna nauka

Wokół panował półmrok. Mężczyzna stojący w rogu pomieszczenia widział jednak świetnie. Lubił, gdy otaczały go ciemności. Pasowało to doskonale do jego mrocznej natury. Śmierć, niebyt, rozkład fascynowały go, starał się po-siąść o nich jak największą wiedzę, tak jak spragniony chce wypić jak najwięcej wody.
Nie mógł jednakże delektować się tą nauką w spokoju. Ludzie byli przeciwni nekromancji, dlatego musiał prze-nieść się do rzadko zaludnionych rejonów państwa, dość daleko od miasta. Najbliższą mu osadą była Terona. Co jakiś czas przychodził w tamte strony, by zakupić potrzebną żywność i ubrania. To wiedzieli mieszkańcy miasta. Powód jego wizyty był nieco głębszy. Potrzebował ciał, a tamtejszy cmentarz z całą pewnością dostarczał mu odpowiedniej ilości trupów.
Mężczyzna spojrzał na leżące na środku pokoju zwłoki. Czekał, aż nastanie odpowiednia pora, żeby móc przystąpić do działania. Najwięcej mrocznej magii kumulowało się wraz z północą. Wtedy mógł użyć swych czarów, by spróbować wezwać ducha i wtłoczyć go w ciało. Jak do tej pory, tylko dwa razy udało mu się obudzić swe sługi, jednakże popełnił przy tym błędy i zaatakowali go tuż po zakończeniu ceremoniału. Magia nekromantyczna była nauką stanowczo potępianą, wręcz niszczono każdy jej przejaw, dlatego nie miał zbyt wielu źródeł, z których mógłby korzystać. Wielu z jego pobratymców zginęło za to na stosie, on jednak uważał, że wiedza warta jest tego ryzyka. Była całym jego życiem, bez nekromancji byłby nikim.
Wielu z tych, którzy uważali magię śmierci za złą, byli przekonani, że są czystsi duchowo, że tacy jak on są splugawieni przez demony. Banda nadętych głupców. Byli tak zarozumiali, że nie wiedzieli nawet, co dzieje się tuż pod ich nosem. Gdyby nie to, że przypadkiem ktoś natknął się na niego podczas rozkopywania grobów, nadal mieszkałby w mieście. Zaczęto się nim interesować, a w końcu postanowiono go zaatakować. Znał ich plany i bez trudu im umknął. Byli tak zadufani w sobie, że nawet nie wiedzieli, jak ma na imię. Yarsun, słowo z języka starożytnych oznaczające „mrok”. Ta niewiedza uniemożliwiła im dalsze poszukiwania.
Gdy po paru miesiącach ponownie powrócił do miasta, nikt go nie rozpoznał. Uznali, że zginął w puszczach. My-śleli, że jest słaby, on jednakże mógłby bez trudu zabić ich wszystkich na wiele sposobów, a oni nie byliby w stanie stawić mu żadnego oporu. Byli dla niego niczym, byli mu jednakże w pewien sposób potrzebni. Nie musiał dzięki nim martwić się o żywność i przedmioty oraz, oczywiście, o dostawę świeżych ciał.
Pomimo to wyjechał. Chciał mieć pewność, że nikt nie zakłóci jego pracy. I w ten sposób znalazł się w tym miejscu, za siedzibę wybrał sobie Puszczę Lavoire. W okolicy znajdował się system jaskiń, w których mógłby zamieszkać, on jednak zbudował sobie dla pozorów dom. Niemal co wieczór kontynuował swój mroczny rytuał, starając się stworzyć wiernego i posłusznego sługę. Jeśli uda mu się z ciałem, będzie mógł zacząć eksperymentować z duchami, a następnie ze szkieletami. Wielu początkujących nekromantów robiło ten błąd, że zaczynali od zjaw. Były one łatwiejsze do przyzwania, lecz trudniejsze do kontroli. Yarsun doskonale wiedział, że gdyby pomylił się tak z duchem, jak to miało wcześniej miejsce z zombie, najpewniej by zginął. Przyzwane upiory zyskiwały ciało przypominające materialne. Można je było odegnać czarami, w żaden inny sposób. Ich ataki zawsze były groźne, mogły poważnie zranić, niemal zawsze trafiały celu. Szkielety były jeszcze gorsze, bo utrzymujące je wiązania magiczne dawały im sporą wytrzymałość.
Zebrał wokół siebie lekką linię magii. Była już wystarczająco mocna. Odwrócił się w stronę leżących na środku pomieszczenia zwłok młodej kobiety. Rany na jej ciele doskonale świadczyły o tym, że została zamordowana. Życie biedaków w Teronie nie było łatwe, dzięki czemu dostarczali mu dużo materiału do badań.
Wzniósł do góry obie dłonie i zbierał powoli magiczną energię. Falowała w jego ciele rosnąc z każdą chwilą, wypełniając całą jego duszę poczuciem potęgi. Krwawa magia pulsowała w jego żyłach, kumulując się w ramionach, potężniejąc, gdy wsysała moc magicznego kręgu wyrysowanego krwią u jego stóp. Zogniskował energię w końcówkach palców i zaczął śpiewnie wygłaszać inkantację. Nie mógł się pomylić ani razu, od tego zależało jego życie. Gdy tylko zakończył swą pieśń, podzielił zgromadzoną siłę i jedną z części wysłał w stronę symbolu, drugą w kierunku ciała kobiety. Wezwał do siebie jej ducha. Poczuwszy jego obecność, natychmiast wtłoczył go w trupa. Dusza chciała stawić opór, jednakże moc Yarsuna była mocniejsza. Inicjacja zakończyła się i nekromanta czekał na efekt swych działań w gotowości.
Zombie usiadło i spojrzało na niego pustymi, szklistymi oczami. Nie zrobiło żadnego innego ruchu. Czekało na jego rozkaz. Mężczyzna krzyknął z triumfem. Udało mu się, w swych studiach posunął się o krok dalej.
- Będziesz mi służyć – powiedział, wysyłając małą wiązkę mocy, nakazując ożywieńcowi wstać. Zrobił to. Mag uśmiechnął się jeszcze szerzej.
W końcu mógł realizować się dalej. Gdy tylko nauczy się lepiej kontrolować swe sługi, będzie mógł stworzyć swoją małą armię.

