03-10-2010, 12:49
Tekst o miłości, zainspirowany lekturą najnowszego numeru "Sensu" oraz książki Ericha Fromma "O sztuce miłości".
O miłości słów kilka
Czym jest miłość? Przyjemnym uczuciem, którego zaznanie jest sprawą przypadku, czymś, co się zdarza, jeśli człowiek ma szczęście? A może sztuką, wymagającą wiedzy i wysiłku? Otóż dwie z możliwych odpowiedzi są prawdziwe. Z jednej strony miłość, jest rzeczą niezwykłą, zdarzającą się w życiu człowieka niezmiernie rzadko - przez co możemy powiedzieć, że zachodzi wyłącznie za sprawą przypadku. Natomiast z drugiej strony, czy ktokolwiek wziął pod uwagę możliwość, iż miłość może być umiejętnością, której można się nauczyć? Którą można nabyć, wykazując ku temu chęci?
Nie jest intencją tego artykułu stworzenie nowego poglądu na miłość. Jak mówi znana sentencja, powtarzana czy to w sztuce, czy w filozofii - „nic nowego nie da się powiedzieć, stworzyć, przedstawić - wszystko bowiem już było". Nie jest intencją również moralizatorska chęć przekonania kogokolwiek. Stawiam sobie zadanie skromniejsze, aspirujące co najwyżej do pobudzenia świadomości czytelnika, być może nie patrzącego na poruszane zagadnienie z tejże właśnie strony. A miłość, jak wiemy, jest zagadnieniem na tyle złożonym, iż rzeczą niemożliwą staje się ogarnięcie go w całości – nie mówiąc już o samym zrozumieniu choćby jego części.
Kochać a być kochanym
Pierwszą rzeczą, z której należy zdać sobie sprawę, jest, znamienne dla wielu ludzi, przeniesienie punktu ciężkości z podmiotu na przedmiot (podobne zjawisko opisywane jest przez Ludwika Feuerbacha w jego antropologicznym pomyśle alienacji religijnej). Problem miłości – dla większości z nas – tkwi przede wszystkim w tym, żeby „być kochanym”. Istotne wydaje się to, żeby w przedmiocie miłości (a ściślej: w drugiej osobie) wzbudzić uczucie miłości – zaś aby to zrobić, uciekamy się do przeróżnych technik. Mężczyźni z reguły starają się zaimponować kobietom – zarobkami, urokiem osobistym, tężyzną fizyczną, czasem inteligencją. Natomiast kobiety, analogicznie – poprzez atrakcyjny wygląd, miły sposób bycia, umiejętność prowadzenia ciekawej rozmowy (co odnieść możemy również do mężczyzn), łagodność i skromność. Zdobyć miłość, miast ją okazać – staje się rzeczą ważniejszą. Erich Fromm tak ujmuje ten problem: „W mniemaniu większości ludzi naszego kręgu kulturowego umieć zdobywać miłość to znaczy po prostu być sympatycznym i pociągającym fizycznie”. Warto zadać sobie pytanie – czy aby na pewno?
Miłość – obiekt czy zdolność?
Drugą przesłanką, z której wynika pogląd, że o miłości niczego nie można się nauczyć, jest przekonanie, że problem miłości to problem obiektu, a nie problem zdolności. Wynika to poniekąd z przeświadczenia, że kochać to rzecz prosta. Tymczasem rzeczą trudniejszą jest znalezienie obiektu miłości – zdobycie czyjegoś uczucia (E. Fromm). Wpływ na takie a nie inne postrzeganie miłości, ma i rozluźnienie obyczajów (o czym zaraz), i pociągająca wizja „miłości romantycznej” - której oświecenie przypada na początek wieku XIX. Niegdyś problem obiektu miłości nie występował, a to za sprawą uwarunkowań społecznych. W wielu tradycyjnych kulturach, miłość dwojga ludzi była przeważnie nie spontanicznym uczuciem, a afektem zrodzonym już po zajściu – zaplanowanego przeważnie przez zainteresowanych tym rodziców – mariażu. Dzisiaj, kiedy wybór obiektu uczuć leży w gestii niezależnego od nikogo podmiotu – nowe pojęcie swobody w miłości doprowadziło w znacznym stopniu do uwypuklenia się ważności obiektu w stosunku do ważności funkcji podmiotu. Nasze uczucia stają się czymś zwrotnym, czasem zaś ich w ogóle nie ma. Inną sprawą jest upojenie się tak zwaną „miłością romantyczną” - wzmaganą przez tysiące tandetnych przebojów miłosnych, czy produkowanych w zawrotnym tempie romantycznych historii (których boom nastąpił już w XIX wieku – i ani myśli słabnąć). Miłość sprowadzona została do osobistego uczucia, namiętności – przy jednoczesnym zrodzeniu się przekonania, iż na nich budować można stały związek. Dzisiaj małżeństwa buduje się na uczuciu zakochania, a nawet przyjaźni. Nie dziwi zatem fakt wzrastającej liczby rozwodów między młodymi ludźmi – bo, jak pisze Mariola Kosowicz (psycholog, psycho-onkolog), miłość to nie krótkotrwała emocja, tylko relacja, którą buduje się każdego dnia. Często bywa tak, że gorące uczucie niszczy codzienność, na którą trzeba mieć pomysł, natomiast pomysł umiejętnie wprowadzać w życie.
