Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ukochana
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tak dawno mnie tu nie było, że zapewne większość z was zapomniała, iż w ogóle istnieje.Smile Prawie rok wściekle walczyłem z brakiem weny, aż tu nagle "Puf", sama przyszła. Zapraszam do lektury.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

19.XI.1909
Drogi Jeremiaszu!

Wybacz mi proszę, przyjacielu, że tak długo nie dawałem znaku życia. Od czasu mojej wyprowadzki z Ipswich do Bostonu, praca na tamtejszym uniwersytecie pochłonęła mnie niemal bez reszty. Miewałem takie dni, że nie starczało czasu nawet by się ogolić, co tu dopiero mówić o liście do tak drogiego mi człowieka, jakim jesteś Ty. Co prawda mógłbym przecież napisać do Ciebie na kolanie, w pośpiechu, w przerwie między jednymi, a drugimi zajęciami lecz świadczyłoby to o braku szacunku, którego jak wiesz, dla Twojej osoby mam bardzo wiele.
Nawet nie przypuszczasz ile się u mnie wydarzyło oraz jak dużo mam Ci do opowiedzenia. Wprost nie wiem od czego zacząć. Nigdy nie byłem dobry w niełatwej sztuce wymiany listów. Ten jednak jest dla mnie szczególnie trudny. Jak mam bowiem na jego kartach zawrzeć wszystko to, co tak bardzo pragnę Ci przekazać, jeżeli przed samym sobą nie potrafię ułożyć tego w spójną, klarowną wypowiedź.
Najlepiej zrobię, jeżeli znaczę od samego początku. Choć w przeciągu minionego roku, kiedyśmy się ostatni raz widzieli, nadesłałem zaledwie dwa listy, wiedz, że nie zapomniałem o Twoich sprawach i po wielu perypetiach wystarałem się w końcu o przydzielenie Ci, tak oczekiwanego przez Ciebie kredytu w Bostońskim Banku. Choć nie było łatwo tego dokonać, w końcu lód skuwający urzędnicze serce Charles’a Battinga został stopiony. Umowa Kredytowa będzie czekać na Twój osobisty podpis do końca tego miesiąca. W zasadzie to już możesz cieszyć się posiadaniem niemałej sumki, obłożonej, naprawdę niewielkim, jak bostońskie warunki, procentem. Skoro sprawy zawodowe możemy pozostawić już za sobą, pozwolisz, że przejdę do tych bardziej osobistych.
Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo radość rozpiera moje serce na wieść o Twoich rychłych zaślubinach z Patricią Routledge. Nic tak nie cieszy jak szczęście przyjaciela, jako zaś, że zarówno Ty i jak i słodka Patricia, od najmłodszych lat, stanowicie dla mnie niemal rodzinę, moje szczęście jest tedy podwójne.
Razem kroczyliśmy przez te minione lata, wspólnie dzieląc wszystkie radości i smutki, pospołu dźwigając ogromny bagaż cudownych wspomnień i porywających przygód. Łowienie ryb w rzeczce Bull Brook i całodzienne włóczęgi po lasach Willowdale. Wyprawy do zrujnowanej posiadłości Whippley’ów, gdzie każdy szmer, każde skrzypnięcie starych desek podłogi jeżyło włosy na głowie i przyśpieszało bicie serca. W końcu nasza jedyna młodzieńcza bójka, po której do dziś mam ślad na lewej skroni. To wszystko na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jako pomnik pięknej, niezmąconej niczym przyjaźni. Przyjaźni, która trwała na dobre i złe, czyniąc każdy dzień, każdą chwilę lepszą, niż mogła być w rzeczywistości.