W Teronie wrzało. Młody mężczyzna idący główną aleją do placu targowego zatrzymał się zaciekawiony. Na imię miał Ravil. Sam mógłby nazwać siebie poszukiwaczem przygód, bowiem często zatrzymywał się w miastach na krótko i podejmował krótkoterminowe prace, szukając okazji do nowych doświadczeń. Polował, pomagał w kuźni, ujeżdżał konie, a czasami wykonywał prace, którymi wolałby się nie chwalić przy strażnikach. Kradł na zlecenie, dwa razy zdarzyło mu się działać jako skrytobójca. Przede wszystkim zaś był magiem. Niemal nikt o tym nie wiedział, bowiem młodzieniec nie obnosił się z tym zanadto. Wolał pozostawić tę informację dla siebie, na wypadek nagłej potrzeby. Nie wykorzystywał często swoich zdolności magicznych, lecz rekompensował sobie to innymi umiejętnościami.
Podszedł do rozmawiającej z przejęciem grupki mężczyzn. Na ich twarzach widniało napięcie. Gdy Ravil do nich podszedł, zamilkli i spojrzeli na niego w napięciu, podejrzliwie. Nieco go to zdziwiło. Oczywiście, jego czarne włosy, brązowe oczy i ogorzała skóra całkowicie wyróżniały go od mieszkańców Asandii, którzy mieli jasne włosy i niebieskie oczy, lecz sądził, że nie to wywołało aż taką nieufność.
- Co się stało? – spytał, mając nadzieję, że dowie się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Nic. Skąd podejrzenie, że coś się dzieje? – Mężczyzna obrzucił go taksującym wzrokiem.
- Sądząc po waszym przejęciu, coś musiało się wydarzyć.
Człowiek, który wcześniej się do niego odezwał, spojrzał po otaczających go ludziach. Powoli pokiwali głowami. Ich przywódca westchnął.
- Dobrze, powiem ci. Ktoś zaczął plądrować groby i, co gorsza, wiemy, że to nie byle kto, lecz prawdziwy nekromanta. Wcześniej grasował w innym, pobliskim mieście, teraz zaś przybył do nas. Masz szczęście, że przybyłeś po tym, jak grabieże się zaczęły. To stawia cię ponad podejrzeniami. Na razie.
- Cóż za okropieństwo! Nigdy nie byłbym w stanie zrobić czegoś takiego! Macie już jakieś podejrzenia?
- Czemu chcesz o tym wiedzieć? Powiedziałem ci już wystarczająco dużo.
- Dlaczego się pytam? Jestem wielkim przeciwnikiem tego typu praktyk. To grzeszne okropieństwo, więzienie duszy zmarłych w ciałach. I niebezpieczne. Chcę wam pomóc w pozbyciu się tego drania.
Mężczyzna przeszył go wzrokiem, jakby starając się dostrzec, czy Ravil mówi prawdę. Młodzieniec nawet nie mrugnął pod tym groźnym spojrzeniem.
- Na razie nie wiemy zbyt wiele. – Zamilkł. – Kellus.
- Słucham?
- Nazywam się Kellus.
- Och, jestem Ravil.
- Gdy tylko dowiemy się czegoś, postaram się cię odnaleźć. Każda para rąk do wypędzenia tego grobokrążcy jest pożądana.
- Dziękuję. Chętnie pomogę jak tylko zdołam.
- Powiedziałem ci wszystko, co na razie wiemy. A teraz idź, na pewno masz wiele rzeczy do zrobienia.
Młodzieniec patrzył na niego jeszcze przez chwilę, po czym zrobił to, co mu nakazano. Nie podobało mu się to nieuprzejme odprawienie, jednakże wolał nie wdawać się teraz w sprzeczki, skoro był bliski dowiedzenia się, gdzie znajduje się leże nekromanty. Nie powiedział prawdy tym mężczyznom. Tak naprawdę nie chciał zabić maga lecz u niego terminować. Zawsze interesowała go ta forma magii, choć nigdy nawet nie próbował jej praktykować. Nie miał do tego odpowiednich źródeł, nie mógł znaleźć ksiąg ani żadnej osoby, która mogłaby mu pomóc.
Skierował swe kroki na rynek, jak już wcześniej zamierzał. Gdy uzupełnił swe zaopatrzenie, rozejrzał się za jakąś pracą. Zamierzał znaleźć sobie uczciwe zajęcie. Chciał, żeby mieszkańcy miasta zaczęli mu bardziej ufać.
Udało mu się skłonić kowala do tego, by przyjął go do pracy jako swego pomocnika. Ravil zawsze lubił to zaję-cie, szczególnie rozgrzewanie metalu. Palenisko buzowało wręcz od mocy, poruszając jakąś stronę jego istoty. Choć nie pobierał magicznej energii od ognia, zawsze napełniało go to swego rodzaju potęgą, koiło zmysły. Młodzieńcowi zawsze było trochę szkoda nieobdarzonych, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy, jak wiele tracą. Nie można było jednakże zadowolić każdego i mężczyzna ciszył się, że to właśnie on został wybrany przez los i otrzymał swój dar.
W ciągu kilku dni udało mu się zyskać pełne zaufanie swego pracodawcy, a nawet podziw. Stary kowal zachwycał się nad jego umiejętnościami. Młodzieniec zawsze na to odpowiadał wzruszeniem ramion i mówił, że praktyka czyni mistrza. Umiejętności kowalskie wcale nie były trudne. Wystarczyły do tego siła i szczegółowość. Tego ostatniego musiał się nauczyć, gdy rozwijał swe umiejętności magiczne, a że siły mu nie brakowało tworzenie prawdziwych dzieł ze stali nie sprawiało mu zbytniego problemu.
Po upływie tygodnia od przyjęcia tej pracy przybył do niego posłaniec, mały chłopiec, który nie miał jeszcze nawet czternastu lat.
