Via Appia - Forum

Pełna wersja: Zemsta Serafinów
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Hej. Zacząłem jakiś czas temu pisać opowiadanie. Byłbym zadowolony gdyby ktoś zechciał je skrytykować.



Astaroth szybko dopełnił swojej przemiany. Kiedy już miał ruszyć na Rafaela nad jego głową coś przefrunęło. To był jego smok. Zionął ogniem i zapalił skrzydła Rafaela. Niewiele to dało. Rafael zatrzepotał nimi i płomienie zgasły. Potem rzucił sztyletem kierunku smoka. Wbiło się to w jego udo a przyjaciel Astarotha zawył z bólu.
To był wystarczający powód by zmyć z siebie maskę spokojnego Serafa. Astaroth ruszył na niego z wyciągniętymi pazurami. Zamachnął się na niego jednak Rafael zrobił unik i mocnym kopnięciem rzucił go w kierunku drzwi które prowadziły do pokoju Lucyfera.
Kiedy Astaroth otrząsnął się z szoku zobaczył bojową minę Abbadona i przerażoną minę jakiegoś mężczyzny. Po głębszym przestudiowaniu jego twarzy odkrył, że to Lucyfer.
Abbadon dokonał przemiany w mgnieniu oka. Dotknął dwoma palcami swojego czoła po czym ruszył na Rafaela. Astaroth wstał i pobiegł za nim. Rafael bronił się mieczem przed atakami wściekłego serafa. Iskry leciały na wszystkie strony. Astaroth chciał się wbić w plecy przeciwnika ale w tym momencie Rafael wykonał jakiś dziwny chwyt i rzucił Abbadona na Astarotha.
Wysłannik Stwórcy z uśmiechem na twarzy powiedział:
- Nie jesteście godni by walczyć ze mną.
Rafaela zbliżał się do Serafów dużymi krokami kiedy nagle. Z ogromną prędkością do klubu wleciał Samael i wbił się pazurami w plecy wroga. Rafael krzyknął z bólu. Ale otrząsnął się po paru chwilach i rzucił Samaelem o ścianę. Jednak ostre żarzące się pazury dalej tkwiły w plecach Rafaela przeżerając jego białą skórę. A Samaelowi już wyrastały nowe pazury. Wtedy cała trójka rzuciła się na sługę Stwórcy. Abbadon wbił się w serce, Samael w wątrobę a Astaroth w płuca. To było zbyt wiele. Kiedy wszyscy od niego odskoczyli z archanioła zaczęła płynąć błękitna krew. Kiedy krople dotknęły ziemi zaczęły tworzyć na posadzce obraz. A kiedy cała krew została przelana na podłodze było widać twarz anioła podczas śmierci. Na twarzy rysował się strach i z nutką nadziei. A po ciele nie zostało ani śladu.
***
Z początku nic się nie działo jednak po pewnym czasie piasek zaczął pochłaniać czwórkę upadłych aniołów. Kiedy piasek do końca pochłonął już wszystkich opadli z gracją na posadzkę.
Asmodeus widział niewiele bo jedyne źródło światła jakie miał były jego skrzydła i Azazela. Jednak w pewnym momencie Jazon wyjął jakąś buteleczkę ze swojego kołczanu. Odczepił korek po czym cały pokój wypełniło światło.
Teraz wszystko było dobrze widoczne. Znajdowali się w dużej sali. Posadzka wyglądała jak szachownica. W niektórych miejscach były wysokie kolumny na których narysowane były zastępy aniołów ruszające gdzieś w bój. Na ich czele stał nie kto inny jak tylko Barachiel. Rysunki przedstawiały go za czasów jego świetności. Teraz zapewne wyglądał zupełnie inaczej, ale nie warto było dłużej rozkminiać nad tym. Najważniejsze było teraz by rozejrzeć się po pomieszczeniu. W tym miejscu nie było żadnych drzwi ani okien jednak wszyscy wiedzieli, że ta sala niej jest nawet połową twierdzy.
Kiedy wszyscy spojrzeli bardziej w górę dostrzegli niewielki balkon przy którym paliły się pochodnie. Na balkonie wszyscy zauważyli uśmiechniętego od ucha do ucha anioła, pokazującego kciuk zwrócony ku dole.
Wtedy Asmodeus wiedział gdzie się znajdują. Barachiel kochał walki gladiatorów za czasów starożytności. Znajdowali się teraz na wielkiej arenie.
Wtem z każdej strony padły strzały z kusz. Azazel przygotował się na coś takiego i krzyknął:
- Asmodeusie! Złącz rękawice!
Asmodeus nie myślał o niczym więc zrobił to co mu powiedział Azazel. Wtedy rękawice zaczęły się rozszerzać i utworzyły tarczę chroniącą wszystkich. Kiedy tarcza upadła każdy ruszył w inną stronę.
Wtedy widzieli anioły ustawione na kolumnach strzelające z kusz i łuków. Ze ścian natomiast nagle wyrosły otwory z których wylatywało mnóstwo aniołów uzbrojonych w miecze i tarcze. Jazon ustawił się za kolumną strzelał do wszystkiego co miało białe skrzydła. Erazm niczym berkseker rzucał się na największą grupę aniołów po czym zabijał wszystkich. Azazel postawił na swoją szybkość. Latał z miejsca na miejsca zadając śmiertelne rany. Asmodeus był spokojny. Atakował na początku tylko tych którzy zaczęli pierwsi walkę, potem jednak rzucił się w wir walki i zabijał wszystkich.
Krew była wszędzie co sprawiało, że Serafini walczyli bardziej zaciekle niż normalnie.
Azazel był cały we krwi, nie tylko wrogów. Podczas walki czasami łatwiej się patrzy na rany innych niż na własne. Jego pierś krwawiła. Zmęczenie zaczynało mu dokuczać jednak nie mógł okazać oznak słabości przed Asmodeusem.
Ze smutkiem powiem, że tekst jest słaby, nawet bardzo. Interpunkcja tragiczna. Powtórzeń od groma. Chaotyczne i co chwila coś mi zgrzytało. Za dużo 'jednak', 'ale', 'po czym', 'potem' etc. Cały tekst do przeróbki. Poza tym.
Fabuła - sztamp. Bohaterowie - eee... Trochę się w nich pogubiłem.
Oczywiście to są tylko moje odczucia, a ja nie jestem żadnym mistrzem. Popełniam błędy, i się mylę. Ale, jako zwykłego czytelnika, dotknęło mnie kilka rzeczy.

