12-12-2010, 16:15
No cóż, tak szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, jak was zachęcić do przeczytania. Może po prostu: "czytajcie, jeśli wam się chce"? Albo nie czytajcie, jeśli się nie chce. Proste, ale jak bardzo głębokie.
Czasami, kiedy myślę, jak będę wyglądać za dziesięć czy dwadzieścia lat zawsze dochodzę do jednego wniosku: Będę starsza. No, bo to jest jeden, niezaprzeczalny fakt, od którego uciec nie można. Chociaż nie, jednak jest jedna opcja. Można się zabić, albo zostać zabitym. Mniejsza o to, tak czy siak trzeba wtedy gryźć ziemię. No, ale jeśli już dożyję tego wieku starszego o dwadzieścia lat niż teraz mam, to… tak właściwie, co? Będę z moim równie starszym (piszę starszym, bo nie starym) mężem siedzieć na werandzie naszego dużego domku na cichym osiedlu i pić herbatkę malinową. Nasze rozmowy zawsze będą schodziły do tematów związanych z pogodą i denną polityką kraju.
Nie, nie chcę żeby moje życie tak wyglądało. Może byłabym szczęśliwa, ale ja nie szukam szczęścia ani radości. Moim celem jest zabawa i miłość.
I zdawać by się mogło, że i tak tego nie osiągnę, bo w życiu gówno się może zdarzyć. (Tak, tak, nasz słynny Forest Gump się kłania. )Ale ja nie zwracam na to uwagi. Żyję chwilą, to, co tu i teraz jest najważniejsze. „Carpe diem” – mawiała moja znienawidzona nauczycielka historii. Właściwie, to w kwestii sentencji łacińskich, to lepszego niż ona nie było. Kiedyś mi nawet powiedziała: „Cinis et manes et fabula fies” – popiołem i cieniem i wspomnieniem się staniesz. Jakbym nie wiedziała. Ale zanim się w tą pieprzoną kupę piachu zamienię, przynajmniej nie będzie mi się nudziło.
Jednak tą sentencją dała mi coś do zrozumienia. Byłam, jestem, ale potem mnie nie będzie. No cóż, bolesne, ale prawdziwe.
Ale wracając do tego, kim będę za dwadzieścia lat. Tak właściwie, to sama tego nie wiem, dlatego pytałam się wielu ludzi o ich zdanie. Jedni mówili, że miłości nie zaznam, drudzy, że zejdę przedwcześnie. Słyszałam nawet, o tym, że zostanę zamordowana przez mafię. Ale nigdy, nikt nie powiedziała nic dobrego. No, ale jakby tak się głębiej zastanowić, to wszyscy mieli, co do jednego rację: w końcu i tak umrę.
Ale zanim to nastąpi jeszcze sobie pomyślę. Więc, kiedyś myślałam, że z każdym rokiem, z każdym przeżytym miesiącem zdobywam jakąś dobrą cechę. Bo owymi nie grzeszyłam. Ale myliłam się. Jak dochodziłam do punktu, w którym należało podsumować swój byt, dochodziłam do wniosku, że miejsca złym cechom ustępowały te dobre. Czyli z mojego planu nici. Nie będę dobra choćbym nawet nie wiem jak się starała.
Jednak to wszystko, te przeżyte lata, te nabyte złe cechy, wszystko, z czym miałam styczność składały się w jedno. ( Tu odczekaj chwilę zanim przeczytasz kolejne zdanie, żeby zbudować nastrój. )To, kim teraz jestem.
I oto ja, prawdziwa, normalna osoba, po której nie można spodziewać się zbyt wiele. Nawet ludzie, z którymi dane mi było rozmawiać uważali, że jestem do niczego.
Bo było tak:
Spytałam go o czasy, kiedy byliśmy jeszcze młodzi, naiwni, zapalczywi, głupi.
„Trochę z tego zostało, z wyjątkiem młodości” – odpowiedział.