- Kellus oczekuje cię, panie, w swoim domu. Jeśli za mną pójdziesz, wskażę ci drogę.
Ravil, nieco zaskoczony tym spotkaniem, poszedł za dzieckiem. Nieco dziwiło go to, że w Asandii rolę posłańców pełnili niepełnoletni. W jego rodzinnym Weranie taka rzecz nie mogłaby mieć miejsca. Lecz nie znajdował się w swym rodzinnym państwie i musiał przejąć, a przynajmniej zaakceptować zwyczaje tubylców.
Również pora była dość zaskakująca, jak na spotkanie. Był już późny wieczór.
Dom mężczyzny był duży, lecz stosunkowo skromnie urządzony. Jedynie piękne obrazy na ścianach wskazywały, że jego właściciel nie może narzekać na brak pieniędzy. Jedne z nich przedstawiały bitwy, które zapewnie były ważnymi wydarzeniami dla państwa, na pozostałych widnieli jacyś ludzie.
Młodzieniec wszedł do gabinetu i zastał Kellusa siedzącego przy biurku i wpatrującego się w ułożony przed nim ogromny stos papierów. Mężczyzna uniósł wzrok i przeszył swego gościa uważnym spojrzeniem.
- Usiądź, proszę. – Mężczyzna wskazał na krzesło. – Musimy porozmawiać.
Ravil usiadł, zastanawiając się, czy Kellus chce mu powiedzieć o magu śmierci, czy stwierdzić, że nie potrzebują pomocy.
- Wezwałem cię tutaj – zaczął mężczyzna – żeby poważnie porozmawiać z tobą o nekromancie, plugawiącym spoczynek naszych przodków i zagrażającym mieszkańcom tego miasta. Chcę, byś zrozumiał, z czym będziemy mieli do czynienia i zastanowił się, czy na pewno chcesz się w to mieszać. Możesz zginąć. Magowie zawsze są niebezpieczni, ich moce są większe niż zwykłego śmiertelnika, a na pewno bardziej nieprzewidywalne. Masz pojęcie, co mogą zdziałać swymi czarami?
- Tak. Słyszałem o nich.
- To dobrze. Dzięki temu nasza rozmowa będzie nieco łatwiejsza. Nekromanta to mag parający się czarami mogącymi ożywić zmarłych. Przez to jest jeszcze groźniejszy niż typowy czarodziej: poza zwykłymi zaklęciami może korzystać również z pomocy swych martwych sług. A sądząc z ilości rozkopanych grobów, ma ich bardzo wiele, może nawet o wiele więcej, niż myślimy. Znamy już położenie jego leża.
- Gdzie to jest?
- Na południe od miasta w Puszczy Lavoire. Jeśli będziesz chciał dotrzeć do jego domu, będziesz musiał podążać drogą wiodącą na południowy-zachód aż do brzegu rzeki Nariva. Nie przekraczaj jej jednak, ale idź na wschód wzdłuż jej biegu. Jeśli będziesz stosował się do tych wskazówek, powinieneś po piętnastu minutach dostrzec jego chatkę. Jest ona dość mała, ale sądzę, że nie powinieneś jej zgubić. Nie radzę ci tam jednak iść samemu. Jeśli to zrobisz, najprawdopodobniej umrzesz.
- Rozumiem. Nie postąpię tak lekkomyślnie. Wiesz coś jeszcze? Jak nazywa się nekromanta?
- Jego imię pozostaje nieznane, nie wyjawił nam go. Znamy jednak jego wygląd i, wierz mi, to w zupełności wy-starczy. Zamierzamy wyruszyć jutro, dwie godziny po świcie. Zbierzemy się w gospodzie „pod lwem”.
- Dlaczego nie zaatakujecie dzisiaj?
- Noc jest jego porą. Nie chcemy atakować lwa w jego leżu, gdy będzie najsilniejszy. Dzień jest zdecydowanie najodpowiedniejszym czasem do ataku. Z drugiej strony, nie będziemy zwlekać zbyt długo i nie damy mu szansy na ucieczkę. Wiedząc o tym wszystkim, czy nam pomożesz?
Młodzieniec przez chwilę milczał, udając, że się namyśla.
- Tak. Ryzyko jest duże, ale gdybym nie spróbował zmieść jednego z tych plugawców z powierzchni ziemi, nie byłbym w stanie sobie tego wybaczyć.
- Wobec tego dobrze. Nie spóźnij się.
- Nie ma obawy. Przybędę uzbrojony w najlepszą broń, czujny i gotowy do ataku.
Mężczyzna skinął głową. Ravil poznał, że skończyli rozmowę i wyszedł. Skierował kroki do wynajmowanego w gospodzie pokoju i zabrał całą broń, jaką posiadał. Ubrał się w ciemne odzienie, pozwalające lepiej ukryć się w mroku. Zabrał ze sobą wszystkie najbardziej potrzebne rzeczy, resztę pozostawił w pomieszczeniu. Nie wiedział, czy jeszcze tu wróci, przewidywał jednak, że Kellus może spróbować wysłać swych ludzi, by go śledzili, lub też nabrać podejrzeń, jeśli Ravilowi nie uda się dotrzeć na czas w ustalone miejsce.
Wyszedł z gospody, starając się wtopić w otoczenie. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, ukrył się w cieniach, starając się umknąć przed wzrokiem. Wykorzystał nieco swej mocy, by wyciszyć odgłos swych kroków. Ufał, że nawet gdyby został zaatakowany przez nekromantę, będzie w stanie go zabić lub uciec. Postawił swą moc w stanie gotowo-ści, ogniskując ją w swej piersi, by mógł z niej szybko skorzystać.
Gdy wyszedł poza bramy miasta i upewnił się, że nikt nie zdoła go zauważyć, zaniechał ukrywania się. Ruszył swobodnym krokiem, przypominając sobie słowa Kellusa, mówiącego, jak ma dotrzeć do celu.

