26-12-2010, 00:18
Uwaga! Zawiera wulgaryzmy!
Choć tak właściwie to już nawet nie wiem, czy taki drogi. Pamiętasz jeszcze jak pisałeś do mnie list? Taki sam, jak tysiące innych dzieci na całym świecie? Jakbyś nie miał nic innego do roboty, jak tylko dręczenie mnie swoim beznadziejnie samolubnym listem. Nie rozumiem dlaczego nie pójdziesz męczyć swoich rodziców o prezenty, przecież to oni je kupują!
Nawet nie chce mi się czytać reszty twojej pisaniny, skończyłem na momencie, w którym nadmieniłeś, że chcesz czerwony rower i nowy komputer. Ble. Czy ty chociaż raz pomyślałeś o moich plecach? Czy pisząc ten durny list pomyślałeś, do jasnej cholery, że może nie chcę mi się go czytać?! Nie! No jasne, że nie! Przecież ważniejsze jest to, żebyś ty się cieszył z prezentów spod choinki. A co ja, kurwa, mam robić w święta? Zapierdalać, aż dupa mi da ognia?! Nie, dziękuję!
Małe elfy wyruchała moja własna żona, bo mnie nigdy nie ma w domu na noc. Dzieci zapomniały jak mam na imię. I kurwa! Sam tego nie pamiętam! Mam już dość ciągłego zawracania mi dupy twoimi zachciankami, chłopcze. Skończ z tym. Zresztą jesteś już za stary na pisanie listów do gwiazdora.
PS W przyszłym roku nie licz na jakiekolwiek prezenty z twojej listy. Mam już zaplanowane co ci dam i wiedz, że to wcale nie będzie takie drogie. Kupię ci kalosze za dwadzieścia złotych, może jeszcze widły za czterdzieści. Ale to żaden wydatek przy bezcennej radości, którą sprawiać ci będzie rozrzucanie gnoju…
Odsunąłem krzesło i wstałem od biurka. W dłoni trzymałem list i przyglądałem mu się uważnie. Czy to jest słuszne? Czy niszczyć jego marzenia w tak drastyczny sposób? Może to podłe, ale takie jest jedyne wyjście.
Odwróciłem się na pięcie od biurka i wyszedłem na korytarz kierując się w stronę drzwi mojego syna. Miał na nich dużą naklejkę w kształcie rakiety lecącej po nocnym niebie.
Bez pukania wszedłem do środka. Wiedziałem, że Michał śpi, a z tego stanu trudno było go wybudzić. Podszedłem do jego łóżka i spojrzałem na niego. Oczy miał zamknięte przez ciężar snu, a usta lekko rozchylone. Wypływała z nich mała stróżka śliny. Oddychał ciężko, bo nos miał zatkany smarkami.
Pogłaskałem go po szorstkim policzku, który pokryty był kilkudniowym zarostem. Zapomniałem go ogolić. Serce mi się ścisnęło na samą myśl, że jego marzenia legną w gruzach, ale taka była kolej rzeczy. W końcu powinien przestać wierzyć w gwiazdora, tak samo jak w zająca wielkanocnego.
Wsunąłem list pod białą poduszkę i odwróciłem się tyłem do syna. Miałem już wyjść, kiedy w ciemnościach nie zauważyłem wózka inwalidzkiego i się o niego potknąłem. Z łoskotem upadłem na drewnianą podłogę powodując bardzo dużo hałasu. Z jęknięciem podniosłem się na łokciach i potarłem czoło.
Nagle lampka na stoliczku nocnym zapaliła się. Michał spojrzał na mnie swoimi wielkimi, czarnymi oczami, a w nich malowało się zdziwienie. Nie mógł wstać i mi pomóc, leżał tylko i patrzył.
- Tato – powiedział cicho, jakby bał się, że ktoś go usłyszy. – Co robisz?
Podniosłem się z ziemi i podszedłem do syna. Kucnąłem obok łóżka i spojrzałem na jego zaspaną twarz. Delikatnie pogłaskałem ciemne włosy Michała i dyskretnie sięgnąłem pod poduszkę po list.
- Nic – Szybkim ruchem go wyjąłem. – Chciałem sprawdzić, czy śpisz. – Wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi. – Przepraszam, że cię obudziłem – rzuciłem jeszcze przez ramię wychodząc.
Idąc do gabinetu spojrzałem na ściskany w dłoni list. Dobrze zrobiłem. Nie teraz, nie jest na to gotowy. I nie tak agresywnie.
