Via Appia - Forum

Pełna wersja: Uzależniona
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Scena I
Zamek był tak straszny, jak mówili. Potężna, kamienna konstrukcja wznosiła się na zboczu góry o krawędziach postrzępionych jak płaszcze zjaw. Już sam ten fakt dodawał jej grozy – na tym się jednak nie kończyło… Z setek łukowatych, ostro zakończonych okien ziała ciemność, strzeliste wieże pięły się ku niebu niczym palce wstającego z grobu kościotrupa, a surowe, szare ściany z grubo ciosanych kamieni zdawały się wręcz szeptać: „wejdź do środka, a już nigdy cię stamtąd nie wypuścimy”.
Twierdza wyglądała na opuszczoną, ale taką nie była. Wewnątrz niej mieszkało coś, co napełniało grozą mieszkańców pobliskich miasteczek, i Aurin dobrze o tym wiedział. Zsiadłszy ze swojego karego rumaka, którego kilka lat temu dostał jako prezent od nieżyjącego już ojca, popatrzył na zamczysko z wesołym uśmiechem i powiedział bardziej do siebie niż do stojącego obok ogiera:
- No to jesteśmy na miejscu.
Gdzieś w oddali rozległo się wycie wilka. Mający raczej tchórzliwą naturę, rumak targnął łbem i cofnął się, chcąc najwyraźniej popędzić w jakieś bardziej przyjazne miejsce, lecz Aurin szepnął mu do ucha: „spokojnie, brachu, spokojnie” i pociągnął go za wodze w kierunku zamku.
Ścieżka wiodąca pod główną bramę była stroma i wiła się między licznymi skałami, które dorównywały wesołością całej górze – a więc były bardziej ponure niż nagrobki na cmentarzysku. Jednak Aurin się tym nie przejmował. Na jego twarzy wciąż widniał figlarski uśmiech; w końcu był już niemal u celu swojej podróży. Idąc ścieżką i ciągnąc swojego rumaka, zastanawiał się, czy uda mu się znaleźć to, po co przybył. Myśl o kolejnym sukcesie poprawiała mu humor.
Po kilku minutach był już przed bramą zamczyska. Potężne, zbite z zapleśniałych i rozsypujących się powoli desek odrzwia zdawały się ledwo wisieć na mosiężnych zawiasach. Aurin przeszedł między nimi i znalazł się na głównym dziedzińcu, otoczonym przez mury, wieże i różnego rodzaju budynki. Dziedziniec był niemalże całkowicie pusty, nie licząc kilku strzaskanych beczek, rozpadającego się wozu i samotnego, pokrytego pajęczyną kościotrupa, który wisiał nad wejściem do dalszej części kompleksu. Aurin rozejrzał się, ale najwyraźniej żadna ze wspomnianych wcześniej rzeczy nie popsuła mu nastroju, bo, przywiązując konia do jednej z belek, podtrzymujących daszek czegoś, co było chyba kiedyś stajnią, dalej się uśmiechał.
- Dobra, to ty tu zostań, a ja udam się na krótkie zwiedzanie – powiedział do rumaka, klepiąc go po szyi.
Koń zastrzygł uszami, przerażony perspektywą samotnego pobytu w takim miejscu, ale, będąc przywiązany do belki, nie mógł się za bardzo sprzeciwić. Tymczasem Aurin ruszył raźnym krokiem w głąb zamczyska, przechodząc bez strachu pod wiszącym na murze szkieletem. Nim minęło chociażby pięć minut, przemierzał już główną część twierdzy, gdzie kiedyś miała w zwyczaju mieszkać rodzina królewska. Na korytarzach panował półmrok: słońce schowało się już za otaczającymi zamek górami i przez wysokie, gotyckie okna wpadało do środka jedynie nikłe światło ciemnogranatowego nieba. Na szczęście Aurin dobrze wiedział, jak radzić sobie z ciemnością. Przemierzając jeden z korytarzy, wyjął ze swojego tobołka mały kamień z wyrytą pośrodku runą, przybliżył go do twarzy i chuchnął na niego ciepłym powietrzem. Runa rozbłysła białym niczym księżyc światłem, rozjaśniając całe pomieszczenie. Problem z pogłębiającym się mrokiem został zażegnany…
Aurin szukał gabinetu królewskiego, znajdującego się za salą tronową. Z przeróżnych historycznych zapisków, zdobytych w niezbyt legalny sposób, udało mu się mniej więcej ustalić, gdzie on jest; niemniej jednak droga do niego wymagała przebycia niemalże połowy zamku. Pokonawszy kilkadziesiąt schodów, komnat i korytarzy, Aurin był już prawie na miejscu, gdy dobiegł go dziwny odgłos, przypominający szelest. Najwyraźniej coś się zbliżało, a potwierdził to kolejny, dużo bliższy dźwięk, tym razem brzmiący jak łopot skrzydeł. A więc już mnie zauważyła, pomyślał mężczyzna, zerkając za siebie i świecąc tam magiczną runą. Jednakże korytarz, w którym się znajdował, był pusty. Aurin wznowił więc wędrówkę do królewskiego gabinetu.
Wreszcie udało mu się dotrzeć do sali tronowej. To potężne pomieszczenie o wysokim sklepieniu wspieranym przez dwa rzędy kolumn, choć już od dawna nie było używane, wciąż przytłaczało majestatem godnym króla. Aurin wkroczył do niego z raźną twarzą, stąpając po gładkich, kamiennych płytach. Ledwo to zrobił, coś za nim zaszeleściło, a drzwi komnaty zaskrzypiały. Obrócił się, ale nikogo nie zobaczył. Na kilkumetrowym odcinku między nim i drewnianymi odrzwiami zalegała pustka. Mieli rację, przemknęło mu przez myśl. Lubisz się bawić, lubisz zastraszać. Dobrze więc… Pobawmy się.
Coś przemknęło w ciemności nad jego głową. Natychmiast skierował tam światło runy, ale jego oczom, nie licząc szarego sufitu, znowu ukazała się pustka. Czując, jak serce bije mu coraz mocniej, ale mimo wszystko ciągle uśmiechając się pod nosem, wyjął z kabury swój posrebrzany, obity czarną skórą pistolet skałkowy, sprawdził, czy broń jest nabita, i ruszył do umiejscowionych za tronem drzwi na drugim końcu pomieszczenia. Kiedy dotarł do połowy sali, w ciemności za nim rozległo się coś na wzór charkotu dzikiej bestii, aż dreszcz przebiegł mu po plecach. Wykonał automatyczny obrót, ale po raz kolejny nie udało mu się jej zobaczyć. Potrafisz nastraszyć, stwierdził w duchu. Trzeba ci przyznać; nieźle wyszkoliłaś się przez te wszystkie lata…
Zaledwie te myśli przemknęły przez jego umysł, usłyszał czyjś oddech tuż obok ucha i poczuł lodowate powietrze na karku. Znowu się obrócił i znowu zastał pustkę. Choć wiedział, że ta istota zabiła prawie każdego, kto w przeciągu kilku ostatnich lat odważył się wejść do zamku, nie przyszedł tu, żeby umrzeć. Znał jej schemat działania i zamierzał go zburzyć. Nie wiedział, czy dzięki temu go oszczędzi, ale musiał spróbować. Inaczej nie udałoby mu się zdobyć tego, po co tu przyszedł. W ostateczności gotów był walczyć.
