28-11-2010, 21:59
Jest to moje pierwsze opowiadanie które gdziekolwiek publikuje więc proszę o wyrozumiałość i konstruktywną krytykę;] Opowiadanie jest częścią pewnego cyklu w którym występuję te same postacie więc brakuje opisów itp. postaram się z czasem dodawać coraz to nowsze opowiadania które będą tłumaczyły niektóre rzeczy i opisywały postacie;]
Był cudowny ranek. Słońce grzało jak głupie. Lintus, świeżo mianowany generał jechał na czele swoich zastępów. To nie była zwykła armia. Mordwed nazywał ją pospolitym ruszeniem. Była to grupa banitów, wieśniaków i złoczyńców zebranych do kupy z prowincji Mintyzy. Rok temu powstało tam państwo założone przez księcia Mordweda i trzecią armię. Przez rok trwały boje o zbudowanie państwa. Miesiąc temu Mordwed wkroczył wraz z armią na tereny Imperium. A teraz miało dojść do bitwy. Brat Mordweda imperator Cyrus IV zebrał swoją armię na polach Ellezy. Mordwed chciał go pobić i zająć tereny Imperium Bajazydzkiego. Lintus wjechał do obozu, zostawił konia pachołkowi i poszedł do namiotu księcia gdzie odbywała się narada.
Cyrus IV siedział przy stole z mapą. Przed nim stali jego generałowie. Resztki armii wielkiego imperium. On sam, niby wciąż Imperator czuł się przegrany. Lecz musiał wierzyć, wszak on miał regularną armie a jego brat Mordwed mieszaninę szumowin i pijaków.
-Zajmujemy powoli pozycje, wasza wysokość. Buntownicy ustawili się w dolnych częściach wzniesienia. Mamy więcej żołnierzy. Łatwo zgładzimy buntowników-zdawał relacje marszałek Alaco Był niedoświadczony, lecz walczył pod Britousem, to mogło, chociaż trochę pomóc.
-Bitwa zacznie się za dwie godziny naszym ostrzałem ich pozycji. Niech bogowie nam pomogą-przemówił Cyrus i wyszedł z namiotu.
Mordwed spojrzał po swoich dowódców. Britous był wybitnym żołnierzem, lecz był już stary, Lintus mimo doświadczenia był bardzo młody. A reszta? Były to niedoświadczone młokosy. W duszy Mordweda powoli zaczęło wygrywać zwątpienie. Lecz nie mógł tracić nadziei. Jeśli zwycięży zdobędzie to, co mu się należało. Stanął wyprostowany n miał na sobie zbroje, lecz w herbie nie miał już imperialnego lwa, lecz czarnego orła.
-Bitwę rozpoczniemy a dwie godziny atakiem konnicy na lewe skrzydło wojsk uzurpatora Cyrusa. Niech bogowie nas chronią. -Powiedział książę-A teraz chodźmy się napić gorzałki, wszak nasze banickie mordy muszą się napić czegoś mocniejszego.
Półkownik Zikro, ogniomistrz imperialny był pijany jak bela. Ledwo stał na nogach, nie mówiąc już o dowodzeniu. Podszedł do niego jakiś młody kapitan
-Panie pułkowniku, co robić?- Zapytał
-Czekać… nie strzelać- zapijaczonym głosem powiedział Zikro
-Ale panie pułkowniku są wyraźne rozkazy, aby strzelać z trebyszy i katapult na pozycje buntowników-sprzeczał się kapitan
-Wykonać, co rozkazałem, bo pod sąd wojenny postawie i karze powiesić! -Wrzasnął pułkownik, wziął ogromny łyk bimbru i poszedł spać
Eco był banitą od dziewiątego roku życia. Został wygnany wraz z rodziną za okradzenie kapłana. Teraz chciał się odpłacić tym imperialnym ciotom. Maszerował równym krokiem w stronę lewego skrzydła wroga. Eco dwie godziny później leżał w błocie wymieszanym z krwią, miał strzałę w prawym płucu. Był jednym z niewielu z poległych w tej bitwie.
