18-11-2009, 17:24
Tworzę głównie rubaszne wiersze w karczemnych klimatach. Jeśli nie lubisz grubiańskiego humoru, nie czytaj.
Syn Sołtysa
Żył niegdyś człek, Jaśkiem zwany,
Syn sołtysa szanowany.
Do wsi pałał on afektem,
Lecz nie grzeszył intelektem.
Był przystojny chociaż tęgi,
Często brał od tatka cięgi
Gdyż niejeden żarcik tępy,
Wyciął owy Jaśko krępy.
Często zaś z wielkiej głupoty
Wciągał ojca w swe kłopoty.
Brał więc ojciec bacik w rękę,
Robił mu na skórze pręgę.
Jaśko jednak, człowiek tępy
Mocno ściskał wtedy zęby,
A gdy kara się skończyła
Znów myśl głupia go korciła.
Nie tak dawno, przykładowo
Zwołał lud, głupimi przezwał
Spojrzał z głową uniesioną,
I w te słowa się odezwał:
"Mięsko choćby z muszką w środku
Nie jest złe dla Ciebie kmiotku.
A gdy muszek rój jest cały,
Tedy zrób z nich deser mały.
Bo gdy mięsko muszki zdobią,
Nie jest tako jak to zowią.
Że niedobre, że zatrute,
Że śmierć dotknie cię w minutę.
Gdy spróbujesz, sam się dowiesz.
Wielcem ciekaw co odpowiesz,
Kiedy dowiesz się iż wcale
Nie upadniesz jak po strzale,
Lecz ze smakiem kawał cały
Zjesz i aż ci wyjdą gały.
A kto dziś mi udowodni
Żem jest łgarzem równym psiemu,
Jeśli wszyscy będą zgodni,
Antał wina dam każdemu."
Wnet kilkoro ze wsi chłopów,
Pouczeni przez Janeczka,
Spróbowali, jak przykazał,
a ich życia zgasła świeczka.
Tłum był wściekły, rąbał, palił,
Ojcu wnet na łeb się zwalił.
Żądał by im Janka wydał,
Tłum na jego życie dybał.
Chcieli także beczek wina
Pamiętali mowę syna.
Sołtys jednak, człowiek biedny
Nie mógł spełnić ich życzenia
Wielki tłum więc, niewybredny
Dobrał się do jego mienia.
Jaki z tego morał płynie?
Lokuj mądrość w synu swoim,
Bo gdy synek coś wywinie
Tedy szarpną mieniem twoim.
Kapu kapu
Kapu, kapu, woda kapie
A ja z Tobą na kanapie.
Wciąż Cię ściskam dłońmi mymi,
Namiętnymi, gorącymi.
I tak muskam Cię i muskam,
A tam woda dawno pluska.
Mój wzrok lata jak szalony
Cały w Ciebie zapatrzony.
A tam potok płynie rwący,
Cały dom zatapiający.
Mokra już podłoga cała,
Szkoda to wręcz niebywała.
Lecz tak jest już na tym świecie,
Lepiej zostaw to kobiecie.
Bo chłop w całej swej bytności,
Brak uwagi podzielności
Ma za jedną z wad największych
I tu kłopot bywa częstszy,
Bo gdy gatki chłop ceruje,
Dach cieknący zaniedbuje.
Córka piekarza
Piekarz córkę miał bez skazy,
i niejeden nocne zmazy
Miał kawaler przez tą dziewkę.
Wielu też czarną polewkę
Dostawało od piekarza...
Niech mu syf jajca zaraża!!
Cwaniak był bez liku z niego,
Pragnął życia dostatniego,
A że leń do prac niełasy,
Tak więc my mamy kutasy,
A on swego nie podzierży
Bo pewnego dnia w oberży,
Gdy pił sobie za pieniądze
Które "na chleb" zwykł pożyczać
Zaspokoił swoje rządze,
No i poszedł się wysikać.
Wtedy wierzyciela spotkał,
A że stał se koło płotka
I oddawał się naturze,
Tedy ruchy miał wręcz kurze.
Pewnie byłby się obronił,
Lecz napastnik był trzeźwiejszy.
Jako że kasę roztrwonił,
Zadał mu ból najstraszniejszy...
Odciął mu sternika jego,
Co go facet ma jednego...
