Via Appia - Forum

Pełna wersja: Marissa
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
MARISSA (Inspirowane stwierdzeniem Talesa, że wszystko co żyje, pochodzi z wody)
Ciepłe promienie słońca, powoli chylącego się ku zachodowi, muskały pomarszczoną taflę wody. Drzewa wraz z innymi roślinami szumiały cicho, potrząsając się w takt wiatru. Od czasu do czasu wachlarz dźwięku poszerzany był o rozlegający się w oddali krzyk jakiegoś ptaka.
Niespodziewanie równowagę w tym światku zakłóciło pojawienie się tajemniczego, czerwonego samochodu, z którego wyszło dwóch mężczyzn o nieprzyjemnej aparycji.
Otworzyli bagażnik, po czym wyciągnęli z niego skrępowane ciało kobiety, gęsto pokryte sino-szkarłatnymi wzorami.
Gdy tylko dwudziestokilkuletnia Marissa poczuła promienie słońca na twarzy, uchyliła powieki, które wydawały się być nadzwyczaj ciężkie. Początkowo lejąca się z nieba jasność oślepiała odzwyczajone od światła oczy, jednak już po chwili kobieta była w stanie zaobserwować najbliższe otoczenie.
Widząc znajdującą się przy brzegu motorówkę, poczuła biegnący po ciele dreszcz. Przez głowę mimowolnie zaczęły przepływać wspomnienia z przeszłości. Czasy, kiedy jeszcze jako dziecko pływała podobną łodzią. Wtedy jednak były to wyprawy przyjemne, a tej obecnej na pewno do takich nie zaliczy.
Marissa została wrzucona do motorówki zupełnie jakby była workiem ziemniaków. Kiedy uderzała o podłogę, siniaki jeszcze intensywniej przypomniały o swoim istnieniu. Kobieta odruchowo chciała przyłożyć dłoń do jednego z bolących miejsc na potylicy, jednakże sznury, chciwie wpijające się w nadgarstki, skutecznie niweczyły ów zamiar.
Widząc stopniowo oddalające się pasmo lądu, poczuła, iż obecna jeszcze w jej piersi iskierka życia zatliła się nieco mocniej. Podjęła ostatnią próbę walki, która – podobnie jak poprzednie – zakończyła się porażką. Siły opuściły Marissę całkowicie. Nawet najmniejszy ruch okupiony był ogromnym bólem oraz wysiłkiem. Miała wrażenie, jakby otaczała ją jakaś zasłona przytępiająca wszystkie zmysły.
Ona – przez wielu uważana za jedną z najlepszych dziennikarek w kraju; z reguły postrzegana jako osoba odważna, potrafiąca bronić swych przekonań i ideałów nawet wtedy, gdy zaczęło być to niebezpieczne – poddała się.
Nie broniła się, gdy przywiązywali do jej nóg ciężki kamień. Nie czyniła tego także, gdy podnosili jej niemalże bezwładne już ciało, a następnie, przy akompaniamencie głośnego plusku, rzucali je w głębię.
Zimno wodnego płaszcza, okrywającego ją coraz bardziej i bardziej, sprawiło, iż zaszła w niej nagła wewnętrzna przemiana. W sercu Marissy odżyły ostatki woli walki. Rzuciła się słabo kilka razy niczym wyciągnięta na powierzchnię ryba. Nie dało to jednak nic, albowiem przywiązany do nóg kamień bezlitośnie ciągnął ją w dół. Nim przytroczony ciężar zanurzył ją całkowicie, zdążyła chciwie wziąć ostatni wielki łyk powietrza.
Woda okryła ją już całkowicie. Zdanie: „Mówiliśmy! Trzeba było pisać to, co kazano!” zdawało się teraz dochodzić z naprawdę bardzo daleka. Coraz większe odmęty wody odgradzały kobietę od światła. Migocące na tafli złote drobiny oddalały się, ginęły w ciemnym smutku jedna po drugiej.
Zupełnie tak jak kiedyś...
Bardzo dawno temu, gdy Marissa, nie potrafiąca jeszcze wtedy pływać, skorzystała z nieuwagi rodziców. Efektem tego była wędrówka na dno. Wtedy jednak pojawił się jakiś obcy człowiek i wysunął dłonie w jej kierunku, w celu wydobycia z ciemnej głębi. Podobnie jak wtedy, spróbowałaby wyciągnąć ręce w jego stronę, by ponownie znaleźć się bliżej światłości, lecz teraz nie pojawił się nikt...
Do płuc poczęła wdzierać się woda. Paliła niby rozpalony ołów, chciwie wdzierała się w każdy zakątek, gasząc ostatnie iskierki życia.
Wzrok Marissy skierowany był wprawdzie ku górze, jednakże oczy nie rejestrowały już nic. Ich białka wciąż nikły, stając się elementem uczty dla ryb.
Wodny płaszcz, szczelnie otulający ciało przez niemalże dziewięć miesięcy, obrócił się w niebyt. Oczy wreszcie miały okazję ujrzeć jasność oraz zbliżające się dłonie, których posiadacz szeptał ciepło: „Witamy na świecie... Marisso...”
Witaj,

