Via Appia - Forum

Pełna wersja: Księżycowa opowieść [Sailor Moon/Czarodziejka z Księżyca]
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Słowo od autorki: Napisane pod wpływem chwili jakieś 3 lata temu. Mam straszny sentyment do tego Anime. Tekst jeszcze nie ukończony.

http://www.youtube.com/watch?v=9gGhkgKuc...re=related

Nie polecam czytać osobom, które nie widziały oryginału. Dziękuję za wytknięcie błędów, Sil.

- Przypomnij sobie… Przypomnij sobie kim naprawdę jesteś…
Głos w jego głowie rozbrzmiewał coraz bardziej rozpaczliwie. W końcu przerodził się w krzyk, by potem gwałtownie załamać się i zgasnąć. Usiadł na łóżku. Czuł jak zimny pot spływa mu w dół kręgosłupa cienkimi strużkami. Na zegarku mijała trzecia. Długo stał na balkonie, zaciskając dłonie na metalowej poręczy. Ogromna tarcza srebrzystego Księżyca wznosiła się nad zaspanym Tokio. Ten dziwny sen dręczył go już od tygodni. Wciąż ten sam głos. Te same złote, długie włosy rozwiane na wietrze i ten melancholijny księżycowy blask. Kim była dziewczyna, która płakała w jego snach?

Wysokie płomienie muskały powietrze w świątyni na obrzeżach miasta. Chram, w którym służyła wypełniała jej monotonna mantra. Kapłanka o czarnych włosach rozsypanych na ziemi, klęczała przy świętym ogniu. Widziała Strażniczki Planet, które walczyły z Cieniem i Chaosem, a Tokio rozsypuje się w pył. Wszędzie leżały rozszarpane, ludzkie szczątki na zniszczonych ulicach. Krew Strażniczek spływała po ruinach miasta. Cień pokrywał wyspy, powoli wpełzał do każdego zakamarka. Zabijał i niszczył. Chaos podążał tuż za nim. Wzburzał morze, zrywał olbrzymi wiatr, dudnił pod ziemią. Świat ginął na jej oczach, a ona nie mogła nic zrobić.

Światło monitora odbijało się w jej okularach. Dawno już przestała się uczyć. Od jakiegoś czasu bezmyślnie wpatrywała się w ekran, wsłuchując się w krople deszczu, uderzające o szybę. Ich miarowe dudnienie wypełniało ją spokojem. Odetchnęła głęboko, odchylając się w fotelu. Czekało ją jeszcze tyle nauki, a mimo to nie miała głowy, by wrócić do notatek. Jakiś dziwny niepokój wpełzał do jej duszy. I ten sen… Sen o wielkich balach w kryształowych komnatach wśród kryształowych arkad i białych lilii. Tyle razy już widziała marmurowe posadzki, posągi i płaskorzeźby, iż wydawało jej się, że każdy szczegół zna na pamięć. Ona też była wśród tych roześmianych ludzi wirujących w tańcu. Czyjeś silne ramiona obejmowały ją i tuliły do siebie. Czuła się, jak nigdy dotąd, spełniona i szczęśliwa.

Stała na dachu wieżowca. Wiatr szarpał nieubłaganie długimi, złotymi włosami. Ubrana była w lekką, wygodną zbroję. Na jej czole, pod gęstą grzywką, błyszczał żółtym światłem symbol planety Wenus. Nie miała czasu. Niebezpieczeństwo było blisko. Jednak jak miała ich odnaleźć w tym wielkim mieście? Gdzie miała szukać tych, w których ciałach błyszczały światła Planet?
- Gdzie jesteście? – wyszeptała prosto w pochmurną noc. – Pomóżcie mi…

Po raz kolejny przewróciła się z boku na bok. Nie umiała zasnąć. Niesforne kasztanowe kosmyki rozsypały się na poduszce. Wstała i zaparzyła sobie herbatę. Włączyła magnetofon, z głośników popłynęła wolna muzyka. Z rozkoszą wdychała słodkawą woń kwiatów, które stały w kolorowych donicach na parapetach, szafkach i podłodze. Nerwowym ruchem rozsunęła zasłony w oknie. Pełnia. To nie wróżyło niczego dobrego…

Ze snu wyrwał ją obraz rozszarpanej na strzępy kobiety, której długie, białe włosy przemoczone były purpurą krwi. W dłoniach wciąż jeszcze bezradnie ściskała królewskie berło. Wokół w tumanach kurzu leżały roztrzaskane kolumny arkad. Kryształowy pałac osuwał jej się do stóp, rozsypując dookoła deszcz ostrych, błyszczących odprysków. Gdzieś w oddali słyszała rozpaczliwe krzyki konających ludzi. Widziała wojska, którym dowodzili czterej Wielcy Generałowie. Ich walka i tak była z góry przegrana...

Kopała przed sobą mały, biały kamyk. Im dłużej szła, tym mocniej jej noga uderzała w jego chropowatą powierzchnię. Musiała się spieszyć, a nie wiedziała od czego zacząć. Poczucie bezsilności doprowadzało ją na skraj rozpaczy. Dopiero głośny klakson samochodu wyrwał ją z rozmyślań. W ostatniej sekundzie zrozumiała, że idzie środkiem ulicy, a prosto na nią jedzie rozpędzony samochód. Kiedy oprzytomniała, klęczała już na gorącej masce auta, a zza kierownicy przyglądał jej się zaskoczony mężczyzna o białych włosach. Długo nie mogła oderwać od niego oczu. Zsunęła się z maski i ruszyła biegiem w dół ulicy.
- Poczekaj! – Auto z piskiem opon ruszyło za nią. – Zaczekaj!
W tłumie ludzi zniknęła mu z oczu.

Przeglądając się w lustrze, energicznie czesała gęste włosy. Nagle zamarła w bezruchu. Tafla lustra zafalowała niczym woda, a z jej głębi gwałtownie buchnęło oślepiające, purpurowe światło. Przestraszona upadła na ziemię. Prosto ku niej zaczął wypełzać niespodziewanie czarny stwór o dwóch parach czerwonych ślepi. Ostre, wykrzywione szpony wbiły się błyskawicznie w udo dziewczyny, zalewając dywan ciepłą krwią. Bezradnie próbowała mu się wyszarpnąć, ale przycisnął ją swoim ciężarem do ziemi.
- Zdążyłem – mruknął gardłowym, chrypliwym głosem – Jeszcze nie wiesz…
Nie dokończył, bo niemalże w tym samym momencie z okien pokoju posypał się migotliwy deszcz stłuczonego szkła. Pośród roztańczonych na wietrze firanek stanęła przepiękna dziewczyna o złotych włosach.
- A więc to prawda… - Stwór cofnął się, wyszarpując szpony z nogi dziewczyny.
- Nie waż się jej więcej tknąć! – wykrzyknęła Strażniczka, wyciągając przed siebie otwartą dłoń, z której wydobyło się na początku żółte światło, a w chwilę potem długi, kryształowy miecz.
- Już i tak jest za późno – wyskrzeczał stwór, cofając się gwałtownie w stronę lustra. – Zawiodłaś Strażniczko!
Dziewczyna nie czekała dłużej, błyskawicznie podskoczyła niemalże pod sam sufit, by potem ze świstem opaść prosto na potwora, zatapiając w nim błyszczący miecz.

