Via Appia - Forum

Pełna wersja: Koniec XIX wieku.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Krótki esej o końcu dziewiętnastego wieku i dekadentach. [/align]

Koniec wieku XIX

Drzewo samotne, obnażone
Podnosi chude swe ramiona,
Rozpaczy hymny śle chropawe
Do stalowego nieba próżni.


Pod drzewem stoi krzyż zmurszały,
Na nim rozpięty Chrystus kona,
Wznosząc swe oczy beznadziejne
Do stalowego nieba próżni.


Pod krzyżem dusza ma cierpiąca
Z otchłani czarnej swej nicości
Wznosi pragnienia obłąkane
Do stalowego nieba próżni.


(Stanisław Korab-Brzozowski, Próżnia)

Koniec wieku zbliżał się nieubłagalnie. Granica o tyleż symboliczna, bo dla wielu oznaczająca nadchodzące zmiany. Zmiany mogące przybrać dwojaki charakter: zły lub dobry, vide – negatywny lub pozytywny. Czy w perspektywie zbliżającego się końca stulecia ktokolwiek myślał o zmianach na lepsze?

Kiedy Nietzsche dumnie ogłaszał nadchodzący kryzys dotychczasowej kultury europejskiej, opartej głównie na słabym w jego mniemaniu chrześcijaństwie, niewielu w pełni świadomie zdawało sobie sprawę z doniosłości głoszonych przez niemieckiego filozofa haseł. Większość, wciąż zakorzeniona w pozytywistycznym charakterze epoki, wręcz je bagatelizowała. Bertrand Russel, jeden z największych dwudziestego wieku, ironicznie wypowiadał się o filozofii Nietzschego, przywołując - przez swą wrodzoną zdaje się złośliwość - słowa z Szekspirowskiego Króla Leara: „Coś takiego zrobię, że...Jeszcze nie wiem co, lecz wiem, że ziemia zadrży ze zgrozy...”. Nie mógł jednak zdawać sobie sprawy z tego, że stulecie, w którym te słowa wygłaszał, okrzyknięte zostanie przez jemu współczesnych epoką po-nietzscheańską, a Nietzsche - chcący uchodzić za proroka - będzie miał sporo racji w swoich przepowiedniach.

Złowieszcze hasła Nietzschego, nim w pełni wybrzmiały w wieku XX, stały się jeszcze za życia filozofa przepowiednią realną i spełniającą się w rzeczywistości. Już pod koniec XIX stulecia zaczęto zdawać sobie sprawę z rozpadu istniejącego porządku. Świadectwem tego był nie tylko kryzys wartości i zanik świadomości postępu, cechującej świat po przełomie oświeceniowym. Oznaki nadchodzących zmian były aż nadto widoczne w przemianach gospodarczo-społecznych kontynentu europejskiego. Kapitalizm, przybrawszy formę agresywniejszą, stawał się systemem uciążliwym. Społeczeństwo domagało się sprawiedliwości. Marksiści agitowali. Młode pokolenie straciło natomiast wiarę w zbawczą moc kultury, która przestała być dla nich wzorcem, na którym mogliby się oprzeć.

Wbrew - o ironio – temu, co mówił przez swą filozofię Nietzsche, kultura przełomu wieków nie znalazła lekarstwa na bolączkę epoki. Przybrano szaty dekadentyzmu, postawy najgorzej ocenianej i napiętnowanej przez samego Nietzschego. Nawet postęp zakładany przez ewolucyjne teorie naukowe interpretowany był jako rzecz ograniczająca wolność człowieka. Kazimierz Przerwa-Tetmajer pisał, że konieczność jest wszystkim, wola ludzka niczym. W tak zarysowanej perspektywie ludzie jakoby podążali za głosem Schopenhauera, nawołującego do poddania się nieuchronnym prawom natury, poddania się cierpieniu na jakie skazana jest każda istota ludzka. W tymże nastawieniu szukali mogłoby się wydawać nirwany, stwarzającej możliwość doświadczenia bezkresnego spokoju, odrzucenia od siebie codziennych cierpień i wzmagających się z każdym kolejnym dniem napięć egzystencjalnych.

