Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ocalony
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
LIPIEC 1978

I

Zack Wilson wpadł z hukiem do przyciemnionego mieszkania na Nowojorskim Brooklynie. Na jego twarzy, pokrytej siecią zmarszczek, malowało się ogromne przerażenie. Dyszał ciężko, jak maratończyk po przebiegnięciu pełnego dystansu.
- Abby! – krzyknął od progu. – Szybko!
Przez chwilę nic się nie działo. Zack przystanął, próbując uregulować nierówny oddech. Po około trzydziestu sekundach, drzwi znajdujące się dokładnie naprzeciwko wejściowych otworzyły się, ukazując młodą kobietę owiniętą ręcznikiem. Razem z nią, z łazienki wydostał się kłąb pary wodnej. Dziewczyna, na widok mężczyzny momentalnie zbladła.
- Zack! Co się stało?! – spytała, podbiegając do niego.
- Nie mamy… - Ciągle nie potrafił złapać tchu. – Nie mamy czasu.
- O czym ty mówisz?
- Zabierz małego! Mu… musimy uciekać.
- Uciekać? Dokąd? Zack, kotku, co się dzieje?!
- Wyjaśnię po drodze. Proszę idź.
Spojrzał na nią wzrokiem wyrażającym błaganie. Dostrzegła w nim coś więcej: strach. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz zachowywał się w ten sposób. To było chyba tego pamiętnego dnia, tuż przed narodzinami ich synka. Szybko zrozumiała, że i tym razem stało się coś naprawdę złego. Dlatego nie zadała kolejnego pytania, wiedziała, że przyjdzie na to odpowiedni czas. Teraz liczyło się tylko to, co powiedział. Zabierz małego i uciekaj.
Uciekajmy, poprawiła się w myślach. Powiedział uciekajmy. A dokładniej: musimy uciekać.
Szybko przeszła do dużego pokoju, po drodze zrzucając mokry ręcznik. Ubierając się, w przelocie spojrzała na dziecko, śpiące smacznie w łóżeczku. Dopiero co zasnął i z żalem pomyślała o tym, że będzie musiała go obudzić. Założyła na siebie czystą bieliznę, koszulę w kratkę oraz spodnie. Zack pokazywał jej aby się pospieszyła. Zauważyła, że nadal oddycha bardzo ciężko, a czoło pokryte ma kroplami potu.
- Nic ci nie jest? – zapytała, nie bardzo wiedząc, dlaczego to robi.
- W porządku – odparł. – Abby, pospiesz się.
- Może ty zabierzesz małego?
Kiwnął głową. Kiedy podszedł do malutkiego łóżeczka, dostrzegła jak bardzo drżą mu dłonie.
- Zostaw! – wrzasnęła. Dziecko poruszyło się niespokojnie. – To znaczy… ja się tym zajmę.
Odsunął się od łóżeczka, jakby speszony. Kiedy Abby wyjmowała ich półtora-rocznego synka z kołyski, policzył spokojnie do dziesięciu i wziął kilka głębokich oddechów. Po chwili wyraźnie się uspokoił i odzyskał jasność umysłu.
- Idziemy – oznajmił rzeczowym głosem, w którym prawie nie było już słychać oznak zmęczenia.
Abby trzymała już dziecko na rękach. Jakimś cudem, nie zdołało się obudzić. Teraz, w tym pośpiechu nie miała czasu się nad tym zastanawiać, ale to było do niego nie podobne.
Wyszli z mieszkania, zamykając drzwi na klucz.
- Do samochodu – rzucił Zack, schodząc pierwszy po schodach. – Za mną.