- Wiem, że tu jesteś – powiedział nagle pozbawionym strachu, pewnym siebie głosem – Ale nie będę uciekał… Lubisz, gdy twoja ofiara się boi. Upajasz się strachem, który zalega w jej umyśle na moment przed tym, jak ją zabijasz. Wiem o tym. Poznałem cię. Znam każdą rzecz, jaką pragniesz wywołać u swojej zdobyczy, zanim odbierzesz jej życie. Ale ja nie dam ci żadnej z nich.
Na moment w pomieszczeniu zapadła martwa cisza. Potem w ciemności za nim rozległ się chłodny głos:
- Skąd tyle o tym wiesz?
Aurin obrócił się po raz któryś z kolei i wreszcie ją zobaczył. Dziewczyna stała kilka metrów od niego. Miała czarne włosy i skórę białą niczym śnieg, a jej oczy i usta były bardziej szkarłatne od krwi. Odziana w szaty koloru smoły, podeszła do niego powoli i dopiero wtedy światło runy ujawniło potężne, błoniaste skrzydła, wyrastające z jej pleców. Aurin pomyślał, że są piękne, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Domyśliłem się tego na podstawie opowieści wieśniaków, którym udało się przeżyć twoje łowy – odpowiedział niemalże obojętnie, zupełnie jakby rozmawiał ze zwykłą, wiejską dziewczyną – Wystarczyłby średnio bystry umysł, żeby pojąć, w jaki sposób polujesz na swoje ofiary.
- Hm, no tak – dziewczyna uśmiechnęła się, a było w tym uśmiechu coś przerażającego – Więc, znając mój schemat działania, przyszedłeś tutaj i zburzyłeś go, żeby osiągnąć…?
- Przyszedłem tutaj, ponieważ czegoś szukam – odparł Aurin.
- Aha… I sądzisz, że, skoro popsułeś mi zabawę, to cię oszczędzę i pozwolę ci swobodnie tego szukać, tak? – spytała dziewczyna takim tonem, jakby rozmawiała z kompletnym bezrozumem.
- Szczerze mówiąc, miałem taką nadzieję – Aurin wyszczerzył zęby – Jeśli jednak mimo wszystko postanowiłabyś mnie zabić, to miałem zamiar walczyć.
- Walczyć? – dziewczyna zrobiła na poły zdziwioną, na poły rozweseloną minę – Nie wiem, czy wiesz, ale było tu już kilku odważnych rycerzy i czarodziei. Żaden z nich nie wyszedł stąd żywy.
- Heh, nie wiem, czy wiesz, ale byłem już w dużo gorszych opresjach niż walka z wampirzycą - odpowiedział Aurin z wesołym błyskiem w oku.
Dziewczyna spojrzała na niego z nieopisaną mieszaniną pogardy i zaciekawienia.
- Kim jesteś, głupcze? – spytała.
Uśmiech widniejący na twarzy Aurina w jednej chwili przybrał na tajemniczości.
- Ja jestem Aurin Salvatore Valerius. I uwierz mi… Radziłem już sobie z niejednymi kłopotami.
Źrenice rozszerzyły się jej w zdumieniu, ale to trwało tylko parę sekund. Potem dziewczyna szybko się zreflektowała, a jej usta ponownie wykrzywiły się w upiornym uśmiechu.
- Proszę, proszę… Tego się nie spodziewałam. Odwiedził mnie Aurin Valerius, najsławniejszy poszukiwacz skarbów, jaki stąpał po tej ziemi. Choć zamiast „najsławniejszy” powinnam powiedzieć „najbardziej zniesławiony”.
- Oh, nie przesadzaj, wcale nie jestem taki „zniesławiony”, zwinąłem po prostu kilka dokumentów i historycznych pamiątek z paru ważnych miejsc, a jacyś rozsypujący się starcy narobili wokół tego wielkiego szumu. Ty, przykładowo, masz dużo gorszą reputację ode mnie. Lepiej być wyzywanym od złodziejaszków niż od morderców.
Dziewczyna wybuchła mrożącym krew w żyłach śmiechem.
- Oh, może tak, może nie. W każdym razie czemu zawdzięczam twoją wizytę w tym zamku? Czyżbyś szukał kolejnego skarbu?
- Zgadza się – przytaknął Aurin.
- Zapewne chodzi ci o słynny Klucz Umysłu, który według legendy leży gdzieś w podziemiach tej twierdzy. Niestety, muszę cię rozczarować. Tutaj nie ma żadnego skarbu.
- Co masz na myśli? – Aurin zmarszczył brwi.
- Zamek był już przeszukiwany wielokrotnie i jak do tej pory nikomu nie udało się znaleźć Klucza Umysłu. Ja sama znam każdy najmniejszy szczegół tego kompleksu i jestem niemalże pewna, że Klucz nie istnieje.
- Wiesz, jestem całkiem dobry w odnajdywaniu rzeczy, które nie istnieją – stwierdził poszukiwacz z figlarskim uśmieszkiem.
- Sądzisz, że tobie powiedzie się tam, gdzie wszyscy inni zawiedli? – dziewczyna użyła takiego tonu, jakby uważała go za naiwnego.
- Przepuść mnie, a się przekonamy – powiedział Aurin.
- Oh, Aurinie – dziewczyna po raz kolejny zaśmiała się groźnie – Naprawdę sądziłeś, że pozwolę ci swobodnie szukać skarbów? Zapewne wiesz, że lubię zabijać, a uśmiercenie najsłynniejszego poszukiwacza skarbów będzie dla mnie całkiem nowym, fascynującym doświadczeniem. Jakby nie patrzeć, jestem w końcu wampirzycą…
Zaatakowała, zanim zdążył odpowiedzieć. Jej uzbrojona w czarne pazury dłoń wystrzeliła w kierunku jego piersi, ale na szczęście udało mu się przed nimi uskoczyć. Wampirzyca wzbiła się w powietrze i kopnęła go z taką siłą, że przewrócił się na ziemię. Miała już ponownie wymierzyć mu cios za pomocą swoich pazurów, gdy Aurin uniósł pistolet i nacisnął spust…
Rozległ się huk wystrzału, a wampirzycę odrzuciło kilka metrów w tył. Nim poszukiwacz wydobył z pochwy swą srebrną szablę o klindze gładkiej niczym lustro, zniknęła w ciemnościach…
- Gdzie jesteś? – szepnął Aurin, kierując światło runy we wszystkie możliwe strony - Gdzie się ukryłaś, wampirzyco?
Wyłoniła się z czerni nad jego głową. Najpierw wytrąciła mu z ręki szablę machnięciem skrzydła, a potem przygwoździła go kolanami do ziemi. Aurin uderzył ją z pięści w głowę, ale ona wykrzywiła się tylko w szaleńczym uśmiechu i zakleszczyła dłonie na jego nadgarstkach.
- Teraz jesteś mój – powiedziała strasznym, zachrypniętym głosem.
Jej ostre jak u wilka zęby rzuciły się na jego szyję, ale zanim sięgnęły celu, Aurin walnął ją w twarz własnym czołem. Dziewczyna jęknęła i spadła na kamienną posadzkę; on, natomiast, zerwał się na kolana i pochwycił leżącą tuż obok szablę. Kiedy odwrócił się, żeby zadać cios, wampirzycy już przy nim nie było… Czując na karku jej wzrok, sięgnął po runę, która wypadła mu z rąk w czasie walki, i znowu zaczął się rozglądać. Niestety, promień światła był zbyt wąski, by w porę zauważyć zagrożenie. Aurin spostrzegł wampirzycę kątem oka, ale było już za późno… Zdzieliła go w głowę, zanim udało mu się chociażby unieść szablę na kilka cali. Czując, że coś ciepłego cieknie mu po potylicy, zachwiał się, upuścił broń i padł na kolana. Na kilka sekund cały świat rozmył mu się przed oczami. Potem ogarnęło go uczucie nieopisanej słabości i poszukiwacz odpłynął w ciemność…

