Via Appia - Forum

Pełna wersja: Czerwona misja
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.

Storn Hefan wytrzymywał najwyżej parę dni bez cyberprzestrzeni. Nie mógł oprzeć się tęsknocie za wirtualnymi światami, gdzie realizował swoje pragnienia, te najskrytsze, te dziecięce też. To nie było uzależnienie, na pewno nie. To tak, jakby powiedzieć, że można się uzależnić od marzeń. Poczuł, że ogarnia go przygnębienie, jakaś wewnętrzna tęsknota za czymś nieokreślonym. Najchętniej schowałby się w jakimś świecie wirtualnym, z dala od codziennych trosk i jak najdalej od tej podłej planety. Ale dostęp do intercyberświata kosztował i to dużo, a on jak zwykle był bez forsy. Zasiłek dla bezrobotnych starczał mu na dwa tygodnie, internetowe długi rosły i ciążyły coraz bardziej. Stres podstępnie wpełzł w umysł, ściskał gardło goryczą bezradności, tak, że miał ochotę krzyczeć, rozwalić coś, dać komuś w mordę, ale tutaj w sekretariacie znanej firmy nie było, komu i oczywiście nie wypadało. Zmęczył się chodzeniem i opadł ciężko na krzesło.
Storn czekał na przedstawiciela firmy Sen Boga. Otrzymał powiadomienie, że zostały wykupione jego długi i ma w dniu dzisiejszym stawić się na rozmowę. Siedział i czekał na łaskę jakiegoś urzędasa. Miał szczerze dość tej czerwonej planety, a najgorsze, że perspektywa powrotu na Ziemię oddalała się od niego coraz bardziej. Skierował uwagę na monitor wiszący na ścianie, gdyż kiczowaty krajobraz przekształcił się w lądownik, który uruchomił silniki hamujące. Pojazd przysiadł na siłownikach i zamarł w tumanach czerwonego pyłu. Spikerka weszła na wizję.
- Jak wszystkim wiadomo w czasie badań geologicznych natrafiono na podziemne korytarze, które ciągną się kilometrami pod powierzchnia Marsa. W dniu dzisiejszym nastąpił zanik łączności. Miejmy nadzieję, że to tylko drobne usterki techniczne i w najbliższym czasie usłyszymy załogę. Międzyplanetarna korporacja lotnicza Kosmoglob patronująca tym badaniom nie chce wypowiadać się w tej kwestii.
– Proszę wejść! - zadudnił metaliczny głos.
Rozsunęły się drzwi i Storn wszedł ostrożnie. Spodziewał się, że ujrzy pokój gdzie jakiś grubas będzie siedział za biurkiem, a tym czasem znalazł się w czymś, co przypominało łazienkę. Na środku małego pomieszczenia stało urządzenie, oplątane przewodami niczym krzesło elektryczne, był to kompleksowy symulator cyberprzestrzeny. Wirtualny hełm i rękawice stanowiły integralną część z kombinezonem, co świadczyło o jego zaawansowanej technologii. Hefan usłyszał ciepłe, kobiece słowa.
– Witamy! Proszę założyć kombinezon. Przeprowadzimy identyfikację i asymilację z portalem wejściowym.
Storn przyjrzał się urządzeniu. Sprawdził, czy pompka jest załadowana płynem infuzyjnym i czy bezpiecznik wyjścia z programu wyświetla wartość 24 godzin. Wszystko było zgodne z obowiązującymi normami. To go uspokoiło. Wsuną się do kombinezon. Końcówki przewodów przyssały się do odpowiednich organów, nawet tych intymnych. Światłowody hełmu zintegrowały się z nerwami oczu a szpilki wyładowań elektrycznych zamrowiły pod czaszką.
– Witam Hefan! - usłyszał władczy głos, a kiedy cyberprzestrzeń nabrała kształtów ujrzał przed sobą jegomościa w stroju czarnoksiężnika.
Storn popatrzył po sobie i stwierdził, że jest w podobnym płaszczu. Siedział w fotelu na tarasie widokowym starego zamczyska. Drzewa falowały targane wiatrem. Z lasów wynurzały się szczyty, które pieniąc się białymi lodowcami zanikały w obłokach. Nad górami piętrzyły się chmury, a na tle ich ołowianych brzuchów szybowały jaszczury. Hefan zainteresował się smokami. Wyglądały jak tańczące ze sobą ociężałe baletnice. Nagle jeden z nich zaczął ziać płomieniem w kierunku drugiego. Zaatakowany miał przewagę wysokości i zamienił ją w prędkość, błyskawicznie zwinął błoniaste skrzydła i zanurkował. Wbił się w ciało przeciwnika i rozerwał je. Bezwładny korpus opadał korkociągiem. Zwycięzca przysiadł ciężko na koronie wieży i znieruchomiał niczym posąg na szczycie katedry Noterdam.