Yarsun spojrzał ponuro w kierunku północy, jakby starając się przebić wzrokiem drzewa i dostrzec leżące za nimi miasto. Ci głupcy w końcu go odkryli. Postanowili go zaatakować, za co niedługo zapłacą swym życiem. Kiedyś był słaby, zmuszono go do ucieczki, lecz nie teraz. Jego moc znacznie wzrosła. Na swych usługach miał potężnych ożywieńców i nie obawiał się ataku.
Mimo wszystko irytowała go ich arogancja. Nie dość, że uważali się za lepszych, to jeszcze nie doceniali nauki nekromancji. Mag doszedł do wniosku, że może po to właśnie tu jest: by oświecić ten motłoch. Gdyby został ich władcą, z pewnością mógłby wnieść wiele dobrego do ich nędznego życia.
Teraz jednakże musiał odeprzeć ten atak. Nie było wyjścia – musieli zginąć. Zrezygnował z pomysłu zamienienia ich w nieumarłych. Przydadzą się lepiej, jeśli pozwoli swej armii się posilić. Głód jego sług narastał coraz bardziej, jeśli nie chciał, by osłabli, musiał ich nakarmić. Ci głupcy najwidoczniej chcieli wyświadczyć mu tę przysługę. Nie zamierzał im odmawiać.
Wśród jego wrogów był mag. To mogło stanowić pewien problem, więc zamiast przywoływać innych nieumartych postanowił zgromadzić wystarczającą ilość energii do obrony. Zamierzał zabić swego rywala, ryzyko jakie stwarzał było zbyt duże. Większość magów Asandii nienawidziła nekromantów. Yarsun nie widział powodów, by i tym razem tak nie było.
Niespodzianie wyczuł moc na północny-zachód od swej kryjówki. A więc ten mag był aż tak arogancki, by atakować go w pojedynkę? Nekromanta zaśmiał się z pogardą. Jeśli jego domysły są słuszne, samotny czarodziej nie będzie zbyt wielkim problemem.
Yarsun ruszył do swej jaskini. Tam zbierała się jego armia, lecz co najważniejsze, postawił bariery przeciwko mocy magicznej. Utworzenie tarczy kosztowało go wiele wysiłku i przelanej krwi, jednakże teraz nie musiał obawiać się magów, a już w zupełności tych, którzy atakowali w pojedynkę. Jego zaklęcie nie przeszkadzało mu w rzucaniu czarów, lecz skutecznie powstrzymywało magię przeciwnika. Obcy czarodziej mógł zdjąć barierę, ale żeby to zrobić, musiał zużyć całą swą moc. Ten arogant być może upora się z tarczą, ale nie starczy mu już energii na obronę przed jego ożywieńcami. Krótko mówiąc, wroga Yarsuna można już było uznać za martwego.
Nekromanta wysłał sygnał do swych sług, by szykowali się do walki, a sam zajął miejsce, na podeście skalnym nieco powyżej dna jaskini. Zapewniało mu to całkiem dobry widok, sam zaś pozostawał niezauważony oraz bezpieczny przed bezpośrednimi atakami. Czekał, ciesząc się na zbliżające się widowisko.