U dekadentów okresu przełomu wieków świat, a przeto i prawda, ginęły w oczach. Przestano wierzyć w odnalezienie absolutnego i niepodważalnego aksjomatu. Uciekano od absurdalnej egzystencji w świat doznań zmysłowych, przynoszących ukojenie i posmak prawdziwej realności. Postawy hedonistyczne stały się drogą ku upragnionemu ontycznemu spokojowi. Tetmajer tę postawę urzeczywistniał w swoich erotykach:

Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę,
nie samych zmysłów szukam upojenia,
ja chcę, by myśl ma omdlała na chwilę,
chcę czuć najwyższą rozkosz -
- zapomnienia...


(Ja, kiedy usta)

Czy dekadenci końca dziewiętnastego wieku byli heroldami obwieszczającymi nadchodzących egzystencjalistów? Postmodernistów? W bezpośrednim kontekście twierdzić o tym niepodobna. Wszelako wizja człowieka, jak u Kierkegaarda rozciągniętego między swym życiem krótkim i czasowym, krótko mówiąc – skończonym - a nieskończonością niejako atakującą osamotnioną istotę ludzką, swoje odbicie znajduje w tekstach i nastrojach schyłku stulecia. Człowiek, będący częścią większej całości, musi samotnie stawiać jej czoła, nikt bowiem mu w tej walce pomóc nie może. Słabi muszą ponieść porażkę, tylko silni mogą zwyciężyć jak mówił Nietzsche; poczucie obezwładnienia - wzmagane przez zatracający się porządek, przez wartości gubiące swą stałość, wydźwięk – nierzadko doprowadzało do dramatycznej próby wyzwolenia się z trapiącej duszę człowieka sytuacji, do zakończenia bolesnej egzystencji na pozbawionym sensu padole, słowem do samobójstwa, na które zdecydował się chociażby jeden z najoryginalniejszych poetów Młodej Polski – Stanisław Korab-Brzozowski.

Ze wszystkich rzeczy, które są w naturze,
Śmierć mię dziś jedna swym urokiem nęci.


(Antoni Lange, Rozmyślania)

Obsesyjne rozmyślania o śmierci były cechą charakterystyczną twórczości wszystkich dekadentów polskich. Antoni Lange uczynił z niej centrum swych rozważań filozoficznych, mających ujście w najsławniejszym jego dziele – Rozmyślaniach. Pisał o niej jako o „podróży nad wszystkie podróże”. Śmierć-ukojenie, śmierć-pocieszycielka, to wizje śmierci nęcącej korzyścią jaką ze sobą niesie. Prócz Stanisława Koraba-Brzozowskiego, w podróż nad wszystkie podróże udała się także Kazimiera Zawistowska, poetka głośna ze swych dekadenckich predylekcji.

Czy dekadentyzm uznać możemy za modę, na wzór tego jak postrzegano w latach sześćdziesiątych egzystencjalistów? Poezja, sztuka - były dla modernistów okresu fin de siécle rzeczami w kulturze dającymi największe ukojenie, osładzającymi egzystencję na świecie. Jakkolwiek nie można twierdzić, iż tendencje epoki, które przelewali na papier, były li tylko modą, pójściem z duchem czasów. Nazwałbym to raczej frustracją przelaną na papier, rozstrojem duszy odbitym w poezji, kończącym się często tragicznie dla podmiotu tejże ekspresji. Powody tych utrapień tymczasem zostały przez nas nakreślone wcześniej. Warto wspomnieć, że nie zawsze miały one podłoże światopoglądowe, ale również ekonomiczne, społeczne, a więc jak najbardziej życiowe.

Kończę słowami Antoniego Lange, zdaje się najlepiej oddającymi nastroje ludzi końca XIX wieku:

Gdziekolwiek jesteś, chciałbyś odejść w dal,
Bo wiesz, że nigdzie nie jest miejsce twoje -
I płyniesz, zawsze rozdarty na dwoje,
Bo płyniesz zawsze do nie swoich fal.
Hmm... tekst jest ciekawy, ale umknęło tu kilka istotnych faktów. Mam na myśli mianowicie chociażby przesłankę o tym, że ludzkie cierpienie jest uwarunkowane. Nie wiem, czy postawą dekadencką jest zamiana negatywnych myśli na pozytywne, ale to tylko taka moja luźna myśl. Nie sugeruj się nią, Diogenesie. Wszak Autor kieruje się dowodami naukowymi, a nie emocjami...