Nawet pewnie nie wyobrażasz sobie jak ogromnego dostąpiłem zaszczytu, kiedy owego wspaniałego sierpniowego popołudnia, zjawił się w progu mojego domu listonosz, przynosząc radosną wieść o dacie waszego ślubu oraz zapytanie czy nie zechcę zostać waszym drużbą. Ceremonia już wkrótce, raptem za trzy tygodnie, ja zaś jestem zmuszony błagać Cię o wybaczenie, gdyż nie będę mógł przybyć. Tak mi smutno, kiedy pomyślę ile zawodu Wam sprawiam, odwołując swoją obecność, lecz uwierz mi proszę, powód mej odmowy jest piękny i czysty, jak serce Twojej przyszłej żony. Jest nim miłość. Ja również jestem zakochany.
Dobrze wiem, jak bardzo nie w porządku zachowałem się, nie wspominając Ci o tym wcześniej. Zrozum mnie jednak i nie chowaj urazy. Stan zauroczenia do tego stopnia mną owładnął, iż wszystko zeszło dla mnie na dalszy plan. Dopiero dziś znalazłem czas, aby do Ciebie napisać i spróbować opowiedzieć Ci zarówno o mojej wybrance jak również o przeżytych z Nią, zarówno chwilach radosnych jak i pełnych zwątpienia. Tak, jak bowiem nie ma róży bez kolców, tak, dobrze zapewne o tym wiesz, nie ma miłości bez gorzkich łez oraz pochmurnych dni. Szczęściem jednak, zawsze w końcu wzejdzie słońce, którego gorące promienie osuszą oczy i wygładzą oblicze.
Moją ukochaną poznałem na początku tego roku, na jednej z prywatek, które raz w miesiącu organizował mój daleki kuzyn, Arthur Stelfox w swoim, odziedziczonym po dziadkach, domu. Pamiętam to, jakby zdarzyło się dziś, a nie prawie dziesięć miesięcy temu. Kiedy przyszedłem, już mocno spóźniony, dyskusje toczyły się w najlepsze, a całe towarzystwo wznosiło toast za toastem. Właśnie wtedy, miedzy jedną, a drugą szklaneczką whisky, spotkałem ją po raz pierwszy. Och, Jeremiaszu, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo poruszył mnie jej widok. Choć jak wiesz, nigdy nie narzekałem na brak odwagi, tamtego dnia, w tamtej chwili nie mogłem z siebie wykrztusić choćby słowa. Stałem zdezorientowany i pełen wątpliwości czy powinienem podejść i nawiązać znajomość czy może dać sobie spokój i wrócić, czym prędzej do domu. Zdaje się to dziś zabawne, lecz wtedy, tak bardzo krępowałem się jej tajemniczego uroku, ze dopiero Arthur, widząc moje wahania, przełamał pierwsze lody i przedstawił nas sobie. Nigdy tego nie zapomnę. Idąc w jej kierunku przez pokój, nogi miałem jak z waty, zaś język stawał mi kołkiem w gardle. Zdawało się, iż zrobię z siebie całkowitego błazna, lecz o dziwo, pierwsza nasza konwersacja, choć bardzo banalna i trochę przytłamszona przez wciąż dławiące mnie skrępowanie, przebiegła w bardzo miłej i obiecującej atmosferze. Choć tamtego wieczora więcej już nie rozmawialiśmy, wiedziałem, że oto spotkałem kogoś wyjątkowego, kogoś kto na pewno odmieni całe moje życie.