- Stało się - wyszeptała pobladłymi wargami.
Blask świętego ognia rozjaśniał naokoło mrok starego chramu. Od pewnego czasu zdecydowanie za długo medytowała. Klasnęła w dłonie i pokłoniła się nisko. Powoli wyszła na zewnątrz świątyni. Nogi uginały się pod nią, nie ze zmęczenia, tylko z emocji, które nagle wlały się w jej serce. Dwa czarne, duże kruki zatoczyły nad jej głową krąg, by potem przycupnąć przy niej. Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dziękuję, że czekałyście. Poczułam wielką moc burzy, która przebudziła się w tym mieście, ale było blisko niej jeszcze coś innego… Coś, co znam z moich snów…

Długo przypatrywała się dziewczynie, która z zabandażowaną nogą leżała na łóżku, nie umiejąc wydobyć z siebie słowa.
- Demon miał rację. Nie zdążyłam cię odnaleźć i ochronić – Wenus przerwała milczenie, wstając. Jej kocie ruchy wprawiały w oszołomienie wysoką brunetkę noszącą kolczyki w kształcie róż.
- Uratowałaś mi życie – powiedziała cicho.
Złotowłosa odwróciła ku niej twarz. W jej oczach odnalazła smutek i zwątpienie.
- Wciąż mam do odnalezienia trzy Strażniczki…
- Ja niczego nie rozumiem… - wyjąkała. – Kim jesteś? Czym był ten stwór, którego nazywasz Demonem? Co się tu stało…? Wytłumacz mi… Co się tu dzieje?!
- Mam na imię Minako. Jestem Strażniczką Planety Wenus. Przebudziłam się na Ziemi, by odnaleźć swoje towarzyszki, pozostałe Strażniczki Układu Słonecznego. Ludzi, którzy w swych sercach noszą prastare światło Planet.
- A co ja… Co ja mam z tym wspólnego?
- Ty również jesteś Strażniczką. – Minako przykucnęła przy łóżku, biorąc w obie dłonie jej twarz. – W tobie dziś obudziła się moc największej planety Układu Słonecznego, Jowisza.
- To niemożliwe! – przerwała, wyszarpując się z jej objęcia. – Kłamiesz! Oszalałaś!
- Pokażę ci coś. – Minako wyciągnęła skrzyżowane dłonie na wysokość czoła. W tej samej chwili oślepiający, ciepły blask otoczył jej ciało unosząc długie włosy ku górze. Kiedy w pokoju znów zapanował półmrok stała w nim Strażniczka Planety Wenus.
- Czy teraz mi wierzysz, Strażniczko? – spytała łagodnie. – Czy to wystarczy?

Zamówiła sobie gorącą czekoladę. Uwielbiała przesiadywać tu, w malutkiej kawiarni na końcu ulicy, w długich przerwach między zajęciami. Mogła odpocząć od zgiełku przepełnionych korytarzy szkoły i w spokoju wczytywać się w książki. Od pewnego czasu bardzo zainteresowała ją symbolika, mitologia i astrologia. Godzinami czytała stare, opasłe tomy przepełnione różnymi bóstwami, demonami, nimfami i magami. Powoli poznawała nie tylko japońskie mity, ale także różnorodne mity z Europy. Z wypiekami na twarzy odkrywała historie mądrego Boga Merkurego, przepięknej Bogini Wenus, czy silnego Boga Jowisza. Płakała i cieszyła się z nimi. Nie mogła uwierzyć, że tak bardzo się do nich przywiązała. Przyjemne ciepło rozpływało się w sercu, kiedy czytała o Olimpie i o wspaniałościach tamtego dworu i za każdym razem, kiedy przymykała oczy pod powiekami widziała wspaniałe komnaty wypełnione cudowną wonią białych lilii i kadzideł…

- Wszystko w porządku? – Chłopak w okularach pochylał się nad nią, wyraźnie zaniepokojony jej zachowaniem.
- T- tak… - mruknęła. – Zamyśliłam się. Nic takiego.
- Ostatnio dość często ci się to zdarza. Czy coś się stało? Mogę ci jakoś pomóc?
- Dziękuję – uśmiechnęła się do niego tak słodko, jak tylko potrafiła. – Poradzę sobie. To tylko głupie sny na jawie.
- Jakie sny?
- Sny o… - zawahała się. On i tak by tego nie zrozumiał. Zawsze mogła liczyć na Umino, ale tego, co działo się z nią od pewnego czasu, nawet on nie potrafiłby pojąć. Ciągle powracające sny o krwi, śmierci, walce… Co mogły znaczyć? Co miały jej przekazać? Nie zrozumiałby tego. – Nieważne. Muszę już lecieć. Do zobaczenia jutro.
Bezsilnie patrzył jak znika za rogiem szkoły, zostawiając go samego na dziedzińcu. Biegła tak szybko jak tylko potrafiła. Wierzchem dłoni wycierała łzy, nie patrząc gdzie biegnie. Przystanęła dopiero w parku miejskim nad wielkim jeziorem. O tej porze dnia nie było tu nikogo. Pochlipując jeszcze usiadła na betonowym murku otaczającym wodę. Jej słone łzy roztrzaskiwały się o zimną taflę jeziora. Straciła poczucie czasu. Zupełnie zapomniała, gdzie jest i dlaczego właśnie tu przyszła. Kiedy w odbiciu wody zobaczyła nagle na swoim czole lśniący diadem, zamarła w bezruchu. Jak to możliwe? Przestraszona chciała się cofnąć, ale w tym samym momencie ciemność przysłoniła jej oczy. Tracąc przytomność osunęła się w ramiona jeziora.

- Dziadku – szepnęła kapłanka o czarnych włosach. – już niebawem stanie się coś niedobrego. Widzę to w płomieniach świętego ognia.
Starzec o długiej, białej brodzie, siedzący w postawie lotosu naprzeciwko złotego, wielkiego pomnika Buddy, otworzył powoli oczy. Otaczały go płonące świece i gęsty dym kadzideł. Mnich podniósł się powoli i usiadł naprzeciwko niej, biorąc jej blade dłonie w pomarszczone ręce.
- Nadszedł czas, moje dziecko - szepnął, wpatrując się w jej czarne oczy. – Musisz otworzyć swoje serce na to, co widzisz w płomieniach.
- Widziałam Strażniczki Planet Układu Słonecznego. Walczyły z Cieniem i Chaosem, które przejęły władzę nad światem, zniszczyły go i pochłonęły ludzkość. Nie rozumiem…
- Rei, w twej duszy płonie wielka moc, która od niedawna burzy się i kotłuje, gdyż czas, który rozstrzygnie o losach tego świata, jest bliski.
- Ale dziadku! – po jej bladych policzkach popłynęły łzy. – Jak ja mogę mieć na to wpływ? Jak mogę walczyć? Nie wiem jak!
- Nie martw się, Rei, nie będziesz sama...

