08-11-2010, 21:59
Witam. Proszę o konstruktywną krytykę, ponieważ ta jest dla mnie najważniejsza. Miłej lektury. Nie mogę uporać się z tytułem. Nie dziwcie się, jeżeli będę zmieniał, ale mam nadzieję, iż Ostatni wyznawca, to już ostateczny tytuł.
Poprawki dotyczące fragmentu poniżej zostały naniesione 30.XI.2010 o godzinie 10:32
[/p]Człowiek? Ha, bawi mnie ta nędzna istota! Uważają się za panów świata, a połowa z nich nie umie czytać i pisać. Budują społeczności związane ścisłym sznurem historii, nadają im nazwy i zakładają miasta. Czynią sobie ziemię poddaną, zniewalają dzieci matki natury, i co gorsza, zabijają je. Później sprzedają ich skóry w zamian za pieniądze, najwyższą wartość ludzkości. Przeraża mnie dążenie do bogactwa. Często jest to droga wypełniona ludzkim cierpieniem. Osady tętniące życiem, które goni tylko za walutą, za uczynieniem siebie panem innych. Na swoich władców wybierają tych, którzy najwięcej zapłacą.
[/p]Uciekłem od nich wszystkich. Dziś moimi ojcami są drzewa, a matkami gwiazdy. Co wieczór niebiańskie rodzicielki szepcą mi do ucha kołysanki. Zasypiam wtedy najszczęśliwszy. Daleko od zgubnych ideałów. Jeszcze dalej od człowieka. W samym sercu lasu, który oddycha powietrzem prawdziwego istnienia.
[/p]Każdy w życiu ma określony cel. Jedni muszą po prostu być rycerzami, a drudzy gwałcicielami matek najmężniejszych krasnoludów. Nie mają na to wpływu. To znaczy, wydaje im się, że są kowalami swojego losu, ale to tylko śmieszna iluzja. Prawda jest zupełnie inna. Nikt jej nie dostrzega, bo wszyscy biegną w szaleńczym wyścigu po zdobycie bogactwa, które po śmierci i tak im się nie przyda. Moim szlachetnym przeznaczeniem jest bycie innym, odizolowanym. Wiem, że niedługo na swoje barki wezmę ogromne brzemię. Wszystko na chwałę mojego jedynego, słusznego boga.
[/p]Nazywam się Kharn. Cierpię z powodu tego, że jestem człowiekiem. Chowam do nich całą nienawiść. Moje serce wyrywa się do walki, gdy widzę odbicie w tafli wody. Już niebawem pozabijam ich wszystkich, wyrżnę każdy zawszony, ludzki łeb! Krew będzie spływała rzekami, jeziora zamienią się w ponurą czerwień. Wypełnię swoje przeznaczenie, spełnię cholerną misję!
Siedząc na ziemi pośród ciszy wpatrywałem się w oczy moich matek, usłyszałem szelest.
[/p]Kolejni śmieszni rycerze.
[/p]Król państwa, w którym żyję, ustanowił nagrodę za moją głowę. Tak, wiem, już wielu ludzi zginęło przeze mnie, ale wkrótce każdy umrze. Jak to się mówi: wcześniej czy później, co za różnica. Mniej więcej co drugi dzień, przychodzą do mnie chłoptasie, którzy myślą, że zgarną nagrodę. Od groma trzeba się napocić przy kopaniu dołów na ich ciała. Zwiedził tyle wnętrzności
[/p]Podniosłem się cicho, i położyłem dłoń na moim sejmitarze. Nazwałem go Turystą. Zwiedził tyle wnętrzności.
Już trzymali miecze. Przygotowani, by mnie uśmiercić. Widziałem jak idą w moim kierunku. Nie bałem się. Stanęli około dwóch metrów przede mną. Srebrna kolczuga, niezbyt mocna, pordzewiała, wskazywała na to, iż są to bardziej poszukiwacze zgubnych przygód, aniżeli prawdziwi rycerze. Jeden z nich, ten starszy z dosyć długą brodą, wyjął świstek i zaczął czytać na głos.
[/p]- Na mocy prawa ustanowionego przez króla Zerhita z dynastii Arneńczyków, ogłasza się, iż Kharn, przez lud zwany Zabójcą z Lasu, zostaje aresztowany.
[/p]Zapewne widział tylko błysk Turysty. Nim skończył czytać nie miał już głowy. Zrobiłem to jednym obrotem, jednym cięciem. Łeb poszybował daleko, nie widziałem gdzie, i w sumie mało mnie to interesowało. Truchło opadło bezwładnie na ziemię. Splunąłem.
[/p]- A w dupie mam to twoje prawo.