Pozdrawiam,
Sol
Całkiem dobry esej.
Koniec XlX wieku i początek XX zawsze jawił mi się jako najpiękniejszy okres w historii Europy. Spokój, ład, harmonia, piękno. Wszystko to wkrótce runie. Zacznie się l wojna światowa, prawdziwy pokaz bestialstwa i okrucieństwa człowieka wobec człowieka. Zacznie się epoka wojen światowych, bomba atomowych, chaosu i demokracji.
Co do dekadentystów, mogłeś nawiązać do czasów współczesnych, a konkretnie to przełomu XX i XXl wieku, gdzie wielu pomyleńców wieszczyło koniec świata i tym podobne głupoty.
Otóż to, spokój, ład, harmonia i piękno... tylko nie wiem, dlaczego ludzie mają tendencję do szukania samych negatywów. Sieją nienawiść, a później dziwią się, że świat wygląda tak, jak wygląda... heh. Na szczęście to nie mój problem, bo to nie moja walka. Ja w tym nie uczestniczę Smile

Pozdrawiam,
Sol
Myślałem żeby nawiązać do przełomu XX/XXI wieku, w końcu jednak uznałem, iż mogło by to zaburzyć nieco ciągłość całości. Myślę, że taki tekst, o nowym, współczesnym kryzysie, jest warty nowego artykułu. Z historycznego punktu widzenia, końcówka wieku XIX i początek XX jawiły się jako czas harmonii i względnego spokoju. Z filozoficznego punktu widzenia było wręcz odwrotnie, zważywszy na powolny upadek projektu myśli nowożytnej i podważenie aksjomatów, które jeszcze sto lat temu były oczywiste (Bóg, poznawalność prawdy), vide - filozofia Nietzschego, Kierkegaarda, Feuerbacha, Marksa nawet. Także, chociaż w codziennym życiu tego widać nie było, w umysłach ludzi przełomu wieków, ten ład już się zaczął burzyć, czego przykładem jest rozpatrywany tu epizod z dekadentyzmem.
Zauważyliście, że historia pokazała niejednokrotnie, że po Nietzschego sięgają nieodpowiedni ludzie? Nieodpowiedni w tym sensie, że Friedrich nigdy nie chciał żeby takie typki czytały jego działa. "Filozofia dla wszystkich i dla nikogo". Często też mam wrażenie, że tzw. eksperci od jego poglądów nic nie rozumieją i tymi wszystkimi esejami o jego poglądach można sobie... wiecie co.

Jak będę miał więcej czasu to walnę artykuł o Friedrichu.

Tekst niezły. Pozdrawiam.
"Błogosławione to co czyni mocnym", jedno z haseł NSDAP zaczerpnięte właśnie z twórczości Friedricha. Sam Friedrich postać niezwykle ciekawa, warto wspomnieć, że uważał się za potomka Piasta Smile
Nietzsche mówił przed śmiercią, że jeszcze przyjdą czasy gdy z jego filozofii zrobią łajno. NSDAP właśnie tak chyba zrobiło.
Pamiętam jak w szkole nauczyciele za pomocą "Zbrodni i Kary" starali mi się udowodnić, że ta filozofia jest utopią dla człowieka.
Przegrali Big Grin

Tak w ogóle to musiałbym rozwinąć myśl, bo niektórzy mogą pomyśleć, że sam sobie zaprzeczam. Postaram się napisać artykuł o Friderichu jak znajdę więcej czasu.
Pozwolę sobie zacytować Kołakowskiego, który bardzo ciekawie pisał o Nietzschem:

Zanieczyścił wizerunek Nietzschego oczywiście narodowy socjalizm niemiecki, co go uznał za swego herolda. Musiał go jednak sfałszować i okrawać, Nietzsche nie był bowiem piewcą niemieckiego nacjonalizmu i antysemityzmu, co łatwo okazać. Gdyby był dożył czasów drugiej wojny światowej, nie oburzyłby się zapewne na imperialną ekspansję Trzeciej Rzeszy, choćby połączoną z wytrzebieniem innych narodów; wielka ryba pożera małą, to są prawa natury, nad którymi lamentować byłoby głupotą. Gardziłby jednak hitlerowską hołotą, nie byli to bowiem samotni, szlachetni, choć nieznający litości wojownicy, ale właśnie wcielenie emocji i potrzeb stadnych, których nienawidził

Pozwoliłem sobie zacytować Kołakowskiego aby przedstawić możliwą interpretację Nietzschego w kontekście narodowego socjalizmu niemieckiego. Nie powiedziałbym, że wybitni badacze Nietzschego w gruncie rzeczy w ogóle nie zrozumieli jego myśli. Byli bowiem tacy, którzy tę myśl rozwinęli w swoją filozofię, jak choćby Heidegger, Rorty, Habermas. To wszystko są spadkobiercy Nietzschego (i po części Husserla, jeśli chodzi o Habermasa i Heideggera).

