Via Appia - Forum

Pełna wersja: Dzieci Zimy
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Nazywam się Charles. Przedstawiłbym wam również swojego współlokatora, ale właśnie śpi. Pewnie i tak byście go nie polubili. Tak jak on was. Ostatnio nie sypiam zbyt dobrze. Nuklearna zima nie pozwala na sen. Właśnie wtedy jej dzieci chcą się bawić.

Genewa zawsze sprawiała wrażenie spokojnego miasta. Taką ją przynajmniej pamiętam sprzed kilkunastu lat. Byłem jednym z tysięcy ludzi zdecydowanych na możliwość niezłego zarobku w stolicy, wtedy jeszcze, neutralnej Szwajcarii. To były dobre czasy. Prawdę mówiąc, nawet gdybym wtedy był kloszardem panującym niepodzielnie nad osiedlowym śmietnikiem, wciąż uważałbym, że pierwsza dekada drugiego tysiąclecia była fantastyczna. Spokojne ulice wypełnione ludźmi tłoczącymi się przy niezliczonych kawiarenkach, które, jeśli tylko pogoda pozwalała, wystawiały armie swych stolików do walki o klienta. Miasto posiadało swoją duszę. W 2009 miałem 28 lat i uważam, że radziłem sobie doskonale w mojej pracy. Mimo że miałem wykształcenie w zakresie informatyki na początku pracowałem, jako sprzątacz w hotelu. Szybko jednak udało mi się zmienić zajęcie na coś bardziej dochodowego. Zająłem się analizą danych w ośrodku przy siedzibie CERN. Trudno nie pamiętać tej nazwy. Nie da się zapomnieć twarzy gościa, który pobił Cię w szkole wieki temu. Jak można zapomnieć instytucję odpo[/size]wiedzialną za sprowadzenie rasy ludzkiej do poziomu z XII wieku? Obecny obraz cywilizacji mieści się w jednym słowie – wegetacja. Ubogie zasoby wody i pożywienia, które nadają się, jako tako, do zjedzenia, są wciąż dostępne tylko dlatego, że mało już zostało ludzi mogących zaspokoić swoje pragnienie i głód. Reszta nie żyje. Prosta sprawa.
Najgorzej jest nocą. Niewielkie grupy Innych wyruszają wtedy na łowy. Nie polują za dnia tylko dlatego, że w nocy mają przewagę nad istotami niezdolnymi do noktowizji. Nawet kilkunastu z nich wystarczy, aby zaatakować duże skupisko ludzi.

Zaczęło się od kolejnej próby przekroczenia granic nauki. Zanim zdobycze techniki stały się równie przydatne, co wyczerpana latarka w środku lasu pełnego rozpadlin, rozpoczęto pierwsze próby naukowe w ogromnym tunelu pod Genewą należącym do CERN. Jedenastokilometrowy pierścień pozwalał na symulowanie warunków, podczas których powstawał wszechświat. Był to też czas strachu przed fundamentalnym Islamizmem. Wiele misji wojskowych na Bliskim Wschodzie miało na celu uspokoić tygiel nienawiści wciąż rozgrzewany przez ekstremistów z grup terrorystycznych. Serie ataków mających miejsce kilka lat wcześniej umocniły wszystkich w przekonaniu, że oto wystarczy unicestwić zagrożenie pochodzące z roponośnych terenów Azji i pokój na świecie stanie się dużo bardziej prawdopodobny. Wróg był znany. Był nim Islam w każdej postaci. Nawet normalni wyznawcy mogli okazać się wilkami w ciele owcy. Globalne zaślepienie tak bardzo ułatwiane przez media stało się nieodwracalne. Cała uwaga skupiła się na niebezpieczeństwach religii wyznającej Mahometa. W czasach, kiedy Ziemia była areną naprzemiennej dominacji pogody przez cztery pory roku istniało przysłowie przypominające o tym, że tak naprawdę najciemniej jest pod latarnią. Podczas gdy stratedzy analizowali możliwości stłamszenia terrorystów, ekstremalny odłam katolicyzmu zdobywał uznanie u coraz szerszej audiencji.

