Via Appia - Forum

Pełna wersja: The Rage
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tytułem wstępu:
Długo zastanawiałem się czym zapoczątkować przygodę z tymże forum. Mam sporo tekstów do wyboru. Od najstarszych napisanych ponad 10 lat temu. Do najnowszych... napisanych 2 lata temu ;p.
Padło na Rage'a gdyż uważam go za jeden z lepszych mych ostatnich tworów. Choć nieskończony. To co dostaniecie to wszystko co jest. Nie neguje jednak faktu iż mogę w przypływie weny stworzyć więcej.

Mam również nadzieje, że dobrze trafiłem z działem, gdyż nigdzie indziej ten tekst mi nie pasował.

Życzę miłego czytania.


-THE RAGE-


***
Norwegia. Niedaleko More og Romsdal

Z dużego, czarnego samochodu terenowego wysiadły trzy osoby. Jako, że dwie godziny temu zapadł mrok, trudno było je spostrzec. Nie mniej, tylko w takich warunkach mogli operować. Gdy rozładowali kilka skrzyń ze sprzętem dali znać kierowcy, że może już odjechać, co ten bezzwłocznie uczynił. Podobnie jak inni mieszkańcy okolic bał się tego miejsca. Posłusznie jednak przywiózł małą grupkę badaczy - gdyż za takich podali się podróżnicy, wiedząc, iż tutejszy pałacyk zawsze przykuwał uwagę różnych dziwaków. Od kilku lat posiadłością interesowali się naukowcy proklamujący, iż są specjalistami od nauk paranormalnych. Nic jednak nigdy nie znaleźli. Trójka najnowszych śmiałków wydawała się trochę bardziej normalna niż pozostali. Tylko trochę…
Ekipie przewodziła wysoka, szczupła kobieta, istna bogini piękna, choć trafniejszym stwierdzeniem było by „demonica”. Krótkie, roztrzepane na wszystkie strony blond włosy lekko opadały jej na ramiona. Diabelskie, czerwone oczy raziły nawet w warunkach, jakie panowały w tej chwili na dworze. Uśmiech ukazujący lekko przerośnięte kły budził zamiast lęku pożądanie. Z drugiej strony samo patrzenie na nią sprawiało, że serce zmieniało się w sopel lodu. Kilkucentymetrowa niebieska spódniczka, którą ledwo, ale to ledwo, można by zaliczyć do miniówek – już bliżej jej było do kokardki – i obcisłą, podchodzącą pod ten sam kolor, bluzeczkę z krótkim rękawem, raniła serce obu opatulonych, po samą szyje mężczyzn.
- Nie za zimno ci? – zapytał niższy z przedstawicieli płci brzydkiej.
- O co ci chodzi? Mam przecież na sobie ten kożuszek – kobieta wskazała na futrzaną kamizelkę.
- To zakrywa jakieś trzy procent twojego ciała.
- Może mi wystarczy – uśmiechnęła się. – Tymczasem, jesteś pewien Hack, że sprzęt będzie ok., jak go zostawimy na jakiś czas na tym zimnie?
- Tak. Specjalnie na tą okazję zamówiłem termiczne obudowy.
- W takim razie ruszajmy zrobić oględziny – odezwał się wreszcie trzeci członek grupy.
Poza niecodziennie ubraną kobietą załoga składała się z młodego chłopaka, o bujnych czarnych włosach i blondyna, z przeciwsłonecznymi okularami na nosie. Pierwszy z mężczyzn opatulony po szyje, brnął do przodu trzymając się blisko koleżanki, drugi natomiast idąc swoimi własnymi ścieżkami, rozglądał się po okolicy jakby czegoś wypatrując. Było mu zapewne trochę mniej zimno, o czym świadczyła rozpięta gruba kurtka z polaru. Nie mniej, podobnie jak pozostałym z ust wydobywała mu się para, co świadczyło o ujemnej temperaturze.
