Via Appia - Forum

Pełna wersja: A miało być tak pięknie... [drobna satyrka]
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Uwaga: tekst zawiera wulgaryzmy! // Lilith

Szlaban uniósł się w górę i srebrny ford wjechał na teren huty. Samochód przeciął ogromny, betonowy plac, kilka razy z piskiem opon wchodząc w ślizg na ręcznym, i zaparkował przy szklanym wejściu do budynku. Wysiadł z niego krótko ostrzyżony blondyn z włoskami na żel i w obcisłej, skórzanej kurtce. Wszedł do środka i uśmiechnął się do recepcjonistki, zdejmując swoje przyciemniane okulary w stylu gliniarzy z drogówki.

- Dzieńńń dobry, pani Danusiu!
- Witaj Bolek – odpowiedziała starsza pani w różowych włosach i z okularkami jak denka od butelek.
- Co nowego? Zdarzyło się przez weekend coś wartego uwagi?
- Żadnych awarii, żadnych wybuchów, nikt nie zginął. Nuda, jak zwykle.
Bolek przyjął minę wyraźnie rozczarowanego, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że nic ciekawego wydarzyć się nie mogło. Nuda, jak zwykle.
- Nic, a nic? – zapytał z resztką nadziei.
- No chyba, że zainteresuje cię zmiana kierownika…
- Rzeczywiście nuda.
- … zdaje się, że na waszym obiekcie nawet.
Bolek wziął klucz, który przyniosła mu pani Danusia i pożegnał się uprzejmie.

Szatnia była względnie obszerna, a w kiblu wisiało lustro i nigdy nie brakowało mydła. Warunki lepsze niż w szkole, pomyślał. Bolek usiadł powoli na ławce i zaczął wpatrywać się w przeciwległe szafki. Po kilku minutach zdjął pierwszy but. Miał czas, u pani Danki zameldował się punktualnie, więc teraz mógł trochę przeciągać. Zdjął drugi but i rozpiął jeden guzik swojej koszuli. Przebieranie zwykle zajmowało mu koło trzydziestu minut. Był to niezwykle cenny i bardzo produktywny czas. Dodając do tego prysznic przed końcem roboty, wychodziła mu nieprzepracowana, ale opłacana godzina. Każdego dnia wyjeżdżał z huty niezwykle dumny ze swojej przebiegłości. Znów udało mu się zdobyć dziesięć złotych zupełnie za darmo! Zarobić, a się nie narobić, to moja dewiza, myślał.

Do jego zmiany należało jeszcze trzech kolesi, plus nadzorujący ich Mistrz. Bolek zbliżał się do wspólnego pokoju pracowniczego, w którym oczekiwali na zgłoszenia, z tą samą niechęcią i ubolewaniem, co zwykle. Nie lubił tam przebywać. Ciągle czuł lęk, że a nuż ktoś zadzwoni i będą musieli ruszyć się z kanapy. W końcu zdobył się na niebywałą odwagę, zawsze robił na sobie wrażenie naciskając klamkę z miną twardziela, i wszedł do środka.
- Siemanko chłopaki! – rzucił przekraczając próg. Niemrawo odpowiedział mu tylko Zbychu, który parzył sobie kawę. Pozostali byli zbyt zajęci.
- O! Weź dla mnie też zrób – powiedział Bolek na widok parującej, świeżuteńkiej kawki.
- Ty też chcesz, Rysiu? – zapytał przez ramię. Rychu był jednak zbyt zaaferowany nową grą na playstation i z otwartymi ustami wpatrywał się w ekran, zręcznie wciskając kolorowe guziki. Pokręcił tylko głową. Bolek rozejrzał się i, ku jego zdziwieniu, okazało się, że w pokoju jest więcej osób niż się spodziewał. Stachu, który zwykle wylegiwał się na kanapie, siedział teraz przy stole i rozmawiał z jakimś tajemniczym jegomościem. Bolek oglądał niedawno szpiegowski film i doskonale wiedział, co robić. Wziął swój kubek i usiadł nieopodal, tyłem do rozmawiających. Przemieszał kawę i zaczął się wpatrywać w łyżeczkę, próbując dostrzec cel swoich przeszpiegów.
- A tak właściwie to dużo macie tutaj roboty? – zapytał nieznajomy. Stachu wybuchł śmiechem.
- Słyszałeś go, Zbyszek? Pyta, czy tu dużo roboty.
- Chłopie – podszedł i poklepał go po ramieniu – opierdalamy się cały dzień. Zdążę sześć kawusi wypić.
- A ja zrobić osiem misji w Starcraft! – odezwał się wreszcie Rychu ze swojego kąta przy oknie.
- Ten tu – wskazał na Staszka. – głównie śpi na kanapie.
- No – burknął z głupawym uśmiechem. – Także nie musisz się martwić. Fajna fucha. Ty jesteś tym nowym elektrykiem, tak?
- Jestem tym nowym kierownikiem – odpowiedział z satysfakcją. Bolek wypluł kawę i ubabrał całą ścianę.

