04-10-2010, 00:16
Od kilku dni padało i nie zapowiadało się, by deszcz miał ustać. Stolica Imperium pełna była ludzi, spacerujących z parasolami. Wszędzie dokoła panowała szara i ponura atmosfera. Właśnie w ten mokry i zimny czas, otrzymałem swe pierwsze zadanie. Miałem dowiedzieć się wszystkiego, co się da, o nowo powstałej strukturze przestępczej, działającej na terenie doków. Ot – prosta robótka – mogłoby się wydawać. Niewielki, osiedlowy gang.
Przemierzałem ciasne uliczki doków, otulając się swym płaszczem. W końcu wyszedłem na główny plac tej części miasta. Po mojej lewej stronie stał budynek, będący sklepem spożywczo-monopolowym (o czym oznajmiała zardzewiała, blaszana tabliczka). Po mej prawej stronie znajdował się bar rybny, skąd dochodziły pijańskie śpiewy marynarzy. W samym centrum placu była fontanna, przy której leżał pijany krasnolud, który wyraźnie nie baczył na deszcz. Przy samym końcu placu, nieopodal plaży, którą stąd było wyraźnie już widać, stała gospoda Pod Gwarkiem. Speluna jakich mało, ale jak na tą część miasta – wykwintny lokal. Na plaży widziałem sporo łodzi, przy których krzątali się marynarze. Właściwie nie wiedząc od czego zacząć, postanowiłem wpakować się w jakieś tarapaty. Znany był nam dobrze Gang Czarnego Smoka, który rezydował Pod Gwarkiem. Domyślałem się że Czarnym Smokom nie było na rękę mieć rywala na dzielnicy. Ruszyłem więc w stronę gospody. Minąłem bar rybny, następnie fontannę i wtem spostrzegłem coś kątem oka. Coś zupełnie niepokojącego – jakiś kudłaty, ciemny kształt mignął mi przed oczami, gdzieś tam daleko, w północnej części doków, gdzie znajdowały się bloki mieszkalne. Bez chwili wahania, ruszyłem w tamtym kierunku. Na wszelki wypadek założyłem na swe oczy okulary astralne, aby wyraźnie widzieć wszystkie nadprzyrodzone zjawiska. Wkroczyłem w ciemną uliczkę i tam, pomiędzy śmietnikami dostrzegłem wielkiego, dwumetrowego wilkołaka. Na moje nieszczęście, także i on dostrzegł mnie. Chyba nie był zachwycony tym spotkaniem.
- Ty mieć przesrane – oznajmił stwór
Nie zastanawiałem się długo, nim obróciłem się na pięcie i począłem uciekać. Ponieważ było pewne, że wilkołak jest dużo szybszy – na wszelki wypadek rzuciłem na siebie zaklęcie szybkości. Nim stwór zorientował się co jest grane, obiegłem go dookoła i wepchnąłem silnym kopnięciem z rozpędu z powrotem do kanału. Następnie, używając zaklęcia siły, przywaliłem właz kanalizacyjny śmietnikiem.
- To powinno załatwić sprawę….
Skąd u diabła wziął się tu wilkołak ? Pytałem sam siebie. Przecież imigracja jest nielegalna w Imperium. No tak…. Kto powiedział, że przybył tu legalnie ? Po co inaczej ukrywałby się w kanałach.
Opuściwszy ciemną uliczkę, dostałem się w końcu do gospody Pod Gwarkiem. Wewnątrz panowała nieprzyjemna atmosfera – było tu ciasno, gorąco i bardzo tłoczno. Mnóstwo marynarzy i innych szemranych, podejrzanych osobistości siedziało przy stolikach, a nawet przy ladzie. Dokoła słychać było głośny śmiech, rozmowy i muzykę. Nie śmierdziało tu co prawda rybami, ale dało się wyczuć wyraźny zapach gorzały. Na pierwszy rzut oka rozpoznałem bandytów z Czarnego Smoka. Było to trzech rosłych młodzieńców, ubranych od stóp do głów w czerń. Właściwie mógłbym ich przyskrzynić – na pewno coś by się na nich znalazło – postanowiłem jednak zadziałać inaczej. Wtem, tuż za moimi plecami usłyszałem koszmarny, skrzekliwy głos.