Wpatrywał się w zachód Słońca. Tutaj, nad morzem, to oszałamiające widowisko było mu szczególnie bliskie. Między palcami prawej dłoni prześlizgiwały się ziarenka piasku. Wciąż jeszcze słyszał dźwięk klaksonu, kiedy wyrwany z rozmyślań w ostatniej chwili zobaczył ją na środku ulicy. Jak ona to zrobiła, że z taką łatwością udało jej się podskoczyć i bezpiecznie wylądować na masce samochodu? Do tej pory czuł subtelny zapach jej perfum, wciąż jeszcze pod powiekami miał połysk jej przecudnych, długich włosów. Ile by tylko dał, by jeszcze raz móc ją zobaczyć! W tej dziewczynie było coś niepowtarzalnego, coś, co obudziło w nim dawno zapomnianą tęsknotę. Kamień, który cisnął w fale utonął z pluskiem w morskiej pianie. Nie pamiętał wielu rzeczy w swoim życiu, nigdy nie czuł się z nikim, ani niczym związany, wciąż zmieniał mieszkania i dziewczyny. Do niczego nie tęsknił, nigdy specjalnie się nie starał. W ludziach wzbudzał zaufanie i poczucie bezpieczeństwa, kolejne sukcesy zawodowe przychodziły mu z łatwością, ale nie dawały satysfakcji. Dziś przez ten ułamek sekundy, w jakiś przedziwny sposób, ona dała mu punkt zaczepienia. Punkt, dzięki któremu mógł odbić się od dna.
- Tu jesteś, Kunzite! - Mężczyzna o kręconych, brązowych włosach opadających na ramiona, usiadł koło niego na piasku. – Znowu rozmyślasz?
- Dzisiaj spotkałem dziewczynę o złotych włosach. Jeszcze nigdy, nie pragnąłem kogoś tak bardzo, jak jej wtedy... A widziałem ją przecież zaledwie przez chwilę. Neflite – westchnął ciężko – Pamiętasz nasze dzieciństwo? Choć mały szczegół?
- Straciliśmy pamięć. Obudziliśmy się na tej plaży, bez wspomnień, zupełnie wycieńczeni i bezradni. Nigdy nie natrafiliśmy na ślady naszych przyjaciół, rodziny czy przodków.
- Kim my jesteśmy, Neflite? Kim byliśmy kiedyś?

Przeraźliwy krzyk. Wokół gorąco buchających ku niebu płomieni. Trzask pękających arkad, ogłuszający grzmot walących się świątyń i krużganków. Gdzieś w oddali okrzyki walczących i chrzęst krzyżujących się mieczy. Kobieta o rudych włosach na czele małego oddziału biegła prosto na wysunięte do przodu włócznie wojowników. W ostatniej chwili, zanim potężnym uderzeniem połamała miecz jednego z rycerzy, odwróciła ku niej twarz, a w jej oczach odnalazła determinację zmieszaną z przerażającą rozpaczą…
W tej samej chwili jeszcze mokra od wody z jeziora obudziła się w czyimś miękkim łóżku. Niepewnie, otuliwszy się prześcieradłem, wstała. Za wysokim oknem rozciągało się u jej stóp Tokio pogrążone we śnie. Tylko tarcza Księżyca rozjaśniała miasto nieświadome zbliżającego się niebezpieczeństwa. Drzwi pokoju uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Przestraszona odwróciła się, by spojrzeć prosto w błękitne oczy wysokiego mężczyzny. Serce w jej piersi zabiło niespokojnie. Przez chwilę stał przy niej, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Znała te oczy. Kiedyś już się w nie wpatrywała. Były jej takie bliskie, takie znajome…
Witaj,
Dzięki kochana Sil Big Grin Dzięki za kwiatuszki, nie sądziłam, że aż tyle ich znajdziesz! (o zgrozo)
Tekst jest stary, zanim wstawię następną część na pewno do niego zaglądnę, bo okazuje się, żeby uniknąć kolejnych kwiatków w mym ogrodzie Tongue
Dzięki za czas!
Lilith
Przeczytałam sobie raz jeszcze (ale tą dłuższą wersję, u nas Wink ) i mam nadzieje że tu szybciej doczekam cię na ciąg dalszy, ponieważ do ogółu zdania wciąż nie zmieniłam: jest świetnie, przypomina dzieciństwo, i nawet ten chaos mi się podoba, choć - jak głównie u Ciebie - rozdrobnienie troszku drażni.
(Błędów wytykać nie będę bo nie czuję się dziś na siłach, poza tym ktoś już się tym zajął i pewnie jeszcze ktoś zajmie Wink )
Słowo od autorki: To jest moja alternatywna wizja historii "Bishoujo Senshi Sailor Moon". Nie będzie Luny, ani Artemisa. Raczej nie pojawi się też Uran, Neptun i Pluton oraz cała masa innych wątków, których nie wymieniłam w tej chwili. Bohaterki w związku z tym będą miały też trochę inny charakter.

http://www.youtube.com/watch?v=HH2pOUxmAHM&feature=fvst

Wpatrywał się w złotowłosą z intensywnością, która jego samego zadziwiała. Czuł jak od tej drobnej dziewczyny bije niesamowita siła. Moc pełna ciepła, niczym jasne światło Księżyca w bezchmurną noc. Gdy zobaczył ją osuwającą się do jeziora bez zastanowienia wskoczył za nią. Czuł, że musi jej pomóc, że nie może zostawić tak po prostu w szpitalu i odejść. Musiał z nią porozmawiać, gdyż mogła stać się kluczem do jego przeszłości. Kiedy dotknął złotych włosów opadających jej niesfornie na czoło przez ciało przebiegł przyjemny dreszcz, a ciepło wypełniło jego duszę. Nagle poczuł nieodpartą ochotę by ją do siebie przytulić i już nigdy więcej nie wypuścić.

- Weź mnie za rękę. Teraz, kiedy już wiem kim jesteś, może nam się udać.
- Obiecaj mi tylko – Makoto mocno uścisnęła jej dłoń – że cokolwiek się stanie, ty mnie nie puścisz…
- Nie martw się. Jestem tu, by cię poprowadzić. – Minako zamknęła oczy. – Moja patronko, uzdrowicielko dusz zbłąkanych i słabych, wlej we mnie swą moc!
W tym samym momencie Makoto zobaczyła, jak ciało jej towarzyszki oplata ciepły, żółty wiatr. Symbol na czole Minako błyszczał tak jasnym światłem, że musiała zamknąć powieki. Kiedy odważyła się otworzyć oczy, obydwie szybowały we mgle. Strażniczka Planety Wenus ubrana była w przepiękną zbroję, u jej ramion wyrosły wielkie, anielskie skrzydła. Była taka piękna! Mgła gęstniała z każdą chwilą.
- Gdzie my lecimy? – wyszeptała, bojąc się powiedzieć coś głośniej.
- Zamknij oczy, Makoto. Pozwól się nieść energii, która zaprowadzi nas do tych, którzy z nami dzielą los.

Kiedy zobaczył ją wśród wzburzonych fal morza oniemiał z przerażenia. Z mokrymi włosami opadającymi do kolan broczyła w wodzie, słaniając się na nogach. Bez zastanowienia wbiegł prosto w morze. Słyszał za sobą Neflite, on też wskoczył do wody, bo ze złotowłosą dziewczyną szedł ktoś jeszcze, z trudem walcząc przeciwko falom. W ostatniej chwili pochwycił ją w ramiona. Dziewczyna o lśniącym znaku na czole była zupełnie wyczerpana. Ufnie oparła mu głowę na ramieniu.
- Kunzite – wyszeptała załamującym się głosem zanim straciła przytomność.

- Ami? Ami Mizuno? – Jakiś nieznajomy napisał do niej na komunikatorze internetowym.
Przetarła zmęczone oczy wierzchem dłoni. Było już późno w nocy, nie spodziewała się, że jeszcze ktokolwiek do niej napisze. Mozart rozbrzmiewał w słuchawkach, a ona była pogrążona w mitologii celtyckiej.
- Skąd wiesz jak mam na imię? Znamy się? – zapytała.
- Musimy się spotkać – dostała tylko w odpowiedzi. – To ważne.
- Przepraszam, ale nie rozumiem o co chodzi.
- Nie bez powodu wczytujesz się w mitologię i szukasz odpowiedzi na pytanie kim naprawdę jesteś.
Ami zamarła w bezruchu. Skąd wiedział? Kim był?
- Czujesz, że zbliża się wielkie niebezpieczeństwo. Dręczy nas ten sam niepokój.
- Kim jesteś?
- Ja również jeszcze tego nie wiem. Spotkajmy się pod twoją szkołą. Nie czekajmy z tym do rana.