– Jestem Dyrektorem firmy komputerowej Sen Boga - słowa człowieka w dziwnym stroju wyrwały Storna z zapatrzenia. - Mam życzenie przejść z tobą na ty. To nam ułatwi dalszą rozmowę - stwierdził tonem wyniosłym a jego przystojną twarz wykrzywił nieszczery uśmiech. Było oczywiste, że kryje pod wirtualną maską prawdziwe oblicze, zapytał opryskliwie. - No, co cię tak zatkało?
– Oczywiście! Bardzo mi miło! Eeee -zaciął się Hefan. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Myślał, że będzie przyjęty przez podrzędnego urzędnika, a tym czasem rozmawia z samym szefem, który o dziwo nie chce go trzymać na dystans.
– Zgadzasz się, czy nie?
– To dla mnie zaszczyt. Mam nadzieję, że ta rozmowa nie rozczaruje Paaaa... Przepraszam! Ciebie - poprawił się pośpiesznie.
Ogarnęło go złe przeczucie. Według obowiązującego prawa groziła mu praca fizyczna. Bezwiednie masował sobie szyję, gdzie zakładano skazańcom obroże, która za pomocą impulsów elektrycznych informowała, jakich przyjemności ma sobie odmawiać, aby oszczędzać i spłacać dług.
– Słyszałem, że całą forsę przepuszczasz na gierki - dyrektor pogroził palcem jakby karcił niesfornego dzieciaka.
– Tak przyznaję, jestem w trudnej sytuacji finansowej. Miałem ostatnio niespodziewane wydatki - powiedział i bezwiednie zaczął wspominać dawne lata.
Pracował parę lat temu na barkach kursujących między Ziemią a Marsem, jako III oficer. To rozwój cybernetyki odebrał mu pracę. Zresztą nie tylko jemu. W dobie automatyzacji nastały czasy bezrobocia. Pod pretekstem zwiększenia bezpieczeństwa eliminowano czynnik ludzki jako zawodny. W dobie terroryzmu nawet statki powietrzne były bezzałogowe. Pilot sterował samolotem z ziemi za pomocą cybersymulatora, który pobierał dane z realnego pojazdu i tworzyły sytuacje wirtualną spójną z realnym światem.
– Uzbierałeś pokaźny debet na swoim koncie!
– Obroża to jeszcze nie koniec świata - Storn zablefował obojętność. Jego głos jednak drżał i nie był wstanie tego ukryć. - Doprawdy nie wiem, do czego może wam się przydać ktoś taki, jak ja. Bezrobotny inżynier, zadłużony marzyciel i do tego wirtualny maniak.
– Właśnie ta ostatnia wada, jest twoim największym atutem. Mam dla ciebie propozycję jak to mówią, nie do odrzucenia - zaczął wyliczać odchylając palce. –Możesz mieć pracę w naszej firmie, kredyt na mały procent. Spłacisz długi. Będziesz mógł realizować swoje wirtualne zachcianki, nawet te bardzo drogie i zabronione. Wiesz, o czym mówię.
Jakby na zachętę, pojawili się kelnerzy z tacami. Mężczyźni byli nadzy i tylko zwiewne fartuszki tworzyły dość znaczne namiociki, które nieudolnie zasłaniały męskość. Dyrektor widząc zgorszoną minę gościa otworzył menu i zaczął kreślić w powietrzu dziwne znaki. Przypominał czarodzieja, który rzuca złe uroki.
Zapewne zmienia coś w programie sterującym, pomyślał Storn. Nagle ciała kelnerów uległy transformacji. Wyrosły im piersi: małe, duże, sterczące, baloniaste, ich biodra zaokrągliły się, a muskularne ciała stały się delikatniejsze i bardziej kobiece.
– Zauważyłem, że masz odmienne upodobania seksualne - tłumaczył się dyrektor z lubieżnym uśmieszkiem. - Wybrałem opcję z obojnakami, będzie dla nas obu optymalna. No to jak? Zgadzasz się czy nie?
– Przed podjęciem decyzji chciałbym wiedzieć, co mam zrobić? -wydukał Storn przejęty propozycją.
– Nasze cybersymulatory są najlepsze na rynku, ale potrzebują odpowiednich gier, w których będą mogły pokazać swoje możliwości. Nasz system kontrolny wyłonił cię z tysięcy graczy. Jesteś jednym z najlepszych. Chcemy wprowadzić do gry kolejny poziom w związku z brakiem łączności na Prometeuszu. To będzie misja ratunkowa. Czyli, trzeba będzie odbić uwięzioną załogę. Zniszczyć wrogą bazę. Zabić jak najwięcej okrutnych Marsjan, którzy torturami chcą zdobyć informacje o naszej planecie, aby w przyszłości zaatakować Ziemię. To oczywiście banalny scenariusz, ale jak wiesz, takie proste motywy działają najbardziej na wyobraźnię graczy.
– To prawda! A jaka byłaby moja rola w tym przedsięwzięciu?
– Potrzebujemy kogoś do jej przetestowania. Sprawa jest prosta jak zaliczysz misję z dobrym wynikiem to dostaniesz pracę testera gier w naszej firmie, a jak nie, to damy szansę komuś innemu, rozumiesz? To, co? Chcesz spróbować?