Ravil rozejrzał się po wnętrzu domku. Mała chatka składała się tylko z dwóch pomieszczeń, jednym z nich była kuchnia, drugie stanowiło ogólną izbę. Pachniało tu śmiercią, jednakże młodzieniec nie odnalazł żadnych innych śladów potwierdzających, że mieszkał tu nekromanta.
Ponownie zlustrował izby z niepokojem. Wszystko wskazywało na to, że maga tu nie było. Lecz w takim razie, gdzie mógł przebywać? Mężczyzna martwił się, że nekromanta mógł się ukryć i nasłać na niego swych nieumarłych lub zaatakować bezpośrednio swą magią. Ravil nie chciał walczyć, chciał zostać uczniem tego człowieka, poza tym obawiał się, że mógłby polec w boju. Szybko wyszedł z domku i poszukał śladów. Nic nie wskazywało na to, że są tu jacykolwiek wrogowie. Młodzieniec wysłał wiązkę swej mocy, poszukując śladów magii. Odnalazł bardzo dużą jej kumulację w jaskiniach na wschodzie. To tam był nekromanta. Młodzieniec zebrał się w sobie, położył dłoń na rękojeści miecza oraz swe mistyczne palce na swej energii i ruszył w tamtym kierunku.
Las w nocy wyglądał upiornie, trochę niepokoił Ravila. Nigdy wcześniej młodzieniec nie obawiał się ciemności, lecz teraz sytuacja była dość osobliwa. Chociaż jego ulepszony magicznie wzrok pozwalał dojrzeć mu najdrobniejsze szczegóły otaczającego go krajobrazu, mag obawiał się, że mógłby mimo wszystko zostać złapany w pułapkę. Podskakiwał na każdy najdrobniejszy szelest, pocił się z niepokoju a jego nerwy były napięte jak postronki. Mógł jeszcze zawrócić, lecz wtedy nie osiągnąłby swego celu, tego, czego pragnął odkąd tylko się o tym dowiedział. Zignorował złe przeczucia i szedł dalej.
Niebawem dotarł do skalnej ściany, mrocznie odznaczającej się od reszty krajobrazu. Było to bardzo strome stocze dość wysokiego wzgórza. Przełknął ślinę i ponownie ruszył za głosem magii.
Wejście do jaskini wyglądało w mroku jak bramy do samej otchłani. Młodzieniec zawahał się, po czym głęboko nabrał powietrze i wszedł w czeluści jamy. Jeśli jego przeznaczeniem była śmierć z rąk nekromanty, to zapewne i tak nie uda mu się uniknąć tego losu.
Szedł i szedł, zdawało mu się, że trwało to już całą wieczność, a nie napotkał nic, co mogłoby świadczyć o obecności maga, oprócz buzującej wkoło mocy. Niespodzianie tuż za jego plecami wyrosła ściana energii. Odwrócił się na pięcie, czując ze strachu ściskanie w żołądku i spróbował ją usunąć. Gdy tylko sięgnął po swą moc, wydało mu się, że jakaś nieznana siła próbuje mu wydrzeć energię. Jego całe ciało przeszył ból, jak gdyby ktoś przypalał go rozgrzanym do białości żelazem. Krzyknął i osunął się na ziemię. Rozproszył całą swą moc, po części dlatego, bo miał nadzieję, że w ten sposób powstrzyma męki, po części dlatego, że przestał nad sobą panować. Gdy tylko to zrobił, obca siła zniknęła. Ravil podniósł się powoli na drżące nogi i delikatnym dotknięciem swej magii spróbował zbadać zagradzającą mu drogę odwrotną barierę. Ból znowu przeszył jego ciało, tym razem był dotkliwszy. Młodzieniec ponownie oddalił swą moc, cierpienie jednakże nie zniknęło już tak szybko. Gdy w końcu ból odpłynął, Ravil drżał na całym ciele, był mokry od potu i nie miał nawet siły, żeby wstać, nie mówiąc już o walce. Znalazł się w patowym położeniu.
- Twoje wysiłki są naprawdę zabawne – rozległ się głos. Młodzieniec drgnął na ten dźwięk, rozglądając się niespokojnie. Nikogo nie zobaczył. Strach zacisnął mu gardło, gdy zdał sobie sprawę, że nekromanta jest w pobliżu. Wrogi mag mógł go zabić bez najmniejszego problemu. – Czyżbyś nie wiedział, dlaczego nie możesz skorzystać ze swych mocy?
Ravil nie odpowiedział, zamiast tego próbował zlokalizować maga mroku. Nie udało mu się.
- Zadałem ci pytanie. – Ton mieszkańca jaskini nabrał lodowatego brzmienia.