Położył ją ostrożnie na łóżku. Delikatne ciało było całe skostniałe od lodowatej, morskiej wody. Niecierpliwie wycierał mokrą skórę ręcznikiem. Kiedy jej dotykał przechodził przez niego ciepły prąd, który wędrował prosto do mózgu, oszałamiając go przyjemnością i rozkoszą. Była niespotykanie piękna i promieniowała od niej taka dobra energia. Pochylił się, by zetrzeć z jej czoła krople wody. Na chwilę zastygł w bezruchu, wahając się, czy nie dotknąć jej miękkich warg, skosztować zakazanego owocu. Jednakże niemal w tym samym momencie weszła do pokoju wysoka brunetka, która razem ze złotowłosą, broczyła w morzu. Sine z zimna ciało otuliła długim kocem.
- Jak ona się czuje? – głos jej się załamał. – Czy coś jej się stało?
- Poradzi sobie. - Kunzite wyprostował się i wyszedł z pokoju, zostawiając Minako pod ciepłą kołdrą.
W pokoju obok siedział Neflite. W dłoniach trzymał kubek z gorącą herbatą. Podał go Makoto. Kunzite pierwszy raz widział w oczach swego brata tak niesamowity spokój, a jednocześnie tęsknotę. W pokoju panował półmrok. Na wysokim świeczniku w kącie płonęły świece.
- Co się stało? – zapytał w końcu, kiedy milczenie przeciągało się w nieskończoność.
Makoto popatrzyła na niego, przytrzymując kubek przy pobladłych ustach.
- Jesteśmy Strażniczkami – wyszeptała nagle z pewnością, która ją zadziwiła. – Naszym zadaniem jest ochrona Srebrnego Kryształu i Księżniczki.
- Strażniczki? – powtórzył Neflite.
- To dlatego na jej czole błyszczał jasny znak?
- Jest Strażniczką Planety Wenus. Powiedziała mi, że odnajdziemy tych, którzy dzielą z nami to samo przeznaczenie. Czy wy jesteście tymi, których szukałyśmy?

Co ją tu przygnało? Dlaczego przyszła pod opustoszały budynek szkoły, żeby spotkać się z kimś z kim wymieniła zaledwie kilka słów? Było jej zimno. Niecierpliwie ocierała o siebie ramiona. Skąd wiedział o niepokoju, który trawił ją od środka? Skąd wiedział, że nie wie kim jest naprawdę? Zamarła w bezruchu, kiedy nagle z ciemności wyłoniła się sylwetka wysokiego mężczyzny o blond włosach, spiętych w luźny koński ogon. Oszołomiona cofnęła się pod ścianę szkoły. W nagłych błyskach jasnego światła widziała obrazy pełne białych lilii, płonących świec i dymu kadzideł. Widziała kryształowy pałac pełen arkad, kolumn i opadających do ziemi kaskadami bluszczy. Bezsilnie złapała się za głowę. Nie rozumiała skąd brały się te obrazy w jej umyśle i dlaczego właśnie on uwolnił je z jej serca. Nagle ziemia zatrzęsła się i popękała. W chwilę potem rozwarła się na środku dziedzińca, oddzielając ją od tajemniczego mężczyzny. Pisnęła przerażona. Strach sparaliżował ciało. Smolisty demon o czerwonych ślepiach błyskawicznie wypełznął ze szczeliny i z wyciągniętymi szponami rzucił się na nią. Ami zdążyła już tylko zasłonić twarz ramionami. Przedziwna moc, niczym rwący strumień wylała się z jej serca, wypełniając duszę uderzeniem silniejszym niż morska fala. Demon wycofał się gwałtownie, skrzecząc niczym zraniony zwierz, a kiedy odważyła się uchylić powieki zobaczyła nad sobą już tylko nieznajomego mężczyznę.
- Co się stało? – wyjąkała.
- Demon nie żyje – uśmiechnął się, mrużąc oczy przed błękitnym światłem wydobywającym się ze znaku na jej czole. – Tak bardzo się cieszę…

Poderwała się na łóżku, łapiąc łapczywie zimne powietrze zbliżającego się poranka w płuca. Coś się stało… Coś czego nie umiała sobie wyobrazić, bo było jej zupełnie obce, a jednak tak bardzo bliskie i znajome. Nagła ulewa spadła na miasto. Uderzała miarowo wielkimi kroplami o szyby mieszkania nieznajomego mężczyzny, który uratował ją przed utonięciem.
- Czujesz to samo, co ja? Energię wody, która zbudziła się tej nocy mieście? – spytał, otwierając powoli oczy.
Dziewczyna kiwnęła głową, a po jej policzkach popłynęły łzy. Zakryła twarz dłońmi, a on przytulił ją mocno do siebie.
- Nie jestem w stanie dać odpowiedzi na dręczące cię pytania. Sam mam sny, których nie umiem wytłumaczyć. Dopiero od niedawna wizje stały się wręcz nie do zniesienia.
- Niebezpieczeństwo czai się w tym mieście – wyszeptała, ocierając wierzchem dłoni łzy. – I jeśli łączą nas te same sny to…
Ogłuszający grzmot przerwał jej w połowie zdania. Skuliła się w jego ramionach. Było jej tak dobrze. Tak dobrze, że nie musiała znać nawet jego imienia…

Neflite i Makoto już dawno spali. Za oknami szum ulewy mieszał się z grzmotami piorunów. Wyłączył lampkę nocną i zapalił kilka świeczek na nocnym stoliku. Sen nie nadchodził. Dręczyły go dziwne myśli. Niepokój nie pozwalał spokojnie usiąść w fotelu. Długo stał w oknie, wpatrując się w błyskawice rozpruwające niebo.
Coś ty ze mną zrobiła? - pomyślał rozpaczliwie, siadając koło niej na łóżku. – Coś ty uczyniła, że nie mogę spać i myśleć? Skąd wzięłaś sobie prawo, by wtargnąć do mojego życia i przewrócić je do góry nogami? Nie znam cię. Nie wiem kim jesteś. A jeszcze nikt nie poruszał tak mocno wszystkimi strunami mej duszy. Obudź się. Wróć do mnie i powiedz kim jesteś! Proszę, obudź się!
Niespodziewanie symbol Wenus na czole dziewczyny zabłysnął żółtym światłem. Kunzite uśmiechnął się. Powolnym ruchem pochylił się nad nią i złożył na nim pocałunek.

Szedł pośród gęstej mgły. Wokół szarobłękitne chmury rozmywały się, to znów wyłaniały z niczego. Miał przeraźliwe poczucie zupełnego osamotnienia i zagubienia. Bez celu błądził w tym przedziwnym pustkowiu, nie wiedząc którędy iść, ani jak długo już tak kręci się w kółko. Kiedy nagle z tej kompletnej ciszy wyrwał go dźwięczny śmiech dziewczyny, nie zastanawiał się długo i ruszył biegiem w kierunku, z którego dochodził. Nagle mgły rozstąpiły się gwałtownie, ukazując jego oczom przepiękny pałac osnuty gęstymi niebieskimi chmurami. Wysokie strzeliste wieże błyszczały migotliwie w smugach promieni słonecznych. Zapach czerwonych róż, które otaczały cały zamek unosił się w powietrzu. Powoli wszedł na trakt, wzdłuż którego ciągnęły się wysokie arkady porośnięte ciemnozielonym bluszczem. Wejście na dziedziniec zagradzali dwaj rycerze. Przestraszył się, że go nie przepuszczą, ale ku swojemu zdziwieniu uklękli przed nim, przykładając prawą dłoń do serca. Kiedy przeszedł przez bramę w twarz buchnęła przepiękna woń róż. Jego oczom ukazał się wielki plac pełen marmurowych arkad i posągów. W sercu dziedzińca stała marmurowa fontanna. Woda szumiała przyjemnie, mieszając się ze śmiechem dziewczyny, która nagle wybiegła mu naprzeciw. Jej długie, złote włosy falowały na wietrze. Błękitny diadem spinał je na czole w misterne warkocze. Miała na sobie niemal przeźroczystą suknię, podobną do rzymskich tunik.
- Kunzite! – wykrzyknęła, wyciągając ku niemu ramiona. – Nareszcie wróciłeś!

