Via Appia - Forum

Pełna wersja: Wybranki Śmierci
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Hej, chciałam wam przedstawić swoje opowiadanie, odnośnie dwóch dziewcząt - Kapłanek bogini Westy, które zostają wygnane z rodzinnej Skandynawii. Mam nadzieję, że przypadnie wam ono do gustu i, że nie skomentujecie zbyt ostro mojego stylu, po prostu gnębiąc, bez wytykania konkretnych błędów, jak robią to na innych forach.

PROLOG

Ciemnowłosa kobieta, w zwiewnych szatach krążyła wokół życiodajnego ogniska. Karmazynowy płomień przeplatany niebieskimi i pomarańczowymi wstęgami, buchał wesoło, w odpowiedzi na perlisty śmiech tańczącej kobiety. Po chwili pociągnęła parokrotnie swoim prostym nosem, a jej ciemne, chłodne oczy spojrzały czujnie na ogień. Ten zaczął skwierczeć. Małe iskry rzucały się jakby w ucieczce, w jej stronę. Gdy jedna z nich dosięgła jej policzka, kobieta złapała za swoją spódnicę i odskoczyła. Wielkimi oczami patrzyła na szalejące ognisko. Po chwili jednak uspokoiła się i w rytm prastarej muzyki, wróciła do tańca.
- Przeczuwam kłopoty... - mruknęła zmysłowym tonem w stronę wciąż zaniepokojonego płomienia. - Ale nie martw się. Poradzimy sobie z nimi. Zawsze radzimy.

ROZDZIAŁ I

Sześć dziewcząt stało dookoła wielkiego ogniska, trzymając się za ręce. Ich oczy w skupieniu utkwione były w iskrzących płomieniach. Usta poruszały się, bezgłośnie wypowiadając formułki mające zapewnić im doskonałość wizji i odczuć dzisiejszej nocy. Zaklęcia były wypowiadane coraz to głośniej, aż w końcu przerodziły się w monotonną pieśń. Głosy idealnie się ze sobą zgrywały, dziewczęta robiły to w końcu już tyle razy, że nie miały najmniejszego problemu z wczuciem się w rytm.
Po jakimś czasie do śpiewu dołączono taniec. Długie, białe suknie kobiet rozwiewał wiatr wlatujący przez szeroko otwarte okno. Promienie księżyca wpadały do pomieszczenia i mieszały się ze światłem Świętego Ognia. Wycie wilków zagłuszały modły. Pieśń stawała się coraz bardziej dynamiczna, kapłanki śpiewały głośniej i mocniej akcentowały poszczególne sylaby. Tempo muzyki rosło wraz z tempem tańca.
Teraz już nie był to taniec, lecz szaleńcza wirówka dookoła Ogniska. Jak opętane, kobiety straciły poczucie czasu i miejsca. Obracały się, śpiewały, lecz ich oczy były zupełnie nieprzytomne.
W końcu pieśń urwała się. Kapłanki zatrzymały się i upadły na kolana, składając pokłon Ognisku. Woń palących się ziół odurzała je. Zrobiły krąg wokół paleniska i zaczęły przygotowywać wywar. Jak w transie wrzucały składniki do kociołka. Zanim wywar stał się gotowy, trzykrotnie odśpiewały inną pieśń. W końcu nachyliły się nad ogniem, a najstarsza Westalka zawołała:
- Daj nam o Bogini! Daj nam to, czego wyrzekłyśmy się w imię służby Tobie! Daj nam rozkosz, o Bogini! Pozwól nam przeżyć to, czego nie możemy zasmakować poprzez wzgląd na szacunek dla Ciebie!
Z kociołka zaczęła się unosić biała mgła. Otoczyła Westalki, odurzając je swoimi woniami. Kobiety zmorzył sen i położyły się wokół Ogniska. Biały dym krążył dookoła, wypełniając ich płuca swoimi narkotyzującymi właściwościami.
Wnet rozległy się pierwsze jęki i wzdychania. Wywar spełnił swoje zadanie. Bogini zlitowała się nad swoimi służkami-dziewicami.
Ale dwie spośród kapłanek znalazły się praktycznie poza mgłą. Odurzyło je to, ale na krótko i nie z taką siłą, jak pozostałe cztery. Mimo to zioła pobudziły krew i temperament najmłodszych Westalek.
A wrzącą z pożądania krew nie tak łatwo zgasić czy uspokoić...

***

Ciemnowłosa kobieta odchyliła skrawek lnianej firanki, zerkając przez wielkie okno. Przez objęte nocą podwórze biegła właśnie, rozglądając się panicznie na boki, czarnowłosa dziewczyna. Dłonią podtrzymywała długą suknię, by nie przeszkodziła jej biec boso. Gdy tylko wpadła do środka, brama otwarła się po raz kolejny. Rudowłosa dziewczyna, w przeciwieństwie do czarnowłosej, stąpała powoli, rozglądając się, czy aby na pewno nikogo nie zbudziła. Dotarłszy do wielkich drzwi, uchyliła je i na palcach weszła do holu.
Żadna z dziewcząt nie wiedziała o tej „drugiej”, mimo iż łączyło je parę rzeczy. Na przykład ucieczka. Albo ten głośny głos obijający się w ich głowach, mówiący im, że popełniły wielki błąd.
Ale jaki, tego już im nie powiedział, a ich umysły owiane były gęstą, powoli się przerzedniającą mgiełką niewiedzy.
Drzwi do ich komnat majaczyły w oddali. Gdy znalazły się w środku i trzęsąc się od adrenaliny w ich żyłach, opadły na swoje posłania, niczym pojedyncze kadry z filmu wracały niektóre wspomnienia.
Nagie ciała. Rozkosz. Pot. Jęki...
Młode kapłanki nie pamiętały nic, co wydarzyło się przed paroma godzinami. Tak, jak gdyby film im się urwał niedługo po rytuale.
Z przyspieszonymi oddechami ściągnęły z siebie dzienne szaty. Gdy wzrok padł na nagie ciało, znów uderzyły pojedyncze obrazy. Mimo iż wciąż nie wiedziały, co się stało, uderzyło je wspomnienie pożądania, tak wielkie, że ich sutki wyprężyły się, a u styku ich nóg zebrała wilgoć.
Ciemnowłosa sięgnęła po suknię do spania, odrzucając na bok tę, którą przed chwilą z siebie ściągnęła. Zaniepokoił ją jednak jej wygląd. Po przebraniu się, sięgnęła po rzuconą szmatkę. Światło księżyca rzucało cień na poszarpaną sukienkę, lekko ubłoconą u spodu. Zmarszczyła brwi i, z mocno bijącym sercem, wrzuciła ją do palącego się w wielkiej, kamiennej misy płomienia.
Dowód zbrodni spłonął, wraz z niebieskimi iskrami.