Pokój pogrążył się w mroku, a w powietrzu czuć było gigantyczne napięcie. Kanapa była pusta, telewizor wyłączony, para nie wydobywała się z czajnika, a konsola playstation leżała samotna na podłodze. Cała czwórka siedziała w milczeniu przy stole, chowając głowę w ramionach lub podpierając ją ręką.
- Ja pierdolę – rozpoczął Stach.
- Ale meta… - westchnął Zbyszek. Bolek, w pocie czoła szorując ubabraną ścianę, spojrzał z troską na Rysia, który ze splecionymi rękoma kręcił głową i kiwał się na krześle.
- Co teraz? – włączył się do dyskusji.
- Nie wiem, nie wiem, nie wiem… - mamrotał Rysio.
- Nie martw się, Rysiek – próbował go pocieszyć. – Jeśli popracujemy z dzień lub dwa, to na pewno zwrócą ci kabel do pleja.
- Nie wiem, nie wiem, nie wiem…

Popołudnie minęło im w bardzo ponurej atmosferze, a poza tym dawno nie mieli takiej harówki. Trzy wezwania, które, zważywszy na dzisiejszy incydent, musieli wykonać bez szemrania i ociągania się. Bolek wracał do domu bardzo sfrustrowany. Nowy kierownik złośliwie zlecił im ostatnie zadanie, gdy wybierali się już do szatni, co w efekcie odebrało Bolkowi ogromną satysfakcję z nieprzepracowanej, ale płatnej godziny. To był najgorszy dzień, jaki przyszło mu spędzić kiedykolwiek w hucie.

Nazajutrz jednak, ku wielkiej radości Bolka, wszystko wróciło do normy. Te same wiraże na placu, ta sama gadka z panią Danusią, a gdy wszedł do pokoju pracowniczego, miast swojego tradycyjnego powitania, głośno odetchnął z ulgą, ujrzawszy tylko trzy, a nie cztery, osoby, w dodatku pogrążone w swoich codziennych czynnościach. Stachu leżał zrelaksowany na kanapie pogwizdując i wesoło machając stopą. Zbyszek parzył wszystkim kawę, a Rysiu, przyniósłszy kabel z domu, wpatrywał się z rozwartymi ustami w ekran. Wszystko wróciło do normy! Bolek się rozpromienił, a szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Czas mijał, pracownicy wyzbyli się już wszelkich lęków dnia poprzedniego i z pełnym zaangażowaniem poświęcili się swoim zajęciom. Zbyszek stawiał akurat na stole przeplatające się kółeczka wilgotnym denkiem od swojego kubka z kawą, gdy rozległ się dźwięk telefonu. Drżącą ręką podniósł słuchawkę.
- Robota czeka panowie!
- Co tym razem? – wymamrotał zaspany Stachu. Rysiu nie reagował.
- Znowu te pieprzone zawory. Jedziemy! – powiedział bez entuzjazmu. Wszyscy byli już gotowi do wyjścia, gdy Bolek ruszył w przeciwną stronę.
- E, gdzie leziesz?
- Wysrać się muszę.
- Kurwa! – wrzasnął Zbychu. – Przecież nas wzywają. Przez ten przypał z kierowniczyną powinniśmy zapierdalać tam, jak cholerny messerschmitt!
- Aj, przestań. Wiesz, że to zawracanie dupy.
- Ja ci zaraz dupę pozawracam!
- Ty no. Spokojnie. Bez nerwów. Inaczej zesram się w samochodzie.
- Ja pierdole! Jesteś w robocie od pięciu godziny i akurat TERAZ musisz iść do kibla?!
- Taka fizjologia… - odkrzyknął i zatrzasnął za sobą drzwi. Zbychu stał ze skrzyżowanymi rękoma i tupał nogą przez kolejne dwadzieścia minut. W międzyczasie Rysiek zapytał go, czy może na chwilę włączyć konsolę, ale jego spojrzenie skłoniło go do zaniechania tego pomysłu. W końcu znaleźli się na zewnątrz. Ostatni wyszedł Bolek, wyraźnie zadowolony. Przystanął i odpalił szluga.
- Ja pierdole… - spojrzał na niego Zbyszek i złapał się za głowę zrezygnowany.
- Ty no. Jarać mi się chce. Robota zajmie nam ze dwie godziny. Nie wytrzymam tyle.
- Nie mogłeś sobie, kurwa, zajarać wciągu ostatnich pięciu godzin?
- Najbardziej mi się chce po sraniu.
- Ech, kurwa… - Zbyszek spojrzał na niego zrezygnowany.
- Spokojnie. Kilka minut nie zrobi różnicy – wyszczerzył zęby. Zbyszek odpalił swojego szluga.

