Via Appia - Forum

Pełna wersja: Gdy nadejdzie Koniec [+18] - Prolog(i) i rozdziały: 2
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Nie domaga mi "alt" w klawiaturze dlatego może się zdarzyć iż gdzieniegdzie zabraknie "ogonka". Sprawdzałam to kilka razy i starałam się wszystkie braki wyeliminować, jednak mogło mi coś umknąć, za co przepraszam.
Jest to druga, nowsza wersja tej książki, poprawiona po wielu radach czytelników (przede wszystkim starałam się pisać bardziej opisowo, z czym wcześniej miałam problem, lecz chyba jeszcze wiele tej nauki przede mną).
Książka pisana jest dwutorowo, dlatego i prolog jest podwójny (i nie, mimo takiego prologu nie są to tory teraźniejszość - przeszłość).
Zapraszam zatem do czytania, komentowania i wytykania ewentualnych błędów.

Gdy nadejdzie Koniec

PROLOG
Londyn. Rok 2008.[/p]
Zimna, listopadowa noc była idealnie cicha. Cicha i smutna jak ich dwoje, stojących na mokrej ziemi cmentarza. Tylko z pobliskiego gaju co jakiś czas dało się słyszeć plask łapy dzikiego zwierzęcia stąpającego po błotnistym gruncie. Niewysoka dziewczyna o delikatnych rysach twarzy i ciemnych włosach związanych w niedbały kok, opierała się o nagrobek. W pewnym momencie zwróciła się do stojącego obok chłopaka:[/p]
– Idź już, proszę cię. Idź i zostaw mnie w spokoju.[/p]
– Odprowadzę cię do domu – powiedział Robert, odsuwając kosmyk grzywki z jej czoła.[/p]
– Nie – zaprotestowała. – Skończ z tym przymilaniem się. Już za dużo namieszałeś w moim życiu.[/p]
Odwróciła się na pięcie i spuściła głowę. Mężczyzna położył powoli dłoń ma jej ramieniu, lecz zrobiła krok do przodu, chcąc uwolnić się od jakiegokolwiek uczucia z jego strony.[/p]
– Nie boisz się wracać sama o tej godzinie? – Chłopak był nieustępliwy. – Bo jeśli coś ci się stanie, będę miał cię na sumieniu...[/p]
– Słuchaj, Rob – przerwała mu. – Powiedziałam, co miałam do powiedzenia. Dziękuję za troskę, ale jest ona zbędna.[/p]
Zerwała się z miejsca, skręcając w wąską uliczkę prowadzącą do małej, otoczonej przez gęste drzewa kapliczki.[/p]
– Wiem, jestem podły – powiedział, ruszając za nią – ale niestety tak już wyszło, przepraszam...[/p]
– Skończ. Mam dosyć tego ciągłego przepraszania. Rozumiem, nie kochasz mnie.[/p]
Przeskoczyła nad ostatnim w rzędzie nagrobkiem i przyspieszyła kroku, kierując się do katakumb.[/p]
– Czemu na miejsce spotkania wybrałaś akurat cmentarz? – zapytał poirytowany chłopak, wpadając w lepką kałużę.[/p]
– Ty nadal nic o mnie nie wiesz – parsknęła. – Śmierć to nie miłość. Od niej nie da się uciec, przez nią nie będziesz porzucony. Śmierć była, jest i będzie, coraz silniejsza.[/p]
Dziewczyna, wytężając wzrok omijała wszystkie kałuże, śmiejąc się pod nosem z towarzysza, który co chwila klął, mocząc stopy w brudnej wodzie. Po chwili zatrzymała się przed wejściem do małego, kamiennego budynku, który służył pobliskiemu kościołowi jako kaplica, będąc jednocześnie podziemnym grobowcem.[/p]
– Dziwna jesteś... – Chłopak ocierał buty o mokrą trawę, sapiąc cicho ze zmęczenia. – I stanowczo za szybko chodzisz.[/p]
– Taka już moja natura. A teraz idź i zostaw mnie samą.[/p]
Robert stał przy dziewczynie jeszcze chwilę, po czym, kiwając ze zrezygnowania głową, w pośpiechu opuścił to przerażające miejsce.[/p]
Amy patrzyła za oddalającą się sylwetką, początkowo uśmiechając się ironicznie, później jednak nagle posmutniała. Była roztargniona. Czuła, że tracąc ukochanego traci jakąś część swojego życia. Chciała się komuś wypłakać, pożalić, ponarzekać na swój los i na głupotę Roberta, lecz stwierdziła, że o tej porze wszyscy zapewne już śpią. Przysiadła zatem na pierwszym schodku i zaczęła żalić się sama sobie, wypowiadając na głos co poniektóre wyrazy oszczerstw i co jakiś czas pocieszając samą siebie.
W pewnej chwili usłyszała za plecami ciche szepty. Odwróciła się gwałtownie i wpatrywała w miejsce skąd dochodziły, lecz nikogo nie widziała. Nagle głosy ucichły, więc Amy uznała, że to tylko wyobraźnia płata jej figle. Sen coraz bardziej sklejał oczy dziewczyny, która czym prędzej postanowiła wrócić do domu.[/p]
Mieszkanie Amelii znajdowało się prawie pięć kilometrów od cmentarza, lecz nie zamówiła taksówki. Szła przez zimne, szare ulice obrzeża wielkiego miasta, rozmyślając o tym, jak zacząć nowy dzień. Jeszcze kilka razy miała wrażenie, że słyszy tę samą co wcześniej rozmowę dwóch osób, lecz nawet nie przyspieszyła kroku, sama dziwiąc się swojej odwadze. [/p]Kiedy po prawie dwóch godzinach spaceru dotarła do mieszkania, które dzieliła z przyjaciółką, zdjęła buty jeszcze przed drzwiami, aby hałasem nie zbudzić Sophie. Poszła na górę do swojego pokoju i nie przebierając się, weszła do łóżka. Jutro będzie nowy, lepszy dzień – pomyślała i zasnęła, a z gałęzi wielkiego dębu rosnącego pod oknem sypialni czujnie przyglądała jej się para czerwonych oczu.[/p]