- Nie. Nigdy nie spotkałem się z tego typu magią – odparł młodzieniec, uznawszy, że lepiej zrobi, jeśli nie da mu powodów do ataku.
- Otaczająca cię magia powstrzymuje cię przed użyciem mocy. Zrobiłeś błąd przychodząc tu w pojedynkę. To jest żałosne – wierzyłeś, że jesteś w stanie mnie pokonać?
- Nie, to nie tak! Nie chcę z tobą walczyć. Chcę…
- Myślisz, że mnie przechytrzysz? – przerwał mu czarodziej śmierci. Zaśmiał się mrocznie. – Masz tupet. Bę-dziesz dobrym sługą.
- Nie! Chcę zostać twoim uczniem. Zawsze fascynowała mnie nekromancja, lecz nie mogłem znaleźć nikogo, kto pomógłby mi zagłębić się w arkana tej sztuki.
Ravil podniósł się i rozejrzał uważnie. Dopiero teraz dostrzegł sylwetkę maga, na skalnej półce powyżej. Jakiś ruch w ciemności przykuł jego uwagę i młodzieniec zauważył kłębiących się w korytarzu nieumartych. Magiczna bariera uniemożliwiała mu ucieczkę. Jeśli nie zdoła przekonać nekromantę do swoich racji, czeka go przerażający los, gorszy niż sama śmierć.
Ożywieńcy ruszyli w jego kierunku.
- Poczekaj! Mówię prawdę! Chcę zostać twoim uczniem! – Jego głos stał się nieco bardziej piskliwy, strach za-czął przejmować nad nim kontrolę. – Będę ci wiernie służył!
- O tak, będziesz. Nie w sposób, o jakim myślałeś, ale bardzo mi się przysłużysz.
Nieumarli byli już bardzo blisko. Ravil ponownie spróbował użyć swej mocy, lecz ból uniemożliwił mu to. Osunął się z okrzykiem na kolana i w przerażeniu patrzył na zbliżające się do niego rozkładające się ciała ożywione magią. Ponownie wrzasnął i spróbował rozbić barierę uderzając w nią pięściami. Na nic mu się to nie zdało. Zerwał się na nogi, wziął broń i przygotował się do obrony. Wiedział, że nie ma szans, ale nie zamierzał oddać swego życia za darmo.
Nie powinien tu przychodzić. Zrozumiał, że popełnił błąd, chcąc nauczyć się tego rodzaju magii. Gnijące ciała, które miały za chwilę go rozszarpać, napełniały go przerażeniem. Jeszcze gorszy był fakt, że niedługo stanie się jednym z nich.
Już po chwili zaczęły szarpać go palce ożywieńców. Próbował je zniszczyć, lecz były o wiele trudniejszymi przeciwnikami niż ludzie. Nie czuły bólu, ani strachu. By je pokonać, musiał je pociąć na kawałki. Gdyby miał do czynienia z garstką wrogów udało mu się, ale armia nieumarłych była tak wielka, że nie mieściła się w korytarzu. Stwory łapały go za kończyny, unieruchamiając go, rozcinały jego ciało paznokciami, gryzły. Młodzieniec krzyczał z przerażenia, rozpaczliwie próbując odwlec to, co nieuniknione. Jego wrzask ucichł dopiero wtedy, gdy zaczęły otaczać go ciemności. Ze szlochem wykrzyknął:
- Błagam cię, nie rób mi tego! Nie zamieniaj mnie w swojego sługę! Błagam!
Po czym zapadł się w lodowatą, mroczną pustkę.
Cytat:Wokół panował półmrok. Mężczyzna stojący w rogu pomieszczenia widział jednak świetnie. Lubił, gdy otaczały go ciemności. Pasowało to doskonale do jego mrocznej natury. Śmierć, niebyt, rozkład fascynowały go, starał się po-siąść o nich jak największą wiedzę, tak jak spragniony chce wypić jak najwięcej wody.
Zupełnie bez wyrazu. Opis zapewne miał wywoływać w czytelniku uczucia towarzyszące lekturze opowieści Poe, czy Lovecrafta swojej roli zupełnie nie spełnia. Żaden element nie jest tak naprawdę opisany, otrzymuję same nieostre, przymglone zarysy tego, czym miał być. Nie wiem, jakie jest pomieszczenie - didaskalia w Fauście rzucają więcej światła na wygląd zatęchłego, obskurnego sanktuarium doktora. Braku opisu nie tłumaczy ten półmrok, bohater wszystko przecież widziTongue
Potem informacje o tajemniczym mężczyźnie. Po prostu był mroczny i zainteresowany, cóż, śmiercią. Podanie tego na tacy nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ w tekście nie było wcześniej niczego, co potwierdzałoby niezwykłe hobby postaci. Powinno być jakieś tło, skąd te zainteresowania, jak się przejawiały i tak dalej.