***

Catherine siedziała skulona we własnej komnacie, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w ogień. Czuła, że coś się wydarzyło, coś, co mogło spowodować katastrofę. I choć bardzo się starała, nie mogła przypomnieć sobie żadnego konkretnego szczegółu.
Gdyby w jej pamięci była tylko czarna, pusta luka, mogłaby się z tym jakoś pogodzić. Ale, nie! Jej zamartwianie i uporczywe starania wejrzenia we własną podświadomość spowodowane były wyrwanymi z kontekstu scenkami. Pozbawione jakiegokolwiek sensu, zupełnie niezrozumiałe obrazy były dla dziewczyny cierniem w oku. Niczym cień kładły się na jej duszę, siejąc niepewność i strach.
Cat pamiętała ciepło, gorące powietrze, a może oddech, pot, rozkosz... Słyszała jęki, westchnienia, krzyki... Przerażało ją to, bowiem rozpoznawała brzmienie swojego głosu.
Ale najgorszy był ogień, który trawił jej ciało. Wydawało jej się, że w żyłach buzuje adrenalina, że krew pędzi jak szalona, wrze. Nie mogła się uspokoić, oddech miała niespokojny, szybki, serce wyrywało się z piersi... Miała ochotę przytulić się do mężczyzny, poczuć jego dłonie na swoim ciele, całować, całować całować...
Własne wspomnienia budziły w niej lęk. Strach paraliżował ją do tego stopnia, że bała się spojrzeć w lustro. Każdy siniak, każde zadrapanie musiało mieć jakiś powód istnienia i Cat nie była pewna, czy chciałaby go poznać. Prawda mogła okazać się straszliwa w konsekwencjach, błąd niemożliwy do naprawienia.
Dlaczego? - zastanawiała się. Nie wiedziała, dlaczego nic nie pamięta, co robiła, po co... z kim?
Wiedziona nagłym odruchem wściekłości wyciągnęła rękę do przodu. Natychmiast balia po wodzie zajęła się ogniem. Cat otrzeźwiała i zaczęła gasić płomienie. Nikt nie wiedział o jej mocy i dziewczyna pragnęła, by ten stan się zachował.
Chcąc nie chcąc, nadszedł moment, że stanęła przed lustrem. Właściwie wyglądała zwyczajnie, jednak niezupełnie. Włosy miała takie, jak zwykle – czarne, lśniące, kręcone. Jednak wyraz oczu przeraził ją. W swoim wzroku dostrzegła pustkę, zagubienie i lęk, których nigdy wcześniej u siebie nie obserwowała. Cała twarz wyrażała determinację, chęć poznania prawdy.
Obrzuciła spojrzeniem całą swoją postać otuloną czarną suknią. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to udręka. Jednak gdy uważniej przestudiowała swoje odbicie doznała olśnienia.
Oczywiście! To był żar, gorączka, nieugaszone jeszcze pragnienie, które szukało wyjścia. Potrzeba tak silna, że w swojej potędze niszcząca.
Dzika, nieokiełzana, szalona, obezwładniająca.
Pożądanie? A może skutki uboczne upojnej nocy w ramionach świetnego kochanka?
Nieugaszone pragnienie? A może właśnie dopiero rozbudzone?
Natłok myśli spowodował, ze Catherine uderzyła pięścią w lustro, które pękło i roztrzaskało się na miliony drobnych kawałeczków. Zdusiła przekleństwo, kiedy odłamki wbiły jej się w rękę, kalecząc ja. Krew pociekła strumieniem, wsiąkając w rękaw i skapując na podłogę.
Cat roześmiała się histerycznie. Wybiegła z pokoju, trzęsąc się z rozbawienia. Tak naprawdę bała się własnych reakcji. Wiedziała już, co się wydarzyło, ale nie mogła przyjąć tego do wiadomości. Maskowała rozpacz śmiechem z powodu widoku krwi.
Znalazła się na świeżym powietrzu. Od razu pobiegła w kierunku lasu. Chciała pobyć trochę w samotności, spróbować zaakceptować fakt, że popełniła katastrofalny, nieodwracalny błąd. Musiała przezwyciężyć lęk przed potępieniem karą, hańbą. Musiała zmierzyć się z własnymi myślami, nieuporządkowanymi i rozkojarzonymi. Musiała podjąć jakąś decyzję...
Wybiegała właśnie zza skały, kiedy zderzyła się z jakąś inną istotą. Upadła, ale natychmiast się podniosła. W potrąconej dziewczynie rozpoznała swoja koleżankę – kapłankę.
Chciała się odwrócić, odejść, by ukryć swoje, w tej chwili szeroko otwarte, przerażone, oczy, z których można było czytać jak z otwartej księgi. Chciała, ale coś ją powstrzymało.
Wzrok tamtej.
Dziewczyna o włosach przypominających barwą i ułożeniem ogień. Piękna w sposób tak niezwykły, ze wystarczyło raz na nią spojrzeć by oddać jej serce. Egzotyczna, nieodgadniona, z półuśmiechem na pięknie wykrojonych, malinowych wargach. I te oczy...
To właśnie oczy przykuły uwagę Cat. Rudowłosa bowiem miała w błękitnych oczach niepokój, rozpacz, determinację...
Catherine patrząc w oczy towarzyszki czuła, jakby patrzyła w swoje odbicie. Co z tego, ze oczy rudej były błękitne, a jej złociste? Co z tego, że tamta miała jaśniejsze brwi i bardziej opaloną twarz?
Wyraz udręki był ten sam. Znajomy, ach, jakże znajomy!