Cytat:Astaroth szybko dopełnił swojej przemiany.
Jakoś dopełnił nie bardzo mi tu pasuje.

Cytat:Kiedy już miał ruszyć na Rafaela(,) nad jego głową coś przefrunęło. To był jego smok.
Przefrunęło nie pasuję mi w odniesieniu do smoka. Bardziej przeleciało, lub coś bardziej oryginalnego.

Cytat:Zionął ogniem i zapalił skrzydła Rafaela. Niewiele to dało. Rafael zatrzepotał nimi i płomienie zgasły.
Powtórzenie i zgrzytający fragment.
Może "Zionął ogniem zapalając skrzydła Rafaela. Ten zatrzepotał nimi gasząc płomień.


Cytat:Potem rzucił sztyletem w kierunku smoka. Wbiło się to w jego udo a przyjaciel Astarotha zawył z bólu.
Zjadłeś 'w'. Te 'potem' też nie jest jakieś wyniosłe, wszystko napisane prostym językiem. Może lepiej zrobić jakieś płynniejsze przejście?
Coś w stylu "Poszybował w górę/ Spojrzał na przypalone pióra/ i cisnął sztyletem w kierunku smoka. Gad zawył, a po udzie spłynęła krew." Chociaż te 'udo' też mi nie pasuje Smile.

