Via Appia - Forum

Pełna wersja: Jestem...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Jestem...


Jestem rybą zamknięta w ogromnym szklanym akwarium. Wciąż pływam, to w tę, to w tamtą stronę, bez przerwy odwiedzam te same miejsca i spotykam te same stworzenia. Wydaje mi się, że przede mną jest ogromny świat, który mam zaszczyt obserwować, a tymczasem ogranicza mnie wielka szklana bariera. Patrzę z pobłażaniem na tych, którzy nie zważając na nic próbują się wydostać. Przecież tam dalej nic nie ma, tutaj jest nam dobrze. Mimo to czasem, w ciszy, gdy nikt nie patrzy, napieram z całej siły na szybę, bezsilnie próbując opuścić miejsce mojego żywota i rozpocząć nowe, lepsze życie. Może to się wydawać głupie, ale przecież każdy z nas chce się czegoś pozbyć, o czymś zapomnieć, coś wyzerować. Kiedy tak rozmyślam i napieram wciąż uparcie na barierę, dochodzę do wniosku, że czas to skończyć, że czas zginąć i wreszcie oczyścić się z problemów. Jednak wtedy, znów, gdzieś z góry spada jedzenie. Więc jem nie mogąc się powstrzymać, gdy smaczne kąski przepływają wokół mnie. Zostaje tylko ta niepewność, czy to Bóg, czy kolejny idealny mechanizm natury.

Jestem myszą złapaną w pułapkę z serem. Widzę to, czego tak bardzo pragnąłem, to dla czego poświęciłem tyle czasu i energii, ale nie mogę tego dosięgnąć. Chociaż bardzo bym chciał - przecież wystarczy tylko jeden krok - to nie dam rady, moja ręka jest zbyt krótka. Męczę się teraz patrząc i nie mogąc odwrócić wzroku. Mam świadomość, że moje pragnienie jest tak blisko, że moje najskrytsze marzenia mogą się spełnić, ale nie dam rady wyciągnąć nogi jeszcze dalej - to wyniszcza mój mózg od środka. Pożera mnie, skręcając w spazmach bólu spowodowanego żalem. Żalem niewytłumaczalnym i bez wyraźnej, dla innych, przyczyny. Żalem, który prowadzi do tak wielu nieszczęść. Jednak pojawiają się też przebłyski nadziei, w końcu wystarczy uwolnić spod metalu ten mały kawałek ogona…
Im dłużej jestem uwięziony tym bardziej się boję. Zaczynam powoli zapominać o tym, co tak bardzo pragnąłem zdobyć. Powoli się od tego odwracam, bo ogrania mnie panika. Uświadamiam sobie, że im dłużej będę bezsilnie próbował osiągnąć moje marzenie, tym dłużej moje życie będzie wisiało na włosku. Niebezpieczeństwo może przyjść w każdej chwili, a wtedy nie będzie już dla mnie ratunku. To sprawia, że próbuje się uwolnić, żeby uciec i się schować, poczekać na lepszy moment. Jednak nie mogę, a to wyniszcza mój mózg od środka. Pożera mnie, skręcając w spazmach bólu spowodowanego rozpaczą. Rozpaczą niewytłumaczalną i bez wyraźnej dla innych przyczyny. Rozpaczą, która doprowadziła do tak wielu nieszczęść. Jednak pojawiają się przebłyski nadziei, w końcu wystarczy uwolnić spod metalu ten mały kawałek ogona…