- GRAAAA !!! Wypuśćcie mnie ! – wrzeszczał przepiękny, czarny ptak zamknięty w klatce, stojącej tuż za mną, na powierzchni lady.
- Bogowie…. Przecież to najprawdziwszy w świecie magiczny gwarek ! – pomyślałem głośno. Niestety, w Imperium zupełnie legalne było trzymanie takich zwierząt w zupełnie niewłaściwych ku temu warunkach. Postanowiłem jednak w jakiś sposób uwolnić to biedne stworzenie. Tylko jak ? Zastanawiałem się. Przecież nie mogłem na siebie zwracać uwagi. Siadłem więc przy jednym ze stolików, zamówiłem gorzałę i począłem myśleć. No i – masz babo placek – przysiadł się do mnie rosły, łysy jegomość z wąsem.
- Te, dupowaty – czego tu szukasz ? – rzekł tonem, który nie sugerował iż ów łysoń chce się zaprzyjaźnić.
- Nie szukam kłopotów…. – oznajmiłem chłodno
- No to właśnie je znalazłeś – odparł łysy
Nim rozbił mi kufel na głowie, rzuciłem na niego zaklęcie ogłupienia. Bezmyślnie roztrzaskał butelkę gorzały na swoim własnym łbie i upadł na ziemię. To był poważny błąd, teraz cała sala gapiła się na mnie, z niedowierzaniem obserwując moją osobę.
- Eeee…… chyba był mocno pijany ? – rzekłem pytającym tonem, jakbym chciał sam siebie zapytać czemu jestem tak głupio nieostrożny
- Brudny Zyzik nigdy jeszcze nie był pijany – rzekł ktoś nieśmiało – on ma zbyt twardą głowę…..
Tymczasem Brudny Zyzik począł zbierać się z podłogi, jęcząc i trzymając się za swój zakrwawiony łeb.
- To może ja już pójdę – rzekłem nieśmiało , po czym skierowałem się do wyjścia.
- Dokąd się wybierasz, glino ? – rzekł jeden z młodzików, ubranych na czarno, siedzących w końcu Sali
Ktoś zaryglował drzwi i nim się spostrzegłem, rzuciło się na mnie pięciu osiłków. Nie miałem szans na ucieczkę.
Obity i obolały, przebudziłem się w ciemnym pomieszczeniu. Niestety – związany i zakneblowany. Wysilając się, rzuciłem zaklęcie widzenia w ciemności. Spostrzegłem obok siebie kilka szkieletów.
- No to fajnie - pomyślałem
Wtem dało się słyszeć jakieś głosy, z pomieszczenia obok, znajdującego się za drewnianymi drzwiami bez klamki. Rzuciwszy zaklęcie mocnego słuchu, począłem przysłuchiwać się, co też tam usłyszę.
- Ty idioto ! mówiłam ci, że masz nie tykać gliniarzy – mówił żeński, suchy głos – teraz przyjdą go szukać i rozkurwią nas w trzy dupy
- Co miałem zrobić ? Puścić go wolno ? - odparł jakiś mężczyzna
- Dokładnie tak – rzekła kobieta – teraz nieźle się napocimy, żeby to wszystko odkręcić, o ile w ogóle się to uda.
Czyżby przeceniali możliwości imperialnej policji magów ? Pomyślałem sobie, że pewnie tak. Teraz jednak musiałem zastanowić się, jak się stąd wydostać. Tymczasem rozmowa trwała.
- Nie dość mamy kłopotów z tymi nowymi ? – wyszeptała kobieta – paserzy nie chcą naszych towarów, bo od nich mają tańsze. Na dodatek te przeklęte wilkołaki – zarżnęły już czworo naszych ludzi.
Bingo ! pomyślałem. Tylko co mi to da, jak pewnie mnie zaraz przyjdą zabić. Zastanawiałem się, dlaczego właściwie jeszcze mnie nie zabili. Wtem uzyskałem odpowiedź
- Idź go szybko przepytaj, a potem poderżnij mu gardło…. – rzekła kobieta
Drzwi uchyliły się po chwili. Prędko użyłem telekinezy i zatrzasnąłem je za mężczyzną, który wszedł do środka. Wytrąciłem mu sztylet z dłoni, przy pomocy siły swego umysłu, po czym rzucając zaklęcie śliskości, wyślizgnąłem się z liny. Nim mężczyzna zorientował się co się dzieje, trzymałem już sztylet przy jego szyi.