– Już teraz - zdziwił się Storn, był zaskoczony tak szybkim obrotem sprawy.
– Potrzebujesz specjalnych przygotowań?
– Dobrze, spróbuje.
Dyrektor pokiwał głową z aprobatą i przystąpił do instruktażu.
– Misję rozpoczniesz od uruchomienia bojownika F-666, który jest na wyposażeniu lądownika - dyrektor mówił i jednocześnie ustawiał odpowiednie opcje w menu dla siebie tylko widoczne. - A dalej wiesz, co robić. Masz odbić uwięzioną załogę i niszczyć, zabijać okrutnych kosmitów, aby zdobyć jak najwięcej punktów. To proste, ruszamy?
– Ruszamy.
Obraz wirtualny stracił ostrość, zafalował. A gdy nabrał kształtów Heban już siedział jako kosmonauta gotowy do misji ratunkowej w uniwersalnym bojowniku F-666. Jego wyrobione umiejętności zdobyte przez lata w grach komputerowych dały o sobie znać. Przystąpił do procedur startowych. Uruchomił generator pola i układy regenerujące zewnętrzne powłoki. Odcumował pojazd i wyleciał ze śluzy lądownika. Uwielbiał nim kierować, tego typu pojazdy były na wyposażeniu statków kosmicznych. Silnik antygrawitacyjny umożliwiał ruch w każdej płaszczyźnie. Wyglądał niepozornie, jak szklana kula z ruchomą konsolą w środku, z siedzącym w niej człowiekiem w pozycji półleżącej. Po orbicie pojazdu, niczym sputniki, krążyło uniwersalne działko w formie oka, oraz wyrzutnia rakiet w kształcie jeża i czarne wrzeciono z żółtymi pręgami niczym odwłok osy, gdzie w zasobniku czekały miny samonaprowadzające.
Pokładowy komputer za pomocą radaru odnalazł załogę i pokazał czerwony punkt na siatce współrzędnych, która odwzorowała ukształtowanie terenu w trójwymiarze. Lot okazał się krótki. Dalmierz wyliczył głębokość do celu. Dalsza misja ratunkowa musiała się odbyć pod powierzchnią planety. Storn bez problemów odnalazł jaskinię. Jej wejście było zasłonięte czymś w rodzaju błony, zwężającej się ku środkowi. Sprawdził wyposażenie bojowe pojazdu. Z zadowoleniem stwierdził, że ma pełny wariant uzbrojenia, co było dla niego dużym zaskoczeniem. Pierwszy raz spotkał się z czymś takim w grze.
– Wygląda na to, że nie muszę szukać uzbrojenia w podejrzanych zakamarkach i schowkach - stwierdził z zadowoleniem, ale zaraz ogarnęła go obawa, gdyż uzmysłowił sobie, że będzie musiał racjonalnie korzystać z amunicji.
Ruszył ostrożnie. Powoli przeciskał się do wnętrza wilgotnej jaskini. Dreszcz emocji przeszedł mu po plecach, krzyknął.
– Nadchodzę! Chowajcie głowy w kosmiczne tyłki.
– Witamy przybysza z innego świata - usłyszał ciepły, jakby podniecony głos, który przenikał go na wskroś. - Chcemy zapewnić o swoim przyjacielskim nastawieniu. Jesteśmy pokojową rasą i nie posiadamy uzbrojenia. Brzydzimy się przemocą...
Zaczyna się, pomyślał Storn i zdziwił się, bo tego typu blef był dość oklepany w grach.
– Tak, tak. Chwila rozluźnienia i nagły atak w plecy, muszę uważać.
Podejrzewał zasadzkę i na wszelki wypadek przełączył działko na opcję miotacz ognia. Nie pomylił się, coś czekało na niego za zakrętem. Stwór był człekokształtny, sądząc po delikatnych rysach, była to kosmitka. Marsjanka unosiła się na skrzydłach, które na końcówkach traciły kształty i rozpływały się w tęczę kolorów, twarz miała piękną i uduchowioną. Na powitanie wyciągnęła świetliste dłonie i nie zdążyła ich cofnąć.
Hefan wystrzelił z miotacza, co spowodowało, że ciało Marsjanki spuchło. Pojazd staranował Kosmitkę. Pękła z hukiem jak balon, zasypując otoczenie krwawymi strzępami.
Pod ziemią był istny labirynt. Pilot kierował się zgodnie ze wskazaniami na siatce współrzędnych. Licznik wskazywał coraz mniejszą odległość do uwięzionej załogi. Pojazd mijał żylaste, korytarze, które przypominały wnętrze organizmu żywej istoty. Pilot wypuszczał w ich krwiste odnogi miny śmigłowo-penetrujące. Po jakimś czasie dało się usłyszeć głośne efekty odnalezienia ofiar.