Na miejscu czekał na nich mistrz.
- No, panowie. Zapraszam do środka.
- Co z tymi zaworami?
- Przetarły się. Kilka całkiem się rozsypało.
- Czyli do wymiany?
- Taa… Kierownik chce, żebyście sprawdzili, co było przyczyną. Ażeby później się nie psuło. Tak mówi.
- Upierdliwy ten kierownik.
- Trochę, ale nie ma co się rozwodzić. Robota czeka.

Pracownicy rozejrzeli się po maszynowni i ocenili usterkę. Wymiana zaworów nie była specjalnie niebezpieczna ani dla zakładu, ani dla nich, ale pochłaniała mnóstwo czasu, co nikogo w zachwyt nie wprawiało. Mimo to wszyscy żwawo zabrali się do roboty. Im szybciej będziemy pracować, tym szybciej skończymy, powtarzał Zbyszek. Zapału nie starczyło jednak na długo i przez większość czasu, jak to zwykle bywało podczas pracy, narzekali na swój los. Po kilku godzinach zjawił się kierownik.
- Jak tam? Poradziliście sobie?
- Poradziliśmy… - burknął Bolek.
- No i co tam z tymi zaworami?
- Jak to co?! Chujowy olej kupiliście! – wrzasnął Bolek. – Ja przez dwanaście lat nic nie robiłem na tym obiekcie i wszystko działało!
Zapadła głęboka cisza i wszyscy wpatrywali się w Bolka. Kierownik nie wytrzymał.
- No właśnie! – wrzasnął. - Teraz się wszystko pierdoli, bo żeś nic nie robił przez te dwanaście lat! - wielce oburzony Bolek zebrał swoje rzeczy i ruszył do samochodu.
- Powinniśmy go już dawno wyjebać… – powiedział kierownik.
- Niby ta, ale wciąż to jego ojciec nadzoruje ten sektor – odpowiedział mistrz.
- Ech, cholerny nepota. – mruknął zrezygnowany

Drzwi otwarły się na oścież, a do pokoju pracowniczego wpadło czterech zataczających się mężczyzn. Jeden padł znużony na kanapę, a reszta legła na krzesłach. Wszyscy głośno sapali.
- Ale zapierdol… - jęknął Rysiu.
- Jestem całkowicie wyruchany – powiedział Staszek.
- Bez kitu… – zawtórował Zbychu. – Nie pamiętam kiedyśmy się tak narobili.
Bolek nie podnosząc ociężałej głowy ze stołu powiedział:
- To przez tego cholernego gbura! Robi nam na złość!
- Jakiego gbura?
- No tego kierownika nowego. To jego wina! Wcześniej tak nie zasuwaliśmy. Musimy coś z tym zrobić. Inaczej zaharujemy się na śmierć!