- Haha ! – zaśmiałem się, dumny z tej sprawnej akcji
- Aaa… - jęczał mężczyzna
- Pomożesz mi stąd wyjść – wyszeptałem – ale będziesz cicho jak trusia – dodałem po chwili
- Dobrze…. – odrzekł mężczyzna
- Miałeś być cicho jak trusia… ale przynajmniej się ze mną zgadzasz – rzekłem radośnie
Przyjrzałem mu się uważnie, po czym rzuciłem zaklęcie kradzieży twarzy. Prosta iluzja, która sprawiła, że teraz wyglądałem zupełnie jak on.
- A teraz rozbieraj się…. – rzekłem szeptem
Mężczyzna rozebrał się, a ja przybrałem jego odzienie. Umoczywszy sztylet w krwi z jego ramienia, wyszedłem z pomieszczenia.
- Nie chciał gadać – powiedziałem krótko
- Co jest z twoim głosem ? – zapytała nieufnie kobieta
A niech to ! Zapomniałem skopiować jego głos.
- Patrz tam, Pinokio ! – krzyknąłem
Niestety, kobieta nie dała się nabrać. Wyciągnęła na prędce sztylet i rzuciła się w moją stronę. Obaliłem ją dynamicznym kopnięciem, po czym rzuciłem nań zaklęcie unieruchomienia. Wyjąłem klucze z jej kieszeni i ruszyłem po schodach na górę.
Wyszedłem z piwnicy i znalazłem się na zapleczu gospody Pod Gwarkiem. Nim ktokolwiek spostrzegł co się dzieje, rzuciłem na siebie zaklęcie szybkości, pognałem przed siebie do wyjścia z gospody, chwytając pod pachę klatkę z magicznym gwarkiem. Wezwawszy telepatycznie posiłki – w celu zgarnięcia przedstawicieli Czarnego Smoka, schowałem klatkę z gwarkiem w niewidzialną kieszeń.
Teraz trzeba było tylko przedostać się do kanału. Wiedziałem już bowiem, że wilkołaki mają coś wspólnego z nowym gangiem. Nie wahając się długo, udałem się w głąb tej samej uliczki gdzie wcześniej spotkałem wilkołaka.
Tym razem było tu wszystko wyraźnie widać, gdyż właśnie zaczęło świecić słońce w zenicie. Wywalony śmietnik i otwarty właz do kanału. Kratka ściekowa wbita z impetem w mur jednego z budynków. Oj ktoś się wyraźnie wkurzył – pomyślałem sobie, po czym wskoczyłem do śmierdzącego gównem kanału.
Rzuciwszy zaklęcie widzenia w ciemnościach, ruszyłem przed siebie, poprzez ciemny korytarz, którym płynęła niezbyt czysta, brązowa woda.
Długo przyszło mi iść korytarzem, nim trafiłem na pierwszy trop. Dość wyraźny był to trop – rozszarpane i pogryzione, gnijące zwłoki kogoś, kto kiedyś był ubrany w czerń, teraz zaś pokryty był czarnym łachmanem umazanym gównem.
- No…. Ładnie…. – pomyślałem
Nim się spostrzegłem, usłyszałem za sobą głośne warczenie. Rzuciłem na siebie szybko czar niewidzialności i pognałem przed siebie, znikając z oczu wilkołaka, skręcając w lewo na skrzyżowaniu rur. Nie pomyślałem niestety, że wilkołaki mają niesamowity węch. Bestia bez problemu dogoniła mnie i zagoniła w ślepy zaułek.
Musiałem użyć siły. Rzuciłem zaklęcie ognistego pocisku. Wilkołak upadł na ziemię, uderzony lśniącym potokiem ognia. Nie miał zamiaru się poddać, podniósł się, otrzepał osmalone futro i ruszył dalej w moją stronę.