Po kilku minutach znaleźli się pod drzwiami pałacyku. Dopiero z bliska dało się wyczuć ogrom tej budowli. Konstrukcja była większa nawet niż rodzinny dom Lorda, a nieobecny w tej chwili członek ekipy naprawdę miał dużą posiadłość.
- Ładne. Co teraz? - Zapytał Hack pocierając dłońmi.
- Hmm. Na zdjęciach wydawał się mniejszy. To fakt.
- Joe, to wszystko, co masz do powiedzenia? – zapytała kobieta.
- Póki co, tak. Wejdziemy do środka, może powiem ci coś więcej.
- No, ale może się wreszcie dowiem, o co chodzi. Bo zaciągnęłaś mnie tu siłą, chcę przypomnieć. Nawet nie powiedziałaś dlaczego. Czuje się dotknięty i oszukany.
- Oj spokojnie Hack – jej łagodny uśmiech, który tak rzadko można było zobaczyć, rozgrzał chłopaka natychmiast. – Miałam informacje od znajomego wampira, iż coś tu się kroi. Jako że właśnie dostałeś urlop, postanowiłam to sprawdzić.
- Znajomego wampira? – Joe nie krył zdziwienia.
- Urzędował tu przez pół roku, w okolicach dwutysięcznego roku. Ale wyprowadził się, bo atmosfera dawał mu się we znaki. Zawsze mnie to intrygowało, postanowiłam, więc sprawdzić to przy pierwszej lepszej okazji. No i jesteśmy.
- Lokum wampira? Huuu – Hack rozgrzał oddechem dłonie – nawet pasuje. Zbudowany w 1865 roku przez emigrantów niemieckich pałacyk miał być stworzony na wzór ich domu rodowego pod Monachium. Potem niezbyt wiadomo, co tu się działo, aż do trzydziestego dziewiątego. Wtedy to przejęli, go jak łatwo się domyślić, planujący podbicie Norwegii hitlerowcy. Co ciekawe według danych z archiwum brytyjskich, w czterdziestym trzecim przejęli ten teren komandosi aliantów.
- Coś mi daty nie pasują – zauważył drugi z mężczyzn.
- No właśnie. Ale to nie to jest najdziwniejsze. Natychmiast opuścili pałacyk. Od tamtej pory stoi on bezpańsko, ale jest w dobrym stanie. Do około dwutysięcznego roku mieszkające niedaleko stąd rodziny wciąż go utrzymywały. Według nich, gdyby coś było nie tak, na wioskę spadłoby nieszczęście.
- Na moje oko siedziba wampirów jak w pytę strzelił – zaśmiała się kobieta.
- Od lat dziewięćdziesiątych jest regularnym punktem wypraw poszukujących duchów. W okolicach dwutysięcznego zrezygnowano.
- Wtedy to wprowadził się twój znajomy, prawda? – Joe zaczął chodzić w tą i z powrotem szukając jakiegoś łatwego wejścia. Jednocześnie jednak słuchał wywodu Hacka.
- Nom.
- Od tamtej pory nikt nie przyjeżdża tu. Nawet ci z wioski.
- Minęło więc pięć lat. – Kobieta podeszła do wielkich stalowych drzwi, zamontowanych zapewne w okresie drugiej wojny światowej. – Ciekawe, co na nas czeka w środku?
- Kurz?
- Hahaha – zaśmiała się. – Wchodzimy! – krzyknęła, po czym jednym tylko kopnięciem wywarzyła potężne tarasujące drogę do środka wrota.
- Musimy ją oduczyć wywarzania wszystkich drzwi kopniakiem – zauważył Hack.
- Co racja, to racja.
- Hej, Shasti! Czekaj na nas – krzyknął chłopak, po czym wbiegł do środka za kobietą.