Cytat:Zamachnął się na niego jednak Rafael zrobił unik i mocnym kopnięciem rzucił go w kierunku drzwi(,) które prowadziły do pokoju Lucyfera.
Tu można dodać trochę dynamizmu.
"Zamachnął się na niego. Rafael zrobił unik. Zwrot i mocnym kopnięciem rzucił..."


Cytat:Po głębszym przestudiowaniu jego twarzy odkrył, że to Lucyfer.
Może lepiej 'dokładniejszym przyjrzeniu się'.


Cytat:Abbadon dokonał przemiany w mgnieniu oka. Dotknął dwoma palcami swojego czoła(,) po czym ruszył na Rafaela. Astaroth wstał i pobiegł za nim. Rafael bronił się mieczem przed atakami wściekłego serafa. Iskry leciały na wszystkie strony. Astaroth chciał się wbić w plecy przeciwnika ale w tym momencie Rafael wykonał jakiś dziwny chwyt i rzucił Abbadona na Astarotha.
Powtórzenia. Podkreślone bym wyrzucił. Meczący strasznie fragment. Raz piszesz Serafa, raz serafa.


Cytat:Rafaela zbliżał się do Serafów dużymi krokami(,) kiedy nagle(,) z ogromną prędkością do klubu wleciał Samael i wbił się pazurami w plecy wroga. Rafael krzyknął z bólu. Ale otrząsnął się po paru chwilach i rzucił Samaelem o ścianę. Jednak ostre żarzące się pazury dalej tkwiły w plecach Rafaela przeżerając jego białą skórę. A Samaelowi już wyrastały nowe pazury. Wtedy cała trójka rzuciła się na sługę Stwórcy. Abbadon wbił się w serce, Samael w wątrobę a Astaroth w płuca. To było zbyt wiele. Kiedy wszyscy od niego odskoczyli z archanioła zaczęła płynąć błękitna krew. Kiedy krople dotknęły ziemi zaczęły tworzyć na posadzce obraz. A kiedy cała krew została przelana na podłodze było widać twarz anioła podczas śmierci. Na twarzy rysował się strach i z nutką nadziei. A po ciele nie zostało ani śladu.
Kurczę, chyba łatwiej by mi było napisać cały tekst od nowa. W powyższym fragmencie. Nie będę Ci już pokazywał jak lepiej mogłyby wyglądać zdania, zaznaczyłem tylko babole i zbędne rzeczy. Jak je poprawić, sam się domyśl. To co podkreślone, bym wywalił. Ale tak: Jaki klub?! Co do wroga, to w tym momencie nie wiemy kto nim jest. Biała skóra? Taka jak śnieg? Abbadon wbił się w serce, Samael w wątrobę a Astaroth w płuca. jak oni się wbili? Cali? Pazurami? Niezbyt widzę, by trzech 'chłopa' wbiło się w klatkę piersiową jednego, chyba, że cel był 3 razy większy. Płynąć? Może sączyć? Ale ok. Najpierw płynie, a za chwilę spadają krople, ale, ale. One 'dotykają' ziemie? Krople. Ciekawie to brzmi. twarz - powtórzenie.

Ten drugi fragment też cały do przerobienia. Praktycznie te same błędy. Wybacz, że już go nie rozłożę na czynniki pierwsze.

Dużo czytaj. Książek i tekstów, tu, na forum, zobacz też jak zostały zanalizowane, czego unikać, co poprawić.
Błędów interpunkcyjnych też dużo. Ale nie będę wszystkiego Ci pokazywał. Poczytaj o tym.

Pozdrawiam.












Cytat:Rafaela zbliżał się do Serafów dużymi krokami kiedy nagle.
...

Wiesz - po pierwsze, zanim dasz komuś do przeczytania swój tekst, przeczytaj go sam. Bo nie wierzę, że to zrobiłeś - czegoś takiego naprawdę trudno nie zauważyć.

Ale zakładając, że czytałeś:

Masa powtórzeń (m a s a :exclamation: ), chroniczny brak przecinków, boleśnie krótkie zdania. Odważ się może na coś bardziej złożonego, niż suchą wyliczankę: "Zrobił to i to. Stało się to. Następnie zrobił coś innego." - zamieszczony przez Ciebie fragment opowiadania zaczyna się od akcji, sceny bardzo dynamicznej, a ja przy czwartym zdaniu ziewałam. Monotonna narracja zabiła jakikolwiek dynamizm.