Kościół Chwalebnej Niewiedzy głosił tezę, że nie jest prawem człowieka znać moment stworzenia. Głównym ich postulatem było jak najszybsze przerwanie pracy nad zrozumieniem zasad powstania świata. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Nawet odważne groźby przemijały niezauważone. Spychano je na bok i eksponowano przechwałki mudżahedinów. Tymczasem niewiedzący, jak się nazywali, zdobywali kolejne bastiony wyznawców. Przywódcą został człowiek wiernie służący swej ojczyźnie, Francji – generał Camiroux. Były głównodowodzący w kilku konfliktach na całym świecie. Specjalista od kierowania masami gotowymi do walki idealnie nadawał się do zamiany ideologii w pożogę. Wykorzystując koneksje w rządzie i ministerstwie energetyki udało mu się obsadzić swymi ludźmi kilka elektrowni atomowych we Francji. Precyzyjnie obmyślony plan pozwolił mu na zdobycie kilkudziesięciu kilogramów zużytych prętów uranowych używanych, jako paliwo w elektrowniach atomowych. Należało je przechowywać w ciągle schładzanej wodzie, ponieważ ich radioaktywność sprawiała, że nagrzewały się aż do osiągnięcia punktu krytycznego. Po nim następowała eksplozja. Zbudowanie odpowiednich pojemników było najprostszą częścią jego planu. Większość komponentów zamówił przez Internet za pośrednictwem serwisów aukcyjnych. Nie są to moje domysły. Wszystkie te informacje pochodzą z oficjalnej ulotki rozrzucanej z samolotów przez żołnierzy, czy też bliżej prawdy – wyznawców Camiroux już po wykonaniu planu. Umieścił on w niej także opis najtrudniejszej części swojej quasi-boskiej misji – zwerbowania naukowców zdolnych stworzyć bombę wodorową. Poinformowanie populacji o swych działaniach miało na celu uwypuklenie ludzkiej niewiedzy. Camiroux chciał udowodnić, że rządom nie wystarczyło informacji na powstrzymanie jego zamiarów. Dlaczego chcecie sięgać dużo dalej niż powinniście? Po jakimś czasie pytanie to stało się elementem codzienności. Kolejni werbowani wyznawcy, głównie ludzie niemogący pogodzić się z nową rzeczywistością, wypisywali je gdzie tylko się dało. Każdy wolny skrawek muru miał wkrótce przypominać słowa generała.
Co do ostatniego punktu jego planu – naukowcy, których zatrudnił okazali się dużo zdolniejsi niż oczekiwał. Udało im się zbudować aż trzy przyczółki do wodorowego piekła. Gdyby w tym momencie opinia publiczna zareagowała na coraz wyraźniejsze groźny prezentowane za pośrednictwem strony internetowej Kościoła Chwalebnej Niewiedzy być może ludzie pamiętaliby jeszcze jak wyglądają gwiazdy i księżyc. Ponownie wygrała ignorancja. Szansa na podziwianie błękitnego nieba przez kolejne pokolenia została zaprzepaszczona.

Ostatnie ostrzeżenie zostało wyemitowanie w połowie sierpnia 2009 roku. Camiroux postawił w nim ultimatum. Badania w CERN miały zostać przerwane do końca września. W innym wypadku świat miała czekać katastrofa dużo gorsza od tego, co zostało zapisane w kronikach. Przewidując brak zainteresowania ze strony rządów, grupy wyznawców generała, rozpoczęły umieszczanie zbiorników samochłodzących z prętami uranowymi w najbardziej suchych rejonach globu. Dwadzieścia niewielkich pojemników z kilkunastoma prętami w każdym z nich zakopano kilka metrów pod ziemią. Szacowany czas potrzebny na wyparowanie wody po zaprzestaniu chłodzenia ustalono na około trzy dni. Temperatura wody w zbiorniach miała zacząć wzrastać pierwszego września. Trzy dni później, dwa samoloty wojskowe wyposażone w bomby wodorowe wystartowały z terytorium Francji i rozpoczęły lot w kierunku Sahary oraz rosyjskiej tajgi. W tym momencie nie było już odwrotu. Camiroux dotrzymał obietnicy. O godzinie 17:04 czasu Greenwich pierwszy zbiornik z prętami eksplodował w południowej Ameryce. Niewielki atomowy grzyb wzniósł się w powietrze pozostawiając w ziemi potężną wyrwę. Kolejne pręty eksplodowały w przeciągu czterech godzin. Pierwsza faza planu generała udała się w stu procentach. Obecność pyłów wzniesionych przez eksplozje spowodowała zmniejszenie dostępu światła słonecznego do Ziemi. Jeden ze zbiorników został umieszczony we wnętrzu Etny. Okazał się jednym z silniejszych. Eksplozja skruszyła warstwę skał wulkanicznych blokujących ujście gazów z wnętrza skorupy ziemskiej. Etna po raz kolejny przypomniała o sobie światu.
W tym samym czasie samoloty powoli docierały do swoich celów. Wybuch nad Saharą nastąpił punktualnie o 20:00. Tajga rozbłysła oślepiającym światłem kilka minut później.
Jednoczesny wybuch tylu ładunków rozlokowanych na powierzchni całej planety doprowadził do wzniesienia w niebo ogromnej ilości materiału skalnego w postaci niewielkich drobinek. Wkrótce zasłoniły one całe niebo. Piątego września świat po raz ostatni ujrzał wschód słońca w normalnych barwach. Teraz jest to tylko łuna za zasłoną nieprzeniknionych fragmentów pyłu i sadzy. Globalne ocieplenie stało się mrzonką – brak słońca oznaczał szybkie oziębienie klimatu. Kolejne lata były postępującym obrazem śmierci. Rośliny, żyjące dzięki procesowi fotosyntezy wyginęły. Wraz z nimi, kolekcję gatunków wymarłych wzbogaciły całe rzesze zwierząt roślinożernych. Potem padła także większość mięsożerców. Łańcuch pokarmowy tracił kolejne ogniwa. Dwa lata temu rozpoczął się kolejny etap – wymieranie ludzi. Większość zmarła w wyniku opadu promieniotwórczego. Byli nawet tacy, którzy do końca nie chcieli się wyrzec wegetarianizmu. Wielu zginęło w eksplozjach. Kolejni zostali zamordowani przez Innych.