Cytat:Nie mógł jednakże delektować się tą nauką w spokoju.
Jakoś nie pasuje mi ''nauka'' jako określenie nekromancji. Z Mroczną Sztuką się spotykałem, owszem, ale do nauki zawsze było bliżej alchemii, niż czystej magii.

Cytat:Powód jego wizyty był nieco głębszy.
DosłownieTongue Ale mimo tego zmieniłbym to na np. ''Prawdziwy powód jego wizyt był zupełnie inny'', czy coś.

Cytat:Potrzebował ciał, a tamtejszy cmentarz z całą pewnością dostarczał mu odpowiedniej ilości trupów.
Paradoksalnie w mieście byłoby dużo łatwiej - choroby, przyczyny naturalne, ale i morderstwa, czy to na zlecenie, czy porachunki między jakimiś bandami. Na wsi wszyscy wszystko wiedzą, zaraz by się zlecieli z widłami, bo wąpierz jaki piekielne harce na cmentarzu wyczynia.

Cytat:Magia nekromantyczna była nauką stanowczo potępianą, wręcz niszczono każdy jej przejaw, dlatego nie miał zbyt wielu źródeł, z których mógłby korzystać.
Ok, to Twój świat. Ale o ile ciekawiej, jeśli pełno jest tych ksiąg, przynajmniej w drugim obieguTongue Tak, jak to było w naszym świecie.

Cytat:Yarsun, słowo z języka starożytnych oznaczające „mrok”.
Dlaczego? Akurat jego rodzice przewidzieli, czym się synek będzie zajmował. To trochę popada w śmieszność, wszystko takie na siłę mroczne. Przez to efekt jest zupełnie odwrotny.

Cytat:I w ten sposób znalazł się w tym miejscu, za siedzibę wybrał sobie Puszczę Lavoire. W okolicy znajdował się system jaskiń, w których mógłby zamieszkać, on jednak zbudował sobie dla pozorów dom.
Samotnie stojący w puszczy dom zupełnie przecież nie jest podejrzany. Natomiast każdy dobry mag popędzi do kawerny liczącej sobie eony, mającej tysiące splątanych korytarzy.

Cytat:Odwrócił się w stronę leżących na środku pomieszczenia zwłok młodej kobiety. Rany na jej ciele doskonale świadczyły o tym, że została zamordowana.
Młoda wieśniaczka, do tego zamordowana, odkopana prawie świeżo po pochówku. W małych osadach samo morderstwo wzbudziłoby sensację, co dopiero zniknięcie zwłok. Prędzej, czy później ktoś powiązałby z tym człowieka z puszczy.

Cytat:a ich twarzach widniało napięcie. Gdy Ravil do nich podszedł, zamilkli i spojrzeli na niego w napięciu, podejrzliwie.
Powtórzenie.

Cytat:- Co się stało? – spytał, mając nadzieję, że dowie się, o co w tym wszystkim chodzi.
Samo ''spytał''. Czytelnik wie, dlaczego pyta przecież xD

Cytat:- Dobrze, powiem ci. Ktoś zaczął plądrować groby i, co gorsza, wiemy, że to nie byle kto, lecz prawdziwy nekromanta. Wcześniej grasował w innym, pobliskim mieście, teraz zaś przybył do nas. Masz szczęście, że przybyłeś po tym, jak grabieże się zaczęły. To stawia cię ponad podejrzeniami. Na razie.
Wycofuję poprzedni zarzut, zorientowali się, w porządku xD

Sam dialog niestety, jak z kiepskiego RPG. Więcej uczucia, postaw się w sytuacji bohaterów.

Cytat:Zbierzemy się w gospodzie „pod lwem”.
"Pod Lwem"

Cytat:Mężczyzna martwił się, że nekromanta mógł się ukryć i nasłać na niego swych nieumarłych lub zaatakować bezpośrednio swą magią.
Kropka po bezpośrednio, wystarczy.

Cytat:Młodzieniec zebrał się w sobie, położył dłoń na rękojeści miecza oraz swe mistyczne palce na swej energii i ruszył w tamtym kierunku.
Wybacz, ale "mistyczne palce" brzmią co najmniej dziwnie. Moje pierwsze skojarzenie to ręce, które leczą.