[/p]Drugi zaczął uciekać. Biegł ile miał sił. Bał się, a mi sprawiało to czystą przyjemność. Ruszyłem szybko za nim. Co chwilę się przewracał, podnosił. Gdy dzieliła mnie od niego niewielka odległość, stanął gotowy do walki.
[/p]Siedziałem na krześle przy stole, pierwsze promyczki światła wpadały nieśmiało do mojej komnaty. Król zlecił mi zaplanowanie ćwiczeń armii. Ponoć żołnierze są tak tępi, że nie wiedzą, czym różni się lanca od maczugi. Takich to wychłostać! Od razu, bez jakichkolwiek wyjaśnień! Tępaki, cholerne. Lud potrzebuje obrońców!
[/p]Nagle ktoś zapukał do drzwi. Nikt nie przychodził do mnie o tak wczesnej porze, tylko ja byłem tu rannym ptaszkiem. Otworzyłem.
[/p]- Panie miłościwy, prędko! Król wzywa!
Wiedziałem, że jak władca wzywa, to nie lubi czekać. Bez słowa pobiegłem za pachołkiem. Coś było nie tak. To nie jest ulubiona pora dla monarchy, teraz powinien spać. Sługa barkiem otwarł drzwi, tak się śpieszył. Wpadł do Sali jak rozjuszony byk, tyle że bez gniewu. Wszedłem tuż za nim.
[/p]W pomieszczeniu było ciemnawo. Słońce nie zawitało tu jeszcze. Obrazy zawieszone na ścianach. Na suficie piękny, zwisający żyrandol. Na środku długi, drewniany stół, na którym leżała paczka. Zań tron. Złoty. Niegdyś siedzieli na nim sami najważniejsi monarchowie. Zapamiętani przez lud. Dziś dzierżył tron Zerhit Arneńczyk. Jego twarz zdradzała zmartwienie.
[/p]Podszedłem bliżej królewskiego siedziska. Uklęknąłem.
[/p]- Królu najjaśniejszy, chciałeś mnie widzieć.
[/p]- Widzisz tę paczkę? – Spytał.
[/p]- Tak, panie.
[/p]- Wstań i zobacz co jest w środku, i przeczytaj na głos list.
[/p]Zrobiłem wedle życzenia. Zerknąłem do pudła. Odór uderzył mnie w twarz. Powstrzymałem odruch wymiotny. W środku znajdowała się głowa! Głowa mojego żołnierza…Wysłałem dwóch na pozbycie się tego sukinsyna! Od miesięcy zabija ludzi, którzy wejdą do lasu. Król wyznaczył nagrodę za jego głowę. Muszę go dopaść. Lud nie może bać się zasnąć! Lud musi czuć się bezpieczny! Jestem tu generałem, do cholery! Do ręki wziąłem list, który leżał przy paczce. Rozwinąłem, zaczynając czytać:
[/p]„Ta ziemia, co nań żyję, na zawsze moją ziemią będzie. Ma dusza, co trzyma mnie przy was, bękarty boga, na zawsze moją duszą będzie. Moje życie, zawsze waszą śmiercią będzie. Pozabijam was wszystkich, zacznę od prostego ludu, będę wieszał, palił, patroszył. Aż zginie ostatni, aż ostatni z ludzi nie zachłyśnie się własną krwią! Szykujcie się, niedługo przybędę…”
[/p]Nie mogłem przełknąć śliny. Król wstał.
[/p]- Co ja ci kazałem z nim zrobić, Radmarthanie? – spytał.
[/p]- Zabić, panie.
[/p]- Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś? – podszedł bliżej. – Od miesięcy czekam na jego śmierć. Dlaczego, do licha, go jeszcze nie zabiłeś?
[/p]Uderzył w twarz z otwartej dłoni. Głowa przechyliła mi się w lewo, na szczęście nie było krwi. W takiej chwili żałowałem, że jestem Generałem Królestwa. Spoczywała na mnie ogromna odpowiedzialność, a te barany nie wiedzą nawet jak trzymać miecz. To wszystko przez nich. Nie potrafią zabić nawet psychopatycznego bandyty. Milczałem. Spojrzałem królowi w brązowe oczy. Przeszywał mnie wzrokiem, najchętniej to by mnie teraz zabił. Wiedział jednak, że nie może tak postąpić. Nie ma nikogo na moje miejsce. Opuściłem głowę, nie wytrzymałem tego psychicznego bólu.
[/p]- Rozkazuję ci pójść do lasu, i przynieść mi głowę tego mordercy. Wywiesimy ją na rynku, by ludzie wiedzieli, że są bezpieczni.