Tym razem rzuciłem na niego zaklęcie ogłupienia. Sława Bogom ! Zadziałało. Zaczął tańczyć jak błazen, po czym rzucił się do wody i zaczął napełniać swój pysk fekaliami.
- Masz za swoje, potworze – rzekłem – po czym rzuciłem się do ucieczki
Bestia ocknęła się nader szybko, gdyż gnała za mną dziesięć razy bardziej wściekła niż przed chwilą.
- Kurwa ! czuję smak gówna ! – darł się potwór
Rzuciłem na niego zaklęcie śliskości i po chwili wpadł znowu do wody, cały utaplany w odchodach. Podniósł się dynamicznie i rzucił na mnie, zamachując pazurami. Rzuciłem na prędce zaklęcie osłabienia zmysłów, na wilkołaka i tamując uciekającą z zadrapania na mym ciele krew, zniknąłem za załomem jednego z korytarzy. Biegnąc przed siebie, nagle wpadłem do dużego pomieszczenia, pełnego rur. Tam spostrzegłem niesamowity widok. Najzwyklej w świecie, bandyci z nowego gangu urządzili sobie tutaj bazę ! Bingo ! Mam was skurwysyny ! Myślałem sobie, uśmiechając się jakby sam do siebie.
Przede mną znajdował się szereg skrzyń, niektóre z nich były otwarte, zaś w środku znajdowały się towary pochodzące najpewniej z kradzieży. Teraz trzeba było tylko przyczaić się tutaj. No – i pozbyć wilkołaka – pomyślałem, gdy do pomieszczenia wpadła bestia.
- Ja zabić ty ! – krzyczał stwór
Rzuciłem na niego czar uśpienia. Niestety, nie zadziałał i wilkołak obalił mnie na ziemię jednym potężnym ciosem.
No to już po mnie – pomyślałem sobie – gdy nagle, do pomieszczenia wpadło kilku moich kolegów po fachu.
Odzyskałem przytomność już w białym łożu, wewnątrz kamiennych murów, obok drewnianego stolika. To był mój pokój ! Jeszcze tego dnia odebrałem serdeczne gratulacje od moich przełożonych. Dzięki mnie rozbito nie tylko komórkę Czarnego Smoka, ale i bazę nowego, niebezpiecznego gangu, który posługiwał się w swych występkach wilkołakami.
Wieczorem zaś spędzałem miło czas, na grze w szachy, z mym nowym przyjacielem – gadającym gwarkiem.
Przemierzałem ciasne uliczki doków, otulając się swym płaszczem. W końcu wyszedłem na główny plac tej części miasta. Po mojej lewej stronie stał budynek, będący sklepem spożywczo-monopolowym (o czym oznajmiała zardzewiała, blaszana tabliczka). Po mej prawej stronie znajdował się bar rybny, skąd dochodziły pijańskie śpiewy marynarzy. W samym centrum placu była fontanna, przy której leżał pijany krasnolud, który wyraźnie nie baczył na deszcz. Przy samym końcu placu, nieopodal plaży, którą stąd było wyraźnie już widać, stała gospoda Pod Gwarkiem. Speluna jakich mało, ale jak na tą część miasta – wykwintny lokal. Na plaży widziałem sporo łodzi, przy których krzątali się marynarze. Właściwie nie wiedząc od czego zacząć, postanowiłem wpakować się w jakieś tarapaty. Znany był nam dobrze Gang Czarnego Smoka, który rezydował Pod Gwarkiem. Domyślałem się że Czarnym Smokom nie było na rękę mieć rywala na dzielnicy. Ruszyłem więc w stronę gospody. Minąłem bar rybny, następnie fontannę i wtem spostrzegłem coś kątem oka. Coś zupełnie niepokojącego – jakiś kudłaty, ciemny kształt mignął mi przed oczami, gdzieś tam daleko, w północnej części doków, gdzie znajdowały się bloki mieszkalne. Bez chwili wahania, ruszyłem w tamtym kierunku. Na wszelki wypadek założyłem na swe oczy okulary astralne, aby wyraźnie widzieć wszystkie nadprzyrodzone zjawiska. Wkroczyłem w ciemną uliczkę i tam, pomiędzy śmietnikami dostrzegłem wielkiego, dwumetrowego wilkołaka. Na moje nieszczęście, także i on dostrzegł mnie. Chyba nie był zachwycony tym spotkaniem.
