Via Appia - Forum

Pełna wersja: Szminki, szmatki, bajki
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Szminki, szmatki, bajki


Dla wszystkich lolitek, femme fatale i reszty dziwek.


W prawej dłoni wódka, w lewej śniada rączka dziewczynki. A wraz z nią stara, szmaciana lalka, głową zamiatająca uliczny kurz. Niezwykła para najpierw cicho przemierza pustą ulicę, potem wyludniony plac. Południowe słońce kłuje siatkówkę milionem ostrych promieni, sprawia, że wznoszący się na środku pomnik zdaje się być tylko fatamorganą.

Dziewczynka ma na sobie niezwykłą ilość ubrań, pstrokatych falbanek, lśniących halek, obszarpanych koronek, wszystko jednak dopasowane i ułożone ze smakiem. Na głowie dwa kucyki, wielkie, czarne oczy, szelmowski uśmiech.

Gdy dochodzą do granitowego pomnika, mała pyta wyczekującym wzrokiem, mężczyzna przytakuje głową, zgadza się i uśmiecha, obserwując oddalającą się w podskokach dziewczynkę. Mruczy coś pod nosem, usadawia się na ulubionym schodku, tuż obok rządku pustych po wódce butelek, jego wczorajszych, przedwczorajszych towarzyszy.

Mała poszła przeszukiwać okoliczne kosze i śmietniki w nadziei odnalezienia nowych kolekcji, wyrzuconych szmatek z gracją ożywianych potem przez jej fantazję. Recyclingowa projektantka, śmiał się z niej nieraz, narzekając, że ze swym wiecznym zarostem, tłustymi włosami, brudnymi łachmanami nie pasuje do takiej damy. Pociąga solidny łyk z butelki, delikatnie gładzi swą torbę z ukrytymi wewnątrz kukiełkami, przyszedł do pracy, upomina się w duchu, wyciąga kapelusz, kładzie go na ziemi.

Ale przechodniów brak, jak rzadko żadnego turysty, żadnej zbłąkanej pary na romantycznym spacerze, rozgląda się po parującym gorącem placu, ani żywej duszy, upał zamknął wszystkich w chłodnych mieszkaniach. Zaczyna wyjmować lalki, przeglądać, z troskliwością czyści, odplątuje sznurki, by potem z powrotem je chować. Nagle na horyzoncie pojawia się czarna, wysoka sylwetka, jak zjawa sunie przez plac. Ksiądz staje przed lalkarzem, ten popija z butelki, patrzą sobie prosto w oczy, mrużąc je, marszcząc czoła.

- Wiesz, jakie pogłoski chodzą wśród ludzi? – pierwszy odzywa się stary klecha.

- A ksiądz nie powinien wsłuchiwać się raczej w Boga niż w plotki? – Drugi z mężczyzn delikatnie wyjmuje kolejną marionetkę.

- Że noc z małą kosztuje pięć stów.

- Pięć stów to sporo kasy. – Milknie w efektownej pauzie. – Wie ksiądz, ile wódki mógłbym za to kupić…

- Pamiętam cię, jak jeszcze grałeś w teatrze z jej matką – z melancholią i troską w głosie wspomina tamtejszy proboszcz. Lalkarz jednak już nic nie odpowiada, nie potrzebuje kazań, spuszcza wzrok, skupia się na czyszczeniu kukiełki, szczęść Boże, ksiądz cicho, tak samo jak się pojawił, odchodzi, sunąc przez parujący plac.

Mężczyzna przez chwilę zdenerwowany klnie, uspokaja się, czeka i wypatruje dziewczynki, ta w końcu półprzezroczystym mirażem faluje w oddali, w ręku niesie szalik, gdy dochodzi do pomnika, dumnie owija go sobie wokół szyi, że też jej nie jest w tym gorąco, on długo się śmieje, a ona naburmuszona robi urażoną minę.

Jaką chce dziś bajkę, pyta lalkarz, o księżniczce i różowym słoniu, odpowiada udobruchana dziewczynka, przecież to najgłupsza z jego opowieści, przekomarza, oburza się mężczyzna, nieprawda, niech już nie gada tyle i wyjmuje marionetki. On delikatnie podnosi torbę, przez chwilę w niej grzebie, pojawiają się drewniani aktorzy, a ona wygodnie siada na schodkach pomnika, czeka. Kukiełki na początku poruszają się mechanicznie, ospale, jakby budziły się ze snu, by w końcu dotrzeć się, ożyć i przemówić do małej dziewczynki, jednoosobowej widowni.

