Via Appia - Forum

Pełna wersja: Zakazany syn
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Bardzo dziękuję za szczerą, konstruktywną krytykę. Nie spodziewałabym się, że aż tak źle pisze. Postaram się oczywiście poprawić i zastosować do twoich rad. Przykro mi, że tekst nie przypadł ci do gustu i mam nadzieję, że dalsze części będą lepsze.
Co osoba to inny gust. Ja mam dość specyficzny, może dlatego Twój tekst mi tak dobrze nie podszedł. Kibicuję Ci z całych sił, aby kolejne opowiadanie pokonało już te bariery, które wypisałem Ci ja oraz inni autorzy.

Pozdrawiam
Danek
Po pierwsze: Masz taką bardzo klarowną wizję świata opowieści. Mnie przynajmniej wyziera z tej opowieści czarno- biały, zimny krajobraz pozbawiony kolorów. Tak jakby skostniały w tym chłodzie przed wiekami. Można poczuć to mroźne, przezroczyste powietrze...
No i to jest fajne..

Gorzej zaś z technicznym wykonaniem. Skupię się na jednym tylko fragmencie.

Uczennice natychmiast wykonały polecenie i już po chwili na dziedzińcu szkoły roiło się od biało odzianych uczennic Wyższej Szkoły Magii. Wszędzie słychać było śmiechy, narzekania, plotki i przeróżne komentarze dotyczące życia szkoły i tak wielu spraw, że nikt by ich nie zliczył. Jedna tylko dziewczyna nie wdawała się w dyskusję z koleżankami.

W pierwszym zdaniu słowo "uczennice' użyte dwa razy. Zdanie drugie jest za to teoretycznie poprawne, ale "wyczerpujące do przesady" Poza tym ich styl jest tak bardzo wypracowaniowy, że aż odrzuca.

Za rada Danka. Poczytaj mistrzów fantasy, zobacz jak budują frazę itd. Poćwicz nieco opisów i dialogów. Z dialogami zaś uważaj czy napisane są tak jak rzeczywiście mogliby rozmawiać bohaterowie. Dobrym testem dla tekstu jest jego czytanie na głos. Sprawdza się wtedy jego rytmikę i płynność.

Opowieść jest warta kontynuowania. Zaciekawił mnie ten czarno-biały świat gdzie magowie mają fosforycznie zielone oczy.
Pozdrawiam serdecznie.
Oto kolejny rozdział. Jest dość krótki, ale nie chciałam tego rozwlekać za bardzo.

PROPOZYCJA
Ciężkie od emocji powietrze przeszył przeraźliwy krzyk dziewczyny spadającej na ziemię. Przegrała walkę i leżała teraz w kałuży błota zwijając się w kłębek z bólu. Lena po zwycięskim pojedynku wylądowała miękko na arenie i ze strachem przyglądała się plującej krwią uczennicy. Przy pokonanej stała już nauczycielka sprawdzając jakich ta doznała obrażeń. Ktoś pobiegł po Uzdrowiciela. Ktoś inny krzyczał.
***
- To wszystko wskazuje na chorobę psychiczną lub co najmniej załamanie nerwowe, mój panie.
- Tak sądzisz? – Król uśmiechnął się ironicznie patrząc na Uzdrowiciela. Jego siwe włosy zawsze ułożone w nieładzie i rozbiegany wzrok zawsze bawiły władcę. – Wiesz czego nie lubię u was, Uzdrowicieli? – zapytał po chwili. Mężczyzna powoli pokręcił głową. – Oświecę cię więc. Jesteście zbyt pewni siebie. Myślicie, że wiecie wszystko o stanie magów. O ciele, być może. Nie masz jednak prawa wypowiadać się na temat stanu duszy nie znając nawet pacjentki. – Uzdrowiciel gwałtownie cofnął się kilka kroków. Pomimo spokojnego tonu swojego rozmówcy miał bardzo złe przeczucia. Postanowił jednak się bronić.
- Sam prosiłeś mnie panie przecież o analizę stanu dziewczyny… - głos mu drżał. Nie potrafił spojrzeć królowi w oczy.
- Owszem – z twarzy Adama nie schodził ironiczny uśmieszek – ale odpowiedzią powinno być proste zdanie: Nie wiem.
Mężczyzna nagle wszystko zrozumiał
- To był test…- powiedział bardziej do siebie niż do króla. Za jego plecami otworzyły się potężne drzwi. Z korytarza za nimi wyszli strażnicy wyprowadzając starca. Ostatnią rzeczą jaką widział były zimne oczy władcy. Nie wyrażały żadnych uczuć.
***
Godziny przeradzały się w dni, dni w tygodnie, tygodnie w miesiące. Nic się nie zmieniało. Poprzez własną rozpacz przestała robić to, co kochała – walczyć. Po wypadku zrezygnowała ze szkoły, nie była jej już potrzebna. Tonęła we własnym cierpieniu nie zważając przy tym na innych. Nie widział przepełnionych bólem oczu ojca, współczującej macochy. Nawet oni nie mieli w tamtym momencie znaczenia. A czy cokolwiek miało? Pogrążenie się w swoim cierpieniu wydawało jej się jedynym możliwym rozwiązaniem. Oczywiście słyszała opinie jakoby była szalona i należało ją szybko usunąć. W końcu szalony mag to niebezpieczny mag. Nikt jednak nie odważył się wcielić tego w życie. Z resztą przypuszczała, że nie zniesie dłużej tego stanu i sama się usunie, unicestwi, zabije. Jakkolwiek by to nazwać sprowadzało się do jednego. Jej rozmyślania przerwał krzyk ojca dobiegający z dołu. Najwyraźniej znów chciał zacząć jej uświadamiać, że świat się na Arturze nie skończył. Cóż, mylił się. Nie chcąc jednak rozgniewać ojca zwlekła się z łóżka i zeszła po schodach do salonu. Na jej widok Marek z żoną podnieśli się z czarnej sofy. Razem z nimi podniósł się także nieznajomy Lenie mężczyzna, który sądząc po ubiorze, był Królewskim Posłem. Rozpoznała to po srebrnych oblamówkach ubrania jakie nosili tylko przedstawiciele tego urzędu. Dziewczyna z lekkim przestrachem w oczach wpatrywała się w gościa. Do głowy przyszło jej tylko jedno: złapano Artura. Kiedy jednak zobaczyła zagniewane spojrzenie swego ojca skłoniła się grzecznie przybyszowi.
- Witaj Leno – rzekł do niej również lekko się skłaniając. – Przybyłem, aby w imieniu króla zaprosić cię na Dwór. Jego Wysokość pragnie z tobą mówić.
Dziewczyna zaskoczona wpatrywała się w posłańca.
- Czy… coś się stało? – zapytała niepewnie. Czyżby jednak mnie o coś oskarżano?
- Nie, nic z tych rzeczy! – zaczął natychmiast wyjaśniać poseł. – Król chce jedynie z tobą mówić a konkretniej mówiąc to zaproponować.
- Zaproponować? – Lena była w tej chwili jeszcze bardziej zmieszana niż przed chwilą.
- Niestety nic więcej nie mogę powiedzieć. – Dziewczyna zawahała się. Nie była pewna co powinna zrobić. Jednak odrzucenie takiej oferty byłoby dużym nietaktem. – A więc? Zechce mi pani towarzyszyć do zamku?
Lena kiwnęła lekko głową i ruszyła za wychodzącym posłem czując na sobie palące spojrzenia opiekunów. Oni najwyraźniej również nie wiedzieli o co chodzi. Na zewnątrz otrzeźwiło ją mroźne powietrze. Była to najzimniejsza pora w Awangardzie i w tym czasie niewielu magów decydowało się na podróże między miastami. Stały one w bardzo dużych odstępach od siebie a po drodze nie było żadnych innych zabudowań. Istniały co prawda podziemne przejścia, jednakże wiedza o nich należała tylko do wybranych.
Wkrótce doszli do potężnej, białej bramy wyróżniającej się na tle czarnych murów. Można było przez nią przejść jedynie za specjalnym pozwoleniem. Poseł oczywiście takowe posiadał, więc po krótkiej wymianie zdań ze strażnikiem oboje weszli na dziedziniec królewski. Było to miejsce, które na każdym przybyłym robiło ogromne wrażenie, nieważne ile razy go widział. Lena ujrzała go po raz pierwszy, gdyż ostatnio wchodziła na zamek dziedzińcem bocznym. Na chwilę przystanęła zapomniawszy po co się tutaj w ogóle znalazła i podziwiała. Cały dziedziniec wyłożony był cieniutkimi płytkami z Amarytu białego. Na samym jego środku znajdowała się ogromna rzeźba lodowa jastrzębia – symbolu Awangardu. W lodzie tym wtopione były cienkie, czarne pasy przypominające raczej pasma włosów zrobione z tak zwanego czarnego srebra. Był to materiał niezwykle rzadki nawet w państwie magów. Stworzony był ze srebra specjalnie przyciemnionego magicznie. Było to niezwykle trudne, wymagające wprawy i siły zadanie, gdyż srebro było bardzo odpornym magicznie materiałem. Niezwykle trudno było zrobić z nim coś za pomocą magii. Wokół jastrzębia rosły – mimo wiecznej zimy – kwiaty przypominające róże jednak ich płatki były błękitne. Rośliny te okalały również cały dziedziniec wokół nadając mu bardziej pogodnego wyglądu. Gdy zawiał silniejszy wiatr płatki odrywały się od kwiatów i wirowały na wietrze w końcu delikatnie opadając tak, jak to miało miejsce w tym momencie. Poseł uśmiechnął się delikatnie widząc zachwyconą dziewczynę. Dał jej jednak znać ręką, że powinni ruszać dalej. Król w końcu nie powinien czekać. Zaczęli bez słowa wspinać się po czarnych schodach prowadzących do jednego z wielu wejść na zamek. Główne wejście było jedynie dla rodziny królewskiej. Mężczyzna prowadził Lenę długimi, ciemnymi korytarzami oświetlanymi jedynie mdłym światłem lamp, które widziała również w gabinecie króla. Jej rodzina także ich używała. Jej przewodnik podprowadził ją pod niewielkie drzwi, w które ostrożnie zapukał. Te po chwili otworzyły się z cichym skrzypnięciem a z ciemnego pokoju wyszedł król. Oboje od razu nisko się pokłonili na co władca ciepło się uśmiechnął.
- To wszystko, możesz odejść. – Jego stalowy głos dziwnie brzmiał wśród tych pustych korytarzy. Lenę przeszedł dreszcz. Poseł szybko odszedł pozostawiając dziewczynę z władcą. – Cieszę się, że tak szybko przybyłaś – zwrócił się tym razem do dziewczyny.
- To dla mnie zaszczyt, Wasza Wysokość – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Cóż, jak widzisz jest tu dzisiaj ponuro, niestety nie możemy wyjść do grodów. Porozmawiamy, więc tutaj. Chodź.
Zrobił zapraszający gest ręką i nie patrząc na nią odwrócił się, by wejść do pokoju. Lena ze ściśniętym gardłem weszła za nim. Pomieszczenie to nie różniło się zbytnio od tego, w którym przyjmował ją ostatnio. Właściwie tylko tym, że było tu tylko jedno wejście i żadnych okien. Pod jedną z czarnych ścian stało potężne biurko, za którym zasiadł król i wskazał jej miejsce naprzeciwko siebie. Dziewczyna usiadła niepewnie wpatrując się w jakiś punkt na blacie pięknego mebla. To Adam przerwał milczenie:
- Widzę, że się denerwujesz – Lena chciała w tym miejscu coś powiedzieć, ale on uprzedził ją machnięciem ręki. – Och, nie musisz udawać, Leno. Jestem bardzo wyczulony na emocje i uczucia. To bardzo przydatne muszę przyznać. – Znów się uśmiechnął rozsiadając wygodniej na krześle. Lena właściwie nie wiedziała co o nim myśleć. Wydawał jej się bardzo sympatyczny, ale przecież madzy nie bez przyczyny się go bali. Nagle uświadomiła sobie, że nie chciałaby ujrzeć go w złym humorze.
- Dzięki temu wiem na przykład, że jesteś bardzo ciekawa czego od ciebie chcę. – Rzeczywiście była ciekawa. Ogromnie. – Dobrze, więc przejdę do rzeczy. Obserwowałem cię od dłuższego czasu. Masz świetne wyniki w nauce. Szkoła nie jest w stanie niczego więcej cię nauczyć. Jesteś niezwykle silna, inteligentna i utalentowana. – Dziewczyna spuściła oczy słysząc tyle komplementów. Nie śmiała jednak przerwać tej wprowadzającej jej w zakłopotanie przemowy. – Słyszałem o wypadku, który spowodowałaś, ale nie martw się. Każdemu się zdarza. W każdym razie biorąc to wszystko pod uwagę uważam, że byłabyś doskonałą królową.
Lena zaniemówiła z wrażenie. Wpatrywała się teraz otwarcie w króla nie rozumiejąc co do niej mówi. Tysiące myśli przelatywało jej przez głowę, tysiące słów cisnęło się na usta, ale w ostatecznym rozrachunku nie wiedziała co myśleć, ani co powiedzieć.
- To jest …wielki zaszczyt, panie – zdołała wykrztusić po dłuższej chwili – ale ja nie mogę go przyjąć. Ja…
- Dlaczego nie? – Adam był niezrażony jej odmową. – Uważam, że powinnaś się nad tym zastanowić. To dla ciebie szansa.
- Tak wiem, ale… Przecież byłam kiedyś blisko z Arturem i…
- I to nie ma znaczenia. To zdrajca naszego narodu, Leno. On już nie istnieje. Jedyne co go czeka to śmierć. Nie widzę powodu, dla którego miałabyś się nim przejmować. Nie uznaję go za swego brata. Jest nikim. Musisz to zrozumieć.
Dziewczyna przełknęła ślinę nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Jakaś jej część pragnęła przyjąć tą propozycję. Nie dla władzy, ale dla nowego życia. Wiedziała, że ojciec byłby dumny. To był zaszczyt. Jednak z drugiej strony miała wciąż nadzieję, że Artur wróci i uzyska przebaczenie. Nadal mocno go kochała i pragnęła z nim być. A co jeśli wróci, gdy ona będzie już żoną króla? Może zrezygnować, ale to nie takie proste. Z resztą jak wytłumaczyłaby mu to, że jest z jego bratem? Spojrzała niepewnie na króla. Wpatrywał się w nią spokojnie, nie poganiał jej.
- Panie, ja nie sądzę, aby to był dobry pomysł. Przecież niektórzy już uważają, że jestem szalona… - spróbowała z tej strony podejść króla. Może nie słyszał tych plotek i teraz zrezygnuje z tej propozycji? Tak byłoby dla niej o wiele prościej.
- Ach, słyszałem o tym Leno. – Na jego twarzy zagościł ironiczny uśmieszek. – Uważam, że to czcze gadanie i tyle. Każdy ma przecież prawo do chwil słabości i różnie to okazuje.
Na to Lena nie potrafiła już odpowiedzieć. Król miał odpowiedź na każdy jej kontrargument.
- Posłuchaj – odezwał się po chwili – dam ci trzydzieści dni. Nie wcześniej i nie później dasz mi odpowiedź. To chyba wystarczająco dużo czasu do namysłu, prawda?
- Tak, właściwie tak. Dziękuję panie.
Co innego miała powiedzieć? Czuła, że jakąkolwiek podejmie decyzję, każdej będzie żałować. Król uśmiechnął się i wstał. Ona uczyniła to samo.
- A zatem do zobaczenia za trzydzieści dni.
Stron: 1 2