W moim odczuciu powinnaś jeszcze popracować nad tym tekstem. Ciekawy pomysł, ale wymaga dopracowania.

MOJE SUGESTIE:


wszystko co żyje,[/align] pochodzi z wody - wytnij > [/align]
muskały pomarszczoną taflę wody. - słowo <pomarszczona> nie pasuje mi do wody.
Drzewa wraz z innymi roślinami szemrały cicho, potrząsając się w takt wiatru. - szemrać może strumień wg mnie, <Drzewa szumiały cicho na wietrze>?
czerwonego samochodu, z którego wyszły dwa typy cechujące się nieprzyjemną aparycją. - <czerwonego samochodu, z którego wyszło dwóch mężczyzn ubranych w czarne prochowce/ o nieprzyjemnej aparycji.>?
Przybyli otworzyli bagażnik, po czym wyciągnęli - wytnij > przybyli
promienie słońca na swej twarzy, - wytnij> swej
w stanie zarejestrować najbliższe otoczenie. - słowo <zarejestrować> użyłaś dość nieszczęśliwie wg mnie. Zamień na coś innego.
a teraźniejszej z pewnością nie zaliczała się do powyższej kategorii. - <a tej obecnej na pewno do takich nie zaliczy>?
siniaki jeszcze intensywniej przypominały o swoim istnieniu. - <przypomniały>?
Miała wrażenie(,) jakby otaczała ją
Nie broniła się podczas przywiązywania do nóg ciężkiego kamienia. - <Nie broniła się, gdy przywiązywali do jej nóg ciężki kamień>?
Nie czyniła tego także(,) gdy podnosili jej
iż w zaszła w niej nagła wewnętrzna przemiana. - wytnij pierwsze "w"
albowiem przywiązany do nóg kamień bezlitośnie ciągnął <ją> w dół.
pisać to(,) co kazano!”
zadawało się teraz dochodzić - <zdawało>
Coraz liczniejsze masy odgradzały kobietę od światła. - <Coraz większe/ciemniejsze/zimniejsze odmęty wody odgradzały kobietę od światła>?
Efektem tego było wędrówka na dno. - <była>
Ich białka wciąż nikły, stając się elementem uczty wodnych stworzeń. - Białka nikły? Co to właściwie znaczy? czyli jak mam to rozumieć? Ona jeszcze żyła, kiedy ryby do niej podpłynęły i zaczęły jej wyjadać oczy? Jakie ryby robią coś takiego? A jeśli nie ryby, to jakie wodne stworzenia miałaś na myśli?
wodnych stworzeń. / Wodny płaszcz, - powtórzenie: wodnych/wodny
Witamy na świecie...Marisso...” - brak spacji

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Cytat:Ich białka wciąż nikły, stając się elementem uczty wodnych stworzeń. - Białka nikły? Co to właściwie znaczy? czyli jak mam to rozumieć? Ona jeszcze żyła, kiedy ryby do niej podpłynęły i zaczęły jej wyjadać oczy? Jakie ryby robią coś takiego? A jeśli nie ryby, to jakie wodne stworzenia miałaś na myśli?
Miałam na myśli to, że białka były zjadane. Marissa już wtedy nie żyła. Słyszałam od mojej nauczycielki, że czyni tak większość stworzeń, ponieważ oczy są jednym z najmiększych elementów ludzkiego ciała. W większości przypadków zwierzęcego także, toteż padlina z reguły szybko staje się bezoka. [To ostatnie akurat zauważyłam podczas własnych obserwacji Rolleyes .]
Bardzo dziękuję za korektę, poprawki już są naprowadzone Big Grin

Konto usunięte

(28-12-2010, 17:09)Fenris (Sancta Terra) napisał(a): [ -> ]potrząsając się w takt wiatru.

Nie można się potrząsać, imho. Potrząsać można kimś, trząść się.