Scena II
Pierwszą rzeczą było światło. Aurin ujrzał je, wyłaniające się z czerni, jak przez mgłę. Potem dołączyło ciepło, które objęło całe jego ciało i całkowicie przywróciło mu przytomność… Leżał na wielkim łożu, okryty najróżniejszymi kocami i futrami zwierząt. W kominku po prawej płonął ogień, napełniający pomieszczenie przyjemnym, pomarańczowym światłem. Naprzeciwko poszukiwacza znajdowały się wysokie, gotyckie okna, za którymi widać było rozgwieżdżone niebo jakby żywcem wyjęte z bajki. Aurin spróbował usiąść na łóżku, ale nie udało mu się tego zrobić, bo przy pierwszej próbie jego głowę przeszyła błyskawica bólu. Opadł więc z powrotem na posłanie i, wpatrując się w gwiazdy za oknem, zaczął się zastanawiać, jak się tutaj znalazł i jakim cudem dziewczyna nie pozbawiła go życia. Czyżby ktoś go uratował?
Drzwi na lewo od łoża zaskrzypiały i Aurin otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. Osobą, która weszła do komnaty, była wampirzyca. Trzymała w dłoniach srebrną tacę, na której stał tak samo srebrny puchar. Gdy zobaczyła, że poszukiwacz odzyskał przytomność, uśmiechnęła się, a jej oczy zabłysły po części wesoło, po części groźnie.
- Cieszę się, że w końcu się obudziłeś – powiedziała, przy okazji odsłaniając swoje idealnie białe kły – Już zaczynałam się bać, że trochę za mocno cię uderzyłam.
- Bo rzeczywiście to było trochę za mocno – powiedział Aurin z łagodnym uśmiechem, zniekształconym nieco przez ból w potylicy – Ale to nie ma większego znaczenia. Bardziej interesujące jest to, dlaczego mnie oszczędziłaś?
- Myślałeś, że tak po prostu zabiję najsłynniejszego poszukiwacza skarbów? – wampirzyca postawiła tacę na stoliku, stojącym przy łożu – Mam do zabijana całe zastępy głupich wieśniaków i nudnych mieszczan. Ty jesteś zbyt interesujący. Najpierw chciałabym się czegoś o tobie dowiedzieć, tak jak ty dowiedziałeś się czegoś o mnie…
- Najpierw? – Aurin udał zszokowanego.
- Nigdy nie wiadomo, co stanie się później – odparła wampirzyca z nutą tajemniczości.
Poszukiwacz pokiwał głową na znak, że rozumie.
- Ja wiem już o tobie całkiem sporo – zaczął – Będziesz musiała się bardzo postarać, jeśli chcesz się dowiedzieć tyle samo o mnie.
- A co jeszcze o mnie wiesz? – wampirzyca rozsiadła się na krześle, które znajdowało się nieopodal łoża, po czym przeszyła Aurina zaciekawionym spojrzeniem.
- Oprócz tego, w jaki sposób zabijasz i dlaczego lubisz to robić? – poszukiwacz zatrzepotał brwiami.
- Oh, Aurinie – dziewczyna zaśmiała się – to, że zaznajomiłeś się z moją naturą zabójcy, nie znaczy, że znasz mnie już na wylot.
- Zważywszy na to, że nie robisz nic innego już od siedmiu lat, sądzę, że jednak cię znam.
Po tych słowach, zawierających ledwo słyszalną nutę pogardy, w pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Wampirzyca utkwiła niewidzące oczy w podłodze, z chwili na chwilę robiąc coraz bardziej pochmurną minę. W końcu udało się jej wydusić cichym, zachrypniętym głosem:
- Więc wiesz już, że mieszkam tutaj od siedmiu lat?
- Tak, wiem. Choć sądzę, że w zabijaniu zasmakowałaś dużo wcześniej, bo wieśniacy twierdzili, że kiedy zaczęłaś polować na ludzi w tej okolicy, byłaś już w tym bardzo wprawiona. Niestety, nie mam żadnych dowodów, żeby to potwierdzić, chyba że sama się do tego przyznasz… Jak będzie? Powiesz mi, od ilu lat zabijasz?
- A niby dlaczego miałabym to zrobić? – wycharczała.
- Myślałem, że chcesz ze mną porozmawiać. Jeśli tak jest, odpowiedz. Jeśli nie… cóż, twoja wola, ale zapewniam cię: drugi tak szalony poszukiwacz skarbów jak ja nie pojawi się tutaj prędko.
Wampirzyca skierowała na niego swój wzrok. Jej dotychczas błyszczące, szkarłatne oczy stały się teraz nad wyraz matowe i puste.
- Zabijam od dziewięciu lat – odpowiedziała, ale w jej głosie było coś takiego, jakby sama nie była pewna własnych słów. Nie uszło to uwadze Aurina.
- Dziewięć lat? – powtórzył ze sceptycyzmem wymalowanym na twarzy – Dlaczego wydaje mi się, że jednak nie mówisz całej prawdy?
W oku wampirzycy pojawił się groźny błysk.
- Zabijam już od dziewięciu lat – powtórzyła z dużo większym przekonaniem – Od przerwy – dodała po chwili słabszym głosem – Przerwała trwała jakieś trzy lata. Wcześniej zabijałam jeszcze pięć…
- Więc tak naprawdę zabijasz już od siedemnastu lat z trzyletnią przerwą, tak? – podsumował Aurin.
- Zgadza się – przytaknęła ponuro wampirzyca.
- Czy ten fakt cię przygnębia?
- Nie.
- Więc dlaczego z taką niechęcią przychodzi ci wszystko, co dotyczy tego tematu?
- Bo po prostu nie chcę o tym rozmawiać.
Aurin parsknął.
- „Po prostu nie chcę o tym rozmawiać” to rodzaj odpowiedzi stosowany przez nastolatków, którzy nie potrafią poradzić sobie z emocjami. Naprawdę… stać cię na coś lepszego.
Wampirzyca rzuciła mu chłodne spojrzenie, ale szybko sformowała nową odpowiedź.
- Bo zabijanie to moja prywatna sprawa i nie chcę, żeby mieszał się w nią ktoś, kto jest mi zupełnie obcy. Zresztą to, ile osób zginęło z mojej ręki i jak długo się tym zajmuję, raczej nie polepszy mi reputacji.
- A zależy ci na niej? – zaciekawił się Aurin.
- Nie.
- Z tego, co powiedziałaś przed chwilą, wynika coś wprost przeciwnego.
- Chodziło mi o to, że mieszkańcy pobliskich miast i tak przysparzają mi już wystarczająco wielu problemów. Ostatnio wynajmują coraz to wybitniejszych czarodziei, żeby się mnie pozbyć. Któremuś pewnie w końcu się to uda… W każdym razie wieść o tym, że zabijam nie od siedmiu lecz od siedemnastu lat z pewnością podwoi ich fundusze przeznaczane na zlikwidowanie mnie. Wystarczy spojrzeć na ciebie… Im dłużej rozmawiamy o zabijaniu, tym z coraz większą pogardą się do mnie odnosisz.
- No tak, jestem ci więc winny przeprosiny. Zazwyczaj powstrzymuję takie impulsy, jak wyrażanie pogardy – Aurin podciągnął się wyżej na łożu, by oprzeć się na jego drewnianym, prosto ciosanym wezgłowiu i tym samym sprawić wrażenie, jakby siedział – Wiedz tylko, że nie pogardzam tobą dlatego, że zabijałaś ludzi, lecz dlatego, że po prostu się od tego uzależniłaś.
Czarne źrenice wampirzycy rozszerzyły się w zdumieniu. Milczała przez kilka sekund, kompletnie oszołomiona, aż w końcu udało jej się wykrztusić:
- U… uzależniłam? – po tym słowie nastąpił wybuch szaleńczego śmiechu – Oh, Aurinie, nie, ja na pewno nie jestem uzależniona. A z pewnością nie od zabijania.
- Więc dlaczego od dziewięciu lat nie robisz nic innego?
- Skąd możesz to…
- A robisz? – przerwał jej Aurin.
Biała jak księżyc twarz wampirzycy wykrzywiła się w ponurym wyrazie.
- Nie. Ale nie jestem uzależniona. Taka jest już po prostu moja natura. Może nie zauważyłeś, ale jestem wampirzycą.
- Na północy żyje klan wampirów, którzy prowadzą całkiem normalne życie, koegzystując z resztą świata. To nie prawda, że każdy wampir jest mordercą. Tak głoszą tylko przesądy.
- Gdyby przesądy nie zawierały w sobie ani krztyny prawdy, byłyby kłamstwami – odpowiedziała dziewczyna – Ci, którzy żyją w Klanie, zaprzeczają swoim wrodzonym instynktom, a postępując wbrew naturze, udowadniają tylko jedną rzecz: że są cieniami prawdziwych istot.
- Więc uważasz się za osobę broniącą pięknej idei, że nikt nie powinien wyrzekać się swojej natury? – Aurin użył tonu, w którym bez dwóch zdań zalegała kpina – Bo ja myślałem, że jesteś mordercą tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ lubisz zabijać.
- Nie przeczę – wampirzyca zaczęła rozczesywać włosy swoimi długimi, czarnymi pazurami – Pasjonuję się zabijaniem. Chciałam tylko udowodnić, że ta pasja jest wpisana w moją krew.
- To nieprawda – zaprzeczył Aurin.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? – tym razem pogarda zabrzmiała w głosie dziewczyny – Nie masz bladego pojęcia o byciu wampirem. Jesteś tylko zwykłym człowiekiem, który za kilkadziesiąt lat przeminie niczym mgła na porannym wietrze. Ludzka egzystencja jest krucha i ulotna. Uwierz mi, coś o tym wiem…
- Masz rację – Aurin pokiwał głową – Żywot wampira jest mi całkowicie obcy. Co innego tyczy się uzależnienia. W swoim kruchym i ulotnym życiu spotkałem już wiele uzależnionych osób. Zachowujesz się podobnie jak każda z nich.
- Zachowuję się podobnie jak każdy szanujący się wampir – warknęła dziewczyna – Ale ty nigdy tego nie zrozumiesz. Nie wiesz, jak to jest łaknąć czyjejś krwi. Nie wiesz, jak ona smakuje w naszych ustach. Do jakiej rozkoszy potrafi nas doprowadzić… Czy nazwałbyś uzależnionym kogoś, kto uwielbia seks? Bo jeśli tak, to by znaczyło, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzkości tego świata cierpi na uzależnienie. Picie krwi jest dla wampirów właśnie jak seks, tylko kilka razy przyjemniejsze… Więc nie zarzucaj mi, do jasnej cholery, że jestem uzależniona.
- Posłuchaj – Aurin najwyraźniej zbliżał się do podsumowania całej rozmowy – Oboje dobrze wiemy, że to nie od picia krwi jesteś uzależniona…
- A niby od czego? – wypaliła automatycznie wampirzyca.
Poszukiwacz sięgnął po srebrny kielich, stojący na stoliku przy jego łożu, po czym odpowiedział głosem zbliżonym do szeptu:
- Od polowania.
W komnacie na nowo zapanowała cisza, wibrująca w powietrzu niczym kryształki lodu. Wampirzyca nie odpowiedziała. Zamiast tego wskazała podbródkiem kielich i powiedziała:
- Pij. Poczujesz się lepiej.
Aurin zajrzał do naczynia. W środku falowała jakaś szkarłatna ciecz.
- Co to jest? – spytał z nutą niepewności.
- Spokojnie – dziewczyna wykrzywiła usta w słabym, ironicznym uśmiechu – Nie zamierzam poić cię krwią. To wino z dodatkiem magicznych ziół, które uśmierzą twój ból i pomogą goić się ranie. Pij… Obiecuję, że to ci pomoże. A przynajmniej nie zaszkodzi.
Poszukiwacz odwzajemnił uśmiech, po czym przechylił kielich. Wino było przednie. W kilka sekund rozgrzało mu wnętrzności i przywróciło siły. Magiczne zioła zaczęły działać nieco później, ale okazały się równie skuteczne. Ból w potylicy, który powoli robił się nie do zniesienia, ustąpił, jak ręką odjął. Wampirzyca miała rację; pijąc, Aurin poczuł się znacznie lepiej.
- Pójdę już – powiedziała w pewnej chwili – Zważywszy na to, że jestem uzależniona, muszę coś upolować – dodała z sarkazmem – Wrócę nad ranem. Mam nadzieję, że jeszcze tutaj będziesz…
- Będę – obiecał Aurin.
Wampirzyca posłała mu jeszcze jeden, pożegnalny uśmiech, po czym skierowała się do drzwi i opuściła komnatę…