Nie twierdzę, bynajmniej, że obiekt miłości jest nieistotny – ważne staje się jednakże pytanie; na ile ważny? Jakkolwiek nie może zdominować naszego postrzegania miłości, uzurpując sobie prawo do wyłączności, gasząc tym samym nasze własne, szczere uczucia.
Kapitalizm i wolny rynek miłości
Trzecim charakterystycznym rysem współczesnej kultury, uwzględnionym przez Fromma, jest żądza kupna, idea wymiany korzystnej dla obu stron – co nanieść możemy również na przestrzeń ludzkich uczuć. Szczęściem nowoczesnego człowieka jest ów dreszczyk, towarzyszący mu podczas oglądania wystaw sklepowych, czy podczas udanych transakcji. Podobnie sprawa ma się w miłości – często nasze myślenie zdominowane jest przez zasady rynkowe, a na ewentualny obiekt miłości, patrzymy jak na towar. Być pociągającym, znaczy posiadać zestaw cech poszukiwanych (na które istnieje popyt) na ludzkim rynku. Cechy zaś ściśle związane są z kontekstem historyczno-kulturowym. Kiedyś pożądanym typem mężczyzny, był typ agresywny i ambitny – dzisiaj wymaga się, by był towarzyski i tolerancyjny, a często jeszcze delikatny i uczuciowy.
Tak więc dwie osoby zakochują się w sobie, kiedy czują, że znalazły najlepszy osiągalny na rynku obiekt, uwzględniając przy tym obustronne wartości wymienne – E. Fromm.
Istotna staje się powierzchowność, to, jak mnie postrzegają, albowiem na rynku rzeczywistą wartość mają walory zewnętrzne.
Wracając do zakochania
Jedną jeszcze rzecz warto wyszczególnić i rozszerzyć (w nawiązaniu do miłości romantycznej) – pomieszanie początkowego uczucia zakochania się ze stałym stanem kochania. Ciekawą analogią zakochania zawsze było dla mnie burzenie muru. Niszcząc między sobą dotychczas dzielący mur, dwójka ludzi staje się sobie niezwykle bliska. Jest to jedno z najbardziej radosnych, ekscytujących i podniecających przeżyć w życiu. Dotąd odizolowani, odcięci, pozbawieni miłości – ludzie zaczynają doznawać nowych dla siebie uczuć. Niemniej jednak, stan ten nie trwa długo. Namiętność zmienia się w czułość. Czułość w przywiązanie. Przywiązanie w konieczność, potęgowaną często wspólnym kontem bankowym, czy dziećmi. Zażyłość z biegiem czasu, odzierana ze swojego uroku przez codzienność, zatraca cudowny charakter, aż w końcu antagonizmy i rozczarowania biorą górę, prowadząc do zniechęcenia, w skrajnych zaś przypadkach do nienawiści.
„Kochać” nie jest rzeczą prostą. Czasem wydaje mi się, że ludzie stawiają na wygodę „bycia kochanym”, przy jednoczesnym nie martwieniu się o wzajemność. Doświadczenie życia codziennego uczy nas jednak, że ta powszechna tendencja nie prowadzi do stałych i bezpiecznych związków. Co więcej, przytłaczające dowody świadczą od czymś wręcz przeciwnym. Wydaje się, że człowiek w miłości doznał dotychczas najwięcej niepowodzeń i porażek – tymczasem nasza pycha zwycięża nad chęcią podjęcia zdecydowanych działań aby ten stan zmienić. Wciąż pozostajemy idealistami w kwestiach miłości – ignorując głosy realistów, chcących nam pomóc.