Cytat:Abbadon wbił się w serce, Samael w wątrobę a Astaroth w płuca.
Cały czas zachodzę w głowę, czy naprawdę przed oczami powinnam mieć Lucyfera, któremu z brzucha sterczą trzy pary nóg, bo się aniołowie w niego wbili. I to jest ta bardziej cenzuralna wersja wizualizacji przedstawionej przez Ciebie sceny.

Nie no... O czym to w ogóle ma być? O tym, że nieśmiały narrator nie kocha przecinków? Piszę "nieśmiały", bo tak to wygląda - jakby narrator wstydził się prowadzić narrację.
Jest więc tylko wyliczanka. I przeskok do aniołów biorących udział w walkach gladiatorów...? I Jazon...?
Nie wiem. Nie ogarniam. Żeby chociaż zdania były poprawne i ciekawe, bo tak, to najlepiej chyba by było, gdybyś przemyślał całą sprawę i zaczął jeszcze raz.

Bo może pomysł jest dobry. Gdzieś. Przecież po takim malutkim fragmencie nie można oceniać pomysłu. Walka aniołów jest banałem, pytanie, co miało być dalej.
Jeśli mam być szczera w ogóle mi się nie podobało. Może i fabuła byłaby ciekawa, ale strasznie ciężko się to czyta. Powtórzenia są okropne, psują całość. Tu w ogóle nie ma przedstawienie jakiejkolwiek sytuacji. Jak już wspomniano wcześniej to zwykła wyliczanka, nic więcej. No cóż, tekst cały do poprawy.
Fraa!
Przez ciebie i ten twój opis naszpikowanego aniołami Lucyfera omal nie zakrztusiłem się na śmierć! Angry

Co do walki aniołów, to nie wiem czemu, ale nagle nikomu nie podoba się Gabriel, Michał czy Rafael (nawiasem mówiąc, mój imiennik). Najpierw jakaś książka o biednym nephilim ściganym przez niebo za to, że tatuś był aniołem. Teraz Lucyfer i Samael, też raczej pozytywnie pokazani na tle napuszonego Rafaela...

Co do obsady i przedstawienia. Księga Ezechiela się kłania - znajdź sobie tamtejszy opis aniołów, to zobaczysz, że nawet serafiny miały kopyta. Nie wiem, co w środku walki robi Rafael. To raczej taki anioł-opiekun, uzdrawiacz. Samo jego imię znaczy tyle, co "Bóg Uzdrowił". Prędzej widziałbym tu Michała - tego, który strącił Lucyfera do piekła z okrzykiem "Któż jak Bóg?" na ustach. Albo choć Gabriela, Bożego Posłańca. Choćby Anioła Śmierci, który nawiedził Egipt... Ale to moja osobista opinia.
Witaj,

Zacznę od tego, że stawiasz Czytelnika w bardzo męczącej sytuacji. Ponieważ z całkowitej pustki i ciemności (bo gdzie to się dzieje nie wiemy) wyłaniają się imiona bohaterów (bo jak oni wyglądają nie wiemy), którzy ze sobą jakoś walczą (bo dokładnie nie wiemy o co chodzi, ani co to za smok, a już na pewno nie wiemy po co), by potem zostali rzuceni do kolejnej ciemności (bo dalej nie bardzo wiadomo, gdzie są ani jak ta przestrzeń wygląda). Później pojawiają się znikąd kolejne imiona i tak naprawdę nikt nic nie wie.
- Opisy są sztuczne i suche do bólu. Opowiadanie nie ma klimatu, ponieważ nie ma opisów: bohaterów, miejsc, historii, przeżyć, odczuć itd.
- Musiałbyś jeszcze raz do tego usiąść i porządnie nad tym popracować - na początek: rozbuduj opisy miejsc i bohaterów, dodaj jakieś uczucia do tekstu.
- Jeśli martwi Cię ilość komentarzy pod tekstem - zaangażuj się w życie forum. Komentuj, a zostaniesz skomentowany.