Do domu wróciłem pełen sprzecznych uczuć. Z jednej strony miałem wątpliwości czy aby na pewno chcę wikłać się w romanse i miłostki z drugiej jednak, bez przerwy wracałem myślami do naszego spotkania. Jej subtelny uśmiech, kojący ton głosu, wreszcie, to obezwładniające uczucie czystego szczęścia, które wlewało się we mnie falami z każdym jej słowem, jasno podpowiadały mi, że chcąc nie chcąc, jestem zakochany po uszy. Ponieważ zaś jestem gentlemanem a nie troglodytą, który rzuca się na kobietę, by zawlec ją do jaskini, postanowiłem, iż nie będę jeszcze przez jakiś czas wpływał na sytuację i pozwolę wydarzeniom swobodnie się toczyć.
Od tamtej pory widywaliśmy się jeszcze siedmiokrotnie u Arthura w domu, nim po raz pierwszy zdobyłem się na odwagę i zaproponowałem jej wspólne popołudnie w parku. Ten dzień był wprost magiczny! Już od rana nie mogłem się na niczym skupić. Ze zdenerwowania wszystko leciało mi z rąk, natomiast wykład poświęcony motywowi zemsty w literaturze, jaki miałem wygłosić dla swoich studentów, dłużył się nie miłosiernie, jak gdyby złośliwie chciał mnie wystawić na próbę cierpliwości. Kiedy jednak wreszcie nadeszła ta jakże wyczekiwana godzina, ruszyłem niczym na skrzydłach, biegnąc w te pędy na umówione spotkanie. Och, jaki byłem wówczas radosny, jaki niewysłowienie szczęśliwy. Ona zaś, z miejsca i bez słowa, obdarzyła mnie na powitanie pocałunkiem tak dojmującym, tak intensywnie zmysłowym, że aż ugięły się pode mną nogi. Sam zresztą dobrze wiesz, jak to jest, kiedy ukochana osoba przysłania swoim pięknem cały nasz świat, a w jej objęciach wszelkie troski rozpraszają się niczym dym na wietrze.
Te kilka przecudownych godzin zleciało w mgnieniu oka. Nim się obejrzałem, na niebie poczęły zapalać się gwiazdy zaś na parkowych alejkach - latarnie. Zdecydowanie zbyt szybko. Chciałem tam zostać, chciałem trwać przy mojej miłej choćby i do rana, lecz ona, w typowy dla siebie sposób, niezwykle delikatnie ale i stanowczo, oznajmiła mi, że czas już wracać. Choć ta urokliwa schadzka miała lada moment dobiec końca, byłem dziwnie spokojny o naszą przyszłość. Już wtedy wiedziałem bowiem, wiedziałem na pewno. „Ona również mnie kocha”, tłukło mi się w kółko pod czaszką jedno i to samo zdanie. Dostrzegałem to w każdym jej geście, w każdym uśmiechu. Kiedy zaś na pożegnanie, złożyła głowę na mojej piersi, do serca wdarł mi się obezwładniający sztylet rozkosznego ciepła i takiej błogości, że byłem zdolny jedynie wyszeptać „bądź ze mną, bądź już na zawsze”. Nie byłem zdziwiony, gdy usłyszałem w odpowiedzi „Będę, najdroższy”. Próbowałem jeszcze prosić, by została choćby przez chwilę, wiedziałem jednak, że jej nie zatrzymam. Opuściła mnie, odeszła niczym cudowny sen z nastanie brzasku, ja zaś jeszcze dobre półgodziny trwałem samotnie na ławce, nie mogąc zebrać myśli.
