Via Appia - Forum

Pełna wersja: Droga (już) bez wyjścia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
MADELINE:

Postanowiłam dodać miniaturkę, która bliska jest mojemu sercu. Sytuacja, która jest dalej opisana, różni się od tej, która wydarzyła się w moim życiu jednym: ja przemówiłam koleżance do rozsądku i nikt na tym nie ucierpiał. Wyobraziłam sobie jednak, co by było, gdyby... No i efekt jest taki:
[ liczę na wasze obiektywne opinie i porady pod względem stylistycznym Wink ]

Droga (już) bez wyjścia

Z dedykacją dla mojej koleżanki E.Sz. I tych wszystkich, którzy chcą, lub chcieli zakończyć swój żywot w nieodpowiednim momencie.
Z przestrogą, że to i tak nic nie da, a może, gdyby poszukali pomocy, byłoby inaczej.


Jesteśmy w niewielkim mieście, w pewnym gimnazjum, którego zielone ściany kojarzą się z nadzieją. Zaglądamy przez okno do jednej z sal. Uczniowie sumiennie skrobią w zeszytach notatkę dyktowaną przez nauczycielkę.
Na pozór normalna klasa, zwykli uczniowie, ze zwykłymi, małymi problemami.
Tak myślicie? W takim razie jesteście w błędzie.
Przyjrzyjcie się dobrze. Podpowiem: pierwsza ławka, środkowy rząd. Widzicie tę szatynkę z grubymi warkoczami?
Dziewczyna ma okrągłą twarz, śmieszną posturę ciała, a na nosie duże okulary, które powiększają jej brązowe oczy. Normalna nastolatka, może ciut dziwna. Raczej nie wygląda na osobę, która miałaby myśli samobójcze, prawda?
Obok niej siedzi druga szatynka. Jej sąsiadka z bloku. Według tej pierwszej, była ona jej najlepszą przyjaciółką. Według tej drugiej, nie było przyjaźni, jedynie wspólne przemierzanie odległość od szkoły do domu. Nie gadały w szkole. Czasem tylko wymieniały parę zdań idąc na lekcje, albo przez komunikator internetowy.
Na przerwach okularnica siedziała sama pod ścianą, obserwując, jak jej klasa stała w paro osobowych grupkach, rozproszona po żółtym korytarzu. Nikt na nią nie zwracał uwagi. Tak było w szkole, tak było i w domu.
Jeżeli już ktoś zaszczycił ją swoim spojrzeniem, była wyśmiewana, poniżana. W szkole za to, że była dewotką, a w domu za to, że była... Sobą.
Przez całe ferie zimowe budziła się w nocy słysząc jeden nawołujący ją głos. Głos namawiający do zabicia się. Podpowiadał jej, że była niewartościowa, że swoim bytem uprzykrzała tylko życie innym.
Ten głos, te myśli, podpowiadały jej, jak to zrobić. Jak zakończyć swoje życie. W końcu zaczęła mieć tego dość. Podzieliła się z koleżanką swoimi odczuciami poprzez Gadu-Gadu. Było to po północy, tuż przed tym, jak zazwyczaj nawiedzał ją głos. Dziś postanowiła mu się przeciwstawić i nie zasnąć.
Opowiadała koleżance o swoich snach, w których ginęła, gdzie pojawiały się czaszki i nagie kości. Na głos zaczęła się zastanawiać, jak się tych głosów i koszmarów pozbyć. Jedynym, najłatwiejszym, najlepszym i najszybszym wyjściem dla niej była śmierć. Tak, to by było dobre. Skaczesz z balkonu, lecisz jak ptak... A potem spadasz. Uderzasz głową o ziemię... Twój mózg rozbryzguje się na miliony kawałeczków; na krwawą miazgę. Och, czy to nie było idealne? Przecież i tak nikt by za nią nie tęsknił.
„Nie, proszę! Nie rób tego!” - nawoływała koleżanka.
Przez parę dni dziewczyna borykała się z myślami. Odłożyła zamierzenia na jakiś czas, a głos przestał ją odwiedzać.
Wrócił jednak z czasem. Z planem, jak się zabić.
Obmyśliła już, że zrobi to w dniu, w godzinę swoich urodzin. Będzie mieć wtedy równo piętnaście lat. Nie miała tylko sposobu, jak to zrobić.
Kiedy przyszedł marzec, ona myślała o pocięciu się. Kiedy babcia zdzieliła ją po twarzy, jej myśli od razu powędrowały w stronę żyletki. W stronę pragnienia chwycenia za ostrze, leżenia w kałuży krwi. Winna czerwień otaczać będzie jej blade ciało...
Nadszedł w końcu dzień jej urodzin. Nie robiła przyjęcia, nie cieszyła się. Była jakaś nieobecna. Wciąż żyła w czarnych, krwawych myślach, mimo iż w szkole udawała, że wszystko było w jak najlepszym porządku.
Rano, kiedy jej rodzice wyszli do pracy, a brat poszedł z babcią do kościoła, weszła do łazienki. Oparła ręce o umywalkę i spojrzała w lustro. To, co tam zobaczyła, tylko bardziej pogłębiło jej przekonanie, że powinna to zrobić. Brzydka dziewczyna z wielkimi, wyłupiastymi oczami, pryszczatą cerą i pulchnymi policzkami.
Och, jak bardzo zakłamane było jej wyobrażenie o sobie!
Usiadła na kafelkach, opierając głowę o wannę. Z szafki wyciągnęła ręcznik i żyletkę ojca. Małą ściereczkę włożyła do ust, by móc zaciskać na niej zęby i nie krzyczeć z bólu.
Uniosła żyletkę, przyglądając się srebrnemu ostrzu. Jeden mały przedmiot, a ile ulgi za sobą przyniesie. Chwyciła ją mocniej i ostrzem przejechała po przedramieniu. Krew zaczęła perlic się na rance, a po chwili z niej sączyć. Dziewczyna nie tamowała jej. Z łzami w oczach przyglądała się, jak biały ręcznik nasącza się krwistoczerwoną cieczą.
Jeszcze chwila... Jeszcze chwileczka i nie będzie czuła tego całego bólu!
Gdyby przemyślała to wcześniej... Może wzięła by coś, co spowodowałoby, że krew płynęłaby szybciej...
Drżącą ręką chwyciła ponownie za ostrze i pogłębiła ranę. Ból był nie do zniesienia, jednak ona dzielnie go wytrzymywała, czekając na odejście z tego świata.