Wreszcie dotarł do celu. O dziwo więzienie było otwarte i bez ochrony. Okazało się, że pomieszczenie nie przypominało miejsca tortur, ze ścianami ociekającymi krwią. To była sala rekreacyjnej z symulacją słonecznego wybrzeża. Po plaży miedzy palmami biegały tubylki ubrane tylko w kwiaty. Heban, aby szybko wykonać zadanie wyłapał dwóch członków załogi, wsysając ich do śluzy ładunkowej, co wymagało z jego strony dużych umiejętności pilotażowych. Tak, jak się spodziewał Marsjanie zdążyli zebrać siły i ruszyli na niego. Odpalił rakiety, które wylatywały z wyrzutni we wszystkie strony niczym kolce jeżozwierza, by dosięgnąć atakujących. Istoty ginęły łatwo, były niemrawe, wręcz niezdarne. W czasie ucieczki plątały im się skrzydła. W końcu odstąpiły, pozostawiając po sobie sporą cyfrę na liczniku punktacji.
Storn włączył pilota automatycznego, który prowadził F-666 po linii przebytej drogi i przestawił działko na opcję automatyczną, teraz reagowało strzałami na każdy ruch. Wysypał miny łazikowe w kształcie chrabąszczy, które jak robaki wchodziły w zakamarki obiektu, gdzie nastroszone przeróżnymi czujnikami, szukały ofiar. Zagrały serie z automatycznego działka, które latało jak opętane po orbicie pojazdu, aby dosięgnąć ruchome cele, już po chwili odgłosy strzałów zgasły, co świadczyło, że skończyła się amunicja. Marsjanie przystąpili do kolejnego ataku i tym razem nie dysponowali żadną bronią. Wyglądało to tak, jakby chcieli własnymi ciałami oblepić pojazd i zatrzymać go. Teraz zaczęła się prawdziwa jatka. Storn uwielbiał takie chwile, kiedy gra zmuszała go do maksymalnego wysiłku. Przełączył działko na sterowanie ręczne i włączył opcję „miecz laserowy”. To była jego ulubiona broń. Ciął wiązką skupionego światła jak świetlnym mieczem. Latał we wnętrzu bojownika jak w żyroskopie, a laserowe działko powtarzało ruchy ręki i cięło przeciwników niczym świetlnym mieczem. Korpusy pękały z bulgotem. Krwawa maź z rozprutych kosmitów hamowała pojazd, łapała, kleiła. W samą porę zauważył utratę prędkości. Przełączył się na opcję miotacz helu. Pomogło. Wszystko wokół zamarzało. Miał wrażenie, że przedziera się przez warstwy szkła. Autopilot obojętnym głosem wyliczał czas do opuszczenia jaskini: Dziesięć! Dziewięć! Osiem! Hefan położył palec na przycisku odpalającym ładunek nuklearny i w tym momencie usłyszał przekaz.
– Nie rób tego! Jesteś w wylęgarni ludzkości. Tworzymy rasy człekokształtne. Potrzebujecie nas do dalszego rozwoju fizycznego i duchowego.
Hefan odpalił ładunek. Staranował zamarzniętą błonę wylotu. Z daleka usłyszał podziemną detonację. Zadanie było wykonane. Baza obcych zniszczona, a zakładnicy odbici. Wykonał beczkę zwycięstwa i wracał do statku matki w locie koszącym, tuż nad powierzchnią planety. Dotarł do lądownika bez problemów. Wleciał do śluzy i zacumował pojazd do chwytaków. Kabina F-666 rozmyła się, by skrystalizować się ponownie w miękki fotel.
– Witam z powrotem. Ależ to była jatka. Jesteś naprawdę dobry - zachwycał się dyrektor podniecony i radosny jak dziecko.
Storn postanowił powiedzieć szczerze, co myśli na temat gry, w której miał wątpliwą przyjemność uczestniczyć:
– Ta misja ratunkowa to jeszcze jedna krwawa strzelanka do bezbronnych kosmitów i zamiast fascynacji odczułem raczej obrzydzenie. A co najważniejsze -przypomniał sobie - Te ich naiwne teksty, są wręcz żenujące.
– Teraz trudno zadziwić klientów. Szczególnie dzieciaki uważają, że im więcej przemocy i krwi tym lepiej. Przyznaj, że to oryginalny pomysł, aby zabijać piękne, uduchowione istoty. Wszystkim już się znudziły maszkary i potwory z piekła rodem.
– Tak - zgodził się ze zdaniem rozmówcy, rzeczywiście było coraz trudniej zaspokoić wyrafinowane gusta szczególnie młodych graczy.
– Dobrze, przekażę twoje uwagi zespołowi odpowiedzialnemu za projekt gry. Musimy na tym zakończyć naszą rozmowę, wywiązałeś się z zadania doskonale -przyznał z uznaniem dyrektor. - Od tej chwili jesteś zatrudniony jako doradca w firmie Sen Boga. I oczywiście masz otwarty kredyt na wirtualne przyjemności. To do zobaczenia! - Pomachał na pożegnanie i zajął się ustawianiem opcji w menu.
– Hefan znalazł się znowu w małym pomieszczeniu, które przypominało łazienkę. Wyszedł z cyberwirtuatora, ale zamiast radości z otrzymanej pracy czuł jakiś podświadomy strach przed tym cybernetycznym molochem. Miał świadomość tego, że firma Sen Boga połknęła i jego do swoich czeluści, gdzie stanie się jednym z trybików, które wciągają ludzi w wirtualne uzależnienie.