Ale szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Wystarczy, że będę kłaniać się wysokim cieniom swojej przeszłości, ustępować im drogi i ruszać dalej. Nie myśląc o jutrze, nie myśląc o przyszłości.
Kłaniam się wysokim cieniom
Czasami, kiedy myślę, jak będę wyglądać za dziesięć czy dwadzieścia lat zawsze dochodzę do jednego wniosku: Będę starsza. No, bo to jest jeden, niezaprzeczalny fakt, od którego uciec nie można. Chociaż nie, jednak jest jedna opcja. Można się zabić, albo zostać zabitym. Mniejsza o to, tak czy siak trzeba wtedy gryźć ziemię. No, ale jeśli już dożyję tego wieku starszego o dwadzieścia lat niż teraz mam, to… tak właściwie, co? Będę z moim równie starszym (piszę starszym, bo nie starym) mężem siedzieć na werandzie naszego dużego domku na cichym osiedlu i pić herbatkę malinową. Nasze rozmowy zawsze będą schodziły do tematów związanych z pogodą i denną polityką kraju.
Nie, nie chcę żeby moje życie tak wyglądało. Może byłabym szczęśliwa, ale ja nie szukam szczęścia ani radości. Moim celem jest zabawa i miłość.
I zdawać by się mogło, że i tak tego nie osiągnę, bo w życiu gówno się może zdarzyć. (Tak, tak, nasz słynny Forest Gump się kłania. )Ale ja nie zwracam na to uwagi. Żyję chwilą, to, co tu i teraz jest najważniejsze. „Carpe diem” – mawiała moja znienawidzona nauczycielka historii. Właściwie, to w kwestii sentencji łacińskich, to lepszego niż ona nie było. Kiedyś mi nawet powiedziała: „Cinis et manes et fabula fies” – popiołem i cieniem i wspomnieniem się staniesz. Jakbym nie wiedziała. Ale zanim się w tą pieprzoną kupę piachu zamienię, przynajmniej nie będzie mi się nudziło.
Jednak tą sentencją dała mi coś do zrozumienia. Byłam, jestem, ale potem mnie nie będzie. No cóż, bolesne, ale prawdziwe.
Ale wracając do tego, kim będę za dwadzieścia lat. Tak właściwie, to sama tego nie wiem, dlatego pytałam się wielu ludzi o ich zdanie. Jedni mówili, że miłości nie zaznam, drudzy, że zejdę przedwcześnie. Słyszałam nawet, o tym, że zostanę zamordowana przez mafię. Ale nigdy, nikt nie powiedziała nic dobrego. No, ale jakby tak się głębiej zastanowić, to wszyscy mieli, co do jednego rację: w końcu i tak umrę.
Ale zanim to nastąpi jeszcze sobie pomyślę. Więc, kiedyś myślałam, że z każdym rokiem, z każdym przeżytym miesiącem zdobywam jakąś dobrą cechę. Bo owymi nie grzeszyłam. Ale myliłam się. Jak dochodziłam do punktu, w którym należało podsumować swój byt, dochodziłam do wniosku, że miejsca złym cechom ustępowały te dobre. Czyli z mojego planu nici. Nie będę dobra choćbym nawet nie wiem jak się starała.
Jednak to wszystko, te przeżyte lata, te nabyte złe cechy, wszystko, z czym miałam styczność składały się w jedno. ( Tu odczekaj chwilę zanim przeczytasz kolejne zdanie, żeby zbudować nastrój. )To, kim teraz jestem.
I oto ja, prawdziwa, normalna osoba, po której nie można spodziewać się zbyt wiele. Nawet ludzie, z którymi dane mi było rozmawiać uważali, że jestem do niczego.
Bo było tak:
Spytałam go o czasy, kiedy byliśmy jeszcze młodzi, naiwni, zapalczywi, głupi.
„Trochę z tego zostało, z wyjątkiem młodości” – odpowiedział.
Ale szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Wystarczy, że będę kłaniać się wysokim cieniom swojej przeszłości, ustępować im drogi i ruszać dalej. Nie myśląc o jutrze, nie myśląc o przyszłości.