Lintus jechał na czele swej kolumny. Nie spieszyło mu się, był pijany a teraz musiał prowadzić szarżę na wroga. PO godzinie trochę prze trzeźwiał, zaczął odczuwać strach. Ujrzał w oddali wojsko imperialne. Spiął konia Spojrzał na swoich podwładnych, wyciągnął miecz z pochwy i ruszył na wroga.
Książę Mordwed powoli zbierał się do wymarszu. On wraz ze swoim pocztem miał ruszyć i zaatako0wać sam środek wojsk Cyrusa. Miał zamiar dopaść swojego brata i go zabić. Nie widział innej możliwości. Żywy Cyrus równał się problemom. Cyrus zawsze uchodził za lepszego. To on zawsze wygrywał turnieje, on jeździł poselstwa i to jego ojciec mianował następcą tronu. Lecz kiedy Cyrus obiął tron, w państwie źle zaczęło się dziać. Teraz, Mordwed ruszał, aby odebrać, co mu się należało. Jeśli wszystko się uda, jutro albo pojutrze ruszy na Terentopol, stolice Imperium, zajmie ją i obwoła się nowym Imperatorem. Potem będzie już z górki. Wydał rozkazy i ruszył galopem na spotkanie przeznaczeniu.
Marszałek Alaco nie wiedział, co robić. Ostrzał z trebyszy i katapult miał przestraszyć buntowników i sprawić by jednostki imperium tylko dobiły uciekinierów. A tymczasem ostrzału nie było, jego wojska miały morale gorsze niż to się Mozę wyobrażać, a na te kupę gówna maszerowała wypoczęta armia z pieśnią na ustach. Alaco dojechał w końcu na stanowiska artylerii. Żołnierze robili wszystko tylko nie strzelali z machin. Marszałek podszedł do jakiegoś kapitana
-Co tu się dzieje? Czemu nie strzelacie?- Dopytywał się Alaco
-Pułkownik Zikro kazał czekać, więc czekamy.-Odparł obojętnie kapitan
-Prowadź do tego pułkownika.-Rozkazał Alaco
Kapitan poprowadził marszałka do pułkownika leżącego na ziemi. Alaco podszedł do niego i z całej siły go kopnął. Zikro poderwał się na równe nogi i zaczął bełkotać
-O co chodzi, czemu mnie kopiesz kutasie?- Zawarczał pijak
-O co chodzi? O to.-Powiedział marszałek, wyciągnął nóż i poderżnął pułkownikowi gardło. Alaco zaczął rozumieć, że przez tego pijaka właśnie przegrał bitwę. W głowie zaczął rodzić mu się plan.
Lintus miał krew na twarzy. Myślał, że będzie atakował oddział rycerstwa imperium a tu kompania łuczników. To nie tak miało być, tu miała stać cała armia ludzi. Jeniec powiedział, że marszałek Alaco kazał się im w ostatniej chwili wycofać.
-No cóż, wracamy do sztabu, bo nie wiem co teraz mamy zrobić.-Wydał rozkaż Lintus. Był zdenerwowany, miał stoczyć bój z armią imperialną a tu chłopi z poboru. Co ten Alaco wymyślił? Jadąc do sztabu Lintus zaczął analizować możliwe ruch Alaco. Po czasie, gdy nic nie wymyślił, stwierdził, że nie ma, co gdybać
Mordwed, Lintus i Britous stali obok siebie, a za sobą mieli całą armię. Zaś przed nimi stał marszałek Alaco, z kolei za nim stała armia Imperium ze wszystkimi chorągwiami. Alaco powoli podszedł do Mordweda i powiedział.
-Jaśnie książę, ta oto armia chcę przed tobą skapitulować. Czy przyjmujesz kapitulację?- Alaco sprawiał wrażenia załamanego tym, że musiał zdradzić swego pana. Britousowi chciał o się rzygać na jego widok.
-Tak przyjmuje kapitulacje. A gdzie jest mój brat Cyrus?- odpowiedział Mordwed
-O to on- pokazał Alaco związanego imperatora prowadzonego przez dwóch drabów. Potem doszło do oficjalnej kapitulacji, chorążowie pokolei kładli chorągwie pod nogami Mordweda, na końcu była zdobiona złotem chorągiew imperatora.