Kim są Inni? Kiedyś byli ludźmi. Normalnym pracownikami sklepów, zakładów. Pierwsze mutacje nastąpiły w dwa lata po rozpoczęciu zimy nuklearnej. Początkowo było to tylko pogorszenie stanu zdrowia. U niektórych ludzi pojawiały się guzy pod skórą na plecach. Widziałem kilku, u których przerodziły się one w skostniałe wypustki wyglądające jak niewielkie rogi wzdłuż kręgosłupa. Jeden z moich znajomych zaczął pewnego dnia tracić włosy. Tydzień później zaczęła z niego schodzić skóra. W momencie śmierci wyglądał jak model ukazujący wszystkie mięśnie człowieka. Jak to jednak z reguły bywa, mutacje w niektórych przypadkach przybrały pozytywny obrót. Rozrośnięte płuca pozwalały niektórym na długi bieg bez śladów zmęczenia, a spowolniony proces starzenia zapewnił dłuższe życie. Szkoda tylko, że w tak przygnębiającym świecie. Inni okazali się pełni ulepszeń. Wzmocniona siła mięśni, które prawie w ogóle nie potrzebują tlenu to jeden z ich największych atutów. Także oczy podobne do kocich, które pozwalają na obserwowanie otoczenia nawet w pełnym zaciemnieniu stały się tym, co sprawia, że każdy, kto ich spotka ma niewielkie szanse na przetrwanie. Są porządnie uzbrojeni i spragnieni świeżego mięsa. Skoro prawie w ogóle nie ma zwierząt, polują na ludzi. Z zewnątrz nie wyróżniają się niczym od innych – ich siła tkwi w organizmach. Brak zaufania do każdego jest pierwszą zasadą. Nigdy nie wiadomo, czy to kolejny przerażony mieszkaniec nowej ery, czy Inny, infiltrujący kryjówkę, aby w nocy pokazać swoje umiejętności. Jestem jednym z nich.

Kiedy poczułem, że moja siła rośnie, a oczy zaczynają widzieć dużo lepiej niż wcześniej nie ucieszyłem się. Inni już wtedy byli zagrożeniem. Uciekałem razem ze swoimi znajomymi. Nie wiem, czy byłem jedynym, który będąc Innym rezygnował ze świeżej żywności na rzecz odgrzewanych potraw z puszek. Musiałem kryć się razem z niezdolnymi do walki. Nikt nie znał mojego sekretu.
Około trzech miesięcy temu zacząłem czuć zwiększającą się potrzebę zaspokojenia głodu. Przez pierwsze dni nie przejmowałem się tym za bardzo. Zwiększyłem nieznacznie racje żywnościowe i uznałem, że to tylko chwilowa niemoc. Minął ponad tydzień, a ja miałem wrażenie, że nie wytrzymam ani chwili dłużej. Myśl o polowaniu na ludzi była jednak wciąż zbyt odległa. Dziesięć dni temu stałem się w pełni Inny. Pierwsze chwile były jak ten moment, kiedy po długim biegu w końcu możesz napić się zimnej wody. Poczułem niesamowitą ulgę. Kilka pierwszych minut były triumfem zwierzęcego instynktu. Wyrzuty sumienia zostały uśpione. Nie na długo. Powróciły po pół godzinie. Psychicznie udało mi się uśpić moją drugą osobowość. Musiałem się jednak zmierzyć z faktem zamordowania niewinnego człowieka z potrzeby głodu.