Rei skostniały nogi. Bez wytchnienia recytowała mantrę, która burzyła ciszę starego chramu. Dwa czarne kruki przycupnęły na gałęziach kwitnących wiśni, wyczekując końca ulewy. Płomienie świętego ognia z trzaskiem wzbijały się ku niebu. Wyczuwała niebezpieczeństwo, coś miało się stać, już niebawem… Zanim zrozumiała, co się dzieje ogień buchnął nową siłą, a z jego wnętrza wyszedł wysoki blondyn o ciemnych oczach. Rei pisnęła, upadając na plecy.
- Nareszcie. Nareszcie cię znalazłem.
- Kim jesteś? - krzyknęła, składając palce do buddyjskiego znaku odpędzającego złe Demony. – Co tutaj robisz?
- Nie pamiętasz mnie? Przypomnij sobie wizje, w których upada Księżycowe Królestwo. Przypomnij sobie wojska ścierające się w śmiertelnej walce. Jestem jednym z tych, którzy stali po twojej stronie…
- Już niebawem spotkasz się z tymi, którzy towarzyszyli ci od pradawnych czasów. – Szedł obok niej wzdłuż wzburzonego morza. – Czas apokalipsy musi być blisko.
Ami wpatrywała się w swoje otwarte dłonie, o które roztrzaskiwał się deszcz. Moc wody kotłowała się w niej, żądając ujścia z ciasnego ciała dziewczyny.
- Nie rozumiem, Zoisite. Nie mam władzy nad wodą. Przecież z naukowego punktu widzenia to zupełnie niemożliwe.
- Musisz uwierzyć, Ami. Wyczuwam w tobie ogromną siłę. Wierzę, że zgodnie z przepowiednią jesteś jedną ze Strażniczek Układu Słonecznego. Wierzę, że jesteś Strażniczką Planety Merkury.
Dziewczyna przystanęła na środku plaży pośród wysokich kamieni grubo ociosanych przez fale. Przymknęła oczy, czując jak drży każdy skrawek jej ciała. Z całej siły zacisnęła dłonie w pięści, tak że paznokcie przebiły skórę, a krew pociekła wąską strużką na piasek.
Jeśli to prawda – pomyślała – Jeśli ta moc we mnie naprawdę istnieje, muszę mieć na to dowód, muszę to zobaczyć…
Coś w głębi duszy podpowiedziało jej, że ma skrzyżować wyprostowane dłonie na wysokości czoła.Wtem wirująca kula wody otoczyła ciało dziewczyny, sprawiając, że na chwilę zniknęła Zoisite z oczu. W chwilę potem stała przed nim ubrana w lekką zbroję koloru błękitnego nieba. Na czole mienił się symbol planety Merkury.
- Mocy we mnie zrodzona – wyszeptała, wyciągając przed siebie otwarte dłonie. – Pozwól mi zobaczyć twą potęgę.
Morze zamarło. Fale ucichły, a kiedy tafla wody stała się bardziej równa od lustra z jej głębi wydobył się potworny grzmot, który sprawił, że Zoisite zamarł w bezruchu. Ami zatoczyła krąg otwartymi dłońmi, a potem uniosła je ku niebu. Gigantyczny słup rozszalałej wody wzbił się niczym świder w niebo. Wir, który stworzył cofnął morze spod stóp Strażniczki o kilkadziesiąt metrów, a huk tego widowiska zagłuszył nawet grzmot potężnych błyskawic.
- Zoisite! – Łzy na jej policzkach mieszały się z kroplami deszczu. – Więc to prawda… Jestem Strażniczką!

Neflite zbiegał po schodach tak szybko jak tylko pozwalało mu na to zmęczenie. Obokbiegła Makoto. Kiedy stanęli przed betonowym blokowiskien wybudowanym tuż przy plaży, chwycił ją za dłoń, by potem razem pognać prosto w stronę morza, gdzie ku niebu wzbijała się kolumna lodowatej wody.
- To musi być dzieło Strażniczki! – wykrzyknęła, by usłyszał choć część z tego, co mówi.
Musieli ją odnaleźć. Ich towarzyszka była tak blisko. Ostry wiatr szarpał kasztanowymi włosami Makoto. Piasek, który ze świstem wirował w powietrzu, ranił boleśnie twarz i dłonie. Nagle woda opadła z łomotem w morze. Ogłuszający huk ustał tak gwałtownie, że cisza wydawała im się teraz nieprawdopodobna. Kiedy wpadli między strzeliste kamienie ich oczom ukazał się mężczyzna o długich blond włosach, trzymający w objęciach omdlałą dziewczynę.
- Neflite? – jęknął – Neflite, to naprawdę ty?!

Pałac płonął. Kolumny, pod naporem tajemniczej ciemnej energii, pękały i roztrzaskiwały się w pył. Srebrzyste witraże w wysokich oknach niczym deszcz sypały się na zakrwawioną ziemię. Zapach krwi i rozpaczliwe krzyki wypełniały powietrze tamtej przeraźliwej nocy. Biegła krużgankami pełnymi rozszarpanych ciał. Z jej licznych ran ciekła gorąca krew. Musiała się spieszyć. Koniec Księżycowego Królestwa był bliski i jeśli szybko niczego nie zrobi, księżycowe milenium zostanie na zawsze zniszczone. Jeszcze tylko chwila, a znajdzie się w świątyni. Nagle drogę zagrodził jej olbrzymi czarny stwór o czerwonych ślepiach. Cofnęła się z cichym jękiem. Stwór ryknął i rzucił się na nią,wyciągając ku niej ostre szpony. Nie ma najmniejszych szans.
- Królowo Selenity! – usłyszała tylko zanim żółty strumień energii przebił bok czarnego Demona.
- Wenus! – szepnęła, podnosząc się z ziemi.
Nie oglądając się już za siebie ruszyła biegiem w stronę świątyni. Widziała ciężkie rany na ciele Strażniczki, wyczuwała jak słabnie i gaśnie jej moc. Musiała się spieszyć, jeśli miała jeszcze uratować tych, którzy resztkami sił bronili tego, co było dla nich najważniejsze. Świątynia trzęsła się w posadach. Kryształ znajdujący się w jej sercu popękał i stracił dawny blask. Selenity upadła przed nim na kolana, podnosząc zakrwawione dłonie ku niebu.
- Wysłuchaj mą modlitwę, gdy klęcząc przed twym ołtarzem, wznoszę krzyk o pomoc do ciebie. Duszo Księżyca, przebudź się i dodaj nam sił, byśmy mogli pokonać zło Ziemi! Obudź się nasz opiekunie, obudź się nasz ojcze! Obudź się nasz przewodniku, obudź się Strażniku prastarych rytuałów!
W tym samym momencie popękany kryształ znów zaczął lśnić srebrzystym blaskiem. Po policzkach Selenity popłynęły krwawe łzy. Coraz rozpaczliwiej wzywała moce Księżyca o pomoc, kiedy nagle wysokie wrota prowadzące do świątyni, rozwarły się z łomotem. W zakrwawionej sukni, z potarganymi rudymi włosami, oparła się o jedną z wielu kolumn.
- Beryl? - wyjąkała Selenity.
- Nadszedł koniec starego Księżycowego Królestwa… - Szła powoli w kierunku kryształu. – Muszę zniszczyć to, co stare, by móc wybudować nowe.
- Czyli to ty? – Łzy Selenity opadały na kryształową posadzkę. – To ty sprowadziłaś na nas zagładę?
- Z oczyszczającej kąpieli krwi narodzi się nowa moc Srebrnego Globu. – Zanim zrozumiała, co robi uniosła nad głowę ciężki miecz.
- Nie! – W ostatniej chwili zasłoniła kryształ.
Miecz Beryl zatopił się w ciele Selenity, rozbryzgując jej krew na ścianach świątyni. Królowa wielkiego Księżycowego Królestwa nie żyła…