Francja. Rok 1343.[/p]
Na małej polanie z dwóch stron otoczonej przez gęsty las ciepłych i pogodnych, nawet o tej porze roku, nizin Francji, młody sługa rozkładał właśnie namiot. Prowizoryczne schronienie zbudowane z kilku znalezionych gałęzi i narzuconych na nie koców miało uchronić jego przełożonego przed ewentualnym zagrożeniem, jakie mogła przynieść zbliżająca się noc.[/p]
Słońce leniwie chowało się za drzewami. W czasie, kiedy jeden chłopiec zmagał się ze skrawkami materiału, drugi zbierał chrust na ognisko. Poprawił pochwę ciężkiego miecza zsuwającą się mu z bioder.[/p]
– Trzymaj go w pogotowiu, Rekminie – odezwał się stojący kilka metrów dalej starzec przyodziany w ciemnobrązową sutannę. – Wiesz przecież jak niebezpieczne są takie niezasiedlone przez ludność okolice.[/p]
Chłopak tylko uśmiechnął się pod nosem i wrócił do szukania drobnych gałęzi. Nagle do jego uszu dotarł szmer poruszających się szybko pomiędzy gęstymi krzakami sylwetek. Odruchowo wyciągnął miecz i stanął przed opatem, zasłaniając go swoim ciałem. Rozglądał się wokoło, wytężając wzrok w poszukiwaniu źródła dźwięku, lecz nikogo nie było w pobliżu.[/p]
– Kryminie! – krzyknął do swego brata. – Chodź tu prędko.[/p]
– Czy to zbóje? – zapytał nad wyraz spokojnie starszy duchowny.[/p]
Rekmin coraz czujniej rozglądał się po lesie. Zaczął cofać się na polanę, nakazując opatowi zrobić to samo. Krymin narzucił ostatni pled na budowlę i podbiegł do pozostałych.[/p]
– Wejdźmy do środka – rzucił. – Może rozbójnicy pomyślą, że jesteśmy bezdomnymi wieśniakami szukającymi kawałka swojego miejsca na ziemi.[/p]
– Jesteś zbyt naiwny, bracie – zaśmiał się drugi młodzieniec.[/p]
Wszyscy trzej stanęli do siebie plecami, nasłuchując niepokojących dźwięków, które pojawiały się coraz częściej.[/p]
– Tam! – krzyczał staruszek, wskazując w stronę pobliskiej gęstwiny drzew.[/p]
– Tam! – Krymin wymachiwał ręką w przeciwnym kierunku.[/p]
– Otoczyli nas... – wyszeptał Rekmin.[/p]
Opat zamyślił się na moment. Spuścił wzrok na szaro–zieloną trawę i nerwowo potarł siwą brodę. Przez kilka chwil mamrotał coś pod nosem, aż w końcu podniósł dumnie głowę i powiedział:[/p]
– Nie otoczyli nas. – Chłopcy spojrzeli na niego przerażeni. – To po prostu oni – dodał, kładąc nacisk na ostatnie słowo.[/p]
Nad ich głowami nagle rozpętała się burza. Głośne grzmoty i jasne błyskawice zwiastowały rychłe przyjście deszczu, który już po kilku sekundach doszczętnie zmoczył ubrania wędrowców, spadając na nich ciężkimi, wielkimi kroplami. Zza drzew wyjrzała para ciemnych, błyszczących w blasku piorunów ślepi.[/p]
– Ojcze... – wydusił z siebie Rekmin. – Czy już mamy się modlić?[/p]
– Oni wiedzą, że my modlimy się przez cały czas, w naszych sercach.[/p]
Wysoki człowiek o ciemnych włosach wyszedł na polanę i powoli zbliżał się ku grupce bezbronnych zakonników. Stanął naprzeciw najstarszego z nich i uśmiechnął się szeroko, obnażając długie, ostre kły. Przyłożył palec do jego torsu i uderzał nim coraz mocniej przy każdym wypowiedzianym słowie.[/p]
– Gdzie jest Relikwiarz? – zapytał miłym, melodyjnym głosem, lecz staruszek tylko podniósł wyżej brodę. – Korzystaj z mojego dobrego humoru, staruchu. Więc pytam raz jeszcze: Gdzie jest ten przeklęty skarb?[/p]
Opat wciąż milczał. Rozglądał się tylko po okrążających ich raz po raz postaciach, uśmiechając się delikatnie.[/p]
– Nic mi nie zrobisz, Czarny Aniele – odparł po chwili. – Nasz Pan naznaczył nas swą świętością i nikt, i nic nie jest w stanie nas zranić.[/p]
– Łżesz – parsknął wampir. – Kłamiesz jak ścierwo![/p]
– Więc spróbuj... Spróbujcie nas zaatakować, pomioty szatana – wykrzyczał, pewien swojej wyższości.[/p]
Stwór ryknął wściekle na cały głos, odchylając głowę do tyłu i odrzucając ramiona, po czym powrócił do poprzedniej pozycji i zatopił wzrok w błękitnych oczach duchownego. Zacisnął pięści, zagryzł zęby, lecz nie potrafił wykrzesać z siebie ni krzty mocy. Rozjuszony machnął ręką, chcąc uderzyć człowieka, lecz i tego zrobić nie był w stanie; jego dłoń wygięła się nienaturalnie w momencie, kiedy miała spotkać się z twarzą zakonnika. Zwinął się z dziwnego, niespotykanego dotąd bólu jaki nawiedził jego ciało i syknął przeciągle jak wąż ostrzegający intruza. Po chwili zebrał się z ziemi i wydał z siebie swoisty dźwięk przypominający szczeknięcie wilka.[/p]
– Do zobaczenia w piekle – wysapał opatowi do ucha.[/p]
– Piekła nie będzie, mój synu.[/p]
Wampir zaśmiał się głośno i przeciągle.[/p]
– Poczekaj, aż wypełni się liczba mego Pana, a zobaczysz piekło w całej jego okazałości...[/p]
Witaj,
Zapowiada się ciekawie, ale jakoś nie umiałam się wczuć w ten tekst. Niemniej to moje klimaty, więc chętnie pomogę coś poprawić.
Nadużywasz zaimków (podobnie jak ja), swoje/jego/go - przyjrzyj się pod tym kątem tekstowi.
Nie stawiasz też wielkiej litery w dialogach, np. -> bla bla bla. - Powiedział
Ten znaczek : [+18] - to w tej chwili trochę na wyrost...