Tymczasem w wirtualnym świecie fotel Storna zajął ktoś inny. Pojawili się mężczyźni i kobiety w przeróżnych strojach. Jeden z czarodziejów wstał z fotela i delikatnie zrzucił z kolan małolatę w czerwonym kapturku. Dziewczynka podciągnęła białe podkolanówki do gołych pośladków, poprawiła kusą spódniczkę i usiadła okrakiem na nogach kogoś innego. Zaczęła się bawić w konika bujanego.
Stojący przemówił:
– Jako przewodniczący witam szacownych udziałowców korporacji Kosmoglob. Wyrażam gratulacje z powodu pomyślnego powrotu załogi do Prometeusza i dziękuję dyrektorowi firmy Sen Boga za genialny plan, który jak wszyscy widzieli odniósł sukces.
– Panie przewodniczący! – wtrąciła się kobieta w stroju paskudnej wiedzmy. Odtrąciła kopniakiem drewnianego chłopca, który za miast nosa miał wibrator i szukał czegoś pod jej spódnicą. – Skoro właściciele czerwonego tortu już są martwi i jest gotowy do podziału, to po co nam świadkowie, mam na myśli załogę Prometeusza razem z tym maniakiem wirtualnym, który ich uratował?
Na te słowa zaroiło się od szeptów.
– Moi drodzy! Uważam, że opinia publiczna potrzebuje bohaterów. Zastanówcie się, przecież bezzałogowy, zdalnie sterowany bojownik F-666 uratował załogę Prometeusza od niechybnej śmierci, w czasie nuklearnego kataklizmu. To normalna procedura awaryjna, przewidziana w sytuacjach zagrożenia życia. Teraz naprawdę znajdą wymarłą cywilizację Marsjan, a sprawa ich nieoficjalnych negocjacji zostanie utajniona, jako nieaktualna w obecnych realiach. Ponadto skażenie radioaktywne skutecznie odwlecze przeprowadzenie szczegółowych badań w tym miejscu i to na bardzo długo.
Znowu rozległy się dyskusje między sąsiadami.
Przemawiający usiadł w fotelu. Gestem palca przywołał kobietę, która przypominała kota w butach. Podeszła i oparła nogę o oparcie fotela. Kotka mrucząc namiętnie wciągnęła cygaro, które miała pomiędzy piersiami, a następnie odgryzła końcówkę misternie zwiniętego liścia tytoniu. Dziewczynka z pudełkiem podeszła i wręczyła mu zapałkę. Następnie nachyliła się głęboko i z pod kusej spódniczki wystawiła gołe pośladki. Siarka strzeliła przetarta o skórę długim pociągnięciem, które pozostawiło po sobie krwistą pręgę znaczącą biodra po przekątnej. Rozpalił się ogień na czubku patyczka. Przewodniczący zapalił cygaro i odgonił kelnerki, czekał aż miną dyskusje. Rozkoszował się tytoniową używką i gdy zaległa cisza kontynuował.
– Proponuję zostawić przy życiu pogromcę Marsjan. Tak na wszelki wypadek, gdyby się wszystko wydało. Ludzie potrzebują kozła ofiarnego. Będzie bardzo łatwo z wirtualnego maniaka zrobić hakera, który włamał się do panelu kontrolnego Prometeusza i zabawił się w okrutnego boga wojny.
Powstały brawa i wiwaty.