Scena III
Gdy Aurin obudził się rankiem następnego dnia, zamczysko wydawało się być całkiem innym miejscem niż tego wieczoru, kiedy przybył tutaj po raz pierwszy. Niebo nad górami było idealnie czyste i błękitne, przez okna wpadały ciepłe, złocące się promienie słońca, gdzieś z oddali dobiegał cichy świergot ptaków, które nie uciekły jeszcze przed nadchodzącą zimą, a las rosnący w dolinach między masywnymi szczytami popisywał się całą paletą jesiennych barw. To wszystko sprawiało, że ponura dotychczas twierdza stała się miejscem rodem z elfickich baśni.
Poszukiwacz zwlekł się z łóżka, przetarł twarz dłońmi, ziewnął szeroko i spojrzał w popękane lustro, które znajdowało się na drewnianej, nieco spróchniałej już komodzie, stojącej niedaleko drzwi. Ujrzał tam swoje jaskrawo błękitne oczy i kruczo czarne, sięgające ramion włosy, przysłonięte po części przez bandaż, którym wampirzyca owinęła jego zranioną głowę. Aurin wyglądał na mniej niż dwadzieścia pięć lat, choć tak naprawdę miał ich trzydzieści trzy. Mimo to chłopięca i zarazem wesoła twarz idealnie odzwierciedlała jego łagodną naturę. Poszukiwacz czuł się młodo i w głębi duszy marzył, by tak pozostało mu już na zawsze…
Ledwo skończył zakładać swe odzienie, drzwi zaskrzypiały i do pokoju na powrót weszła wampirzyca.
- Miło widzieć, że już nie śpisz – powiedziała szczerze.
- Za to ty masz dziwną skłonność do pojawiania się akurat chwilę po tym, jak się obudzę – odparł wesoło Aurin, zakładając swój czarny pas ze skórzaną kaburą i tak samo wykonaną pochwą, od wnętrza której wsadzał właśnie szablę. Była to najpiękniejsza broń, jaką wampirzyca kiedykolwiek widziała na oczy. Obita czarną skórą rękojeść posiadała srebrny kabłąk o wyglądzie smoka, natomiast wygięta głownia, również wyglądająca na srebrną, była tak gładka, że wszystko odbijało się w niej jak w lustrze. Kiedy dziewczynie udało się wreszcie oderwać od tego oczy, rzekła:
- Za pierwszym razem to był przypadek. Teraz usłyszałam, jak chodzisz po pokoju. My, wampiry, mamy w końcu słuch idealny. W każdym chodź za mną. Zjemy razem śniadanie.
Aurin pokiwał głową bez słowa i, ani trochę się nie ociągając, ruszył za wampirzycą. Gdy przemierzali niezliczone korytarze zamku, spytała go:
- Jak tam twoja głowa?
- Już nie boli. Twoje zioła pomogły. Choć zastanawia mnie jedno; skoro nie chciałaś mnie zabić, to dlaczego w ogóle zaatakowałaś? – poszukiwacz wlepił w wampirzycę pytające spojrzenie.
- Jak już wiesz, nie mam zbyt wielu gości, a co tu dopiero mówić o ludziach znających się na walce. Dlatego nie potrafiłam odmówić sobie przyjemności powalczenia z tobą, szczególnie, że utraciłam rozkosz płynącą z polowania, którego schemat tak skutecznie mi popsułeś – odparła wampirzyca.
- Rozumiem – stwierdził Aurin.
- Jednakże – dziewczyna zerknęła na niego krótko – spodziewałam się, że dłużej ustoisz na nogach.
- No cóż… Następnym razem postaram się ciebie nie rozczarować – odrzekł poszukiwacz.
Wampirzyca uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając w pełni swoje rażąco białe kły.
Chwilę później dotarli na miejsce. Dziewczyna pchnęła wielkie, drewniane odrzwia na pozłacanych zawiasach i oczom Aurina ukazała się długa sala, pośrodku której stał odpowiadający jej kształtem, prostokątny stół. Na prawo od niego widniały typowe dla całego zamku, wysokie okna, rozświetlające pomieszczenie smugami złocistego światła, na lewo natomiast znajdował się kamienny, pięknie ornamentowany kominek, dużo większy od tego, który mieścił się w pokoju poszukiwacza. Jednak żadna z tych rzeczy nie zwróciła uwagi Aurina tak bardzo, jak udało się to stojącym na stole potrawom. Był tam półmisek wyłożony plasterkami kilku gatunków sera, talerz z wielkim kawałkiem przepysznie wyglądającego schabu, miseczka świeżo ubitego masła, dzbanuszek wypełniony czerwoną jak krew marmoladą, trzy szklane pojemniczki – każdy wypełniony innym rodzajem sałatki – oraz tacka z niedawno upieczonymi bułeczkami, błyszczącymi się w słońcu jak bryłki złota. Całość wydzielała tak cudowny zapach, że, wdychając go, Aurin przez kilka pierwszych sekund czuł się jak odurzony narkotykiem. W brzuchu zdrowo mu zaburczało.
- Skąd ty to wszystko wzięłaś – wypalił, poważnie zastanawiając się nad tym, czy wampirzyca nie ukrywa gdzieś armii kucharek.
- Burmistrz jednego z pobliskich miasteczek lubi sobie porządnie jadać – powiedziała dziewczyna z błyskiem zawadiaki w oku. – Ja, natomiast, lubię mu to równie porządnie uniemożliwiać.
Aurin zachichotał.
- I ty się dziwisz, że fundusze przeznaczane na twoją likwidację ciągle rosną? – spytał, unosząc brwi.
Wampirzyca wzruszyła frywolnie ramionami.
Wbrew wszelkim kulturalnym niuansom, nakazującym dwójce osób siadać przy końcach stołu, oboje rozgościli się mniej więcej pośrodku, by móc ze sobą normalnie porozmawiać. Aurin był tak głodny, że, nie czekając na pozwolenie, rzucił się w kierunku jedzenia. Gdy udało mu się zebrać na talerzu po trochu ze wszystkiego, co widniało na stole, zaczął się posilać, niezbyt dbając o przyzwoite zachowanie, co potwierdzało powtarzające się w odstępie kilku sekund mlaskanie i siorbanie. Wampirzyca przyglądała mu się przez chwilę z uśmiechem, po czym dołączyła do posiłku.
Gdy wszystkie naczynia były już puste, a najedzony poszukiwacz klepał się po dużo większym niż zazwyczaj brzuchu, od czasu do czasu popijając wino z dodatkiem magicznych ziół, dziewczyna wznowiła ich nocną rozmowę.
- Więc stanęło na tym, że jestem uzależniona od polowania na ludzi, tak?
Aurin rzucił jej krótkie spojrzenie znad srebrnego pucharu.
- Hm, a to ciekawe – stwierdził niespodziewanie.
- Co jest ciekawe? – wampirzyca była wyraźnie zdezorientowana.
- Jeszcze wczoraj ciężko było z ciebie cokolwiek wyciągnąć, a dzisiaj sama wracasz do tego tak drażliwego tematu – odparł poszukiwacz, zaczerpnąwszy z pucharu całkiem spory łyk wina.
- Odpowiedź w stylu „po prostu postanowiłam być trochę bardziej otwarta” zapewne cię nie usatysfakcjonuje, prawda? – dziewczyna popatrzyła na niego pytająco.
- Prawda – rzekł z figlarskim uśmieszkiem – Nie usatysfakcjonuje mnie.
- No cóż… - wampirzyca przez chwilę ubierała swoje myśli w słowa – Chyba… chyba miałeś rację. Drugi tak szalony poszukiwacz skarbów jak ty szybko się tutaj nie pojawi. A wczoraj… choć ten temat rzeczywiście jest dla mnie nieco drażliwy, to mimo wszystko… było miło. Naprawdę miło. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz przeprowadziłam z kimś tak interesującą dyskusję.
- Oh, przestań – Aurin zaczął się śmiać, choć oczy ledwo widocznie mu się zaszkliły – bo się wzruszę.
Po twarzy dziewczyny przemknął cień typowej dla niej surowości.
- Nie drażnij mnie – wyszeptała chłodnym, lodowatym wręcz głosem, od którego włoski zjeżyły mu się na dłoniach – Chyba że chcesz, bym uświadomiła ci, co to wczorajsze „najpierw chciałabym się czegoś o tobie dowiedzieć” tak naprawdę znaczyło. Lepiej korzystaj z tego, co udało ci się już uzyskać, zanim zmienię swoje zdanie.
- Spokojnie – oczy Aurina posłały jej ciepłe spojrzenie – Tylko żartowałem. Tak naprawdę bardzo się cieszę, że chcesz mówić. Bo ja lubię słuchać.
- Więc słuchaj – rzekła wampirzyca, a rysy jej twarzy na powrót złagodniały – Skończyliśmy na tym, że jestem uzależniona, tak?
- No tak – przytaknął poszukiwacz.
- Nawet jeśli masz rację i rzeczywiście jest tak, jak mówisz, to… co z tego? Aż tak bardzo przeszkadza ci, że dwa lub trzy razy w miesiącu ubiję jakiegoś nierozgarniętego mieszczanina?
- Mi? – Aurin pokręcił przecząco głową – Nie, moja droga, mi to w ogóle nie przeszkadza. Sęk w tym, że to przeszkadza tobie. I to bardzo.
- Wiesz, do tej pory jakoś tego nie zauważyłam – rzekła dziewczyna z nieukrywaną kpiną w głosie.
Aurin nie skomentował, choć w jego oczach widać było, że chciałby to zrobić. Zamiast tego zaczął mówić o uzależnieniu.
- Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, to w końcu zauważysz… Uzależnienia niszczą ludzi. Najpierw sprawiają, że osoba uzależniona unieszczęśliwia wszystkich w swoim otoczeniu, a potem unieszczęśliwiają ją samą. Odgradzają od reszty świata i zamykają w klatce, z której ciężko znaleźć wyjście. W złotej klatce. Takiej, w której uzależniona osoba może w pełni zaspakajać swoje uzależnienie… Ona kocha to robić. Uwielbia pogrążać się w nałogu. I nienawidzi się za to. Nienawidzi się, bo tak naprawdę sama nie chce wyjść z tej klatki, choć wie, że wewnątrz niej nigdy nie zazna prawdziwego szczęścia. Żeby je znaleźć, trzeba wkroczyć w realny świat. A on jest okrutny. Bardzo okrutny. Przez to szukanie szczęścia jest dużo trudniejsze od zamknięcia się w klatce, mimo że w tej klatce nigdy się go nie znajdzie. Paradoks, prawda? Tak, uzależnienie jest paradoksem. Szukając szczęścia, więzimy się tam, gdzie nigdy go nie znajdziemy. Więzimy się w nałogu. Wiem o tym. Nie recytuję ci jakichś głupich, książkowych regułek. Ja to widziałem na własne oczy. Widziałem życia zrujnowane przez nałóg. Sam o mało w jeden nie popadłem. Dlatego wiem… tak, dobrze wiem, jak uzależnienia niszczą ludzi.
Gdy skończył, w pomieszczeniu zapadła niczym niezmącona cisza. Wampirzyca nie odważyła się odezwać przynajmniej przez kolejne kilkadziesiąt sekund, zupełnie jakby każde zdanie, które padnie z jej ust, miało sponiewierać jakąś niewytłumaczalną sakralność zawartą w słowach poszukiwacza. Kiedy czas, wyznaczony przez tak naprawdę nieistniejącą granicę poszanowania, wreszcie minął, udało jej się wykrztusić cichym, nieco łamiącym się głosem:
- Cóż, ładnie to… ująłeś. Jeśli kiedyś zauważę, że coś takiego dzieje się w moim przypadku, na pewno postaram się jakoś temu zaradzić.
Aurin westchnął, ale nie sposób było określić, co chciał tym westchnieniem wyrazić.
- A teraz – kontynuowała wampirzyca – chodźmy stąd. Czas zająć się innym tematem.
- Niby jakim? – zdumiał się poszukiwacz.
- Z tego, co pamiętam, przybyłeś tutaj, żeby znaleźć Klucz Umysłu – wampirzyca obdarzyła Aurina wesołym uśmiechem – Poszukajmy go zatem!
Cytat:Potężna, kamienna konstrukcja wznosiła się na zboczu góry o krawędziach postrzępionych jak płaszcze zjaw.
Przed "jak" przecinek.
Cytat:Gdzieś w oddali rozległo się wycie wilka. Mający raczej tchórzliwą naturę, rumak targnął łbem i cofnął się, chcąc najwyraźniej popędzić w jakieś bardziej przyjazne miejsce, lecz Aurin szepnął mu do ucha: „spokojnie, brachu, spokojnie” i pociągnął go za wodze w kierunku zamku.
Zbyt długie zdanie. Spróbuj podzielić je na dwa krótkie, będzie się lepiej czytało.
Cytat:Idąc ścieżką i ciągnąc swojego rumaka, zastanawiał się, czy uda mu się znaleźć to, po co przybył.
Dwa imiesłowy obok siebie to o jeden za dużo. Poza tym nie fajnie to brzmi. Smile
Cytat:Aurin przeszedł między nimi i znalazł się na głównym dziedzińcu, otoczonym przez mury, wieże i różnego rodzaju budynki.
Jak na moje oko przecinek zbędny.
Cytat:Aurin rozejrzał się, ale najwyraźniej żadna ze wspomnianych wcześniej rzeczy nie popsuła mu nastroju, bo, przywiązując konia do jednej z belek, podtrzymujących daszek czegoś, co było chyba kiedyś stajnią, dalej się uśmiechał.
Przecinek po "bo" zbędny.
Cytat:A więc już mnie zauważyła, pomyślał mężczyzna, zerkając za siebie i świecąc tam magiczną runą.
Zamiast tego przecinka powinien być myślnik.
Cytat:Mieli rację, przemknęło mu przez myśl.
To, co wyżej.
Cytat:Potrafisz nastraszyć, stwierdził w duchu.
Zamiast przecinka - myślnik. Wyżej też tak powinno być.
Cytat:- Wiem, że tu jesteś – powiedział nagle pozbawionym strachu, pewnym siebie głosem – Ale nie będę uciekał…
Kropka po "głosem".
Cytat:- Domyśliłem się tego na podstawie opowieści wieśniaków, którym udało się przeżyć twoje łowy – odpowiedział niemalże obojętnie, zupełnie jakby rozmawiał ze zwykłą, wiejską dziewczyną – Wystarczyłby średnio bystry umysł, żeby pojąć, w jaki sposób polujesz na swoje ofiary.
- Hm, no tak – dziewczyna uśmiechnęła się, a było w tym uśmiechu coś przerażającego – Więc, znając mój schemat działania, przyszedłeś tutaj i zburzyłeś go, żeby osiągnąć…?
Również brakuje kropek, przed drugimi myślnikami. A, no tu:
Cytat:- Hm, no tak – dziewczyna uśmiechnęła się,
Po "tak" kropka, a "dziewczyna" z dużej.