- Ty mieć przesrane – oznajmił stwór
Nie zastanawiałem się długo, nim obróciłem się na pięcie i począłem uciekać. Ponieważ było pewne, że wilkołak jest dużo szybszy – na wszelki wypadek rzuciłem na siebie zaklęcie szybkości. Nim stwór zorientował się co jest grane, obiegłem go dookoła i wepchnąłem silnym kopnięciem z rozpędu z powrotem do kanału. Następnie, używając zaklęcia siły, przywaliłem właz kanalizacyjny śmietnikiem.
- To powinno załatwić sprawę….
Skąd u diabła wziął się tu wilkołak ? Pytałem sam siebie. Przecież imigracja jest nielegalna w Imperium. No tak…. Kto powiedział, że przybył tu legalnie ? Po co inaczej ukrywałby się w kanałach.
Opuściwszy ciemną uliczkę, dostałem się w końcu do gospody Pod Gwarkiem. Wewnątrz panowała nieprzyjemna atmosfera – było tu ciasno, gorąco i bardzo tłoczno. Mnóstwo marynarzy i innych szemranych, podejrzanych osobistości siedziało przy stolikach, a nawet przy ladzie. Dokoła słychać było głośny śmiech, rozmowy i muzykę. Nie śmierdziało tu co prawda rybami, ale dało się wyczuć wyraźny zapach gorzały. Na pierwszy rzut oka rozpoznałem bandytów z Czarnego Smoka. Było to trzech rosłych młodzieńców, ubranych od stóp do głów w czerń. Właściwie mógłbym ich przyskrzynić – na pewno coś by się na nich znalazło – postanowiłem jednak zadziałać inaczej. Wtem, tuż za moimi plecami usłyszałem koszmarny, skrzekliwy głos.
- GRAAAA !!! Wypuśćcie mnie ! – wrzeszczał przepiękny, czarny ptak zamknięty w klatce, stojącej tuż za mną, na powierzchni lady.
- Bogowie…. Przecież to najprawdziwszy w świecie magiczny gwarek ! – pomyślałem głośno. Niestety, w Imperium zupełnie legalne było trzymanie takich zwierząt w zupełnie niewłaściwych ku temu warunkach. Postanowiłem jednak w jakiś sposób uwolnić to biedne stworzenie. Tylko jak ? Zastanawiałem się. Przecież nie mogłem na siebie zwracać uwagi. Siadłem więc przy jednym ze stolików, zamówiłem gorzałę i począłem myśleć. No i – masz babo placek – przysiadł się do mnie rosły, łysy jegomość z wąsem.
- Te, dupowaty – czego tu szukasz ? – rzekł tonem, który nie sugerował iż ów łysoń chce się zaprzyjaźnić.
- Nie szukam kłopotów…. – oznajmiłem chłodno
- No to właśnie je znalazłeś – odparł łysy
Nim rozbił mi kufel na głowie, rzuciłem na niego zaklęcie ogłupienia. Bezmyślnie roztrzaskał butelkę gorzały na swoim własnym łbie i upadł na ziemię. To był poważny błąd, teraz cała sala gapiła się na mnie, z niedowierzaniem obserwując moją osobę.
- Eeee…… chyba był mocno pijany ? – rzekłem pytającym tonem, jakbym chciał sam siebie zapytać czemu jestem tak głupio nieostrożny
- Brudny Zyzik nigdy jeszcze nie był pijany – rzekł ktoś nieśmiało – on ma zbyt twardą głowę…..
Tymczasem Brudny Zyzik począł zbierać się z podłogi, jęcząc i trzymając się za swój zakrwawiony łeb.
- To może ja już pójdę – rzekłem nieśmiało , po czym skierowałem się do wyjścia.
- Dokąd się wybierasz, glino ? – rzekł jeden z młodzików, ubranych na czarno, siedzących w końcu Sali
Ktoś zaryglował drzwi i nim się spostrzegłem, rzuciło się na mnie pięciu osiłków. Nie miałem szans na ucieczkę.
