16-01-2011, 23:26
Gdy dogasały już płomienie słońca,
purpurową łuną malując niebo,
poprosiłaś żebym został do końca,
wskazując na piękne, silne drzewo.
Ułożyłem się z tobą u jego pnia,
na zeschłych liściach i miękkim mchu,
miałem z tobą czuwać do dnia,
i czekać blasku gwiazd stu.
Rozpływałem się w twym uścisku,
i od wymyślnych pieszczot,
mój słodki lisku,
zabierałaś mnie od świata zgryzot.
Czekam na następny wieczór pamiętliwy,
gdzie powiesz czy z miłości czy dla hecy,
a sama wiesz, najsłodsza, żem nie jest wnikliwy!
Ale miło by wiedzieć czemu rozdarłaś mi plecy.
purpurową łuną malując niebo,
poprosiłaś żebym został do końca,
wskazując na piękne, silne drzewo.
Ułożyłem się z tobą u jego pnia,
na zeschłych liściach i miękkim mchu,
miałem z tobą czuwać do dnia,
i czekać blasku gwiazd stu.
Rozpływałem się w twym uścisku,
i od wymyślnych pieszczot,
mój słodki lisku,
zabierałaś mnie od świata zgryzot.
Czekam na następny wieczór pamiętliwy,
gdzie powiesz czy z miłości czy dla hecy,
a sama wiesz, najsłodsza, żem nie jest wnikliwy!
Ale miło by wiedzieć czemu rozdarłaś mi plecy.