No tak... Chciałam skończyć chociaż pierwszą scenę, ale nie mam już czasu. Błędów trochę wyłapałam, stawiasz wiele niepotrzebnych przecinków, a niektóre zdania są o wiele za długie. Jednak podoba mi się Twój styl pisania, naprawdę ładnie piszesz. Jak będę miała więcej czasu na pewno przeczytam resztę. Smile
Pozdrawiam.
Po pierwsze: "jak płaszcze zjaw" - tu byłby przecinek, gdyby to miało orzeczenie, czyli coś w tym stylu: "jak to WYGLĄDA u płaszczy zjaw". Ale ponieważ orzeczenia nie ma, tak nie ma i przecinka. Po drugie: lubię długie zdania, tak samo nie widzę nic złego w dwóch imiesłowach obok siebie ;p Po trzecie: "otoczony przez mury" - tutaj przecinek autor może postawić wedle własnej woli (i jednak postanowił go postawić ;p). Po czwarte: "bo, przywiązując konia do jednej z belek," - przywiązując konia do jednej z belek jest zdaniem wtrąconym i musi być otoczone przecinkami, nawet jak tuż przed nim jest poprzedzone przecinkiem "bo". Po piąte: popatrz do książek Sapkowskiego, myśli nie muszą być odznaczane myślnikami, szczerze mówiąc, nie ma nawet jednego określonego sposobu, na zapisywanie czyichś myśli Smile Dziękuję za komentarz i z niecierpliwością czekam, aż przeczytasz całość Smile
Witaj,