Następnego dnia w szkole, kiedy oznajmiono, że dziewczyna nie żyje, że popełniła samobójstwo, cała klasa przeżyła szok. Może nie darzyli ją sympatią, może się z niej naśmiewali, kpili... Jednak była częścią małego społeczeństwa. Bez niej było pusto i... dziwnie.
Świadomość, że mogła to zrobić właśnie przez ich docinki działała na ich sumienie. Zaczęli żałować, że nie traktowali jej inaczej.
A sąsiadka? Sąsiadka była najbardziej załamana. Była przekonana, że mogłaby jej pomóc. Gdyby tylko coś zrobiła! Tylko co? Przecież tamta jej nie słuchała... Nie poszła do psychologa... Nie zwróciła się do nikogo o pomoc.
Jednak czuła się winna. Gdyby powiedziała komuś dorosłemu, może ten umiałby jej pomóc...

Dziewczyna... samobójczyni... słuchała tego, co się działo, odchodząc. Wszystko odbywało się w jej głowie niczym sen. Zrozumiała wtedy, że gdyby obrała inną drogę, gdyby poszukała pomocy... Może byłaby szczęśliwa... Może mogłaby żyć inaczej... normalniej...
Jednak dla niej było już za późno...


Cytat:Na pozór normalna klasa, zwykli uczniowie, ze zwykłymi, małymi problemami.
Tak myślicie? W takim razie jesteście w błędzie.
Nie podobają mi się te zdania. Niby mają uczulić na coś czytelnika, ale tak naprawdę psują klimat tekstu.
{quote]śmieszną posturę ciała[/quote] bez "ciała"
Cytat:Normalna nastolatka, może ciut dziwna. Raczej nie wygląda na osobę, która miałaby myśli samobójcze, prawda?
"Normalna" i "ciut dziwna" chyba się wykluczają. Usunęłabym ten fragment, bo sprawia, że tekst staje się w całości przewidywalny.
Cytat:Och, jak bardzo zakłamane było jej wyobrażenie o sobie!
Też bym wyrzuciła. Poza tym wszelkie ochy i achy są zbyt pretensjonalne, w tym tekście do niczego nie służą.
Cytat:Jednak była częścią małego społeczeństwa. Bez niej było pusto i... dziwnie.
Świadomość, że mogła to zrobić właśnie przez ich docinki działała na ich sumienie. Zaczęli żałować, że nie traktowali jej inaczej.
skoro tak ją traktowali, to nie mogli odczuwać jej braku w ten sposób (co najwyżej odczuliby brak kozła ofiarnego), a już na pewno nie obwinialiby siebie. Co najwyżej doszliby do wniosku, że była jeszcze bardziej kopnięta, niż myśleli.