Jeśli chodzi o "Zbrodnie i Karę", tak, zawsze mnie bawiło to łączenie na siłę. Aczkolwiek da się połączyć filozofię Nietzschego z Dostojewskim. Ten pierwszy zresztą dobrze wypowiadał się o Dostojewskim, który oprócz tego, że był pisarzem, literatem, to jeszcze zręcznym filozofem. Jest nawet takie powodzenie, że od końca XIX wieku, czy nawet wcześniej, filozofia to już tylko literatura. I jest w tym dużo racji, kiedy wykluczy się pseudo-próby stworzenia filozofii na tyle pewnej, że byłaby nauką (patrz Husserl). Jakie pomysły przychodzą mi o Nietzschem i "Zbrodni i Karze"? A chociażby "Poza dobrem i złem" Nietzschego. Z tymże - jak mówisz - to, że próbowali za pomocą Dostojewskiego udowodnić, że filozofia Nietzschego jest utopią, wydaje mi się absurdalnym pomysłem.

Dlaczego Nietzsche uważał się za Polaka? Z jednej strony przez korzenie, przez które niechybnie, w bardzo odległej perspektywie, był właśnie Polakiem. Z drugiej strony uważał Polaków za lepszych od Niemców, właśnie za wolność jaką wykazują (ciekawe co by dzisiaj powiedział o ludziach koczujących pod krzyżemSmile

Jeśli chodzi o wybitnych interpretatorów Nietzschego, to jedno z najlepszych ujęć jego filozofii i zresztą pewna interpretacja, wyszła z pod pióra Gillesa Deleuze, w jego książce Nietzsche i filozofia.
Wiesz Diogenes, ja nie mówiłem o wszystkim badaczach jego filozofii. Faktycznie, niepotrzebnie to uogólniłem, ale po prostu jak czasami czytam opinie na temat i Nietzschego i jego poglądów to krew mnie zalewa.

Kołakowskiego jako filozofa bardzo lubię.

Rozmawiałem niedawno ze znajomym księdzem o "Zbrodni i Karze" i o Friedrichu. Powiedział fajne zdanie, mianowicie, że jego zdaniem Dostojewskiemu chodziło nie tyle o pokazanie tego, że filozofia Nietzschego to utopia ( jak pewnie sądzi dużo nauczycieli ) co o pokazanie tego, że każdy z nas ma w sobie takiego Raskolnikowa, który może z nas wyjść z powodu braku miłości. W ogóle samo Raskolnikow dużo mówi jeśli zna się rosyjski. Zresztą robi się trochę offtop a ja mimo wszystko nie czuje się aż tak kompetentny żeby się bardziej rozpisywać. Postaram się przedstawić swoje zdanie na temat Nietzschego jak znajdę więcej czasu.

"Poza dobrem i złem" ma bardzo trafny cytat : "Cokolwiek jest czynione z miłości, jest czynione poza dobrem i złem".

Pozdrawiam i sorry za ten bełkot.
Dokładnie chodziło mi o tę tezę "Poza dobrem i złem", którą ująłeś w przytoczonym cytacie.

Może faktycznie odczytałem to jako uogólnienie. Teraz rozumiem o co chodziło.

Czekam z niecierpliwością na artykułWink

Pozdrawiam,
Diogenes.
Według tego, co zostało przedstawione w powyższym artykule, wygląda na to, że Hitler i jemu podobni powinni swobodnie poruszać się po ulicach i z zimną krwią zabijać ludzi ;] To w takim razie, gdzie tu mowa o człowieczeństwie? Fakt faktem, że w łańcuchu pokarmowym przeżywają tylko silne jednostki, co nie zmienia faktu, że bycie 'twardym' nie musi wiązać się z bestialstwem. Jeśli ktoś odczuwa radość z tego, że zabija, to raczej nie można tego uznać za coś normalnego, ale to moja opinia ;]

Pozdrawiam,
Sol
W pewnym sensie mówi o tym filozofia Nietzschego. W pewnym sensie naturalnie (!), jest to bowiem bardzo swobodna interpretacja. Natomiast nie mówi tego mój artykuł, w żadnym wypadku.