Aina patrzyła na inną kapłankę z którą się zderzyła. To przygnębiające poczucie winy zmusiło ją, by wyszła na świeże powietrze. Niestety, usadowienie się przy skałce nic nie dało. W dodatku zrobiło się chłodno już po paru minutach. Postanowiła wrócić do swojej komnaty, opatulając się swoim czarnym pledem, w którym sypiała. I właśnie wtedy, w jej drogę, weszła ta ciemnowłosa dziewczyna z pustymi oczami.
Aina spojrzała głęboko w oczy koleżance, którego imienia nie znała. Gdzieś tam, w tej złotej głębi, obijał się grzech. Ta druga chyba to samo dostrzegła w jej oczach, bo opadły im lekko szczęki.
- C-czy ty też?... - mruknęła Ruda, tnąc się co chwila. Niezdolna ubrać myśli w słowa, zamknęła usta i odwróciła wzrok.
- P-pytasz czy też nic... nie pamiętam? - Złotooka przełknęła z trudem ślinę, pocierając jednocześnie rękami ramiona. Pociągnęła nosem i westchnęła. Z jej ust wydobyła się gęsta, biała para. Wzdrygnęła się, gdy jej skórę pokryła gęsia skórka i przyspieszyła tarcie.
Obie ewidentnie chciały wracać do ciepłych, ogrzewanych Ogniskiem komnat, jednak gdy były same, wracały wspomnienia, a tak... Cóż miały coś wspólnego, mimo iż nie wiedziały czym to coś było.
Rudowłosa zawahała się, po czym lekko okręciła na palcach, jak gdyby chciała wrócić do budynku. Ciemnowłosa w tym samym czasie zrobiła krok do tyłu. Krok w stronę lasu. Aina odwróciła się i powoli zaczęła kroczyć w stronę komnat. Chciała usnąć, oddalić się od rzeczywistości, od tego grzechu... Nagle jednak została mocno złapana za ramię. Spojrzała przez nie na trzymającą ją jak w imadle dziewczynę. Jej złote oczy patrzyły na nią pytająco, a usta otworzyły się, jak gdyby chciała coś powiedzieć. Ale głos nie wydobył się z jej gardła.
Jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że trzyma drugą kapłankę za ramię, Cat puściła ją jak oparzona. Obie, jak na zawołanie, zaczęły biec w stronę swojego celu.
Gdy tylko Aina dopadła drzwi swojej komnaty, zamknęła je i oparła się o nie plecami. Próbowała uspokoić oddech, ale przychodziło jej to z trudem. Ona coś wiedziała... Ta złotooka kapłanka... Tylko co?...
Tylko czy chcę poznać prawdę? - pomyślała.
Zwłaszcza po tym, jak do jej podświadomości przebił się obraz pary krwistoczerwonych oczu.

***

Catherine drżała, kiedy wyjmowała pokaleczony nadgarstek ze strumienia. Białe obłoki pary wodnej wydobywały się z jej ust za każdym razem, kiedy choć odrobinę je uchylała. Popatrzyła na swoją siną rękę. Wąska, ale głęboka szrama przecinała wnętrze jej dłoni, przypominając o wściekłości, jaka ogarnęła ją na widok swojej twarzy.
Tamta dziewczyna o ognistych włosach...
Cat zaklęła głośno, sycząc z bólu. Zacisnęła ręce tak mocno, że poharatana dłoń przypomniała o swoim uszkodzeniu. Dziewczyna zdjęła z włosów niebieską wstążkę i owinęła nią ranę. Otuliła się cieplej czarną peleryną i spojrzała na lodowaty wodospad.
Ruda była taka zalękniona, jakby zupełnie nie pojmowała co się dzieje. Niemożliwe, żeby się nie domyśliła! pomyślała Cat, masując zdrową ręka ramię. Przecież musiała mieć jakieś wspomnienia...
Cholera!
Catherine podniosła się gwałtownie.
Równie dobrze tamta kapłanka wcale nie musiała znajdować się w takiej samej sytuacji, jak ona! Może mówiły o dwóch całkiem innych sprawach? Może tamta wcale nie uciekła z komnaty w celu...
Nie, o tym Cat nie była jeszcze gotowa myśleć. Ruszyła ścieżką w dół rzeki, zastanawiając się nad Rudą.
Miała identyczny wyraz twarzy. Ten sam lęk w oczach. Niepewność. Strach. Ale także i ogień, który skrywał się pod maską innych emocji. Nie, niemożliwe, żeby mówiły o zupełnie innych rzeczach! Ale czy było prawdopodobne, żeby obie tej samej nocy popełniły grzech? I to w dodatku taki sam? A może nawet... razem?
Rozmyślania dziewczyny przerwały głosy mężczyzn. Odwróciła się i zauważyła czterech uzbrojonych wojowników. Uśmiechnęła się, ale w ich oczach nie dostrzegła ciepła czy serdeczności, tylko obojętność.
- O co chodzi? - zapytała, niepewnie robiąc krok w tył.
- Pójdziesz z nami – poinformował ją najstarszy. - Matka chce cię widzieć.
Dlaczego jestem zaniepokojona? zastanawiała się Catherine, idąc pomiędzy mężczyznami. Jej włosy nasiąknęły wilgocią, przez co poskręcały się całkowicie.
Dziewczyna z trudem dotrzymywała kroku żołnierzom. Była drobna i nie miała takich nóg, jak mężczyźni.
Kiedy dotarli do zamku, strach na nowo ścisnął jej serce, ale tym razem z podwójną siłą. Przed domem Westalek stała Rada Starszych i wszyscy jej członkowie patrzyli na nią z pogardą i potępieniem.
Nie! pomyślała czarnowłosa. Tylko nie to!