[/p]Zamurowało mnie. A co jeśli zginę? Czyżby znalazł już kogoś na moje miejsce? Rozkaz króla jest rozkazem króla. Choćbym nie wiadomo jak bardzo nie chciał muszę wypełnić polecenie. Jestem żołnierzem! Jestem, kurwa, żołnierzem!
Poprawki dotyczące fragmentu poniżej zostały naniesione 30.XI.2010 o godzinie 10:32
[/p]Człowiek? Ha, bawi mnie ta nędzna istota! Uważają się za panów świata, a połowa z nich nie umie czytać i pisać. Budują społeczności związane ścisłym sznurem historii, nadają im nazwy i zakładają miasta. Czynią sobie ziemię poddaną, zniewalają dzieci matki natury, i co gorsza, zabijają je. Później sprzedają ich skóry w zamian za pieniądze, najwyższą wartość ludzkości. Przeraża mnie dążenie do bogactwa. Często jest to droga wypełniona ludzkim cierpieniem. Osady tętniące życiem, które goni tylko za walutą, za uczynieniem siebie panem innych. Na swoich władców wybierają tych, którzy najwięcej zapłacą.
[/p]Uciekłem od nich wszystkich. Dziś moimi ojcami są drzewa, a matkami gwiazdy. Co wieczór niebiańskie rodzicielki szepcą mi do ucha kołysanki. Zasypiam wtedy najszczęśliwszy. Daleko od zgubnych ideałów. Jeszcze dalej od człowieka. W samym sercu lasu, który oddycha powietrzem prawdziwego istnienia.
[/p]Każdy w życiu ma określony cel. Jedni muszą po prostu być rycerzami, a drudzy gwałcicielami matek najmężniejszych krasnoludów. Nie mają na to wpływu. To znaczy, wydaje im się, że są kowalami swojego losu, ale to tylko śmieszna iluzja. Prawda jest zupełnie inna. Nikt jej nie dostrzega, bo wszyscy biegną w szaleńczym wyścigu po zdobycie bogactwa, które po śmierci i tak im się nie przyda. Moim szlachetnym przeznaczeniem jest bycie innym, odizolowanym. Wiem, że niedługo na swoje barki wezmę ogromne brzemię. Wszystko na chwałę mojego jedynego, słusznego boga.
[/p]Nazywam się Kharn. Cierpię z powodu tego, że jestem człowiekiem. Chowam do nich całą nienawiść. Moje serce wyrywa się do walki, gdy widzę odbicie w tafli wody. Już niebawem pozabijam ich wszystkich, wyrżnę każdy zawszony, ludzki łeb! Krew będzie spływała rzekami, jeziora zamienią się w ponurą czerwień. Wypełnię swoje przeznaczenie, spełnię cholerną misję!
Siedząc na ziemi pośród ciszy wpatrywałem się w oczy moich matek, usłyszałem szelest.
[/p]Kolejni śmieszni rycerze.
[/p]Król państwa, w którym żyję, ustanowił nagrodę za moją głowę. Tak, wiem, już wielu ludzi zginęło przeze mnie, ale wkrótce każdy umrze. Jak to się mówi: wcześniej czy później, co za różnica. Mniej więcej co drugi dzień, przychodzą do mnie chłoptasie, którzy myślą, że zgarną nagrodę. Od groma trzeba się napocić przy kopaniu dołów na ich ciała. Zwiedził tyle wnętrzności
[/p]Podniosłem się cicho, i położyłem dłoń na moim sejmitarze. Nazwałem go Turystą. Zwiedził tyle wnętrzności.
Już trzymali miecze. Przygotowani, by mnie uśmiercić. Widziałem jak idą w moim kierunku. Nie bałem się. Stanęli około dwóch metrów przede mną. Srebrna kolczuga, niezbyt mocna, pordzewiała, wskazywała na to, iż są to bardziej poszukiwacze zgubnych przygód, aniżeli prawdziwi rycerze. Jeden z nich, ten starszy z dosyć długą brodą, wyjął świstek i zaczął czytać na głos.
[/p]- Na mocy prawa ustanowionego przez króla Zerhita z dynastii Arneńczyków, ogłasza się, iż Kharn, przez lud zwany Zabójcą z Lasu, zostaje aresztowany.
[/p]Zapewne widział tylko błysk Turysty. Nim skończył czytać nie miał już głowy. Zrobiłem to jednym obrotem, jednym cięciem. Łeb poszybował daleko, nie widziałem gdzie, i w sumie mało mnie to interesowało. Truchło opadło bezwładnie na ziemię. Splunąłem.
[/p]- A w dupie mam to twoje prawo.
[/p]Drugi zaczął uciekać. Biegł ile miał sił. Bał się, a mi sprawiało to czystą przyjemność. Ruszyłem szybko za nim. Co chwilę się przewracał, podnosił. Gdy dzieliła mnie od niego niewielka odległość, stanął gotowy do walki.