W przyszłym roku. Tak, w przyszłym roku…
Kolorki poprawione//InF
Laponia, 17.12.10
Laponia 17.12.10
Drogi Michale!Choć tak właściwie to już nawet nie wiem, czy taki drogi. Pamiętasz jeszcze jak pisałeś do mnie list? Taki sam, jak tysiące innych dzieci na całym świecie? Jakbyś nie miał nic innego do roboty, jak tylko dręczenie mnie swoim beznadziejnie samolubnym listem. Nie rozumiem dlaczego nie pójdziesz męczyć swoich rodziców o prezenty, przecież to oni je kupują!
Nawet nie chce mi się czytać reszty twojej pisaniny, skończyłem na momencie, w którym nadmieniłeś, że chcesz czerwony rower i nowy komputer. Ble. Czy ty chociaż raz pomyślałeś o moich plecach? Czy pisząc ten durny list pomyślałeś, do jasnej cholery, że może nie chcę mi się go czytać?! Nie! No jasne, że nie! Przecież ważniejsze jest to, żebyś ty się cieszył z prezentów spod choinki. A co ja, kurwa, mam robić w święta? Zapierdalać, aż dupa mi da ognia?! Nie, dziękuję!
Małe elfy wyruchała moja własna żona, bo mnie nigdy nie ma w domu na noc. Dzieci zapomniały jak mam na imię. I kurwa! Sam tego nie pamiętam! Mam już dość ciągłego zawracania mi dupy twoimi zachciankami, chłopcze. Skończ z tym. Zresztą jesteś już za stary na pisanie listów do gwiazdora.
Wkurwiony Gwiazdor
PS W przyszłym roku nie licz na jakiekolwiek prezenty z twojej listy. Mam już zaplanowane co ci dam i wiedz, że to wcale nie będzie takie drogie. Kupię ci kalosze za dwadzieścia złotych, może jeszcze widły za czterdzieści. Ale to żaden wydatek przy bezcennej radości, którą sprawiać ci będzie rozrzucanie gnoju…
Odsunąłem krzesło i wstałem od biurka. W dłoni trzymałem list i przyglądałem mu się uważnie. Czy to jest słuszne? Czy niszczyć jego marzenia w tak drastyczny sposób? Może to podłe, ale takie jest jedyne wyjście.
Odwróciłem się na pięcie od biurka i wyszedłem na korytarz kierując się w stronę drzwi mojego syna. Miał na nich dużą naklejkę w kształcie rakiety lecącej po nocnym niebie.
Bez pukania wszedłem do środka. Wiedziałem, że Michał śpi, a z tego stanu trudno było go wybudzić. Podszedłem do jego łóżka i spojrzałem na niego. Oczy miał zamknięte przez ciężar snu, a usta lekko rozchylone. Wypływała z nich mała stróżka śliny. Oddychał ciężko, bo nos miał zatkany smarkami.
Pogłaskałem go po szorstkim policzku, który pokryty był kilkudniowym zarostem. Zapomniałem go ogolić. Serce mi się ścisnęło na samą myśl, że jego marzenia legną w gruzach, ale taka była kolej rzeczy. W końcu powinien przestać wierzyć w gwiazdora, tak samo jak w zająca wielkanocnego.
Wsunąłem list pod białą poduszkę i odwróciłem się tyłem do syna. Miałem już wyjść, kiedy w ciemnościach nie zauważyłem wózka inwalidzkiego i się o niego potknąłem. Z łoskotem upadłem na drewnianą podłogę powodując bardzo dużo hałasu. Z jęknięciem podniosłem się na łokciach i potarłem czoło.
Nagle lampka na stoliczku nocnym zapaliła się. Michał spojrzał na mnie swoimi wielkimi, czarnymi oczami, a w nich malowało się zdziwienie. Nie mógł wstać i mi pomóc, leżał tylko i patrzył.
- Tato – powiedział cicho, jakby bał się, że ktoś go usłyszy. – Co robisz?
Podniosłem się z ziemi i podszedłem do syna. Kucnąłem obok łóżka i spojrzałem na jego zaspaną twarz. Delikatnie pogłaskałem ciemne włosy Michała i dyskretnie sięgnąłem pod poduszkę po list.
- Nic – Szybkim ruchem go wyjąłem. – Chciałem sprawdzić, czy śpisz. – Wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi. – Przepraszam, że cię obudziłem – rzuciłem jeszcze przez ramię wychodząc.
Idąc do gabinetu spojrzałem na ściskany w dłoni list. Dobrze zrobiłem. Nie teraz, nie jest na to gotowy. I nie tak agresywnie.
W przyszłym roku. Tak, w przyszłym roku…
Kolorki poprawione//InF