Poza tym dla mnie jest w porządku, a już na pewno znacznie bardziej, niż "Siostry krwi". Pozdrawiam.
Czasem trzeba się przewietrzyć i wyjść do ludzi, więc i ja pierdyknę komenta.

Cytat:a może, gdyby poszukali pomocy

Na moje, tacy ludzie zawsze szukają pomocy. Tylko nie zawsze ich poszukiwania są zauważane przez innych. I wtedy jest kiepsko.

Cytat:jedynie wspólne przemierzanie odległość od szkoły do domu

a nie powinno być "odległości"?

Cytat:jak jej klasa stała w paro osobowych grupkach

paroosobowych

Cytat:Podpowiadał jej, że była niewartościowa

Nie pasowałoby tu bardziej "bezwartościowa"? Niewartościowy kojarzy mi się z jedzeniem ubogim w witaminy i inne...

Cytat:Obmyśliła już, że zrobi to w dniu, w godzinę swoich urodzin.

Dużo bardziej klarowne byłoby "Obmyśliła już, że zrobi to w dzień i godzinę swoich narodzin."

Cytat:Kiedy przyszedł marzec, ona myślała o pocięciu się.

Usunąłbym "ona". Ale to tylko moje czepialstwo. Smile



Całkiem fajnie się czyta to Twoje dzieło. Krytyk ze mnie marny, ale myślę że tematyka jest troszkę oklepana. Ja wiem że to na podstawie własnych przeżyć ale jednak. Niemniej jednak taka jest szara, smutna rzeczywistość. Jeśli ktoś, kto jest obiektem kpin zginie, zawsze płaczą ci którzy z niego szydzili. "Bo o zmarłych się źle nie mówi". W ten sposób zabijają poczucie winy które w nich drzemie.

I jeszcze tylko:
Cytat:skoro tak ją traktowali, to nie mogli odczuwać jej braku w ten sposób (co najwyżej odczuliby brak kozła ofiarnego), a już na pewno nie obwinialiby siebie. Co najwyżej doszliby do wniosku, że była jeszcze bardziej kopnięta, niż myśleli.

Nie zgodzę się. U mnie w szkole kiedyś jeden koleś łyknął leki i zszedł. Stało się to przez jego klasę. Większość z nich wylądowała u psychologa bo nękało ich poczucie winy.
(15-01-2011, 16:05)Mroczne_Kalesony napisał(a): [ -> ]Czasem trzeba się przewietrzyć i wyjść do ludzi, więc i ja pierdyknę komenta.
Ano trzeba, częściej niż czasem.

Cytat:I jeszcze tylko:
Cytat:skoro tak ją traktowali, to nie mogli odczuwać jej braku w ten sposób (co najwyżej odczuliby brak kozła ofiarnego), a już na pewno nie obwinialiby siebie. Co najwyżej doszliby do wniosku, że była jeszcze bardziej kopnięta, niż myśleli.

Nie zgodzę się. U mnie w szkole kiedyś jeden koleś łyknął leki i zszedł. Stało się to przez jego klasę. Większość z nich wylądowała u psychologa bo nękało ich poczucie winy.
Nie zgodzę się z twoją niezgodą. Przede wszystkim mało prawdopodobne, żeby ktoś się zabił tylko z powodu prześladowania w szkole. Wtedy mielibyśmy o wiele więcej samobójstw. Coś jeszcze musiało być nie tak, skoro się na to zdecydował i nie umiał znaleźć przyjaciół gdzie indziej ani się postawić.
Nic nie trzeba. Jedynie można. Wink

Ja nie mówię że to była tylko i wyłącznie wina jego rówieśników. Ale nie da się ukryć że byli współwinni Wink Poza tym (wracając do opowiadania) nie zgadzałem się jedynie z tym co napisałaś o reakcji klasy na wiadomość o śmierci bohaterki, a nie o tym dlaczego się zabiła.
A tak btw, to ja nie pisałam, że to jedynie wina klasy. Tam było o tym, że babka ją spoliczkowała, więc to znak, że w domu też się coś działo. Tak nawiasem mówiąc i wtrącając się...

Kończymy bo przerodzi nam się to w offtop. Jeśli macie coś jeszcze do dodania to zapraszam na PW. // Kelson