MOJE SUGESTIE:


To był jego smok. - czyj smok?
Zionął ogniem i zapalił skrzydła Rafaela. Niewiele to dało. Rafael - powtórzenie: Rafaela/Rafael
potem rzucił sztyletem <w> kierunku smoka.
Wbiło się to w jego udo(,) a przyjaciel Astarotha zawył z bólu. - Kto jest kogo przyjacielem?, wytnij > to
To był wystarczający powód(,) by zmyć z siebie maskę spokojnego Serafa. - <by ściągnąć maskę spokojnego Serafa>
Zamachnął się na niego(,) jednak Rafael zrobił unik i mocnym kopnięciem rzucił go w kierunku drzwi(,) które prowadziły do pokoju Lucyfera. - wytnij > na niego, skąd te drzwi? I dlaczego Lucyfera?
atakami wściekłego serafa. - <Serafa>
Astaroth chciał się wbić w plecy przeciwnika(,) ale w tym - czym chciał się wbić? I po co?
- Nie jesteście godni(,) by walczyć ze mną.
Rafaela zbliżał się do Serafów dużymi krokami(,) kiedy nagle. Z ogromną prędkością do klubu wleciał Samael - wytnij kropkę, skąd się nagle wziął Samael? I do jakiego klubu?
w plecach Rafaela(,) przeżerając jego białą skórę. - wytnij > jego, czy krew może przeżerać? Nie wiem.
Abbadon wbił się w serce, Samael w wątrobę a Astaroth w płuca. - Czym się wbili? Pazurami? Trzy potężne Anioły miały miejsce i możliwość dopaść korpus czwartego z nich, znaleźć sobie nad nim tyle miejsca, by się pomieścić i wbić w niego szpony? No nie wiem...
z archanioła zaczęła płynąć błękitna krew. - <Archaniola>, <zaczęła sączyć się błękitna krew>
Na twarzy rysował się strach i z nutką nadziei. A po ciele nie zostało ani śladu. - wytnij > i, połącz te dwa zdania w jedno. Ten opis jest za krótki. Nie wiadomo o co chodzi.
czwórkę upadłych aniołów. - <Upadłych Aniołów>
Asmodeus widział niewiele(,) bo jedyne źródło światła jakie miał(,) były jego skrzydła i Azazela. - <bo jedynym źródłem>
wysokie kolumny(,) na których
że ta sala niej jest nawet połową twierdzy. - <nie jest>, skąd ta twierdza?
niewielki balkon(,) przy którym paliły się pochodnie.
Kiedy wszyscy spojrzeli / Na balkonie wszyscy - powtórzenie
Wtedy Asmodeus wiedział(,) gdzie się znajdują. - <zrozumiał/domyślił się>
Azazel przygotował się na coś takiego i krzyknął: - Czy on naprawdę mógł się na to przygotować?
Asmodeus nie myślał o niczym(,) więc zrobił to(,) co mu powiedział Azazel. - <Asmodeus nie zastanawiał się długo, szybko wykonał rozkaz Azazela>
wyrosły otwory(,) z których wylatywało - <pojawiły się otwory>
strzelał do wszystkiego(,) co miało białe skrzydła. - z czego strzelał? <do wszystkiego, co miało białe skrzydła>? Śmiesznie to brzmi.
miejsca(,) zadając śmiertelne rany
Asmodeus był spokojny. Atakował na początku tylko tych(,) którzy zaczęli pierwsi walkę, potem jednak rzucił się w wir walki i zabijał wszystkich. - powtórzenie: walkę/walki, zabijał wszystkich (dwa zdania wcześniej użyłeś tego samego określenia)
że Serafini walczyli bardziej zaciekle niż normalnie. - <niż zwykle>
dokuczać(,) jednak nie mógł okazać

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith