Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ja
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Odgrzewane kotlety. Jedno z moich pierwszych opowiadań, stworzone, gdy jeszcze pisać nie umiałem...

_________________________________________________________

Ja

Gdy przemierza się świat pociągiem wszystko wydaje się malownicze, spokojne, idealne, by spojrzeć, zachwycić się i pozazdrościć maszyniście codziennej pracy. I może jeszcze tylko wyrazić nadzieję, że ciężar rutyny nie zdołał mu jeszcze przyćmić tych oczywistych uroków. Patrząc przez uchylone okno jednego z tych wielu ekspresów, oparłszy się o szybę, stałem już tam kilka minut. Zresztą i tak nic nie mogłem dostrzec. W okularach – czy też bez – nie byłbym w stanie przebić się przez falującą, białą kurtynę mgły, która skrywała za sobą gęsty bór sosnowy. Gdy zrezygnowany odwróciłem się, cichy, zdławiony pisk hamulców oznajmił, że pociąg stanął. A stać miał długo…

***

Zniecierpliwiony, pośpiesznie, jakbym robił to pierwszy raz, wślizgnąłem się do pierwszego przedziału w ostatnim wagonie. Pięcioro młodych ludzi siedziało nad rozłożoną na ziemi wielkoformatową, jaskrawo-kolorową mapą jakiejś miejscowości wypoczynkowej, jednej z tych, gdzie jedzie się poszaleć, drogo wypić i potem długo wspominać. Dziewczyna odezwała się pierwsza. Poprawiłem się w pustym fotelu na myśl o nadchodzącej historii, tym bardziej, że zdawali się mnie nie dostrzegać.

- Czy to nie dziwne? – niespokojnie zielone oczy spojrzały w zaparowane okno. – W środku dnia taka mgła? I żeby w środku lata było jeszcze tak zimno?

- Bo tobie jest zawsze zimno – najwyższy z towarzystwa sprawiał wrażenie gotowego do zanegowania każdego słowa.

- Nieprawda… Faktycznie jest zimno – z kolei najniższy, w okularach i białej czapce z daszkiem, gotów był do obrony. Ciekawe, że obaj starali się wyrazić to samo uczucie.

- Tak! To pewnie przez ten efekt cieplarniany, co? Lodowce topnieją, biedne niedźwiadki toną w lodowatej wodzie, a nam przyszło umierać z zimna w pociągu w środku lasu… Albo nie! To sprawka wybuchu jakiejś elektrowni atomowej… Albo UFO! To by wyjaśniało, dlaczego stanął też pociąg… – wysoki zapewne kontynuowałby, gdyby nie zabójczy wzrok zielonych oczu. Mniejszy jednak postanowił wypełnić ciszę:

- Biologicznie rzecz ujmując – w naturze działa zawsze wyłącznie zasada parsymonii. Najsłuszniejsze jest jedynie najprostsze wyjaśnienie. To nie UFO, to nie globalne zmiany klimatyczne, tylko pewnie jakieś lokalne zaburzenia pogodowe – poprawił okulary i z dumą dokończył. – Natura zawsze rządzi się prostymi prawami.

- Oho! Odezwał się nasz geniusz.

- Przestańcie! – siła jej oczu czy głosu ich uciszyła? – Dajcie w końcu spokój tym kłótniom. Pewnie jakiś czubek rzucił się pod pociąg i tyle.

I wtedy ich zobaczyłem. Parę, która nie odezwała się ani słowem. Siedzieli naprzeciwko siebie, patrzyli w oczy, w uśmiechy, w dusze. Swoim milczeniem, jednym gestem, opowiedzieli mi dużo więcej niż pozostała trójka tyloma słowami. Tak, ta historia o wiele bardziej przypadła mi do gustu.

***

W kolejnym przedziale siedziały prawdziwe indywidualności. Dwójka studentów. Włoch z krwi i kości oraz Francuz – raczej tylko z akcentu i nazwiska. Poirytowani, nie robiąc sobie nic z mojej obecności, od przeszło pół godziny intensywnie narzekali na PKP, na mgłę, zimno, na Polskę w ogóle. Ciekawe było, w jaki sposób to robili – tą ich łamaną, niezdarną polszczyzną, przerywaną jedynie ojczystymi – zapewne siarczystymi – przekleństwami. Spodobała mi się możliwość posłuchania o ich rodzinnych krajach, międzynarodowych przeżyciach. Szybko się jednak zawiodłem, gdy zrozumiałem, że nie nauczę się od nic nowego poza wyrafinowanymi określeniami kraju Słowian…

***

Siwy, elegancki, starszy pan siedział wygodnie przy oknie i majestatycznie zaciągał się cygaretką, by po chwili, wypuszczając powoli gęsty dym, władczym i opanowanym wzrokiem zmierzyć cały przedział, zapewne rodzinę. Jednak i on mnie nie dostrzegał, a nawet jeśli, to umiejętnie udawał obojętność, chłód. Cichym i stonowanym głosem odezwał się, obwieszczając początek historii:

- Gdy byłem jeszcze młody słyszałem opowieść o poecie z Katowic.

- To niedaleko stąd, prawda? – niepewnie i dlatego także szybko wtrąciło jedno z dzieci. Karcący wzrok dziadka natychmiast jednak je uciszył, przecież starszym się nie przerywa.

- Poeta ten, jak każdy artysta cierpiał na chorobę wrażliwości. Mentalnie kruchy, słaby wewnętrznie, a przez to rozchwiany emocjonalnie, co jest oczywiste, skończył jak każdy z nich – teatralna pauza wzbudziła ciekawość wszystkich, nie wyłączając mnie. – Zapamiętajcie sobie raz na zawsze, że wszyscy artyści to głupcy, bo głupota ma wiele imion. To miłość do niewłaściwej kobiety, czasami odrzucenie prawdziwej miłości, a zawsze stwarzanie z uczuć imperatywu – przez chwilę miałem wrażenie, że cofnie wszystkie te słowa. – Ale wracając do naszego poety: podobno popełnił samobójstwo. Rzuciła go, jak wtedy pewnie mówił, kobieta życia. Odeszła muza, odeszła wena, przyszła głupota. Czyż to nie wyborny przykład udowadniający moją tezę? Mówią, że gdy złamała mu serce, nie mógł już nic więcej napisać. Z tego cierpienia rzucił się gdzieś tutaj, w okolicznych lasach, pod pędzący pociąg. A tu – uwaga – pojawia się kolejna głupota. Do dziś ludzie opowiadają sobie, że nawiedza przejeżdżające pociągi w poszukiwaniu tematu na ostatnią pieśń, w poszukiwaniu weny i muzy.

- Same głupstwa nam dziadek dzisiaj opowiada.

- No, ale wy oczywiście nie macie zamiaru w nie wierzyć…

Pomyślałem, że biedny z niego człowiek. Bo w istocie rzeczy jesteśmy zawsze antytezą swoich słów. Gdy mówimy, że jesteśmy mądrzy, posiedliśmy jedynie głupotę. Myślimy, że wiemy, kto jest głupcem, gdy tak naprawdę sami nimi jesteśmy. Piszemy o uczuciach, których nigdy nie czuliśmy i których jedynie pragniemy…

***

Do czwartego przedziału wsiadłem tuż za grubym, niskim panem, w eleganckim garniturze. Szybko przyszło mi jednak zmienić zdanie, co do mojej naiwnej skali elegancji, gdyż przy oknie siedział mężczyzna, na razie powiedzmy sobie, w wykwintnym odzieniu. Śnieżna koszula, czarny, idealnej długości i kroju krawat, na kolanach zgrabny laptop, a na stoliczku obok kubek parującej kawy. Grubas w czymś, co jednak tylko przypominało marynarkę, zagadał pierwszy. Nie widział mnie. Czy zaczynał nową historię?

- Maszynista powiedział, że nie ma prądu i nic na to nie można poradzić. Pierwszy skandal. Drugi to fakt, że nie są także przygotowani na ogrzanie pociągu. Stoimy już ponad dziesięć godzin, zbliża się noc i to jest właśnie skandal numer trzy – z poirytowaniem spojrzał w klapkę laptopa. – Dlaczego pan nigdy nic nie mówi? Od początku podróży próbuję zagadać, porozmawiać. Na litość boską...

- Po co?

- Na litość boską!

- Widzi pan – rzeczowo zaczął elegant. – Jestem człowiekiem poważnych interesów. Mam na głowie sprawy wielkiej wagi, pieniądze wielu ludzi, pracę nie do wykonania dla zwykłego śmiertelnika, szmat drogi do przebycia i zbyt mało czasu. Czy już pan rozumie, jak bardzo jestem zajęty. Najchętniej wysiadłbym z tego całego Orient Expressu.

- To niemożliwe. Maszynista powiedział, że na czas postoju wszystkie drzwi będą zablokowane.

- To tym bardziej niech będzie pan łaskaw zająć się czymś bardziej sensownym niż przeszkadzanie mi w mojej arcyważnej pracy.

I co z tego, że był tak elegancko ubrany? Nie było tam najmniejszych szans na żadną elegancką historię. Szkoda, że nie mógł mi nic opowiedzieć.

***

Potem został mi już tylko ostatni przedział. Powolnym, nieśpiesznym krokiem udałem się w jego kierunku. Chwilo-trwaj-wiecznie. Pełny nadziei modliłem się w duchu o wspaniałą historię. Za drzwiami czekał jednak tylko kolejny zawód. Cicho zamknąłem drzwi do przedziału. Za oknami zapadała noc. Nie było jednak nadziei na najbledszy blask księżyca rozjaśniający ciemność. Nie w tej mgle. Wyszedłem – przepraszam – opuściłem pociąg, bo przecież wszystkie drzwi były zamknięte.

***

Powoli, ospale, jakby niechętnie, krwawe światła znikały w rzednącej, mlecznej mgle i oddalały się wraz z cichnącym miarowym stukiem, kolejowym rytmem. Obserwowany zachłannym wzrokiem pociąg nabierał prędkości, by w końcu zniknąć, uciec, schronić się w białej chmurze. I choć oczy nie były ludzkie, sylwetka nie człowiecza, to niezaspokojone pragnienia, pozostały smutek i wieczny niepokój wybitnie bliskie każdemu zjadaczowi chleba. Wiedział, pozostanie tu. Skazany na ciągłe poszukiwania, obłożony klątwą i przeklętym brzemieniem. Pociąg odjechał, a wraz z nim kolejne nieopowiedziane historie. Człowiek? Zwierzę? Duch? Mgła? Czymkolwiek był – czekał. Na historię, która go wyciągnie, wciągnie, pochłonie… A tymczasem czekał… Do następnego razu…


Michał Erazmus
Siedzieli naprzeciwko siebie, patrzyli w oczy, w uśmiechy, w dusze. - piękne

Poeta ten, jak każdy artysta cierpiał na chorobę wrażliwości. Mentalnie kruchy, słaby wewnętrznie, a przez to rozchwiany emocjonalnie, co jest oczywiste, skończył jak każdy z nich – teatralna pauza wzbudziła ciekawość wszystkich, nie wyłączając mnie. – Zapamiętajcie sobie raz na zawsze, że wszyscy artyści to głupcy, bo głupota ma wiele imion. To miłość do niewłaściwej kobiety, czasami odrzucenie prawdziwej miłości, a zawsze stwarzanie z uczuć imperatywu- to zdanie jest takie hm... mądre. A dziadek zwraca się między innymi do dzieci. Powiem Ci skarbie z doświadczenia, że jak użyje się w stosunku do dziecka słowa typu impreatyw, to wpakuje Ci się na kolana i zapyta z niewinnymi oczętami "a cio toooo?" Przynajmniej moje tak robią. Big Grin


Rozumiem, że to metafora taka?Big Grin Upiór z bajki dziadka się zmaterializował i szukał swojego bestselleru? Zgrabnie Ci to wyszło Michałku. Naprawdę fajnie się to czyta, tylko, kurcze. Zabrakło mi tu Twojego pazura, jakiegoś takiego michałkowego stylu, jak w pozostałych utwórach, może to dlatego, że byłeś młodszy, gdy to pisałeś. (Wiem, że znowu powiesz, że musisz sobie mnie wychować, ale nic z tego, Skarbie. Jestem typ nie do resocjalizacji.) Może gdybyś to bardziej rozwinął? Ubarwił sytuacje? Bo te postaci są jakies takie blade i bezpłciowe. Takie odniosłam wrażenie, ale może ja się nie znam.

Pozdrawiam i buziak w czółko, Kapryśna
Dzięki Skarbie i pewnie Cię zdziwię, ale się zgadzam. To opko jest miałkie, tendencyjne i naiwne. I nie ma w nim seksu, co jest jego podstawową i największą wadą.

Cytat:- Dziaaadku, a cio to im peratyw?
- Wnusiu, to coć takiego, gdy dziecko pyta starszych, a oni mają mu ochotę obciąć nóżki i rączki.
Będę zaje...ekhm...fajnym pediatrą...