-Dobrze zrobiliście że się poddaliście, ominęła nas zbędna jadka. Od tej pory jesteście zwolnieni ze służby i możecie wracać do swych rodzin.- przemówił książę Mordwed i ruszył ku namiotowi. Po drodze spotkał pułkownika Eventesa, który miał odrębne zadanie w tej bitwie.
-Ilu politycznych wyłapałeś pułkowniku?- Zapytał książę
-Dwudziestu ośmiu, jaśnie panie, co mam z nimi zrobić?
-Zawieś ich na zamek De’Rufflo i niech już więcej nie ujrzą słońca.-Rozkazał sucho Mordwed i poszedł do namiotu. W namiocie byli Britous, Lintus, Alaco i rozwiązany już Cyrus
-Chcę powiedzieć pa…- zaczął Alaco,lecz został uciszany przez Mordweda ruchem ręki.
-Widzisz braciszku, do czego doszło. Gdybyś nie był taki zachłanny nie doszłoby do tego- w głosie Mordweda było słychać wielki smutek
-Co teraz ze mną będzie, jestem twoim bratem Mordwed-rzekł Cyryl. Po głosie można było rozpoznać, że był załamany.
-Niestety jest tylko jedno wyjście.-Rzekł Mordwed, z kolei jego głos zdawał się być beznamiętny
-Proszę bracie nieee!- Krzyk Cyryla przerwał odgłos krztuszenia się krwią. Lintus na znak Mordweda podciął płynnym ruchem gardło Cyrusa.
-Zabrać jego ciało i pochować w rodzinnym grobowcu, jako książę- rozkazał Mordwed
-Wasza książęca mość, chciałbym ofiarować panu swe usługi jako generał- natychmiast podjął przerwany wątek Alaco. Mordwed podeszedł do niego i z całej siły uderzył go w twarz swoim książęcym buzdyganem poczym okładało dłuższy czas. Kiedy skończył przywołał pachołków i przemówił lodowato zimnym głosem
-Ciągnąc go za koniem trzy razy wokoło obozu, potem na tortury, ale takie żeby je czuł. Jutro o dziewiątej nawłóczcie go na pal
-Nie panie błagam!- Krzyczał przez płacz Alaco ciągnięty przez pachołków. Mordwed podszedł do mapy stał przy niej jakąś chwilę poczym powiedział już normalnie
-Jutro po egzekucji ruszamy na stolicę.
Był cudowny ranek. Słońce grzało jak głupie. Lintus, świeżo mianowany generał jechał na czele swoich zastępów. To nie była zwykła armia. Mordwed nazywał ją pospolitym ruszeniem. Była to grupa banitów, wieśniaków i złoczyńców zebranych do kupy z prowincji Mintyzy. Rok temu powstało tam państwo założone przez księcia Mordweda i trzecią armię. Przez rok trwały boje o zbudowanie państwa. Miesiąc temu Mordwed wkroczył wraz z armią na tereny Imperium. A teraz miało dojść do bitwy. Brat Mordweda imperator Cyrus IV zebrał swoją armię na polach Ellezy. Mordwed chciał go pobić i zająć tereny Imperium Bajazydzkiego. Lintus wjechał do obozu, zostawił konia pachołkowi i poszedł do namiotu księcia gdzie odbywała się narada.
Cyrus IV siedział przy stole z mapą. Przed nim stali jego generałowie. Resztki armii wielkiego imperium. On sam, niby wciąż Imperator czuł się przegrany. Lecz musiał wierzyć, wszak on miał regularną armie a jego brat Mordwed mieszaninę szumowin i pijaków.
-Zajmujemy powoli pozycje, wasza wysokość. Buntownicy ustawili się w dolnych częściach wzniesienia. Mamy więcej żołnierzy. Łatwo zgładzimy buntowników-zdawał relacje marszałek Alaco Był niedoświadczony, lecz walczył pod Britousem, to mogło, chociaż trochę pomóc.
-Bitwa zacznie się za dwie godziny naszym ostrzałem ich pozycji. Niech bogowie nam pomogą-przemówił Cyrus i wyszedł z namiotu.