Przeczytałam całość i muszę Ci powiedzieć, że z jakiegoś powodu ciężko było mi przebrnąć przez ten tekst. Może wynika to z Twojego zamiłowania do długich i bardzo długich zdań, które niepotrzebnie wprowadzają czasem chaos? Zacznę od tego, że zbyt często używasz określeń typu - kilkadziesiąt, kilkanaście, kilka, pięć minut itp - co sprawia, że w jakiś sposób tekst nabiera ciężkości, a wszystko wydaje się wyliczone. Niepotrzebnie.
Następnie nadużywasz imiona Aurin i określenia wampirzyca, dziewczyna. Musisz znaleźć zamienniki.
Powinieneś też popracować nad dialogami, które wydają się sztuczne. Niektóre błędy pokażę Ci poniżej.
Kolejna sprawa to motyw - uzależniona wampirzyca. Wiesz ciężko mówić o kimś, kto aby przeżyć musi zabijać, że jest uzależnionym. Chyba, że Twoja wampirzyca jest inna niż te powszechnie nam znane, co poniekąd dajesz do zrozumienia pisząc, że ona razem z poszukiwaczem je posiłek. (co inne wampiry znane z literatury nie robią) Jeśli zatem Twoja wampirzyca jest inna, powinieneś o tym gdzieś napomknąć, bo mi jej obraz bardzo kłócił się z tym, który już wcześniej miałam w głowie.
Jeszcze inna sprawa to kwestia Twojego długiego przemówienia na temat uzależnienia, które wcisnąłeś w usta średniowiecznemu poszukiwaczowi skarbów. Przeczytaj to sobie jeszcze raz. Zastanów się, czy ktokolwiek w średniowieczu mówiłby po pierwsze o uzależnieniu, po drugie mówił o nim jak prawdziwy psycholog! Nie ma szans. Jeśli zaś Twój tekst to jakaś alternatywna rzeczywistość to nie dałeś o tym znać Czytelnikowi.