Jestem niemowlęciem nadopiekuńczych rodziców. Poznaję świat, wędruje, by zobaczyć coś nowego, ale oni mi na to nie pozwalają. Wciąż biorą w te swoje silne, ogromne ręce i sadzają tam, gdzie im pasuje. Niczego nie potrafią zrozumieć. Uważają mnie za nic nie pojmującego niedorajdę, za idiotę. Ja przecież nie chcę siedzieć tutaj, tylko iść tam. Próbuję więc znów, lecz zaraz czuje, że coś podnosi mnie w górę i kładzie w to samo miejsce, wyznaczając barierę poduszkami. Tu mi się jednak nie podoba, więc próbuję kolejny raz, i kolejny, i kolejny…
Czasem biorą mnie na spacer, wsadzając w wózek. Zaciągają jednak ogromną materiałową zasłonę i zadowoleni idą nie wiadomo gdzie i w jakim celu. Czuje się uwięziony. Jestem w nowym miejscu, chciałbym je poznać, zobaczyć, ale oni wiedzą lepiej. I jeszcze staną naprzeciwko mnie, pchając wózek, abym nie widział już kompletnie nic. Przecież ich mogę obserwować w każdej minucie, choć na chwilę mogliby zniknąć mi z oczu!

Jestem wariatem zamkniętym w zakładzie. Wokół jest wiele podobnych do mnie ludzi, a jednak całkiem innych. Chciałbym z nimi porozmawiać, poznać lepiej, może bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi, spotykalibyśmy się codziennie, rysowali po ścianach, albo bawili się lalkami. Mogłoby to być fascynujące przeżycie, jednak niemożliwe do spełnienia, bo koło nas ciągle pojawiają się dziwni ludzie, którzy z niewiadomego powodu uważają się za lepszych, wyższych, mądrzejszych. Wszystko wiedzą lepiej. Myślą, że powinni się nami opiekować, pomagać nam na każdym kroku. A to nas ubierają, a to wycierają ślinę, a to wsadzają łyżkę z zupy do buzi. Na co to wszystko? To już nie można jeść prosto z talerza, trochę się poślinić, albo się nie ubrać? Czemu lub komu to przeszkadza? Oni tylko utrudniają sobie życie, na wszystkie możliwe sposoby. Już z daleka widać, że nie pasują do tego miejsca, a jednak przychodzą codziennie męcząc nas swoimi rytuałami, uniemożliwiając kontakty, bo ich obecność nas krępuje. Najgorsze jednak jest to, że kiedy już wreszcie idą, zamykają nas wszystkich w pokojach, jak w jakichś klatkach. Nie możemy więc zamienić z sobą nawet słowa. Siedząc tak w pustym pokoju, odosobnieni zasypiamy w końcu, by przeżyć kolejny taki sam dzień. Dzień, który będzie mordęgą, a jednak za każdym razem jest nadzieja, że może jutro będzie lepiej.

Jestem gąsienicą zamkniętą w kokonie. Najpierw pęcznieję od wszystkiego co napotkam na swej drodze. Nie zwracam uwagi, jakie to jest, po prostu napycham się i idę do przodu, nie wiedząc co dzieje się wokół mnie. Wypełniam to co jest mi przeznaczone i nie interesuje się niczym innym. Idę ślepo za instynktem natury. Następnie zamykam się w kokonie, uplecionym z grubych nici. Nie ma nawet maleńkiej szparki gwarantującej mi kontakt ze światem. Jestem zniewolony, a moje więzienie z każdą chwilą wydaje się być coraz bardziej niewygodne, coraz bardziej ciasne, coraz bardziej oddalające mnie od rzeczywistości, która była tak okrutna, a zarazem tak piękna.
Gąsienica ma jednak to szczęście, że wie, iż powróci i rozpocznie niejako nowe życie pod nowa postacią, z nowymi perspektywami. Ja natomiast nie mam pojęcia, czy zginę tutaj napęczniały złem, unicestwiony i oddany w zapomnienie przez grubą nić nienawiści, która z każdą chwilą zacieśnia kokon. Czy może na nowo się narodzę i rozpocznę nowe życie z nadzieją, że może będzie lepsze.
Ciekawe porównania, Kłapouszku, ale pomyślałabym nad uproszczeniem języka. W niektórych momentach jest dla mnie zbyt patetyczny.
Cytat:Siedząc tak w pustym pokoju, odosobnieni zasypiamy w końcu, by przeżyć kolejny taki sam dzień. Dzień, który będzie mordęgą, a jednak za każdym razem jest nadzieja, że może jutro będzie lepiej.
>> Siedząc w pustych pokojach, odosobnieni... Pogrubione bym wyrzuciła.
Cytat:spowodowanego żalem. Żalem niewytłumaczalnym i bez wyraźnej, dla innych, przyczyny.
>> spowodowanego niewytłumaczalnym dla innych żalem. To tylko moje przykładowe propozycje. Myślę, że nie zaszkodzi, żebyś pomyślał nad skróceniem tekstu. Poza tym bardzo mi się podobaSmile.