II

Na widok słonecznego światła na moment zmrużyła oczy. Zack pociągnął ją w stronę chryslera, zaparkowanego po drugiej strony ulicy. Mieszkali w dosyć odludnej części miasta, dlatego też droga, nie licząc kilku przechodniów spacerujących leniwie chodnikiem, była zupełnie czysta. Kiedy zbliżyli się do samochodu, Zack zaczął przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu kluczyków. Drżenie rąk powróciło.
- Uspokój się. – Poleciła Abbie, przytulając dziecko do piersi. – Pamiętasz, co powiedział doktor Craven.
- Pieprzyć Cravena – wycedził głosem suchym głosem. – Gdzie te klucze?
- Może zostały na górze?
Znieruchomiał z wzrokiem wbitym w krawężnik. Przez chwilę wyglądało, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. W końcu oznajmił:
- Zaczekaj tutaj, zaraz wracam.
Abbie obserwowała jak wbiega z powrotem do kamienicy. Nie wiedziała co tutaj się dzieje, ale niepokoiło ją zachowanie męża. Obawiała się o jego zdrowie. Był w końcu starszy od niej o całe siedemnaście lat, a nie tak dawno przeszedł skomplikowaną operację.
Nagle, usłyszała huk, przypominający wystrzał broni palnej. Odruchowo zasłoniła synka, jak gdyby miało to czemukolwiek pomóc. Nie dostrzegła ewentualnego strzelca, ale dla pewności pospieszyła chwiejnym krokiem na drugą stronę auta i tam przykucnęła.
Co za szalony dzień, zdążyła tylko pomyśleć, kiedy nastąpił drugi wystrzał. Kula rozbiła w drobny mak tylnią szybę chryslera i odłamki szkła posypały się do środka zadbanego samochodu. Dziecko obudziło się gwałtownie z głośnym płaczem.
- Cśśś, spokojnie – wyszeptała, cicho łkając. Usłyszała wyraźny odgłos kroków. Ktokolwiek strzelał, celował właśnie do niej. I szybko zmierzał w ich kierunku.
Miała zaledwie kilka sekund na podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Postanowiła zaryzykować i uciekać. Musiała ochronić malutkiego synka.
Ze łzami w oczach ruszyła ulicą, kierując się na południe. Serce biło jej w szaleńczym tempie. Miała nadzieję, że przechodnie pomogą jej z napastnikiem, przynajmniej zdołają go odstraszyć swoją obecnością. Nie miała pojęcia, dlaczego próbowano ją zabić, ale chyba nie miało to teraz najmniejszego znaczenia. Jeśli umknie przed oprawcą, wyjaśni sobie wszystko z Zackiem. Oj tak, dokładnie opowie jej, w co tym razem wpakował swoją rodzinę.
Jak na złość, po tej stronie ulicy, w zasięgu wzroku nie było żywej duszy. Zaklęła w duchu, nie przestając biegnąć. Dziecko darło się już w niebogłosy. Płakała ona sama, lecz troska o potomka nie pozwoliła jej przestać walczyć. Nie potrafiła obejrzeć się za siebie, ale wyczuwała obecność strzelca, choć jego broń jak na razie nie wydała z siebie kolejnego pocisku.
- Pomocy!! – krzyknęła dziwnie brzmiącym głosem. Zupełnie jak gdyby należał do jakiejś innej kobiety.
Nagle spostrzegła samochód, jadący z dość dużą prędkością w jej kierunku. Wybiegła wprost na jezdnię, starając się go zatrzymać. Stary aston martin wyraźnie zwolnił. Dzięki Bogu, pomyślała.
Wtedy, pistolet prześladowcy wystrzelił po raz trzeci. Abby poczuła straszne ciepło, raptownie ogarniające całe ciało. Auto zatrzymało się tuż przed nią, a ona upadła wprost na maskę. Osunęła się na czarny asfalt, wydając z siebie ostatnie tchnienie. Dziecko, które jeszcze przed kilkunastoma sekundami trzymała mocno w rękach pozostało na samochodzie, bezbronne i płaczące.