W dalekiej krainie smok więził piękną, kruczowłosą księżniczkę. Wielu oczarowanych jej urodą próbowało zabić potwora, zapewnić sobie rękę oswobodzonej niewiasty, nikomu jednak heroiczny ten czyn jeszcze się nie powiódł. Aż pewnego dnia murzyn-albinos, wyklęty książę Zulusów, postanawia wreszcie opuścić kraj przodków, udowodnić wszystkim męstwo i wyruszyć na pomoc księżniczce. Podróżuje długo, przez piaski pustynne, zaśnieżone szczyty i zielone równiny, za kompana mając niezwykłego wierzchowca – również wyklętego w rodzinnych stronach – różowego słonia. Po miesiącach wyczerpującej wędrówki odnajdują smoka, wieżę, a w niej kruczowłosą piękność…

Stuk-stuk obcasów unosi się w powietrzu, odbija się od ciężkiego, nagrzanego południem powietrza, każe drewnianemu teatrzykowi przestać, zatrzymać na chwilę. Odgłos zbliża się powoli, jednostajnym rytmem, echem wypełnia plac. Echem i odurzającym zapachem perfum eleganckiej damy, która, spostrzegłszy niezwykłą scenę, zatrzymuje się przy pomniku, z gracją trzyma torebkę, jest piękna.

Ma pani bardzo ładne usta, mówi zauroczona dziewczynka, jak to możliwe, by były tak czerwone, wstaje, chce dotknąć, zupełnie jak truskawki, a dama tylko się śmieje i z wysoka spogląda na mężczyznę siedzącego na schodach pomnika. On odkłada delikatnie, z namaszczeniem kukiełki. Nie odwraca wzroku, wyczekując pytania, przeczesuje ręką tłuste włosy.

- A mała nie ma matki?

- Nie ma.

- Bardzo ładna dziewczynka – kobieta chwali małą, wyprostowawszy się, pełnym wdzięku krokiem przybliża się do lalkarza.

- Ile? – pyta mężczyzna, wciąż wulgarnie świdrując każdy centymetr zakrytego jej ciała.

- Skoro pytasz, znaczy się, że cię nie stać. – Śmieje się, obcasem potrąca różowego słonia. Schyla się i szepta. – Skurwysynu, pewnie sprzedajesz ją za wódkę.

- Proszę pani. – Dziewczynka szarpie za spódnicę elegancką kobietę. Ta odwraca się, kuca, przez chwilę bawi się kucykami małej, po czym wyjmuje z torebki szminkę i tłumaczy, że truskawki nakłada się na górną, dolną, przygryza wargi, a potem całuje niegrzecznych chłopców. Na końcu daje srebrną tubkę dziewczynce i odchodzi.

Głuche stuk-stukanie w końcu milknie, dama znika, a lalkarz popija. Kończącą się wódkę. Normalnie wysłałby dziecko do sklepu po następną, ale ruch dziś wyjątkowo marny, kapelusz pusty, a jeszcze kolację będzie trzeba jakoś zorganizować.

Mała z koślawą gracją, urzekającą niewinnością kręci szminką, dziwi się, jakby to był malutki, truskawkowy potwór, wącha, próbuje i w końcu z nabożnością nakłada czerwień na wąskie usta. Lalkarz po chwili wpatrywania w szczęśliwą dziewczynkę leniwie wraca do kukiełek i – choć to bez sensu, tak bez publiki, widzów i pieniędzy – do historii.

Dzielny rycerz staje naprzeciw smoka. Dumnie pręży pierś, prostuje włócznię, strofuje spłoszonego słonia. Stary, różowy tchórz, krzyczy, zaczyna kląć, próbuje mocniej ściągnąć wodze, ale z tępą siłą się nie wygra. Zrezygnowany schodzi, a przerażone zwierzę, stając na dwóch tylnych łapach, kuli się i zaczyna modlić, niech mu Bóg i święty Jerzy pomogą. Odważny książę bez skrępowania zagląda w paszczę smoka, płomienie osmalają mu zbroję, tarczę i hełm. W powietrzu przez chwilę lśni tylko ostrzę włóczni, by chwilę później zatopić się w obślizgłym cielsku potwora...