Od pierwszego dnia, kiedy to poznaliśmy się na zabawie u mojego kuzyna, z wolna i nieśmiało lecz wciąż nieubłaganie, wrastała w moją duszę, oplatając ją korzeniami tak głębokiego uczucia, jakiego wcześniej nie byłem w stanie nawet sobie wyobrazić. Każdy kolejny mój dzień, każda jego godzina, wypełniona była myślami o Niej. Z niecierpliwością nie przystającą ani do mego wieku ani profesji wyglądałem chwili, kiedy będę mógł ponownie zanurzyć się w jej objęciach i słuchając przeczystego tonu jej głosu, napawać się żarem prawdziwej miłości. Bez żalu zaprzestałem dotychczasowych, niemal codziennych wizyt w bibliotece. Książki, które dotąd pochłaniałem w ogromnych ilościach, zaczęły mi się zdawać płytkie, zaś uczucia w nich opisywane - jałowe. Cóż bowiem ich autorzy mogli wiedzieć o potędze kochania, o cierpieniach rozłąki, o radości spotkania? Lektury, tak mi kiedyś bliskie, zblakły dla mnie na dobre i łatwo pojąłem, że zabierają tylko, jakże cenny czas, którego przecież i tak niewiele.
Jakże szybko bowiem mijały mi chwile w towarzystwie mojej nowej towarzyszki. Ledwie za oknem wschód słońca oznajmiał nadejście dnia, ja już w pełni wyszykowany i gotowy oczekiwałem nadejścia mojej oblubienicy. Kiedy jednak jej wizyta się opóźniała, wpadałem w rozdrażnienie, krążyłem po mieszkaniu nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Tęsknota szarpała każdym moim nerwem, każdym włóknem mięśniowym. Czy i Ty doświadczałeś czegoś podobnego, podczas nieobecności Patricii? Sądzę, że tak. Kiedy jednak jej eteryczna, pełna wdzięku postać stawała wreszcie w mym progu, czule przepraszając za spóźnienie, wszelka gorycz ustępowała we mnie miejsca niepohamowanej radości. Zawsze też zdawało mi się, że zbyt mało czasu dla mnie poświęca, że zbyt krótkie są nasze spotkania. Z drugiej strony, to właśnie ulotność naszych chwil spędzonych razem, sprawiała, że za każdy razem czekałem jej przyjścia od nowa, jakbyśmy mieli spotkać się po raz pierwszy.
To takie niesamowite, mój drogi. Od miesięcy żyję wyłącznie Nią! Wiem już co oznacza romantyczne stwierdzenie „usychać z miłości”. Jeżeli uczucie mnie zaślepiło, jeżeli stałem się głuchy i uwięziony w lochu własnych pragnień, to na Boga, Jeremiaszu, pragnę być ślepym i głuchym więźniem aż po kres moich dni! Tylko raz w życiu bowiem zdarza się takie miłowanie, które zastąpić potrafi samo w sobie wszystkich ludzi na Ziemi oraz sprawiać, ze zapomina się o codziennych obowiązkach a nawet jedzeniu. Wieczorami, kiedy wraz z moją ukochaną, siedzimy przy blasku kominka, pogrążeni w zadumie, kiedy niepotrzebne są słowa, bo wszystko co w duszy, wyziera z oczu, mam wrażenie, iż żyłem dotychczas tylko dla tej jednej, jedynej chwili. Wiem dobrze, że nie muszę już dłużej się zastanawiać. Tak naprawdę bowiem, chyba wiedziałem to od samego początku. Resztę życia chcę spędził właśnie z Nią, z Tą jedyną, która tak doskonale mnie rozumie, i która jest całym moim światem…
Teraz już wiesz jak się sprawy przedstawiają i mam nadzieję rozumiesz ogień, który mnie trawi od wewnątrz i który nie pozwala mi choćby na moment opuścić mojej ukochanej. Jeszcze raz zatem wybacz mi proszę, że nie zjawię się na Waszym ślubie. Choć bardzo bym chciał, nie mogę. Najbliższe dwa, trzy miesiące muszę jeszcze spędzić w Bostonie lecz potem być może przyjadę na tydzień do Ipswich, byśmy mogli w spokoju porozmawiać jak za dawnych dobrych lat.