MOJE UWAGI:

Zimna(,) listopadowa noc była idealnie cicha.
opierała się o nagrobek. W pewnym momencie zwróciła się do stojącego obok chłopaka:- powtórzenie : się/się
Idź już, proszę cię. Idź i zostaw mnie w spokoju. – Odprowadzę cię do domu – powiedział Robert, odsuwając kosmyk grzywki z jej czoła. - powtórzenie : cię/cię, czy jest coś takiego jak <kosmyk grzywki>, nie wiem.
Już za dużo rzeczy zrobiłeś w moim życiu. - lepiej by brzmiało: już za dużo namieszałeś w moim życiu / już za dużo złych rzeczy wydarzyło się w moim życiu przez ciebie
Mężczyzna położył powoli dłoń ma jej ramieniu, lecz zrobiła krok do przodu, chcąc uwolnić się od jakiegokolwiek uczucia z jego strony. - powtórzenie: jej/jego, co znaczy <uwolnić się od jakiegokolwiek uczucia z jego strony> ?
– Nie boisz się wracać sama o tej godzinie? – Chłopak był nieustępliwy. – Bo jeśli coś ci się stanie, będę miał cię na sumieniu... - powtórzenie : się/się/cię
Powiedziałam, co miałam powiedzieć. - <powiedziałam co miałam do powiedzenia>?
ale niestety tak już wyszło, przepraszam... – Skończ już. - powtórzenie : już/już
Amy patrzyła za oddalającą się sylwetką początkowo(,) uśmiechając się ironicznie, - powtórzenie : się/się
Przysiadła zatem na pierwszym schodku i zaczęła żalić się sama sobie, wypowiadając na głos co poniektóre wyrazy oszczerstw i co jakiś czas pocieszając siebie samą. - <Usiadła>,powtórzenie - sama sobie/siebie samą, przeredagowałabym to zdanie nie brzmi dobrze
Szare ulice obrzeż wielkiego miasta, - <obrzeża> ?
Poszła na górę do swojego pokoju i nie przebierając się, weszła do łóżka. - poszła/weszła nie brzmi to dobrze, wytnij <swojego>
Na małej polanie z dwóch stron otoczonej przez gęsty las ciepłych i pogodnych, nawet o tej porze roku, nizin Francji, - całkowicie nie rozumiem tego zdania, przeredaguj je - przepraszam, to w ferworze walki, niemniej i tak bym przeredagowała to zdanie, zgrzyta
zsuwającą się mu z bioder. – Trzymaj go w pogotowiu, Rekminie – odezwał się stojący - powtórzenie : się/się
i stanął przed opatem, zakrywając go swoim ciałem. - <zasłaniając> ?
Rekmin coraz bardziej czujnie rozglądał się po lesie. Zaczął cofać się na polanę, - powtórzenie się/się
– Jesteś za bardzo naiwny, bracie – <zbyt naiwny> ?
Nad ich głowami nagle rozległa się burza. - <rozszalała się> ?
Przyłożył palec do jego torsu i uderzał nim coraz mocniej przy każdym wypowiedzianym słowie. - nie rozumiem tego zdania, kto położył palec komu na torsie i po co uderzał o niego palcem?
Rozglądał się tylko po okrążających ich raz po raz postaciach, uśmiechając się delikatnie. - powtórzenie : się/się
