12-12-2010, 11:15
Wczoraj byłam w Tesco. Rzadko odwiedzam duże sklepy, toteż wyszłam stamtąd z wielkim znakiem zapytania na twarzy.
Uderzyła mnie ilość klientów, wszędzie kolejki. Do mięs, serów, alkoholi, zabawek, choinek...
Przy rybach doznałam kolejnego szoku. W wózku jednej kobiety rozpaczliwie szarpał się w jednorazowej reklamówce karp. Takie traktowanie żywych stworzeń jest niezgodne z prawem, ale to już inna bajka. Pani, w której wózku działo się owe zamieszanie, była nim wyraźnie zniesmaczona. Jej mina mówiła, że żywy karp powinien w jej wózku leżeć i spokojnie oczekiwać na wrzucenie do wanny.
Przy choinkach kolejny 'dramat', klientka nie mogła się zdecydować czy zakupiona imitacja drzewka ma wyglądać naturalnie (czyt. być zielona), czy ewentualnie pasować do wystroju salonu i być błękitna. Była tak zdesperowana, że w jej oczach lśniły łzy.
W dziale z zabawkami dramatów było bez liku. 'Mamo! Proszę! Kup mi...', 'Naprawdę będę grzeczny, kup mi Ben Tena!' Barbie, Hello Kitty, nową grę (...), życzeń, łez i niespełnionych pragnień od groma.
Wszyscy pędzą, wpadają na siebie, pokrzykują.
Przy kasach każdy patrzy tylko na siebie. Nawet ciężarne stoją na końcu kolejki do kasy, która jest opatrzona symbolem brzuchatek.
Pierwsze, o co upomniała się moja trzyletnia córka po wejściu do domu?
-Mamo? Ubierz choinkę! Na święta.
Swoją prośbę opatrzyła tak pięknym uśmiechem, że oto mam maleńkie plastikowe drzewko, ustrojone w czerwone ozdoby, które córa sama wybrała w sklepie. Stoi blisko jej łóżka. Całą noc budziła się i sprawdzała czy magiczny sprawca nastroju nadal pilnuje jej pokoju.
Zresztą oznaki szaleństwa widuję nie tylko w sklepach. Mieszkam w bloku, wszyscy uparcie i pieczołowicie sprzątają i szykują ciasne gniazdka na narodziny Jezusa i nadejście niespodziewanego gościa. Chociaż pewnie i tak nieliczni wpuściliby obcą osobę i poczęstowali wigilijnym posiłkiem.
Każdy sprząta swoje piętro na klatce schodowej. Dwie sąsiadki z piętra pode mną, obciążały się kosztami płynów do mycia szyb i podłóg. Krzyczały na schodach do dwudziestej trzeciej z minutami.
Magia świąt czy szaleństwo?
Czy święta nie powinny być czynnikiem skłaniającym do refleksji?
Przywilejem spędzenia czasu w gronie rodziny i przyjaciół?
Czy do tego potrzeba nam dwunastu potraw, drogich prezentów i wygórowanych ambicji?
Uderzyła mnie ilość klientów, wszędzie kolejki. Do mięs, serów, alkoholi, zabawek, choinek...
Przy rybach doznałam kolejnego szoku. W wózku jednej kobiety rozpaczliwie szarpał się w jednorazowej reklamówce karp. Takie traktowanie żywych stworzeń jest niezgodne z prawem, ale to już inna bajka. Pani, w której wózku działo się owe zamieszanie, była nim wyraźnie zniesmaczona. Jej mina mówiła, że żywy karp powinien w jej wózku leżeć i spokojnie oczekiwać na wrzucenie do wanny.
Przy choinkach kolejny 'dramat', klientka nie mogła się zdecydować czy zakupiona imitacja drzewka ma wyglądać naturalnie (czyt. być zielona), czy ewentualnie pasować do wystroju salonu i być błękitna. Była tak zdesperowana, że w jej oczach lśniły łzy.
W dziale z zabawkami dramatów było bez liku. 'Mamo! Proszę! Kup mi...', 'Naprawdę będę grzeczny, kup mi Ben Tena!' Barbie, Hello Kitty, nową grę (...), życzeń, łez i niespełnionych pragnień od groma.
Wszyscy pędzą, wpadają na siebie, pokrzykują.
Przy kasach każdy patrzy tylko na siebie. Nawet ciężarne stoją na końcu kolejki do kasy, która jest opatrzona symbolem brzuchatek.
Pierwsze, o co upomniała się moja trzyletnia córka po wejściu do domu?
-Mamo? Ubierz choinkę! Na święta.
Swoją prośbę opatrzyła tak pięknym uśmiechem, że oto mam maleńkie plastikowe drzewko, ustrojone w czerwone ozdoby, które córa sama wybrała w sklepie. Stoi blisko jej łóżka. Całą noc budziła się i sprawdzała czy magiczny sprawca nastroju nadal pilnuje jej pokoju.
Zresztą oznaki szaleństwa widuję nie tylko w sklepach. Mieszkam w bloku, wszyscy uparcie i pieczołowicie sprzątają i szykują ciasne gniazdka na narodziny Jezusa i nadejście niespodziewanego gościa. Chociaż pewnie i tak nieliczni wpuściliby obcą osobę i poczęstowali wigilijnym posiłkiem.
Każdy sprząta swoje piętro na klatce schodowej. Dwie sąsiadki z piętra pode mną, obciążały się kosztami płynów do mycia szyb i podłóg. Krzyczały na schodach do dwudziestej trzeciej z minutami.
Magia świąt czy szaleństwo?
Czy święta nie powinny być czynnikiem skłaniającym do refleksji?
Przywilejem spędzenia czasu w gronie rodziny i przyjaciół?
Czy do tego potrzeba nam dwunastu potraw, drogich prezentów i wygórowanych ambicji?