„BABEL był stworzony w jednym celu. Walka z terrorystami z całego świata. Ci jednak stają się coraz lepsi i coraz zmyślniej uzbrojeni. Szkolą się w specjalnych obozach. Podpatrują nasze oddziały i kopiują sposoby walki. Aby prześcignąć ich trzeba sięgnąć do radykalny środków. Tak radykalnych, że aż absurdalnych w samym założeniu. Dlatego z dniem dzisiejszym pozwalam sobie skorzystać z nadanego mi prawa do podejmowania decyzji, które nie mogą być odwołane przez żadnego z rady, i bezzwłocznie powołuje do życia cztery nowe oddziały. Oznaczenia kodowe to: 17, 18, 19 i 20. Przedstawiam też nowego lidera siedemnastki a tym samym szefa sekcji paranormalnej - panią Shasti - wampirzycę.”

- I jak wam się podoba? – kobieta zapytała pokazując okazałe wnętrze budynku.
Atmosfera w środku była niesamowita. Gdyby Hack wiedział, że będzie mu dane spędzić kilka dni w takim miejscu, załatwiłby sobie odpowiednią muzykę. Orkiestra, chóry, bębny, harfy… dynamiczne starty i zwolnienia. Tak. Właśnie w tym momencie taka muzyka pasowałaby do sytuacji. Ogromny, wypełniony unoszącym się kurzem hol, był przerażający w swej tajemniczej poświacie. Zakryte białymi prześcieradłami meble wydawały się wykonywać delikatne ruchy we wszystkie strony. Choć widać było, że to wiatr płatał figle, to dziwne uczucie, iż może jednak zamiast krzesła był tam straszny stwór o czterech głowach i z trzymetrowym ogonem, pozostawały. W oddali słychać było skrzypienie – być może kroki przebudzonego wilkołaka. A może to ten wampir, o którym mówiła Shasti. Tymczasem wiatr wciąż hulał przez otwarte drzwi wypełniając pomieszczenie świeżym, zimowym powietrzem, sprawiając, że całość szybko traciła swoją mroczną otoczkę.
W chwili gdy Hack podniecał się atmosfera „strasznego zamczyska” Joe przyglądał się w skupieniu niektórym elementom zabudowy. Jego uwagę szybko zwróciły deski w oknach. Typowe działanie laików. Do tego dochodziły grube zasłony, świeczki i przekręcony do góry nogami krzyż znajdujący się nad drzwiami na lewo od holu. Od razu poznał, iż w przeszłości mieszkał tu wampir. Choć równie dobrze wystarczyłoby pociągnąć nosem i poczuć tą charakterystyczną dla nich woń. Uśmiechając się wykonał kilka kroków w stronę schodów.
- Uważaj. Mogą być jakieś pułapki – rzekł nagle jakby wybity z transu Hack.
- Spokojnie, nie ma żadnych – stwierdziła Shasti. – Wyczułabym je.
- Zresztą, ja też – odpowiedział Jeo, po czym wdrapał się na półpiętro. – Wyżej to samo. Ktoś dbał o to miejsce i to bardzo dokładnie.
- Jak już wspomniałem, mieszkańcy przyjeżdżali tu w dzień i starali się utrzymać dworek w jako takim stanie. Najwyraźniej wciąż to robią. Zresztą kilka razy zawitały tu ekspedycje fanatyków od duchów. Słyszeli pogłoski o jakiś dziwnych zjawach, o tym, że tutejsi się boją tego miejsca. Ogólnie przesiedzieli tu też trochę i urządzili się ponoć nawet nieźle. Widziałem kilka filmów, które nakręcili. Nic ciekawego, no poza jednym incydentem.
- Jakim? – zapytał Joe schodząc.
- Hmm, niby nic ciekawego. Jednakże na jednym filmie, kręconym w podziemiach, brakuje kilku klatek. To znaczy są całkiem czarne.
- I to niby ma być coś ciekawego? – zdziwiła się Shasti.
- A, to była kamera cyfrowa, b, ustawiona na statywie, c z nowa bateria i d, wraz z klatką poprzedzająca ten incydent słychać dziwny pisk. Jest to naprawdę szybki pisk.
- Poltergeist? – drugi z mężczyzn nie krył zdziwienia. – Nie czuje tu negatywnej energii. Ściany też raczej są neutralne.
- No nic. Pogadamy jak już się rozłożymy. To który pomoże mi nosić sprzęt?
Mężczyźni spojrzeli na Shasti dziwnie. Ta wzruszyła ramionami i udała się ku wyjściu.
- Typowi faceci, żaden potrzebującej kobiecie nie pomoże.
- Potrzebującej kobiecie? Co jej odbiło? – zapytał Hack.
- Naczytała jakiś feministycznych gazetek chyba. No, ale nie stój tak, i pomóż mi trochę to ogarnąć, żeby, jak ta herod-baba przyniesie sprzęt, było miejsce.

Pół godziny później całe oprzyrządowanie był już w budynku, a Hack zajął się rozkładaniem elektroniki. Wpierw postanowił zorganizować światło. Podręczne latarki, były dobre na pierwszy rzut, ale w starciu z potężną przestrzenią wysiadały. Na szczęście poprzednie ekspedycje zostawiły dużo świeczek, więc poza oświetloną lampami neonowymi biblioteką, gdzie znajdowały się komputery, reszta okazale prezentowała się w świetle woskowych cudeniek. Gdy wybiła północ wszystko już działało i było w pełni gotowe. Siedem jednostek centralnych. Kilka monitorów LCD. Trzy anteny satelitarne. Stacja radiowa niskiej częstotliwości. Nie należało też zapomnieć o mini lodówce.
- Sprzęciuniu wporządunio – zaśmiał się Hack. – Gdzie Shasti?
- A ja ci do czego jestem potrzebna? – Kobieta pojawiła się za mężczyzną.
- Pomożesz mi rozstawić sensory zanim nastanie ranek. Im szybciej zbierzemy informacje tym lepiej. Nie sądzisz? – Chłopak wbrew oczekiwaniom przywódczyni grupy nie wystraszył się z powodu jej nagłego pojawienia się. Nawet brew mu nie drgnęła. Zawiedziona wampirzyca jęknęła tylko coś po nosem, po czym zarzuciła na ramię plecak i wskazała drzwi.
- Czekaj, czekaj, przejdę tylko w tryb oczekiwania.
- No to sobie poczekasz – zażartował Joe wiedząc, iż Hack może siedzieć przed komputerem godzinami.