Gorzkie łzy spływały po policzkach Rei. Jedite klęczał obok, a światło płomieni bawiło się cieniami na jego męskiej twarzy.
- Przepraszam. Byłem zmuszony do pokazania ci przeszłości, byś mi uwierzyła. Nie mamy czasu, Strażniczko. Musimy odnaleźć naszych towarzyszy i ylko z tobą będę mógł wyruszyć na poszukiwanie.
Powoli docierało do niej znaczenie tych wszystkich wizji, które widziała w świętym ogniu. Otarła łzy. Jedite przytulił ją opiekuńczo.
- Musisz mi teraz zaufać – szepnął – Zamknij oczy i skup się na biciu mojego serca. Zapomnij o wszystkim innym. Teraz, przy tobie, jestem już tylko ja…
Unieśli się w powietrzu, a potem w czerwonym wirze energii zniknęli w ciemnościach. Kiedy się obudziła Jedite trzymał ją mocno w ramionach. Miarowe uderzenia jego wielkich skrzydeł wydawały się takie nieprawdopodobne. Przepłynęli przez sufit przytulnego mieszkania i stanęli pośrodku dużego salonu oświeconego światłem świec. Niemal w tym samym momencie drzwi pokoju otworzyły się gwałtownie, a do środka wbiegł mężczyzna o ciemnych włosach i błękitnych oczach. Jedite postawił delikatnie Rei na ziemi i uklęknął na jedno kolano, dotykając prawą dłonią serca.
- Bądź pozdrowiony, Książe Endymionie.

- Nie chcę wracać – szeptał, tuląc ją do siebie i całując jej złote włosy. – Nie możemy tu po prostu zostać?
Wenus uśmiechnęła się łagodnie i pocałowała go w czoło.
- Najdroższy, jeśli nie wrócimy na Ziemię pozwolimy, by Chaos i Cień ją zniszczyły.
- Co nas to obchodzi? Nie troszczmy się o Ziemię. Ona jest tak daleko!
- Zabawne, że mówisz to akurat ty. Przywódca Czterech Wielkich Generałów Ziemi.
- Nie chcę żebyś cierpiała. Nie chcę żebyś musiała znów walczyć.
- To moje zadanie, Kunzite. Ty chronisz Księcia Endymiona, ja muszę ochraniać Księżniczkę Selenity. Wiesz, że nie ma ucieczki przed przeznaczeniem…

- Nareszcie! – Makoto ze łzami w oczach wpatrywała się w twarz Minako. – Nareszcie się obudziłaś!
- Jowiszu. – Minako podniosła się na łóżku. – Jak dobrze was widzieć.
Kunzite przyglądał się z niedowierzaniem Zoisite i Ami, którzy również stali przy nich. Zebrali się więc już niemal wszyscy. Minako naprawdę udało się ich odnaleźć. Teraz została im do odszukania tylko Strażniczka Planety Mars. Kiedy o tym myślał ziemia zatrzęsła się potężnie.
- Co się dzieje? – Ami kurczowo uchwyciła się framugi drzwi.
- Minako! Popatrz! – Makoto drżącą dłonią pokazała na czarnego, olbrzymiego Demona, który brocząc we wzburzonym morzu szedł prosto w stronę plaży.
- Zostańcie tu. – Wenus skrzyżowała dłonie na wysokości czoła, przemieniając się w Strażniczkę. – Poradzę sobie sama.
- Nie zostawię cię, Minako! – wykrzyknęła Makoto, przytrzymując ją. – Musimy trzymać się razem. Tylko razem go pokonamy.
- Wiesz, że ani ty ani Ami, nie potraficie opanować jeszcze mocy, którą posiadacie. Nie chcę narażać was na niebezpieczeństwo.
- Makoto ma rację. – Kunzite wstał. – Ten potwór jest zbyt potężny, ty też jeszcze nie walczyłaś z tak ogromnym Demonem.
- Nie mogę ryzykować, tym bardziej teraz, kiedy was odnalazłam – przerwała mu. – Neflite, proszę, zatrzymaj ich!
Zanim ktokolwiek mógł zaprotestować Minako otworzyła drzwi balkonowe i ze świstem zeskoczyła z piątego piętra. Kiedy przykucnęła na jednym kolanie owinęła ją jaskrawa żółta aura. Gigantyczny Demon ruszył na nią z rykiem. W ostatniej chwili udało jej się odskoczyć i odciągnąć go od bloku mieszkalnego. Ludzie nie mogli go co prawda zobaczyć, jednak odczuwali teraz potężne trzęsienie ziemi. W końcu zatrzymała się na ogromnej skarpie wychodzącej głęboko w morze. Wyciągnęła przed siebie otwartą dłoń, z której wysunął się długi, kryształowy miecz. Demon nie kazał długo na siebie czekać. Z impetem uderzył wielką łapą w skarpę, jednak Wenus zdążyła odskoczyć. Ze świstem opadała prosto na niego, by błyszczącym mieczem rozpruć jego ramię. Czarna maź buchnęła z wnętrza potwora.
- Mocy Wenus! – wykrzyknęła, unosząc miecz ku niebu.
Jasny słup świetlistej energii owinął dziewczynę. Demon zamachnął się wściekle szponiastą łapą, chcąc ją strącić w kotłujące się w dole fale. Minako z całej siły zaparła się o kamienie i wyciągniętym przed siebie rozżarzonym ostrzem rozcięła twardą skórę stwora. Siła uderzenia była jednak tak duża, że kamienie pod jej stopami zaczęły kruszeć i zapadać się. Wenus z krzykiem spadła w otchłań wody. Kiedy przemknęło jej przez głowę, że to już koniec nagle poczuła pod sobą morskie fale, które niczym podest uniosły ją ku górze.
- Merkury!
Ami stała na brzegu, przemieniona w Strażniczkę, trzymając obie dłonie ku niebu. Oszalały z bólu Demon szamotał się dalej, roztrzaskując wokół siebie skały. Nagle zauważył Minako stojącą na szczycie wodnego słupa. Uniósł wielką szponiastą łapę, by ją zmiażdżyć, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, wielki lodowy smok wwiercił mu się w brzuch. To Kunzite! Kunzite ją obronił. Demon ryknął przeraźliwie i tracąc równowagę runął prosto w morze, w ostatnim odruchu wściekłości, pociągając za sobą Wenus.
- Minako! – Kunzite ruszył biegiem na skraj skarpy. – Minako!
- Minako… - szepnęła Makoto. – Minako…
Kiedy pierwsze łzy popłynęły po jej policzkach zielony znak planety Jowisz rozbłysnął na czole, a ciało owinął kulisty piorun. Wielka błyskawica rozbłysła na niebie, kiedy Strażniczka Planety Jowisz uniosła nad głowę obie dłonie, na które spadł gigantyczny piorun. Makoto gniewnie odwróciła się w stronę szamoczącego się w morzu Demona. Słyszała krzyk Ami i Kunzite, którzy wołali Minako. Tymczasem Neflite wyciągnął przed siebie miecz, z którego wydostał się wielki tygrys z rozżarzonej lawy, który z rykiem roztrzaskał się Demonowi na brzuchu.
- Mocy Jowisza! Potęgo piorunów i błyskawic, zaklinam cię i wzywam! – krzyknęła, wyciągając otwarte dłonie w stronę potwora. Niemal w tym samym momencie gigantyczna błyskawica uderzyła w czaszkę Demona, rozłupując ją na pół. Czarny, galaretowaty mózg bestii rozbryzgał się na plaży, tonąc częściowo w morzu. Stwór runął w morskie fale, znikając im z oczu. Wyczerpana
- Pokonałam go. - Strażniczka Jowisza osunęła się na kolana. – Naprawdę jestem Strażniczką…