Obity i obolały, przebudziłem się w ciemnym pomieszczeniu. Niestety – związany i zakneblowany. Wysilając się, rzuciłem zaklęcie widzenia w ciemności. Spostrzegłem obok siebie kilka szkieletów.
- No to fajnie - pomyślałem
Wtem dało się słyszeć jakieś głosy, z pomieszczenia obok, znajdującego się za drewnianymi drzwiami bez klamki. Rzuciwszy zaklęcie mocnego słuchu, począłem przysłuchiwać się, co też tam usłyszę.
- Ty idioto ! mówiłam ci, że masz nie tykać gliniarzy – mówił żeński, suchy głos – teraz przyjdą go szukać i rozkurwią nas w trzy dupy
- Co miałem zrobić ? Puścić go wolno ? - odparł jakiś mężczyzna
- Dokładnie tak – rzekła kobieta – teraz nieźle się napocimy, żeby to wszystko odkręcić, o ile w ogóle się to uda.
Czyżby przeceniali możliwości imperialnej policji magów ? Pomyślałem sobie, że pewnie tak. Teraz jednak musiałem zastanowić się, jak się stąd wydostać. Tymczasem rozmowa trwała.
- Nie dość mamy kłopotów z tymi nowymi ? – wyszeptała kobieta – paserzy nie chcą naszych towarów, bo od nich mają tańsze. Na dodatek te przeklęte wilkołaki – zarżnęły już czworo naszych ludzi.
Bingo ! pomyślałem. Tylko co mi to da, jak pewnie mnie zaraz przyjdą zabić. Zastanawiałem się, dlaczego właściwie jeszcze mnie nie zabili. Wtem uzyskałem odpowiedź
- Idź go szybko przepytaj, a potem poderżnij mu gardło…. – rzekła kobieta
Drzwi uchyliły się po chwili. Prędko użyłem telekinezy i zatrzasnąłem je za mężczyzną, który wszedł do środka. Wytrąciłem mu sztylet z dłoni, przy pomocy siły swego umysłu, po czym rzucając zaklęcie śliskości, wyślizgnąłem się z liny. Nim mężczyzna zorientował się co się dzieje, trzymałem już sztylet przy jego szyi.
- Haha ! – zaśmiałem się, dumny z tej sprawnej akcji
- Aaa… - jęczał mężczyzna
- Pomożesz mi stąd wyjść – wyszeptałem – ale będziesz cicho jak trusia – dodałem po chwili
- Dobrze…. – odrzekł mężczyzna
- Miałeś być cicho jak trusia… ale przynajmniej się ze mną zgadzasz – rzekłem radośnie
Przyjrzałem mu się uważnie, po czym rzuciłem zaklęcie kradzieży twarzy. Prosta iluzja, która sprawiła, że teraz wyglądałem zupełnie jak on.
- A teraz rozbieraj się…. – rzekłem szeptem
Mężczyzna rozebrał się, a ja przybrałem jego odzienie. Umoczywszy sztylet w krwi z jego ramienia, wyszedłem z pomieszczenia.
- Nie chciał gadać – powiedziałem krótko
- Co jest z twoim głosem ? – zapytała nieufnie kobieta
A niech to ! Zapomniałem skopiować jego głos.
- Patrz tam, Pinokio ! – krzyknąłem
Niestety, kobieta nie dała się nabrać. Wyciągnęła na prędce sztylet i rzuciła się w moją stronę. Obaliłem ją dynamicznym kopnięciem, po czym rzuciłem nań zaklęcie unieruchomienia. Wyjąłem klucze z jej kieszeni i ruszyłem po schodach na górę.
Wyszedłem z piwnicy i znalazłem się na zapleczu gospody Pod Gwarkiem. Nim ktokolwiek spostrzegł co się dzieje, rzuciłem na siebie zaklęcie szybkości, pognałem przed siebie do wyjścia z gospody, chwytając pod pachę klatkę z magicznym gwarkiem. Wezwawszy telepatycznie posiłki – w celu zgarnięcia przedstawicieli Czarnego Smoka, schowałem klatkę z gwarkiem w niewidzialną kieszeń.
Teraz trzeba było tylko przedostać się do kanału. Wiedziałem już bowiem, że wilkołaki mają coś wspólnego z nowym gangiem. Nie wahając się długo, udałem się w głąb tej samej uliczki gdzie wcześniej spotkałem wilkołaka.