(28-12-2010, 17:09)Fenris (Sancta Terra) napisał(a): [ -> ]Bardzo dawno temu, gdy Marissa, nie potrafiąca jeszcze wtedy pływać,

Wyrzuciłabym "wtedy". Tak mi coś burzy... Ale to tylko sugestia.

(28-12-2010, 17:09)Fenris (Sancta Terra) napisał(a): [ -> ]Wtedy jednak pojawił się jakiś obcy człowiek i wysunął dłonie w jej kierunku,

Tym bardziej, że pojawia się tutaj...

(28-12-2010, 17:09)Fenris (Sancta Terra) napisał(a): [ -> ]Wodny płaszcz, szczelnie otulający ciało przez niemalże dziewięć miesięcy,

Zmieniłabym "wodny płaszcz", żeby nie powtarzać tego samego określenia.



Ładne. Zaskakujące Big Grin Czy nowa Marissa też zostanie dziennikarką? Big Grin Podoba mi się. Na początku podchodziłam bardzo sceptycznie, na koniec jednak buźka mi się na moment uśmiechnęła, więc jest dobrze Smile

Pozdrawiam, Duś

Cytat: Zmieniłabym "wodny płaszcz", żeby nie powtarzać tego samego określenia.
To akurat był mój celowy zabieg Smile