***
[/p]Siedziałem na krześle przy stole, pierwsze promyczki światła wpadały nieśmiało do mojej komnaty. Król zlecił mi zaplanowanie ćwiczeń armii. Ponoć żołnierze są tak tępi, że nie wiedzą, czym różni się lanca od maczugi. Takich to wychłostać! Od razu, bez jakichkolwiek wyjaśnień! Tępaki, cholerne. Lud potrzebuje obrońców!
[/p]Nagle ktoś zapukał do drzwi. Nikt nie przychodził do mnie o tak wczesnej porze, tylko ja byłem tu rannym ptaszkiem. Otworzyłem.
[/p]- Panie miłościwy, prędko! Król wzywa!
Wiedziałem, że jak władca wzywa, to nie lubi czekać. Bez słowa pobiegłem za pachołkiem. Coś było nie tak. To nie jest ulubiona pora dla monarchy, teraz powinien spać. Sługa barkiem otwarł drzwi, tak się śpieszył. Wpadł do Sali jak rozjuszony byk, tyle że bez gniewu. Wszedłem tuż za nim.
[/p]W pomieszczeniu było ciemnawo. Słońce nie zawitało tu jeszcze. Obrazy zawieszone na ścianach. Na suficie piękny, zwisający żyrandol. Na środku długi, drewniany stół, na którym leżała paczka. Zań tron. Złoty. Niegdyś siedzieli na nim sami najważniejsi monarchowie. Zapamiętani przez lud. Dziś dzierżył tron Zerhit Arneńczyk. Jego twarz zdradzała zmartwienie.
[/p]Podszedłem bliżej królewskiego siedziska. Uklęknąłem.
[/p]- Królu najjaśniejszy, chciałeś mnie widzieć.
[/p]- Widzisz tę paczkę? – Spytał.
[/p]- Tak, panie.
[/p]- Wstań i zobacz co jest w środku, i przeczytaj na głos list.
[/p]Zrobiłem wedle życzenia. Zerknąłem do pudła. Odór uderzył mnie w twarz. Powstrzymałem odruch wymiotny. W środku znajdowała się głowa! Głowa mojego żołnierza…Wysłałem dwóch na pozbycie się tego sukinsyna! Od miesięcy zabija ludzi, którzy wejdą do lasu. Król wyznaczył nagrodę za jego głowę. Muszę go dopaść. Lud nie może bać się zasnąć! Lud musi czuć się bezpieczny! Jestem tu generałem, do cholery! Do ręki wziąłem list, który leżał przy paczce. Rozwinąłem, zaczynając czytać:
[/p]„Ta ziemia, co nań żyję, na zawsze moją ziemią będzie. Ma dusza, co trzyma mnie przy was, bękarty boga, na zawsze moją duszą będzie. Moje życie, zawsze waszą śmiercią będzie. Pozabijam was wszystkich, zacznę od prostego ludu, będę wieszał, palił, patroszył. Aż zginie ostatni, aż ostatni z ludzi nie zachłyśnie się własną krwią! Szykujcie się, niedługo przybędę…”
[/p]Nie mogłem przełknąć śliny. Król wstał.
[/p]- Co ja ci kazałem z nim zrobić, Radmarthanie? – spytał.
[/p]- Zabić, panie.
[/p]- Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś? – podszedł bliżej. – Od miesięcy czekam na jego śmierć. Dlaczego, do licha, go jeszcze nie zabiłeś?
[/p]Uderzył w twarz z otwartej dłoni. Głowa przechyliła mi się w lewo, na szczęście nie było krwi. W takiej chwili żałowałem, że jestem Generałem Królestwa. Spoczywała na mnie ogromna odpowiedzialność, a te barany nie wiedzą nawet jak trzymać miecz. To wszystko przez nich. Nie potrafią zabić nawet psychopatycznego bandyty. Milczałem. Spojrzałem królowi w brązowe oczy. Przeszywał mnie wzrokiem, najchętniej to by mnie teraz zabił. Wiedział jednak, że nie może tak postąpić. Nie ma nikogo na moje miejsce. Opuściłem głowę, nie wytrzymałem tego psychicznego bólu.
[/p]- Rozkazuję ci pójść do lasu, i przynieść mi głowę tego mordercy. Wywiesimy ją na rynku, by ludzie wiedzieli, że są bezpieczni.
[/p]Zamurowało mnie. A co jeśli zginę? Czyżby znalazł już kogoś na moje miejsce? Rozkaz króla jest rozkazem króla. Choćbym nie wiadomo jak bardzo nie chciał muszę wypełnić polecenie. Jestem żołnierzem! Jestem, kurwa, żołnierzem!