***

Niebo, z ciemnogranatowego stawało się różowawe, szarawe, aż w końcu zaczęły przez nie przebijać pierwsze błękity. Aina głęboko oddychała znajdując się w krainie snów. Nagle ktoś zaczął nią potrząsać mocno za ramię, wyrywając ją z rąk Morfeusza. Gdy otworzyła sklejone oczy, nad swoją twarzą dostrzegła ciemną posturę barczystego mężczyzny. Podskoczyła lekko, wystraszona, jednak mężczyzna przemówił spokojnym głosem.
- Kapłanko, Westa wzywa.
Nie idź. Przez twój grzech zostaniesz wydalona... - szeptał w jej głowie jakiś głos. Jednocześnie zląkła się i słów, i głosu. Posłuchała jednak tajemniczego głosu i podsunęła pod zimną ścianę, przy której stało jej posłanie. Strażników było więcej. Trzech. Jeden, ten który do niej przemówił, wciąż stał przy jej łóżku. Dwóch pozostałych stało za tamtym i czekało na jakieś polecenie.
- Jeżeli nie pójdziesz po dobroci, weźmiemy cię siłą... - powiedział cicho, acz stanowczo jeden z tylnej straży.
Kiedy nic nie zrobiła, jedynie patrząc na nich przerażona i całkiem zdezorientowana, ten, który stał najbliżej, złapał ją za ramię i podciągnął do pionu. Jego wielka dłoń objęła całe jej ramię i zamknęła się wokół niego mocno.
- Gdy Ona czegoś sobie zażyczy, tak ma się stać. - powiedział, mając na myśli jej „matkę”, boginię, która traktowała każdą ze swoich kapłanek – westalek jak swoje własne potomstwo. Jednak, gdyby zaszła taka potrzeba Hestia wyparłaby się na swoje młode i zostawiła je na własną rękę.
Czy tak też się stanie i z nią?
Opatulona jedynie czarną szatą, została zaciągnięta do sali wyroków i postawiona na samym środku, tuż obok złotookiej kapłanki, którą spotkała w nocy. Spojrzała na towarzyszkę i na sposób, w jaki tamta ściskała dłoń. Po chwili spomiędzy jej palców przebłysnęły krople czerwonej rosy.
Krew, pomyślała Aina i przypomniała sobie, czarną, zeschniętą ciecz, jaką znalazła wczoraj na swojej szacie. Tak, na pewno to była krew ciemnowłosej.
Odwróciła wzrok od dziewczyny i rozejrzała po pomieszczeniu, które biło niewinnością. Białe kamienne ściany, równie biała i czysta posadzka. Piękne płaskorzeźby przedstawiające mitologiczne scenki, jakby na wspomnienie Grecji, za którą ich Matka na pewno tęskniła. Marmurowe, ciężkie stoły ułożone w podkowę, pośrodku której stały.
Przy stołach młode kapłanki ubrane w zwiewne szaty, a u szczytu, na podwyższeniu Rada Starszych.
Zapadła ujmująca cisza, wszyscy czekali na przybycie bogini.
Wszyscy, łącznie z dwoma stojącymi pośrodku dziewczętami czekali na wyrok. Nawet, jeżeli Ruda nie wiedziała czym zgrzeszyła. A raczej nie pamiętała.

Najstarszy członek Rady Starszych obserwował dwie kapłanki spod wpółprzymkniętych oczu. Były niepewne, przestraszone i wydawały się bardzo samotne, stojąc tak na samym środku komnaty przesłuchań. Rudowłosa rozglądała się wokół, ale coś w jej zachowaniu dało człowiekowi do myślenia.
Czarnowłosa niezaprzeczalnie wiedziała, co zrobiła. Musiała zdawać sobie sprawę, że została przyłapania i najwyraźniej oczekiwała na jakąś karę. Świadczył o tym jej spokojny wzrok i dumnie uniesiona twarz.
Ale Ruda?
Kapłan złożył ręce na piersi, splatając ze sobą palce. Nie spuszczał wzroku z błękitnych oczu skazanki. Nie chciało mu się wierzyć, że była tak naiwna, iż nie wiedziała, czego się dopuściła. A jednak w jej oczach widział niepewność i strach całym tym sądem. Jego niezwykła umiejętność czytania w ludzkich emocjach, teraz już trochę przytępiona, jednak nadal umiał z niej korzystać, wyłapywała co niektóre emocje oskarżonych.
Ruda Westalka zerkała niespokojnie, co jakiś czas, na towarzyszkę. Ta twardym wzrokiem wyzywała zgromadzenie. Mężczyzna zrozumiał, że ta rudowłosa, Aina, albo nie wiedziała dokładnie, czego się dopuściła, albo o tym zapomniała.
Niepokój wdarł się do jego duszy. Nie mogła ot, tak, zapomnieć! To wbrew wszelkim zasadom logiki!
A jednak. Gdzieś na dnie swojej pamięci dostrzegł siebie samego, w bardzo młodym wieku, jak rozmawiał ze swoim dziadkiem. Słowa, które przekazał mu tamten zmroziły jego serce.
Wszystko się zgadzało: czas, wiek kapłanek, objawy zapomnienia.
Przewodniczący uspokoił się. Nie mógł uwierzyć, że te dwie, Aina i Catherine, były aż tak ważne. I doszedł do wniosku, ze wcale nie były. Głos dziadka echem odbijał się w jego głowie, przypominając błąd, przed którym chciał go ustrzec jego przodek, opowiadając mu pewną zawiłą historię ze swojego życia. Te dwie kapłanki zrobiły to nieświadomie, wreszcie zyskał tę pewność.
Nawet, jeśli dopuściły się grzechu, a dopuściły się, nawet jeśli powinny zasłużyć na śmierć, on nie mógł do tego dopuścić. Skoro straciły pamięć, musiał maczać w tym palce jakiś bóg.
Członek Rady wyprostował się. Musiał tak poprowadzić całą sprawę, by te dwie zachowały życie. To nie była zupełnie ich wina. Nie całkiem. Winny był ktoś jeszcze, ktoś, kto umiał manipulować wspomnieniami, ktoś, kto miał władzę nad kontrolowaniem myśli.
Gdy weszła Westa, wszyscy wstali, kłaniając się. Gdy zasiadła, wszyscy oprócz członka rady i skazanek, również usiedli.
Mężczyzna chrząknął i odezwał się:
- Zgromadziliśmy się tutaj, w tym oto miejscu i o tym czasie, by osądzić dwie Westalki - zaczął spokojnie. - Dopuściły się haniebnego postępku i muszą ponieść zasłużoną karę. Czy oskarżone w ogóle wiedzą, że były widziane, jak opuszczają swe komnaty? I jak wracały w podartych sukniach, których potem się pozbyły?
Catherine nawet nie mrugnęła. Była jak sparaliżowana, słuchała słów przewodniczącego i nie mogła uwierzyć, jakim cudem się dowiedzieli. Przybrała na twarz zimną maskę obojętności, kiedy ważyły się jej losy.
Zawiodła. Zawiodła na całej linii, stała się pośmiewiskiem całej wioski, wzgardzoną i odepchniętą, jak trędowata. Nałożyła na rodzinę znamię, piętno hańby i poniżenia. Nie miała pojęcia, jak spojrzy matce w oczy. Jeśli w ogóle dostanie na to szansę.
Aina raz po raz spoglądała na spokojną, pełną opanowania twarz Catherine. Sama nie mogła uwierzyć, o co ją oskarżają. To śmieszne! pomyślała, zaciskając zęby. Czuła się podle. Nie dość, ze straciła pamięć, to jeszcze została publicznie oskarżona o niewierność Bogini! Chyba nikt nie mógł mieć większego pecha, niż ona.
Stało się tak, jak postanowił Najwyższy Członek Rady Starszych. To on sam wystarał się o właśnie taką, a nie inną karę. Bo rozumiał więcej, niż rozumieli inni zgromadzeni, ale nie mógł im tego wyjaśnić.
Catherine i Aina osłupiały, gdy ogłoszono wyrok. Nie mogły uwierzyć w to, co usłyszały. A jednak.
Zostały skazane na wygnanie. Z przeciągu dwóch dni miały opuścić Norwegię i nie wracać, póki nie otrzymają stosownych informacji.
Nawet one rozumiały, że to oznaczało dożywotni zakaz powrotu.
Zostały ukarane za coś, czego nie pamiętały. Ale nie mogły nic zmienić.
Słowo się rzekło, Przewodniczący zamknął księgę. Wyrok wygłoszono, ich kraj pozbył się „niewiernych grzesznic”. Rozpoczął się nowy etap w życiu dwóch młodych kobiet.

