24-11-2010, 15:28
Krótki esej o końcu dziewiętnastego wieku i dekadentach. [/align]
Koniec wieku XIX
Drzewo samotne, obnażone
Podnosi chude swe ramiona,
Rozpaczy hymny śle chropawe
Do stalowego nieba próżni.
Pod drzewem stoi krzyż zmurszały,
Na nim rozpięty Chrystus kona,
Wznosząc swe oczy beznadziejne
Do stalowego nieba próżni.
Pod krzyżem dusza ma cierpiąca
Z otchłani czarnej swej nicości
Wznosi pragnienia obłąkane
Do stalowego nieba próżni.
(Stanisław Korab-Brzozowski, Próżnia)
Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę,
nie samych zmysłów szukam upojenia,
ja chcę, by myśl ma omdlała na chwilę,
chcę czuć najwyższą rozkosz -
- zapomnienia...
(Ja, kiedy usta)
Ze wszystkich rzeczy, które są w naturze,
Śmierć mię dziś jedna swym urokiem nęci.
(Antoni Lange, Rozmyślania)
Gdziekolwiek jesteś, chciałbyś odejść w dal,
Bo wiesz, że nigdzie nie jest miejsce twoje -
I płyniesz, zawsze rozdarty na dwoje,
Bo płyniesz zawsze do nie swoich fal.
Koniec wieku XIX
Drzewo samotne, obnażone
Podnosi chude swe ramiona,
Rozpaczy hymny śle chropawe
Do stalowego nieba próżni.
Pod drzewem stoi krzyż zmurszały,
Na nim rozpięty Chrystus kona,
Wznosząc swe oczy beznadziejne
Do stalowego nieba próżni.
Pod krzyżem dusza ma cierpiąca
Z otchłani czarnej swej nicości
Wznosi pragnienia obłąkane
Do stalowego nieba próżni.
(Stanisław Korab-Brzozowski, Próżnia)
Koniec wieku zbliżał się nieubłagalnie. Granica o tyleż symboliczna, bo dla wielu oznaczająca nadchodzące zmiany. Zmiany mogące przybrać dwojaki charakter: zły lub dobry, vide – negatywny lub pozytywny. Czy w perspektywie zbliżającego się końca stulecia ktokolwiek myślał o zmianach na lepsze?
Kiedy Nietzsche dumnie ogłaszał nadchodzący kryzys dotychczasowej kultury europejskiej, opartej głównie na słabym w jego mniemaniu chrześcijaństwie, niewielu w pełni świadomie zdawało sobie sprawę z doniosłości głoszonych przez niemieckiego filozofa haseł. Większość, wciąż zakorzeniona w pozytywistycznym charakterze epoki, wręcz je bagatelizowała. Bertrand Russel, jeden z największych dwudziestego wieku, ironicznie wypowiadał się o filozofii Nietzschego, przywołując - przez swą wrodzoną zdaje się złośliwość - słowa z Szekspirowskiego Króla Leara: „Coś takiego zrobię, że...Jeszcze nie wiem co, lecz wiem, że ziemia zadrży ze zgrozy...”. Nie mógł jednak zdawać sobie sprawy z tego, że stulecie, w którym te słowa wygłaszał, okrzyknięte zostanie przez jemu współczesnych epoką po-nietzscheańską, a Nietzsche - chcący uchodzić za proroka - będzie miał sporo racji w swoich przepowiedniach.
Złowieszcze hasła Nietzschego, nim w pełni wybrzmiały w wieku XX, stały się jeszcze za życia filozofa przepowiednią realną i spełniającą się w rzeczywistości. Już pod koniec XIX stulecia zaczęto zdawać sobie sprawę z rozpadu istniejącego porządku. Świadectwem tego był nie tylko kryzys wartości i zanik świadomości postępu, cechującej świat po przełomie oświeceniowym. Oznaki nadchodzących zmian były aż nadto widoczne w przemianach gospodarczo-społecznych kontynentu europejskiego. Kapitalizm, przybrawszy formę agresywniejszą, stawał się systemem uciążliwym. Społeczeństwo domagało się sprawiedliwości. Marksiści agitowali. Młode pokolenie straciło natomiast wiarę w zbawczą moc kultury, która przestała być dla nich wzorcem, na którym mogliby się oprzeć.