- Usagi! – wykrzyknęła Rei. – Usagi!
Dziewczyna o złotych włosach spiętych w dwa koki, upadła na kolana, zanosząc się szlochem. Jej ciałem raz po raz wstrząsały konwulsje.
- Usagi! – Mężczyzna o błękitnych oczach pochwycił ją w ramiona i w tym samym momencie oczy dziewczyny zaszły przedziwną mgłą.
- Koniec tego świata jest bliski – z jej gardła wydobył się głos Demona. – Gdy zginą Strażniczki, a Wielcy Generałowie połączą się na nowo z Ziemią, nadejdzie koniec i tej Białogłowy.
- Zamknij się! – Mamoru sam nie poznał własnego głosu. – Zamilcz, nędzna pokrako!
- Nic nie możesz uczynić, Władco Ziemi – zaśmiał się ironicznie. – Strażniczki zginą, a razem z nimi zgaśnie światło planet Układu Słonecznego.
- Nie pozwolę wam na to! Słyszysz? Nie pozwolę!
Wtem jego ciało owinęła śnieżnobiała aura potężnej energii. Rei cofnęła się prosto w opiekuńcze ramiona Jedite, który zakrył ją peleryną.
- Nie bój się tej mocy. To czysta siła naszej rodzimej planety – szepnął. – Zamknij oczy, Rei. Wsłuchaj się w jej śpiew.
Niepewnie przymknęła powieki, a kiedy usłyszała szum drzew i szmer górskich potoków, jej cała świadomość zanurzyła się w tym śnieżnobiałym, potężnym świetle. Z ciepła, które ją otoczyło wyrwała Rei zimna fala morskiej wody. Huk, który ogłuszał sprawił, że na chwilę zatonęła w odmętach rozhukanych fal. W ostatniej chwili silna dłoń Jedite pociągnęła ją w stronę powierzchni, w stronę powietrza. Kaszląc, przytrzymała się go kurczowo.
- Walka dopiero się zaczyna! – Jedite próbował przekrzyczeć fale. – Przelana krew jednego z Generałów Ciemności na pewno ściągnie tu wielu jego towarzyszy.
Oszołomiona rozglądała się wkoło. W ciemnościach nocy dostrzegła tylko walczące z Demonami postacie otoczone jasnymi aurami pełnymi wyraźnej energii. Zimna fala omiotła ich i pchnęła na skałę. Rei pisnęła.
- Nadchodzą! – usłyszała tylko krzyk mężczyzny, który z nadludzką siłą wcisnął czarnemu, smolistemu Demonowi błyszczący miecz między oczy.
Niebo pociemniało jeszcze bardziej. W świetle błyskawic rozcinających horyzont, czarne watahy Demonów pędziły ku nim.
- To koniec – wykrzyknęła histerycznie. – To koniec!
- Rei, nadszedł czas. – przerwał jej. – Musisz poznać moc, która w tobie płonie. Nie możesz dłużej zwlekać!
Dziewczyna o kruczoczarnych włosach popatrzyła na Jedite, trzęsąc się z zimna. Jak miała to uczynić? Całe życie była kapłanką. Służyła w chramie na obrzeżu miasta. Prowadziła zupełnie normalne życie. Jak mógł oczekiwać teraz od niej, że stanie do walki z rozwścieczonymi Demonami z Podziemia?
- Nie mogę! – jęknęła – Nie mogę!
- Musisz! – Jedite pomagał jej wyjść na brzeg. – Nie masz wyboru! Już za późno na ucieczkę!
- Nie chcę mieć z tym nic do czynienia! Rozumiesz!?
- One też nie chciały! – Chwycił ją za ramiona. – Te Strażniczki, które tam walczą, też nie chcą cierpieć!
- To dlaczego…? – płakała, kuląc się z bólu i zimna. – Dlaczego to robią?
- Bo chcą obronić to, co kochają.
http://www.youtube.com/watch?v=7iWp4F5E2...re=related

- Wenus! – Ten głos wydawał się taki znajomy i bliski. – Wenus!
Powoli otworzyła mocno zaciśnięte powieki. Jej ciało zawieszone było w nieruchomej gęstwinie wody, jakby rozszalałe u góry fale jej nie dotyczyły.
- Jeszcze nie czas, Wenus! – głos był teraz blisko i towarzyszyło mu srebrne światło błędnego ognika. – Musisz wrócić i pomóc, Księżniczce. Ty jedna znajdziesz w sobie na tyle siły, by doprowadzić ją do samego serca Cienia i Chaosu.
- Nie każ mi wracać – załkała cicho. – Pozwól mi odejść. Zebrałam je wszystkie, by były gotowe do ostatecznej walki. Wypełniłam misję.
- Proszę cię, Wenus! Błagam! Pomóż im! Pomóż Kunzite…!

Makoto z hukiem osunęła się na mokry piasek plaży. Z jej rozciętego czoła płynęła ciemna krew. Demony kotłowały się wkoło, miotając się i skrzecząc. Z coraz większą rozpaczą przyglądała się walce towarzyszy. W ostatniej chwili wyciągnęła przed siebie otwarte dłonie, z których buchnęły kuliste pioruny. Rozszarpane mięso Demonów z plaskiem rozbijało się o skały. Musiała bronić Ami, która nadchodzące Demony zamykała w lodowatym potrzasku wzburzonych fal morskich.Zostały odcięte od trzech wielkich generałów. Obydwie wiedziały, że potrzebują pomocy.
- Ami! Ami!
Strażniczka Merkurego osunęła się twarzą w morskie fale. Makoto chwyciła ją w ramiona.
- Obudź się! Błagam! – wykrzyknęła zrozpaczona. – Potrzebuję cię!
Jakby spod ziemi wyrósł przed nią rozwścieczony Demon o czerwonych, okrągłych ślepiach. Zanim jednak zdążył wbić w nią szponiastą łapę gorący ogień owinął go i strawił ciało. Oszołomiona Strażniczka Jowisza przyglądała się biegnącej do nich Rei.
- Mars! – wyjąkała pobladłymi wargami. – Mars!
- Pośpieszmy się! Nie mamy czasu. Musimy zabrać Ami w bezpieczne miejsce!
- Ale Demony…
- Zoisite obiecał mi, że je powstrzymają.