***

Jeszcze słońce nie wzeszło na niebo, dziewczyny pakowały swoje rzeczy osobiste. O świcie ich statek odpływał z portu do Niemiec. A stamtąd? Gdzie się podzieją dalej?
Aina owinęła się ciaśniej pledem, gdyż zza otartego okna przybył zimny powiew wiatru. Obok niej leżało coś, co wyglądem przypominało ich szaty, tylko, że miało jakieś dziwne zapięcia. Uniosła to w górę i przyjrzała się. Guziczek z masy perłowej odbił się w poświacie z ogniska. Aina obracała suknię parę razy w dłoni, zastanawiając się, gdzie jest przód gdzie tył. W końcu założyła biały materiał i wydawało się, że był dobrze założony.
Westchnęła. Wciąż do jej świadomości nie docierał czyn, którego niby się dopuściła. Jednak z Radą się nie dyskutuje. Nigdy.
Spojrzała za okno, za którym rozciągał się widok na Skandynawię. Iglaste drzewa, piękne jeziora, w których odbijał się księżyc... Że też widzi to wszystko po raz ostatni...
Ścisnęło ją nagle w dołki, do oczu napłynęły łzy. Zostawiła pakowanie w spokoju i przysiadła na oknie, patrząc w dal. Widok był taki piękny...

Cat, w przeciwieństwie do swojej rudej znajomej, nie chciała widzieć tego widoku. Próbowała zasnąć i tkwić w krainie marzeń na tyle długo, na ile będzie to możliwe. Ale już po godzinie została zbudzona. Ubrała na siebie szybko dziwną szatę i ze swoimi osobistymi rzeczami zeszła na dół w eskorcie Strażników. Czekała na nią tam już jedna najstarsza westalka oraz Aina, która miała na sobie zupełnie inną, równie dziwną szatę.
Wyprowadzono je przed budynek. Chłodny wiatr potargał im włosy. Catherine poruszyła palcami u stóp. Było zimno, a na jej stopach były jedynie sandały.
Wysoka kobieta ze związanymi w długi warkocz, blond włosami, szła parę kroków przed nimi z wysoko uniesioną głową. Aina czuła się, jakby już była wygnana. Jakby nic nie znaczyła.
Jak plebs dla szlachty...
Znów poczuła te niemiłe ściśnięcie i położyła dłoń na gardle. W końcu, po paru minutach spacerkiem, znaleźli się przy wysokim klifie. U jego podnóży stał wielki, drewniany statek z głową smoka na dziobie statku.
- Statek płynie do Niemiec. - oznajmiła suchym tonem najwyższa kapłanka, patrząc na ciemnobrunatne morze i szarawe niebo. - Stamtąd przejmie was moja stara znajoma, da wam rzeczy potrzebne do zaaklimatyzowania się i wyruszycie w świat. Gdzie tylko was poniesie, byle z dala od Norwegii. - ostatnie słowa wycedziła, po czym odwróciła się i spojrzała na Strażników. Oni kiwnęli sztywno głową i podali dziewczętom ich pakunki.
Wygnane kapłanki zaczęły powoli schodzić z klifu zawiłą dróżką. Gdy znalazły się na dole, marynarze pomogli im z bagażami, a później im znaleźć się na pokładzie.
Po jakimś czasie statek ruszył, a Skandynawia z każdą oddalała i znikała z pola widzenia tak, jak z ich życia.
Witaj,

Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, czytając ten tekst to Twoja usilna próba napisania wszystkiego z ogromną dokładnością. Każdy ruch, gest bohaterek jest opisany po kilka razy. Niesamowicie spowalnia to akcję jak i nie dodaje klimatu.
Generalnie pomysł był i jest ciekawy. Chętnie poczytam dalsze przygody dziewczyn.
Unikaj nadmiaru zaimków: swoich, moich, ich, nią itd. Niektóre sformułowania są dość naiwne, postaram się je wszystkie niżej wymienić. Unikaj rozpoczynania zdań od: "ale", "a", "i".
Masz skłonność do powtórzeń i używasz bardzo dużo przymiotników przez co czyta się dość mozolnie.
Stosujesz często dość dziwną składnię "wypełniając ich płuca swoimi narkotyzującymi właściwościami." - co sprawia, że zdania robią się napuszone.
"Dłonią podtrzymywała długą suknię, by nie przeszkodziła jej biec boso" - po prostu brak związku logicznego.
Określenie "Ruda" też mi nie przypadło do gustu, ponieważ nie pasuje do klimatu opowiadanej przez Ciebie historii.
Jeśli martwi Cię ilość komentarzy pod tekstem - zaangażuj się w życie forum. Komentuj, a zostaniesz skomentowana.