Kilkanaście lat temu, kiedy świat wkroczył w nową erę dowiedzieliśmy się o trzech bombach wodorowych użytych do zniszczenia. Z wiadomości nadchodzących ze świata, wynikało jednak, że miały miejsce jedynie dwie eksplozje. Plan generała nie udał się, zatem, w stu procentach. Nie zastanawiałem się nad tym, co się mogło stać z jedną z bomb. W końcu i tak pozostałe w zupełności wystarczyły do wywołania zamierzonego efektu. Jakieś pół roku temu, zacząłem się nad tym zastanawiać. Nie wiem czy było to wynikiem nudy, czy też zmęczenia. Analizowałem możliwe lokalizacje.
Kierowany intuicją, pewnego dnia wyruszyłem w nocy do miejsca, w którym kiedyś pracowałem. Wszystko zostało splądrowane. Niedaleko budynku mieszczącego moje biuro, znajdowało się jedno z wejść do podziemnego tunelu mieszczącego Wielki Zderzacz Hadronów – zaczątek nowożytnej apokalipsy. Gdybym był Camiroux to właśnie dzieło CERN byłoby moim głównym celem. Przeszukiwałem korytarze codziennie przez dwa tygodnie. Pewnego dnia wszedłem do jednego z detektorów – ogromnej konstrukcji mającej na celu wychwycić wszelkie ciekawe zjawiska. Bomba znajdowała się prawie przy samym wejściu. Została zabudowana, aby zmylić wszystkich tych, którzy jej szukali. Czas jednak zrobił swoje. Farba odchodząca z fałszywej ściany, za którą schowano bombę, zaczęła już odchodzić. W innych miejscach trzymała się całkiem nieźle. Dzięki temu tak łatwo namierzyłem ładunek. Następnego dnia udało mi się uzyskać połączenie z siecią internetową. Po tylu latach wiele serwerów wciąż funkcjonowało. Uruchomiłem stronę internetowej encyklopedii i zacząłem czytać o znalezisku, które miało zniszczyć nie tylko CERN, ale i całą Genewę. Interesowało mnie wszystko – sposoby wytwarzania, użyte materiały, siła rażenia. Po paru godzinach miałem wszystkie potrzebne informacje.
To, czego się dowiedziałem tamtego dnia, przyszło mi do głowy przed tygodniem. Nie potrafię sobie poradzić z tym, że prawdopodobnie niedługo mój głód będzie narastał, a ja nie będę w stanie się sprzeciwić. Sprawdziłem raz jeszcze wszystkie potrzebne informacje na temat bomby w CERN i poszedłem tam przed sześcioma dniami. Udało mi się ją rozbroić. Nie było to specjalnie trudne – nikomu nie zależało na utrudnieniu tego zadania przez wstawienie kilku kolorowych kabelków, których przecięcie powodowało eksplozję. Wystarczyło wyjąć główny ładunek. Kilka godzin później, po całkiem przyjemnym spacerze, schowałem go w górach niedaleko miasta. Jest całkowicie niegroźny w tej postaci, jednak wolałem go ukryć. Do głównej części mojego planu postanowiłem przejść następnej nocy.