MOJE UWAGI:

grozy – na tym się jednak nie kończyło… Z setek łukowatych, - wytnij <– na tym się jednak nie kończyło… > nic to nie wnosi do tekstu. Jeśli uznasz, że ma zostać - wytnij chociaż wielokropek, który też tu nie ma uzasadnienia.
Na jego twarzy wciąż widniał figlarski uśmiech; w końcu był już niemal u celu swojej podróży. - wytnij średnik, za często używasz go w tekście bez potrzeby, wystarczy zwyczajny przecinek
który wisiał nad wejściem do dalszej części kompleksu. - określenie kompleks w stosunku do starej twierdzy/zamku mi nie pasuje
Na korytarzach panował półmrok: słońce schowało się już za otaczającymi - zamiast dwukropka daj po prostu kropkę i zacznij nowe zdanie.
Wykonał automatyczny obrót, - jak wygląda automatyczny obrót? Nie pasuje mi to określenie do średniowiecznego klimatu, który próbujesz zbudować.
Aurin obrócił się po raz któryś z kolei - to określenie też mi się nie podoba, bo w tej scenie Aurin bez przerwy się obraca aż może się człowiekowi w głowie zakręcić, a co dopiero jemu. Wytnij to, napisz, że ją po prostu zobaczył.
– spytała dziewczyna takim tonem, jakby rozmawiała z kompletnym bezrozumem. - nie ma czegoś takiego jak "bezrozum". Przynajmniej ja nie znalazłam w słowniku.
Potem dziewczyna szybko się zreflektowała, a jej usta ponownie wykrzywiły się w upiornym uśmiechu. - za dużo w tym miejscu używasz słowa "dziewczyna", powtórzenie: się/się
– dziewczyna użyła takiego tonu, jakby uważała go za naiwnego. - tutaj też mi się to nie podoba, ponieważ kilka razy w tekście używasz określenia : użył/a tonu. Rzuca się to w oczy. Może zamiast tego napiszesz po prostu : <dziewczyna wydawała się go mieć za naiwnego głupka>?
Jej ostre jak u wilka zęby rzuciły się na jego szyję, - a tu mnie rozbawiłeś, bo wyobraziłam sobie zęby lecące w kierunku Aurina. Tylko nie wiem czy te zęby to w szyku bojowym leciały, czy każdy z osobna. Zredaguj to.
Aurin walnął ją w twarz własnym czołem. - oczywiście, że uderzył ją własnym czołem, innego przecież nie miał
– poszukiwacz zatrzepotał brwiami. - jak wygląda trzepotanie brwiami? I jak wygląda trzepotanie brwiami podczas rozmowy z wampirzycą mającą zamiar go zabić?
że znasz mnie już na wylot./robisz nic innego już od siedmiu lat - powtórzenie: już/już
cóż, twoja wola, ale zapewniam cię: drugi - wytnij dwukropek, on jest zbędny
Przerwała trwała jakieś trzy lata. - <przerwa>
- Czy ten fakt cię przygnębia? - to brzmi jakby Aurin robił jej psychoanalizę. W ogóle nie pasuje do sytuacji.
- „Po prostu nie chcę o tym rozmawiać” to rodzaj odpowiedzi stosowany przez nastolatków, którzy nie potrafią poradzić sobie z emocjami. - naprawdę widzisz średniowiecznego poszukiwacza skarbów mówiącego coś takiego wampirzycy? Tak jakby mówił o współczesnych dzieciach emo.
ale szybko sformowała nową odpowiedź. - takie określenie w kontekście mrocznego tekstu fantasy w ogóle mi nie pasuje.
że zabijam nie od siedmiu(,) lecz od siedemnastu lat
i tym samym sprawić wrażenie, jakby siedział - wytnij ten tekst, w ogóle nic nie wnosi do tekstu, a mnie rozśmieszył.
udowadniają tylko jedną rzecz: że są cieniami prawdziwych istot. - zamiast dwukropka daj przecinek
Ci, którzy żyją w Klanie, - raz napisałeś "klan", a drugi raz "Klan" - zdecyduj się
. Co innego tyczy się uzależnienia. - <co innego jeśli chodzi o uzależnienie>?
Obiecuję, że to ci pomoże. A przynajmniej nie zaszkodzi. - unikaj rozpoczynania zdań od "A", co robisz bardzo często. Już lepiej połączyć to w jedną całość
kruczo czarne, sięgające ramion włosy, - <kruczoczarne>
odparł wesoło Aurin, zakładając swój czarny pas ze skórzaną kaburą i tak samo wykonaną pochwą, od wnętrza której wsadzał właśnie szablę. - <do wnętrza>
W każdym chodź za mną. - <w każdym bądź razie chodź ze mną>?
długa sala, pośrodku której stał odpowiadający jej kształtem, prostokątny stół. - odpowiadający komu kształtem? Sali? Wampirzycy? Nie podoba mi się to określenie.
Był tam półmisek wyłożony plasterkami kilku gatunków sera, talerz z wielkim kawałkiem przepysznie wyglądającego schabu, miseczka świeżo ubitego masła, dzbanuszek wypełniony czerwoną jak krew marmoladą, trzy szklane pojemniczki – każdy wypełniony innym rodzajem sałatki – oraz tacka z niedawno upieczonymi bułeczkami, błyszczącymi się w słońcu jak bryłki złota. - zdanie tasiemiec, pokrój na kawałki.
- Skąd ty to wszystko wzięłaś(?) – wypalił, poważnie zastanawiając się nad tym, czy wampirzyca nie ukrywa gdzieś armii kucharek. - no jeśli chodziło Ci w tym momencie o rozbawienie Czytelnika to Ci się udało!
Tak naprawdę bardzo się cieszę, że chcesz mówić. Bo ja lubię słuchać. - połącz te zdania. Cała reszta dialogu brzmi jak jakaś dziwna psychoterapia.
Gdy skończył, w pomieszczeniu zapadła niczym niezmącona cisza. - wytnij przecinek
że coś takiego dzieje się w moim przypadku, na pewno postaram się jakoś temu zaradzić. - powtórzenie: się/się