III

Zack wybiegł z kamienicy, trzymając kluczyki w dłoni. Był tak spanikowany, że nie spostrzegł braku swojej rodziny przy zaparkowanym samochodzie, dopóki nie usłyszał krzyku żony wołającej o pomoc. W momencie, kiedy przechodził przez tą dziwnie pustą jezdnię, jego myśli krążyły wokół wydarzeń poprzedniej nocy i początku dnia.
Znowu zaczął grać. Zadłużył się w kasynie na niebotyczną kwotę, przekraczającą ich i tak spory majątek o bardzo wiele. Gdyby Abbie dowiedziała się, że zasiadł przy jednym stole razem z mafią, zabiła by go. Ale przecież nie wiedział, z kim gra. Zorientował się dopiero wtedy, gdy było już zbyt późno, aby cokolwiek zmienić. Dżentelmeni zażądali natychmiastowej zapłaty. Potem działo się mnóstwo rzeczy, jednak koniec końców zdołał jakoś umknąć.
A teraz, musieli uciekać całą rodziną.
Krzyk Abbie wyrwał go z zamyślenia. Początkowo nie zrozumiał co się dzieje. Stanął kilka kroków od swojego nowiutkiego chryslera, wpatrując się ze zdumieniem w rozbitą szybę. Dopiero po chwili skojarzył, że głos żony dobiegał gdzieś z prawej strony. Obejrzał się więc w tamtym kierunku i to, co dostrzegł wprawiło go w osłupienie.
Abbie biegła koślawo chodnikiem, niosąc ich malutkiego synka na rękach. Kilka metrów za nią, spokojnie, nie spiesząc się, podążał mężczyzna, w którym rozpoznał jednego z tych facetów z kasyna. W ręku dzierżył ogromny pistolet.
- Hej – spróbował krzyknąć Zack. Z jego gardła wydobyło się tylko niewyraźne charknięcie. Ciągle stał w jednym i tym samym miejscu, nie mogąc się poruszyć. Nogi miał sztywne jak dwie deski.
Weź się w garść, doradził mu obcy głos, który pojawił się w jego głowie tak szybko, jak zniknął chwilę później. Szybciej, to twoja żona! No już!!
Zdołał w końcu oderwać stopy od drogi. Nieuzbrojony, puścił się biegiem za napastnikiem, nie mającym chyba przyjaznych zamiarów wobec jego żony. Czuł, że zaraz wydarzy się coś niedobrego. Odsunął złe myśli od siebie, koncentrując się tylko na jednym: dopaść bandytę i uratować Abbie. Dlaczego akurat dzisiaj miasto postanowiło się nagle wyludnić?
Kiedy był już tylko kilka metrów za facetem, spostrzegł, że jego ukochana zeszła na sam środek drogi. W oddali pojawił się samochód. Troszkę jakby zdezorientowany mafiozo, wycelował pistolet w Abbie. Zack przyspieszył jeszcze bardziej, choć i tak biegł już tempem sprintera. Chciał krzyknąć, w jakiś sposób ostrzec żonę przed napastnikiem, ale głos po raz kolejny ugrzązł mu w gardle.
Czerwony aston martin zatrzymał się tuż przed jego żoną. Zack Wilson podjął ostatnią decyzję w swoim życiu. Odbił się od ciemnego asfaltu i wyskoczył w górę z zamiarem powalenia bandyty na ziemię. W tym samym momencie rozległ się huk wystrzału. Jedną setną sekundy później, Zack z łoskotem wpadł całym ciężarem na strzelca. Miał przewagę, ponieważ tamten był kompletnie zaskoczony jego obecnością. Choć pociemniało mu przed oczami i dyszał bardzo ciężko, przygniótł napastnika do drogi i zaczął okładać go pięścią po twarzy. Przez chwilę nie zważał na to, co takiego dzieje się z Abbie.
Tymczasem drzwi samochodu od strony kierowcy otworzyły się szeroko i wyszedł z niego młody mężczyzna, w zasadzie jeszcze nastolatek. Z lękiem przypatrywał się zaistniałej sytuacji. Nie wiedział kompletnie, co ma zrobić, czuł się, jak w jakimś filmie. Zupełnie jakby wydarzenia rozgrywane były z dala od niego.
Zack, nie przestając tłuc mężczyzny, kątem oka dostrzegł kierowcę, przenoszącego co chwila wzrok, to na nich, to na przód swojego samochodu. Czuł się coraz słabiej, w okolicach serca pojawiło się lekkie kłucie.
- Pistolet. – Zdołał wyszeptać, nie podnosząc głowy. – Zabierz pistolet.
Początkowo chłopak jakby nie wiedział, o co chodzi. Dopiero po chwili, zauważył broń, leżącą na lewo od niego. Gdzieś w tle, małe dziecko płakało coraz głośniej, siedząc na masce auta. Nastolatek z pewnym wahaniem podniósł pistolet, zaskoczony jego ciężkością. Nie wiedział kompletnie, jak posługiwać się tym śmiercionośnym narzędziem, toteż starał się zachowywać ostrożnie.
Zack w końcu skończył okładać, nieprzytomnego już i zmasakrowanego opryszka. Przeniósł spojrzenie na martwą żonę i otworzył szeroko usta, nie wierząc w to, co widzi. Nie wstając z asfaltu, przesunął się w kierunku trupa. Objął martwą kobietę, sztywno opartą o maskę aston martina i zapłakał cicho. I wtedy jego wyczerpane serce nie wytrzymało. Doszło do tak rozległego ataku, że nie poczuł nawet bólu. Osunął się nieżywy na drogę, tuż obok swojej ukochanej żony.