Twój, zawsze oddany
Christian Lake



Boston Globe, wydanie popołudniowe 07.XII.1909
„W dniu dzisiejszym w parku na obrzeżach dzielnicy Dorchester znaleziona zwłoki młodego mężczyzny, prawdopodobnie wykładowcy Uniwersytetu Bostońskiego, Christiana Lake’a. Policja wyklucza udział osób trzecich. Według Coronera, przyczyną śmierci było najprawdopodobniej przedawkowanie morfiny, którą zmarły zażywał nałogowo od ponad dziesięciu miesięcy.
Trwają poszukiwania Arthura Stelfox’a, kuzyna ofiary, podejrzanego o nielegalne rozprowadzanie na terenie Bostonu tego niebezpiecznego specyfiku.
almuric napisał(a):...że nie starczało czasu nawet się ogolić...
Brakuje tu 'by', 'aby' albo czegoś w tym rodzaju.

almuric napisał(a):...w pośpiechu, brzydko mówiąc „na odwal”...
Rzeczywiście, brzydko powiedziane Tongue To „na odwal” zupełnie nie pasuje do stylu, którym się tu posługujesz.

almuric napisał(a):W końcu nasza jedyna młodzieńcza bójka, po której do dziś ma ślad na lewej skroni.
Mam ślad – literówka.

almuric napisał(a):Tak mi smutno, kiedy pomyślę ile zawodu wam sprawiam, odwołując swoja obecność, lecz uwierz mi proszę, powód mej odmowy jest piękny i czysty, jak serce twojej przyszłej żony.
Swoją – literówka.

almuric napisał(a):Choć jak wiesz, nigdy nie narzekałem na brak odwagi, tamtego dnia, w tamtej chwili nie mogłem z sobie wykrzywić choć by słowa.
'Choćby' piszemy łącznie.

almuric napisał(a):...jasno podpowiadały mi, ze chcą nie chcąc, jestem zakochany po uszy.
Chcąc nie chcąc – literówki.

almuric napisał(a):Sam z reszta dobrze wiesz, jak to jest kiedy ukochana osoba przysłania swoim pięknem cały nasz świat a w jej objęciach wszelkie troski rozpraszają się niczym dym na wietrze.
Zresztą – łącznie i literówka.

almuric napisał(a):...ze byłem zdolny jedynie wyszeptać „bądź ze mną, bądź już na zawsze”.
Że – literówka.

almuric napisał(a):Bez żalu zaprzestałem dotychczasowych, niemal codzienny wizyt w bibliotece.
Codziennych – literówka.

almuric napisał(a):prawdopodobnie wykładowcy Universytetu Bostońskiego, Christiana Lake’a.
W tym wypadku powinieneś napisać „uniwersytetu” normalnie – przez 'w'.

Dużo literówek, ortografia to przeglądu Wink Cała reszta – świetne! Doskonale operujesz językiem stylizowanym na XIX wiek. Zarówno stylizacja języka, epistolarna forma narracji, jak i ogólny klimat treści, przywodzą mi na myśl „Bez dogmatu” Sienkiewicza (chociaż tam Sienkiewicz przyjął formę pamiętnika, a nie listu Tongue ). Byłem pod wielkim wrażeniem te książki, stąd jestem również pod wrażeniem Twojego tekstu Smile
Gratuluję, bardzo dobrze napisane!
"Teoś jest mor... mor...morfinistą" Big Grin

Przepraszam, że Ci tak z "Nad Niemnem" wyjeżdżam, ale tak mi się skojarzyło. Myślałam na początku, że to kolejny banalny tekścik o samobójstwie z miłości, a tu proszę - morfina. Zaskoczyłeś, brawo.
Interpunkcja trochę leży (przed awarią nawet wypisałam błędy, ale posta mi zeżarło, więc się obraziłam Tongue). Pamiętaj, że wtrącenia oddzielamy przecinkami Smile

Mes, czyżby nie tylko mnie awaria dopadła podczas pierwszego czytania tego tekstu? xD
Chyba nie tylko Ciebie Smile
Poprawiłem wg zaleceń. Dziękuje za pochlebne opinie i zapraszam do dalszego komentowania.