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Tak, pistolet skałkowy i szabla to z pewnością średniowiecze Smile Świat, w którym toczy się to opowiadanie, można przyrównać rozwojem do ery Napoleońskiej. Ponieważ przeżywa ten etap już od bardzo długiego czasu, głównie dlatego, że coś takiego jak elektryczność nie ma prawa bytu w Aglentine'ie, wiele dziedzin, takich jak przykładowo psychologia posunęło się do przodu pomimo tej bariery Wink Dużą część błędów poprawiłem w oryginalnej wersji, zanim jeszcze opublikowałaś ten komentarz. Co do tego, że rozmowa jest czasem zbyt psychoanalityczna... cóż, miało tak trochę być. Aurin, jako człowiek wywodzący się z czasów, które można określić "oświeceniem" dodatkowo rozwiniętym dzięki magii, jest całkiem inteligentny, studiował na jednym bądź dwóch uniwersytetach. Można się domyślić, że skoro miał do czynienia z uzależnionymi ludźmi i sam o mało nie popadł w uzależnienie (co było zawarte w tekście) na pewno poszerzył swoją wiedzę w tym temacie. Według mnie, jego kwestie bardzo pasują do czasów oświecenia. Twoim pierwotnym błędem, Lilithu, było założenie, że akcja opowiadania toczy się w czasach odpowiadających średniowieczu Smile Serdecznie pozdrawiam i liczę na to, że druga część bardziej przypadnie Ci do gustu :]

P.S. Jej ostre jak u wilka kły rzuciły się zmieniłem na zaczęły opadać na jego szyję - brzmi dużo bardziej logicznie ;] Co do tego, że przez niektóre bardzo długie zdania ciężej jest czytać... wydaje mi się, że to przez to, iż tekst jest czytany na komputerze, bo zdania te, choć czasem naprawdę rozbudowane, są jednak dosyć proste w swojej konstrukcji i do tego nie ma ich zbyt wiele. W wielu książkach występują o wiele bardziej złożone zdania, przykładowo taki Sapkowski ma swoich tekstach czasem nawet co trzecie zdanie trzy razy bardziej rozbudowane od moich. W wielu innych książkach jest podobnie, a jednak człowiekowi to nie przeszkadza Wink Ale może się mylę i rzeczywiście buduję bardzo rozbudowane zdania (choć nie wiem, czy można to przypisać jako minus xP)

P.S.2 Wampiry mają się u mnie trochę inaczej niż w innych książkach, co można zauważyć po wspomnianym przez Ciebie, zjedzonym wspólnie posiłku ;] U mnie picie krwi to używka. Nie jest wymagane do przeżycia. W końcu wampiry zaliczają się =do jednej z siedmiu wielkich ras, a to by je trochę upodlało Wink Na pewno wspomnę o tym w którymś z opowiadań ;p
Witaj,

Jako Czytelnik mam prawo takich rzeczy nie wiedzieć. Tym bardziej, że sugerujesz wprowadzenie nas do całkiem "normalnego" świata. Jeśli zaś jest inaczej - tak jak pisałam w poście powyżej - warto o tym wspomnieć, ponieważ przez to tekst nie zyskuje, a traci. Wprowadza w błąd Czytelnika, sprawia, że nie potrafi się odnaleźć. Pamiętaj - chodzi o Czytelnika, nie o Ciebie. To, że Ty wiesz, nie znaczy, że Czytelnik wie ^^

Jeśli poprawiłeś ten tekst i nie wrzuciłeś go na forum - moja praca była na darmo, a szkoda. Następnym razem proszę uszanuj pracę tych, którzy zadają sobie trud czytania i poprawiania tekstu i wrzuć aktualną wersję, lub regularnie odświeżaj tekst.

Zdania rozbudowane i złożone może fajnie i miło czyta się u profesjonalnych pisarzy, ale raczej ciężko u tych początkujących. Wystrzegaj się ich, by ułatwić swoim Czytelnikom odbiór tekstu. Przynajmniej w tej chwili.

Psychoanaliza wampirzycy i długa wstawka poszukiwacza skarbów na temat uzależnienia dalej do mnie w ogóle nie przemawiają w kontekście reszty tekstu, ale to tylko moje odczucie. Twój tekst, napiszesz jak uważasz.

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
postrzępionych jak płaszcze zjaw.
niczym palce wstającego z grobu kościotrupa
które dorównywały wesołością całej górze
zbite z zapleśniałych i rozsypujących się
różnego rodzaju budynki.
żadna ze wspomnianych wcześniej rzeczy
będąc przywiązany do belki, nie mógł się za bardzo sprzeciwić.
Problem z pogłębiającym się mrokiem został zażegnany…
były bardziej ponure niż nagrobki na cmentarzysku.
coś na wzór charkotu dzikiej bestii
Znam każdą rzecz, jaką pragniesz wywołać u swojej zdobyczy
poszukiwacz z figlarskim uśmieszkiem.
Aurin uderzył ją z pięści w głowę
zęby rzuciły się na jego szyję
okryty najróżniejszymi kocami i futrami
po czym przeszyła Aurina zaciekawionym spojrzeniem.
ale szybko sformowała nową odpowiedź.
dwóch zdań zalegała kpina
kabłąk o wyglądzie smoka
udało się wreszcie oderwać od tego oczy
przyjemności powalczenia z tobą,
żadna z tych rzeczy nie zwróciła uwagi Aurina tak bardzo, jak udało się to stojącym na stole potrawom
Wampirzyca wzruszyła frywolnie ramionami.

No to wynotowałem Ci co ciekawsze kwiatki. Nie powinny się one znaleźć w tekście, bo powodują dokładnie tyle że staje się infantylny. Tak czy inaczej miło by było gdybyś dodał temu tekstowi nieco tajemniczości.
Pomysł na to że krew jest dla Twojej wampirzycy używką jest znany, Pochodzi nawet bodaj z którejś z książek Sapkowskiego. Mieli tam takiego wampira na odwyku. Inna sprawa że w żaden sposób nie zasugerowałeś takiego właśnie rozwiązania.
W zasadzie czytając ten tekst trudno wyczuć o co Ci zasadniczo chodzi. Po pierwsze, próbujesz zbudować napięcie, ale zwroty w stylu "palce kościotrupa" czy "wyglądające jak kamienne nagrobki"
stanowczo temu nie służą. W mojej przynajmniej wyobraźni kojarzą się z kiepską jarmarczną dekoracją. Koleś łażący po zamczysku z "figlarskim" chociaż poprawnie jest "figlarnym" uśmiechem, patrzy mi co najmniej na Ciotę. Poza tym opis posiłku wraz z tym siorbaniem i klepaniem po brzuchu miał być chyba śmieszny, a zasadniczo niesmaczy. No a już mowa na temat uzależnień, podana w taki "podręcznikowy" sposób wydaje się być tam wsadzona na siłę.
Używasz sporo środków artystycznych, w szczególności porównań i przenośni. Niestety nazbyt często wychodzą (jak widzisz powyżej) dość "zabawne kwiatki.
Całość opowiadania leży niestety gdzieś na poziomie teletubisiowo, dobranockowym. Zdarzyła Ci się chyba również drobna nieścisłość, najpierw bohater idzie na wampirzycę ze srebrnym mieczem (co sugeruje że srebro jest dla wampirów zabójcze, a zaraz potem ona bawi się srebrną tacą jakby nigdy nic.

Tak czy inaczej moim skromnym zdaniem skwasiłeś to opko na całej linii. Może i sam pomysł poszukiwania klucza do umysłu jest niezły, idea wampirki pijaczki i elokwentnego poszukiwacza wydaje się interesujący, to już realizacja wyszła w wersji jarmarczno - odpustowej.

Zalecam zaprzyjaźnić się z tekstami klasyków fantasy i u nich podejrzeć jak budować napięcie, czy rozbawiać czytelników. To co tu zaprezentowałeś nadaje się do całkowitej przebudowy..
pozdrawiam serdecznie