MOJE SUGESTIE:

Ciemnowłosa kobieta, w zwiewnych szatach - <kobieta ubrana w zwiewne szaty>
rzucały się jakby w ucieczce, w jej stronę. - wytnij przecinek
złapała za swoją spódnicę - wytnij > swoją
Ciemnowłosa kobieta, / tańczącej kobiety. - powtórzenie: kobieta/kobiety
Usta poruszały się, bezgłośnie - wypowiadanie bezgłośnie zaklęć nie ma wg mnie sensu
Po jakimś czasie do śpiewu dołączono taniec. - <Po jakimś czasie rozpoczęto taniec>
Wycie wilków zagłuszały modły. - <zagłuszało>
szaleńcza wirówka dookoła Ogniska. - wirówka? Nie pasuje. <wirując w tańcu>?
Jak opętane, kobiety straciły poczucie czasu i miejsca. - <Niczym opętane>
urwała się. Kapłanki zatrzymały się - powtórzenie: się/się
Zanim wywar stał się gotowy, - <Zanim przygotowały wywar>
- Daj nam o Bogini! Daj nam to, - <O Bogini! Daj nam>
w imię służby Tobie! - <tobie>
na szacunek dla Ciebie! - <ciebie>
odurzając je swoimi woniami. - <je wonią>
rozglądając się panicznie na boki, - wytnij > na boki
, by nie przeszkodziła jej biec boso. - <jej w biegu>
znów uderzyły pojedyncze obrazy / uderzyło je wspomnienie pożądania - powtórzenie: uderzyły/uderzyło
a u styku ich nóg zebrała wilgoć. - <między nogami zebrała>
po rzuconą szmatkę. Światło księżyca rzucało cie - powtórzenie: rzuconą/rzucało
palącego się w wielkiej, kamiennej misy płomienia. - <misie>
Dowód zbrodni spłonął, wraz z niebieskimi iskrami. - wytnij przecinek
siedziała skulona we własnej komnacie, - <w komnacie>
się z tym jakoś pogodzić. Ale, nie! - połącz w jedno zdanie
jej ciało. Wydawało jej się, - powtórzenie: się/się
wyrywało się z piersi... Miała ochotę przytulić się - powtórzenie: się/się
Własne wspomnienia budziły w niej lęk. - wytnij > własne, to musiały być jej wspomnienia
na miliony drobnych kawałeczków. - <kawałków>
trzęsąc się z rozbawienia. Tak naprawdę bała się - powtórzenie: się/się
lęk przed potępieniem(,) karą, hańbą.
kiedy zderzyła się z jakąś inną istotą. - <zderzyła się z kimś>
otwarte, przerażone, oczy, z których można było czytać jak z otwartej księgi. - powtórzenie: otwarte/otwartej
Dziewczyna o włosach przypominających barwą i ułożeniem ogień. - czyli mam sobie wyobrazić, że były one postawione ku górze?
na nią spojrzeć(,) by oddać jej serce.
Catherine(,) patrząc w oczy towarzyszki czuła, jakby patrzyła w swoje odbicie. - w tym fragmencie w okolicach tego zdania masz bardzo często powtarzane słowo : oczy i patrzeć/spojrzeć - zredaguj to
Aina patrzyła na inną kapłankę(,) z którą się zderzyła.
do swojej komnaty, opatulając się swoim czarnym pledem, - powtórzenie: swojej/swoim
z pustymi oczami. / Aina spojrzała głęboko w oczy - powtórzenie: oczami/oczy
Ta druga chyba to samo dostrzegła w jej oczach, bo opadły im lekko szczęki. - rozbawiłaś mnie tymi opadającymi szczękami. To jest właśnie przykład zbyt dokładnego opisywania, co robi jaka bohaterka.
mruknęła Ruda, tnąc się co chwila. - <jąkając się, co chwila>
wydobyła się gęsta, biała para. Wzdrygnęła się, - powtórzenia: się/się
gdy jej skórę pokryła gęsia skórka i przyspieszyła tarcie. - kolejny przykład zbyt dokładnego opisu, który kończy się komicznymi skojarzeniami, lub w ogóle nie pasuje. Przyspiesza tarcie? Hmm, nieładnie to brzmi.
Cóż(,) miały coś wspólnego,
Spojrzała przez nie(,) na trzymającą ją (,)jak w imadle(,) dziewczynę.
zupełnie nie pojmowała(,) co się dzieje.
zaniepokojona? (-) zastanawiała się
Była drobna i nie miała takich <długich> nóg, jak mężczyźni.
Nie! (-) pomyślała czarnowłosa. (-) Tylko nie to!
Aina głęboko oddychała(,) znajdując się w - <oddychała głęboko>
Jednak, gdyby zaszła taka potrzeba(,) Hestia wyparłaby się na swoje młode i zostawiła je na własną rękę. - <zostawiłaby je na pastwę losu>
Nawet, jeżeli Ruda nie wiedziała czym zgrzeszyła. A raczej nie pamiętała. - połącz te dwa zdania w jedno
wzroku z błękitnych oczu skazanki. - <skazanej>
I doszedł do wniosku, ze wcale nie były. - <że>
i skazanek, również usiedli. - <skazanych>
odezwał się: / Zgromadziliśmy się - powtórzenie : się/się
To śmieszne! (-) pomyślała, zaciskając zęby.
Nie dość, ze straciła pamięć, - <że>
Z przeciągu dwóch dni miały opuścić - <W przeciągu>
Zostały ukarane za coś, czego nie pamiętały. Ale nie mogły nic zmienić - połącz te dwa zdania w jedno
dziewczyny pakowały swoje rzeczy osobiste. - skoro swoje to musiały być osobiste
gdyż zza otartego okna przybył - <otwartego>
przyjrzała się. Guziczek z masy perłowej odbił się - powtórzenie: się/się
Aina obracała suknię parę razy w dłoni, - suknia jest za duża, by móc ja obracać w dłoni
niby się dopuściła. Jednak z Radą się - powtórzenie: się/się
Ścisnęło ją nagle w dołki, - <w gardle>
po paru minutach spacerkiem, - <minutach marszu>
statek z głową smoka na dziobie statku. / - Statek płynie do Niemiec. - powtórzenie: statek/statku/statek
marynarze pomogli im z bagażami, a później im znaleźć się na pokładzie. - <pomogli wnieść bagaże, a później wejść na pokład>?
Po jakimś czasie statek ruszył, a Skandynawia z każdą <chwilą> oddalała i - <statek wypłynął>