miała spotkać się z twarzą zakonnika. Zwinął się z - powtórzenie : się/się
wydał z siebie swoisty dźwięk przypominający szczeknięcie wilka. - wytnij <swoisty>
Wampir zaśmiał się głośno i przeciągle. - można zaśmiać się przeciągle?
– Poczekaj, aż wypełni się liczba mego Pana - powtórzenie : się/się

PS. To są tylko moje uwagi. Możesz - nie musisz się z nimi zgodzić. To jest moje zdanie, wyraziłam je, co dalej z tym zrobisz zależy wyłącznie od Ciebie Big Grin

Dużo weny życzę. Pozdrawiam.
Lilith
Cytat:Nie stawiasz też wielkiej litery w dialogach-> bla bla bla. - Powiedział
ależ tu nie ma być wielkiej litery, broń Boże.

Cytat:Nadużywasz zaimków (podobnie jak ja), swoje/jego/go - przyjrzyj się pod tym kątem tekstowi.
fakt, staram się z tym walczyć.

Cytat: czy jest coś takiego jak <kosmyk grzywki>, nie wiem.
nad tym już debatowałam i w końcu wyszło, że może zostać.

Cytat:Mężczyzna położył powoli dłoń ma jej ramieniu, lecz zrobiła krok do przodu, chcąc uwolnić się od jakiegokolwiek uczucia z jego strony. - powtórzenie: jej/jego,
tu akurat tego powtórzenia nie widzę, gdyby było "jej-jej" lub "jego-jego" to się zgadzam, ale w takim przypadku moim zdaniem (i w sumie nie tylko moim)może zostać.

Cytat: co znaczy <uwolnić się od jakiegokolwiek uczucia z jego strony> ?
fakt, jakoś niezbyt poprawnie to napisałam.

Cytat:Amy patrzyła za oddalającą się sylwetką początkowo(,) uśmiechając się ironicznie, - powtórzenie się/się
do przecinka się nie zgodzę, jednak dałabym go PRZED "początkowo".

Cytat:Na małej polanie z dwóch stron otoczonej przez gęsty las ciepłych i pogodnych, nawet o tej porze roku, nizin Francji, - całkowicie nie rozumiem tego zdania, przeredaguj je
nie rozumiem co tu nie do rozumienia.

Cytat:Przyłożył palec do jego torsu i uderzał nim coraz mocniej przy każdym wypowiedzianym słowie. - nie rozumiem tego zdania
1 słowo = 1 uderzenie palcem.

Cytat:Wampir zaśmiał się głośno i przeciągle. - można zaśmiać się przeciągle?
moim zdaniem jak najbardziej, nie jest to wtedy krótki śmiech, a długi.


Dziękuję.
Co do większości powtórzeń (zwłaszcza się) nie zgodzę się ponieważ nie jest ich tak wiele obok siebie, aby to raziło. Później przeredaguję tekst pod względem innych błędów i zedytuję.

Konto usunięte

(28-11-2010, 01:04)Hayley napisał(a): [ -> ]Zimna listopadowa noc była idealnie cicha.

A między dwoma przymiotnikami nie powinno być przecinka?

(28-11-2010, 01:04)Hayley napisał(a): [ -> ]Tylko z pobliskiego gaju dało się słyszeć co jakiś czas plask

Ja bym napisała "gaju co jakiś czas dało się słyszeć" - ale to tylko moje odczucie.