Ciąg dalszy, mam nadzieję, nastąpi (będzie o czymś trochę innym).
O miłości słów kilka
Czym jest miłość? Przyjemnym uczuciem, którego zaznanie jest sprawą przypadku, czymś, co się zdarza, jeśli człowiek ma szczęście? A może sztuką, wymagającą wiedzy i wysiłku? Otóż dwie z możliwych odpowiedzi są prawdziwe. Z jednej strony miłość, jest rzeczą niezwykłą, zdarzającą się w życiu człowieka niezmiernie rzadko - przez co możemy powiedzieć, że zachodzi wyłącznie za sprawą przypadku. Natomiast z drugiej strony, czy ktokolwiek wziął pod uwagę możliwość, iż miłość może być umiejętnością, której można się nauczyć? Którą można nabyć, wykazując ku temu chęci?
Nie jest intencją tego artykułu stworzenie nowego poglądu na miłość. Jak mówi znana sentencja, powtarzana czy to w sztuce, czy w filozofii - „nic nowego nie da się powiedzieć, stworzyć, przedstawić - wszystko bowiem już było". Nie jest intencją również moralizatorska chęć przekonania kogokolwiek. Stawiam sobie zadanie skromniejsze, aspirujące co najwyżej do pobudzenia świadomości czytelnika, być może nie patrzącego na poruszane zagadnienie z tejże właśnie strony. A miłość, jak wiemy, jest zagadnieniem na tyle złożonym, iż rzeczą niemożliwą staje się ogarnięcie go w całości – nie mówiąc już o samym zrozumieniu choćby jego części.
Kochać a być kochanym
Pierwszą rzeczą, z której należy zdać sobie sprawę, jest, znamienne dla wielu ludzi, przeniesienie punktu ciężkości z podmiotu na przedmiot (podobne zjawisko opisywane jest przez Ludwika Feuerbacha w jego antropologicznym pomyśle alienacji religijnej). Problem miłości – dla większości z nas – tkwi przede wszystkim w tym, żeby „być kochanym”. Istotne wydaje się to, żeby w przedmiocie miłości (a ściślej: w drugiej osobie) wzbudzić uczucie miłości – zaś aby to zrobić, uciekamy się do przeróżnych technik. Mężczyźni z reguły starają się zaimponować kobietom – zarobkami, urokiem osobistym, tężyzną fizyczną, czasem inteligencją. Natomiast kobiety, analogicznie – poprzez atrakcyjny wygląd, miły sposób bycia, umiejętność prowadzenia ciekawej rozmowy (co odnieść możemy również do mężczyzn), łagodność i skromność. Zdobyć miłość, miast ją okazać – staje się rzeczą ważniejszą. Erich Fromm tak ujmuje ten problem: „W mniemaniu większości ludzi naszego kręgu kulturowego umieć zdobywać miłość to znaczy po prostu być sympatycznym i pociągającym fizycznie”. Warto zadać sobie pytanie – czy aby na pewno?
Miłość – obiekt czy zdolność?
Drugą przesłanką, z której wynika pogląd, że o miłości niczego nie można się nauczyć, jest przekonanie, że problem miłości to problem obiektu, a nie problem zdolności. Wynika to poniekąd z przeświadczenia, że kochać to rzecz prosta. Tymczasem rzeczą trudniejszą jest znalezienie obiektu miłości – zdobycie czyjegoś uczucia (E. Fromm). Wpływ na takie a nie inne postrzeganie miłości, ma i rozluźnienie obyczajów (o czym zaraz), i pociągająca wizja „miłości romantycznej” - której oświecenie przypada na początek wieku XIX. Niegdyś problem obiektu miłości nie występował, a to za sprawą uwarunkowań społecznych. W wielu tradycyjnych kulturach, miłość dwojga ludzi była przeważnie nie spontanicznym uczuciem, a afektem zrodzonym już po zajściu – zaplanowanego przeważnie przez zainteresowanych tym rodziców – mariażu. Dzisiaj, kiedy wybór obiektu uczuć leży w gestii niezależnego od nikogo podmiotu – nowe pojęcie swobody w miłości doprowadziło w znacznym stopniu do uwypuklenia się ważności obiektu w stosunku do ważności funkcji podmiotu. Nasze uczucia stają się czymś zwrotnym, czasem zaś ich w ogóle nie ma. Inną sprawą jest upojenie się tak zwaną „miłością romantyczną” - wzmaganą przez tysiące tandetnych przebojów miłosnych, czy produkowanych w zawrotnym tempie romantycznych historii (których boom nastąpił już w XIX wieku – i ani myśli słabnąć). Miłość sprowadzona została do osobistego uczucia, namiętności – przy jednoczesnym zrodzeniu się przekonania, iż na nich budować można stały związek. Dzisiaj małżeństwa buduje się na uczuciu zakochania, a nawet przyjaźni. Nie dziwi zatem fakt wzrastającej liczby rozwodów między młodymi ludźmi – bo, jak pisze Mariola Kosowicz (psycholog, psycho-onkolog), miłość to nie krótkotrwała emocja, tylko relacja, którą buduje się każdego dnia. Często bywa tak, że gorące uczucie niszczy codzienność, na którą trzeba mieć pomysł, natomiast pomysł umiejętnie wprowadzać w życie.