Cytat:Czy nowa Marissa też zostanie dziennikarką?
Być może Big Grin

Bardzo dziękuję za korektę.Smile

Wersja po kolejnych poprawkach:
MARISSA (Inspirowane stwierdzeniem Talesa, że wszystko co żyje, pochodzi z wody)
Ciepłe promienie słońca, powoli chylącego się ku zachodowi, muskały pomarszczoną taflę wody. Drzewa wraz z innymi roślinami szumiały cicho, trzęsąc się w takt wiatru. Od czasu do czasu wachlarz dźwięku poszerzany był o rozlegający się w oddali krzyk jakiegoś ptaka.
Niespodziewanie równowagę w tym światku zakłóciło pojawienie się tajemniczego, czerwonego samochodu, z którego wyszło dwóch mężczyzn o nieprzyjemnej aparycji.
Otworzyli bagażnik, po czym wyciągnęli z niego skrępowane ciało kobiety, gęsto pokryte sino-szkarłatnymi wzorami.
Gdy tylko dwudziestokilkuletnia Marissa poczuła promienie słońca na twarzy, uchyliła powieki, które wydawały się być nadzwyczaj ciężkie. Początkowo lejąca się z nieba jasność oślepiała odzwyczajone od światła oczy, jednak już po chwili kobieta była w stanie zaobserwować najbliższe otoczenie.
Widząc znajdującą się przy brzegu motorówkę, poczuła biegnący po ciele dreszcz. Przez głowę mimowolnie zaczęły przepływać wspomnienia z przeszłości. Czasy, kiedy jeszcze jako dziecko pływała podobną łodzią. Wtedy jednak były to wyprawy przyjemne, a tej obecnej na pewno do takich nie zaliczy.
Marissa została wrzucona do motorówki zupełnie jakby była workiem ziemniaków. Kiedy uderzała o podłogę, siniaki jeszcze intensywniej przypomniały o swoim istnieniu. Kobieta odruchowo chciała przyłożyć dłoń do jednego z bolących miejsc na potylicy, jednakże sznury, chciwie wpijające się w nadgarstki, skutecznie niweczyły ów zamiar.
Widząc stopniowo oddalające się pasmo lądu, poczuła, iż obecna jeszcze w jej piersi iskierka życia zatliła się nieco mocniej. Podjęła ostatnią próbę walki, która – podobnie jak poprzednie – zakończyła się porażką. Siły opuściły Marissę całkowicie. Nawet najmniejszy ruch okupiony był ogromnym bólem oraz wysiłkiem. Miała wrażenie, jakby otaczała ją jakaś zasłona przytępiająca wszystkie zmysły.
Ona – przez wielu uważana za jedną z najlepszych dziennikarek w kraju; z reguły postrzegana jako osoba odważna, potrafiąca bronić swych przekonań i ideałów nawet wtedy, gdy zaczęło być to niebezpieczne – poddała się.
Nie broniła się, gdy przywiązywali do jej nóg ciężki kamień. Nie czyniła tego także, gdy podnosili jej niemalże bezwładne już ciało, a następnie, przy akompaniamencie głośnego plusku, rzucali je w głębię.
Zimno wodnego płaszcza, okrywającego ją coraz bardziej i bardziej, sprawiło, iż zaszła w niej nagła wewnętrzna przemiana. W sercu Marissy odżyły ostatki woli walki. Rzuciła się słabo kilka razy niczym wyciągnięta na powierzchnię ryba. Nie dało to jednak nic, albowiem przywiązany do nóg kamień bezlitośnie ciągnął ją w dół. Nim przytroczony ciężar zanurzył ją całkowicie, zdążyła chciwie wziąć ostatni wielki łyk powietrza.
Woda okryła ją już całkowicie. Zdanie: „Mówiliśmy! Trzeba było pisać to, co kazano!” zdawało się teraz dochodzić z naprawdę bardzo daleka. Coraz większe odmęty wody odgradzały kobietę od światła. Migocące na tafli złote drobiny oddalały się, ginęły w ciemnym smutku jedna po drugiej.
Zupełnie tak jak kiedyś...
Bardzo dawno temu, gdy Marissa, nie potrafiła jeszcze pływać, skorzystała z nieuwagi rodziców. Efektem tego była wędrówka na dno. Wtedy jednak pojawił się jakiś obcy człowiek i wysunął dłonie w jej kierunku, w celu wydobycia z ciemnej głębi. Podobnie jak wtedy, spróbowałaby wyciągnąć ręce w jego stronę, by ponownie znaleźć się bliżej światłości, lecz teraz nie pojawił się nikt...
Do płuc poczęła wdzierać się woda. Paliła niby rozpalony ołów, chciwie wdzierała się w każdy zakątek, gasząc ostatnie iskierki życia.
Wzrok Marissy skierowany był wprawdzie ku górze, jednakże oczy nie rejestrowały już nic. Ich białka wciąż nikły, stając się elementem uczty dla ryb.
Wodny płaszcz, szczelnie otulający ciało przez niemalże dziewięć miesięcy, obrócił się w niebyt. Oczy wreszcie miały okazję ujrzeć jasność oraz zbliżające się dłonie, których posiadacz szeptał ciepło: „Witamy na świecie... Marisso...”
tekst ciekawy, czyta się w miarę płynnie. kilka potknięć przy powtarzaniu określeń, ale nieźle, nieźle... puenta zaskakująca, ale to świadczy o fajnym zamyśle Autora. ciekawym bardzo innych Twoich utworów. pozdrawiam, Bart
Dziękuję za miłe słowa. Utworów na razie niewiele, ale mam nadzieję zmienić ten stan rzeczy Smile
Jakoś mi się z rosyjskimi dziennikarzami skojarzyło..
Utwór całkiem nieźle napisany, krótki i z dobrą puentą.
Cytat:Jakoś mi się z rosyjskimi dziennikarzami skojarzyło..
Jedną z inspiracji był artykuł w gazecie, traktujący o tajemniczym zniknięciu rosyjskiej dziennikarki (nazwiska, niestety, nie pamiętam Sad) więc skojarzenie jak najbardziej trafne. Smile
Dzięki za miłe słowa ^^
O, to widzę, że jednak wszystko ze mną w porządku Big Grin Bo zastanawiałam się, czy tylko ja wszędzie widzę rosyjskich dziennikarzy.
Miniaturka wyrwana z kontekstu, ciężko cokolwiek powiedzieć o fabule, bo w zasadzie jej nie ma. Ot, scenka rodzajowa. Piszesz dość sztywnym językiem, czasem mam wrażenie, że budujesz zdania na siłę, wstawiając w nie wyrazy, które burzą płynność odbioru. Nie spodobała mi się też końcówka, dwa ostatnie zdania nie pasują do reszty tekstu, są jakby z innej bajki. Podobają mi się za to metafory, którymi operujesz tu i ówdzie, np. ten wodny płaszcz czy drobiny ginące w ciemnym smutku. Pasuje to jednak bardziej do prozy poetyckiej niż do opowiastki o zemście mafii na dziennikarce.

Teraz bardziej szczegółowo:

"Drzewa wraz z innymi roślinami szumiały cicho" - za dużo szczegółu. "wraz z innymi roślinami" jest niepotrzebne, imho, zostaw trochę miejsca dla wyobraźni czytelnika.

"trzęsąc się w takt wiatru." - drzewa poruszane wiatrem nie trzęsą się, tylko kołyszą, a wiatr nie wybija taktu.

"Od czasu do czasu wachlarz dźwięku poszerzany był o rozlegający się w oddali krzyk jakiegoś ptaka." - to jest ta sztywność języka, o której mówiłem. To zdanie wygląda, jakbyś na siłę starała się je udziwnić. "Poszerzany wachlarz dźwięku nie brzmi dobrze, nie czyta się tego płynnie. Odbiega od reszty, a czytelnik zastanawia się nad znaczeniem słów, zamiast automatycznie je zarejestrować. Np. ten "wodny płaszcz" już samoczynnie pojawia się w umyśle. Ale wachlarz dźwięków już nie.