(28-11-2010, 01:04)Hayley napisał(a): [ -> ]szare ulice obrzeż wielkiego miasta,

"obrzeża"? Nie wiem, tak mi się zdaje.

(28-11-2010, 01:04)Hayley napisał(a): [ -> ]Kiedy po prawie dwóch godzinach spaceru dotarła do mieszkania,

Nie wiem jak wolno musiałabym iść, żeby pokonać 3 km w dwie godziny xD

(28-11-2010, 01:04)Hayley napisał(a): [ -> ]Wiesz przecież, jak niebezpieczne są takie niezasiedlone przez ludność okolice.

Z tego co wiem, przed "jak" nie stawiamy przecinka, o ile nie pojawiło się wcześniej, bądź nie jest wtrąceniem.

(28-11-2010, 01:04)Hayley napisał(a): [ -> ]Rekmin coraz bardziej czujnie rozglądał się po lesie.

"bardziej czujnie" mi dziwnie brzmi.

(28-11-2010, 01:04)Hayley napisał(a): [ -> ]– Jesteś za bardzo naiwny, bracie – zaśmiał się drugi młodzieniec.

"zbyt naiwny"? - sugestia.



I tu widzę mały problem. Kiedy zobaczyłam obydwa "nagłówki", od razu wiedziałam, że gdzieś pojawi się wampir. I tu przywołam pewną sytuację. Pod koniec października, wyruszyłam do empiku z misją zakupienia prezentu dla kumpla. Wiedziałam tylko, że musi to być książka. Fantastyka - tylko to wchodziło w grę. Stanęłam między dwoma półkami. Palcem sunęłam w powietrzu, czytając tytuły. Wiesz... Większość z nich tyczyła się wampirów. Owszem, uwielbiam je. Uwielbiam Draculę, Annę Rice... Ale teraz, patrząc na to, co się dzieje, nie mogę. Po prostu nie mogę znieść kolejnej książki o wampirach. Powoli dochodzi nawet do tego, że przestawiam się na wilkołaki w swoich upodobaniach.

I tak, mam dość czytania o wampirach. Nie powiem, że jeszcze bardziej zniechęciła mnie niespełniona miłość bohaterki. A! Właśnie. Zauważyłaś, że większość książek, które wychodzą, i o których się mówi jako postać główną posiada kobietę? To też mnie denerwuje. Może dlatego w moich tekstach, których tu nie ma i nie będzie, głównymi bohaterami stają się mężczyźni.

Piszesz dobrze, potrafisz sprawić, że czytelnik się "wdrąży w temat", ale do mnie opowiadaniem o wampirach nie dotarłaś. Wybacz... Zbyt duża moda na to zniechęca.

[Nie stawiam Cię na równi z wielbicielkami Zmierzchu i tym podobnych książeczek.]

Pozdrawiam, Duś
Cytat:Nie wiem jak wolno musiałabym iść, żeby pokonać 3 km w dwie godziny xD
spacerem i rozmyślając jestem w stanie iść nawet 5 Wink

Dzięki za wszystko niestety dziś straciłam pół dnia więc poprawki wklepię jutro, jak odzyskam laptopa.

Cytat:Ale teraz, patrząc na to, co się dzieje, nie mogę.
fakt, jednakowoż irytuje mnie fakt kiedy ludzie zarzucają mi ganianie za modą "Zmierzchu", kiedy ja tę książkę pisać zaczęłam 7 lat temu, kiedy to wampiry aż tak jeszcze popularne nie były. I wiem że ludziom się to już nudzi, ale przecież teraz nagle nie wykasuję ponad setki stron, ponieważ coś już jest przeżytkiem.

Cytat:Zauważyłaś, że większość książek, które wychodzą, i o których się mówi jako postać główną posiada kobietę? To też mnie denerwuje. Może dlatego w moich tekstach, których tu nie ma i nie będzie, głównymi bohaterami stają się mężczyźni.
ja po prostu wolę pisać o tym o czym mam pojęcie, ponieważ - przykro mi - nie jestem facetem i nie wiem co w ich głowach siedzi Wink

Nawias - Zmierzchu nie czytałam, jakoś mnie nie ciągnie. Zbyt to już popularne.
Poprawki wprowadzone, dziękuję raz jeszcze.
ROZDZIAŁ 1