Cytat:Wiem, że znowu powiesz, że musisz sobie mnie wychować, ale nic z tego, Skarbie. Jestem typ nie do resocjalizacji.
Damy radę. Zaczniemy o tupania glano-szpilkami i kopytami, co byś mi mojej marmurowej posadzki nie zniszczyła. Potem zmienimy pościel na bordową.

I też buziak, ale nie powiem gdzie, bo dostanę warnaAngel
„Gdy przemierza się świat pociągiem(,) wszystko wydaje się malownicze, spokojne, idealne, by spojrzeć, zachwycić się i pozazdrościć maszyniście codziennej pracy. „

erazmus napisał(a):- Czy to nie dziwne? – niespokojnie zielone oczy spojrzały w zaparowane okno. – W środku dnia taka mgła? I żeby w środku lata było jeszcze tak zimno?
Po myślniku „niespokojnie” powinno być wielką literą.

erazmus napisał(a):- Bo tobie jest zawsze zimno – najwyższy z towarzystwa sprawiał wrażenie gotowego do zanegowania każdego słowa.
To samo. I w kolejnych tego typu sytuacjach ciągle to samo Tongue Zasada jest następująca: jeżeli po wypowiedzi bohatera jest myślnik, to po myślniku małą literą zaczynamy informację dotyczącą samego procesu wypowiedzi ( powiedział, stwierdził, odparł itd.), natomiast jeśli sytuacja jest taka, jak tutaj, zaczynamy po myślniku wielką literą.

erazmus napisał(a):Śnieżna koszula, czarny, idealnej długości i kroju krawat, na kolanach zgrabny laptop, a na stoliczku obok kubek parującej kawy.
„Śnieżna koszula” - chyba jednak bezpieczniej by było tak schematycznie – śnieżnobiała Smile

Karolina ma rację, opowieść dziadka zawiera średnio przystępny dla dzieci język Tongue
Czyta się całkiem przyjemnie i zupełnie bezboleśnie ^^
Wiem, że moje skojarzenie jest zupełnie od czapy, ale przypomniał mi się Mały Książę - podobny schemat napotykania różnych postaci.
Chyba nie mam nic więcej do dodania. Fajny tekst, podobał się Disowi Wink

Acha, i weź coś zrób z tymi zdaniami po myślnikach, o których pisałem wyżej Tongue

offtop:
I nie zacałuj mi Kapryska na śmierć, nie masz jej na wyłączność, draniu! Tongue
O, mimo że bez seksu, ktoś się jednak skusił.

Cytat:Acha, i weź coś zrób z tymi zdaniami po myślnikach, o których pisałem wyżej
Spoko, już jakiś czas temu to ogarnąłem Tongue Jak już mówiłem, młody i głupi wtedy byłem, nie wiedziałem, czym różni się dupupa od buźki Britney, a co dopiero myślnik od… nieważne…

Cytat:Wiem, że moje skojarzenie jest zupełnie od czapy, ale przypomniał mi się Mały Książę - podobny schemat napotykania różnych postaci.
Dlaczego nikt tu nie dostrzega teledysku Lady Gagi – jedynie sensownej inspiracji mojego życia, się pytam… Ech, my niezrozumiani artyści Tongue

Cytat:„Śnieżna koszula” - chyba jednak bezpieczniej by było tak schematycznie – śnieżnobiała
A to akurat zamierzone. Co by upić czytelnika, ale żeby potem nie odbiło mi się czkawką-kacem-moralnym-sztampowości-oklepanej. Prawie jak tabletka gwałtu.

Z resztą generalnie się zgadzam i dzięki za lekturę.

P.S.
Stary, zróbmy sobie grafik. Ja biorę Kaprysa na piątek wieczór, sobotę, niedzielę i poniedziałek rano. Reszta jest Twoja, pasuje? Big Grin


Co do jasnego pyszczka ma znaczyć "biorę Kaprysa"? Tak, to mi kotku możesz pod ołtarzem powiedzieć. Na żadne grafiki sie nie zgadzam. O! Sama sobie wybiorę kiedy, co i z kim. A za ten róż, to będziesz miesiąc spał na wycieraczce K.

No kutwa! Mój Różowy Pyszczku, czas tu wreszcie zrobić porządek. Koniec z haremami! Nie będą nam baby dyktować, co mamy robić, nie Dis?Cool