Jaja jednak mu oszczędził,
Coś zagwizdał, coś poględził,
Potem otarł nóż swój w spodnie.
Odszedł chwiejnie ale godnie.
Piekarz lekcję popamiętał,
Długo jeszcze lud go nękał.
Wytykano go palcami
Chciano by klaskał jajami.
Lecz gdy córka mu podrosła,
Piekarz stał się niczym sosna.
Dumny, prosty no i silny
Jego byt stał się stabilny.
Córka jego jak wspomniałem,
Istne cudo, sam sprawdzałem!
Ma figurę piękną, zgrabną,
I fortunkę całkiem ładną
Ma po stryju swym ciotecznym
Stąd lud stał się nagle grzecznym.
Wszyscy ludzie się kłaniali
Piekarzowi i córeczce.
Wszyscy dary im składali
I o względy się starali.
Lecz jej ojciec, próchno stare!
Nie chciał wydać jej nikomu...
Na nic szczery, cny kawaler
Chciał zawitać do ich domu.
Żal wnet minął młokosowi,
Wcześniej nieźle się wstawiwszy,
Wyciął numer, piekarzowi
Zemstę swą zaspokoiwszy.
Kilka wiosek w plan swój wciągnął,
Zebrał grupkę, żony rządną,
"Mości piekarz dziś nakazał
Bym wiadomość wam przekazał,
Iż ten córkę wnet dostanie,
Kto jajami zaklaskawszy, przed piekarzem stanie!".
Zdziwił się wielce młodzieniec,
Tłum biegł prędko, jak szaleniec.
Do piekarza, córki jego,
By dokonać czynu tego.
Później słyszał krzyk starucha,
Stal szczęknęła, zawierucha...
Później młodego szukano,
Tropicieli ponaglano,
Każdy mąż wnet nogi w strzemię,
Lecz on zapadł się pod ziemię...
Historia Grensirowa (moje imię na innych portalach to Grensir)
Kogo widać tam w oddali?
Co tak śmierdzi? Coś się pali?
Nie, to Grensir zęby myje...
Wszelkie zwierzę już nie żyje!
Lud do kniazia zmyka cały,
A on w szoku niebywałym.
Lud się żali że nie może
Żyć w paskudnym tak odorze!
Że im kury pozdychały
I ambaras jest niemały!
Kniaź pochmurniał, myśleć zaczął
Jak rozwiązać problem owy...
No bo przed nim ludzie płaczą,
Że tam potwór zapachowy!
W końcu wysłał kniaź swych wojów
By Grensira przegonili.
Sławni byli ze swych bojów
Lecz swą misję spartolili!
Wymyślili więc wieśniacy
Żeby oblać dziada smołą.
Wiele w to włożyli pracy,
By mu stawić mężnie czoło.
Lecz i to im nic nie dało,
Grensirowi było mało.
Wciąż się dawał im we znaki
I mordował im kurczaki.
Tak do dzisiaj się ma sprawa,
Że gdziekolwiek się pojawi,
Tam się odór wnet pojawia
I kulturę wszelką dławi!
Pieśń karczemna
Chociaż wojna świat nasz nęka
Choć na traktach trup się ściele,
Tylko głupiec się jej lęka
Przecież wojen było wiele
Śmierć i tak nas kiedyś dorwie
Do nikogo się nie spóźni
Czy w zamtuzie czy na wojnie,
Wobec niej są wszyscy równi
Na każdego kosę spuści
I nikomu nie popuści
Bo nam wszystkim śmierć pisana
A więc pijmy dziś do rana! (refren 1)
Gdy na zewnątrz miasto płonie
Gdy dach zrywa zawierucha
Gdy od wiatru marzną dłonie
To najlepsza jest siwucha!
Bo gorzałka wnet rozpala
Trzewia, flaki, duszę, zmysły
Silnych chłopów wnet powala
Ten szlachetny trunek czysty.
Ona nigdy Cię nie zdradzi
I nikomu nie zawadzi
Lać ją w mordę możesz śmiało
A jej ciągle będzie mało!(refren 2)
Każdy człowiek przecie powie
Że po piwku szumi w głowie
Nikt kto żywy nie zaprzeczy
Że gorzałka duszę leczy
Każdy człowiek przecie lubi
Jak po piwku spodnie gubi
Tedy dziewka każda pędzi
Chcąc twą poznać siłę lędźwi!
Syn Sołtysa
Żył niegdyś człek, Jaśkiem zwany,
Syn sołtysa szanowany.
Do wsi pałał on afektem,
Lecz nie grzeszył intelektem.
Był przystojny chociaż tęgi,
Często brał od tatka cięgi
Gdyż niejeden żarcik tępy,
Wyciął owy Jaśko krępy.
Często zaś z wielkiej głupoty
Wciągał ojca w swe kłopoty.
Brał więc ojciec bacik w rękę,
Robił mu na skórze pręgę.
Jaśko jednak, człowiek tępy
Mocno ściskał wtedy zęby,
A gdy kara się skończyła
Znów myśl głupia go korciła.
Nie tak dawno, przykładowo
Zwołał lud, głupimi przezwał
Spojrzał z głową uniesioną,
I w te słowa się odezwał:
"Mięsko choćby z muszką w środku
Nie jest złe dla Ciebie kmiotku.
A gdy muszek rój jest cały,
Tedy zrób z nich deser mały.
Bo gdy mięsko muszki zdobią,
Nie jest tako jak to zowią.
Że niedobre, że zatrute,
Że śmierć dotknie cię w minutę.
Gdy spróbujesz, sam się dowiesz.
Wielcem ciekaw co odpowiesz,
Kiedy dowiesz się iż wcale
Nie upadniesz jak po strzale,
Lecz ze smakiem kawał cały
Zjesz i aż ci wyjdą gały.
A kto dziś mi udowodni
Żem jest łgarzem równym psiemu,
Jeśli wszyscy będą zgodni,
Antał wina dam każdemu."
Wnet kilkoro ze wsi chłopów,
Pouczeni przez Janeczka,
Spróbowali, jak przykazał,
a ich życia zgasła świeczka.
Tłum był wściekły, rąbał, palił,
Ojcu wnet na łeb się zwalił.
Żądał by im Janka wydał,
Tłum na jego życie dybał.
Chcieli także beczek wina
Pamiętali mowę syna.
Sołtys jednak, człowiek biedny
Nie mógł spełnić ich życzenia
Wielki tłum więc, niewybredny
Dobrał się do jego mienia.
Jaki z tego morał płynie?
Lokuj mądrość w synu swoim,
Bo gdy synek coś wywinie
Tedy szarpną mieniem twoim.
Kapu kapu
Kapu, kapu, woda kapie
A ja z Tobą na kanapie.
Wciąż Cię ściskam dłońmi mymi,
Namiętnymi, gorącymi.
I tak muskam Cię i muskam,
A tam woda dawno pluska.
Mój wzrok lata jak szalony
Cały w Ciebie zapatrzony.
A tam potok płynie rwący,
Cały dom zatapiający.
Mokra już podłoga cała,
Szkoda to wręcz niebywała.
Lecz tak jest już na tym świecie,
Lepiej zostaw to kobiecie.
Bo chłop w całej swej bytności,
Brak uwagi podzielności
Ma za jedną z wad największych
I tu kłopot bywa częstszy,
Bo gdy gatki chłop ceruje,
Dach cieknący zaniedbuje.
Córka piekarza
Piekarz córkę miał bez skazy,
i niejeden nocne zmazy
Miał kawaler przez tą dziewkę.
Wielu też czarną polewkę
Dostawało od piekarza...
Niech mu syf jajca zaraża!!
Cwaniak był bez liku z niego,
Pragnął życia dostatniego,
A że leń do prac niełasy,
Tak więc my mamy kutasy,
A on swego nie podzierży
Bo pewnego dnia w oberży,
Gdy pił sobie za pieniądze
Które "na chleb" zwykł pożyczać
Zaspokoił swoje rządze,
No i poszedł się wysikać.
Wtedy wierzyciela spotkał,
A że stał se koło płotka
I oddawał się naturze,
Tedy ruchy miał wręcz kurze.
Pewnie byłby się obronił,
Lecz napastnik był trzeźwiejszy.
Jako że kasę roztrwonił,
Zadał mu ból najstraszniejszy...
Odciął mu sternika jego,
Co go facet ma jednego...
Jaja jednak mu oszczędził,
Coś zagwizdał, coś poględził,
Potem otarł nóż swój w spodnie.
Odszedł chwiejnie ale godnie.
Piekarz lekcję popamiętał,
Długo jeszcze lud go nękał.
Wytykano go palcami
Chciano by klaskał jajami.
Lecz gdy córka mu podrosła,
Piekarz stał się niczym sosna.
Dumny, prosty no i silny
Jego byt stał się stabilny.
Córka jego jak wspomniałem,
Istne cudo, sam sprawdzałem!
Ma figurę piękną, zgrabną,
I fortunkę całkiem ładną
Ma po stryju swym ciotecznym
Stąd lud stał się nagle grzecznym.
Wszyscy ludzie się kłaniali
Piekarzowi i córeczce.
Wszyscy dary im składali
I o względy się starali.
Lecz jej ojciec, próchno stare!
Nie chciał wydać jej nikomu...
Na nic szczery, cny kawaler
Chciał zawitać do ich domu.
Żal wnet minął młokosowi,
Wcześniej nieźle się wstawiwszy,
Wyciął numer, piekarzowi
Zemstę swą zaspokoiwszy.
Kilka wiosek w plan swój wciągnął,
Zebrał grupkę, żony rządną,
"Mości piekarz dziś nakazał
Bym wiadomość wam przekazał,
Iż ten córkę wnet dostanie,
Kto jajami zaklaskawszy, przed piekarzem stanie!".
Zdziwił się wielce młodzieniec,
Tłum biegł prędko, jak szaleniec.
Do piekarza, córki jego,
By dokonać czynu tego.
Później słyszał krzyk starucha,
Stal szczęknęła, zawierucha...
Później młodego szukano,
Tropicieli ponaglano,
Każdy mąż wnet nogi w strzemię,
Lecz on zapadł się pod ziemię...
Historia Grensirowa (moje imię na innych portalach to Grensir)
Kogo widać tam w oddali?
Co tak śmierdzi? Coś się pali?
Nie, to Grensir zęby myje...
Wszelkie zwierzę już nie żyje!
Lud do kniazia zmyka cały,
A on w szoku niebywałym.
Lud się żali że nie może
Żyć w paskudnym tak odorze!
Że im kury pozdychały
I ambaras jest niemały!
Kniaź pochmurniał, myśleć zaczął
Jak rozwiązać problem owy...
No bo przed nim ludzie płaczą,
Że tam potwór zapachowy!
W końcu wysłał kniaź swych wojów
By Grensira przegonili.
Sławni byli ze swych bojów
Lecz swą misję spartolili!
Wymyślili więc wieśniacy
Żeby oblać dziada smołą.
Wiele w to włożyli pracy,
By mu stawić mężnie czoło.
Lecz i to im nic nie dało,
Grensirowi było mało.
Wciąż się dawał im we znaki
I mordował im kurczaki.
Tak do dzisiaj się ma sprawa,
Że gdziekolwiek się pojawi,
Tam się odór wnet pojawia
I kulturę wszelką dławi!
Pieśń karczemna
Chociaż wojna świat nasz nęka
Choć na traktach trup się ściele,
Tylko głupiec się jej lęka
Przecież wojen było wiele
Śmierć i tak nas kiedyś dorwie
Do nikogo się nie spóźni
Czy w zamtuzie czy na wojnie,
Wobec niej są wszyscy równi
Na każdego kosę spuści
I nikomu nie popuści
Bo nam wszystkim śmierć pisana
A więc pijmy dziś do rana! (refren 1)
Gdy na zewnątrz miasto płonie
Gdy dach zrywa zawierucha
Gdy od wiatru marzną dłonie
To najlepsza jest siwucha!
Bo gorzałka wnet rozpala
Trzewia, flaki, duszę, zmysły
Silnych chłopów wnet powala
Ten szlachetny trunek czysty.
Ona nigdy Cię nie zdradzi
I nikomu nie zawadzi
Lać ją w mordę możesz śmiało
A jej ciągle będzie mało!(refren 2)
Każdy człowiek przecie powie
Że po piwku szumi w głowie
Nikt kto żywy nie zaprzeczy
Że gorzałka duszę leczy
Każdy człowiek przecie lubi
Jak po piwku spodnie gubi
Tedy dziewka każda pędzi
Chcąc twą poznać siłę lędźwi!