Via Appia - Forum

Pełna wersja: Noc, kiedy J.P. spotkał Hanka
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
J.P. nie był szczęściarzem. Miał 25 lat, 3-dniowy zarost, kilka niezbyt ładnych, a do tego zdecydowanie przechodzonych dziewczyn na koncie i miesięczny karnet żywieniowy w stołówce ‘Dolores’. Od niedawna żył na własny rachunek i zabierał się do spełniania życiowego marzenia – bycia Pisarzem, nie pisarzem czy pisarczykiem, ale Pisarzem.
Hemingway, Dostojewski, , Bukowski – jedni z niewielu, których przyjmował w swoim mieszkaniu. Kiedyś chciał dołączyć do ich paczki. Palić, Pić i Pisać jak Oni. Jak na razie J.P. był całkiem dumny ze swojego palenia (Camele z filtrem, półtorej paczki dziennie – chyba że miał katar), ale reszta zdecydowanie odstawała od ustanowionej przez chłopaków normy. Co prawda, bywał w podrzędnych barach i wypijał tam nawet kilka kolejek, ale czuł, że brakuje temu pijackiej finezji, którą odznaczali się jego idole. Nigdy, nawet gdy bardzo się starał, nie miał ochoty na rozbicie na czyjejś głowie krzesła albo butelki, a kiedyś, kiedy pijany, przez nieuwagę, wywrócił czyjąś szklankę to od razu odkupił właścicielowi zawartość, przeprosił, a nawet postawił mu jeszcze drinka w prezencie.
W tym momencie mógłbym poświecić akapit pisarskim wariacjom J.P., jednak byłaby to gra niewarta świeczki – w oryginalności czy stylu chłopak nie przodował. Z tych przyczyn postanawiam tą kwestię pominąć i wrócić do tematu Picia.
Był to jeden z tych zimnych grudniowych wieczorów. Naprawdę mroźnych, tak że krew w żyłach, szpik w kościach i benzyna w zapalniczce zamarzały prawie natychmiastowo. J.P. spacerował akurat po chodniku w poszukiwaniu odpowiedniego dla jego klasy pisarza baru i był tak zajęty odszukiwaniem poetyki w padającym na oblodzony chodnik świetle latarni, że nie dostrzegł istoty niebezpieczeństwa, jakie niesie spacerowanie po tego rodzaju podłożu. Skończyło się to dla niego dość dotkliwym zderzeniem potylicy z brukiem.
Po otwarciu oczu rzeczywistość wydawała się naszemu bohaterowi właściwie taka sama, ale jednak ‘brudniejsza’. Dookoła walały się podarte kartony, strzępki gazet i puste butelki – zmysł estetyczny J.P., gdyby tylko był do tego zdolny, zapewne uśmiechnąłby się teraz szeroko, ale dopiero po przekroczeniu progu najbliższego baru zacząłby szczytować (rzecz jasna, gdyby tylko miał taką możliwość). Buchnął dym, woń taniego alkoholu zaszczypała w nosie i tuż po zajęciu miejsca przy barze na szyi chłopaka zawisła tamtejsza niewiasta. Gruba warstwa makijażu i dość odważny ubiór wskazywały na to, że nie miała ona zamiaru zagadać na temat twórczości Joyce’a.
-Kup mi drinka, słonko. – Jej głos przypominał skrzypienie drzwi w bezsenną noc.
-Daj mu spokój Janice – odezwał się mężczyzna obok. – To kurwa, nie zwracaj na nią uwagi, takie to tylko piją, pieprzą i kradną.
J.P. obdarzył nowego znajomego porozumiewawczym uśmiechem, chociaż sam nie widział w brudnym, nieogolonym i cuchnącym towarzyszu fana bardziej wysublimowanych rozrywek.
-Jestem Hank. – Przedstawił się – A teraz możesz mi postawić drinka.
Nie mylił się. Zamówił gin z tonikiem, dwa razy.
-Wiedziałeś, że Celine i Hemingway umarli tego samego dnia? To dopiero kurestwo losu.
Jednak się mylił. Dawno nie trafił na podobnego człowieka. Rozmawiali o Czechowie, Tołstoju i jeszcze kilku pisarzach, a potem także o samym pisaniu. Okazało się, że Hank także próbuje sił w tym rzemiośle. W między czasie zamówił jeszcze około dziesięciu kolejek ginu, zawsze dwa razy.
-Chodź, spadamy na moją metę, bo chujowo wyglądasz, stary. Mieszkam z kobietą, ma na imię Priscilla. Jeśli chcesz możesz ją bzyknąć, tylko tak żebym nie widział, bo będę musiał cię pobić.
J.P. czuł się zniesmaczony propozycją, ale mimo to przystał na nią. Zaczęła psuć mu się wyidealizowana wcześniej wizja Pijącego Pisarza. Mężczyźni opuścili przybytek w starym, pijackim stylu – trzymając się za ramiona i nucąc przekłamane fragmenty jednej z włoskich oper. Przed wejściem do mieszkania Hank bezpardonowo i na oczach dozorcy zwymiotował jeszcze na schody.
-Skończyło się! Od jutra wypierdalasz na zbity pysk, Bukowski!
Skruszony groźbami zwymiotował po raz drugi.
-A więc to On! – Myślał J.P. – piłem z Charlesem Bukowskim, piłem z Pisarzem, piłem z moim bohaterem. A teraz mój bohater wymiotuje na moich oczach na schody, jest w tym wszystkim coś nie tak.
-Chodź, mały, idziemy na górę. Mam jeszcze jakieś wino, więc nudno nie będzie. – Powiedział Hank i pociągnął chłopaka za rękaw, ale ten niestety poślizgnął się w kałuży wymiocin i uderzył głową o jeden ze schodków.
Obudził się już w karetce.
-Wszystko w porządku, proszę pana. Poślizgnął się pan na chodniku, dobrze, że ktoś pana zauważył, bo w tym mrozie mogłoby być krucho. – Mówił sanitariusz.
J.P. nie dowiedział się nigdy czy spotkał Bukowskiego czy nie, ale czuł, że to, co zobaczył to nie jest droga dla niego. Rzucił Picie i Palenie. Wódki nigdy tak naprawdę nie lubił, tęsknił też za smakiem zupy pomidorowej, więc tak było dla niego lepiej. Napisał za to całkiem niezły zbiór bajek dla dzieci i zarobił tym samym na własną kuchenkę elektryczną.
Zaczynało się miło: rzecz o faceciku, który wierzył w to bardzo stereotypowe wyobrażenie Wielkiego Pisarza, faceciku, który nabrał się na dekadentyzm i ludową mądrość, że każdy prawdziwy artysta musi być co najmniej alkoholikiem. Spodziewałam się więc jakiejś ciekawej historii, bo lubię takich naiwniaków-pozerów jako bohaterów. Można ich fajnie wkręcać w rozmaite okoliczności przyrody.
Dostałam opowiastkę jak na szkolne wypracowanie: "Moje spotkanie z sławną osobistością". No, w trzeciej osobie i nieco wulgarniejsze, niż szkolne wypracowanie, ale schemat ten sam. Bohater -> jakieś zamroczenie -> spotkanie -> ocknięcie i zupełne odmienienie sposobu życia. W podstawówce pisałam takie rzeczy na pęczki, nie tylko ja zresztą. Może to dlatego jak tylko bohater po raz pierwszy się potknął, od razu wiedziałam, co będzie dalej.