Nim ktokolwiek się zorientował nastał ranek. Shasti zapadła w letarg a pozostali zaczęli wyczekiwać na wyniki. Z tego wszystkiego tylko Hack zachowywał się trochę dziwnie. Mimo, iż wyglądał spokojnie – jakby lekko zamyślony – to wiercił się we wszystkie możliwe strony. Chodziło po schodach, przyglądał się obrazom na ścianach, podziwiał kunszt wykonania mebli. Był go pełno wszędzie. Joe wreszcie nie wytrzymał, uniósł brwi i zapytał nonszalancko.
- Pomóc ci w czymś?
- Nie trzeba. – Usłyszał szybką odpowiedź.
- Szukasz łazienki? Jest w korytarzu tam po lewej stronie…
- Nie, nie szukam łazienki. – Hack nagle, jakby bez powodu wkurzył się. – Po prostu coś mi nie daje spokoju.
- Oho – powiedział do siebie cicho Joe.
Znał Hacka od około dwóch lat, czyli odkąd młody informatyk wstąpił do oddziału. Na samym początku wydawał się dziwnym nabytkiem. Brak jakichkolwiek szczególnych uzdolnień i znikoma wiedza o „prawdziwym” świecie zdziwiła wszystkich. Nawet Shasti nie mogła wyjść z zaskoczenia. Szybko jednak okazało się, że ten chłopak poza umiejętnością podłączenia klawiatury do komputera posiada także parę sztuczek w zanadrzu. Nigdy nie należało lekceważyć go. Oczywiście Joe pominął w myślach fakt, że chłopak przeszedł bardzo ciężkie przeszkolenie wojskowe. Rambo wśród maniaków PC.
- Ona coś kombinuje i ja to czuje.
- Powiedz więc, co wiesz.
- Zastanów się dobrze, znajomy Shasti, który jest wampirem. Odkąd to ona ma kolegów wampirów? Poza tym dlaczego wzięto mnie a nie Ilu. Do szukania duchów i innych takich lepiej nadawałaby się ona. Ba! Już Lord by się lepiej nadawał.
- Lord nie lubi takich klimatów, poza tym nie miał by gdzie limuzyny zaparkować – zripostował Joe, po chwili zastanowienia dodając: – Ilu ma chyba jakieś testy kompetencji w szkole. Coś się ostatnio żaliła, że nie dajemy jej się uczyć.
- I ty Brutusie przeciw mnie?
- Słuchaj Hack – mężczyzna wstał i podszedł do kolegi kładąc mu dłoń na ramieniu. – Dopóki w okolicy jestem ja i Shasti nic złego się nie wydarzy.
- To samo mówiłeś wtedy w Chupicanias. I co? Teraz tego miasta nawet na mapie nie ma.
To słysząc, Joe skrzywił się. Fakt, wtedy poszło wszystko źle, ale ostatecznie bilans żywych był taki sam jak w momencie, w którym przybyli na miejsce.
- Poza tym jak byłem w pokoju obok, to widziałem coś, co naprawdę mnie przeraziło.
- Ale tam śpi Shatsi.
- No właśnie. No więc ona spała i ja tam weszłam i zobaczyłem TO! – Po cicho wypowiedzianych przez Hacka słowach Joe uniósł brwi. Wiedział do czego ta rozmowa zmierza, ale nawet nie drgnął. Był już chyba na to odporny. – Shasti miała niebieskie majtki!
- No i? – Zapytał nie zaskoczony tym spostrzeżeniem.
- Ona nigdy nie ubiera na misje niebieskiej bielizny. To zły znak, coś złego na pewno się wydarzy. Ja to wiem. Niebieskie figi Shasti nie wróżą nic dobrego. Wtedy w Chupicanias też miała niebieskie. W Berlinie założyła czerwone do opaski i co? I kurna sam widziałeś to bydle, jakie wyskoczyło.
Tu Joe musiał przyznać rację. Berlin rok temu - widział wtedy największego demona w swoim życiu. Gdyby ktoś mu to opowiedział nie uwierzyłby pewnie, ale widział go na własne oczy. Pamiętał też dokładnie słowa jednego ze sługusów Lorda.
„O żesz kurwa!”
Tak, to krótkie zdanie doskonale oddawało powagę sytuacji.
- No tak, ale wiesz…
Nagle obaj zaśmiali się cicho. Spowodowane było to tym, iż przypomnieli sobie jak owy demon uciekał przed Shasti – miała wtedy trudne dni. Nawet takie nie wiadomo co jak ona, jak przystało na kobietę, ma gorsze chwile.
- A wy co chłopaki tak się ściskacie i chichoczecie pod nosem? – W drzwiach pojawił się obiekt żartów.
- A nie nic – odparli obaj oddalając się od siebie na dwa metry.