Dlaczegóż taka interpretacja?Smile

A swoją drogą, Nietzschemu bardzo się spodobała jedna z tez teorii ewolucji, którą zaaplikował do swojej filozofii, mianowicie teza, że silniejsi przeżywają, a słabi giną. Natomiast według niego to jest złego, między innymi, w chrześcijaństwie, że pomaga tym słabym, nie daje im spokojnie umrzeć, w zgodzie z naturą. Nietzsche uważał, że słaba jednostka, rzesza, masa słabych jednostek, wykorzystuje to, że silni się nad nią pochylają. Nadczłowiek ma być według niego obojętny na ból i cierpienia innych. Kontrowersyjna, acz bardzo ciekawa myśl.

Pozdrawiam,
Diogenes.
Dokładnie Diogenes. Dodałbym jeszcze, że słynny cytat "Litość was zabija" jest też właśnie o tym co piszesz, no bo co innego zabija ludzi bardziej niź współczucie do innych? Teraz mogę zabrzmieć jak psychopata, ale litość naprawdę zabija i często jest tak, że jest to litość jednostronna, człowiek odczuwający empatię w stosunku do ludzi i świata często nie zdaje sobie sprawy z tego, że świat jego współczucie ma gdzieś, idealizuje ludzi i to go niszczy. Wydaje mi się, że Nietzschemu nie chodziło o bycie socjopatą, tylko coś w stylu "Hej, obudź się człowieku, zabij w sobie wszystko co ludzie, stwórz w sobie nadczłowieka". Poza tym sam czerpał z Schopenhauera, a Schopenhauer o ile mi wiadomo stawiał wrażliwe, uzdolnione jednostki ponad tłumem, Nietzsche mógł dodać do tego właśnie myśl o tym żeby tego typu ludzie uśmiercili w sobie czlowieka, bo wtedy wydobędzie się z nich ogromny, skrywany potencjał i będą w stanie naprawdę tańczyć. "Uczyń sobie ze swoich wad cnoty".


Nie wiem czy znowu nie popadam w bełkot, ale jak już mówiłem, tak czy siak napiszę o tym artykuł jak znajdę więcej czasu.
Nie, spokojnie, w bełkot nie popadaszWink

Oczywiście, że Nietzsche czerpał z Schopenhauera, albowiem obie filozofie, to filozofie woluntarystyczne (czyli stawiające prymat woli nad rozumem). Schopenhauer mówił, tak jak powiedziałeś, o tym, że niektóre jednostki stoją ponad tłumem, szczególnie artyści (wywyższenie sztuki) i to przejawiało się w jego filozofii. Inna sprawa to taka, że Schopenhauer był egocentrykiem, uważał siebie za stojącego ponad innymi, co skończyło się w końcu odosobnieniem i poczuciem niezrozumieniaWink

Jeśli chodzi o Nietzschego. O to w istocie chodzi, o współczucie, które niszczy człowieka. Wspomnieć należy o teorii resentymentu oraz o moralności panów i niewolników. Wszystko to łączy się w spójny, niezmiernie ciekawy, system. Moglibyśmy właśnie streścić jego filozofię w powiedzeniu - "hej człowieku, obudź się". Świetne podsumowanie. Litość ściąga wybitne jednostki do poziomu słabych.

Z nadczłowiekiem jest ciekawie u Nietzschego. Człowiek w jego filozofii miał być jeno pomostem do nadczłowieka (Tako rzecze Zaratustra). W większości przyjmuje się, iż stanu nadczłowieka nigdy się nie osiągnie, że można ku niemu jedynie dążyć. Interesującą rzeczą jest jednak to, że Nietzsche powiedział parę razy, nie pamiętam gdzie dokładnie, że w świecie istnieją wybitne jednostki, są po nim rozrzucone, nie zjednoczone. I myślę, że miał na uwadze już pewien stopień nadczłowieka, jeśli możemy przyjąć jakieś stopnie.

Pozdrawiam,
Diogenes.
Stron: 1 2