Wyszedłem ze swojej kryjówki zaraz po zmierzchu. Nie miałem zamiaru szukać Innych. Wiedziałem, że niedługo znajdą mnie sami. Miałem nadzieję, że nie rzucą się od razu na mnie. Wkrótce okazało się, że mają dla takich jak ja przeznaczony prosty test. Obserwowali mnie z ukrycia przez kilka minut, gdy tymczasem ja spokojnie spacerowałem wzdłuż ulicy. Dla normalnego człowieka byłoby to niemożliwe – ciemność stała się nieprzenikniona wkrótce po zachodzie. Dwadzieścia metrów przede mną zauważyłem grupę pięciu Innych czekających, czy jakoś zareaguję. Powiedzieli, że normalny człowiek z reguły dowiaduje się, że przepadł w momencie, kiedy na nich wpada. Ja zatrzymałem się dziesięć metrów przed nimi i czekałem na ich reakcje. Widzieli, że nie tylko nasłuchuję, ale także przyglądam im się. To wystarczyło. Spokojnie podeszli.
- Witaj. – zaczęli formalnie.
- Witajcie. Chciałbym do was dołączyć. – starałem się przybrać spokojny ton.
- Jesteś Inny. Jesteś jednym z nas.
- Doskonale. Czy pokażecie mi swoje schronienie?
- Idź za nami. – Nie spodziewałem się, że zostanę tak szybko zaakceptowany. Mieli widać własny kodeks, który gwarantował pełne zaufanie każdemu, kto był Innym.
W ich schronieniu poznałem większość z nocnych łowców. Była to, jak mi powiedzieli, noc odpoczynku. Kilku z nich brakowało, ponieważ zdobywali zaufanie ludzi i namierzali ich kryjówki.
Trzy dni temu zaproponowałem, że pokażę im moje schronienie. Zaprowadziłem ich do jednego z większych pomieszczeń znajdujących się niedaleko Wielkiego Zderzacza. Była to pokaźna sala, w której kiedyś monitorowano pracę urządzeń. Ściany zostały zbudowane głównie z grubego betonu – w razie awarii, naukowcy pracujący nad badaniami mieli być jak najlepiej chronieni. Podobało im się tam. Dużo przestrzeni. Własny generator światła. Zyskałem w ich oczach. Dziś rano wyszedłem z centrum monitoringu. Powiedziałem wszystkim, że idę w góry na spacer. Prawie wszyscy byli śpiący po nocnych łowach, więc usłyszałem tylko ciche mruknięcia.
Przed wyjściem wyjąłem z jednej z szafek, znajdujących się w nowej kryjówce Innych, zbudowaną przeze mnie bombę. Materiały do niej wziąłem z niewypału Camiroux. Okazało się, że tak samo jak bomba atomowa, także i ta potrzebowała konwencjonalnego materiału wybuchowego, aby wywołać reakcję prowadzącą do eksplozji głównego ładunku. Było tego całkiem sporo. Miałem pewność, że wystarczy do skruszenia stropu nad wejściem do centrum monitoringu. Ustawiłem czas zamiany podziemnego schronienia w salę śmierci na 10 minut. Udało mi się oddalić na bezpieczną odległość. Zegar zadziałał i ziemia zadrżała wzbudzona siłą wybuchu. Postanowiłem wrócić i upewnić się, że droga ucieczki przez jedyne wyjście została doszczętnie zasypana. Na miejscu zastałem kopiec skruszonego betonu i materiału skalnego. Nie mieli szans przetrwać. Kiedy wyszedłem na powierzchnię i zobaczyłem lej w ziemi byłem tego pewien. Genewa została uwolniona.
Zostałem jednak ja. Inny. Muszę wrócić po to, co schowałem w górach. Wiem, że w pozostałych wielkich miastach Europy są ludzie tacy jak ja. Odnajdę ich. Zjednoczymy się, aby móc wspólnie obejrzeć trzeci rozbłysk oślepiającego światła.