Mordwed spojrzał po swoich dowódców. Britous był wybitnym żołnierzem, lecz był już stary, Lintus mimo doświadczenia był bardzo młody. A reszta? Były to niedoświadczone młokosy. W duszy Mordweda powoli zaczęło wygrywać zwątpienie. Lecz nie mógł tracić nadziei. Jeśli zwycięży zdobędzie to, co mu się należało. Stanął wyprostowany n miał na sobie zbroje, lecz w herbie nie miał już imperialnego lwa, lecz czarnego orła.
-Bitwę rozpoczniemy a dwie godziny atakiem konnicy na lewe skrzydło wojsk uzurpatora Cyrusa. Niech bogowie nas chronią. -Powiedział książę-A teraz chodźmy się napić gorzałki, wszak nasze banickie mordy muszą się napić czegoś mocniejszego.
Półkownik Zikro, ogniomistrz imperialny był pijany jak bela. Ledwo stał na nogach, nie mówiąc już o dowodzeniu. Podszedł do niego jakiś młody kapitan
-Panie pułkowniku, co robić?- Zapytał
-Czekać… nie strzelać- zapijaczonym głosem powiedział Zikro
-Ale panie pułkowniku są wyraźne rozkazy, aby strzelać z trebyszy i katapult na pozycje buntowników-sprzeczał się kapitan
-Wykonać, co rozkazałem, bo pod sąd wojenny postawie i karze powiesić! -Wrzasnął pułkownik, wziął ogromny łyk bimbru i poszedł spać
Eco był banitą od dziewiątego roku życia. Został wygnany wraz z rodziną za okradzenie kapłana. Teraz chciał się odpłacić tym imperialnym ciotom. Maszerował równym krokiem w stronę lewego skrzydła wroga. Eco dwie godziny później leżał w błocie wymieszanym z krwią, miał strzałę w prawym płucu. Był jednym z niewielu z poległych w tej bitwie.
Lintus jechał na czele swej kolumny. Nie spieszyło mu się, był pijany a teraz musiał prowadzić szarżę na wroga. PO godzinie trochę prze trzeźwiał, zaczął odczuwać strach. Ujrzał w oddali wojsko imperialne. Spiął konia Spojrzał na swoich podwładnych, wyciągnął miecz z pochwy i ruszył na wroga.
Książę Mordwed powoli zbierał się do wymarszu. On wraz ze swoim pocztem miał ruszyć i zaatako0wać sam środek wojsk Cyrusa. Miał zamiar dopaść swojego brata i go zabić. Nie widział innej możliwości. Żywy Cyrus równał się problemom. Cyrus zawsze uchodził za lepszego. To on zawsze wygrywał turnieje, on jeździł poselstwa i to jego ojciec mianował następcą tronu. Lecz kiedy Cyrus obiął tron, w państwie źle zaczęło się dziać. Teraz, Mordwed ruszał, aby odebrać, co mu się należało. Jeśli wszystko się uda, jutro albo pojutrze ruszy na Terentopol, stolice Imperium, zajmie ją i obwoła się nowym Imperatorem. Potem będzie już z górki. Wydał rozkazy i ruszył galopem na spotkanie przeznaczeniu.
Marszałek Alaco nie wiedział, co robić. Ostrzał z trebyszy i katapult miał przestraszyć buntowników i sprawić by jednostki imperium tylko dobiły uciekinierów. A tymczasem ostrzału nie było, jego wojska miały morale gorsze niż to się Mozę wyobrażać, a na te kupę gówna maszerowała wypoczęta armia z pieśnią na ustach. Alaco dojechał w końcu na stanowiska artylerii. Żołnierze robili wszystko tylko nie strzelali z machin. Marszałek podszedł do jakiegoś kapitana
-Co tu się dzieje? Czemu nie strzelacie?- Dopytywał się Alaco
-Pułkownik Zikro kazał czekać, więc czekamy.-Odparł obojętnie kapitan
-Prowadź do tego pułkownika.-Rozkazał Alaco
Kapitan poprowadził marszałka do pułkownika leżącego na ziemi. Alaco podszedł do niego i z całej siły go kopnął. Zikro poderwał się na równe nogi i zaczął bełkotać
-O co chodzi, czemu mnie kopiesz kutasie?- Zawarczał pijak
-O co chodzi? O to.-Powiedział marszałek, wyciągnął nóż i poderżnął pułkownikowi gardło. Alaco zaczął rozumieć, że przez tego pijaka właśnie przegrał bitwę. W głowie zaczął rodzić mu się plan.