Przez okno wkradł się jasny promień słońca. Wciąż zmęczona i niewyspana Amelia naciągnęła kołdrę na głowę i przewróciła się na drugi bok. Błogie ciepło panujące w pokoju usypiało ją ponownie, lecz nagle do drzwi zaczęła dobijać się Samantha. Po chwili z impetem natarła na klamkę i wpadła do środka, ściągając z niej pierzynę i drąc się wniebogłosy.[/p]
– Amy, wstawaj! Chyba nie chcesz spóźnić się na zajęcia z Hansonem?[/p]
Kobieta mamrocząc coś pod nosem narzuciła na twarz poduszkę i skuliła się w pozycji embrionalnej. Jednak kiedy druga wciąż nieprzerwanie prowadziła na nią atak, Amy wyciągnęła tylko dłoń spod głowy i zgięła powoli palce, zostawiając środkowy wyprostowany.[/p]
– Daj mi spokój, nigdzie dzisiaj nie idę – wysapała śpiącym głosem.[/p]
– Ale on dzisiaj będzie! – Samantha piszczała cienkim, denerwującym głosikiem, biegając wokół łóżka. W pewnym momencie wskoczyła na przyjaciółkę i wpychając jej blond loki do ust, szeptała raz po raz do ucha: – On będzie, on będzie, on będzie![/p]
Amelia warcząc wściekle wygramoliła się spod kołdry, spychając Sam z łóżka i prędko narzuciła na siebie szlafrok leżący na na ziemi. Samantha popatrzyła na ciemne plamy na pościeli i zaraz przeniosła wzrok na ubłocone ubrania koleżanki. Zacisnęła usta w dzióbek upodabniający ją do ryby i nieporadnie podniosła się z miękkiego dywanu, opierając ręce na biodrach. Już chciała wyrazić swoje niezadowolenie bałaganem, kiedy ciemnowłosa uprzedziła ją niemiłym pytaniem:[/p]
– Kto będzie?![/p]
– No, wiesz... Jason... – odparła, zapominając natychmiast o gniewie.[/p]
Amy parsknęła złośliwie. Wyciągnęła z komody zieloną bluzkę na ramiączkach oraz czarne jeansy i wyszła z pokoju. Samantha pobiegła za nią, w ostatniej chwili podkładając nogę pod zamykające się drzwi łazienki. Kobieta, wściekła wymuszoną pobudką, zignorowała ją i poczęła ściągać z siebie ubrania. Kiedy została w samej bieliźnie, odwróciła się gwałtownie. Sam stała w progu z założonymi rękoma, przypatrując się jej podejrzliwie.[/p]
– Daj mi spokój – żachnęła się Amy. – Nie mam ochoty nigdzie iść. A teraz wyjdź, bo chcę wziąć prysznic.[/p]
– Ale ja nie mogę iść sama! Co ja tam będę bez ciebie robić? – Samantha nie dawała za wygraną. – Przecież miałaś pogadać dzisiaj z Robertem, żeby poprosił Jasona, aby on przysiadł się do nas na lunchu! Nie rób mi tego! Amy, proszę cię, tylko dzisiaj, potem możesz sobie chorować do woli. Proszę, proszę, proszę, proszę... Proszę![/p]
– Daj mi do jasnej cholery święty spokój![/p]
Amelia całkowicie już straciła cierpliwość do namolnej przyjaciółki. Rozebrała się do naga i weszła do kabiny, zasuwając drzwiczki z trzaskiem i dając tym kobiecie jeszcze bardziej do zrozumienia, że ma skończyć mówić.[/p]
– Co się stało? – ciągnęła Sam. – Gdzie byłaś w nocy? Dlaczego twoje ubrania są tak brudne? Byłaś z nim? O której wróciłaś i czemu tak późno? – Bombardowała pytaniami, na które przez dłuższy czas odpowiedzią był tylko zmieniający się szum wody. W końcu podeszła do kabiny prysznicowej i delikatnie zapukała w gruby, przydymiony pleksiglas. Amelia zakręciła kran i oparła głowę o zimne wciąż płytki. Rozsunęła lekko drzwi i wyszeptała słabym głosem:[/p]
– Urwałam się wczoraj z wykładów, żeby porozmawiać z Robertem zanim on zacznie zajęcia. Nie spodziewał się tego, więc umówił się z Susan. Przyłapałam ich jak całowali się w szatni.
Przyjaciółka westchnęła cicho.[/p]
– Palant... – Zadumała się na moment, po czym krzyknęła uradowana: – Nareszcie jesteś wolna! Możemy chodzić na imprezy, podrywać nowych facetów, uprawiać wolny, niezobowiązujący seks...[/p]
– O czym ty mówisz, do cholery? – oburzyła się Amy. – Tobie tylko zabawy w głowie, a ja na szczęście tobą nie jestem. Zmykaj, za kilka minut masz autobus – dodała i ponownie puściła ciepły strumień wody.[/p]
– A ty? – krzyknęła jeszcze Sam.[/p]
– A ja zostanę w domu i się prześpię. Miałam pracowitą noc – odpowiedziała. – Rzucałam Roberta...[/p]
– Na cmentarzu zapewne? – dokończyła Samantha, śmiejąc się wesoło.[/p]