Konto usunięte

Zanim zaczęłam czytać, przeleciałam wzrokiem po tekście, żeby ogarnąć długość. No i zauważyłam, że każdy [chyba] fragment zaczyna się od "jestem", co skojarzyło mi się z piosenką A.M. Jopek "Ale jestem". xD

(16-01-2011, 18:30)Kłapouchy napisał(a): [ -> ]Jestem rybą zamknięta w ogromnym szklanym akwarium.

"zamkniętĄ"

(16-01-2011, 18:30)Kłapouchy napisał(a): [ -> ]Wciąż pływam, to w tę, to w tamtą stronę, bez przerwy odwiedzam te same miejsca i spotykam te same stworzenia. Wydaje mi się, że przede mną jest ogromny świat, który mam zaszczyt obserwować, a tymczasem ogranicza mnie wielka szklana bariera. Patrzę z pobłażaniem na tych, którzy nie zważając na nic próbują się wydostać. Przecież tam dalej nic nie ma, tutaj jest nam dobrze. Mimo to czasem, w ciszy, gdy nikt nie patrzy, napieram z całej siły na szybę, bezsilnie próbując opuścić miejsce mojego żywota i rozpocząć nowe, lepsze życie. Może to się wydawać głupie, ale przecież każdy z nas chce się czegoś pozbyć, o czymś zapomnieć, coś wyzerować. Kiedy tak rozmyślam i napieram wciąż uparcie na barierę, dochodzę do wniosku, że czas to skończyć, że czas zginąć i wreszcie oczyścić się z problemów. Jednak wtedy, znów, gdzieś z góry spada jedzenie. Więc jem nie mogąc się powstrzymać, gdy smaczne kąski przepływają wokół mnie. Zostaje tylko ta niepewność, czy to Bóg, czy kolejny idealny mechanizm natury.

"Więc jem , nie mogąc"

Samobójstwo to głupota. Tchórzostwo, które powinno się tępić a każda próba powinna być karana, o! Poza akwarium życie się nie kończy. I nie powinno się myśleć w ten sposób. Gdzieś dalej zawsze może być coś, co sprawi, że nasze życie będzie lepsze.

(16-01-2011, 18:30)Kłapouchy napisał(a): [ -> ]Jestem myszą złapaną w pułapkę z serem. Widzę to, czego tak bardzo pragnąłem, to dla czego poświęciłem tyle czasu i energii, ale nie mogę tego dosięgnąć. Chociaż bardzo bym chciał - przecież wystarczy tylko jeden krok - to nie dam rady, moja ręka jest zbyt krótka. Męczę się teraz patrząc i nie mogąc odwrócić wzroku. Mam świadomość, że moje pragnienie jest tak blisko, że moje najskrytsze marzenia mogą się spełnić, ale nie dam rady wyciągnąć nogi jeszcze dalej - to wyniszcza mój mózg od środka. Pożera mnie, skręcając w spazmach bólu spowodowanego żalem. Żalem niewytłumaczalnym i bez wyraźnej, dla innych, przyczyny. Żalem, który prowadzi do tak wielu nieszczęść. Jednak pojawiają się też przebłyski nadziei, w końcu wystarczy uwolnić spod metalu ten mały kawałek ogona…
Im dłużej jestem uwięziony tym bardziej się boję. Zaczynam powoli zapominać o tym, co tak bardzo pragnąłem zdobyć. Powoli się od tego odwracam, bo ogrania mnie panika. Uświadamiam sobie, że im dłużej będę bezsilnie próbował osiągnąć moje marzenie, tym dłużej moje życie będzie wisiało na włosku. Niebezpieczeństwo może przyjść w każdej chwili, a wtedy nie będzie już dla mnie ratunku. To sprawia, że próbuje się uwolnić, żeby uciec i się schować, poczekać na lepszy moment. Jednak nie mogę, a to wyniszcza mój mózg od środka. Pożera mnie, skręcając w spazmach bólu spowodowanego rozpaczą. Rozpaczą niewytłumaczalną i bez wyraźnej dla innych przyczyny. Rozpaczą, która doprowadziła do tak wielu nieszczęść. Jednak pojawiają się przebłyski nadziei, w końcu wystarczy uwolnić spod metalu ten mały kawałek ogona…