Wbrew - o ironio – temu, co mówił przez swą filozofię Nietzsche, kultura przełomu wieków nie znalazła lekarstwa na bolączkę epoki. Przybrano szaty dekadentyzmu, postawy najgorzej ocenianej i napiętnowanej przez samego Nietzschego. Nawet postęp zakładany przez ewolucyjne teorie naukowe interpretowany był jako rzecz ograniczająca wolność człowieka. Kazimierz Przerwa-Tetmajer pisał, że konieczność jest wszystkim, wola ludzka niczym. W tak zarysowanej perspektywie ludzie jakoby podążali za głosem Schopenhauera, nawołującego do poddania się nieuchronnym prawom natury, poddania się cierpieniu na jakie skazana jest każda istota ludzka. W tymże nastawieniu szukali mogłoby się wydawać nirwany, stwarzającej możliwość doświadczenia bezkresnego spokoju, odrzucenia od siebie codziennych cierpień i wzmagających się z każdym kolejnym dniem napięć egzystencjalnych.
U dekadentów okresu przełomu wieków świat, a przeto i prawda, ginęły w oczach. Przestano wierzyć w odnalezienie absolutnego i niepodważalnego aksjomatu. Uciekano od absurdalnej egzystencji w świat doznań zmysłowych, przynoszących ukojenie i posmak prawdziwej realności. Postawy hedonistyczne stały się drogą ku upragnionemu ontycznemu spokojowi. Tetmajer tę postawę urzeczywistniał w swoich erotykach:
Ja, kiedy usta ku twym ustom chylę,
nie samych zmysłów szukam upojenia,
ja chcę, by myśl ma omdlała na chwilę,
chcę czuć najwyższą rozkosz -
- zapomnienia...
(Ja, kiedy usta)
Czy dekadenci końca dziewiętnastego wieku byli heroldami obwieszczającymi nadchodzących egzystencjalistów? Postmodernistów? W bezpośrednim kontekście twierdzić o tym niepodobna. Wszelako wizja człowieka, jak u Kierkegaarda rozciągniętego między swym życiem krótkim i czasowym, krótko mówiąc – skończonym - a nieskończonością niejako atakującą osamotnioną istotę ludzką, swoje odbicie znajduje w tekstach i nastrojach schyłku stulecia. Człowiek, będący częścią większej całości, musi samotnie stawiać jej czoła, nikt bowiem mu w tej walce pomóc nie może. Słabi muszą ponieść porażkę, tylko silni mogą zwyciężyć jak mówił Nietzsche; poczucie obezwładnienia - wzmagane przez zatracający się porządek, przez wartości gubiące swą stałość, wydźwięk – nierzadko doprowadzało do dramatycznej próby wyzwolenia się z trapiącej duszę człowieka sytuacji, do zakończenia bolesnej egzystencji na pozbawionym sensu padole, słowem do samobójstwa, na które zdecydował się chociażby jeden z najoryginalniejszych poetów Młodej Polski – Stanisław Korab-Brzozowski.
Ze wszystkich rzeczy, które są w naturze,
Śmierć mię dziś jedna swym urokiem nęci.
(Antoni Lange, Rozmyślania)
Obsesyjne rozmyślania o śmierci były cechą charakterystyczną twórczości wszystkich dekadentów polskich. Antoni Lange uczynił z niej centrum swych rozważań filozoficznych, mających ujście w najsławniejszym jego dziele – Rozmyślaniach. Pisał o niej jako o „podróży nad wszystkie podróże”. Śmierć-ukojenie, śmierć-pocieszycielka, to wizje śmierci nęcącej korzyścią jaką ze sobą niesie. Prócz Stanisława Koraba-Brzozowskiego, w podróż nad wszystkie podróże udała się także Kazimiera Zawistowska, poetka głośna ze swych dekadenckich predylekcji.
Czy dekadentyzm uznać możemy za modę, na wzór tego jak postrzegano w latach sześćdziesiątych egzystencjalistów? Poezja, sztuka - były dla modernistów okresu fin de siécle rzeczami w kulturze dającymi największe ukojenie, osładzającymi egzystencję na świecie. Jakkolwiek nie można twierdzić, iż tendencje epoki, które przelewali na papier, były li tylko modą, pójściem z duchem czasów. Nazwałbym to raczej frustracją przelaną na papier, rozstrojem duszy odbitym w poezji, kończącym się często tragicznie dla podmiotu tejże ekspresji. Powody tych utrapień tymczasem zostały przez nas nakreślone wcześniej. Warto wspomnieć, że nie zawsze miały one podłoże światopoglądowe, ale również ekonomiczne, społeczne, a więc jak najbardziej życiowe.
Kończę słowami Antoniego Lange, zdaje się najlepiej oddającymi nastroje ludzi końca XIX wieku:
Gdziekolwiek jesteś, chciałbyś odejść w dal,
Bo wiesz, że nigdzie nie jest miejsce twoje -
I płyniesz, zawsze rozdarty na dwoje,
Bo płyniesz zawsze do nie swoich fal.