Nie używaj pogrubionej i zwiększonej czcionki publikując prace. Rozmiar poprawiony przeze mnie. // Malbert
Witam na Inkaustus.plSmile Jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać, więc przedstawię się przy okazji w kilku słowach. Robie to za „czepiacza” czyli czepiam się fabuły i użytych zwrotów, nie czepiam się interpunkcji i ortów – bo sam w tej materii walę błędy. A teraz już komentarz:

Bardzo fajny pomysł powodu apokalipsy, za to spory plus. Mogę tylko od siebie dodać, że takie zagrożenia niesie ze sobą każda tak zwana religia, zwłaszcza gdy uda się ja sprzedać kilku otumanionym fanatykom. Co zaś do opowiadania, nie zgadza mi się coś z tymi bombami i efektami ich użycia. Napisałeś, że udało się stworzyć trzy bomby z materiału pozyskanego w elektrowniach a doliczyłem się nieco więcej eksplozji. A same pręty paliwowe co najwyżej mogą promieniować na pewno nie wybuchną. Kolejna sprawa: z samych prętów paliwowych można co najwyżej zrobić tak zwaną „brudną bombę”, na pewno nie pełnowartościowy ładunek jądrowy nie wspominając już o bombie wodorowej – i nie chodzi tu o zdolności naukowców a po prostu o dostępny materiał. Kolejna sprawa to skala zniszczeń. Nie licząc oficjalnie zrzuconych ładunków na Japonię, na ziemi wybuchło coś około 2000 ładunków (czasem nawet potężnych – kilka tysięcy razy silniejszych od Hiroshimy) w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat. A to znaczy tyle że wybuchy nawet kilkunastu prowizorycznych bomb, mogły by spowodować może i znaczne ofiary w ludziach (ale tylko w przypadku detonowanie ich w silnie zaludnionych obszarach a nie na pustyni) ale na pewno nie spowodowały by efektów o których piszesz (mutacji też raczej nie, testy na ludziach przeprowadzały chyba wszystkie mocarstwa atomowe). To tyle fizykiSmile A teraz troszkę czepiania się:

„ludzi zdecydowanych na możliwość niezłego zarobku w stolicy,” – miast „zdecydowanych” dałbym jednak „szukających”.

„jako paliwo w elektrowniach atomowych.” – dwa razy użyłeś „elektrowni atomowych” – tu zmień to może po prostu na „reaktor”?

„Jeden ze zbiorników został umieszczony we wnętrzu Etny. Okazał się jednym z silniejszych.” – źle brzmiące powtórzenie: „jeden” – „jednym”.

„nawet w pełnym zaciemnieniu stały się tym” – to „zaciemnienie” – może jednak „w całkowitych ciemnościach”?

„Z zewnątrz nie wyróżniają się niczym od innych” – tu jednak coś nie gra, choćby oczy powinny ich jednak wyróżniać Big Grin

„To, czego się dowiedziałem tamtego dnia, przyszło mi do głowy przed tygodniem.” – a to zdanie brzmi dziwnie, w pierwszej chwili nie byłem w stanie zrozumieć o co ci chodzi. Zakładam, że dużo bardziej było by” …podsunęło mi rozwiązanie przed tygodniem” czy jakoś tak?

„ziemia zadrżała wzbudzona siłą wybuchu.” – to „wzburzona” mi „nie pasi”.

To tyle, czyta się fajnie, fajny początek i dobrze imho napisane, oczywiście poza tymi brakami w „scenariuszu” o których wspomniałem… bo jeśli chodzi o czepianie się, to tylko moje widzimisie.

Pozdrawiam.
Witam kolegę na moich włościach! (Mam nadzieję, że Janko się nie obrazi jak zawłaszczę sobie jedno subforum z fantastyki.) Jako, że żywo interesuję się tematyką post-apokaliptyczną, nie mogłem przegapić okazji zaznajomienia się z nowym tekstem. Ostrzegam, że choć nie czepiam się tak skrupulatnie jak Janko (on to w ogóle jest maszyną doskonałą pod tym względem), to jednak czasem mam niemiły zwyczaj piętnowania błędów (za co przepraszam z góry). No więc, do dzieła!
Najpierw błędy:

Piszesz o Genewie, a tu nagle jest stwierdzenie "możliwość niezłego zarobku w stolicy". Stolicą Szwarzlandu jest Berno, a nie... no właśnie ;]

"wyczerpana latarka" -> latarki się nie da wyczerpać, bardziej baterie

"niewiedzący" -> skoro to była nazwa, to powinno być z dużej litery

"groźny" -> chyba groźby

"co zostało zapisane w kronikach" -> może "jakie zostało zapisane"

Kilka eksplozji i atomowa zima? Szczerze w to wątpię, zwłaszcza, że było tych eksplozji naprawdę niewiele. O prętach powiedzial Ci już chyba Janko, ja dodam tylko, że meteoryt Tunguski (chyba tak się nazywał) miał siłę ok 15 megaton, a sama fala uderzeniowa powaliła drzewa na obszarze o średnicy 40 km. Bomby atomowe mają zasięg do kilku kilometrów no chyba, że byłaby to bomba Cara, ale ona miała niesamowitą moc (jedni mówią nawet o 50 MT). Polecam stronkę http://wieza.org/zasieg-bomby-atomowej-w-twoim-miescie/ . Ona wiele pokazuje. (kiedyś mi działała, ale nie wiem jak teraz)

"Normalnym pracownikami sklepów, zakładów" -> jakich zakładów? dla opętanych? umysłowo chorych?

