11-01-2011, 00:19
Moje pierwsze opowiadanie, które zacząłem i porzuciłem mniej więcej pół roku temu(i, które mam zamiar dokończyć w wolnym czasie; następne części wrzucę pózniej)
Prolog:
Escalthir przechadzał się po lasach Slathardenu. Był wysokim, przeciętnie umięśnionym człowiekiem.Wiatr, silny tego dnia rozwiewał mu dość długie kędzierzawe, ciemnobrązowe włosy. Był blady z racji tego, że mieszkał w północnej części kontynentu.
Ubrany był tak jak zwykle. Nosił lnianą, białą koszulę i brązową opończę. Czujnymi, piwnymi oczyma rozglądał się po lesie.
Zobaczył biegnącą postać, potykającą się co jakiś czas o korzenie. Nieznajomy z pewnością uciekał za pościgiem, gdyż w oddali można było dostrzec grupkę ciemnych, jeszcze niewyraźnych sylwetek.
Chwilę później Escal mógł dostrzec, że osoba uciekająca przez las jest człowiekiem, lecz nie do końca, bo rysy twarzy miał elfickie. Jednym słowem: pół-elf.
Uciekający przed kimś lub przed czymś był znacznie wyższy od niego. Wokół niego roztaczała się jasna poświata. Widać było po nim, że jest zmęczony oraz ranny ponieważ miał bandaż na nodze oraz ślady krwi na podartej, zielonej koszuli.
Pół-elf mający dobry wzrok, dostrzegł kątem oka chodzącego po lesie mężczyznę i zaczął krzyczeć:
-Orkowie, orkowie! Pomocy!
Zanim jednak Escalthir zdążył coś zrobić dwie ciemne strzały tkwiły w ciele pół-elfa, który padł na ziemię i powoli konał.
Nie czekając skoczył w zagłębienie w ziemi otoczone gęstymi krzakami. Słyszał bardzo wyraźnie charczące głosy zbliżających się orków:
-Patrz, Varuk! Jeszcze dycha. Może zjemy go teraz? Kawałek po kawałku by cierpiał.
-Tfu! Nienawidzę tych elfich pokrak. Niesmaczne to i śmierdzi. Niech sobie zdycha.
-Masz rację, Grithul. Dobrze, że Władca Północy dobrze nas wynagradza. Polowanie skończone, ruszać się psy!
Escalthir nigdy nie widział tak podłych istot i serce płonęło mu gniewem. Miał ochotę zabić ich wszystkich, ale bał się i to właśnie strach go ocalił. Dobrze wiedział, że nie miałby szans z tym brutalnymi stworzeniami. Podszedł do leżacego w kałuży krwi półelfa.
- Cień pada na świat. Możliwe, że wszystko co znasz i cenisz zostanie unicestwione. Nie dopuść do tego!-konający powiedział to resztką sił, po czym wyzionął ducha.
Ostatnie słowa nieznajomego były dla Escalthira niezrozumiałe, choć skłoniły go do myślenia. Żył bowiem w prawie bezludnej oraz odizolowanej od świata krainie. Nie znał problemów nękających świat takich jak ciemność, cierpienie, strach, śmierć i rozpacz. Cieszył się każdym dniem, aż do tej chwili.
Ze smutkiem odszedł i rozmyślał nad wszystkim w samym sercu Norenton, największej puszczy Slathardenu, ogromnej, w większości lesistej krainie na zachód od Mestuen, zwanej również Leśną Rzeką. Podjął wtedy najważniejszą decyzję w swoim życiu. Mruknął sam do siebie:
- Coś trzeba z tym zrobić. Nie chcę skończyć jak ten półelf.
Prolog:
Escalthir przechadzał się po lasach Slathardenu. Był wysokim, przeciętnie umięśnionym człowiekiem.Wiatr, silny tego dnia rozwiewał mu dość długie kędzierzawe, ciemnobrązowe włosy. Był blady z racji tego, że mieszkał w północnej części kontynentu.
Ubrany był tak jak zwykle. Nosił lnianą, białą koszulę i brązową opończę. Czujnymi, piwnymi oczyma rozglądał się po lesie.
Zobaczył biegnącą postać, potykającą się co jakiś czas o korzenie. Nieznajomy z pewnością uciekał za pościgiem, gdyż w oddali można było dostrzec grupkę ciemnych, jeszcze niewyraźnych sylwetek.
Chwilę później Escal mógł dostrzec, że osoba uciekająca przez las jest człowiekiem, lecz nie do końca, bo rysy twarzy miał elfickie. Jednym słowem: pół-elf.
Uciekający przed kimś lub przed czymś był znacznie wyższy od niego. Wokół niego roztaczała się jasna poświata. Widać było po nim, że jest zmęczony oraz ranny ponieważ miał bandaż na nodze oraz ślady krwi na podartej, zielonej koszuli.
Pół-elf mający dobry wzrok, dostrzegł kątem oka chodzącego po lesie mężczyznę i zaczął krzyczeć:
-Orkowie, orkowie! Pomocy!
Zanim jednak Escalthir zdążył coś zrobić dwie ciemne strzały tkwiły w ciele pół-elfa, który padł na ziemię i powoli konał.
Nie czekając skoczył w zagłębienie w ziemi otoczone gęstymi krzakami. Słyszał bardzo wyraźnie charczące głosy zbliżających się orków:
-Patrz, Varuk! Jeszcze dycha. Może zjemy go teraz? Kawałek po kawałku by cierpiał.
-Tfu! Nienawidzę tych elfich pokrak. Niesmaczne to i śmierdzi. Niech sobie zdycha.
-Masz rację, Grithul. Dobrze, że Władca Północy dobrze nas wynagradza. Polowanie skończone, ruszać się psy!
Escalthir nigdy nie widział tak podłych istot i serce płonęło mu gniewem. Miał ochotę zabić ich wszystkich, ale bał się i to właśnie strach go ocalił. Dobrze wiedział, że nie miałby szans z tym brutalnymi stworzeniami. Podszedł do leżacego w kałuży krwi półelfa.
- Cień pada na świat. Możliwe, że wszystko co znasz i cenisz zostanie unicestwione. Nie dopuść do tego!-konający powiedział to resztką sił, po czym wyzionął ducha.
Ostatnie słowa nieznajomego były dla Escalthira niezrozumiałe, choć skłoniły go do myślenia. Żył bowiem w prawie bezludnej oraz odizolowanej od świata krainie. Nie znał problemów nękających świat takich jak ciemność, cierpienie, strach, śmierć i rozpacz. Cieszył się każdym dniem, aż do tej chwili.
Ze smutkiem odszedł i rozmyślał nad wszystkim w samym sercu Norenton, największej puszczy Slathardenu, ogromnej, w większości lesistej krainie na zachód od Mestuen, zwanej również Leśną Rzeką. Podjął wtedy najważniejszą decyzję w swoim życiu. Mruknął sam do siebie:
- Coś trzeba z tym zrobić. Nie chcę skończyć jak ten półelf.