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
No to teraz moja kolej by nieco poględzić. Przeczytałem, pomyślałem a przemyśleniami się podzielę.
My tu nie gnębimy.. jesteśmy od pomagania... chociaż czasem słowo prawdy bywa gorzkie do przełknięcia, stąd zresztą moja ksywka Smile
Ale do rzeczy.
Pomysł: Kapłanka przewiduje bliżej nieokreślone kłopoty. Dziewczyny będące kapłankami którym nie wolno się ciupciać, nie do końca dobite jakimś sakralnym narkotykiem idą szukać gdzieś w miasto wrażeń. Specyfik najwidoczniej wraz z kontrolą nad sobą upośledza pamięć, bo po powrocie pamiętają tylko flaszbagi. Za to rada starszych nieco łaskawie zamiast na szafot wywala ich z kraju....
Jak na wstęp jest całkiem dobrze. Scena z tańczącą i przewidującą kłopoty kapłanką stanowi całkiem niezłą zajawkę. Reszta zaś stanowi w miarę spójną całość. Dziwi mnie jednak że szef rady, najwyraźniej znając działanie wdychanego specyfiku, mieszał w zdarzenie jakichś bogów czy cuś w tym rodzaju. Myślę że sam narkotyk byłby wystarczającym wytłumaczeniem sytuacji. Inna sprawa że jednej z dziewcząt dajesz zdolność magicznego wzniecania ognia. Myślę że wprowadzasz to ze względy na dalszą akcję.

Narracja.
No cóż tu jest nieco gorzej, miejscami jest dość chaotyczna. Miejscami zbyt dużo drobiazgów, a miejscami ich brak.. Prosiło się bowiem np rozszerzyć scenę odurzania się dziewcząt, np o opis samej świątyni. Czasem bowiem wydarzenia zdają się toczyć na pustej kartce. Stosujesz czasem dość dziwną składnię zdań, na co wskazała już Lil.. Np : "Najstarszy członek Rady Starszych", No brzmi to nie najlepiej.. myślę że warto by było o instytucji wspomnieć wcześniej, a tu napisać może tak "Najstarszy z Rady"?. W innym miejscu piszesz o "sukni do spania". Nienaturalne to cokolwiek, bowiem nawet królowe i królowie sypiali w nocnych koszulach Smile, używając czasem również szlafmycy i wełnianych skarpet w zimnej porze roku. Nie da się również żeby: "rozejrzała po pomieszczeniu, które biło niewinnością". Samo połączenie słów "biło niewinnością" jest dość niezręczne. Pomieszczenia mogą "razić przepychem", "sprawiać wrażenie chłodu, lub sterylności" itp. Nie potrafią jednak z założenia bić po głowie Smile.
"o był żar, gorączka, nieugaszone jeszcze pragnienie, które szukało wyjścia." - znów nieadekwatne użycie słowa "wyjścia", bowiem pragnienia i żądze szukają raczej ujścia, lub spełnienia.
Kolejną bolączką jest w opowiadaniu erotyka i zdanie w stylu: "uderzyło je wspomnienie pożądania, tak wielkie, że ich sutki wyprężyły się, a u styku ich nóg zebrała wilgoć." Po pierwsze, znowu słowo "uderzyło" . Zaprawdę powiadam że wspomnienia nie walą człowieka po głowie grubą pałą... One mają inne sposoby. Kolejny nie nazbyt szczęśliwy zwrot "sutki wyprężyły się" Wiesz, w sumie jestem facetem, więc może się nie znam, ale sutki jako istoty pozbawione mięśni prężyć się nie umieją. Zdarza im się natomiast twardnieć pod wpływem podniecenia lub chłodu, czy nabrzmiewać niczym młode pączki (jeśli chcemy się wyrazić poetycznie). Kolejny zwrot z tego zdania.. "u styku ich nóg zebrała wilgoć" Tak strasznie dosłowne że aż do bólu.. Chociaż zależy.. Bo jeśli one stały, to miały zasadniczo po trzy punkty styku nóg? Jeśli pisałaś o złączonych stopach, znaczy że się zesikały Tongue....
Wybacz troszkę się zbijam. Ale pisanie o że się tak wyrażę "kisielu w majtach" jest takie nieco przyziemne.. Znacznie fajniej było by napisać, o napięciu, lekkim podskórnym drżeniu itd.. czyli bardziej obrazowo, mniej medycznie. Pot i jęki też zbyt erotycznie mi się nie kojarzy. Zasadniczo nie przepadam za spoconymi dziewczynami i ciepłą wódką Smile. a od jęków wolę westchnienia rozkoszy.
Sceny erotyczne powinny być jednocześnie pełne lekkości i napięcia, a nie przypominać z przeproszeniem niemiecki pornol.