Zauważyłem też, że co chwila zaczynasz zdanie od nowego akapitu. Przy tak krótkim tekście nie wygląda to dobrze. Co zdanie, to enter.

"Niespodziewanie równowagę w tym światku zakłóciło pojawienie się tajemniczego, czerwonego samochodu" - Co sprawiało, że samochód był tajemniczy? Czerwony kolor? Czy coś innego? Ta tajemniczość nie ma żadnego uzasadnienia w tekście.

"z którego wyszło dwóch mężczyzn o nieprzyjemnej aparycji." - z samochody się wysiada, nie wychodzi. No, chyba że jest wystarczająco obszerny, żeby bez problemu stanąć w środku.

"Wtedy jednak były to wyprawy przyjemne, a tej obecnej na pewno do takich nie zaliczy." - niepotrzebny zaimek. Wiadomo, że skoro obecnej, to właśnie "tej".

"Kiedy uderzała o podłogę, siniaki jeszcze intensywniej przypomniały o swoim istnieniu." - uderzyła. Tryb dokonany, czas przeszły.

"skutecznie niweczyły ów zamiar." - zniweczyły, j.w.

"Kobieta odruchowo chciała przyłożyć dłoń do jednego z bolących miejsc na potylicy, jednakże sznury, chciwie wpijające się w nadgarstki, skutecznie niweczyły ów zamiar." - i znowu czuję tę sztywność stylu. Sznury niweczące ów zamiar... Niezbyt płynnie się to czyta. Potknąłem się o to zdanie.

"poczuła, iż obecna jeszcze w jej piersi" - z tego co pamiętam z lekcji jęz. polskiego, spójnika "iż" używamy, jeśli występuje kolejnym zdaniu podrzędnym po "że", w celu uniknięcia powtórzenia tego ostatniego.

"Podjęła ostatnią próbę walki, która – podobnie jak poprzednie – zakończyła się porażką. " - za mało szczegółów. Jaką próbę walki? Chciała wyskoczyć? Zaczęła okładać tych facetów? Za mało informacji tutaj.

"Nie dało to jednak nic, albowiem przywiązany do nóg kamień" - albowiem powiadam Wam, ten tekst nie jest tekstem biblijnym, jeno opowieścią literacką i zwykłe "bowiem" w zupełności wystarczy.

"zdążyła chciwie wziąć ostatni wielki łyk powietrza." - raczej "haust", nie łyk.

"bezlitośnie ciągnął w dół. Nim przytroczony ciężar zanurzył całkowicie, zdążyła chciwie wziąć ostatni wielki łyk powietrza.
Woda okryła już całkowicie." - powtórzenia. Poza tym dwa razy powtarzasz tę samą informację. Czytelnik już wie, że po nabraniu powietrza poszła pod wodę.

"Bardzo dawno temu, gdy Marissa, nie potrafiła jeszcze pływać, skorzystała z nieuwagi rodziców. Efektem tego była wędrówka na dno." - I znowu za mało informacji. Można się domyślić, że wskoczyła do wody, ale chyba lepiej żeby ta informacja była podana. Będzie płynniej.

"Wtedy jednak pojawił się jakiś obcy człowiek i wysunął dłonie w jej kierunku, w celu wydobycia z ciemnej głębi. Podobnie jak wtedy" - powtórzenie

"Ich białka wciąż nikły, stając się elementem uczty dla ryb." - białka nikły? Co to znaczy?

No i jak mówiłem, te dwa ostatnie zdania nie przemawiają do mnie. Przez zakończenie dodałaś tekstowi niepotrzebnej ckliwości. "Ojeeej, poszła do nieba, ojeeej, bieeedna!" - taka była moja reakcja. Ironiczna. A chyba nie o to chodziło.

Myślę, że masz flow, potrafisz pisać, ale musisz trenować warsztat. Czasem mam wrażenie, że piszesz w "wypracowaniowym" stylu, jakbyś pisała zadanie domowe z polskiego. Pozwól sobie na swobodę językową, ale staraj się nie pisać na siłę, nie udziwniaj niepotrzebnie zdań. Słowami można )i trzeba) się bawić, ale nie można przesadzać - w żadną stronę.
Po napisaniu tekstu odłóż go na tydzień, po czym wróć do niego - będziesz zdziwiona, ile błędów wyłapiesz sama.

Pozdrawiam!
-rr-