IV

Dziewiętnastoletni Andy nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Tuż przy jego aucie leżały dwa trupy: kobieta i mężczyzna. Kilka metrów dalej, znajdował się pobity do nieprzytomności facet. Na dodatek, na masce samochodu siedziało wrzeszczące w niebogłosy dziecko. Andy wsiadł do otwartego aston martina, wciąż trzymając w dłoni wielki pistolet. Gdyby teraz ktoś się zjawił, wyglądało by to zbyt oczywiście. Musiał zadzwonić na 911 i opowiedzieć, co się stało. A czy wiedział, co się stało? Wiedział tylko tyle, że tuż przed oczami ma bachora, którego najchętniej zastrzelił by z tej broni. Byleby tylko się zamknął.
Mały Scott. Scott, który przed kilkoma minutami został sierotą.
1. Półtoraroczny piszemy razem.
2. Widzę pierwsze objawy choroby Przecinksona Wink np. w "Dziewczyna, na widok mężczyzny momentalnie zbladła." albo "Nie wiedział kompletnie, co ma zrobić, czuł się, jak w jakimś filmie". Usuń ich trochę z tekstu, bo czyta się jakbyś się jąkał.
3. Nie wiem, czy gdyby ktoś do mnie strzelał, skwitowałbym to myślą "co za szalony dzień". Nie wiem, co jest w stanie przerazić kogoś, kto tak myśli Wink
4. Gdy Abby ucieka z dzieckiem, nagle jest pusto, choć przed sekundą spacerowali tam leniwie ludzie. Jeśli wystraszyły ich strzały, mogłeś o tym wspomnieć. Wiem, czepiam się.
5. Raz Abby, raz Abbie - więc jak?
6. "Nieuzbrojony, puścił się biegiem za napastnikiem, nie mającym chyba przyjaznych zamiarów wobec jego żony" - no, geniusz, jak on się domyślił, że te zamiary są nieprzyjazne??
7. "Nastolatek z pewnym wahaniem podniósł pistolet, zaskoczony jego ciężkością" > ciężarem.
8. "Gdyby teraz ktoś się zjawił, wyglądało by to zbyt oczywiście" jeśli już, to "na zbyt oczywiste".
9. Skąd nagle Andy wie, że Scott nazywa się Scott?

Tyle na początek. A jeśli chodzi o treść, to interesuje, wciąga i zaciekawia. Może być z tego dobry kryminał, pełen karcianych długów, amerykańskich samochodów i zimnej jak niedojedzony stek zemsty. Czekamy na ciąg dalszy.