Dochodziła godzina czwarta po południu, kiedy Samantha wróciła z zajęć do domu. Buty i kurtka Amelii leżały w przedpokoju, lecz w domu panowała nieskażona niczym cisza. Kobieta zaczęła nawoływać przyjaciółkę, nie dostała jednak żadnej odpowiedzi. Przestraszona wbiegła prędko po schodach kierując się w lewo, do pokoju współlokatorki, ale na korytarzu jej wzrok przyciągnęły otwarte drzwi łazienki i palące się w niej światło. Czym prędzej udała się w jej stronę i oniemiała, wchodząc do środka. Pod ścianą siedziała, trzęsąc się z zimna, skulona postać. Głowę schowaną miała między kolanami, a długie włosy ciemną kaskadą okalały jej ramiona.[/p]
– Mój Boże, Amy! – krzyknęła kobieta, jednym susem doskakując do towarzyszki. Troskliwie pogłaskała ją po głowie. Ta poruszyła się nieznacznie. Sam sięgnęła po leżący nieopodal ręcznik i nakryła nim zziębnięte ciało Amelii. – Co się stało, kochana? – zapytała smutno. – Robert tu był?[/p]
– Nic się nie stało – odparła kobieta po kilku chwilach. – Nie będziemy o tym rozmawiać.[/p]
– Nie to nie, ale nie myśl sobie, że zostawię cię w takim stanie. No, wstawaj.[/p]
Samantha już wyciągała rękę aby wziąć przyjaciółkę pod pachę, kiedy ta gwałtownie zerwała się z podłogi i zaczęła krzyczeć, rzucając się na kobietę i przygważdżając ją do ziemi.[/p]
– Nie chcę nigdzie iść! Nie chce z nikim iść! Czemu wszystkich tak nagle wzięło na litość? Amy, porozmawiaj ze mną, Amy, pozwól mi wytłumaczyć, Amy to, Amy tamto! Czy nie możecie zrozumieć, że ja nie chcę niczyjej pomocy? Dajcie mi wszyscy święty spokój![/p]
Uderzyła ramionami jasnowłosej o zimne kafelki i wybiegła z łazienki, zrzucając błękitny ręcznik na poręcz. Zbiegła po schodach i strącając po drodze do salonu małe doniczki z kwiatami stojące na komodzie, padła na sofę, narzucając na siebie gruby pled. Sam ruszyła za nią, ocierając obolałe miejsca.[/p]
– Co cię ugryzło, do cholery? – wykrzyczała, stając przed kanapą. – Co w ciebie wstąpiło?[/p]
– Oni – wyszeptała Amelia zlęknionym tonem. Przygryzła róg koca, a z jej dużych, piwnych oczu pociekły ciężkie łzy. Skuliła się jeszcze bardziej i skryła głowę w ramionach, zatykając uszy, jakby chciała odgrodzić się od wciąż przeszywających ją na wskroś nieznajomych głosów.[/p]


– Halo? – odezwał się gruby, męski głos w słuchawce, któremu odpowiedziała głucha cisza. – Słucham – powtórzył po chwili zniecierpliwiony.[/p]
– Dzień dobry – powiedziała kobieta. – Pan Hanson?[/p]
– Tak, to ja. – Chrząknął, jakby lekko poddenerwowany. – O co chodzi?[/p]
– Mówi Amelia Parker. Dzwonię, żeby powiedzieć panu, że się zgadzam.[/p]
Mężczyzna ponownie głośno chrząknął, odetchnął ciężko kilka razy. Zamlaskał przeciągle i zapytał:[/p]
– Jesteś tego pewna? Potem już nie będzie odwrotu.[/p]
– Tak, jestem pewna. Chcę się podjąć tego zadania – odpowiedziała głosem pełnym pewności siebie.[/p]
– W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować. – Głos mężczyzny przybrał wesołej barwy. – Kiedy uzbieramy pełną grupę, spotkamy się, aby omówić szczegóły. – Zrobił krótką przerwę. – Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Mogłabyś poszperać w papierach profesora Salingera?[/p]
– Zrobię, co w mojej mocy – odparła niemal natychmiast. – Dam panu znać, jak tylko czegoś się dowiem.[/p]
Może jednak ktoś się skusi wytknąć jakieś błędy?
Ja dziś się za ten tekst wezmę Big Grin
A dziękować Lil Smile Bo leży już jakiś czas taki biedny... ^^
Witaj,
Dalej jest tajemniczo, ciekawie i wciąż niewiele wiadomo o co właściwie chodzi. Czekam na kolejną część.