- Jak więc wyglądają wstępne pomiary panie komputerowiec – zapytała kobieta delektując się smakiem świeżo zaparzonej kawy. Hack stuknął parę razy w klawiaturę, kliknął myszką i okręcił się na fotelu.
- Patrząc na to normalnie nic nie zauważyłem.
- Jakoś mnie to nie dziwi – drugi z mężczyzn spojrzał niewymownie na Shasti.
- A tak nienormalnie jakbyś na to spojrzał Hackuś.
- A tak nienormalnie, skoro tak ładnie prosisz o pani, no to wtedy zaczyna się zabawa. Otóż, tak jak wspominałaś konkretne lokum wampira. Ba, jednego to mało powiedziane. Znalazłem aż siedem sygnatur. Wyłączywszy z tego ciebie pozostaje sześć tajemniczych wampirów. Z czego jednego mieliśmy w ewidencji. Stary hitlerowski wampir. Mamy jego dane, ale jego samego od czasów wojny nie uświadczono nigdzie. Wydawało by się, że to koniec, co? Ale to nie koniec. Parzcie na to – chłopak wyciągnął mapę budynku i rozłożył ją na biurku – podejdźcie – a gdy pozostali go posłuchali, kontynuował.
- W tym miejscu coś mi nie pasowało. Więc dokonałem dogłębnej analizy. Połączyłem się z Lordem i kilka minut temu odesłał mi maila. Zgodnie z wcześniejszym przewidywaniem, ułożenie jest takie same jak u niego w domu.
- U niego w domu? – Joe zapytał z zaskoczeniem.
- Magiczna bariera z cegieł. Ma kilka takich, aby mu się demony nie panoszyły po ogródku. Działa całkiem nieźle jeśli chcesz coś ukryć. Potrafi oszukać nawet najlepszy cyfrowy sprzęt. Hi-tech, że tak powiem.
- Tylko, co ukrywa?
- A więc, stosując odpowiednia metodę o której napisał mi Lord, obszedłem to draństwo i okazuje się, że brakuje na tych mapach znacznej części pałacyku.
- Ktoś magicznie zakamuflował to. Intrygujące. Taka bariera nawet wampira zatrzyma.
- Bingo. Na szczęście jest sposób, aby to obejść.
- Hack, dobra robota, jak zawsze zresztą – Shasti uśmiechnęła się kładąc dłoń na zakreślonym przez chłopaka punkcie na mapie. – Wkraczamy gdy tylko zrobi się ciemniej! No i muszę mieć czas na zmianę bielizny… - mówiąc to mrugnęła do Hacka.