Warsztat Literacki.
No i tu również sporo roboty. Opowiadanie by dobrze się czytało, musi rządzić się swoistymi prawami. Zdania winny przekazywać jedynie tyle treści by czytelnik mógł na skrzydłach swojej wyobraźni podążać za wizją pisarza. Ale również ani słowa więcej. Dlatego stosuje się m/in zdania z podmiotem domyślnym itp. Ty masz tendencję do pisania w zdaniu o kilka słów za dużo. Na przykład we fragmencie "Czuła się podle. Nie dość, ze straciła pamięć, to jeszcze została publicznie oskarżona o niewierność Bogini! Chyba nikt nie mógł mieć większego pecha, niż ona. " np słowo "bogini" w drugim zdaniu i "niż ona" w ostatnim są zupełnie zbędne gdyż wynikają z kontekstu.
Jak wskazała Lil sporo jest też powtórzeń. Mogą one być wprawdzie w dietetycznych ilościach środkiem artystycznym, ale ogólnie należy ich unikać.

Podsumowując: Pomysł jest zasadniczo ciekawy, dalej może zdarzyć się wszystko. Warto opowieść kontynuować, ale trzeba także włożyć w to jeszcze sporo wysiłku. Umieszczony tu fragment wymaga bowiem gruntownego dopracowania żeby zmienił się z nieoszlifowanego kamyka w cieszący oko klejnocik. Tobie zaś radzę poczytać nieco dobrych autorów gatunku, by zobaczyć jak oni budują frazę itd..
Pozdrawiam serdecznie.
W sumie wszystko co chciałem napisać napisał gorzki (nie zgadzam się jednak z jego sugestiami dotyczącymi wilgoci między nogami Wink). Słaba narracja i prawie żadnych opisów lokacji poszczególnych scen. Sam pomysł, jednakże, przedni i chętnie pośledzę intrygę. Widzisz, masz dobry pomysł, tylko musisz popracować nad jego obróbką. O wiele to lepsze niż kolejny gniot, bo nawet z bardzo dobrym warsztatem trudno byłoby zrobić z gówna porcelanę, niezależnie od tego ile siedziałoby w piecu.

Mam jeszcze jedno pytanie - jaki to okres historyczny, jeśli wogóle jesteś w stanie jakiś określić, bądź jakie są dostępne technologie. Następną sprawą jest geografia - czy odnosi się ona do naszej? Gdy odpowiesz będę miał kilka uwag.

Nie rozumiem po co nawiązujesz do Grecji. Być może jest to wytłumaczone w dlaszej części opowiadania i ma jakowyś sens. Rozumiem, że mitologia grecka była Ci najbliższa, dlatego też nią się posłużyłaś. Jest ona, jednakoż, tak nieprzystająca do realiów mroźnej skandynawii, że naprawdę będziesz musiała się postarać, by mnie do swych wyjaśnień przekonać. A wystarczyłoby trochę poszperać w sieci i zamiast Westy, czy Hestii miałabyś Frigg, która także jest boginią ogniska domowego, jednakże z mitologii skandynawskiej.

Odp. na pytania:
XXI wiek, jednakże są one wychowywane jak w starożytności. Teoretycznie wiedzą, że na zewnątrz jest inna cywilizacja, ale nie miały z nią styczności. Geografia jest taka jak nasza, a do Grecji nawiązuje dlatego, że dziewczyny z Norwegii przeniosą się do Włoch, gdzie będzie właśnie te ich przeznaczenie.
Wyjaśnienie, że Westa jest w Norwegii będzie później - po prostu przeniosła się, gdy kult w Grecji osłabł, jednak wciąż jest sentyment. Ogólnie, jest to później wyjaśnione.
Przepraszam, że tak nieskładnie, ale spałam dziś tylko 4 h. Mam nadzieję, że jednak zrozumiałeś, o co mi chodziło. Smile

No i dziękuję za wasze porady. Postaram się poprawić wszystko w... najbliższej przyszłości i zamieścić tu dalszy ciąg Smile
(17-01-2011, 16:48)KapłankaW napisał(a): [ -> ]Mam nadzieję, że jednak zrozumiałeś, o co mi chodziło.
Zrozumiałem Big Grin OK. W takim bądź razie nie mam zastrzeżeń. Ze tak powiem, twoje opowiadanie - twoje uniwersum - twoje zasady. Myślałem, że akcja jest umijescowiona gdzieś w bliżej nieokreślonej przeszłości, nie pasowały mi więc te Niemcy i Norwegia.
jak to w zyciu bywa, błędy są pokazane.
Nie jestem doświadczona, więc nweet połowy z nich bym Ci nie wskazała.
Powiem jedynie, że tekst bardzo mi się spodobał. Lubię takie klimaty, tak szczerze. ;]
Sama za niedługo wstawię tekst.
Komentarze moich przedmówców są rozbudowane i myślę, że zawierają wszystko, co sam napisałbym po lekturze Twojej pracy. Nie będę zatem powtarzał ich słów.

Sam tekst średnio przypadł mi do gustu. Realia są nieokreślone, ja sam umiejscowiłbym akcję gdzieś we wczesnym średniowieczu, a skoro to XXI wiek, to wymiękam w takim razie Wink
Nie lubię, gdy tekst jest płaski jak zupa Knorra, a tutaj tak niestety było. Nie doszukałem się żadnej iskry czy to tajemniczości, jakichś głębszych uczuć, czy po prostu czegoś, co zainteresowałoby mnie na czas czytania Twojego tekstu. Nie było nic takiego, dlatego przeleciałem przez opowiadanie i tak naprawdę nic z niego nie wyniosłem. Coś tam się dzieje, jakieś czary mary, fiku miku, ale co z tego, skoro czytelnik nic z tego nie rozumie, nie wie gdzie to umiejscowić, jak to jeść?

Błyskotliwego pomysłu również nie dostrzegłem, ale to w sumie koreluje z moimi powyższymi słowami.

Ćwicz pisanie, najlepiej krótkich form, abyś dała radę stworzyć coś większego. Zaczynaj małymi kroczkami, nie porywaj się na duże dzieła (jak ja swego czasu Smile). Trening czyni mistrza, ale tylko mądry trening!

Pozdrawiam
Danek