Witaj Autorze. Nie przeczytałem całego tekstu, choć nie jest długi z kilku powodów. Wypiszę je tutaj, może posłużą ci do rozwoju twojego warsztatu.
1. Narracja i język. Co z nim nie tak? Dużo niepotrzebnych szczegółów. Niektóre zdania wydają się być tylko zalepiaczem, jakbyś nie miał co wstawić bo nie wnoszą zupełnie nic, przykład: "Poczuł, że ogarnia go przygnębienie, jakaś wewnętrzna tęsknota za czymś nieokreślonym."
2. Wiedza. Piszesz jakbyś nie miał pojęcia o czym piszesz. Przykład: "Końcówki przewodów przyssały się do odpowiednich organów, nawet tych intymnych." --> rozumiem że jakieś końcówki przewodów poprzebijały naszego bohatera na wylot podłączając się do serca, wątroby jelit czy też jąder.
3. Brzydkie nawiązania do seksu, orientacji seksualnej. Jak przeczytałem o wymownych namiocikach, wybacz ale parsknąłem śmiechem.
4. Połączenie zaawansowanej techniki z czarodziejami, smokami i innymi elementami fantasy nie widzi mi się ani troszkę. Zalatuje kiczem. Może pozostań przy fantasy.

Jesteś na pewno bardzo młodą osobą i wiele przed tobą. Ale pamiętaj, szanuj żołądek swoich czytelników. A jeśli nie żołądek to przynajmniej poczucie estetyki. Wink