Lintus miał krew na twarzy. Myślał, że będzie atakował oddział rycerstwa imperium a tu kompania łuczników. To nie tak miało być, tu miała stać cała armia ludzi. Jeniec powiedział, że marszałek Alaco kazał się im w ostatniej chwili wycofać.
-No cóż, wracamy do sztabu, bo nie wiem co teraz mamy zrobić.-Wydał rozkaż Lintus. Był zdenerwowany, miał stoczyć bój z armią imperialną a tu chłopi z poboru. Co ten Alaco wymyślił? Jadąc do sztabu Lintus zaczął analizować możliwe ruch Alaco. Po czasie, gdy nic nie wymyślił, stwierdził, że nie ma, co gdybać
Mordwed, Lintus i Britous stali obok siebie, a za sobą mieli całą armię. Zaś przed nimi stał marszałek Alaco, z kolei za nim stała armia Imperium ze wszystkimi chorągwiami. Alaco powoli podszedł do Mordweda i powiedział.
-Jaśnie książę, ta oto armia chcę przed tobą skapitulować. Czy przyjmujesz kapitulację?- Alaco sprawiał wrażenia załamanego tym, że musiał zdradzić swego pana. Britousowi chciał o się rzygać na jego widok.
-Tak przyjmuje kapitulacje. A gdzie jest mój brat Cyrus?- odpowiedział Mordwed
-O to on- pokazał Alaco związanego imperatora prowadzonego przez dwóch drabów. Potem doszło do oficjalnej kapitulacji, chorążowie pokolei kładli chorągwie pod nogami Mordweda, na końcu była zdobiona złotem chorągiew imperatora.
-Dobrze zrobiliście że się poddaliście, ominęła nas zbędna jadka. Od tej pory jesteście zwolnieni ze służby i możecie wracać do swych rodzin.- przemówił książę Mordwed i ruszył ku namiotowi. Po drodze spotkał pułkownika Eventesa, który miał odrębne zadanie w tej bitwie.
-Ilu politycznych wyłapałeś pułkowniku?- Zapytał książę
-Dwudziestu ośmiu, jaśnie panie, co mam z nimi zrobić?
-Zawieś ich na zamek De’Rufflo i niech już więcej nie ujrzą słońca.-Rozkazał sucho Mordwed i poszedł do namiotu. W namiocie byli Britous, Lintus, Alaco i rozwiązany już Cyrus
-Chcę powiedzieć pa…- zaczął Alaco,lecz został uciszany przez Mordweda ruchem ręki.
-Widzisz braciszku, do czego doszło. Gdybyś nie był taki zachłanny nie doszłoby do tego- w głosie Mordweda było słychać wielki smutek
-Co teraz ze mną będzie, jestem twoim bratem Mordwed-rzekł Cyryl. Po głosie można było rozpoznać, że był załamany.
-Niestety jest tylko jedno wyjście.-Rzekł Mordwed, z kolei jego głos zdawał się być beznamiętny
-Proszę bracie nieee!- Krzyk Cyryla przerwał odgłos krztuszenia się krwią. Lintus na znak Mordweda podciął płynnym ruchem gardło Cyrusa.
-Zabrać jego ciało i pochować w rodzinnym grobowcu, jako książę- rozkazał Mordwed
-Wasza książęca mość, chciałbym ofiarować panu swe usługi jako generał- natychmiast podjął przerwany wątek Alaco. Mordwed podeszedł do niego i z całej siły uderzył go w twarz swoim książęcym buzdyganem poczym okładało dłuższy czas. Kiedy skończył przywołał pachołków i przemówił lodowato zimnym głosem
-Ciągnąc go za koniem trzy razy wokoło obozu, potem na tortury, ale takie żeby je czuł. Jutro o dziewiątej nawłóczcie go na pal
-Nie panie błagam!- Krzyczał przez płacz Alaco ciągnięty przez pachołków. Mordwed podszedł do mapy stał przy niej jakąś chwilę poczym powiedział już normalnie
-Jutro po egzekucji ruszamy na stolicę.