Ponoć zawsze warto sięgać po to, czego pragniemy. A im dłużej powtarzamy, że nam się uda, tym jesteśmy bliżej.
Gdybym miała jakieś wielkie marzenie, próbowałabym je spełnić bez względu na ryzyko czy zagrożenia.

Btw, podoba mi się powtórzenie tego ostatniego fragmentu.

(16-01-2011, 18:30)Kłapouchy napisał(a): [ -> ]Jestem niemowlęciem nadopiekuńczych rodziców. Poznaję świat, wędruje, by zobaczyć coś nowego, ale oni mi na to nie pozwalają. Wciąż biorą w te swoje silne, ogromne ręce i sadzają tam, gdzie im pasuje. Niczego nie potrafią zrozumieć. Uważają mnie za nic nie pojmującego niedorajdę, za idiotę. Ja przecież nie chcę siedzieć tutaj, tylko iść tam. Próbuję więc znów, lecz zaraz czuje, że coś podnosi mnie w górę i kładzie w to samo miejsce, wyznaczając barierę poduszkami. Tu mi się jednak nie podoba, więc próbuję kolejny raz, i kolejny, i kolejny…
Czasem biorą mnie na spacer, wsadzając w wózek. Zaciągają jednak ogromną materiałową zasłonę i zadowoleni idą nie wiadomo gdzie i w jakim celu. Czuje się uwięziony. Jestem w nowym miejscu, chciałbym je poznać, zobaczyć, ale oni wiedzą lepiej. I jeszcze staną naprzeciwko mnie, pchając wózek, abym nie widział już kompletnie nic. Przecież ich mogę obserwować w każdej minucie, choć na chwilę mogliby zniknąć mi z oczu!

"wędrujĘ"
"czujĘ"

A da się podnieść w dół? Oo'

"próbuję kolejny raz, i kolejny, i kolejny" - pierwszy przecinek do wyrzucenia.

"czujĘ"

Zawsze jest ktoś, kto przyjdzie i powie, że wie lepiej. Rodzice na przykład są po to, by bronić nas przed niepowodzeniami. Często nie rozumieją, że my sami mamy się czegoś nauczyć. Ale taka jest ich rola.

"Nauczyli nas regułek i dat...", Turbo, Dorosłe dzieci. Tak mi się skojarzyło, dla dopełnienia tej wypowiedzi, przesłuchaj Tongue