Trzy godziny później owa trzyosobowa ekipa była w pełni gotowa do akcji. Dowodząca, ubrana w swój standardowy bojowy strój, nie różniący się praktycznie niczym od zwykłego stroju – Jedynie buty były cięższe a spódniczka nawet wydawała się krótsza. Na plecach miała zawieszoną swoją ulubioną broń, w pełni przygotowany dla niej karabin MicroGalil.
Jeo ubrany był równie swobodnie, co jego koleżanka. Dżinsy, krótki podkoszulek, okulary przeciwsłoneczne. Całość dopełniał niewielki pistolet przy pasie.
Hack natomiast wyposażył się od stóp do głów. Jak zawsze zresztą. Był w końcu najbardziej z tej trójki podatny na wszelkie nieprzewidziane sytuacje - kamizelka kuloodporna, ochraniacze na różne części ciała, kilka granatów, pistolet przy nodze i krótki karabin MP5, do którego przyzwyczajał się od niedawna.
- Dobra – powiedział wreszcie komputerowy mózg grupy patrząc na odczyty, które wyświetlał przyczepiony do ramienia palmtop. – Wszystko przygotowane. Możemy wchodzić.
- Rozumiem, że bariera ściągnięta? – Shasti zapytała, tak na wszelki wypadek.
- Ależ oczywiście ma pani.
- Dobra chłopaki. – Ostatni wyraz nienaturalnie przeciągnęła. – Wkraczam obadać sprawę. Czekajcie z dziurą aż dam znać.
- Ma się rozumieć – Hack uniósł kciuk.
Kobieta spojrzała jeszcze na Joe, który stał z boku nie odzywając się. Podobnie jak ona musiał przeczuwać, że wkraczają na bardzo niebezpieczny teren. Uśmiechnęła się do niego dając do zrozumienia, aby się nie martwił. Następnie ustawiła się przed ścianą, na której były założone przez Hacka ładunki wybuchowe. Zamknęła oczy, wymamrotała coś pod nosem i uniosła się lekko w powietrze. Gdy otworzyła oczy była już w pełni gotowa. Przeleciała przez ścianę jakby jej tam nie było. Zostawieniu na miejscu startu mężczyźni nie byli tym zaskoczeni. Nie pierwszy raz widzieli pokaz swojej szefowej, a poza tym to akurat była najbardziej banalna sztuczka z jej repertuaru.
Po około pięciu minutach w słuchawkach usłyszeli stłumiony głos wampirzycy.
- Wchodźcie, droga wolna.
- Wysadzaj.
- Już!
Eksplozja była niewielka, ale wystarczająco silna, by rozwalić gruby ceglany mur. Specjalnie dla tej sytuacji zmontowany na prędko wywietrznik odprowadził nadmiarową ilość dymu i już po kilku sekundach powietrze było krystalicznie czyste. Jako pierwszy wszedł Joe, spojrzał tylko czy przypadkiem się o coś nie potknie i powędrował dalej. Nie bał się niczego. Wiedział, że Shasti załatwiła by pułapki, a po drugi sam by je w porę wyczuł. Hack był bardziej ostrożny – najpierw przebadał powietrze, które okazało się niezwykle świeże, potem zmierzył inne ważne parametry, które również wydały się w normie.
- Dziwne, zamknięty i odcięty od świata kawałek budowli a nawet nie czuć stęchlizny – powiedział patrząc na kolegę, który z jakiegoś powodu zatrzymał się.
- Faktycznie dziwne. Niemiec.
- O cholera! – krzyknął Hack widząc szkielet oraz pozostałości po germańskim mundurze.
- A tak, zapomniałam powiedzieć, po drodze będą zwłoki – krzyknęła z oddali Shasti. - Olejcie to i chodźcie dalej. Jest szyb windy.
Po chwili mężczyźni znaleźli się w okrągłym pomieszczeniu gdzie obok siebie ustawione było kilka generatorów oraz innych urządzeń elektrycznych. Na środku obok wielkiej dziury stała kobieta. Nachylała się nad krawędzią zbierając w ustach ślinę.
- To ohydne, wiesz?
- Cicho – powiedziała, po czym splunęła. Po kilku sekundach odwróciła się i rzekła z rozbrajająca szczerością: - Głębokie!
- Tyle to i ja się domyśliłem po samym echu jakie się niesie – zaśmiał się Joe.
- Nie wiem czy uda się odpalić windę. – Informatyk rozglądnął się oceniając stan sprzętu.
- Zlecicie ze mną, prawda?
Wzrok obu mężczyzn nie pozostawiał złudzeń. Nie podobało im się to, ani trochę. Shasti jednak nie przyjmowała sprzeciwów i obaj o tym doskonale wiedzieli. Przytaknęli nie mówiąc ani słowa, woleli nie narażać się wampirzycy. Wpierw zabrał się Joe. Postanowił zlecieć na barana, już kilka razy tak podróżował więc był świadom ryzyka. Mimo to cały czas był na baczności – źle ułożone dłonie mogły go łatwo pozbawić różnych istotnych części ciała. Chwile później do lotu przygotowywał się Hack. Wbrew jednak swoim oczekiwaniom został przerzucony przez ramię i niczym zdobycz zawleczony na niższy poziom. Shasti nie chciała nawet słuchać żadnych pretensji. Komputerowiec szybko z nich zrezygnował, wizja upadku z trzydziestu metrów była mu nie w smak. Gdy znaleźli się już na dole pomieszczenie było oświetlone poprzez kilka lamp chemolumienescencyjnych. Delikatna zielonkawa poświata była wystarczająca by zobaczyć zarys struktury, w której się znajdowali, szczegóły pozostawały ukryte w mroku. Kiedy szefowa grupy odstawiała informatyka na ziemie Jeo łamał właśnie ostatnią lampkę. Potrząsnął nią kilka razy, aby chemiczne roztwory tworzące światło połączyły się w całości i rzucił w najbardziej zaciemnione miejsce.
- Drzwi. – Zauważył po chwili.
- Faktycznie. Potem drugie i trzecie. Nieźle się hitlerowskie bziki zabezpieczyły. Blokada magiczna, winda na trzydzieści metrów i trzy pary stalowych i grubych na metr drzwi. – Shasti widziała lepiej niż przeciętny człowiek, stąd bez problemu mogła dostrzec co kryło się w dalszej części mroku.
- Ale ostatecznie zostawili je otwarte. Hack daj kilka lamp.
- Moment, pozbieram się do kupy. – Komputerowiec odkąd poczuł pod nogami grunt stukał coś na małym pececie. – Jesteśmy, geograficznie rzecz biorąc, wciąż pod zamkiem, ale te korytarze będą wychodzić już w stronę fiordów.
- Nie gadaj tylko dawaj lampy – Joe ponowił prośbę.