Rozgorzała zawzięta dyskusja mająca wyłonić najlepszy sposób na uniknięcie dalszej pracy.
- Wiem! – krzyknął Rysiu triumfalnie. – Przestaniemy odbierać telefony!
- Niezłe, niezłe… – zamyślił się Zbyszek. – ale nie. To nie wypali. Przyślą kogoś po nas.
- To może zabarykadujemy drzwi? – rzucił Stachu.
- A jak wyjdziemy?
- Faktycznie…
- W takim razie po prostu im powiedzmy, że jesteśmy zbyt zapracowani.
- Oni mają te swoje statystyki. Wiedzą, że to prawda, ale i tak wykołują nas i wyjdzie, że nic nie robimy.
- To na nic… - zasmucił się Rysiu. Zapadła dłuższa cisza.
- Musimy się go pozbyć – powiedział Bolek, wciąż wpatrując się w tylko jemu znany punkt na stole. Niebo się zachmurzyło, a w pokoju pociemniało. Zapanowała złowroga atmosfera. Wszyscy pogrążyli się w mrocznych rozważaniach. Zbyszek w końcu się odezwał.
- Jak to zrobimy?
- Jeszcze nie wiem, ale kierownik musi zniknąć ze stanowiska. Inaczej nigdy nie będziemy wolni.
- Nikt nie może wiedzieć, że to my.
- Przemyślę to dziś wieczorem. Zbliża się czternasta. Czas do domu. Wstał i wyszedł bez słowa.

Następnego ranka zegar wskazywał w pół do siódmej, a Bolek wciąż się nie pojawił. Co prawda, punktualny nigdy nie był i zwykle czerpał niemałą satysfakcję z możliwości wykołowania pracodawcy i uszczknięcia dziesięciu złotych za nieprzepracowaną godzinę, ale nawet jemu przebranie się w strój roboczy nie zajmowało więcej niż trzydzieści minut, toteż koledzy zaczynali się niepokoić. Dochodziła siódma, gdy Rysiu wpadł w panikę.
- Musieli go dopaść!
- Co ty wygadujesz? Kto? – zapytał Zbyszek mieszając swoją kawę.
- No, oni! Kierownik!
- Co za bzdury… – mruknął zaspany Stachu.
- No tak! To bardzo logiczne – próbował przekonać kolegów. – Bolek spiskował przeciwko kierownikowi, to się go pozbyli! My będziemy następni!
- Co za bzdury… - ponownie mruknął Staszek i przewrócił się na drugi bok. Zbyszek spojrzał z pobłażaniem na Rysia i powrócił do mieszania kawy. Po chwili drzwi się otwarły i do pokoju wszedł Bolek przeklinając pod nosem. Rysiek zerwał się z krzesła i rzucił mu na szyję.
- Ty żyjesz!
- Ledwie… - burknął. – Kierownik prawie mnie zaszlachtował. Rysiu cofnął się o krok i przerażony wymamrotał:
- A nie mówiłem?! Chcieli go zabić!
- Co ty bredzisz? – skrzywił się Bolek. – Kwadrans się spóźniłem i wylądowałem na dywaniku. Palant pieprzył o mojej niesubordynacji blebleble.
- Co się stało? – spytał Zbyszek. – Zwykle zjawiasz się na czas.
- To przez tego młota na stacji!
- Młota? – zapytał Staszek i podniósł się z kanapy.
- No taki barani łeb, co to obsługuje na stacji! Musiałem zatankować mojego fordka, a że mam go na gaz, to musiałem czekać, aż ten matoł przyjdzie i to zrobi. Ja się tu spieszę do roboty, a ten się opierdala. Zanim do mnie wylazł, to z dziesięć minut minęło!
- Stary, dziwisz się? – zaczął Zbyszek. – On sobie tam siedzi spokojnie, relaksuje się, pewnie musiał się wysrać, zapalić szluga, a ty przyjeżdżasz i jeszcze zawracasz mu dupę. Kilka minut nie zrobi ci różnicy.
Bolka zamurowało i z rozwartymi ustami wpatrywał się w szeroki, szyderczy uśmiech Zbyszka. W końcu wypalił:
- Weź spierdalaj!
- Spokojnie. Tylko żartowałem – odparł, ale uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Bolek urażony usiadł przy stole i skrzyżował ręce.
- Nie mamy czasu na takie głupoty! – warknął. – Trzeba zająć się tym kierownikiem.
- Wymyśliłeś coś wczoraj?
- Mam pewien plan. Zorganizujemy strajk!
- Jaki strajk?
- No, jak to jaki? Generalny!
- Och! Jesteś genialny!
- I nieprzewidywalny! – dodał Bolek z dumą unosząc podbródek.
- No dobra. A jak to ma wyglądać? I dlaczego mamy strajkować? I jakie postulaty mamy wysunąć? – zapytał Zbyszek i pociągnął łyk kawy.
- Ty to potrafisz zabić każdy entuzjazm! – rozżalił się Rysiu.
- Dlaczego mamy strajkować? – parsknął Bolek. – Bo mamy niewolnicze warunki pracy! Tak nie można żyć! To musi się skończyć!
- Niech będzie. Co robimy?
- No… ten, no. Strajkujemy przecież.
- No dobra, ale jak? Jakoś muszą się przecież dowiedzieć, że strajkujemy.
- Jak zadzwonią, to im o tym powiemy!

Wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć. Stachu drzemał, Rysiu grał, Zbyszek parzył kawę, a Bolek, jako przywódca strajku, zajęty był formułowaniem statutu ich nowego związku zawodowego. W końcu Rysiu się odezwał:
- Wspaniały ten strajk! Wreszcie nie muszę się bać, że ten cholerny telefon zadzwoni i będziemy musieli zasuwać.
- Faktycznie, to był niezły pomysł – przyznał Zbychu. – Najbardziej cieszę się z tego, że nie będziemy już wzywani do drugiego sektora i nie będziemy odwalali za nich całej roboty.
- Ha! Masz rację – rozpromienił się Bolek. – Te leniwe chujki z dwójki teraz same będą zapierdalać. Wymówki o tym, jak to są zapracowani już nic nie pomogą.

W końcu nadeszła ta chwila. Ta długo oczekiwana chwila. Wszyscy przerwali swoje zajęcia i w osłupieniu wpatrywali się w telefon. Dzwonek rozległ się ponownie. Bolek wziął głęboki oddech i podniósł słuchawkę.
- Co jest?
- Potrzebujemy was w sektorze B. Drobne prace konserwatorskie. Nie zajmie wam to więcej niż godzinkę.
- Nic z tego.
- Słucham?
- Nic z tego – syknął przez zaciśnięte zęby.
- Co to znaczy?
- Strajkujemy. Wypierdalaj – Bolek trzasnął słuchawką. W pokoju rozległy się wiwaty, wszyscy poklepywali go po plecach i gratulowali mu odwagi. Bolek z dumą wypiął pierś i napawał się chwilą triumfu. Celebracje przerwał dźwięk telefonu. Po chwili wahania Bolek odebrał.
- Co jest?
- Co to ma być? – warknął kierownik.
- Strajkujemy.
- Czyś ty z chujem na głowy się zamienił?!
- Nie będziemy pracować w tych niewolniczych warunkach – odparł spokojnie.
- Oczywiście, kurwa, że nie będziecie! – wrzeszczał kierownik – Bo was wypierdolę na zbity pysk! Na bruk! I jeszcze zapakuje wam kopa w dupę na „do widzenia”!
Zapadła cisza. Bolek zasłonił dłonią mikrofon, przełknął ślinę i wyszeptał:
- O, chuj. Ale się wkurwił.
- Musisz być twardy! – Zbyszek dodawał mu otuchy i pomachał zaciśniętą pięścią. Bolek ponownie przyłożył słuchawkę do ucha.
- Warunki są tutaj skandaliczne…
- Słuchaj no, Bolek - kierownik nie pozwolił mu skończyć. - Ty jesteś leser czystej wody. Obibok. Menda. Twój ojciec też tak myśli. Powiedział, że jak mnie wkurwisz, to mam cię od razu wyjebać. Tak też zrobię, jeśli za pięć minut nie będzie was na miejscu.
- Nie dam się zastraszyć! – warknął drżącym głosem.
- Pięć minut… - Bolek trzasnął słuchawką. Pozostali w osłupieniu przyglądali się całej sytuacji. W końcu Rysiu zdobył się na odwagę i przerwał uciążliwe milczenie.
- I co? – wyszeptał. Bolek wciąż trzymał dłoń na słuchawce i bezmyślnie wpatrywał się w podłogę. Wziął głęboki oddech, zdjął kurtkę z wieszaka i zarzucił ją na ramię.
- Meta w chuj – powiedział kręcąc głową.
- Co się stało?
- Przegraliśmy – łza spłynęła mu po policzku.
- Niemożliwe!
- A jednak. Chodźcie, robota czeka.
- A miało być tak pięknie…
Witaj,

Czyta się szybko, gdyż tekst składa się prawie w całości wyłącznie z dialogów. Opisów praktycznie brak. Całkiem zgrabnie udało Ci się opisać mentalność robotników fizycznych. Przekleństwa w niektórych miejscach raziły, ale zdaję sobie sprawę, że robotnicy nie mówią do siebie wysublimowaną polszczyzną.