Ps.Wybaczcie ale z "Patricią Routledge" po prostu nie mogłem się powstrzymaćSmile(to imię i nazwisko aktorki, która grała główną rolę w "Co ludzie powiedzą?!")
Witaj,

Bardzo ładnie stylizujesz język na XIX wiek. Czytało się płynnie i szybko. Dało się wyczuć żar uczuć głównego bohatera i jego całkowite zaślepienie miłością. Z drugiej strony można tekst odczytać w ten sposób, że on pod wpływem morfiny wymyślił sobie tylko tę dziewczynę i tak naprawdę ona nigdy nie istniała. Albo postać dziewczyny oznacza morfinę...? Pozostawiasz pole do popisu wyobraźni. Super. Znalazłam kilka brakujących ogonków i sporo brakujących przecinków. Przed "a" stawiamy przecinek. W kilku miejscach zabrakło też dużej litery, starałam Ci się wszystkie wypisać. Morfinę możesz chyba napisać z małej litery.

MOJE SUGESTIE:

Wybacz mi proszę(,) przyjacielu,
między jednymi a drugimi zajęciami(,) lecz świadczyło by to o braku - <świadczyłoby>
dla twojej osoby mam bardzo wiele. - <Twojej>
kartach zawrzeć wszystko to(,) co tak bardzo pragnę Ci
zapomniałem o twoich sprawach i po - <Twoich>
będzie czekać na twój osobisty - <Twój>
naprawdę niewielkim(,) jak bostońskie warunki,
serce na wieść o twoich rychłych - <Twoich>
dzień, każda chwile lepszą, - <każdą chwilę>
gdyż nie będę mogę przybyć. - <będę mógł>
pomyślę ile zawodu wam sprawiam, - <Wam>
jak serce twojej przyszłej żony. - <Twojej>
Moją ukochana poznałem na początku tego - <ukochaną>
się dziś(,) a nie prawie dziesięć miesięcy temu.
najlepsze(,) a całe towarzystwo wznosiło
miedzy jedną(,) a drugą szklaneczką whisky
chwili nie mogłem z sobie wykrztusić choćby słowa - <mogłem z siebie>
czy może dąć sobie spokój i wymknąć - <dać>
się, czym prędzej do domu. Zdaje się - powtórzenie: się/się
nogi miałem jak z waty(,) zaś język stawał mi kołkiem w
podpowiadały mi, ze chcąc nie chcąc, - <że>
jestem gentelmanem(,) a nie - <gentlemanem>
który rzuca się na kobietę(,) by zawlec ja do jaskini - <ją>
dłużył się nie miłosiernie(,) jak gdyby złośliwie chciał mnie
to jest(,) kiedy ukochana osoba przysłania swoim pięknem cały nasz świat(,) a w jej
na parkowych alejkach- latarnie. - brak spacji
oznajmiła mi, ze czas już wracać. - <że>
wiedziałem jednak, ze jej nie zatrzymam. - <że>
w nich opisywane- jałowe. - brak spacji
też zdawało mi się, ze zbyt mało czasu - <że>
to na Boga(,) Jeremiaszu,
w sobie wszystkich ludzi na ziemi oraz sprawiać, - <Ziemi>
obowiązkach(,) a nawet jedzeniu.
raz zatem wybacz mi(,) proszę, że nie zjawie się na waszym ślubie. - <zjawię>, <Waszym>
miesiące musze jeszcze spędzić w Bostonie(,) lecz potem - <muszę>
Według Coronera, za najprawdopodobniejszą przyczynę śmierci należy - <Coronera najbardziej prawdopodobna przyczyna śmierci>

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Bardzo mi się podoba spojrzenie Lilith, sugerujące morfinowe urojenia. Sam bym na to nie wpadł! Teraz to opowiadanie wydaje mi się jeszcze ciekawsze Smile
A ja myślałam, że dziewczyna była metaforą morfiny.
I miałaś racjęSmile

Ps. Podczas pisania tego opowiadania, wpadłem na pomysł aby powiązać je luźno z tekstem "Co zdarzyło się w Poorwill" tak aby na jego podstawie mógł (przy odrobinie weny) powstać cały cykl dotyczący okolic Poorwill, jego historii i mieszkańców.

Pps.Poprawiłem wg zaleceń.