Nie twierdzę, bynajmniej, że obiekt miłości jest nieistotny – ważne staje się jednakże pytanie; na ile ważny? Jakkolwiek nie może zdominować naszego postrzegania miłości, uzurpując sobie prawo do wyłączności, gasząc tym samym nasze własne, szczere uczucia.
Kapitalizm i wolny rynek miłości
Trzecim charakterystycznym rysem współczesnej kultury, uwzględnionym przez Fromma, jest żądza kupna, idea wymiany korzystnej dla obu stron – co nanieść możemy również na przestrzeń ludzkich uczuć. Szczęściem nowoczesnego człowieka jest ów dreszczyk, towarzyszący mu podczas oglądania wystaw sklepowych, czy podczas udanych transakcji. Podobnie sprawa ma się w miłości – często nasze myślenie zdominowane jest przez zasady rynkowe, a na ewentualny obiekt miłości, patrzymy jak na towar. Być pociągającym, znaczy posiadać zestaw cech poszukiwanych (na które istnieje popyt) na ludzkim rynku. Cechy zaś ściśle związane są z kontekstem historyczno-kulturowym. Kiedyś pożądanym typem mężczyzny, był typ agresywny i ambitny – dzisiaj wymaga się, by był towarzyski i tolerancyjny, a często jeszcze delikatny i uczuciowy.
Tak więc dwie osoby zakochują się w sobie, kiedy czują, że znalazły najlepszy osiągalny na rynku obiekt, uwzględniając przy tym obustronne wartości wymienne – E. Fromm.
Istotna staje się powierzchowność, to, jak mnie postrzegają, albowiem na rynku rzeczywistą wartość mają walory zewnętrzne.
Wracając do zakochania
Jedną jeszcze rzecz warto wyszczególnić i rozszerzyć (w nawiązaniu do miłości romantycznej) – pomieszanie początkowego uczucia zakochania się ze stałym stanem kochania. Ciekawą analogią zakochania zawsze było dla mnie burzenie muru. Niszcząc między sobą dotychczas dzielący mur, dwójka ludzi staje się sobie niezwykle bliska. Jest to jedno z najbardziej radosnych, ekscytujących i podniecających przeżyć w życiu. Dotąd odizolowani, odcięci, pozbawieni miłości – ludzie zaczynają doznawać nowych dla siebie uczuć. Niemniej jednak, stan ten nie trwa długo. Namiętność zmienia się w czułość. Czułość w przywiązanie. Przywiązanie w konieczność, potęgowaną często wspólnym kontem bankowym, czy dziećmi. Zażyłość z biegiem czasu, odzierana ze swojego uroku przez codzienność, zatraca cudowny charakter, aż w końcu antagonizmy i rozczarowania biorą górę, prowadząc do zniechęcenia, w skrajnych zaś przypadkach do nienawiści.
„Kochać” nie jest rzeczą prostą. Czasem wydaje mi się, że ludzie stawiają na wygodę „bycia kochanym”, przy jednoczesnym nie martwieniu się o wzajemność. Doświadczenie życia codziennego uczy nas jednak, że ta powszechna tendencja nie prowadzi do stałych i bezpiecznych związków. Co więcej, przytłaczające dowody świadczą od czymś wręcz przeciwnym. Wydaje się, że człowiek w miłości doznał dotychczas najwięcej niepowodzeń i porażek – tymczasem nasza pycha zwycięża nad chęcią podjęcia zdecydowanych działań aby ten stan zmienić. Wciąż pozostajemy idealistami w kwestiach miłości – ignorując głosy realistów, chcących nam pomóc.
Ciąg dalszy, mam nadzieję, nastąpi (będzie o czymś trochę innym).