Pozdrawiam, mam nadzieję, że moja pisanina na coś Ci się przyda.

Krótkie, to przeczytałem ;p

A do sedna.

I tak i nie.

Z jeden strony, ogólny pomysł jest do bani. Ograny, oklepany, jak sam główny bohater wspomniał. Czy taki miał być? Będąc parodią samą w sobie? Wątpię ;p Więc twierdzę powszechnie iż fabularnie tekst leży i kwiczy.

Z drugiej strony - pojedyncze pomysły są niczego sobie. Fakt iż jacyś ważniacy sobie żyją w swoim wyimaginowanym świecie wirtualnym z zabawkami seksualnymi - niby też już gdzieś był, ale mimo to ciekawi.
"Wylęgarnia ludzkości"... tu było przez moment ciekawie. Skończyło się na jatce ;p Szkoda.

Z trzeciej strony ;p
Jakieś niezbyt logiczne rzeczy pojawiały się.
1. "To nie było uzależnienie, na pewno nie." - On to do siebie mówił? Bo narrator nie powinien ironizować ;p
2. Wzięli faceta ot tak, praktycznie z ulicy i wysłali w misję ratowania ludzkości... uff nawet mnie to przerasta.
3. Dialog Strona z czarodziejem był strasznie nienaturalny - tak nie zachowuje się osoba uzależniona.


A teraz nie fabularnie - stylistycznie.
Nie jestem od tego specem, ale tekst nie czytało się płynnie. Początek rozwlekły a sama akcja niszczenia kosmitów opisana praktycznie w 4-5 zdaniach. Zachwiana jest proporcja. Długi wstęp, krótki środek, długi koniec.

Niektóre zdania pojawiają się absolutnie zbędnie i faktycznie brzmią jak zapychacze wymyślone miesiąc po napisaniu tekstu.

Błędów nie wyłapałem - bom ślepy na orty ;]

Ogólnie nie oceniłbym tego pozytywnie, ale widać, że gdzieś tam głęboko są jakieś dobre pomysły.

Gdybym miał coś poradzić to więcej pisania własnych dzieł i częstszego czytania zbiorów opowiadań. Tam natkniesz się na dobrze skonstruowane shorty z odpowiednimi proporcjami. Może dzięki temu się lepiej wyrobisz Wink