08-11-2010, 11:17
Upodobania
Woda rozbijała się o skały, wyrzucając w powietrze błyszczące krople. Wyrywały się łapiąc słaby wiatr, który lekko targał nimi pchając je przed siebie. Chcąc uchwycić cały świat, wycieńczone z powrotem opadały pogrążając się w oceanie.
Trzej mężczyźni oplątani powiewającymi białymi szatami mrużyli oczy, kryjąc je przed zachodzącym słońcem. Z ich ust wydobywał się zapach młodego wina. Zmęczeni hałasem biesiady odeszli dalej, by porozmawiać. Jeden z nich oparł się za plecami obiema rękoma kładąc je na ziemi i uniósł głowę do góry, jakby chciał czerpać ciepło promieni słonecznych. Słuchał, co ma do powiedzenia jego przyjaciel, czeszący długą brodę srebrną jak księżyc w pełni. Wypowiadał ostrożnie każde słowo, żeby jak najwyraźniej przekazać treść swoich myśli. Ostatni, który zaproponował przechadzkę nad wodę, wstrzymywał oddech niecierpliwie czekając na możliwość wypowiedzenia swoich spostrzeżeń. Przenikliwie patrzył na znajomego, kiwając rytmicznie głową.
Już nie po raz pierwszy rozmawiali, słuchali – mówili, tak długo i pilnie, że nikt nie chciał odstąpić nie skończywszy swojego zdania. Tym razem również poczęli od niewinnych tematów, jednak wrodzona dociekliwość wyniosła ich nad poziom zwyczajnej rozmowy. Pochłonięci swoim towarzystwem zapomnieli o podstawowych potrzebach, brzuchy wtrąciły się same do dyskusji domagając się strawy. Jeden z nich zauważył niewolnicę, krzyknął na nią, a kiedy ona przyszła, kazał jej przynieść to, o co poproszą.
Gdy przestali wyglądać za wątła kobietą, która pospiesznie stawiała krótkie kroki, wrócili do rozmowy o szczęściu. Słowo znajome każdemu z codzienności i sytuacji przypadkowych, wypowiadane już wielekroć w stanach uniesienia i upojenia, recytowane w wierszach i szeptane nocą w ogrodach, a jednak wciąż z nutką trwogi w głosie tchniętej zwątpieniem.
Przekonywali siebie nawzajem, co stanowi o szczęściu, jakimi drogami je osiągnąć; uzgadniali koncepcje i czasem poruszeni słowami przyjaciela odchodzili na bok, by pomyśleć w samotności. Wracali za chwilę z natchnieniem wypisanym na twarzy – znam prawdę! Zawsze, gdy myśleli, że posiedli wiedzę i metodę bycia szczęśliwym, spokojne wody niespodziewanie wzburzały się wprawiając w przygnębienie, czy nawet trwogę.
Wszyscy siedzieli z podpartymi głowami wpatrując się w dal. Zadumę rozproszyła niewolnica, która przyniosła jedzenie.
- Naczynie jest jedno, lecz ma wszystko wedle waszych upodobań.
I`m
Woda rozbijała się o skały, wyrzucając w powietrze błyszczące krople. Wyrywały się łapiąc słaby wiatr, który lekko targał nimi pchając je przed siebie. Chcąc uchwycić cały świat, wycieńczone z powrotem opadały pogrążając się w oceanie.
Trzej mężczyźni oplątani powiewającymi białymi szatami mrużyli oczy, kryjąc je przed zachodzącym słońcem. Z ich ust wydobywał się zapach młodego wina. Zmęczeni hałasem biesiady odeszli dalej, by porozmawiać. Jeden z nich oparł się za plecami obiema rękoma kładąc je na ziemi i uniósł głowę do góry, jakby chciał czerpać ciepło promieni słonecznych. Słuchał, co ma do powiedzenia jego przyjaciel, czeszący długą brodę srebrną jak księżyc w pełni. Wypowiadał ostrożnie każde słowo, żeby jak najwyraźniej przekazać treść swoich myśli. Ostatni, który zaproponował przechadzkę nad wodę, wstrzymywał oddech niecierpliwie czekając na możliwość wypowiedzenia swoich spostrzeżeń. Przenikliwie patrzył na znajomego, kiwając rytmicznie głową.
Już nie po raz pierwszy rozmawiali, słuchali – mówili, tak długo i pilnie, że nikt nie chciał odstąpić nie skończywszy swojego zdania. Tym razem również poczęli od niewinnych tematów, jednak wrodzona dociekliwość wyniosła ich nad poziom zwyczajnej rozmowy. Pochłonięci swoim towarzystwem zapomnieli o podstawowych potrzebach, brzuchy wtrąciły się same do dyskusji domagając się strawy. Jeden z nich zauważył niewolnicę, krzyknął na nią, a kiedy ona przyszła, kazał jej przynieść to, o co poproszą.
Gdy przestali wyglądać za wątła kobietą, która pospiesznie stawiała krótkie kroki, wrócili do rozmowy o szczęściu. Słowo znajome każdemu z codzienności i sytuacji przypadkowych, wypowiadane już wielekroć w stanach uniesienia i upojenia, recytowane w wierszach i szeptane nocą w ogrodach, a jednak wciąż z nutką trwogi w głosie tchniętej zwątpieniem.
Przekonywali siebie nawzajem, co stanowi o szczęściu, jakimi drogami je osiągnąć; uzgadniali koncepcje i czasem poruszeni słowami przyjaciela odchodzili na bok, by pomyśleć w samotności. Wracali za chwilę z natchnieniem wypisanym na twarzy – znam prawdę! Zawsze, gdy myśleli, że posiedli wiedzę i metodę bycia szczęśliwym, spokojne wody niespodziewanie wzburzały się wprawiając w przygnębienie, czy nawet trwogę.
Wszyscy siedzieli z podpartymi głowami wpatrując się w dal. Zadumę rozproszyła niewolnica, która przyniosła jedzenie.
- Naczynie jest jedno, lecz ma wszystko wedle waszych upodobań.
I`m