MOJE SUGESTIE:

Wysiadł z niego krótko ostrzyżony blondyn z włoskami na żel i w obcisłej, skórzanej kurtce. - <z grubą warstwą żelu we włosach, ubrany w obcisłą, skórzaną kurtkę>?
odpowiedziała starsza pani w różowych włosach - <o różowych włosach>?
Szatnia była względnie obszerna, - wytnij > względnie
zaczął wpatrywać się w przeciwległe szafki. - <w szafki stojące naprzeciwko niego>?
jeden guzik swojej koszuli. - wytnij > swojej
mu koło trzydziestu minut. - <około>
W końcu zdobył się na niebywałą odwagę, zawsze robił na sobie wrażenie naciskając klamkę z miną twardziela, i wszedł do środka. - <W końcu zdobył się na niebywałą odwagę. Zawsze robił na sobie wrażenie, kiedy naciskając klamkę z miną twardziela wchodził pewnym krokiem do środka.>
rzucił(,) przekraczając próg.
Pozostali byli zbyt zajęci. - zajęci czym?
Bolek rozejrzał się i, ku jego zdziwieniu, okazało się, że w pokoju jest więcej osób niż się spodziewał. - <Bolek rozejrzał się i ku swemu zdziwieniu stwierdził, że w pokoju jest więcej osób niż się spodziewał.>?
- Ten tu – wskazał na Staszka. – głównie śpi na kanapie. - <- Ten tu głównie śpi na kanapie. – Wskazał na Staszka.> ?
leżała samotna na podłodze. - <samotnie>
swojego tradycyjnego powitania, głośno odetchnął z ulgą, ujrzawszy tylko trzy, a nie cztery, osoby, w dodatku pogrążone w swoich codziennych czynnościach. - powtórzenie: swojego/swoich
zrelaksowany na kanapie(,) pogwizdując i wesoło machając stopą.
Bolek się rozpromienił, a szeroki - <rozpromienił się>
- Robota czeka(,) panowie!
- Ty(,) no.
- Ja pierdole! - <pierdolę>
- Ja pierdole… - spojrzał na niego Zbyszek i złapał się za głowę zrezygnowany. - <pierdolę>, <Zbyszek spojrzał na niego>
zajarać wciągu ostatnich - <w ciągu>
Ażeby później się nie psuło. - <Żeby>
ale nie ma co się <nad tym> rozwodzić.
dwanaście lat! - wielce oburzony Bolek zebrał swoje rzeczy i ruszył do samochodu. - tekst po wykrzykniku od nowej linijki, bez myślnika i z dużej litery.
- Niby ta, ale wciąż - <tak>
- Ech, cholerny nepota. – mruknął zrezygnowany - brak kropki
Bolek(,) nie podnosząc ociężałej głowy ze stołu(,) powiedział:
- Niezłe, niezłe… – zamyślił się Zbyszek. – ale nie. - <Ale>
Zbyszek w końcu się odezwał. - <W końcu odezwał się Zbyszek>
zapytał Zbyszek(,) mieszając swoją kawę.
o chwili drzwi się otwarły i do pokoju wszedł Bolek(,) przeklinając pod nosem. Rysiek zerwał się z krzesła i rzucił mu na szyję. - <otwarły się drzwi>, to drugie zdanie jakoś mi nie po polsku brzmi
Kierownik prawie mnie zaszlachtował. Rysiu cofnął się o krok i przerażony wymamrotał: - od <Rysiu cofnął się> musi być w nowej linijce
to musiałem czekać, aż ten matoł przyjdzie i to zrobi. - powtórzenie: to/to
relaksuje się, pewnie musiał się wysrać, - powtórzenie : się/się
dodał Bolek z dumą(,) unosząc podbródek.
wszyscy poklepywali go po plecach i gratulowali mu odwagi. - <wszyscy klepali go po plecach, gratulując niezwykłej odwagi>?
powiedział(,) kręcąc głową.

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Powiem jedno: tam baby było trzeba! Baby! Big Grin