Urywane krzyki odrywają obydwie głowy od historii, unieruchamiają kukiełki, konającego smoka, triumfującego rycerza. Przez plac przetacza się miniaturowe tornado grających w piłkę chłopców. Przy pomniku przystają, z ciekowością przypatrując się kukiełkom, piłka toczy się gdzieś sama, szeptają, pokazując sobie dziewczynkę siedzącą na schodach, ma dumną minę, gwiżdżą, udaje, że ich nie słyszy. A lalkarz tylko odkłada marionetki i z satysfakcją przygląda się usilnym staraniom chłopców.

Nagle mała wstaje i wdzięcznym krokiem wchodzi w grupkę chłopców. Przez moment wydaje się, że pochłonął ją niezwykły potwór, zamknął żywy mur, ona jednak wszystkich trzyma na dystans, pomału obraca się wśród wyrostków, przyglądając się im bacznie. Wszyscy milkną, syczą tylko gorące, kocie łby. W końcu wybiera jednego szczęśliwca, pociąga w środek zabawnego kręgu, coś szepcze na ucho, całuje, po czym mówi głośno, że piłka im uciekła, ostentacyjnie odwraca się, niech uważają, żeby przypadkiem nie zniszczyć kukiełek, odchodzi i siada obok lalkarza z tą samą, niewzruszoną, dumną miną.

Mężczyzna przez chwilę się śmieje, patrząc jak zdezorientowani chłopcy uciekają, zapominając o grze. Gdy znów zostają sami, mała pyta, kiedy zostanie kobietą, a on, już nią jest, drapie się po głowie, prawdziwa kobieta potrzebuje tylko szminek, szmatek i bajek, na końcu lalkarz wypija ostatni łyk i ustawia pustą butelkę w rządku na schodku, honorowej gwardii piedestału, pomnika. Wraca do historii, jednak już bez nadziei na zarobek tego dnia.

Martwy smok pada na ziemię, przerażająca paszcza wciąż dymi, a mężny rycerz z dalekich stron ściąga hełm, klęka już przed kruczowłosą damą, sięga po delikatną jej dłoń. Różowy słoń stoi osłupiały, lecz nie męstwem swojego pana. Uroda księżniczki przyprawia go o dreszcze grubej, zrogowaciałej skóry. Oswobodzona raz po raz zdaje się odwzajemniać niepewne spojrzenia, chłodno przyjmuje oświadczyny albinoskiego księcia Zulusów, waha się i wyczekuje. Różowe zwierzę w przypływie chwili stwierdza, że to jedyna okazja i los wygrany na loterii, długą trąbą chwyta kruczowłosą piękność i porywa ją daleko, w krainy szczęśliwe, mlekiem płynące, schronieniem niezwykłych kochanków od tej pory będące…

Resztę już znasz, mówi lalkarz, chodź, nie ma dziś ruchu, nie warto tu siedzieć, z namaszczeniem pakuje drogocenne marionetki do torby, musimy jeszcze pomyśleć nad dzisiejszą kolacją. Szarmancko podaje rękę małej, ta pewnie ją chwyta, to gdzie zabierzesz mnie dziś na randkę, pyta, komicznie wydymając usta.

Wolnym krokiem idą przez pusty plac. Mężczyzna ciężko wzdycha, nie martw się tato, pociesza go dziewczynka, mocniej ściska jego dłoń, opowiadasz najlepsze bajki na świecie. A z ciebie prawdziwa kobieta, mówi, śmiejąc się, czarujesz jak każda, nagle poważnieje, od mocnego, cytrynowego słońca mruży oczy, i tak skończysz jako dziwka, dodaje spokojnie, z powagą i dystynkcją dawnych, utraconych lat.


Michał Erazmus
`Resztę już znasz, mówi lalkarz, chodź, nie ma dziś ruchu, nie warto tu siedzieć, z namaszczeniem pakuje drogocenne marionetki do torby, musimy jeszcze pomyśleć nad dzisiejszą kolacją. Szarmancko podaje rękę małej, ta pewnie ją chwyta, to gdzie zabierzesz mnie dziś na randkę, pyta, komicznie wydymając usta.` - trochę razi mnie ten ciągły tekst. Wypowiedzi wplecione w całość bez żadnego wyróżnika sprawiają, że można się pogubić.

`Dla wszystkich lolitek, femme fatale i reszty dziwek.`- po tym spodziewałam się czegoś mocniejszego po tym tekście, seksu, płaczu, krwi, zawiedzionego mężczyzny...

Pamiętajmy tylko, że nie każda zadbana kobieta trzymająca mężczyzn na dystans to dziwka. A famme fatale nie musi oznaczać tej najgorszej.