"Dwadzieścia metrów przede mną zauważyłem grupę pięciu Innych czekających, czy jakoś zareaguję. Powiedzieli, że normalny człowiek z reguły dowiaduje się, że przepadł w momencie, kiedy na nich wpada. Ja zatrzymałem się dziesięć metrów przed nimi i czekałem na ich reakcje." -> z tymi reakcjami to kojarzy mi się pewna reklama: Franek stanął dwadzieścia metrów przed nim, Turbodymoman zawstydził Franka, stanął dziesięć metrów przed... Najpierw oni czekali na reakcje, a potem on... dziwnie to brzmi.

"ziemia zadrżała wzbudzona siłą wybuchu" -> ziemia została wzbudzona silą wybuchu?

Hmmm. Muszę przyznać, że zakończenie jest niekonwencjonalne. Gość chce uwolnić ludzkość od palącego problemu, którym jest on sam (po części też). Masz parę braków fabularnych, o których napisałem Ci wyżej i o których napisał Janko. Mam jeszcze pewne zastrzeżenie do czasów. Mieszasz je strasznie i raz jest teraźniejszość, raz przeszłość, a nawet przyszłość się pojawia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że narratorowi nie przystoi zmieniać czasów.

Jest późna pora, a ja jestem śpiący, ale opowiadanie było swego rodzaju ciekawe. Gdybyś chciał ocenę numeryczną, to dla mnie jest to ok 75/100 głównie przez luki w warsztacie i nieścisłości fabularne. Zapraszam też do mnie kolegę po fachu. Moja post-apokalipsa w wykonaniu krakowskim (opowiadanie "Pomyłka") prosi o drobny komentarz Wink
Pozdrawiam
Danek
Noo tak. Opowiadanie całkiem do rzeczy, gdyby nie to że fizykę świata położyłeś zupełnie na łopatki.
Po pierwsze. Pręty paliwowe elektrowni. Nowe są zbudowane z materiału który sam w sobie jest w stanie wybuchnąć. Elektrownie z chłodziwem ciężkowodnym ma w prętach zaledwie kilka procent czystego uranu, w tzw reaktorach prędkich jest go wstępnie ok 20%. To cały czas dużo za mało do wywołania eksplozji. Z odpadów zawierających głównie pluton robi się tzw "brudną bombę" gdzie materiał konwencjonalny rozrzuca izotopy na określonym obszarze. Pręty paliwowe, zużyte, (bo nowe możesz spokojnie wziąć w rękę, oczywiście przez rękawicę żeby nie wprowadzić uranu do organizmu) przechowuje się w wodzie nie dla schłodzenia, tylko dla ochrony przed promieniowaniem. Woda pochłania bowiem doskonale widmo o takim zakresie. Jak sam widzisz, Twój pomysł na bomby jądrowe nie jest najszczęśliwszy.
Co do samej zimy nuklearnej, jak napisał Janko (jeszcze raz Janko napiszesz o jakiejkolwiek religii oddanej w ręce fanatyków, to sam się sfanatyzuję, i zrobię Ci lokalne prześladowania Smile ) potrzeba jednak poważnego i globalnego konfliktu nuklearnego.
Bomba wodorowa, i jej możliwość użycia do wywołania konwencjonalnej eksplozji. Byłbym jednak mocno sceptyczny. Fakt, że do wywołania reakcji termojądrowej mieszanki deuteru i trytu używa się ładunku jądrowego, zaś do zbicia bryłek uranu w masę nadkrytyczną zastosowany jest materiał konwencjonalny, ale jest to materiał tzw miotający i jest go mniej więcej tyle ile w łusce niewielkiego pocisku artyleryjskiego. Potraktowana czymś takim betonowa ściana co najwyżej ulegnie okopceniu.
Lepiej już gdyby twój bohater skonstruował swój ładunek używając w tym celu choćby azotanu amonu.
Kolejna sprawa, mutacje. Jak wiesz mutagennie promieniowanie wpływa na materiał genetyczny, więc pojawiły by się one dopiero w kolejnych pokoleniach, wraz z ogromnym odsetkiem niepłodności. W pokoleniu bezpośrednio narażonym na promieniowanie wzrasta jedynie śmiertelność wywołana chorobami wczesnymi, jak i późnymi choćby nowotworami.
Napisałeś "
Podobało im się tam. Dużo przestrzeni. Własny generator światła. - obawiam się że światło stanowczo by ich odstraszało powodując ból oczu. Noktowizja o której sam wcześniej pisałeś to widzenie w zupełnej niemal ciemności, lub wręcz na zakresie promieniowania cieplnego. Tak przystosowane oczy musiało by mocno razić każde światło uważane przez nas nawet za słabe.