Cytat:Las w nocy wyglądał upiornie, trochę niepokoił Ravila. Nigdy wcześniej młodzieniec nie obawiał się ciemności, lecz teraz sytuacja była dość osobliwa. Chociaż jego ulepszony magicznie wzrok pozwalał dojrzeć mu najdrobniejsze szczegóły otaczającego go krajobrazu(...)
On może je dostrzec, ale dlaczego nie czytelnik?

Poza tym, niby taki zapalony fan nekromancji, a boi się naturalnego środowiska magów, do których chce przystać.
Zakończenie nawet niezłe, jak na cały tekst, samo w sobie nie jest zbyt oryginalne. Za bardzo drętwo jest, postacie pozbawione są głębszego charakteru, jakichś cech nadających im bardziej ludzki wygląd. Papierowe, po prostu.
Myślałem, że opowiadanie uratuje chociaż klimat, ale właściwie nie istniał - wszystko to wyglądało jak w kiepskim przedstawieniu teatralnym.
Wybacz, ale tak to wygląda według mnie.



Wielkie dzięki za Twój komentarz. Dzięki temu dowiedziałam się o wielu błędach, których wcześniej nie dostrzegałam, a teraz stają się zupełnie jasne. Jak widzę, jeszcze wiele pracy przede mną. Teraz już wiem, na czym głównie mogę się skupić i mam nadzieję, że z biegiem czasu moje opowiadania nabiorą głębi i staną się o wiele ciekawsze.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam Smile
Witaj. No, to jedziemy:

Cytat:Zaczęto się nim interesować, a w końcu postanowiono go zaatakować.
Do zredagowania.

Cytat:- Będziesz mi służyć – powiedział, wysyłając małą wiązkę mocy, nakazując ożywieńcowi wstać. Zrobił to. Mag uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Kto wstał? Mag, czy Zombiak? Ze zdania nie wynika jednoznacznie kto. Do zredagowania.

Cytat:Podszedł do rozmawiającej z przejęciem grupki mężczyzn. Na ich twarzach widniało napięcie. Gdy Ravil do nich podszedł, zamilkli i spojrzeli na niego w napięciu
Tongue

Cytat:Nie podobało mu się to nieuprzejme odprawienie, jednakże wolał nie wdawać się teraz w sprzeczki, skoro był bliski dowiedzenia się, gdzie znajduje się leże nekromanty.
Cztery 'się' w jednym zdaniu.

Cytat:Skierował swe kroki na rynek, jak już wcześniej zamierzał. Gdy uzupełnił swe zaopatrzenie, rozejrzał się za jakąś pracą.
Powtórzenie.

Cytat:Nie można było jednakże zadowolić każdego i mężczyzna ciszył się, że to właśnie on został wybrany przez los i otrzymał swój dar.
Literówka.

Cytat:gdy rozwijał swe umiejętności magiczne, a że siły mu nie brakowało (,)tworzenie prawdziwych dzieł ze stali nie sprawiało mu zbytniego problemu.
Zabrakło przecinka.

Cytat:Znamy już położenie jego leża.
Leża? Oo. Leżę to ma jakaś bestia, potwór, coś w tym rodzaju, a nie nekromanta, który jest przecież człowiekiem. Zamieniłbym na obozowisko, albo coś podobnego.

Cytat:Zbierzemy się w gospodzie „pod lwem”
"Pod Lwem" - nazwa własna, czyli z dużych liter.

Cytat:- Noc jest jego porą. Nie chcemy atakować lwa w jego leżu, gdy będzie najsilniejszy
Tu zaś 'leżu' zmieniłbym na 'legowisku

Cytat:Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, ukrył się w cieniach, starając się umknąć przed wzrokiem.
Trzy 'się' w jednym zdaniu.

Cytat:więc zamiast przywoływać innych nieumartych postanowił zgromadzić wystarczającą ilość
Literówka. Gdzieś tam dalej w tekście, pojawia się znowu.



Niezbyt podoba mi się Twoje opowiadanie, a w szczególności bohaterowie i prowadzenie dialogów. Dialogi są bardzo sztuczne, sztywne. Nekromanta jakiś dziwny; chce zostać królem, żeby zreformować królestwo? Nekromanta jest nekromantą - musi chcieć zniszczyć wszystko. Nie pasuje mi, w ogóle. Druga sprawa - co za skończony tępak, za przeproszeniem, wybiera się w pojedynkę do nekromanty, nawet, jeżeli nie zamierza z nim walczyć? Tongue Według mnie końcówka zbyt przewidywalna. Zabrakło mi w opowiadaniu czegoś, co by mnie zaciekawiło.
Musisz dużo czytać. Zobacz, jak prowadzą akcję pisarze, przede wszystkim nasi polscy pisarze fantasy, bo przekład to jednak przekład. Zajrzyj też do Kącika Literata. Są tam bardzo pomocne ćwiczenia dla początkujących.
I co najważniejsze - jeżeli chcesz, żeby pod Twoimi tekstami było więcej komentarzy, to komentuj innych. Udzielaj się na Forum! Tongue


Pozdrawiam, InFlames