(16-01-2011, 18:30)Kłapouchy napisał(a): [ -> ]Jestem wariatem zamkniętym w zakładzie. Wokół jest wiele podobnych do mnie ludzi, a jednak całkiem innych. Chciałbym z nimi porozmawiać, poznać lepiej, może bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi, spotykalibyśmy się codziennie, rysowali po ścianach, albo bawili się lalkami. Mogłoby to być fascynujące przeżycie, jednak niemożliwe do spełnienia, bo koło nas ciągle pojawiają się dziwni ludzie, którzy z niewiadomego powodu uważają się za lepszych, wyższych, mądrzejszych. Wszystko wiedzą lepiej. Myślą, że powinni się nami opiekować, pomagać nam na każdym kroku. A to nas ubierają, a to wycierają ślinę, a to wsadzają łyżkę z zupy do buzi. Na co to wszystko? To już nie można jeść prosto z talerza, trochę się poślinić, albo się nie ubrać? Czemu lub komu to przeszkadza? Oni tylko utrudniają sobie życie, na wszystkie możliwe sposoby. Już z daleka widać, że nie pasują do tego miejsca, a jednak przychodzą codziennie męcząc nas swoimi rytuałami, uniemożliwiając kontakty, bo ich obecność nas krępuje. Najgorsze jednak jest to, że kiedy już wreszcie idą, zamykają nas wszystkich w pokojach, jak w jakichś klatkach. Nie możemy więc zamienić z sobą nawet słowa. Siedząc tak w pustym pokoju, odosobnieni zasypiamy w końcu, by przeżyć kolejny taki sam dzień. Dzień, który będzie mordęgą, a jednak za każdym razem jest nadzieja, że może jutro będzie lepiej.

"ścianach, albo bawili się lalkami" - bez przecinka.
"łyżkę z zupy" - albo łyżkę zupy, albo z zupą Tongue
"Oni tylko utrudniają sobie życie, na wszystkie możliwe " - bez przecinka.
"zamienić z sobą nawet słowa." - ze sobą
" w pokojach, jak w jakichś klatkach" - bez przecinka

(16-01-2011, 18:30)Kłapouchy napisał(a): [ -> ]Jestem gąsienicą zamkniętą w kokonie. Najpierw pęcznieję od wszystkiego co napotkam na swej drodze. Nie zwracam uwagi, jakie to jest, po prostu napycham się i idę do przodu, nie wiedząc co dzieje się wokół mnie. Wypełniam to co jest mi przeznaczone i nie interesuje się niczym innym. Idę ślepo za instynktem natury. Następnie zamykam się w kokonie, uplecionym z grubych nici. Nie ma nawet maleńkiej szparki gwarantującej mi kontakt ze światem. Jestem zniewolony, a moje więzienie z każdą chwilą wydaje się być coraz bardziej niewygodne, coraz bardziej ciasne, coraz bardziej oddalające mnie od rzeczywistości, która była tak okrutna, a zarazem tak piękna.
Gąsienica ma jednak to szczęście, że wie, iż powróci i rozpocznie niejako nowe życie pod nowa postacią, z nowymi perspektywami. Ja natomiast nie mam pojęcia, czy zginę tutaj napęczniały złem, unicestwiony i oddany w zapomnienie przez grubą nić nienawiści, która z każdą chwilą zacieśnia kokon. Czy może na nowo się narodzę i rozpocznę nowe życie z nadzieją, że może będzie lepsze.

"od wszystkiego co " - wszystkiego, co
" Wypełniam to co jest" - to, co

Zawsze może być lepiej! Nie ma takiej siły sprawczej, która zdołałaby trzymać człowieka tylko i wyłącznie na "złej" drodze.

Wiesz, tekst ładny. Podobał mi się dużo bardziej niż "Zapał" Tongue
Pod każdą częścią komentowałam na bieżąco, więc tu się mój komentarz skończy.


Pozdrawiam, Duś


EDIT: Nie zgadzam się na żadne skracanie tekstu!
Dziękuje za komentarze i uwagi i poprawki.

księżniczka napisał(a):W niektórych momentach jest dla mnie zbyt patetyczny.
No cóż taki miał być (chyba, bo w sumie sam nie ogarniam czasami mojego umysłu).

Teraz będę miał pojęcie, że taka piosenka w ogóle istnieje. Aż jej posłucham - o dziwo - z ciekawości.
Duśka, no nieładnie tak mojego narratora wyzywać od tchórzy i go pouczać. Zresztą to mu nic nie pomoże Wink

Duśka napisał(a):EDIT: Nie zgadzam się na żadne skracanie tekstu!
I tak nie wiedziałbym gdzie uciąć, w końcu każda część to moje dziecko, a całość niesie ze sobą także ukrytą dla wszystkich - z wyjątkiem mnie ma się rozumieć - treść.
Świetny tekst. Najlepszy z czytanych przeze mnie na forum. Technicznie dopracowany, żadnych zgrzytów nie uświadczyłem.
No i przekaz. Właśnie takich tekstów szukam. Idealnie do mnie trafia. Szczególnie pierwsza część. Naprawdę - nie mogę się doczekać twojego następnego dzieła.
Dziękuje za komentarz Smile

Co do "technicznie dopracowany" to nie jestem do końca przekonany, bo wiem, że nad muszę jeszcze popracować.