MOJE UWAGI:


Po chwili z impetem natarła na klamkę i wpadła do środka, ściągając z niej pierzynę i drąc się wniebogłosy. - nie podoba mi się określenie natarła na klamkę, nie pasuje do klimatu opowiadania. - <Po chwili wpadła do środka, ściągając z niej pierzynę i drąc się wniebogłosy. >?
i skuliła się w pozycji embrionalnej. - to określenie również mi nie pasuje do reszty, poprzestałabym na <skuliła się>
Jednak kiedy druga wciąż nieprzerwanie prowadziła na nią atak, Amy wyciągnęła tylko dłoń spod głowy i zgięła powoli palce, zostawiając środkowy wyprostowany. - <Ponieważ nieprzerwany atak na nią nie ustawał, Amy wyciągnęła tylko dłoń, zgięła powoli palce, zostawiając tylko w wymownym geście ten środkowy. >?
tym kobiecie jeszcze bardziej do zrozumienia, że ma skończyć mówić. - <jeszcze dobitniej>?
jakby chciała odgrodzić się <od> wciąż przeszywających ja <ją> na wskroś nieznajomych głosów.
– Słucham(!) – powtórzył po chwili zniecierpliwiony.
– odpowiedziała głosem pełnym pewności siebie. - <odpowiedziała głosem, nie pozostawiającym wątpliwości co do tego, że jest pewna podjętej przez siebie decyzji>?
– Zrobię, co w mojej mocy – odparła niemal natychmiast. Dam panu znać, jak już czegoś się dowiem. - brak myślnika, <jak tylko czegoś się dowiem.> ?

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Cytat:Po chwili wpadła do środka, ściągając z niej pierzynę i drąc się wniebogłosy
co tu jest nie tak?

Cytat: – Słucham(!) – powtórzył po chwili zniecierpliwiony.
dlaczego wykrzyknik?



Dzięki za wszystko, próbowałam już rozruchać mojego alta, ale wciąż coś jest z nim nie tak Wink (jesli ja ogonki chodzi). Zaraz przeskanuję to raz jeszcze i zedytuję co nieco.
Witaj,

1. Usunęłam tekst o natarciu na klamkę. O to mi chodziło. Zajrzyj do tekstu.
2. Jeśli ten mężczyzna był zniecierpliwiony, to wg mnie lepiej podkreślisz jego zniecierpliwienie wykrzyknikiem.

Powodzenia i czekam na kolejną część.

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lillith
ach, przepraszam, nie zrozumiałam Wink
Dzięki.
Tak zasadniczo to powinienem warknąć coś w stylu: "Zgiń przepadnij siło nieczysta" albowiem z tego co wiem od wrażej konkurencji jesteś. No ale admin kazał mi być miły, więc już nie gderam.
Wracajmy więc do rzeczy.

Osobiście nie jestem specjalnie fanem opowieści wampirycznych. W sumie wampir to tylko taka trochę przerośnięta pijawa i najlepiej wygląda z odpowiednim osikowym kołkiem wbitym w serce, lub przykuty do skały na minutę przed wschodem słońca.. ale ja nie o tym.

Sama akcja wydaje się jak najbardziej interesująca. Narracja zbudowana nieźle. Dwie pierwsze sceny, jedna na cmentarzu, a druga ta w głębokiej przeszłości stanowią niezłą zajawkę skłaniającą do czytania, czyli od tej strony jest dobrze, wręcz nawet bardzo dobrze.

co zaś się tyczy warsztatu.. No jest nieżle choć nie genialnie. Zasadniczo było by lepiej gdyby nie kilka denerwujących "wpadek". Pierwsza z nich to zwrot "Kobieta" niezbyt jak sądzę adekwatny do całości akcji, a naliczyłem go w samej drugiej części coś koło pięciu. "Kobieta" kojarzy mi się raczej z niewiastą nieco bardziej stateczną i posuniętą w latach. Twoje bohaterki są zaś zdaje się co najwyżej studentkami.

Kolejny kwiatek "i drąc się wniebogłosy." - również dość niestosowny. Drzeć to można najwyżej stare prześcieradło.
nie można też być :"wściekła wymuszoną pobudką " co najwyżej da się być : "wściekła za wymuszoną pobudkę"....
"uwolnić się od jakiegokolwiek uczucia z jego strony" tu podobny kwiatek - położenie ręki na ramieniu nie jest zasadniczo uczuciem a uwolnienie się od dotyku, nie jest uwolnieniem się od uczucia. Ja wiem że jest to jakiś skrót myślowy, ale nie mniej jednak nie wygląda najlepiej..
Wiesz już czego warto się wystrzegać.

Opowiadanie jak najbardziej warte jest kontynuacji. Tylko trzeba Ci się bardzo pilnować coby niezbyt udanym zwrotem nie rozwalać akcji, czyli na tzw równość tekstu.
Jeśli masz tego więcej, to mogę Ci to przejrzeć, właśnie pod kątem konstrukcji zdań. Ale wolałbym zrobić to hurtem. Sprawa do dogadania. Moje rekomendacje możesz sprawdzić u Lil.
Pozdrawiam serdecznie.


Stron: 1 2