Tym razem było tu wszystko wyraźnie widać, gdyż właśnie zaczęło świecić słońce w zenicie. Wywalony śmietnik i otwarty właz do kanału. Kratka ściekowa wbita z impetem w mur jednego z budynków. Oj ktoś się wyraźnie wkurzył – pomyślałem sobie, po czym wskoczyłem do śmierdzącego gównem kanału.
Rzuciwszy zaklęcie widzenia w ciemnościach, ruszyłem przed siebie, poprzez ciemny korytarz, którym płynęła niezbyt czysta, brązowa woda.
Długo przyszło mi iść korytarzem, nim trafiłem na pierwszy trop. Dość wyraźny był to trop – rozszarpane i pogryzione, gnijące zwłoki kogoś, kto kiedyś był ubrany w czerń, teraz zaś pokryty był czarnym łachmanem umazanym gównem.
- No…. Ładnie…. – pomyślałem
Nim się spostrzegłem, usłyszałem za sobą głośne warczenie. Rzuciłem na siebie szybko czar niewidzialności i pognałem przed siebie, znikając z oczu wilkołaka, skręcając w lewo na skrzyżowaniu rur. Nie pomyślałem niestety, że wilkołaki mają niesamowity węch. Bestia bez problemu dogoniła mnie i zagoniła w ślepy zaułek.
Musiałem użyć siły. Rzuciłem zaklęcie ognistego pocisku. Wilkołak upadł na ziemię, uderzony lśniącym potokiem ognia. Nie miał zamiaru się poddać, podniósł się, otrzepał osmalone futro i ruszył dalej w moją stronę.
Tym razem rzuciłem na niego zaklęcie ogłupienia. Sława Bogom ! Zadziałało. Zaczął tańczyć jak błazen, po czym rzucił się do wody i zaczął napełniać swój pysk fekaliami.
- Masz za swoje, potworze – rzekłem – po czym rzuciłem się do ucieczki
Bestia ocknęła się nader szybko, gdyż gnała za mną dziesięć razy bardziej wściekła niż przed chwilą.
- Kurwa ! czuję smak gówna ! – darł się potwór
Rzuciłem na niego zaklęcie śliskości i po chwili wpadł znowu do wody, cały utaplany w odchodach. Podniósł się dynamicznie i rzucił na mnie, zamachując pazurami. Rzuciłem na prędce zaklęcie osłabienia zmysłów, na wilkołaka i tamując uciekającą z zadrapania na mym ciele krew, zniknąłem za załomem jednego z korytarzy. Biegnąc przed siebie, nagle wpadłem do dużego pomieszczenia, pełnego rur. Tam spostrzegłem niesamowity widok. Najzwyklej w świecie, bandyci z nowego gangu urządzili sobie tutaj bazę ! Bingo ! Mam was skurwysyny ! Myślałem sobie, uśmiechając się jakby sam do siebie.
Przede mną znajdował się szereg skrzyń, niektóre z nich były otwarte, zaś w środku znajdowały się towary pochodzące najpewniej z kradzieży. Teraz trzeba było tylko przyczaić się tutaj. No – i pozbyć wilkołaka – pomyślałem, gdy do pomieszczenia wpadła bestia.
- Ja zabić ty ! – krzyczał stwór
Rzuciłem na niego czar uśpienia. Niestety, nie zadziałał i wilkołak obalił mnie na ziemię jednym potężnym ciosem.
No to już po mnie – pomyślałem sobie – gdy nagle, do pomieszczenia wpadło kilku moich kolegów po fachu.
Odzyskałem przytomność już w białym łożu, wewnątrz kamiennych murów, obok drewnianego stolika. To był mój pokój ! Jeszcze tego dnia odebrałem serdeczne gratulacje od moich przełożonych. Dzięki mnie rozbito nie tylko komórkę Czarnego Smoka, ale i bazę nowego, niebezpiecznego gangu, który posługiwał się w swych występkach wilkołakami.
Wieczorem zaś spędzałem miło czas, na grze w szachy, z mym nowym przyjacielem – gadającym gwarkiem.