16-11-2010, 23:04
Wczoraj do kubka z sokiem bananowym wpadła mi dziwna mucha. Na jej skrzydełkach, wzorki jak u pantery. Podłużne ciałko i nóżki. Chwile walczyła o swoje malutkie życie, lecz sok odebrał panowanie nad ciałem, całą gracje i spokój z bycia niewidzialnym. Kiedy próbowałem ją wyciągnąć, moje niezgrabne paluchy tylko pogorszyły sytuacje. Zamoczyłem jej główkę, ciecz wlewając się między moje linie papilarne, przylepiła ją do mnie. Nie patrzyła w moją stronę. Nie wiem nawet, czy wiedziała o moim istnieniu. Genetyka i bogowie nie przygotowali jej do tej sytuacji. Nic nie powiedziała. Jeśli nawet, było to niesłyszalne dla moich głuchych uszu. Patrzyłem na nią jeszcze chwilę, nie miałem pomysłu jak ją uratować. Potem strzepnąłem jak robaka… Wycierając ją o spodnie, widziałem jak zgniatam jej ciałko. Odruch. Jestem chwile jak sparaliżowany. Oczywiście takie sytuacje miały miejsce, lecz tym razem łzy napłynęły mi do oczu. Szlochałem nad dziwnym, niezrozumiałym mi, kosmicznym lotnikiem. Czy zabiłem jakieś możliwości lub marzenia?
Jak to będzie, kiedy nasza planeta wpadnie do kosmicznego kubka z kawą? Ciekawe czy bóg, rolując nasze skrzydełka o dżinsy czuł to samo chociaż raz. Czy Ty, Bogu, czytający ten tekst, kiedyś to czułeś?
Jak to będzie, kiedy nasza planeta wpadnie do kosmicznego kubka z kawą? Ciekawe czy bóg, rolując nasze skrzydełka o dżinsy czuł to samo chociaż raz. Czy Ty, Bogu, czytający ten tekst, kiedyś to czułeś?