Jest też sporo zgrzytów(kilka wybranych: "tą" podczas gdy powinno być "tę"; "pobić" użyte w jednym ciągu obok "chujowo" i "bzyknąć" wygląda co najmniej niepoważnie; "To kurwa, nie zwracaj na nią uwagi, takie to tylko piją, pieprzą i kradną." - kurwy, które pieprzą?! Nie może być! :o Dzięki, Kapitanie Oczywistość! Tongue ), ale tak naprawdę to nie ze względu na nie tekst mi się nie podobał. Nie podobał mi się przez ogólną miałkość, sprany pomysł i dość oczywiste moralizatorstwo.

Co zrobić... To nie dla mnie.



Ekhem... Powinnam zacząć swoją bytność tutaj jakoś pozytywniej...?
Fraa ma rację, mocno to przypomina wypracowanie szkolne.
Strasznie nierówne, po niezłym początku, średnim rozwinięciu, nastąpił beznadziejny koniec. Mogłeś to znacznie ciekawiej rozwinąć.
Pozdrawiam
Witaj,

Czytało się dość mozolnie. Tekst do mnie nie przemówił. Musiałbyś nad nim jeszcze chwilę popracować.
Jeśli zaś martwi Cię ilość komentarzy pod tekstem - zaangażuj się w życie forum. Komentuj, a zostaniesz skomentowany.

MOJE SUGESTIE:

Miał 25 lat, 3-dniowy zarost, - liczby piszemy słownie
Dostojewski, , Bukowski - spacja i przecinek za dużo
chyba(,)że miał katar)
poświecić akapit - <poświęcić>
zamarzały prawie natychmiastowo. - <natychmiast>
w poszukiwaniu odpowiedniego dla jego klasy pisarza baru - <w poszukiwaniu baru, odpowiedniego dla niego jako pisarza,>?
-Daj mu spokój(,) Janice
także o samym pisaniu. Okazało się, że Hank także - powtórzenie: także/także
W między czasie - <W międzyczasie>
A teraz mój bohater wymiotuje na moich oczach - powtórzenie: mój/moich
bo w tym mrozie mogłoby - <na tym mrozie>
czy spotkał Bukowskiego czy nie, - wytnij > czy nie

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith