Via Appia - Forum

Pełna wersja: Totamon i Zemsta Królowej Zimy
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Jestem nowy na tym forum i chciałbym przedstawić moje dzieło. To jest dopiero prolog i może zanudzić, ale jeżeli się go nie przeczyta, to nie będzie się wiedziało o co chodzi dalej. Jest to opis świata, który stworzyłem.



Na początku w otchłani niebios istniało jedynie potężne państwo Korintia. To właśnie pierwszy król Korintii w nieprzemierzonej swej potędze nie wiadomo jak i nie wiadomo kiedy, stworzył Ziemię. A miała ona kształt bardzo dziwny i obowiązywała na niej ścisła hierarchia – Totamon uznawany miał być za cesarza Lupidii, kraju założonego w centralnym miejscu Ziemi, a jego ojciec Guliwiusz wraz z małżonką Dubią za bogów. Na początku istnienia królestwa Korintii mieszkała tam tylko rodzina królewska, lecz później Guliwiusz w swej nieprzeniknionej potędze stworzył sobie poddanych. Jego poddanymi były wampiry, wróżki, wilkołaki i ludzie. Po stworzeniu Ziemi syn Guliwiusza zstąpił na nią by nią rządzić, a wraz z nim zstąpiła znaczna część wampirów i wróżek, bo o wilkołakach i ludziach świat na razie nic nie wiedział. Nie wiedział nic też o zwierzętach, roślinach i innych istotach obdarzonych mową. Miały one zostać stworzone później.

Ziemia na początku jej istnienia miała kształt wielkiego, obłego słupa, którego średnica wynosiła kilometr. Był on biały, gładki i bardzo długi. U dołu nie miał końca, a na górze kończył się pięcioma okrągłymi platformami, jedną nad drugą, rozdzielonymi pustymi przestrzeniami. Tak więc między jedną i drugą platformą było około dziesięciu tysięcy kilometrów przerwy, a miały one grubość stu pięćdziesięciu kilometrów. Największą średnicę miała platforma środkowa. Wynosiła milion kilometrów. Platformy druga i czwarta były jednakowej wielkości i miały średnicę ośmiuset tysięcy kilometrów. Najwyższa platforma miała średnicę sześciu tysięcy kilometrów i na środku tej najwyższej platformy stał zamek Totamona. Najmniejsza była platforma najniższa, miała pięć tysięcy kilometrów średnicy.

Gdy Totamon przybył do Lupidii nie mógł już znaleźć drogi powrotnej do Korintii Daleko, w przestrzeni kosmicznej, również na białych słupach stało sześć wielkich lamp. Każda świeciła innym kolorem i nigdy nie gasła. Nad poszczególnymi kręgami (tak odtąd będziemy nazywali platformy) unosiło się wiele słońc i księżyców. Planeta i sześć lamp stały nieruchomo w miejscu, lecz słońca i księżyce przelatywały nad kręgami. Na firmamencie nieba widniało dokładnie miliard gwiazd, które było widać szczególnie z drugiego kręgu podczas zaćmienia słońca i księżyca jednocześnie.

Tylko nad najwyższym kręgiem stało nieruchomo jedno słońce i dwa księżyce. Dzień trwał tam sto godzin, a po nim jeden księżyc przesłaniał słońce i następowała trwająca pięćdziesiąt godzin noc. Drugi księżyc wisiał nieruchomo nad najwyższą górą na świecie i kapała z niego na nią księżycowa rosa, która dawała źródło rzece księżycowej. Nie było tam podziału na tygodnie, miesiące, lata, czy wieki, tylko na pory roku. Wiosnę, lato, jesień i zimę.

Nad drugim kręgiem unosiły się trzy słońca i trzy księżyce. Kiedy nad danym miejscem danego kręgu był akurat księżyc, to była tam noc, a gdy słońce to był dzień. Słońca i księżyce poruszały się zawsze po tej samej drodze, zawsze z tą samą prędkością i zawsze w jednakowych odstępach. Jedno ze słońc świeciło wyjątkowo mocno, więc od jednego do drugiego przelotu najjaśniejszego słońca nad danym miejscem mijały siedemdziesiąt dwie godziny, co nazywane było w drugim kręgu tygodniem. Każde słońce i każdy księżyc świeciły nad jednym miejscem po dwanaście godzin. Tydzień miał trzy dni. A na miesiąc składało się tygodni cztery i dni dwanaście, ponieważ co cztery tygodnie, lub co dwanaście dni najsłabiej świecące słońce przybierało kolor czerwony, więc ostatni dzień miesiąca nazywany był czerwonym dniem. Rok miał pięć miesięcy, bo co pięć miesięcy na jeden dzień gasły wszystkie słońca i to było nazywane zaćmieniem słońca. Sześć lat składało się na wiek, bo co sześć lat pojawiało się zaćmienie księżyca.

W trzecim kręgu nie było już tak pięknie jak wyżej. Były tam cztery słońca i trzy księżyce, ale nie poruszały one się już po jednej orbicie, lecz po dwóch, słońca po jednej, większej, zewnętrznej, a księżyce po drugiej, mniejszej, wewnętrznej. Ciała niebieskie na obu orbitach obracały się w przeciwnych kierunkach względem siebie. Rachubę czasu wyznaczano tam na podstawie największego księżyca i wyglądało to podobnie jak na kręgu drugim tylko nie było zaćmień i czerwonych dni, bo nie liczono tam miesięcy, lat i wieków, tylko dni i tygodnie. Trzeci krąg jest ostatnim, z którego widać niebo, bo z dwóch niższych widać tylko spód tych wyższych.

W czwartym kręgu były dwa słońca i dwa księżyce. Obracały się one na jednej orbicie, w jednakowych odstępach i z tą samą prędkością, ale był to jedyny krąg gdzie księżyce świeciły mocniej niż słońca, więc cały krąg był typowo nocny, toteż rozmnożyły się tam złe stwory. Na tym kręgu tydzień trwał dwa dni, a podziału na tygodnie miesiące i lata nie było.

W najniższym kręgu nie było wcale słońca, był tylko jeden księżyc, tak więc na jednej stronie zawsze panował półmrok, a na drugiej nieprzeniknione ciemności. W tym kręgu nie było rachuby czasu. Był tylko podział na "czas z księżycem" i "czas mroku".
Nie jest najlepiej.
Unikaj takich zwrotów jak ''było sobie'', mało to literackie, niskich lotów dość. Możesz użyć np. ''istniało''.
Nie wiadomo jak i nie wiadomo kiedy...myślałem, że ta kosmogoniczna część będzie najdłuższa, ale prawdę mówiąc nie żałuję, że nie wiem, jak powstała Ziemia. Może zanudzić, jak napisałeś i nudzi.
Niech czytelnik poznaje świat razem z bohaterami.
King nie opisywał w Mrocznej Wieży całego świata pośredniego, po prostu ''Człowiek w czerni uciekał przez pustynię, a rewolwerowiec podążał w ślad za nim''. Nieważne, że setki tysięcy kilometrów dalej jest wielkie miasto z granitu, pod którym uśpiony czeka choćby i Cthulhu, a jeszcze dalej jest Góra Przeznaczenia. Liczy się pościg tajemniczego mężczyzny za magiem, to mnie obchodzi.
Wiem także, że pustynia była apoteozą wszystkich pustyń. To wystarczy, wyobrażę sobie spieczone słońcem pustkowie.
Błędem jest tak dokładny opis kręgów - toż to jak z podręcznika, nie opowiadania, czy powieści. ''Bond strzelił. Pocisk o masie 5g leciał z prędkością V=200m/s, uderzając w ciało terrorysty po przebyciu drogi s=10m''. Prawda, że nie czyta się tego najlepiej?
Świat powinien powstawać i rozwijać się razem z opowiadaniem/powieścią (Sapkowski co prawda tworzy inaczej, ale mnie łatwiej pracować w taki sposób), niech budują go dialogi, zwyczaje, wygląd miast, ubiór...ale nie przytłaczaj od razu czytelnika tymi informacjami, które bardziej pasują do podręcznika do jakiegoś RPG'a, nie wstępu do utworu literackiego.
Wybacz, że już na początku tak ostro, ale nie będę kłamał...
Witaj. Nie będę Ci wytykał wszystkich błędów, które zauważyłem w Twoim tekście, bo mija się to z celem. Uważam, że sensowniej jest Ci wytłumaczyć, a ni zabierać się za korekte (a to później)

Zaczynamy. Piszesz bardzo prstym językiem. Przeczytałem Twój tekst i przed oczami mam kreatywnego dziesięciolatka jako Autora. Nie zrażaj się, ale tak jest. Zobacz:

(06-11-2010, 13:31)ROY napisał(a): [ -> ]Na dole nigdzie się nie kończył, a na górze kończył się pięcioma okrągłymi platformami, jedną nad drugą, rozdzielonymi pustymi przestrzeniami.

Lub:

(06-11-2010, 13:31)ROY napisał(a): [ -> ]Po przybyciu Totamona do Lupidii nie mógł on już znaleźć drogi do Korintii.
Po co piszesz 'on'? Ogółem to zdanie jest do kosza, ale wiadomo, że to Totamon nie mógł znaleźć tej drogi.

Zalecam i zapoznanie się z naszym Kącikiem Literata: http://www.inkaustus.pl/showthread.php?tid=765
Te ćwiczenia są bardzo pomocne. Poprawią Ci warsztat. Na koniec zachęcę Cię do czytania. Jeżeli chcesz pisać dobre i ciekawe teksty, to musisz czytać. Masz czytać dniami i nocami! Smile To jest podstawa. Masz dużo powtórzeń. Postaraj się szukać synonimów! Z przecinkami jest chyba okej, chyba. Zaciekaw czymś czytelnika. Wiem, że zamieściłeś tu krótki fragment, który jest w dodatku prologiem, no ale cóż, jeżeli nie zaciekawisz czytelnika dobrym warsztatem, dobrym pomysłem, to przejdzie obojętnie koło Twojego tekstu. Uwierz. Tak że będę czekał na kolejne fragmenty, i jeżeli chcesz jakiejś porady, to napisz do mnie na pw (oczywiście, nie jestem najlepszy w pisaniu, jakąś tam wyrocznią nie jestem, ale swoje wiem! Smile)
Jeszcze powiem, że Forum jest od tego byś wysłuchał konstruktywnej krytyki, poprawiał swój warsztat itp. Nie zrażaj się, jeżeli ktoś powie Ci, że słabo piszesz, tylko spróbuj pokazać mu, że możesz pisać naprawdę dobre teksty! Smile

Pozdrawiam, InFlames
Dziękuję. Pisałem ten prolog dawno temu, więc jeżeli chcę zamieścić to, co teraz piszę, to musiałem go umieścić i teraz coraz poważniej zastanawiam się, czy nie zacząć pisać prologu zupełnie od nowa. A co do tego, że opisuję cały świat, to z tego powodu, że ja najbardziej lubię mieć wszystko poukładane i uporządkowane.
Mam nadzieję, że nie wściekniecie się za bardzo, jeżeli powiem, że to dopiero początek prologu?
Ale zapewniam, że będzie coraz lepiej.
Dziękuję za krytykę. Mam taką koleżankę, która dostrzega tylko dobre strony moich tekstów. Jest to miłe, ale krytyka jest potrzebna, dlatego dziękuję.
Zadecydowałem napisać prolog od nowa. Ten nowy jest 6 razy krótszy niż ten stary i zawiera tylko najważniejsze informacje. Nie opisuję już dokładnie pod względem geograficznym całego świata, ale poproszę moją uzdolnioną plastycznie koleżankę o sporządzenie mapy. Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Jeżeli jednak byście chcieli przeczytać stary prolog, to piszcie, bo jest on dokładniejszy, ale niestety nudniejszy. To co zamieściłem poniżej, to jest już cały prolog, a nie jak w poprzednim przypadku, jego cześć.






Nie ulega wątpliwości, że stwórcą świata jest Guliwiusz. To właśnie on stworzył go przed początkiem czasu w nikomu nieznany sposób. Świat miał postać wysokiego słupa, na którym znajdowało się sześć platform, lecz kraj Guliwiusza, którego był królem, nie znajdował się na żadnej z nich. Władca miał żonę, Dubię i troje dzieci: Totamona, Aniriana i Hiverię. Totamon był jego najstarszym synem i Guliwiusz przez długi czas żywił nadzieję, że zostanie następcą tronu. W Korintii, krainie, której królem był Guliwiusz mieszkało wiele nieśmiertelnych istot różnej maści. Było rodzeństwo Helia i Robel, była Alaniel i był Oled. W Korintii mieszkały również wróżki i wampiry. Alaniel była właśnie królową wróżek, a Oled królem wampirów.

Los chciał, że Helia wyszła za mąż za Oleda, a Robel ożenił się z Alaniel. Helia i Oled mieli jednego syna, Megira, który był wielkim przyjacielem Sariel, córki Alaniel i Robela. Królowa wróżek miała, oprócz Sariel, jeszcze dwie córki: Elenor i Olivatę. Sariel, Megir i Hiveria byli źli i okrutni, tymczasem Totamon, Anirian, Elenor i Olivata byli dobrzy.

Pewnego dnia w Korintii wybuchła wojna domowa. Okazało się, że to Sariel i Megir chcieli objąć władzę nad Korintią! Na to Guliwiusz nie mógł pozwolić. Wysłał Totamona, aby rozprawił się z Sariel, ale ta podstępem dała mu napój, do którego wcześniej wlała truciznę. Totamon nie dał się nabrać na jej sztuczki, ale truciznę wypił! Nie zadziałała ona od razu, więc kiedy powstanie było już dawno stłumione, Totamon zaczął poniżać króla, szydząc z jego praw, przez co Guliwiusz stracił uznanie w oczach swego ludu i wygnał Totamona z kraju. Totamon, wciąż zaślepiony trucizną podstępnej Sariel odgrażał się, że powróci do Korintii nie jako głupi król, tylko jako cesarz i Guliwiusz będzie musiał złożyć mu pokłon. Król tylko zaśmiał się i zamknął przed Totamonem bramę swojego pałacu.

Wiele nieśmiertelnych istot poszło za Totamonem, ponieważ to jego kochał lud bardziej od Guliwiusza. Między innymi szli za nim Hiveria, Anirian, Elenor, Olivata i wróżka Avaler, ale również Sariel i Megir.

Totamon postanowił, że zaraz założy cesarstwo, o którym wspominał Guliwiuszowi. Wybrał dużą wyspę pośrodku najwyższej platformy, która była otoczona górami prawie ze wszystkich stron z wyjątkiem południa. Wewnątrz pierścienia gór był urodzajna i żyzna kraina, przez którą od północy na południe płynęła do morza rzeka. Przepływała ona przez jezioro, które było otoczone bardzo wysokimi górami. Na jeziorze była wyspa, na której Totamon zbudował miasto ze szkła, które nazwał Agalier i tam zasiadł na tronie.
Fakt miałeś rację, że pierwszy prolog zanudził. Przeczytałam ten drugi i rzeczywiście jest lepszy, ale również nie czytało mi się najlepiej. Właściwie to czułam się jakbym czytała mitologię grecką. W ogóle nie zaciekawiłeś mnie tym światem i wydarzeniami w nim. Jak dla mnie temat oklepany, zbyt wyraźny podział na dobro i zło. Może wyjdzie jeszcze z tego coś dobrego. W każdym razie na pewno przeczytam dalsze części.
(06-11-2010, 16:16)ROY napisał(a): [ -> ]Nie ulega wątpliwości, że stwórcą świata jest Guliwiusz. To właśnie on stworzył go przed początkiem czasu w nikomu nie znany sposób. Świat(,) który stworzył Guliwiusz miał postać wysokiego słupa, na którym było 6 platform, lecz kraj Guliwiusza, którego on był królem nie znajdował się na żadnej z nich. Król miał żonę, Dubię i troje dzieci: Totamona, Aniriana i Hiverię.

Rozłóżmy ten fragment.
1. W pierwszym zdaniu zaznaczasz, że stwórcą świata jest Guliwiusz. No ok, czytelnik już to teraz wie. Czyta sobie kolejne zdanie, a tu w trzecim ponownie zaznaczasz, że świat stworzył Guliwiusz. Moje pytanie brzmi: po co dwa razy zaznaczyłeś to samo? Uwierz mi, wystarczy raz.
2. 'nie znany' Nieznany...
3.'6 platform' W opowiadaniach liczebniki muszą być pisane słownie. Nie dotyczy to nazw własnych.
4. 'którego on był królem Opuść w tym zdaniu 'on', a zobaczysz, że nic się nie stanie. W przyszłości postaraj się unikać takich wpadek.
5. W tak ktrótkim fragmencie, tak wiele powtórzeń. Spróbuj to przeredagować.


(06-11-2010, 16:16)ROY napisał(a): [ -> ]Gdyby spojrzał na to logicznie, to wiedział by, że Totamon nigdy nie zostałby królem
Zobacz jaki jesteś niekonsekwentny. 'Wiedział' - czasownik. 'Zostałby' - czasownik. Więc jak to jest? Jak napiszesz poprawnie?

(06-11-2010, 16:16)ROY napisał(a): [ -> ]Sariel i Megir i Hiverię byli źli i okrutni
Przeczytaj to na głos, proszę.


Powyżej wynotowałem te błędy, które mnie najbardziej zraziły. Nie wiem co mogę więcej napisać po moim poprzednim poście. Dodam, że bardzo dobrze, iż zawitałeś na to Forum. Jeżeli pokazujesz teksty rodzinie, przyjaciołom, to będą one zawsze dobre^^. Natomiast tu musisz się postarać, by nakarmić całą masę głodnych i wymagających czytelników. Smile Błędów jest dużo, ale zostawię Ci je abyś mógł sam je poznajdywać i poprawić. Pamiętaj, że dobrze jest odpocząć od pisania. Na przykład zostaw swój tekst na tydzień, a po tygodniu zobaczysz ile błędów popełniłeś. Leżakowanie tekstu pomaga, naprawdę! Smile
Korekta Worda robi swoje. Już nie raz zmieniło mi imię. Może wie ktoś jak to wyłączyć?
Poprawiłem te błędy i zamieszczam pierwszą cześć pierwszego rozdziału.





Rozdział I – Zemsta Królowej Zimy

Totamon siedział na swoim diamentowym tronie w Agalier i rozmawiał z Cordianem, który był uczonym wampirem i głową rodu Terioux. Można było dosłyszeć tylko strzępki ich rozmów:
- Myślisz, że one są razem?
- Tak, jestem tego pewien. Wysłałem do Fairytale kilku moich przyjaciół, żeby zbadali sytuację.
- To niemożliwe.
- To najzupełniej możliwe. A najciekawsze jest to – tu Cordian ściszył głos i w sali tronowej nic nie było słychać. Dziwnie to wyglądało – piękny mężczyzna z długimi białymi włosami, z bladą, lecz piękną twarzą i z władczym wyrazem twarzy. Ubrany w srebrne buty, ciemnoniebieskie połyskujące przy każdym ruchu spodnie, srebrną, połyskującą bluzę z wyszytym złotą nicią godłem cesarskim – wielkim orłem oraz w ciemnoniebieską, połyskującą pelerynę. U pasa miał długi miecz, na szyi złoty medalion z wysadzaną rubinami literą T, a na głowie piękną złotą koronę wysadzaną drogimi kamieniami. Jeden kamień w koronie był płaski, przejrzysty i ciemnoniebieski. Na palcu wskazującym prawej ręki miał wielki, wręcz olbrzymi, złoty pierścień z wielki rubinem i w tej ręce trzymał piękne złote berło z białym, intensywnie świecącym kamieniem. W lewej ręce trzymał białą, intensywnie świecącą kulę, taką jaka była na berle, lecz większą, a na jej szczycie była malutka, biała figurka orła. Drugi mężczyzna miał bladoszary kolor skóry, czerwone oczy, długie, białe kły i czarne szaty. Wyglądał jak wampir. Miał długie czarne włosy, a na głowie srebrny diadem. W prawej ręce trzymał różdżkę, która miała pięknie rzeźbiony w liście trzonek i czerwony kamień na środku. Totamon też miał taką, tylko z niebieskim kamieniem. I tak szeptali sobie coś po cichu.
- Jeżeli to, co mówisz jest prawdą, mój drogi Cordianie, to muszę odwiedzić Fairytale. Odejdź już, muszę pobyć sam.

Kiedy Cordian wyszedł Totamon podniósł prawą rękę do góry i jak się wydawało mocą pierścienia sprawił, że podest, na którym stał tron zaczął się wraz z tronem obracać. Kiedy wykonał pełny obrót Totamona już nie było.
Dostał się do tajemnej komnaty za tronem, o której wiedział tylko on. Były w niej na ścianach różne magiczne artefakty, ale największą uwagę przyciągała wielka, kryształowa kula. Totamon długo w nią patrzył, a kiedy odszedł miał dziwny wyraz twarzy. Jakby był z czegoś zadowolony i czymś wyczerpany zarazem. Bardzo bowiem było męczące używanie kryształowej kuli.

Wieczorem do bram Fairytale zapukał nieznajomy w czarnym kapturze. Otworzyła Olivata:
- Czego tu chcesz? – zapytała – nie powinno cię tu być. Nikt nie wie o ukrytej dolinie.
- Przysyła mnie Cordian – odpowiedział nieznajomy – mam się dowiedzieć, czy twoja siostra, pani, nie chciałaby pojechać do Totamona do Agalier?
- Najlepiej będzie, jeśli sam z nią porozmawiasz.
Przyszła Elenor. Była to najpiękniejsza dziewczyna, jaką nieznajomy wampir widział. Miała piękne, kruczoczarne włosy. W różowej sukni z różowymi skrzydłami wyglądała wprost cudownie.
- Podobno przybyłaś do Lupidii po to, by być z cesarzem, a teraz ukrywasz się tutaj i to jeszcze z siostrą. Co to wszystko znaczy? Totamon jest zaniepokojony twoim zachowaniem, pani – powiedział nieznajomy.
- A czy Totamon nie mógł się sam do mnie pofatygować? I dlaczego nie mam prawa mieszkać z siostrą? Czy me uczucia do rodzonej siostry, jakkolwiek mogą uwłaczać oddanej miłości do cesarza, którą noszę w swym sercu? – księżniczka była wyraźnie oburzona.
- Pani, czy zechcesz pójść ze mną do Agalier?
- Tak! To znaczy nie! Nie z tobą oczywiście. Niech Totamon przyśle po mnie orszak godny przyszłej cesarzowej całego świata.
- Dumna jesteś księżniczko. Niech jednak twoje życzenie zostanie spełnione – odpowiedział wampir i odszedł z Fairytale.
- O co ci chodzi Elenor? – zapytała Olivata – przecież go kochasz! Czy nie chcesz z nim być?
- Ależ chcę Olivato kochana! Pragnę tylko, żeby nasze zaręczyny odbyły się w jakiś uroczystrzy sposób, niż przez posłańca. Zaręczyny, to wyjątkowy moment w życiu każdej kobiet i ja też chcę przeżyć go wyjątkowo. Pragnę kochać i być kochana, a nie stać się tylko dodatkiem do władcy.
- Dziwny pomysł - Olivata była zniesmaczona wypowiedzią Elenor. - Moim zdaniem powinnaś się zgodzić i nie robić Totamonowi trudności. To taki porządny mężczyzna. A co jeżeli on teraz pomyśli, że ty go nie kochasz?
- Na pewno tak nie pomyśli! - wykrzyknęła Elenor. - On nie jest taki, a jeżeli nie domyśli się sam, dlaczego nie chcę za niego wyjść, to wtedy w ostateczności się zgodzę.
- Niech i tak będzie - rzekła z westchnieniem Olivata. - Ale wiedz, że ja nie pochwalam takiego zachowania.
- Nie jesteś moją matką!
- Elenor! Uspokój się wreszcie! Chodźmy do środka, bo robi się zimno.

Pewnego słonecznego dnia Totamon wybrał się do Treavaux:
- Twoi przyjaciele wrócili z Fairytale? – zapytał.
- Tak, ale obawiam się, że będzie trudniej niż myślałem. Elenor nie chce opuścić zamku. Myślę, że to przez Olivatę. Ona nie chce się z nią rozstać. Będziemy musieli ją pokonać, jeśli chcemy tam wejść. A to wydaje się bardzo trudne. Olivata i Elenor rozporządzają większą od mojej mocą – odpowiedział Cordian. Był wyraźnie zatroskany i niepokój kalał jego piękną twarz.
- Nigdy się nie spodziewałem, że dojdzie do wojny na ternie Lupidii i to jeszcze w Fairytale i z Olivatą. Wiesz, że ona jest moją przyjaciółką, lecz dołożę wszelkich starań, żeby ją pokonać, ale musimy się upewnić, że to jej sprawka. To do księżniczki Olivaty nie podobne. Nigdy się tak nie zachowywała. Wydaje mi się, że Sariel maczała w tym palce. To do niej podobne. Już nie raz robiła mi takie numery. Sariel wie, że po połączeniu naszych mocy Agalier będzie niezwyciężone – powiedział Totamon – idę do Fairytale.
- Sam? Bez orszaku?
- Tak. Na razie tak. Muszę się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.




Dziękuję. Pisałem ten tekst dość dawno temu, więc ma jeszcze dziecinny styl.
Nooo bracie.. walnąłeś z gruuubej rury. Najpierw prolog. Ten dłuższy przypomina nieco "Sirmarilion" Jest to jakaś metoda na przedstawienie świata, ale sam osobiście ww dzieła nie zmęczyłem. Ciężkie niestrawne dość było. Tak że kwestia gustu, ja przychylam się do rady przedmówców. Inna sprawa że konstrukcja świata niezwykła. Myślę że jest ci do czegoś dalej potrzebna i nie wymyśliłeś jej tak sobie a muzom
Fragment drugi.
Myślę że jesteś niepoprawnym miłośnikiem opisów. Ten zaczynający się od szóstej linii jest tak detaliczny że wydaje się być wyjętym z policyjnych akt rysopisem przestępcy.
Musisz wyeliminować też liczne powtórzenia. Są one wprawdzie dopuszczalne, np dla zaimka zwrotnego "się" czy innych zaimków (oczywiście nie w jednym zdaniu i w naprawdę rozsądnej ilości), mogą tez być użyte czasem jako środek artystyczny. Tu jednak występują wyraźnie jako błąd. Nad stylem też czeka Cię sporo roboty. (nawiasem mówiąc ciekaw jestem w jakim wieku jesteś) Bo ten styl ciut zatrąca gimnazjalnym wypracowaniem.
Tak czy inaczej, czytaj dużo, ćwicz również pisanie. Na początek zalecam Ci jednak nie dzieła monumentalne, tylko pojedyncze sceny, czasem teksty inspirowane np fotografią czy jakimś obrazem z dziedziny fantasy. (sporo tego w necie) . Pisz, publikuj, a my będziemy Ci pomagać.
Pozdrawiam serdecznie.
Chciałbym umieścić tu te części Totamona, które teraz piszę, bo są już znacznie lepsze, ale do tego minie trochę czasu. W sumie, to mógłbym tu umieścić rozdział trzeci, który piszę obecnie. Jest on zdaniem mojej przyjaciółki lepiej napisany i wyrobiłem w nim swój styl. Z drugiej strony mogę umieścić tu jako osobny temat rozdział trzeci, ale boje się, że nikt nie zrozumie. A "Silmarillion" czytałem i nie widziałem problemu ze zrozumieniem jego treści. Robiłem notatki z prologu tego dzieła i później jak pojawiło się jakieś imię, to tylko do zajrzałem do notatek i już wiedziałem o kogo chodzi. Smile Jakby na to spojrzeć z innej perspektywy, to każdy ma swój gust, każdemu podoba się coś innego. Przeczytałem kilka historii fantasty i zawsze potem miałem doła, że losy bohaterów nie potoczyły się tak, jakbym sobie życzył, dlatego postanowiłem, że napiszę coś, gdzie wszystko będzie tak jak lubię. Nie piszę dla kogoś, tylko dla własnej przyjemności, a że komuś się to podoba, to już inna sprawa. Chciałbym jeszcze dodać, że jest to pierwsza rzecz, którą napisałem w życiu, a natchnął mnie do tego fakt, że dostałem kiedyś najwyższą ocenę za wypracowanie i zrozumiałem, że mam talent. Wiem, że są lepsi, ale w moim otoczeniu nikt inny nie zajmuje się pisaniem.
Mam 14 lat, a to co tu umieściłem napisałem w wieku 12 lat.
Cieszę się, że po prawie miesiącu ktoś mi skomentował. Opłacało się czekać. Chciałbym jak najszybciej umieścić tu te stare części i mieć to już za sobą, ale to nie takie proste.
Umieszczam kolejną, tym razem dłuższą cześć.



Kiedy Totamon przybył, sprawdziły się jego najgorsze oczekiwania. Na wieży, przy stole siedziały trzy kobiety. Pierwsza w różowej sukni i z różowymi skrzydłami – Elenor. Druga w ciemnoniebieskiej sukni, z jasnoniebieskimi skrzydłami i blond włosami – Olivata. Trzecia miała czarną suknię z dodatkiem czerwieni. Miała czerwone skrzydła z dodatkiem czerni, czarne włosy i mocny, czerwony makijaż na twarzy – była to Sariel! Totamon prawie zemdlał: „a więc Sariel również jest na Ziemi. Jak ja jej nienawidzę” – pomyślał. W końcu jednak wszedł do zamku i do komnaty, w której miło gawędziły siostry. Sariel zupełnie do niej nie pasowała. Bajkowy zamek, bajkowe dziewczyny i czarna czarownica. Cesarz zagadnął:
- witam piękne panie. Czy mógłbym porozmawiać na osobności z Elenor?
- Ciekawe po co? – zapytała Sariel. Nawet się nie przywitała ze swoim władcą,
- Pozwól, że nie będę zdradzał byle komu moich prywatnych spraw moja droga.
- Dobrze, pójdę z nim – powiedziała nagle Elenor – ale nie myśl – tu zwróciła się do Totamona – że zdobędziesz mnie tak łatwo jak to sobie wyobrażasz.
„Jest gorzej niż myślałem. Sariel opętała Elenor” – pomyślał cesarz. A na głos powiedział:
- Jedź ze mną do Agalier. Tam porozmawiamy.

- Co? Zaproszenie na ślub? Totamon i Elenor? Jak to? Przecież ona mówiła, że chce romantyzmu! – Olivata była wyraźnie zbulwersowana – wojna! Wypowiadam ci wojnę Totamonie! Opętałeś moją siostrę!
- Pójdziemy tam. Przecież oni się kochają! Tak pięknie razem wyglądają – Sariel nie dawała po sobie poznać, że nienawidzi Totamona i Elenor. Przeciwnie, zachowywała się jakby ich bardzo lubiła.
Nagle ktoś zakołatał do różowych drzwi Fairytale.
- Kto tam? – zawołała Olivata. Miała złe przeczucia.
- Nazywam się Hiveria. Jestem siostrą Totamona. Wpuście mnie! – zawołał głos zza drzwi. Brzmiał pięknie. Jakby muzyka. Hiveria była Bogiem, więc nic dziwnego, że była piękna – przyszłam powiedzieć, że goniec za późno dostarczył list, i że musicie się pospieszyć jak chcecie zdążyć na uroczystości.
- Żadnych uroczystości nie będzie! – krzyczała Olivata – najpierw wojna! Potem może. O ile ją wygra…
- Ale oni naprawdę się kochają! – zaprzeczyła Sariel – jedźmy na ten ślub. Potem się policzycie.
- Dobrze – odpowiedziała Olivata – na wojnę zawsze jest czas.
- Przestańcie gadać, bo się spóźnicie na wesele! – Hiveria przywołała siostry do porządku.
Olivata krzyknęła i natychmiast pobiegła do jednej z wież z oknem zwróconym ku morzu po drugiej stronie doliny. Po drodze minęła tunel do Treavaux i usłyszała dziwne odgłosy, ale w pośpiechu nie zwróciła na nie uwagi. Pobiegła do swojej garderoby. Znalazła suknię tak złotą jak słońce, założyła ją i już po chwili jechała karetą w stronę Gór Strzelistych. Sariel chciała zrobić to samo, ale Hiveria ją zatrzymała:
- zaczekaj! Musimy porozmawiać! Mamy ze sobą wiele wspólnego nie? Obie jesteśmy piękne, mądre, złe i obie nienawidzimy Totamona i Elenor. Razem możemy wiele zdziałać. Wykorzystamy ślubne zamieszanie i tuż po ceremonii wyruszymy do Miasta Wiecznego Mroku. Tam uknujemy spisek jakby tu pozbawić Totamona władzy. Potrzebuję twojej pomocy, ponieważ mam słabszą moc od mojego brata, a z magicznych artefaktów mam tylko lodowe berło, ale razem łącząc moją moc, twoją moc, moc lodowego berła i moc twojej różdżki ognia mamy moc dorównującą mocy cesarza.
- Zapomniałaś, że on ma Elenor, a ona też ma wiele mocy i jeszcze różdżkę wody – powiedziała Sariel.
- A ty zapomniałaś, że masz jeszcze Megira – Hiveria zaśmiała się tryumfalnie – chodźmy na ten ślub, bo rzeczywiście się spóźnimy.

Z tunelu prowadzącego z Treavaux do Fairytale wyszedł Megir. Ucieszył się, że Olivata nie poszła zobaczyć co tak hałasowało. Zakradł się do najwyższej komnaty w najwyższej białej wieży z różowym spadzistym dachem i z oknem zwróconym w stronę Treavaux i zabrał różdżkę należącą do Sariel, różdżkę ognia, którą Totamon odebrał jej jeszcze w Korintii. Zaśmiał się i uciekł do Miasta Wiecznego Mroku.

Kiedy tam doszedł zastał tam już Sariel i Hiverię, które knuły spisek:
- wezmę moich i zaatakuję Goroniel oraz sąsiadujące z nim miasta. Totamon pójdzie im z odsieczą, a ty zaatakujesz ze swoimi Fairytale, zabierzesz Olivacie różdżkę niebios i przywieziesz ją tutaj. Zamkniesz Olivatę w zaczarowanym lochu, który sprawia, że jego więzień traci moc na rzecz tego, kto go więzi. Megir tymczasem zaatakuje Agalier i zamknie je w pierścieniu oblężenia. A ty jak zdobędziesz moce Olivaty dołączysz do Megira i pomożesz mu dokonać dzieła zniszczenia i po wszystkim weźmiesz sobie różdżkę wody. Elenor pewnie nie wyruszy na wojnę, więc uwięzisz ją razem z Olivatą. Będziesz miała wtedy moc dorównującą mojej i Totamona, więc przybędziesz do Goroniel i ostatecznie przypieczętujesz nasze zwycięstwo. Wtedy pozbawimy Totamona mocy i rozdzielimy ją między siebie. Samego brata mojego zaś podzielimy na dwie samoczynne istoty, które muszą się pogodzić i zjednoczyć, lub zabić i pozbawić mocy tego drugiego, żeby odzyskać dawną postać. Jeden z dwóch będzie zawierał wszystkie złe cechy Totamona i ten zostanie z nami. Będzie dalej cesarzem, lecz ty będziesz nim władała. Ten drugi natomiast będzie miał poczucie, że był kiedyś Totamonem i zachowa wszystko dawnego cesarza oprócz mocy, bo ten pierwszy będzie miał z Totamona tylko władzę. Ten drugi zostanie ze mną w moim kraju i tam będzie sobie żył. Będę miała go na oku. Tak więc Lupidia na zawsze będzie nasza! – tym tryumfalnym okrzykiem Hiveria zakończyła swoją przemowę.
- Świetny plan, ale czy uda się Totamona wywieść w pole? On nie jest taki głupi – odezwał się Megir.
- Już moja moc przyćmi mu zmysły i się o niczym nie dowie – uspokoiła go Hiveria.
- A jak było na ślubie? – zapytał Megir.
- Jak na ślubie – odpowiedziała Sariel – jedzenie, tańce i młoda para. Uroczystości weselne jeszcze trwają i Olivata pewnie jeszcze tam jest. Nie mogę się doczekać jej miny, kiedy się dowie, że ja mam moc trzech. Moc trzech jest mocą moją, Olivaty i Elenor połączoną w jedno. Kiedy jedna z nas nią włada, to jest jeszcze większa niż gdybyśmy używali jej osobno.

Olivata jechała powozem, kiedy nagle woźnica go zatrzymał. Księżniczka wysiadła, żeby zobaczyć co się stało. Okazało się, że na drodze była dziwna istota. Olivata była uczona, więc wiedziała, że to był wilkołak. Czytała o nich jeszcze w Korintii. Wilkołaki to jedyne stworzenia, które miały zdolność zabić wampira, a nawet zrobić krzywdę, lub co gorsza zabić boga. Przerażona popędziła powrotem do powozu i pojechała na ślub.

W Agalier był już tłum gości. Musiała przefrunąć nad Górami Strzelistymi i pójść pieszo piękną drogą z posągami orłów z rozpostartymi skrzydłami po obu stronach. Po prawej i po lewej stronie miała piękne stawy, altany, ławki i drzewa. Szła i szła, aż doszła do pięknego mostu z czarną, kutą balustradą. Przeszła przez most i jej oczom ukazała się diamentowa ściana. Weszła przez bramę na dziedziniec. Szła prosto nie zagłębiając się w miasto. Przed sobą coraz bliżej miała adamantową ścianę, na której szczycie tał zamek Totamona. Kiedy do niej doszła ujrzała przed sobą piękne schody. Wiły się dookoła ściany, która miała kształt walca. Skończyły się w tym samy miejscu gdzie się zaczęły, tylko kilometr wyżej. Na szczycie był piękny okrągły dziedziniec z fontanną na środku, a naprzeciwko były szmaragdowe drzwi, które prowadziły do sali tronowej.

W Sali tronowej stały dwa trony, a pomiędzy nimi był postument zakończony okrągłą tacą. Na postumencie była bryła w kształcie ostrosłupa o kwadratowej podstawie, która mieniła się różnymi kolorami. Przed ślubem taką samą bryłę ustawiono w Goroniel, żeby się z tym miastem komunikować. Między drzwiami i tronami stały trzy długie stoły i jeden krótszy w poprzek nich przed samymi tronami. Olivata podeszła do drzwi po prawej w głębi Sali i weszła do dużej komnaty. Naprzeciwko drzwi były drugie drzwi. Po prawej stronie były schody prowadzące na górę, a po lewej obszerna sala, w której stało podwyższenie na którym stali Totamon i Elenor. Przed podwyższeniem stały ławki dla gości. Olivata przeciskała się pomiędzy gośćmi, bo chciała się dostać do pierwszej ławki. Usiadła między Sariel i Hiverią.
Rozpoczęła się ceremonia. Najpierw Totamon powiedział:
- ja Totamon. Biorę sobie ciebie Elenor z żonę i przysięgam być ci wiernym aż po kres swoich dni.
Potem powiedziała Elenor:
- ja Elenor. Biorę sobie ciebie Totamonie za męża i przysięgam być ci wierną aż po kres swoich dni.
Następnie pocałowali się i z sufitu zaczęły się sypać płatki róż. Nowożeńcy zeszli z podestu a goście zaczęli obsypywać ich diamentowym pyłem. Wyglądali pięknie: Totamon w długiej białej szacie ze złotym orłem na piersi, z białymi włosami i srebrnym diademem na głowie. Ona w białej sukni z czarnymi włosami i z takim samym srebrnym diademem. Wszyscy przeszli do Sali tronowej i zaczęli biesiadować. Olivata dostrzegła, że Hiveria i Sariel wychodzą. Zaintrygowało ją to i poszła za nimi. Tak się stało, że śledziła ich i słyszała ich tajną naradę w Mieście Wiecznego Mroku, lecz kiedy wracała, zaklęcie Hiverii, które królowa rzuciła na przypadkowego szpiega zaczęło działać. Olivata zapomniała co słyszała na naradzie. Pamiętała tylko, że Totamonowi i Elenor grozi straszne niebezpieczeństwo. Zdradziła się ze swoimi myślami tylko wróżce Avaler. Avaler miała później odegrać ważną rolę w całej historii spisku.

Trzysta lat po ślubie Elenor i Totamona na świat przyszło dwoje dzieci: bliźniaki Tenebres i Mervellieux. Były to śliczne dziewczynki, lecz Tenebres bardziej kochała ciocię Sariel niż Totamona i Elenor, a Mervellieux bardziej niż rodziców kochała ciocię Olivatę i zamek Fairytale niż Agalier. Nikt nie wiedział, że Tenebres jest szpiegiem Sariel i Hiverii, i że ma poinformować je, kiedy nastanie odpowiedni moment do ataku.

Pewnego dnia Mervellieux wybrała się do Olivaty tą samą nieszczęsną drogą, na której Olivata trzysta lat temu spotkała wilkołaka…
- Kim jesteś? – zapytała dziewczynka.
- Przyjacielem – odpowiedział wilkołak. Wilkołak był już stary, miał prawie pięćset lat, ale zawsze krzepki.
- Nie wydaje mi się. Ciocia Olivata opowiadała mi o takich jak ty. Trzysta lat temu spotkała kogoś, kogo opis doskonale do ciebie pasuje.
- Trzysta? To nie mogłem być ja? Nie jestem długowieczny – rzekła poczwara. Wilkołak kłamał. Wiedział, że dziewczynka jest krewną Olivaty, której nie nawiedził i córką Totamona. Postanowił ją zabić. Jak pomyślał tak zrobił. Kiedy podbiegł do małej, ta krzyknęła. Na jego nieszczęście usłyszała to Avaler, wróżka zaprzyjaźniona z Olivatą. Przybiegła, zabiła wilkołaka, ale nie udało jej się uratować Mervellieux. Przed śmiercią dziewczynka miała widzenie, w którym zobaczyła naradę spisku. Chciała opowiedzieć o tym wróżce, ale nie zdążyła. Zdążyła tylko powiedzieć:
- pilnuj Miasta Wiecznego Mroku. Złe moce nad nim zalgnęły – to powiedziawszy zmarła.
Avaler zabrała martwe ciało księżniczki do Agalier. Totamon wiedział już o śmierci córki. Całe miasto było okryte czarny całunem, a jego mieszkańcy byli ubrani w czarne szaty. Avaler szła jak niegdyś Olivata. Złożyła ciało księżniczki u stup jej ojca. Totamona powiedział:
- wracaj do Fairytale, po drodze wejdź do Treavaux i zwołaj jego mieszkańców na uroczystości pogrzebowe. Niech przyjdą też mieszkańcy Fairytale. A ty mój drogi – zwrócił się do Saarasa, mieszkańca Goroniel, który przybył tu w odwiedziny – pędź do ojczyzny i zaproś na uroczystości pogrzebowe mieszkańców pięciu miast. Tenebres nie mogła czekać na lepszy moment. Pognała do miasta Wiecznego Mroku i powiedziała o wszystkim Sariel. Wróżka wysłała Tenebres za morze na południe, aby powiedziała o tym Hiverii. Kiedy księżniczka szła przez Białą Przełęcz, ujrzała tłumy ludzi pędzących do Agalier „będzie łatwiej niż nam się wydaje” – pomyślała. Kiedy dotarła na dalekie południe zdała sobie sprawę, że jest tam bardzo zimno. Wyczarowała sobie piękny płaszcz i szła prosto do lodowego zamku królowej Hiverii:
- witaj ciociu Hiverio.
- Witaj Tenebres, bratanico moja. Co cię do mnie sprowadza?
- Nadszedł odpowiedni moment. Wszyscy obywatele kraju popędzili do Agalier na uroczystości pogrzebowe. Wojska Sariel wyruszyły do Fairytale, a wojska Megira do Agalier.
- Nadszedł nasz czas.

Najwyższa wieża Fairytale płonęła. Olivata została wzięta w niewolę. Avaler nie wiedziała co robić. Wyczytała w myślach Olivaty całą prawdę. Wiedziała, że w niej cała nadzieja uratowania cesarstwa Lupidii, wiedziała, że Agalier, Goroniel, Fairytale i Treavaux padną. Lecz nagle pojawił się Książe Talentueux. Był synem Totamona i Elenor, 50 lat młodszym od Tenebres i Mervellieux. Bardzo kochał Avaler i ona kochała jego. Razem mieli bardzo dużą moc i wiele mogli, ale przeciw potędze południa nawet oni niewiele mogli zdziałać:
- nie możemy dopuścić, żeby Sariel posiadła moc trzech. To by oznaczało koniec.
- To jaki masz plan? – zapytał Talentueux.
- Niech się dzieje wszystko tak, jak zaplanowały Hiveria i Sariel, a my jak już Elenor i Olivata będą uwięzione wypuścimy je z magicznego lochu. Zakradniemy się do generatora mocy trzech, wyjmiemy z niego różdżkę wody, niebios i ognia. Potem wypuścimy niewolników z lochów Miasta Wiecznego Mroku i z tą armią wyruszymy na odsiecz Agalier.
- Pójdziemy plażą, na zachód od gór – powiedział Talentueux – nie możemy zaryzykować wędrówki wewnątrz pierścienia gór. Tam mogą być szpiedzy. Tunel też nie byłby bezpieczną drogą. Wiele jeszcze gorszych stworów od Megira tam jest. Pozostaje problem przedostania się przez góry. To oczywiste, że przelecimy, ale mógłby nas ktoś zobaczyć.
- Olivata ma gdzieś kilka peleryn-niewidek! – wykrzyknęła Avaler – miałyśmy je ubrane, kiedy uciekałyśmy z Miasta Wiecznego Mroku, kiedy Olivata straciła pamięć. Teraz nareszcie się na coś przydadzą.
Przyjaciele znaleźli dwie peleryny w zgliszczach najwyższe wieży.
- Uf! Zostały tylko dwie – powiedziała Avaler – jakby przeznaczenie.
- Przestań! – zaprotestował Talentueux – to na pewno czary Mervellieux. Mam nadzieje, że wstawi się za nas u Guliwiusza.

Założyli płaszcze i przelecieli nad doliną. Avaler z błękitnymi skrzydłami motyla leciała delikatnie i z gracją, wcale się nie zmęczyła, chociaż był to długi lot. Talentueux ze skrzydłami ważki strasznie się zmęczył:
- nie miej mi tego za złe. Ty robisz trzydzieści machnięć skrzydłami na minutę, a ja sto dwadzieścia. Moje skrzydła są mniejsze niż twoje (Talentueux miał skrzydła, które z wyglądu przypominały skrzydła ważki. Nie miał nic wspólnego z elfami, ale uważał, że ładniej mu będzie ze skrzydłami tych właśnie owadów.) Zaczekaj. Nikt nas nie złapie. Nie zapominaj, że mamy płaszcze. Nigdy więcej z tobą nigdzie nie lecę, słyszałaś – Talentueux zrzędził i zrzędził, ale Avaler nie zrażała się:
- jeszcze trochę. Nie możemy teraz odpocząć.
Tak więc w końcu dolecieli na plażę. Poczuli w nozdrzach zapach morza.
- Jeszcze nigdy nie byłem nad morzem. Ojciec nie pozwalał mi na to. Dziwnie się czuję, kiedy po raz pierwszy robię coś zakazanego, ale ojciec pewnie mi jeszcze za to podziękuje. Ratujemy cesarstwo.
- Wątpię, żeby ci podziękował – rzekła z ponurą miną Avaler – pewnie nigdy już nie zobaczymy twoich rodziców i Olivaty.
- Dlaczego tak myślisz? – zapytał Talentueux.
- A ty myślisz, że uda nam się wykonać misję? Ja nie! W każdym razie musimy spróbować, ale wątpię w powodzenie – powiedziała zrozpaczona Avaler.
- Musisz być dobrej myśli – odpowiedział Talentueux – nie możesz się poddawać. Na pewno nam się uda i pokonamy Sariel, Hiverię i Megira.
- A mi jednak wydaje się, że skończycie tak samo jak wasza kochana Olivata – na samym brzegu morza w cieniu Gór Marmurowych stał mężczyzna w czerni.

Jakby były błędy w odmianie imion, to jest to wina autokorekty Worda (czasem się przydaje do litrówek, ale imiona potrafi strasznie zniszczyć). Napiszcie, czy chcecie jako osobny temat rozdział trzeci, według niektórych znacznie lepiej napisany niż poprzednie, czy chcecie czekać, aż umieszczę do końca pierwszy i drugi.
- Mówiłam, że nam się nie uda powiedziała Avaler – szli przed nieznajomym mężczyzną już od godziny. Księżyc przesłonił słońce, zapanowała noc. Nieznajomy poprowadził ich w stronę gór. Weszli do nisko sklepionej jaskini i obcy w mroku wypowiedział zaklęcie: „nir óin al guey sid”, po czym otworzyła się przeciwległa ściana. Weszli do nowego pomieszczenia i oczom ich ukazały się schody. Prowadziły w górę i w prawo, ku morzu. Nagle wyszły na zewnątrz. Wspinali się wąskim żlebem po zachodniej stronie gór. Drogę oświetlał im blask Wielkiego Księżyca. Drugi księżyc świecił bladą poświatą nad odległym szczytem góry księżycowej. Talentueux nie zdawał sobie z tego sprawy, ale blask tego drugiego księżyca dodawał mu otuchy. Drogi po której szli nie było widać z plaży, więc mogły ich tu zobaczyć jedynie przelatujące ptaki i nietoperze. Nagle zatrzymali się weszli do drugiej jaskini tuż pod szczytem góry. Na zachodnim stoku Góry Bajek. Avaler w młodości często siedziała na wschodnim stoku tej góry i nigdy nie zdawała sobie sprawy, że 10 metrów dalej była pieczara wroga. Tu, w grocie były natomiast schody w dół. Poruszali się nimi na południe, aż znaleźli się, jak się wydawało Avaler, poza Ukrytą doliną. Nagle schody skończyły się i znaleźli się przed wodospadem. Nieznajomy znalazł ukryty przycisk i sprawił, że z wodospadu wysunął się duży głaz tworząc jakby portal przez wodę. Kiedy przez niego przeszli ich oczom ukazał się niezwykły widok. Myśleli, że Fairytale stoi na południowym krańcu doliny. Mylili się. Stali w Ukrytej dolinie. Na północ widzieli kawałek różowego dachu, a na południu wciąż zwężającą się dolinę, aż zamknęła się wielką górą. Wodospad spływał do głębi doliny, tworząc na jej środku małe Jeziorko, na którego środku stała mała skała. Na tej skale stał zamek. Bardzo mały zamek.
- Witajcie przybysze w Zamku Cliodne! – zakrzyknął nieznajomy, a przyjaciele przestraszyli się nie na żarty.
- Kim jesteś i czego od nas chcesz! – wykrzyknął Talentueux. Avaler była zbyt przerażona żeby cokolwiek powiedzieć.
- Nie bójcie się mnie. Jestem Aron. Syn wampira Cordiana. Ojciec kazał mi tu mieszkać, bo jestem inny niż wszystkie wampiry. Nie lubię zabijać. Wiem o waszej wyprawie. W tej dolinie słychać co dzieje się w Fairytale. Ja i moja żona, Gwethil zrobimy wszystko, żeby wam pomóc. Mój syn, Karim przyłączy się do waszej wędrówki.
- Dobrze – powiedziała Avaler – ale chcielibyśmy trochę odpocząć. Jesteśmy nieśmiertelni, ale to nie znaczy, że nie musimy odpoczywać.

Spędzili w Cliodne dwa tygodnie. W tym czasie zaprzyjaźnili się z Karimem i dowiedzieli się, że wie, którędy dojść najbezpieczniej do Miasta Wiecznego Mroku.
- Musimy iść plażą. Gdybyśmy mieli bardzo dużo jedzenia, to byśmy nie musieli zbaczać z trasy.
- Nie zamierzam wejść do głębi kontynentu. Tam jest pełno szpiegów. Nawet drzewa są jej szpiegami – powiedział Talentueux.
- A co będziesz jeść na plaży? Piasek? Musimy co jakiś czas zbaczać z naszej obranej trasy – odezwała się Avaler – ja jestem za posłuchaniem Karima.
- Między Treavaux, a Miastem Wiecznego Mroku nie ma żadnych zamków należących do mnie, lub do mojego ojca. Nie znajdziemy po drodze jedzenia – Talentueux zaparcie trwał w swoim zamiarze. Talentueux nie lubił wybierać. Zawsze się bał, że źle wybierze, a potem ojciec będzie miał o to do niego pretensje, ale tutaj nie było cesarza. Pewnie teraz uczestniczy w uroczystościach pogrzebowych, albo przygotowuje się do wojny. W najgorszym przypadku już walczy.
- Przypomniałam sobie, że w Fairytale, w wieży południowej Olivata trzymała takie pastylki, które po zjedzeniu zapewniały, że ten kto je zje był syty do północy dnia, w którym je zażył. Moglibyśmy wspiąć się do tej wieży. Jak wchodziliśmy do tej doliny to widziałam jej dach. Tam są te pastylki. Moglibyśmy brać po jednej codziennie. W ten sposób sprawa jedzenia zostanie praktycznie rozwiązana – odezwała się Avaler.
- A co jak w tej wieży nie ma tych twoich pastylek? – powątpiewał Talentueux.
- Jak nie ma, to weźmiemy tylko tyle jedzenia, żeby dość do Treavaux, a tam na pewno są te pastylki – powiedział Karim – jak wybierałem się kiedyś do Goroniel, to wziąłem ich kilka, ale to były dobre czasy. Wtedy można było podróżować po całej Lupidii bez ukrywania się, tylko Miasto Wiecznego Mroku napawało wielkim lękiem. Teraz tylko w Ukrytej Dolinie jest bezpiecznie i to też nie wszędzie. Fairytale zostało zajęte przez nieprzyjaciół. W Treavaux mnie nie chcą, ale jak Talentueux będzie ze mną to mnie na pewno wpuszczą.
- A więc postanowione! – zakrzyknęła Avaler – idziemy plażą i jemy pastylki.
Talentueux zgodził się, chociaż miał złe przeczucia. Słyszał o smokach w tych stronach. Co prawda smok nie mógł mu, ani Karimowi zrobić nic złego, ale był w stanie zrobić krzywdę Avaler. Wróżki nie są odporne na smoczy ogień. Mogłoby to doprowadzić do rozległego poparzenia, a nawet do śmierci.

Dziś był ich ostatni dzień w Cliodne. O zmroku wyruszali. Avaler założyła płaszcz i pofrunęła do wieży. Znalazła tam cały worek pastylek, ale gdy wychodziła znalazła coś jeszcze. Magiczne lusterko. Wiedziała, że nie może w nie patrzeć, bo zamieni się w kamień, ale zawinęła je w szare płótno i zapakowała je do torby podróżnej. Myślała, że może się przydać.
Tuż przed wyjazdem pani Gwethil zaprowadziła Avaler do tajemnego pokoju, do którego wchodziło się przez drzwi we wnętrzu góry. Znajdował się wewnątrz góry, która oddzielała Cliodne od Fairytale. Było tam pod sufitem malutkie okienko. Tuż pod nim, na środku pomieszczenia stał postument z czerwonego marmuru, rzeźbionego na kształt ściętego pnia drzewa. Na tym postumencie stała kryształowa kula! Taka sama jaką miał Totamon w swojej najtajniejszej komnacie!
- Jest wiele takich kul na świecie – powiedziała Gwethil – Totamon myśli, że ma wszystkie i używa swojej spokojnie nie obawia się, że ktoś go podsłucha. Ja pewnego dnia widziałam co cesarz widzi w kuli i od tego czasu moja kula potrafi pokazać to akurat widzi jego kula. Właśnie poczułam, że on spojrzał w swoją kulę i postanowiłam Ci pokazać co się dzieje w Agalier.

Kiedy Avaler spojrzała w głąb kuli to omal nie krzyknęła. Zobaczyła Wieżę z Kości Słoniowej, siedzibę cesarzy Lupidii w ogniu. Płonęło również miasto. Wszystko płonęło. Avaler poznała, że ci co krzątają się po mieści to ludzie, śmiertelnicy. Olivata opowiadała jej o nich. Widziała Hiverię na najwyższym dziedzińcu, która rzucała straszne zaklęcie na cesarza. Totamon rozdzielił się na dwoje. Było dwóch Totamonów, a raczej Tot i Amon. Ich imiona połączone tworzyły imię Totamon. I ich ciała i dusze, gdyby się połączyły stworzyły by na nowo Totamona. Avaler zobaczyła ją. Śmiała się i założyła sobie na głowę koronę Totamona. Była to Hiveria. Straszna była jej zemsta i wielka jest siła zła.
- Czy, czy to już się? Czy to już jest? Czy to się stało? – Avaler mówiła z trudem.
- Nie, jeszcze nie. Ale może się stać, jeśli wam się nie uda uwolnić Olivaty i Elenor. Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, ale tam w ruinach leżały wasze martwe ciała. Chodźmy stąd. Już dość widziałaś!

Po wyjściu z ukrytej komnaty trzej przyjaciele wyruszyli w drogę. Już tak się tej ścieżki nie bali. Wiedzieli, że należy do przyjaciół. Avaler zastanawiała się jak ona mogła podejrzewać Arona o złe zamiary. Po wydostaniu się na plażę szli na północ w stronę posępnego zamku Treavaux. Nagle powiało chłodem. Avaler zdała sobie sprawę, że Hiveria właśnie odbiła z portu na czele swej floty i płynie w stronę Goroniel. Lodowy Zamek Hiverii opustoszał. Avaler przeszedł przez myśl szalony pomysł, żeby popłynąć do Kraju Wiecznej Zimy i objąć tam władzę, skoro Hiveria chce objąć ją tutaj. Szybko pozbyła się tej myśli. Zaśmiała się. Teraz jej pomysł wydawał się śmieszny.
- Chodźmy szybciej – ponaglał wędrowców Talentueux – Hiveria właśnie odbiła z portu. Za dwa tygodnie będzie w Goroniel, a wtedy całe morze zamarznie.
- Nie wierzę – powiedział Karim – jak morze może zamarznąć? Przecież Hiveria nie ma nad morzem władzy, tylko nad zimą i lodem!
- Sam sobie odpowiedziałeś na twoje pytanie Karimie! – powiedziała Avaler – Hiveria ma władzę nad lodem i zimą, a w czasie zimy morze pokrywa się lodem. Hiveria ma władzę nad czymś co ma jakąś władzę nad morzem, ale innej władzy na morzu nie ma. Ona nie potrafi chodzić po wodzie jak Totamon, czy oddychać pod wodą jak elfy. Mam nadzieję, że teraz już rozumiesz dlaczego morze zamarznie.
- Nie zachowuj się tak jakbyś była najmądrzejsza! – krzyknął Karim.
- Przestańcie! – zawołał Talentueux – zachowujecie się tak, jakby was opętała Hiveria.

Piątego dnia podróży dotarli do miejsca, w którym za górami stał Treavaux. Wystarczyło się przeprawić przez góry i już byli w zbawczej mocy Cordiana. Karim nie miał peleryny-niewidki ani skrzydełek, więc musieli wszyscy przebyć drogę pieszo. Skręcili na wschód. Szli plażą, aż doszli do lasu. Ucieszyli się, bo tu nie wypatrzą ich czujne oczy szpiegów. Pewnie czarownice wiedziały już o ich misji. Szli przez las, aż nagle usłyszeli za sobą szmer. Karim dobył miecza, a Avaler i Talentueux swojej czarodziejskiej różdżki. Nic nie usłyszeli. Dla pewności Karim wbił miecz w krzaki, w to miejsce, gdzie jak im się wydawała, słyszeli szelest. Szli dalej. Znowu coś słyszeli. Jakby ciężkie oddychanie i czyjeś kroki. Tym razem Avaler rzuciła zaklęcie, żeby sprawdzić czy coś tam jest. Czary wykazały czyjąś obecność. Postanowili uciekać, ale ten kto ich gonił biegł za nimi. Zrobiło się późno. Postanowili, że przeczekają noc na drzewie i po kolei będą pełnić wartę. Pierwsza wartę pełniła Avaler. Nagle usłyszała szmer oddechu.
- Ktoś tam jest? – zapytała.
Nie było odpowiedzi. Avaler podniosła różdżkę, zapaliła światło i w błękitnej poświacie zobaczyła czarną sylwetkę wilkołaka. Rzucił się na nią i już miał ją zabić i zamarł bez ruchu. To Karim wbił w niego swój miecz i go zabił. Jego ohydne cielsko zwaliło się na ziemię.
Następnego dnia wyszli z lasu. Znaleźli się u podnóża gór. Trzy dni pięli się pod górę i już widzieli dolinę Treavaux, aż usłyszeli szyderczy śmiech i szarą sylwetkę Megira lecącego na smoku. Szybko zbiegli w dolinę, lecz wiedzieli, że zostali wytropieni, i że wielka jest siła zła.

- Treavaux! Tak! Nareszcie! – krzyczał Talentueux – i to w ostatniej chwili. Megir nas wytropił, ale teraz jesteśmy bezpieczni. On nie ośmieli się zaatakować tego miejsca.
- Teraz nie – odezwała się Avaler – ale jak stąd wyjdziemy, to na pewno będzie nas śledził. Głowę daję. Megir to taki ktoś, kto nie daje za wygraną.
- Lepiej już chodźmy – ponaglał Karim – w dolinie będzie bezpieczniej.
Stali na zachodnim jej krańcu. Na wprost mieli dolinę, za nią zbocze góry i na samym szczycie zamek. Po prawe stronie, czyli na południu było wejście do tunelu i w dali majaczyły im jeszcze różowe dachy Fairytale. Na północy były góry, a ponad nimi czarna chmura.
- Tam gdzie ta chmura, tam jest Miasto Wiecznego Mroku – odezwał się Talentueux. Wyrwał wszystkich z zachwytu, którym napawa piękna dolina i rozległy widok.
Nagle z zamku wyszedł mężczyzna w czerni.
- To mój dziadek! – wykrzyknął Karim – to Cordian!
- Więc jesteśmy bezpieczni – Talentueux odetchnął z ulgą – już myślałem, że coś złego tu się stało. Tak tu mrocznie.
- To normalne – powiedział Karim – tu jest tak zawsze.
Nagle wyszedł chłopiec. Zupełnie nie przypominał wampira, a jednaj nim był.
- To jest mój kuzyn Holin – powiedział Karim – jest trochę dziwny. Nigdy nikogo nie zabił, ale krew pić musi, bo umrze. Dawno temu wyrzekł się swojego pochodzenia i Totamon nadał mu wygląd ludzki. Czuję, że Holin odegra jeszcze jakąś ważną rolę w tej całej historii.
- Idziecie czy nie!? – zakrzyknęła Avaler – Cordian nas woła.
Trzej przyjaciele zbiegli w dolinę.

- A więc mówicie, że chcecie dotrzeć do Miasta Wiecznego Mroku. Bez kogoś kto tam był nie uda wam się – mówił Cordian – niewielu spośród nas wampirów tam podróżowało, ale jednymi z nich są Holin i Herda. Dzieci mojej córki. Kuzyni obecnego tu Karima. Czy wiesz mój drogi Talentueux, że Tenebres zdradziła was? Podała Hiverii informacje co się u nas dzieje, i że teraz najlepiej zaatakować. Mój syn ostrzegł mnie, że nie mam jechać na uroczystości żałobne, bo Lupidia jest w niebezpieczeństwie. On wie takie rzeczy. Nie mogę wam powiedzieć skąd – Cordian dostrzegł dziwny błysk w oczach Avaler i powiedział do niej w myślach że wie, iż ona widziała kulę. Nikt inny oprócz jej tego nie słyszał.
Nagle do pokoju weszła wampirzyca. Była odziana w czerń. Miała białą cerę, czerwone oczy, śnieżnobiałe zęby i długie kły. W każdej ręce trzymała kielich z czerwonym płynem. Podeszła do fotela, na którym siedział Cordian, podała mu jeden kielich i powiedziała:
- weź dziadku ten kielich krwi. Musisz coś pić, bo zginiesz. Nie możesz się ciągle zamartwiać o losy świata. To nie twoja sprawa. Te problemy należą do cesarza świata - Totamona i do jego ślicznej żony cesarzowej Elenor. Tak, mój Talentueux – zwróciła się do cesarskiego syna – nawet tu dotarła wieść o pięknie twej matki, ale musisz się spieszyć. Do Miasta Wiecznego Mroku dojdziecie najszybciej za sto dni. Sariel ma klatkę, której więzień traci moc na rzecz więżącego. Olivata została zamknięta w tej klatce, a niedługo dołączy do niej Elenor. Wtedy Sariel będzie miała moc trzech i będzie niezwyciężona, będzie dorównywała mocą nawet Totamonowi – Herda westchnęła – widziałam tu tego Megira, tego, który zhańbił wampirskie plemię. Próbowałam go wypłoszyć, ale wątpię żeby dał za wygraną. Ktoś tak jak on tak łatwo się nie poddaje. Teraz zapewne będzie obserwował Treavaux, ale i tak nic nie zobaczy.
- A co jak tu wejdzie? – zapytał Karim.
- Ty chyba nie wierzysz w moc twojego dziadka kuzynie! – odpowiedziała Herda – póki jesteście tu to siła Cordiana jest bardzo wysoka. Im dalej tym słabnie, a w Mieście Wiecznego Mroku nie ma jej wcale. Pójdę z wami do tego miasta. Nudzi mi się tutaj, a nie mogę znieść, że ktoś wojuje dla dobra ojczyzny, a ja siedzę w przytulnym zamku i szyję na drutach.
- Kiedy wyruszacie dzieci? – zapytał Cordian.
- Zostaniemy jeszcze dwa dni tutaj – powiedział Talentueux – musimy zregenerować siły.
Nie zamierzam czekać jak jakiś idiota na komentarz, tylko wklejam kolejną część.

Avaler obudziła się w środku nocy. Była zaniepokojona. Wiedziała, że znajdują się w oku cyklonu. Że poza murami tego zamku czai się zło. Nagle do komnaty Avaler jak burza wpadła Herda.
- Musimy uciekać! – wampirzyca miała potargane włosy i przestraszoną minę – Sariel tu jest. Nie spodziewaliśmy się jej tutaj. Chce zaciągnąć Cordiana do swojej zaklętej komnaty, żeby przejąć jego moce. Uciekajmy!
- Ale jak? – zapytał Talentueux, który zdążył się już przebudzić – to niemożliwe.
- Wstawajcie szybko! – Herda była coraz bardziej roztrzęsiona.
- Musimy zjeść śniadanie! – zawołał Karim.
- JAKIE ŚNIADANIE! MUSIMY UCIEKAĆ. ONA NAS WSZYSTKICH POZABIJA! – jeszcze nikt nigdy nie widział Herdy w takim stanie.
Po pięciu minutach byli gotowi. Dobrze, że się spakowali poprzedniego dnia. Wybiegli z komnaty i skierowali się spiralnymi schodami w dół wieży. Przeszli przez drzwi i znaleźli się na długim holu, wyłożonym czerwonym dywanem. Na dwóch końcach korytarza były drzwi przesłonięte żelazną kratą. Herda podbiegła korytarzem w prawo, otworzyła drzwi i znaleźli się na szczycie bocznej klatki schodowej.
- Tędy – powiedziała Herda i skierowała się ku schodom w dół.
Przeszli może jakieś dwa piętra w dół i zeszli z klatki schodowej. Znaleźli się na takim samym holu co wcześniej, tylko wyłożonym zielonym dywanem. W połowie hol rozszerzał się. Stał tam wielki fortepian, na którym ktoś gał. Kiedy przyjaciele podbiegli bliżej okazało się, że była to Sariel! Talentueux rzucił na nią zaklęcie i wszyscy uciekli drzwiami po przeciwległej stronie korytarza. Znowu znaleźli się w wieży. Kiedy schodzili schodami w dół Herda powiedziała:
- pospieszcie się! Jeszcze nie wydostaliśmy się z północnego skrzydła!
Po wyjściu z wieży znaleźli się w dużej sali. Było w niej wiele drzwi, a na środku stała fontanna, lecz nie było w niej wody tylko krew! Weszli w drzwi naprzeciwko. Przeszli przez korytarz, zeszli schodami w dół i znaleźli się w głównym holu. Minęli salę tronową i kiedy chcieli wyjść głównymi drzwiami Herda zawołała:
- chyba nie zamierzacie wyjść tędy? Przecież tam jest pełno żołnierzy Sariel!
Zeszli do lochów. Tam Talentueux i Karim odsunęli gargulca i weszli do tajnego przejścia. W samą porę. Już słyszeli głos Sariel n korytarzu za nimi.
Szli długim tunelem, aż wyszli. Usłyszeli szum morza, lecz nic nie widzieli.
- To Sariel zesłała mrok! – zawołała Avaler – gdzie jesteśmy?
- Sądząc po szumie morza, to chyba na plaży – odpowiedział Talentueux.
Tak zakończył się pierwszy i ostatni pobyt Talentueux w Treavaux.

W Agalier mówią, że księżniczka wampirów ma beznadziejny charakter. Jak nie narzeka, to się złości, jak się nie złości, to się martwi i tak w kółko. Po kilku dniach pobytu z nią, Talentueux, Avaler i Karim przekonali się, że to nieprawda: Herda była bardzo miłą osobą i bardzo mądrą. Często podróżowała w te okolice, ale jeszcze nigdy nie zapuściła się w okolice Miasta Wiecznego Mroku.

Szli brzegiem plaży. Nikt ich nie śledził, tak im się przynajmniej wydawało. W czasie dziesięciu dni nic się nie wydarzyło, ale jedenasty dzień wymaga zdradzenia kilku szczegółów, które mogą okazać się błahe, ale są bardzo ważne. Otóż, kiedy jedenastego dnia szli brzegiem plaży ujrzeli w oddali zielone światło. Domyślili się, że to jedna z wielkich lamp na obrzeżach świata, lecz nie wiedzieli, że zielona lampa jest magiczna i coś symbolizuje. Potem przez cztery dni wydawało im się, że nikt ich nie śledzi, aż do dnia piętnastego…
- Słyszałaś to? – Avaler usłyszała pytanie skierowane do niej przez Herdę.
- Ale co? – odpowiedziała – nic nie słyszałam.
- Jakby trzask gałązki w lesie między plażą i górami. O ile wiem, to nie ma w nim żadnych stworzeń, tylko wilkołaki.
- Acha, więc myślisz, że słyszałaś wilkołaka! – zawołał Karim i obejrzał się ze strachem.
- Tak wilkołaka – powiedziała Herda i po chwili dodała – albo Megira. Nie wiemy co się właściwie stało w Treavaux. Nie wiemy czy Cordian żyje.
Nagle ujrzeli łódkę i w oddali wyspę.
- Może popłyniemy tam spokojnie porozmawiać? – zaproponował Karim.
- Dobrze – powiedział Talentueux.
Po dopłynięciu na miejsce z Avaler stało się coś dziwnego. Jej oczy stały się czerwone i zaczęło z nich promieniować dziwne światło na pobliskie drzewo. Herda podbiegła tam i wygrzebała spod korzeni kryształową kulę!
- Coś podobnego! – powiedziała - kryształowa kul… - nie zdążyła dokończyć, bo ujrzeli w kuli czarne Miasto.

Avaler była oburzona tym co ujrzała. Czarny pokój. W rogu klatka obok łańcuchami przykuta do ściany Olivata. Na czarnym tronie siedziała Sariel. Wokoło było mnóstwo przeróżnych, wymyślnych machin torturujących.
- To ci się nie uda! Nigdy nie będziesz miała mocy trzech! – krzyknęła Olivata.
Sariel wybuchła śmiechem.
- To ty nie będziesz miała mocy, a moje plany zostaną wkrótce zrealizowane.
To powiedziawszy Sariel skinęła różdżką i Olivata teleportowała się do klatki.
- Co się stało? Dziwnie się czuję.
- Bo nie masz mocy! Teraz ja mam twoją moc!
Sariel ze śmiechem wyszła z komnaty. Już nic więcej nie zobaczyli, bo kryształowa kula zrobiła się czarna i pękła.

- Skąd to się tutaj wzięło? – zapytała Avaler – kto mógł tu ją schować?
- Sugeruję, że to albo mój ojciec, albo Sariel – powiedział Talentueux.
- Daleko jeszcze do tego miasta? – zapytał nagle Karim.
- Około osiemdziesięciu pięciu dni drogi – odpowiedziała Herda, ale myślę, że dojdziemy szybciej. Kiedy mówiłam, że zajmie nam podróż około stu dni, to wliczałam też czas pobytu w Treavaux, a ten gwałtownie się zakończył, więc będziemy za około trzydzieści pięć dni.
- Ciekawe co teraz robi Totamon – zastanawiał się Talentueux.
- Słyszycie coś? – zapytała Avaler.
- Nie. Nic – odpowiedzieli.
- No właśnie – Avaler była wyraźnie zakłopotana – morze nie szumi, to znaczy że Hiveria dopłynęła już do Goroniel. Musimy się spieszyć, ale pieszo na pewno nie zdążymy.
- Że też wcześniej o tym nie pomyślałem! – krzyknął Talentueux. Zagwizdnął i po dłuższej chwili zza gór przyleciały cztery smoki – polecimy na nich. Będzie szybciej.
- No to w takim przypadku będziemy za pięć dni! – śmiała się Herda.

Zatrzymali się nad Wielką Rzeką. Tu była ona mała i bystra. Jakby zupełnie inna niż ta, która przepływała przez Jezioro Niebiańskiej Wody. Była brudna i miała nieprzyjemny zapach. Na północy majaczyło czarne miasto.
- Nigdy nie dostaniemy się tam niezauważeni! – powiedział Karim.
- Nie bójcie się! Coś wymyślimy – ku zdumieniu wszystkich wypowiedział te słowa Totamon!
- Skąd się tu wziąłeś? – zapytał Talentueux – mam nadzieję, że masz jakieś peleryny niewidki czy coś.
- Nie widzicie mnie naprawdę. Przyniosłem wam peleryny, ale chciałbym wam opowiedzieć co dzieje się w Agalier. Otóż tak. W czasie uroczystości żałobnych usłyszeliśmy zawołanie bojowe Hiverii. Później dowiedziałem się, że była wtedy w Goroniel. Goronielczycy poddali się. Nie mieli co walczyć z tak silną armią, ale Hiveria maszerowała dalej, pod Agalier. Kiedy nasi wyruszyli Goroniel na odsiecz, to Sariel i Megir zaatakowali Agalier. Porwali Elenor, Sariel uzyskała moc trzech. Hiveria zamieniła wszystkich moich w kamienie. A mnie rozdzieliła na dwie osoby. A teraz widzicie tylko moje widmo. Cała nadzieja w was. Jeżeli nie uratujecie Elenor i Olivaty, to Lupidia zamknie się dla nas na zawsze. Teraz nie mamy zbyt wiele czasu na rozmowę. Opowiem wam wszystko jak odzyskam ciało – to powiedziawszy, wskazał im miejsce, gdzie leżą peleryny i zniknął.

20 lat (rachuby 2 kręgu) później w krainie Hiverii na dalekim południu…
Około czternastoletni chłopak szedł ulicą. Miał faliste, blond włosy. Dziwnie się czuł wśród ludzi śmiertelnych. A był to Tot, czyli druga połowa Totamona, ta która zawierała osobowość, charakter i mądrość cesarza. Jednak nie wszystko potoczyło się tak jak chciała Hiveria. Albowiem Tot, kiedy uciekał z Agalier, to zabrał swój pierścień, więc był bardzo mądry i w krótkim czasie zdobył sławę, uznanie i wysoką pozycję w Mieście Zimy. A Miasto Zimy było bardzo nowoczesne. Miało prąd, bieżącą wodę, gaz ziemny, kablówkę i co najważniejsze – ulice bez dziur. Tot mieszkał w pięknej willi z basenem, sauną i stajnią. Często zastanawiał jak powiodła się misja Talentueux. Mieszkał u swojego brata, Aniriana, który na początku czasu zstąpił również na Ziemię, ale bardzo tego żałuje, żałuje również, że nie zamieszkał w Lupidii.
- Sprytnie to sobie obmyśliłeś Tocie – powiedział Anirian po wysłuchaniu historii Tota, ale Hiveria jeszcze sprytniej, lecz jej plany zostały nie do końca zrealizowane. Ty żyjesz. I misja Talentueux, Avaler, Herdy i Karima się powiodła. Szkoda tylko, że za późno, ale i tak szybciej niż się spodziewałem. Myślę, że to zasługa Gwethil. Pokazując im obraz w kuli, zmotywowała ich do działania.
- Gwethil? To ona? – dziwił się Totamon – to ja im zsyłam wyspę, łódkę, wilkołaka, czarną kulę i zieloną lampę, a dla nich to wszystko nic? To zasługa Gwethil?
- No może was obu – uspokoił go Anirian – a teraz wróćmy do naszej rozmowy na temat twojej przyszłości. Nie możesz wrócić do Agalier, to pewne. Zostaniesz tutaj. Na szczęście się nie starzejesz. Hiveria nie zdołała odebrać ci całej mocy. Skoro wyglądasz jak czternastolatek, Hiveria myśli, że nie żyjesz, to od tej chwili będziesz udawał mojego kolejnego potomka.
- Masz bardzo dziwne drzewo genealogiczne Anirianie – zauważył Tot – Guliwiusz i Dubia na szczycie, potem my, a potem moje dzieci, dzieci Hiverii – wszyscy nieśmiertelni i twoje śmiertelne potomstwo. Już wiem, mam udawać twojego śmiertelnego potomka?
- Tak – potwierdził Anirian – postaram się, żebyś urodził się mojej potomkini, która jest w ciąży. Urodzi po prostu dwoje dzieci.

Tak też się stało Ashley Anirian urodziła dwoje dzieci. Jedno nazywało się Roy i to było jej prawdziwe dziecko. Sirius, bo tak Ashley nazwała Tota, był bardzo dziwny. Co prawda tylko on o tym wiedział, ponieważ potrafił mówić, chodzić i wszystko, tylko musiał udawać, że posiada mentalność dziecka.

Cliodne miało teraz wielu mieszkańców. Wszyscy wrócili tam, bo Fairytale i część Treavaux zostało zniszczone. Mieszkali tam teraz: Aron, Gwethil, Cordian, Herda, Hollin, Olivata, Elenor, Avaler, Karim, Talentueux i bardzo wiele wampirów, wróżek i nikczemnych elfów. Nie byli zbyt szczęśliwi. Ich „państwo” ograniczało się do ukrytej doliny, lecz dwa największe zamki były w remoncie. 10 dni później Cordian, Herda, Hollin i dziesięć tysięcy wampirów, mieszkańców Treavaux, wrócili do swojego zamku, a 20 dni później Olivata, Elenor, Avaler, Talentueux i dziesięć tysięcy wróżek, mieszkańców Fairytale, wrócili do swojego zamku. Natomiast 30 dni później elfy wróciły do lasu, bo złe stwory zostały wypędzone. Cliodne opustoszało. A raczej stało się takie, jakim było zanim Hiveria podjęła wojnę. Lupidia była teraz taka sama jaka była przed wojną, lecz jednak zupełnie inna, ponieważ istoty nieśmiertelne żyły tylko w dolinie, lub jakimś innym ukryciu, a w miastach mieszkali zwykli śmiertelnicy, którymi rządził ten idiota Amon, który robił wszystko co mu kazał Sariel. Olivata zastanawiała się dlaczego Sariel sama nie przejmie władzy i razem z Elenor doszły do wniosku, że to musi być sprawka Hiverii.
- Hiveria na pewno wie, ż e gdyby Sariel została cesarzową, to mogłaby pokonać Hiverię, lecz nie wie, że Sariel nie ma już mocy trzech, i że teraz ukryta dolina jest poważnym zagrożeniem dla Sariel. Sama Sariel zapewne też nie zdaje sobie z tego sprawy, że istot magicznych zostało w Lupidii tak dużo. W sumie to nikt nie zginął na wojnie, ponieważ Avaler szybko poszła z magicznym lusterkiem i odczarowała Agalierczyków, których Hiveria zamieniła w kamień. Sariel i Hiveria później myślały, ż te kamienie po prostu skruszały, lecz ci wojownicy mieszkali sobie spokojnie w górach białych – stwierdziła Olivata.

Sirius jechał swoim niebieskim kabrioletem do szkoły prywatnej, do której chodził. Podjechał nim na parking dla nauczycieli i zaparkował przed niebieską tabliczką z żółtymi inicjałami SA. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i wysiadł z samochodu. Miał różowe spodnie białą koszulkę z czarnym pentagramem, czarne buty, czarny, skórzany długi do ziemi płaszcz i czarny skórzany kapelusz z różowym paskiem. Poszedł w stronę szkoły. Wszyscy patrzyli na niego z zachwytem. Totowi bardziej się to podobało niż rządzenie. Miał swoje własne apartamenty w tej szkole. Kosztowało go to niezłą sumkę, ale jemu tak zależało na tym apartamencie. Pospiesznie skierował swoje kroki ku apartamentom. Po wyjściu powitała go jakaś dziewczyna. Ubrana identycznie jak on. Miała tylko różową spódniczkę zamiast spodni.
- Cześć! – powiedziała nieznajoma – nazywam się Adelajda Hiver.
Adelajda wywarła na Siriusie ogromne wrażenie. Po nazwisku domyślał się, że jest to śmiertelna potomkini Hiverii.
- Witaj – odpowiedział chłodno Tot – ja nazywam się Sirius Anirian.
- No to jesteśmy spokrewnieni – zauważyła Adelajda.
- Niestety.
- Słucham?
- Nie nic. Cieszę się, że mam taką miłą rodzinę – odpowiedział szybko Sirius – lubisz śpiewać? Bo ja bardzo.
- Ja też! – ucieszyła się Adelajda – kocham śpiewać, ale w tej szkole nie ma nikogo, kto by dorównywał moim umiejętnościom. Chciałabym się przekonać jak śpiewasz. Może spotkamy się w czasie przerwy na lunch na scenie?
- Chcesz zaśpiewać w duecie czy osobno? – zapytał Tot.
- Nie odpowiadaj mi pytaniem na pytanie! – krzyknęła Adelajda.
- Słucham?
- Nie nic, to taki tik – odpowiedziała pospiesznie Adelajda – chodziło mi o to, że najpierw zaśpiewamy osobno, a potem w duecie.
- Zgoda! – powiedział Sirius – jesteśmy umówieni.

- Wiesz Anirianie ta Adelajda jest świetna! – powiedział Tot do Aniriana po powrocie ze szkoły.
- Jaka Adelajda? – zainteresował się Anirian – Chyba ni chcesz powiedzieć, ż chodzi ci o tą Adelajdę! O Adelajdę Hiver!
- Tak o nią. – potwierdził Tot, ale widząc przerażenie na twarzy Aniriana szybko dodał – ona jest bardzo miła naprawdę. Jest zupełnie inna niż Hiveria. Jest fajna. No i świetnie śpiewa. Założymy zespół muzyczny. Będzie nazywał się SA&AH.
- Czyś ty zwariował?! – Anirian wstał – to śmiertelna potomkini Hiverii! A jeżeli ona teraz opowiada jej o tobie jak teraz ty o niej?!
- No to co. Wszyscy myślą, że jestem synem Ashley i Kermita Anirianów. Nie możesz się tak wszystkim przejmować. To cię doprowadzi do szaleństwa.
- W porządku – powiedział już spokojny Anirian – tylko nie mów, że nie ostrzegałem.

Następnego dnia wszystko wyglądało trochę inaczej. Sirius i Adelajda przyjechali razem jej różowym samochodem. Mieli włączone radio, lecz piosenki były bez słów. Oni śpiewali. Wychodziło im to świetnie. Mieli zamiar zaśpiewać dzisiaj razem w czasie przerwy na lunch, więc chcieli trochę poćwiczyć. W czasie lekcji byli bardzo podekscytowani z powodu dzisiejszego wstępu, lecz niepotrzebnie, ponieważ występ wyszedł im wręcz fenomenalnie. Zaśpiewali kilka piosenek. W refrenach włączali się pozostali uczniowie. Po ich występie wyszła pani dyrektor i powiedziała:
- drodzy uczniowie! Dziewczęta i chłopcy! Zbliża się święto zimy, więc odbędzie się coroczny bal zimowy. W tym roku gośćmi honorowymi balu będą Sirius Anirian i Adelajda Hiver! Cieszycie się?
- Oczywiście! – powiedziała Adelajda – dołożymy wszelkich starań, żeby nasz zimowy bal okazał się fantastyczny.

- Avaler opowiedz mi jeszcze raz co się stało po tym jak ukazał się wam Totamon – powiedziała pewnego ciepłego wieczoru Olivata – znam tę historię, ale tak bardzo chciałabym ją jeszcze raz usłyszeć.
- No dobrze – powiedziała niechętnie Avaler – przeszliśmy przez rzekę i znaleźliśmy się na zatłoczonych bulwarach Miasta Wiecznego Mroku. Mieliśmy peleryny niewidki, więc nikt nie wdział jak wchodzimy do opustoszałego zamku Sariel i jak uwalniamy ciebie i Elenor. Wróciliśmy tu i koniec. Nie wiem czemu tak to rozpamiętujesz to przecież nic nadzwyczajnego.
- Moja siostra chciała by chyba… - zaczęła Elenor, ale nie skończyła, ponieważ wydała z siebie zduszony krzyk i wrzasnęła – SPÓJRZCIE! TO PRZECIEŻ MERVELLIEUX! SKĄD SIĘ TUTAJ WZIĘŁAŚ? PRZECIEŻ CIĘ POCHOWALIŚMY!
- mamo czy mogłabyś przestać krzyczeć? Źle się czuję.

- Córeczko ty zmartwychwstałaś? – zapytała wciąż niedowierzająca Elenor.
- Można tak powiedzieć, ponieważ Guliwiusz dam mi drugą szansę i przesyła dla was pozdrowienia.
- Guliwiusz wyznaczył ci jakieś zadanie do wykonania na świecie? – zapytała Elenor.
- Tak – odpowiedziała Mervellieux – mam pomóc ojcu odzyskać władzę.

W dzień balu wszyscy byli bardzo podekscytowani, a szczególnie Sirius i Adelajda. Dopiero wczoraj dowiedzieli się, że goście honorowi otwierają bal i muszą zatańczyć pierwszy taniec. Sirius czekał już przed drzwiami do sali balowej i gawędził ze znajomymi.
- Zapraszam do środka – odezwała się pani dyrektor, która właśnie przyszła. – Nie Sirius. Ty nie. Musisz poczekać tutaj na Adelajdę i razem z nią otworzyć bal. No. Adelajda przyszła. Idź do niej.
Kiedy Tot się odwrócił zobaczył olśniewająco piękną dziewczynę. Ukłonił się i powiedział:
- witaj Adelajdo.
- Witaj Sirius. Chodźmy już na bal.
Taniec wychodził im zadziwiająco swobodnie i ślicznie. Tak, że wszyscy po jakimś czasie się włączyli.
Niezbyt popularna jest moja powieść, ale trudno.

- Więc jak zamierzasz pomóc Totamonowi? – zapytała Olivata.
- Zabić! Udusić! Spalić! – Mervellieux mówiła dziwnie nienaturalny głosem, a w jej purpurowych oczach pojawiły się zielone błyski. – Zniszczyć! Pozbyć się!...
- Przestań! – krzyknęła Elenor – co ci jest?
- Słucham? – zapytała już normalnym głosem Mervellieux.
- Wykrzykiwałaś, że kogoś zabijesz siostrzenico – odpowiedział dziwnie znajomy, lecz niepożądany głos – mam nadzieję, że to nie chodzi o mnie, bo chyba musiałabym się bać! – Sariel parsknęła śmiechem.
- TY! – wrzasnęły jednoczenie Olivata i Elenor podrywając się z foteli. W rękach mieli bogato zdobione różdżki. Sariel przeraziła się, bo uciekła, więc chyba rozpoznała różdżkę wody i różdżkę niebios.
- Po co ona tu przyszła? – zapytał Talentueux.
- Nie wiesz? – zapytała z ironią Olivata – zapewne dowiedziała się o powrocie Mervellieux i chciała dowiedzieć się jakich czarów użyliśmy żeby ją ściągnąć z powrotem. Chyba spodziewała się tutaj ujrzeć Totamona, ponieważ według jej ciasnego rozumowania tylko on ma moc przywracania zmarłych zza grobu.
- Przestań rozprawiać o domysłach Sariel, kiedy moja córka została opętana!
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! – to odezwała się Avaler – jeszcze nikt nigdy nie widział jej takiej oburzonej – cesarska córka nie może zostać opętana! Czy wy nie słuchaliście Guliwiusza? „Jedną z wielu rzeczy, które nie trzymają się boga jest opętanie” – zacytowała całkiem zręcznie najwyższego króla Avaler.
- Więc to sam Guliwiusz chciał nam przekazać, że mamy kogoś zabić – piszczała podekscytowana Olivata –tylko kogo?
- Drugiego z połówek syna mego pozbawić życia musicie – rozległ się przez usta Mervellieux głos Guliwiusza. Był miękki i napawał wszystkich nadzieją. Nie to co głos Totamona, który wzywał do uwielbienia. – Musicie zabić Amona! – Mervellieux znieruchomiała i padła martwa na ziemię. Wykonała to, co powierzył jej Guliwiusz. Nagle kilka rzeczy wydarzył się jednocześnie: zgasło światło, rozległ się przeraźliwy krzyk i ciało Mervellieux zniknęło.

Amon siedział na swoim diamentowym tronie w Agalier i rozmawiał z Tenebres, Hiverią i Sariel, którzy siedzieli na bogato zdobionych fotelach.
- Mervellieux – powiedziała cicho i przeciągle Tenebres – moja nieznośna siostra! Zawsze sprawiała mi tylko kłopoty! Nienawidzę jej odkąd skończyłyśmy sto dwadzieścia lat. Byłyśmy wtedy jeszcze bardzo małe, ale ona już wtedy donosiła mamie i tacie, że zajmuję się czarną magią. A ona może nie? Też jej używała! My nie mamy własnych artefaktów magicznych, więc czarna magia to była jedyna dla nas szansa zapoznania się z czarodziejskim światem.
- Mervellieux – powtórzyła Sariel – nie jesteś sama. Ona należy również do rozległego grona moich największych wrogów. Pamiętam jak kiedyś włamała się do gabinetu Totamona i w jego imieniu wypowiedziała wojnę Miastu Wiecznego Mroku. Oczywiście Totamon nic o tym nie wiedział i kiedy tylko mu powiedziano, natychmiast odwołał wojnę.
- Mervellieux – po raz kolejny rozległo się na sali imię córki Totamona. Tym razem wypowiedziane przez Hiverię. – Nie miałam okazji zbyt dobrze jej poznać, ale jej nienawidzę. Głównie za to, po co was dzisiaj zaprosiłam w zamku Amona. Chciałam wam przekazać – zaczęła cicho Hiveria – że Mervellieux zmartwychwstała.
- Ja już o tym wiem – powiedziała dziwnie spokojnie Sariel i natychmiast dodała swoim normalnym, złowieszczym głosem – oczywiście próbowałam ją zabić, ale moje próby na nic.
- Co! – wrzasnął Amon – Nie! Nie nienawidzę ich wszystkich, ale to poniekąd moja córka!
- Tak. Niestety. – Powiedziała Hiveria jakby w ogóle nie usłyszała wypowiedzi Amona – Megir rzucił na nią czar, że mieszkańcom Fairytale wydaje się iż umarła, lecz zostanie sprowadzona tutaj.
- Po co? – zapytał Amon.
- Żeby Olivata nie mogła wykorzystać jej przeciwko nam – odpowiedziała Hiveria.

- Tot! Tot! Gdzie jesteś? Tot! – Anirian biegał podekscytowany po swojej rezydencji Najwyraźniej poszukując Tota.
- Tu jestem! – odpowiedział na wołania Aniriana Tot – czego znowu chcesz?
- Dostałem wiadomość od Olivaty.
- CO? SKĄD ONA WIEDZIAŁA, ŻE JA JESTEM TUTAJ???
- Mówi, że Mervellieux jej powiedziała.
- MERVELLIEUX!!! PRZECIEŻ ONA NIE ŻYJE!!! – jeszcze nikt nigdy nie widział Tota w takim stanie.
- Zmartwychwstała – powiedział spokojnie Anirian – i przestań wrzeszczeć!
- Dobrze. Co on chciała mi przekazać.
- Mówiła, że ja mam popłynąć do Fairytale i zabrać ciebie i wszystkich moich ludzi.
- Wykluczone – odpowiedział stanowczo Tot.
- Co? – zdziwił się Anirian – nie chcesz odzyskać władzy.
- W sumie to chcę, ale…
- Co ale? Nie ma żadnych ale!
- Nie! Podoba mi się moje obecne życie i nie chcę tego zmieniać. Weźcie sobie ten głupi pierścień – rzucił pierścień z wielkim rubinem w kształcie stożka – nie chcę go.
- Przykro mi, ale to dla twojego dobra – powiedział zmartwiony Anirian i rzucił w Tota magicznym pyłem.

Tot obudził się w jakimś obcym pomieszczeniu. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jest w swoich apartamentach na białym statku. Na stoliku obok jego łóżka stały jego insygnia władzy: korona, berło, złota kula oraz pierścień i medalion. Leżał również złoty miecz z rękojeścią wysadzaną rubinami. Tot wstał i otworzył szafę. Były w niej tylko przesadnie zdobione, złote i srebrne szaty cesarskie. Ubrał złote spodnie, złotą koszulę i srebrną pelerynę. Założył na siebie to co mu Anirian zostawił na stoliku. Dobrze! Skoro Anirian chce żeby Tot był Totamonem to tak będzie chociaż to niemożliwe. Usiadł za toaletką i prysnął perfumami, do których Anirian dosypał potajemnie pył diamentowy. Tot spojrzał w lustro i krzyknął, bo myślał, że to okno, i że patrzy przez nie Totamon. Wyszedł na pokład i spostrzegł, że okręt jest zacumowany na nabrzeżu Miasta Błyszczącego Ostrzeżenia. Obrócił się za siebie i spostrzegł w oddali groźny szczyt Góry Zimy. Gdzieś tam jest Adelajda.
- Nareszcie wstałeś – to biegł ku niemu Anirian. Wyglądali mniej więcej identycznie, tylko Anirian miał proste białe włosy, a Tot faliste. – Zawsze wiedziałem, że zachowasz wygląd Totamonie. Hiveria nie przedzieliła na pół twojej osoby, tylko stworzyła bezwartościowego klona, któremu nadała tylko twoją moc. Cały czas byłeś Totamonem, a nie Totem!
- Do boju! – krzyknął Totamon – na Agalier! Nie sądziłem, że będę atakować własny zamek.

Teraz wszystko potoczyło się błyskawicznie: okręt z ludźmi Aniriana i tymi mieszkańcami pięciu miast, którzy popierali Totamona popłynął na północny wschód. Zacumował na plaży i z gór już biegli ku nim mieszkańcy Ukrytej Doliny. Totamon wybiegł żeby uściskać Elenor.

Dwadzieścia okrętów bojowych wpłynęło do Goroniel. Tamtejsi mieszkańcy nawet nie próbowali się bronić. Kiedy cesarstwo było odzyskane, Totamon postanowił zdobyć zamek w Agalier. Kiedy otworzył drzwi zobaczył w środku swojego marnego sobowtóra, Sariel, Megira, Tenebres i ku swojemu zdumieniu Adelajdę Hiver!
- Adelajda! – krzyknął Totamon – co tu robisz?
- Jestem Hiveria! – odrzekła Adelajda – i zawsze byłam. Pod tą postacią szpiegowałam dziwnego potomka naszego brata Aniriana. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że to jesteś ty. Gdybym wiedziała wcześniej, zabiłabym cię.
- A jednak byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi!
- No byliśmy.
- I tak od razu to przekreślasz! Może ludzie są od nas lepsi, ponieważ potrafią się pogodzić, a bogowie nie?
- Rozumiem do czego zmierzasz i się zgadzam.
- A co ze mną? – wtrąciła się Sariel.
- Możesz również się pogodzić z cesarstwem.
- Dobra, ale nie myśl, że będziemy dobrymi przyjaciółmi. Po prostu Megir i ja zamkniemy się w Mieście Wiecznego Mroku i damy wam spokój.
- A ja? – zapytała cicho Tenebres – czy wybaczysz mi ojcze?
- Tak córeczko – powiedział Totamon i wbił miecz w serce Amona.
W ten sposób Totamon został ponownie koronowany na cesarza Lupidii. Tenebres na nowo pokochała Totamona, Elenor, Olivatę, Mervellieux, Aniriana, Talentueux i Hiverię, lecz zawsze coś ją ciągnęło do Megira i tam zamieszkała. Megir wciąż szerzył zło, ale tylko w najbliższej okolicy Miasta Wiecznego Mroku. Hiveria roztopiła lody dzielące ją od dobra i została wierną przyjaciółką cesarstwa. Cordian pogodził się z Aronem, Gwethil i Karimem i sprowadził ich z Cliodne do Treavaux, żeby zamieszkali razem z nim, Herdą i Hollinem. Cliodne zostało mianowane lenią siedzibą Cordiana. Olivata powróciła do Fairytale, ale zabrakło tam już Avaler, która zakochana w Talentueux wzięła z nim ślub. Sariel po przegranej wojnie z Totamonem pogodziła się z nim, ale nie mogła tego znieść i po jakimś czasie rozpłynęła się w nicość. Może jeszcze kiedyś powróci, żeby mącić spokój Lupidii?


KONIEC
Ostrzegam, że rzadko czytam fantasy... Bardzo rzadko Wink Więc może mi umknąć coś istotnego dla tego gatunku. Z góry przepraszam.
Prolog:
Nie mam pewności, ale
Cytat:Jego poddanymi byli wampiry, wróżki, wilkołaki i ludzie.
ja zapisałabym
były wampiry, wróżki, wilkołaki i ludzie.
w końcu nie mówimy 'co te wampiry zrobili?', tak samo wróżki i wilkołaki.

Cytat:Jego poddanymi byli wampiry, wróżki, wilkołaki i ludzie. Po stworzeniu Ziemi syn Guliwiusza zstąpił na nią by nią rządzić, a wraz z nim zstąpiła znaczna część wampirów i wróżek, bo o wilkołakach i ludziach świat na razie nic nie wiedział.
Warto zapisać to w inny sposób. Aby uniknąć powtórzenia.

Cytat: Nie wiedział nic też o zwierzętach, roślinach i innych stworzeniach obdarzonych mową. Miały one zostać stworzone później.
Dziwna konstrukcja zdania. Poza tym cały wers ma taki mityczny klimat, ale chyba o to chodziło? No i powtórzenie.

Cytat:Teraz wypadałoby powiedzieć jak wyglądała Ziemia na początku jej istnienia. Miała kształt wielkiego, obłego słupa, którego średnica wynosiła kilometr.
Może:
Ziemia na początku jej istnienia miała kształt wielkiego, obłego słupa,(...)

Cytat:Był on biały, gładki i nieskończenie długi. Na dole nigdzie się nie kończył, a na górze kończył się
Takie masło maślane, imho.
Cytat:pięcioma okrągłymi platformami, jedną nad drugą, rozdzielonymi pustymi przestrzeniami. Tak więc między jedną i drugą platformą było około dziesięciu tysięcy kilometrów przerwy, a miały one grubość stu pięćdziesięciu kilometrów. Największą średnicę miała platforma środkowa. Wynosiła milion kilometrów. Platformy druga i czwarta były jednakowej wielkości i miały średnicę ośmiuset tysięcy kilometrów. Najwyższa platforma miała średnicę sześciu tysięcy kilometrów i na środku tej najwyższej platformy stał zamek Totamona. Najmniejsza była platforma najniższa, miała pięć tysięcy kilometrów średnicy.
Myślę, że teraz sam widzisz, że fragment do poprawki? Natłok platform i kilometrów.

Cytat:Daleko(,) w przestrzeni kosmicznej,

Cytat:Nad poszczególnymi kręgami (tak odtąd będziemy nazywali platformy) unosiło się wiele słońc i księżyców.
Może warto by ten nawias wpleść jakoś w narrację? Nie lubię takich 'nawiasowych wtrąceń'.

Cytat:Dzień trwał tam sto godzin, a po nim jeden księżyc przesłaniał słońce i następowała trwająca pięćdziesiąt godzin noc. Drugi księżyc wisiał nieruchomo nad najwyższą górą na świecie i kapała z niego na nią księżycowa rosa, która dawała źródło rzece księżycowej.
Księżycowy fragment, do poprawki, imho.

Cytat:Nad drugim kręgiem unosiły się trzy słońca i trzy księżyce.
Widoczna i zapewne zamierzona powtórka, ale Twojej opowieści nadaje taki 'dziecięcy' wydźwięk.

Cytat:Jak nad danym miejscem danego kręgu był akurat księżyc, to była tam noc, a jak słońce to był dzień.
'Jak' zamieniłabym na 'kiedy', a drugie na 'gdy'.

Cytat:Jedno z słońc świeciło wyjątkowo mocno, więc od jednego do drugiego przelotu najjaśniejszego słońca nad danym miejscem mijały 72 godziny, co nazywane było w drugim kręgu tygodniem. Każde słońce i każdy księżyc świeciły nad jednym miejscem po dwanaście godzin. Tydzień miał trzy dni. A na miesiąc składało się tygodni cztery i dni dwanaście, ponieważ co cztery tygodnie, lub co dwanaście dni najsłabiej świecące słońce przybierało kolor czerwony, więc ostatni dzień miesiąca nazywany był czerwonym dniem. Rok miał pięć miesięcy, bo co pięć miesięcy na jeden dzień gasły wszystkie słońca i to było nazywane zaćmieniem słońca. Sześć lat składało się na wiek, bo co sześć lat pojawiało się zaćmienie księżyca. Tyle o drugim kręgu, teraz czas na krąg trzeci.
Nie podoba mi się ten fragment. Wiem, że jako autor starasz się przekazać jak najwięcej informacji. Jednak czuję się przytłoczona i po chwili już tego nie pamiętam... A podkreślone zdanie, imho, do wywalenia.

Cytat:W trzecim kręgu nie było już tak pięknie jak wyżej. Były tam cztery słońca i trzy księżyce, ale nie poruszały one się już po jednej orbicie, lecz po dwóch, słońca po jednej, większej, zewnętrznej, a księżyce po drugiej , mniejszej, wewnętrznej. Ciała niebieskie na obu orbitach obracały się w przeciwnych kierunkach względem siebie. Rachubę czasu wyznaczano tam na podstawie największego księżyca i wyglądało to podobnie jak na kręgu drugim, tylko nie było zaćmień i czerwonych dni, bo nie liczono tam miesięcy, lat i wieków, tylko dni i tygodnie. Trzeci krąg jest ostatnim, z którego widać niebo, bo z dwóch niższych widać tylko spód tych wyższych.

W czwartym kręgu były dwa słońca i dwa księżyce. Obracały się one na jednej orbicie, w jednakowych odstępach i z tą samą prędkością, ale był to jedyny krąg gdzie księżyce świeciły mocniej niż słońca, więc cały krąg był typowo nocny, toteż rozmnożyły się tam złe stwory. Na tym kręgu tydzień trwał dwa dni, a podziału na tygodnie miesiące i lata nie było.
Te dwa fragmenty wydają się jakby pisane na siłę, jakby zabrakło Ci już pomysłów, a przede wszystkim chęci na rozbudowanie ich.
Bardzo podoba mi się pomysł najniżej platformy, warty rozbudowania, jakieś mroczne potworzyska i tajemnice.

Ogólnie na razie nie mam nic do powiedzenia. Zobaczymy po pierwszym rozdziale Smile
Witaj,

- Jeśli chodzi o mnogość komentarzy pod Twoim tekstem, proponuję, żebyś sam zaczął aktywnie uczestniczyć w życiu forum, na pewno inni również będą częściej zaglądać do Ciebie. Komentuj, a zostaniesz skomentowany!
- Wprowadź poprawki zaproponowane przez moich poprzedników, nie zmarnuj ich i mojej pracy.
- Zdecyduj się na jeden prolog. Usuń ten, który odrzuciłeś. Na pewno lepiej się będzie czytało nowym Czytelnikom.
- Nie przedstawiaj wszystkiego z takim pietyzmem, z taką straszną dokładnością, ponieważ w ten sposób zanudzasz Czytelnika i zniechęcasz do czytania.
- W Twoim tekście są momenty, w których zbyt szczegółowo coś opisujesz np. wygląd danej postaci i są momenty, w których przydałoby się rozwinięcie danej akcji (postaram Ci się je niżej pokazać)
- Wprowadzając do tekstu nową postać zbyt często wprowadzałeś tylko jej imię. Brakowało jakiegoś ogólnego opisu, jakiejś historii za tym imieniem. W efekcie czego wszystkie imiona i postacie w pewnym momencie zlewały się w jeden wielki chaos.
- W prologu nadużywasz liczb, zamęczasz tym Czytelnika, a te wszystkie dane nie są później nikomu potrzebne do rozgryzienia fabuły, czy czegokolwiek innego. Tak szczegółowym prologiem wielu Czytelników na pewno niepotrzebnie zniechęcisz.
- W prologu również nadużywasz słowa - platforma. Nie brzmi to ładnie, mając na uwadze fakt, że Twój tekst to typowe fantasy.
- Nadużywasz słowa - było. Można stosować tyle innych zamienników, że w słowniku synonimów na pewno coś dla siebie znajdziesz.
- Wystrzegaj się rozpoczynania zdań od "A".
- Każdy Twój post oddzieliłam gwiazdkami, także powinieneś załapać, który komentarz dotyczy jakiego tekstu.
- Popracuj nad dialogami, momentami wydają się sztuczne i naiwne
- Nie przeczytałam dwóch ostatnich Twoich postów, ale wrócę do nich, nie dałam już zwyczajnie rady! (ten komentarz ma ok 6 stron A4. Mam nadzieję, że stało Ci się zadość jeśli chodzi o brak komentarzy)
- Kiedy zwracasz się do Czytelników – wyróżnij to jakoś – np pogrubieniem. Twoje uwagi/komentarze znikają pośród tekstu ^^
- Widać, że miałeś pomysł na to opowiadanie, gratuluję. Warto nad nim jednak jeszcze popracować.

MOJE UWAGI:

Na początku w otchłani niebios było sobie potężne państwo o nazwie Korintia. - <Na początku w otchłani niebios istniało jedynie potężne państwo Korintia.>?
Jego poddanymi byli wampiry, - <były>
Guliwiusza zstąpił na nią(,) by nią rządzić, - powtórzenie : nią/nią
Na dole nigdzie się nie kończył, - <U dołu nie miał końca>?
platformami, jedną nad drugą, rozdzielonymi pustymi przestrzeniami. Tak więc między jedną i drugą platformą było około dziesięciu tysięcy kilometrów przerwy, a miały one grubość stu pięćdziesięciu kilometrów. Największą średnicę miała platforma środkowa. Wynosiła milion kilometrów. Platformy druga - powtórzenie: platformami/platformą/platforma/platformy
Po przybyciu Totamona do Lupidii nie mógł on już znaleźć drogi do Korintii. - <Gdy Totamon przybył do Lupidii nie mógł już znaleźć drogi powrotnej do Korintii>?
kosmicznej, również na białych słupach(,) stało
świeciła innym kolorem światła i - wytnij <światła>
księżycowa rosa, która dawała źródło rzece księżycowej. - powtórzenie : księżycowa/księżycowej
Jak nad danym miejscem danego kręgu - powtórzenie : danym/danego
był akurat księżyc, to była tam noc, a jak słońce to był dzień. - czy to nie jest oczywiste? <Gdy na niebie świecił księżyc była noc, a gdy słońce rozjaśniało niebo nastawał nowy dzień>?
Jedno z słońc świeciło - <ze>
mijały 72 godziny, - napisz słownie liczby
drugiej , mniejszej, wewnętrznej. - spacja za dużo, za dużo tych przymiotników w jednym miejscu
drugim, tylko nie było zaćmień i czerwonych dni - wytnij przecinek
Na dole nigdzie się nie kończył, a na górze kończył się - powtórzenie: się/się, kończył/kończył

******************************************

którym było sześć platform, - zamiast "było" daj może <znajdowało się>?
był królem(,) nie znajdował się
Gdyby spojrzał na to logicznie, to wiedziałby, że Totamon nigdy nie zostałby królem, bo Guliwiusz był nieśmiertelny. - to zdanie nie ma większego sensu. Usunęłabym je.
wróżek miała wraz z mężem jeszcze dwie córki oprócz Sariel: - <wróżek miała, oprócz Sariel, jeszcze dwie córki:>?
Na to Guliwiusz Ne mógł pozwolić. - <nie>
ale ta udawała miłą dla niego i dała mu napój, - <ale ta podstępem dała mu napój>?
wyspę po środku najwyższej platformy, - <pośrodku>
wszystkich stron, z wyjątkiem południa. - wytnij przecinek
rzeka. Rzeka przepływała - powtórzenie : rzeka/rzeka
Sariel i Megir i Hiveria byli źli i okrutni, - <Sariel, Megir, Hiveria byli źli i okrutni>?

***************************************

z Cordianem. Cordian był uczonym wampirem i głową rodu - <z Cordianem, który był uczonym wampirem i głową rodu>?
myślisz, że one są razem? - <Myślisz>
Dziwnie to wyglądało – piękny mężczyzna z długimi białymi włosami, z bladą, lecz piękną twarzą i z władczym wyrazem twarzy. Ubrany w srebrne buty, ciemnoniebieskie połyskujące przy każdym ruchu spodnie, srebrną, połyskującą bluzę z wyszytym złotą nicią godłem cesarskim – wielkim orłem oraz w ciemnoniebieską, połyskującą pelerynę. U pasa miał długi miecz, na szyi złoty medalion z wysadzaną rubinami literą T, a na głowie piękną złotą koronę wysadzaną drogimi kamieniami. Jeden kamień w koronie był płaski, przejrzysty i ciemnoniebieski. Na palcu wskazującym prawej ręki miał wielki, wręcz olbrzymi, złoty pierścień z wielki rubinem i w tej ręce trzymał piękne złote berło z białym, intensywnie świecącym kamieniem. W lewej ręce trzymał białą, intensywnie świecącą kulę, taką jaka była na berle, lecz większą, a na jej szczycie była malutka, biała figurka orła. - <facepalm> miej litość nad Czytelnikiem! Nikt tego nie zapamięta i nie ogarnie, uwierz mi na słowo. Za dużo tych szczegółów. I co było dziwnego w tej scenie / ubraniu?
Jeżeli to(,) co mówisz jest prawdą(,) mój drogi Cordianie,
Odejdź już(,) muszę pobyć sam.
że podest(,) na którym stał
czego tu chcesz? - <Czego>
mam się dowiedzieć, czy twoja siostra(,) pani,
Najlepiej ją zawołam. - <Najlepiej będzie jeśli sam z nią porozmawiasz>?
(a widział wiele, bo wampiry co miesiąc zabijają i piją krew pięknej dziewczyny) - po pierwsze: wycięłabym ten nawias, bo nic nie wnosi do fabuły, po drugie: jeśli wampir jest kobietą też zabija piękne dziewczyny, czy woli pięknych mężczyzn?, po trzecie: jeśli chcesz umieścić taką informację rozwiń ją, ta brzmi lakonicznie i sztucznie.
piękne, kruczo czarne włosy. - <piękne kruczoczarne włosy>?
W różowej sukni, z różowymi skrzydłami - wytnij przecinek
twoim zachowaniem(,) pani
nie mam prawa pomieszkać z siostrą - <mieszkać>?
Jak kocham cesarza to nie mogę kochać mojej rodzonej siostry? - <Czy me uczucia do rodzonej siostry, jakkolwiek mogą uwłaczać oddanej miłości do cesarza, którą noszę w swym sercu>?
Pani. Czy zechcesz pójść ze mną do Agalier? - zamiast kropki daj przecinek
Czy nie chcesz żebyście byli razem? - <Nie chcesz z nim być>?
Potrzebuję trochę romantyzmu w życiu. - nieciekawy argument wg mnie, ale potraktuj to jako uwagę
i co? Twoi przyjaciele wrócili z Fairytale? - <Twoi przyjaciele wrócili już z Fairytale?>?
pokonać jak chcemy tam wejść. - <pokonać, jeśli chcemy tam wejść>?
wielką mocą, większą niż moją - <większą od mojej mocą>?
Muszę się dowiedzieć(,) o co w tym wszystkim chodzi.
że po połączeniu mojej i Elenor mocy Agalier będzie niezwyciężone - <że po połączeniu naszych mocy, Agalier będzie niezwyciężone>?

***************************************

Kiedy Totamon przybył, sprawdziły - przybył gdzie/jak?
Na wieży, przy stole - Na wieży, czy w wieży?
z dodatkiem czerwieni. Miała czerwone skrzydła z dodatkiem - powtórzenie: z dodatkiem/z dodatkiem
Totamon prawie zemdlał: „a więc Sariel również jest na Ziemi. Jak ja jej nienawidzę” – pomyślał. - prawie zemdlał? Aż taki wrażliwy był? <Totamon stanął osłupiały ze zdumienia. „A więc Sariel również jest na Ziemi. Jak ja jej nienawidzę!” – pomyślał.>?
W końcu jednak wszedł do zamku i do komnaty, - a gdzie wcześniej był? Skąd wiedział, że one siedzą przy stole?
Sariel zupełnie do niej nie pasowała. - do czego Sariel nie pasowała?
Cesarz zagadnął:
- witam piękne panie. Czy mógłbym porozmawiać na osobności z Elenor? - <Witam piękne panie! - odezwał się Cesarz. - Czy mógłbym porozmawiać na osobności z Elenor?>
zapytała Sariel. Nawet się nie przywitała ze swoim władcą, - niepotrzebny przecinek, <zapytała Sariel, nie witając się nawet ze swym władcą>?
moich prywatnych spraw(,) moja droga.
Co? Zaproszenie na ślub? Totamon i Elenor? Jak to? Przecież ona mówiła, że chce romantyzmu! - to brzmi bardzo sztucznie i w połączeniu z romantyzmem rozśmiesza. Co nie jest romantyczne? Ślub czy zaproszenia na niego?
Brzmiał pięknie. Jakby muzyka. Hiveria była Bogiem, więc nic dziwnego, że była piękna - <Hiveria była niezwykle piękną Boginią, a jej melodyjny głos brzmiał jak najpiękniejsza muzyka>?
- zaczekaj! - <Zaczekaj>
Mamy ze sobą wiele wspólnego nie? - <Mamy tyle ze sobą wspólnego!> ?
Tam uknujemy spisek jakby tu pozbawić Totamona władzy - <Tam uknujemy spisek jak pozbawić Totamona władzy>?
tylko lodowe berło, ale razem łącząc moją moc, twoją moc, moc lodowego berła i moc twojej różdżki ognia mamy moc dorównującą mocy cesarza. - zamieszałeś! Zredaguj to zdanie, wystrzegaj się powtórzeń
zabrał różdżkę należącą do Sariel, różdżkę ognia, - <zabrał różdżkę ognia należącą do Sariel> ?
Zaśmiał się i uciekł do Miasta Wiecznego Mroku. - rozbawiłeś mnie tym tekstem. Wyobraziłam sobie jak się ludek uśmiał i szybko, niczym chochlik, pobiegł sobie do Miasta Wiecznego Mroku ^^ Rozwiń ten moment, albo po prostu napisz, że zniknął we mgle
- wezmę moich <żołnierzy> i zaatakuję Goroniel oraz sąsiadujące z nim miasta.
a ty zaatakujesz ze swoimi <wojskami> Fairytale,
że jego więzień traci moc na rzecz tego, kto go więzi. - powtórzenie: jego/tego/go
i pomożesz mu dokonać dzieła zniszczenia i po wszystkim weźmiesz sobie różdżkę - to brzmi sztucznie, a określenie <pomożesz dokonać dzieła zniszczenia> wg mnie nie pasuje
Samego brata mojego zaś podzielimy na dwie samoczynne - <Mojego brata zaś uczynimy dwoma osobnymi istotami>? Trudno mi znaleźć w tej chwili lepsze rozwiązanie. Po pierwsze: określenie "podzielimy" skojarzyło mi się z poćwiartowaniem, po drugie: określenie "samoczynne" wg mnie w ogóle nie pasuje
Jeden z dwóch będzie zawierał - wytnij <z dwóch>
i zachowa wszystko dawnego cesarza(,) oprócz mocy, - nieładnie brzmi ten kawałek, zredaguj go
lecz ty będziesz nim władała. / bo ten pierwszy będzie miał z Totamona tylko władzę. - to się wzajemnie chyba wyklucza, prawda?
Nie mogę się doczekać jej miny, kiedy się dowie, - powtórzenie: się/się
Kiedy jedna z nas nią włada, to jest jeszcze większa(,) niż gdybyśmy używali jej osobno. - jak mam zrozumieć ten fragment?
Okazało się, że na drodze była dziwna istota. - <stała dziwna istota>
Przerażona popędziła powrotem do powozu i pojechała na ślub. - rozbawiłeś mnie, bo sobie wyobraziłam ją pędzącą do powozu i po prostu jadącą jakby nigdy nic na ślub... Rozwiń jakoś ten motyw, bo opisując go tak lakonicznie rozbawiłeś mnie tylko.
Szła i szła, aż doszła do pięknego mostu z czarną, / Przeszła przez / Szła prosto - powtórzenia!
Szła prosto(,) nie zagłębiając się w miasto.
Przed sobą coraz bliżej miała adamantową ścianę, na której szczycie tał zamek Totamona. - jak na ścianie może stać zamek?, <stał>, to nic, że później wyjaśniasz, że ściana miała inny kształt niż większość znanych mi ścian. W pierwszej chwili widzę stromą ścianę, za którą nic nie ma, a na niej zamek.
Skończyły się w tym samy miejscu(,) gdzie się zaczęły, - powtórzenie: się/się
Na postumencie była bryła - <stała bryła>, <ustawiono bryłę>?
- ja Totamon. Biorę sobie ciebie Elenor z żonę i przysięgam być ci wiernym aż po kres swoich dni. - <Ja Totamon, biorę sobie ciebie Elenor za żonę i przysięgam być ci wiernym, aż po kres swoich dni.> ?
- ja Elenor. Biorę sobie ciebie Totamonie za męża i przysięgam być ci wierną aż po kres swoich dni. - <Ja Elenor, biorę sobie ciebie Totamonie za męża i przysięgam być ci wierną, aż po kres swoich dni.>?
z podestu(,) a goście zaczęli obsypywać ich diamentowym pyłem.
Wyglądali pięknie: Totamon w - <Wyglądali pięknie. Totamon w>?
Olivata zapomniała(,) co słyszała na naradzie.
Zdradziła się ze swoimi myślami - <ze swoich myśli>
tylko wróżce Avaler. Avaler miała później odegrać ważną rolę w całej historii spisku. - drugie zdanie bym wycięła, zaskocz czymś Czytelnika, <tylko wróżce Avaler, która miała później odegrać ważną rolę w całej historii spisku.>?
a Mervellieux bardziej(,) niż rodziców(,) kochała ciocię Olivatę i zamek Fairytale niż Agalier. - wytnij <Agalier>
miał prawie pięćset lat, ale zawsze krzepki. - <ale nie stracił nic ze swej siły> ?
krewną Olivaty, której nie nawiedził i - <nienawidził>
Postanowił ją zabić. Jak pomyślał tak zrobił. - Czyli Czytelnik ma sobie wyobrazić, że z chwili na chwilę po prostu postanowił ją nagle zabić? To po co on tyle lat siedział w tym miejscu? Chyba miał plan i czekał na nią?
Przybiegła, zabiła wilkołaka, ale nie udało jej się uratować Mervellieux. - <facepalm> Rozwiń ten opis, po prostu za krótko to opisałeś: przyszła, zabiła, poszła...
ale nie zdążyła. Zdążyła tylko powiedzieć: - powtórzenie: zdążyła/zdążyła
- pilnuj Miasta Wiecznego Mroku. Złe moce nad nim zalgnęły - czemu nad nim, a nie w nim? <Złe moce się w nim zalęgły>?
a jego mieszkańcy byli ubrani w czarne szaty. - <a jego mieszkańcy odziali się w czarne szaty>
ciało księżniczki u stup jej ojca. - <stóp>
- wracaj do Fairytale, po drodze wejdź do - <Wracaj>
A ty(,) mój drogi – zwrócił
ujrzała tłumy ludzi pędzących do Agalier „będzie łatwiej niż nam się wydaje” – pomyślała. - jak mam sobie wyobrazić pędzące tłumy? <ujrzała tłumy ludzi zmierzające do Agalier. „Będzie łatwiej niż nam się wydaje” – pomyślała. >?
- witaj(,) ciociu Hiverio.
Avaler nie wiedziała(,) co robić.
Lecz nagle pojawił się Książe Talentueux. - <Książę>, skąd on się pojawił?
, 50 lat młodszym od Tenebres i Mervellieux. - napisz słownie liczby
- nie możemy dopuścić, - <Nie>
Elenor i Olivata będą uwięzione(,) wypuścimy je
powiedziała Avaler – jakby przeznaczenie. - <To przeznaczenie>
- nie miej mi tego za złe. Ty robisz trzydzieści machnięć skrzydłami na minutę, a ja sto dwadzieścia. Moje skrzydła są mniejsze niż twoje (Talentueux miał skrzydła, które z wyglądu przypominały skrzydła ważki. Nie miał nic wspólnego z elfami, ale uważał, że ładniej mu będzie ze skrzydłami tych właśnie owadów.) - <facepalm> obliczenia ile machnięć skrzydłami kto wykonuje są naprawdę nikomu niepotrzebne, nic nie wnoszą do fabuły, podobnie jeśli chodzi o to, co w nawiasie
Talentueux ze skrzydłami ważki strasznie się zmęczył: - <Talentueux odczuwał coraz większe zmęczenie długim lotem>?
jeszcze trochę. - <Jeszcze>

*****************************************

Mówiłam, że nam się nie uda powiedziała Avaler – szli przed nieznajomym - <Mówiłam, że nam się nie uda! - powiedziała Avaler, gdyż szli przed nieznajomym >?
Drogi(,) po której szli nie było widać z plaży,
Nagle zatrzymali się(,) weszli do drugiej jaskini tuż pod szczytem góry. - zatrzymali się czy weszli?
że 10 metrów dalej była pieczara wroga. - napisz słownie liczby
jak się wydawało Avaler, poza Ukrytą doliną. - <Doliną>
Nagle schody skończyły się i znaleźli się – powtórzenie: się/się
się duży głaz(,) tworząc jakby portal przez wodę. - co znaczy portal przez wodę?
Stali w Ukrytej dolinie. - <Dolinie>
Na tej skale stał zamek. Bardzo mały zamek. - <Na tej skale stał bardzo mały zamek>?
- Kim jesteś i czego od nas chcesz!(?)
- Nie bójcie się mnie. - wytnij <mnie>
Gdybyśmy mieli bardzo dużo jedzenia, to byśmy nie musieli zbaczać z trasy. - powtórzenie : Gdybyśmy/byśmy - nieładnie to się czyta
Talentueux zaparcie trwał w swoim zamiarze. - <uparcie trwał>
które po zjedzeniu zapewniały, że ten kto je zje był syty do północy dnia, w którym je zażył. - <które czyniły sytym każdego, kto je zjadł przez cały dzień> ?
Jak wchodziliśmy do tej doliny to widziałam jej dach. - <Gdy wchodziliśmy do doliny widziałam jej dach>?
żeby dość do Treavaux, - <dojść>
będzie ze mną to mnie na pewno wpuszczą. - <będzie ze mną na pewno nas wpuszczą>?
Mogłoby to doprowadzić do rozległego poparzenia, a nawet do śmierci. - wytnij to zdanie, to oczywiste i wynika z tekstu
je w szare płótno i zapakowała je do torby podróżnej. - powtórzenie : je/je
wchodziło się przez drzwi we wnętrzu góry. Znajdował się – powtórzenie : się/się
Tuż pod nim, na środku pomieszczenia(,) stał postument
Ja pewnego dnia widziałam(,) co cesarz widzi w kuli i od tego czasu moja kula potrafi pokazać to(,) <co> akurat widzi jego kula. - <Od momentu, w którym zobaczyłam po raz pierwszy w swej kuli, co widzi cesarz...>?
postanowiłam Ci pokazać(,) co się dzieje w Agalier.
w głąb kuli to omal nie krzyknęła – wytnij <to>
Było dwóch Totamonów, a raczej Tot i Amon. Ich imiona połączone tworzyły imię Totamon. - drugie zdanie nie jest konieczne, każdy wie, o co chodzi
stworzyły by na nowo Totamona. - <stworzyłyby>
- Czy, czy to już się? Czy to już jest? Czy to się stało? – Avaler mówiła z trudem. - <- Czy... czy to już się...? Czy to już jest? Czy to się stało? – Avaler mówiła z trudem. >
Już tak się tej ścieżki nie bali. Wiedzieli, że należy do przyjaciół. - kto należy do przyjaciół? Ścieżka?
Avaler przeszedł przez myśl szalony pomysł, - <Avaler miała przez chwilę szaloną myśl>?
Szybko pozbyła się tej myśli. Zaśmiała się. Teraz jej pomysł wydawał się śmieszny. - zredaguj to, proszę, powtórzenie : się/się/się
jak morze może zamarznąć? - <Jak mogłoby zamarznąć morze>?
Przecież Hiveria nie ma nad morzem władzy, - <nie ma władzy nad morzem>?
Hiveria ma władzę nad czymś co ma jakąś władzę nad morzem, ale innej władzy na morzu nie ma. - proszę, zredaguj to, powtórzenia: władzę/władzę/władzy, morzem/morzu
Mam nadzieję, że teraz już rozumiesz(,) dlaczego morze zamarznie.(?)
Nie zachowuj się tak jakbyś była najmądrzejsza! / zachowujecie się tak, jakby was opętała Hiveria. - powtórzenie: zachowuj się/zachowujecie się
Dla pewności Karim wbił miecz w krzaki, w to miejsce, gdzie jak im się wydawała, słyszeli szelest. - odebrałam to tak, że Karim wbił miecz, zostawił go tam i poszedł
Czary wykazały czyjąś obecność. - określenie "wykazały czyjąś obecność" w stosunku do czarów jest wg mnie dość nieszczęśliwe
Rzucił się na nią i już miał ją zabić i zamarł bez ruchu. - <Rzucił się na nią i już miał ją zabić, gdy zamarł bez ruchu. >?
To Karim wbił w niego swój miecz i go zabił. - <To Karim wbił w wilkołaka swój miecz, zabijając go/ pozbawiając go życia/rozcinając go na pół>?
lecz wiedzieli, że zostali wytropieni, i że wielka jest siła zła. - ale skąd wiedzieli, że wielka jest siła zła? Bo zostali wytropieni?
Megir to taki ktoś, kto nie daje za wygraną. - <Megir nie daje łatwo za wygraną>?
Nagle wyszedł chłopiec. - skąd wyszedł chłopiec?
Bez kogoś(,) kto <już> tam był(,) nie uda wam się
niewielu spośród nas(,) wampirów(,) tam podróżowało
Czy wiesz(,) mój drogi Talentueux, że Tenebres zdradziła was? - <was zdradziła>?
Podała Hiverii informacje(,) co się u nas dzieje, i że teraz najlepiej zaatakować. - wytnij przecinek przed "i"
do niej w myślach(,) że wie, iż ona widziała kulę.
W każdej ręce trzymała kielich z czerwonym płynem. - <W obu dłoniach trzymała kielichy wypełnione czerwonym płynem>?
- weź dziadku ten kielich krwi. - <Weź, dziadku, ten kielich z krwią>?
Nie możesz się ciągle zamartwiać o losy świata. - <losami świata> ?
widziałam tu tego Megira, tego, który zhańbił wampirskie plemię. - powtórzenie: tego/tego, <wampirze>
Ktoś tak jak on(,) tak łatwo się nie poddaje. - <taki>
- A co jak tu wejdzie? – zapytał Karim. - <Co zrobimy jak tu wejdzie>?
póki jesteście tu to siła Cordiana jest bardzo wysoka. - <póki tu jesteście siła Cordiana jest ogromna>?
- Kiedy wyruszacie(,) dzieci?
Zostaniemy jeszcze dwa dni tutaj - <zostaniemy tutaj jeszcze dwa dni>?

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Witaj,

- Mam nadzieję, że niebawem umieścisz tu poprawioną wersję swojego tekstu. Chętnie przeczytam go jeszcze raz w zmienionej formie.
- To komentarz do Twojego posta zaczynającego się od : Nie zamierzam czekać jak jakiś idiota na komentarz, tylko wklejam kolejną część. (swoją drogą mam nadzieję, że zaspokoiłam Twoją potrzebę komentarzy pod tekstem i zapraszam do skomentowania tekstów innych użytkowników!)
- Wciąż uważam, że musisz popracować nad dialogami, gdyż momentami są one naprawdę naiwne. Warto, żebyś posiedział dłużej nad tekstami innych użytkowników Inkaustus.pl i podpatrzył jak oni piszą, może nasuną Ci się ciekawe pomysły?
- Unikaj pisania tekstów z CAPS LOCKiem. To nie wpływa wg mnie dobrze na odbiór tekstu.
- Bardzo nie podobał mi się motyw tak błyskawicznego zaprzyjaźnienia się Adelajdy z Siriusem. Napisałeś o tym tak pobieżnie, a to chodzi przecież o losy świata! Podobnie z reakcją opiekuna Siriusa na wieść, że tamten zaprzyjaźnia się z wrogiem : Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem. <facepalm> Tu chodzi o losy świata, a nie o miłostki, które można skwitować tekstem "No dobrze..."
- Wrócę tu jeszcze skomentować ostatni Twój post i czekam na Twoje poprawki!

MOJE UWAGI:

Wiedziała, że znajdują się w oku cyklonu. Że poza murami tego zamku czai się zło. - "oko cyklonu" nie pasuje do treści tego opowiadania wg mnie. <Wiedziała, że znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie, a za murami zamku czai się zło gotowe w każdej chwili do ataku.>?
Nagle do komnaty Avaler jak burza - wiemy do czyjej komnaty wpada Herda, bo przed chwilą była o tym mowa, wytnij <Avaler>
- JAKIE ŚNIADANIE!(?) - unikaj CAPS LOCKa
Po pięciu minutach byli gotowi. - nie pisz tak dokładnie ile im to zajęło, Czytelnika nie obchodzi czy to było pięć minut czy sześć, a może cztery...
Przeszli przez drzwi - musieli przejść przez drzwi, bo np przez ścianę byłoby im ciężko, nie musisz pisać tak dokładnie
Herda podbiegła korytarzem - <pobiegła>
i znaleźli się na szczycie bocznej klatki schodowej. - tutaj się aż pogubiłam, bo oni szli, schodzili, wchodzili, wbiegali, skręcali i znowu szli, aż nie dało się tego objąć wyobraźnią, a tekst nudził.
i skierowała się ku schodom <prowadzącym> w dół. / Przeszli może jakieś dwa piętra w dół - tu nie musisz dwa razy podkreślać, że schodzili w dół
i zeszli z klatki schodowej. - <wyszli z klatki...>?
takim samym holu(,) co wcześniej,
na którym ktoś gał. - <grał>
- pospieszcie się! - <Pośpieszcie>
- chyba nie zamierzacie - <Chyba>
- pospieszcie się! Jeszcze nie wydostaliśmy się z północnego skrzydła! - powtórzenie : się/się
Po wyjściu z wieży znaleźli się w dużej sali. Było w niej wiele drzwi, - wyszli z wieży i znaleźli się w sali? Jak to się stało? <W końcu wbiegli do dużej sali, w której było mnóstwo drzwi>?
Weszli w drzwi naprzeciwko. - naprzeciwko czego?
Sariel n korytarzu za nimi. - <na>
Szli długim tunelem, aż wyszli. - to zdanie jest brzydkie, zredaguj je
- Sądząc po szumie morza, to chyba na plaży - odkrywcze to było! To miałam na myśli, pisząc, że Twoje dialogi są naiwne.
ma beznadziejny charakter. - zamiast "beznadziejny" napisz : okropny/okrutny itp
że to nieprawda: Herda była bardzo miłą osobą i bardzo mądrą. - <że to nieprawda. Herda była bardzo miłą i mądrą osobą.>
nie śledził, tak im się przynajmniej wydawało. - wytnij < tak im się przynajmniej wydawało> nic to nie wnosi do tekstu
które mogą okazać się błahe, ale są bardzo ważne. - wytnij to zdanie, nic nie wnosi do tekstu, a mnie rozśmieszyło
W czasie dziesięciu dni nic się nie wydarzyło, - <Podczas dziesięciu dni ich wędrówki nic się nie wydarzyło>?
Potem przez cztery dni wydawało im się, że nikt ich nie śledzi, - to też wytnij, naprawdę brzmi naiwnie
- Słyszałaś to? – Avaler usłyszała pytanie skierowane do niej przez Herdę. - <- Słyszałaś to, Avaler? – zapytała nagle Herda.>
Jakby trzask gałązki w lesie między plażą i górami. - wytnij <między plażą i górami>
- Acha, więc myślisz, że słyszałaś wilkołaka! - <Mówisz, że to może być wilkołak?!>?
- Tak(,) wilkołaka
Nie wiemy(,) co się właściwie
stało się coś dziwnego. Jej oczy stały się - powtórzenie : stały się/stały się
oburzona tym(,) co ujrzała.
W rogu klatka obok łańcuchami przykuta do ściany Olivata. - <W rogu stała żelazna klatka, a obok siedziała przykuta łańcuchami do ściany Olivata. >
wymyślnych machin torturujących. - <machin do tortur>?
Sariel skinęła różdżką i Olivata teleportowała się do klatki. - <Sariel skinęła różdżką, teleportując Olivatę do klatki>?
Sariel ze śmiechem wyszła z komnaty. - <Śmiejąc się wyszła z komnaty>?
kto mógł tu ją schować? - <Kto mógł ją tu schować?>?
że zajmie nam podróż około stu dni, - <że podróż zajmie nam około stu dni>?
Ciekawe(,) co teraz robi Totamon(?)
morze nie szumi, to znaczy że Hiveria dopłynęła już do Goroniel. - <morze przestało szumieć. To może oznaczać tylko, że Hiveria dopłynęła do Goroniel. >?
czarne miasto. - <Czarne Miasto>
czarne Miasto. - <Czarne Miasto>
wam opowiedzieć(,) co dzieje się w Agalier.
Nie mieli co walczyć z tak silną armią, - <Nie mieli szans, aby stawić czoła tak potężnej armii>?
Kiedy nasi <wojownicy> wyruszyli Goroniel
zamieniła wszystkich moich <żołnierzy> w kamienie.
20 lat (rachuby 2 kręgu) później w krainie Hiverii na dalekim południu… - pisz słownie cyfry, a to, co napisałeś w nawiasie, wstaw do tekstu między przecinkami
Około czternastoletni chłopak szedł ulicą. - wytnij <około>
Jednak nie wszystko potoczyło się tak jak chciała Hiveria. - wytnij <jednak>
uciekał z Agalier, to zabrał swój pierścień, - wytnij <to>
kablówkę i co najważniejsze – ulice bez dziur. - <facepalm>, tak, brak dziur w drogach to podstawa
ale bardzo tego żałuje, żałuje również, że nie zamieszkał w Lupidii. - powtórzenie: żałuje/żałuje, poza tym pierwsze "żałuje" musisz dać w czasie przeszłym.
to sobie obmyśliłeś(,) Tocie
zostały nie do końca zrealizowane. - <nie zostały zrealizowane do końca>?
dziwił się Totamon - to był to Tot, czy Totamon?
szczęście się nie starzejesz. - <nie starzejesz się>?
Hiveria myśli, że nie żyjesz, to od tej chwili będziesz udawał - wytnij <to>
drzewo genealogiczne(,) Anirianie
żebyś urodził się mojej potomkini, która jest w ciąży. - <z mojej potomkini>? Nie jest to trochę chore - płodzić dziecko z własnym potomkiem?
Tak też się stało Ashley Anirian urodziła dwoje dzieci. - o co tu chodzi? Chyba gdzieś powinien być przecinek?
Sirius, bo tak Ashley nazwała Tota, był bardzo dziwny. Co prawda tylko on o tym wiedział, ponieważ potrafił mówić, chodzić i wszystko, tylko musiał udawać, że posiada mentalność dziecka. - <facepalm> tu odwaliłeś fuszerę. Czemu Tot był bardzo dziwny? Co kryje się pod sformułowaniem <i wszystko>? Zredaguj je.
wrócili tam / Mieszkali tam - powtórzenie: tam/tam
10 dni później Cordian - napisz słownie cyfry
20 dni później - napisz słownie cyfry
30 dni później elfy - napisz słownie cyfry
bo złe stwory zostały <stamtąd> wypędzone.
jakim było(,) zanim Hiveria podjęła wojnę. - <wywołała>?
Ich „państwo” - a może po prostu <królestwo>? bez cudzysłowu
Lupidia była teraz taka sama jaka była przed wojną - brzydkie to zdanie. Zredaguj je.
Lupidia była teraz taka sama jaka była przed wojną, lecz jednak zupełnie inna, ponieważ istoty nieśmiertelne żyły tylko w dolinie, lub jakimś innym ukryciu, a w miastach mieszkali zwykli śmiertelnicy, którymi rządził ten idiota Amon, który robił wszystko co mu kazał Sariel. - zdanie tasiemiec. Nie możesz w jednym zdaniu napisać, że była taka sama, a jednak zupełnie inna. To się wyklucza.
wie, ż e gdyby Sariel - <że>
cesarzową, to mogłaby pokonać - wytnij <to>
W sumie to nikt nie zginął na wojnie - <nikt nie zginął podczas wojny>?
myślały, ż te kamienie - <że>
w górach białych - <Górach Białych>?
swoim niebieskim kabrioletem do szkoły prywatnej, do której chodził. - wytnij <swoim>, <do której chodził>
Podjechał nim na parking - wytnij <nim>
Miał różowe spodnie(,) białą koszulkę - odważnie z tymi różowymi spodniami
Kosztowało go to niezłą sumkę, ale jemu tak zależało na tym apartamencie. - <ale pieniądze nie miały dla niego znaczenia>?
apartamenty w tej szkole. Kosztowało go to niezłą sumkę, ale jemu tak zależało na tym apartamencie. Pospiesznie skierował swoje kroki ku apartamentom. - powtórzenie: apartamenty/apartamencie/apartamentom
Chyba ni chcesz powiedzieć, ż chodzi - <że>, <nie>
ona jest bardzo miła(,) naprawdę. - <ona jest naprawdę bardzo miła>?
No to co.(?)
Kermita Anirianów. - zaszalałeś z tym Kermitem
podekscytowani z powodu dzisiejszego wstępu, - <występu>, <podekscytowani dzisiejszym występem>?
- drodzy uczniowie! - <Drodzy>
i jeszcze raz(,) co się stało po
chciała by chyba - <chciałaby>
- mamo czy - <Mamo>
Guliwiusz dam mi drugą - <dał>
do wykonania na świecie? - wytnij <na świecie>
Nie Sirius. Ty nie. - <Nie, Sirius, ty nie>?
- witaj Adelajdo. - <Witaj>
Taniec wychodził im zadziwiająco swobodnie i ślicznie. - <facepalm> <Wirowali w tańcu z niezwykłą swobodą i lekkością.>?
Tak, że wszyscy po jakimś czasie się włączyli. - <Już niebawem cała sala dołączyła do nich w tańcu>? Nic lepszego mi nie przychodzi w tej chwili do głowy, ale zredaguj to, proszę.

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Stron: 1 2