(...) <Tekst do skończenia>
Witaj,

Dialogi wyszły Ci wg mnie nawet całkiem naturalnie i zabawnie. Szczególnie spodobał mi się motyw stringów Shasti, ale uważaj na to, żeby nie przedobrzyć. Ponieważ akcja jest bardzo spowolniona, wszystko rozwleka się w nieskończoność, a pierwsze dwa, trzy akapity w ogóle nie intrygują i nie zachęcają wg mnie do dalszego czytania. Później jest znacznie lepiej, czyta się nawet szybko, chociaż zabrakło Ci sporo przecinków. Motyw okularów przeciwsłonecznych w nocy nie bardzo przypadł mi do gustu, chyba że to były takie okulary z podczerwienią, to rozumiem. Skończyłeś w bardzo ciekawym momencie, mam nadzieję, że będzie kontynuacja. Zwróć szczególną uwagę na brakujące ogonki: ę,ą. Zdarza Ci się to dość często.
Jeśli martwi Cię ilość komentarzy pod Twoim tekstem - zaangażuj się w życie forum. Komentuj, a zostaniesz skomentowany.

MOJE SUGESTIE:

Niedaleko More og Romsdal(.)
Jako, że dwie godziny temu - wytnij przecinek
Nie mniej, tylko w takich - wytnij przecinek, <niemniej>
stwierdzeniem było by - <byłoby>
Kilkucentymetrowa niebieska spódniczka, - kilkucentymetrowa? To chyba przesada, co?
i obcisłą, podchodzącą pod ten sam kolor, bluzeczkę z - <i obcisłą bluzeczkę w tym samym kolorze>
opatulonych, po samą szyje(,) mężczyzn. - wytnij przecinek, <szyję>
Tymczasem, jesteś pewien Hack, że sprzęt będzie ok., jak go zostawimy na jakiś czas na tym zimnie? - <Hack, jesteś pewnie, że sprzęt jest dobrze zabezpieczony na tym zimnie?>
z mężczyzn opatulony po szyje, brnął do przodu(,) trzymając się - <szyję>
Nie mniej, podobnie jak pozostałym z ust wydobywała mu się para, co świadczyło o ujemnej temperaturze. - <Niemniej> wytnij przecinek, usunęłabym całe to zdanie, nic nie wnosi do tekstu, a już kilka razy wcześniej podkreślałeś, że jest zimno
Zapytał Hack(,) pocierając dłońmi.
Czuje się dotknięty i oszukany. - <czuję>
- Oj spokojnie(,) Hack
bo atmosfera dawał mu się we znaki. - <dawała>
to intrygowało, postanowiłam, więc sprawdzić to - powtórzenie: to/to
w tą i z powrotem(,) szukając jakiegoś łatwego
- Nom. - <No>, nie ma czegoś takiego jak "nom"
żadnego z rady, i bezzwłocznie powołuje do życia cztery nowe - wytnij przecinek <i powołuję do życia ze skutkiem natychmiastowym>
siedemnastki(,) a tym samym szefa sekcji paranormalnej - panią Shasti - wampirzycę.” - przydałoby się jakieś nazwisko
kobieta zapytała(,) pokazując okazałe wnętrze budynku. - <zapytała kobieta>
hulał przez otwarte drzwi(,) wypełniając pomieszczenie
W chwili(,) gdy Hack podniecał się atmosfera „strasznego zamczyska”(,) Joe przyglądał się - <atmosferą>, powtórzenie: się/się
tu ekspedycje fanatyków od duchów. - wytnij > od
zapytał Joe(,) schodząc.
c z nowa bateria i - <nową>, <baterią>
Nie czuje tu negatywnej energii. - <czuję>
- Naczytała <się> jakiś feministycznych gazetek chyba.
nie wystraszył się z powodu jej nagłego pojawienia się. - powtórzenie: się/się
zapadła w letarg(,) a pozostali zaczęli wyczekiwać
Chodziło po schodach, przyglądał - <chodził>
Był go pełno wszędzie. - <było>, <wszędzie było go pełno>
Hack nagle, jakby bez powodu wkurzył się. - <wkurzył się bez wyraźnego powodu>
Nigdy nie należało lekceważyć go. - <Nigdy nie należało go lekceważyć>
i ja to czuje. - <czuję>
Poza tym dlaczego wzięto mnie(,) a nie Ilu.(?)
poza tym nie miał by(,) gdzie limuzyny zaparkować - <miałby>
- Słuchaj(,) Hack – mężczyzna wstał i podszedł do kolegi(,) kładąc
To słysząc, Joe skrzywił się. - <słysząc to, Joe skrzywił się>
odparli obaj(,) oddalając się od siebie na dwa metry.
- Jak więc wyglądają wstępne pomiary(,) panie komputerowiec – zapytała kobieta(,) delektując się
drugi z mężczyzn spojrzał niewymownie na Shasti. - <spojrzał wymownie>
- A tak nienormalnie jakbyś na to spojrzał(,) Hackuś.(?)
Wydawało by się, że to koniec, co? - <wydawałoby się>
stosując odpowiednia metodę(,) o której napisał mi Lord, obszedłem
Shasti uśmiechnęła się(,) kładąc dłoń na zakreślonym
Wkraczamy(,) gdy tylko zrobi się
zwykłego stroju(.) – Jedynie buty były cięższe(,) a spódniczka nawet wydawała się krótsza. Na plecach miała zawieszoną swoją ulubioną broń, w pełni przygotowany dla niej karabin MicroGalil. - wytnij myślnik, <krótszą>, <Na plecach zawiesiła ulubioną broń, specjalnie przygotowany dla niej karabin>
- Ależ oczywiście(,) ma pani.
Czekajcie z dziurą(,) aż dam znać.
który stał z boku(,) nie odzywając się.
Uśmiechnęła się do niego(,) dając do zrozumienia, aby się - powtórzenie: się/się
odprowadził nadmiarową ilość dymu i już po kilku sekundach - <nadmiar dymu>
że Shasti załatwiła by pułapki, - <załatwiłaby>
budowli(,) a nawet nie czuć stęchlizny – powiedział(,) patrząc na
krzyknął Hack(,) widząc szkielet oraz
okrągłym pomieszczeniu(,) gdzie obok siebie ustawione
pomieszczeniu(,) gdzie obok siebie / Na środku obok wielkiej dziury - powtórzenie: obok/obok
Nachylała się nad krawędzią(,) zbierając w ustach ślinę.
Tyle to i ja się domyśliłem po samym echu(,) jakie się niesie – zaśmiał się Joe. - powtórzenie: się/się/się
Informatyk rozglądnął się(,) oceniając stan sprzętu.
kilka razy tak podróżował(,) więc był
była wystarczająca(,) by zobaczyć zarys struktury,
Kiedy szefowa grupy odstawiała informatyka na ziemie(,) Jeo łamał właśnie ostatnią lampkę. - <ziemię>
problemu mogła dostrzec(,) co kryło się w dalszej części mroku.
Hack(,) daj kilka lamp.