Boże, jak ja nie lubię opowiadań, aż dziw, że zdecydowałam się na nie pojedynkować( zawsze szukam nie osiągalnego i osiągam). Czytałam to z przekąsem, niemal zasypiając i budząc się w nieco lepszych fragmentach.

Przecież tam dalej nic nie ma, tutaj jest nam dobrze. Mimo to czasem, w ciszy, gdy nikt nie patrzy, napieram z całej siły na szybę, bezsilnie próbując opuścić miejsce mojego żywota i rozpocząć nowe, lepsze życie.

Bardzo mądrze ujęte, ponieważ nie biorę tekstu dosłownie, widzę w tym swoje Piraniowe odbicie.

Widzę to, czego tak bardzo pragnąłem, to dla czego poświęciłem tyle czasu i energii, ale nie mogę tego dosięgnąć, ja.

To jest zabójcze, świetnie ujęte, ja bym tylko dodała: a było tak blisko

Mam świadomość, że moje pragnienie jest tak blisko, że moje najskrytsze marzenia mogą się spełnić, ale nie dam rady wyciągnąć nogi jeszcze dalej - to wyniszcza mój mózg od środka. Pożera mnie, skręcając w spazmach bólu spowodowanego żalem. Żalem niewytłumaczalnym i bez wyraźnej, dla innych, przyczyny. Żalem, który prowadzi do tak wielu nieszczęść. Jednak pojawiają się też przebłyski nadziei, w końcu wystarczy uwolnić spod metalu ten mały kawałek ogona…


Gdybym była po tkz. kieliszku i słuchała muzyki, była bym w stanie zapłakać.

Jestem wariatem zamkniętym w zakładzie. Wokół jest wiele podobnych do mnie ludzi, a jednak całkiem innych.


Sama prawda, człowiek np o nie typowych marzeniach, albo typowych, ale uznawanych za nie możliwe do osiągnięcia, może byc spokojnie okrzyknięty wariatem, lub jako ktoś niedojrzały. Smutne.


Końcówka mnie nie urzeka, a ciągłe powtarzanie o nowym lepszym życiu, trochę mnie irytuje.
Ogólna myśl : Wcale nie jest fajnie być lepszym i mądrzejszym. Dostrzegać ludzką głupotę kpinę i przyziemność. To trudne i nie wesołe. Głupi ma szczęście, mądry pod górkę...

Nie lubię opowiadań, ale na tak.

Pani Rickman






Błędów nie wypisywałem, bo poprzednicy to zrobili i w sumie nie rzuciły mi się specjalnie w oczy, poza dwoma brakami przecinka, wskazanymi przez Duśkę. Tutaj dopatrywałbym się drobnego uszczerbku.
Tekst czytało się dobrze, styl mi się spodobał, jest inny od większości dzieł literackich, wydawał mi się bardzo bezpośredni - za to niewątpliwie plus.

Pozdrawiam.

---

Zabieram się za drugi tekst Big Grin
Dzięki za komentarze Smile

Piramida, to w zamyśle miała być minitura, nie opowiadanie i do tej pory byłem przekonany, że tak jest.
Końcówka tego tekstu nie miała być świetną puentą czy czymś chwytającym za serce. W tym utworze każdy mógłby wskazać inny fragment, jako ten najważniejszy, z zawartym w tekście przekazem.
W każdym razie dziękuję za opinię Wink

Przemek, wcale nie jest tak bezpośredni, jak mogłoby się wydawać, ale masz pełne prawo do takiego odbioru.