Pozdrawiam, Adźkolwiek.
Cytat:trochę razi mnie ten ciągły tekst. Wypowiedzi wplecione w całość bez żadnego wyróżnika sprawiają, że można się pogubić.
Przepraszam Tongue

Cytat:Pamiętajmy tylko, że nie każda zadbana kobieta trzymająca mężczyzn na dystans to dziwka. A famme fatale nie musi oznaczać tej najgorszej.

Toć to ja przecież tego nie mówię... Femme fatale to filozofia bycia albo nawet coś na kształt genu, niektóre kobiety takie są i już. I to zawsze one najbardziej fascynują facetów.

I dzięki piękne za lekturę Wink
Nie, nie!
Ja nie twierdzę, że tak mówisz w swoim tekście. Ja uprzedzam to, co mówią inni Wink
No tłumów to tu nie ma, ale to w takim razie masz szczęście Tongue
Całość ciekawa i efektowna. Do dedykacji mam raczej mieszane uczucia... Brzmi niemiło

Sem

Erazmusie kolejny swietny tekst. Mysle, ze zostalam juz Twoja fanka Wink
Jeszcze troche i doczekasz sie swojego oltarzyka w mojej szafie Wink
Chyle czoUa
Dzięki śliczne dziewczyny, widać od razu, że się znacie na rzeczy, nie ma to tamto Tongue

Cytat:Do dedykacji mam raczej mieszane uczucia... Brzmi niemiło

Ojtam, ojtam, bo to freudowskie jest, ja tak naprawdę nienawidzę kobiet, jestem ukrytym mizoginem, a jak tak dalej pójdzie, to stanę się psychopatą-fetyszystą. Ale, Nano, moja i Kaprysa propozycja jest wciąż aktualna, więc wiesz Wink

Cytat:i doczekasz sie swojego oltarzyka w mojej szafie
I pomponniki, nie zapomnij o pomponikach Cool
Nie, dziękuję. Aw... Strasznie mnie bulwersuje, że świetne wrażenie wywołane przez opowiadanie psuje ta seksistowsko-prymitywna dedykacja :/
Droga Nano, dedykacja nie jest "seksistowsko-prymitywna"!

Co do tekstu: naprawdę piękne. Jest w Twoim, panie Michale, stylu coś niezwykłego, hipnotyzującego wręcz. Wspaniałe opowiadanie, czoła chylę.
Pozdrawiam...
Nano, burzysz mój zolowski porządek świata. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego dedykacja jest seksistowska.... Raczej przeciwnie, ale - ja wiem - wy kobiety tak macie, lubicie nas zwodzić Tongue A poza tym zarówno motyw femme fatale, jak i Nabokovska Lolita to przecież już od dawna klasyka literatury, archetypy na stałe wpisane w kod kulturowy. Zaś temat dziwek etc... jest tak fascynujący/obszerny/otwarty dla sztuki, że aż miło. (następny razem napiszę w nawiasie - dedykacja nie jest dedykacją, pomaga w zrozumieniu tekstu...)

Borku, cholernie mi miło Wink
I też pozdrawiam.
Dobrze skonstruowany tekst. Zestawienie dwóch światów. Zgrabnie poprowadziłeś fabułę. Może temat nie mój, lecz dobrze się czytało. Klimat i kompozycja, jak najbardziej tak jak trzeba. Może koniec trochę nie dla mnie. Ale wiadomo, puenta nie miała się podobać;]

Pozdrawiam Tajm
"Gdy znów zostają sami, mała pyta, kiedy zostanie kobietą, a on, już nią jest..." ja bym dodał 'że', '...a on, że już nią jest...' imho.

Rzeczywiście styl hipnotyczny, aczkolwiek fakt dość młodego wieku (i do tego nie wiadomo w końcu jak młodego) córki lalkarza trochę mnie niepokoi. Wszelkiego rodzaju pedofilia, nawet w literaturze, mi nie odpowiada. W końcu nie wiadomo na ile ten ojciec pozwala. Cóż, pozostaje tylko zapamiętać, żeby nigdy nie ufać różowym słoniom i nie słuchać plotek roznoszonych przez księży ;p
Namaste, El Tigre
Tajgerze, ale właśnie o to mi chodziło, byś nie wiedział, czy chodzi tu o pornografię, czy też nie Wink

Czasie i Tygrysie, dziękuję Wam pięknie i napaste nie nadpepnijcie Tongue