Raz po raz potykała się o kamienie. Łzy spływały cienkimi strużkami po bladych policzkach. Gdzie była? Co się stało? Śnieżnobiała moc mężczyzny zamknęła ją w kuli, na moment oślepiła jaskrawym światłem, a kiedy odważyła się ponownie otworzyć oczy, stała pośród zgliszczy wielkiego pałacu. W ostatniej chwili przytrzymała się ściany, by nie upaść.
- Jest tu ktoś? – załkała przestraszona.
Głuchą ciszę mącił tylko wiatr, który szarpał jej złotymi włosami i unosił ku niebu tumany kurzu.
- Proszę… Niech się ktoś odezwie… Proszę…
Nagle zrozumiała, że ciemność powoli, zupełnie niezauważalnie rozjaśnia się. Z ciemności wyłaniały się potrzaskane arkady, zakurzone posadzki, suche kwiaty. Popękane ściany, o które się podpierała, otaczały ją niemal ze wszystkich stron, jednakże wszystko wokół było tylko cieniem dawnego pałacu. Usagi zamarła w bezruchu. Czy to ruiny Księżycowego Pałacu? Pełnego przepychu i bogactwa pałacu z jej snów? Bezgłośny szloch wyrwał się z jej gardła, kiedy nerwowo ruszyła przed siebie. Drżącymi palcami dotykała popękanych kolumn i arkad. Potykając się o roztrzaskane posągi biegła coraz szybciej i szybciej, aż znalazła się w ogromnej sali, na której środku sterczał ku niebu przepiękny kryształ. Nic tutaj już nie przypominało dawnego piękna. Roztrzaskane witraże raniły jej stopy. Osunęła się przed kryształem na kolana, drżąc na całym ciele.
- Przypominam sobie – łkała, dotykając popękanego kryształu. – Już pamiętam kim byłam… Kim jestem…

Ból pulsujący w głębi jego serca sprawił, że bezradnie uchwycił się ściany. Pociemniało mu przed oczami, kiedy zachłysnął się krwią. Zakaszlał i wypluł ciemną, ciepłą ciecz na dywan. W mieszkaniu wszystkie okna pootwierane były na oścież, a i tak miał wrażenie, że brakuje mu powietrza i że zaraz się udusi. Bezradnie zacisnął dłonie w pięści. Od kiedy uratował złotowłosą dziewczynę z wody, ból, który dokuczał mu przez całe życie stał się nie do zniesienia. Żadne tabletki już nie pomagały. Co się stało przed chwilą? Co się stało, kiedy biała kula owinęła tamtą dziewczynę i znikła w nagłym błysku światła? Czy to ta moc, która na moment zakotłowała się w nim? Moc pełna śpiewu ptaków, szumu morza, szmeru drzew na wietrze…? Niespodziewanie czarny kruk wleciał do jego mieszkania. Niczym oszalały obijał się o ściany i meble, jakby nie umiejąc znaleźć wyjścia. Jego pióra sypały się na podłogę, a krew z jego poszarpanego ciała spływała po ścianach. Ten kruk zachowywał się tak, jakby coś go śmiertelnie przestraszyło, ale dlaczego? Co takiego mogło się stać?

Zimne morskie fale zlewały się z ciemną krwią Demonów rozlaną na plaży. Kunzite klęczał na piasku z głową zwieszoną nisko na piersi. Zakrwawione dłonie zaciskał w pięści, raz po raz uderzając nimi bezsilnie w ziemię. Wygrali bitwę, ale co dalej? Coś mu mówiło, że to dopiero początek, a Demony, z którymi dziś walczyli miały tylko pokazać na ile stać ich przeciwników. Minako... Minako zginęła. Pozwolił jej odejść! Nie był w stanie nic zrobić!
- Kunzite! – Ktoś go wołał, a jego głos zlewał się z szumem morskich fal. – Kunzite!
Niczym oszalały wbiegł prosto w morze. Brnął między odmęt zimnych wód, dopóki nie ukazał się mu wysoki mężczyzna o błękitnych oczach. Kunzite brakło powietrza w płucach. Znał tą zbroję! Znał ten pełen powagi i autorytetu wyraz twarzy! To on! To ich przywódca ściskał w ramionach drobne ciało Strażniczki Wenus...

Dopiero kiedy usiadł w głębokim fotelu, a jego nozdrza wypełnił zapach zielonej herbaty poczuł jak bardzo jest zmęczony. Za ścianą spała Minako. Żyła, a przecież tak bardzo się bał, że stracił ją na zawsze. Neflite otulił ramieniem Makoto, która blada i zmęczona przysnęła na kanapie. Zoisite i Ami przygotowywali kanapki w kuchni, a Jedite z Rei szykowali się do snu. Instynktownie odszukał wzrokiem Endymiona. Stał na balkonie, wpatrując się w morze. Kunzite podszedł do niego, kładąc mu rękę na ramieniu.
- W porządku? – zapytał, stając koło niego.
- Niczego nie rozumiem... Nie pojmuję tego! – mruknął, zaciskając dłonie na poręczy.
- Przyjdzie czas, że wspomnienia wrócą.
- Jak znalazłem się pośrodku morza? Skąd wzięła się tamta dziewczyna? Kim jesteś?
- Wiesz kim jestem, Endymionie. Gdzieś w głębi serca, wiesz kim jesteśmy i kim jest dziewczyna o złotych włosach.
- Ale jej nie ma! Znikła! Nie wiem, co się z nią stało! To ja... To moja wina!
- Ty nie mogłeś wyrządzić jej żadnej krzywdy. Nie ty...
- Kunzite! – Ami przybiegła do nich na balkon.
- Wenus?
Mężczyzna wbiegł do pokoju, klękając przy jej łóżku. Uśmiechnęła się do niego blado. Była bardzo zmęczona. Przytrzymał jej dłoń przy swoich ustach.
- Nie mamy czasu do stracenia – wyszeptała pobladłymi wargami. – Musimy jak najszybciej udać się na biegun północny. To tam ukrył się Chaos i Cień. Musimy ich uprzedzić, zanim nazbierają wystarczająco dużo siły, by zaatakować Ziemię.
- Musisz odpocząć. Masz gorączkę.
- Przecież wiesz, że nie mamy czasu!
- Dopóki nie odzyskasz sił, nigdzie się nie ruszymy.
- Proszę... Nie możemy czekać.
- Oni też potrzebują czasu. To wszystko zbyt szybko zwaliło im się na głowę.
- Wybaczcie. – Twarz Minako ściągnął nagły wyraz bólu. – Musiałam was odnaleźć. Tylko wy możecie pomóc Królewskiej Parze w odzyskaniu Księżycowego Królestwa... Ja musiałam...

Krzyk Endymiona wyrwał Rei z ciężkiego snu. Razem z Zoisite wybiegli na balkon, gdzie Mamoru właśnie osuwał się na ziemię. Zaniepokojeni uklękli przy nim. Stracił przytomność, a jego ciało zrobiło się twarde i zimne.
- Rei, popatrz – Zoisite odwrócił się w stronę okna. – Zaćmienie.
Wielką tarczę Księżyca w pełni bardzo powoli zakrywała czarna poświata.
- Ale to niemożliwe! - Rei wciąż klęczała przy Endymionie. - Przecież najbliższe zaćmienie ma być dopiero za...
- Już czas – Minako stanęła w drzwiach, opierając się ciężko na ramieniu Kunzite. - To znak, że Chaos i Cień szykują się do ataku.

c.d.n.