Mocną stroną Twojego opowiadania jest klimat. odpowiednio mroczny i duszny. Pomysł dręczonego wyrzutami Innego, zwalczającego swych pobratymców też niesie z sobą wiele napięcia. To jest dobre.
Postaraj się jednak na przyszłość uwiarygadniać swoje opowiadania, przygotowując się do nich merytorycznie choćby przez poczytanie Wikipedii.
Pozdrawiam
Hmmmm...
Jak to zwykle bywa, błędów w pisowni nie wymieniam z dwóch powodów - po pierwsze, nie przeszkadzają mi w czytaniu, a po drugie inni (a może Inni Big Grin) zrobili to wcześniej.

Opowiadanie ciekawe. Naprawdę ciekawe. Podoba mi się pomysł na światową zagładę(chociaż ignorowanie gróźb jakiejkolwiek organizacji raczej nie jest możliwe- ktoś by się nimi zainteresował, ale ... mniejsza z tym) i odpowiednio ponura atmosfera. Brawo - udało ci się mnie zadowolić Big Grin
Podobnie jak mój poprzednik raczej nie zwracam uwagi na błędy. W takim razie, nie ma co ich wymieniać. Same opowiadanie, tekst, bardzo udane. Z początku czułam się jak w czasie czytania podręcznika od historii, i zafascynował mnie wszechwiedzący główny bohater-narrator. Sposób w jaki piszesz jest bardzo... wciągający. Tekst powstał jak jedno wielkie opowiadanie człowieka, bądź jak kto woli pół-człowieka. Gdy zaczęłam czytać od razu chciałam więcej, a choć bardzo dużo było tam skomplikowanych nazw umiesz to tak przedstawić, że czułam się jakby na prawdę to się wydarzyło. Ja osobiście jestem zadowolona, i mam nadzieje na kolejne części Wink
Bardzo dobreBig Grin Podoba się od samego początku, bez wstępnego nudzenia, tak jak w CONAN. Świetne!
Janko, czepiasz się Big Grin kolega stworzył ciekawy klimat, a wszytko napisał tak mądrze, że brzmi dobrze, nawet jeśli rozmija się z zasadami fizyki.
Bardzo miło się czyta, dobry pomysł, dobrze napisany. Jest klimacik. Parę błędów już wytknięto, ja tam niczego więcej nie zauważyłem; jedyne co mnie ukłuło to "Farba odchodząca z fałszywej ściany, za którą schowano bombę, zaczęła już odchodzić". Topniejące śniegi topniały ,a woda ze stopionych śniegów roztapiała śniegi w niższych partiach gór... Big Grin czekamy na kolejne opowiadania. I może trochę więcej żywej akcji?
Ciekawy pomysł. Proponowałbym rozwinięcie do dłuższego opowiadania, bo wartoSmile
No muszę przyznać że niezłe!

Pamiętam że kiedyś też czytałem jakąś książkę post-apo, gdzie klimat był bardzo "zimny" i wszystko przykryte było białym puchem.To była dobra książka.

Wracając jednak do opowiadania.

CNN, fakty, TVN 24 ... styl prezentera wiadomości, robi swoje.

Do błędów fizyki się nie czepiam bo mi też czasami nie chce się zapoznawać z "zasadami działania" jakiś urządzeń. Najważniejsze jest to że napisałeś to w taki sposób że zwyczajny człowiek jest gotów uwierzyć że narrator zna się na tyle żeby nie kłamać, więc zaczyna ufać autorowi, a mówiąc dalej, zaczyna się wczuwać.. a przecież chyba o to chodzi? Wink
Bardzo ciekawe opowiadanie z wyczuwalnym klimatem. Ciekawie podszedłeś do mocno ogranego tematu i szczerze podziwiam pomysł na zagładę. Mrocznością i chowaniem się ludzi przypomina nieco Metro 2033 i serię Fallout. Ogólne wrażenie pozytywne jak najbardziej. Czy będzie jakiś ciąg dalszy? Pozdrawiam.

Ocena: 6/10.