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Dziękuje.
Gwoli jasności:
- Dużo komentarzy się nie spodziewam. Dopiero zaczynam przygodę z tym forum. Powoli acz systematycznie pnę się i rozpoznaję teren. Miło mi iż ktoś mimo mego póki co małego zaangażowania wziął mnie na warsztat.
- Tekst sam własnoręcznie sprawdzałem przed wstawieniem pięć razy. Co mnie nie usprawiedliwia ;p
- Uwaga odnośnie początku mało zachęcającego ciekawa. Będę musiał nad tym pomyśleć.
- Uwaga odnośnie okularów przeciwsłonecznych które nosi Joe jest prawie że trafna. Dobrze, że nie pasuje, gdyż to zostałoby ( ;p ) wytłumaczone dopiero trochę później. W skrócie: on w nich prawie wszędzie chodzi (co musiałem widocznie słabo zaznaczyć). Posiada nad wyraz wrażliwy wzrok. Stąd go w ten sposób przytępia.

Odnośnie dokładniejszych uwag. Wezmę je wieczorem na warsztat.
Końcówki to biję się w pierś i obiecuje poprawę.

Nom ale po recenzji trochę jakby w prawym boku mnie ukuło, że można by napisać resztę ;p

Pozdrawiam.
Jak najbardziej powinieneś kontynuować pisanie tego opowiadania. Może być naprawdę ciekawe.
Motyw okularów - owszem, ale w pierwszej kolejności wg mnie kojarzy się z Matrixem, albo kolesiem, co na siłę próbuje być "cool". Dlatego im szybciej wyjaśnisz takie kwestie - podobnie jak z tym, dlaczego pozostali bohaterowie ubierają się tak jak się ubierają, tym wg mnie lepiej. Cieszę się, że mogłam się na coś przydać. Czekam na ciąg dalszy.

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith